poniedziałek, 23 maja 2011

18.

36 komentarzy...
jestem cholernie niezadowolona z tego rozdziału! miało być inaczej, miało być co innego... agr! sesja mi się zbliża, zaliczenia już mnie gonią i się kurwa irytuję i stresuję! I uprasza się o nie branie zbyt emocjonalnie większej części początku tego rozdziału...
dzięki za tyle miłych komentarzy, za wsparcie, próby dowartościowania mnie i mojego opowiadania xd no... i kurwa już nie pierdolę... czytać, komentować i tak dalej...
***
Wysoki blondyn leżał z przytuloną do jego piersi dziewczyną, która pogrążona we śnie, nieświadomie objęła go mocniej i wymamrotała coś przez sen. Chłopak spróbował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawiło się jedynie coś, co przypominało grymas bólu. Czule ucałował ją w czubek głowy i uważnie obserwował jej spokojną twarz. Kiedy spała, była jeszcze piękniejsza niż zwykle i o ile było to możliwe jeszcze bardziej niewinna i słodka. Duff nie mógł się nadziwić, skąd w jego życiu pojawiło się takie szczęście, czym zasłużył sobie na obecność takiego cudu, jak zwykł mawiać, koło jego boku i nie potrafił słowami wyrazić tego, jak był z tego faktu uradowany. Jednak, czemu ciągle coś zakłócało jej szczęście? Czemu ona nie mogła być w pełni szczęśliwa? Odgarnął włosy z jej czoła i z nudów zaczął mruczeć piosenkę Michaela Jacksona, którego Marta bardzo lubiła.

I Just Want To Lay Next To You For Awhile
You Look So Beautiful Tonight
Your Eyes Are So Lovely
Your Mouth Is So Sweet
A Lot Of People Misunderstand Me
That's Because They Don't
Know Me At All
I Just Want To Touch You
And Hold You
I Need You
God I Need You
I Love You So Much

Each Time The Wind Blows
I Hear Your Voice So
I Call Your Name . . .
Whispers At Morning
Our Love Is Dawning
Heaven's Glad You Came . . .

You Know How I Feel
This Thing Can't Go Wrong
I'm So Proud To Say I Love You
Your Love's Got Me High
I Long To Get By
This Time Is Forever
Love Is The Answer

Kiedy skończył śpiewać, wyślizgnął się spod niej i okrył jej prawie nagie ciało kołdrą. Ostatni raz spojrzał na nią tęsknym wzrokiem i wyszedł po cichu z pomieszczenia. Zszedł pomału do kuchni, w której zastał Izzy’ego w towarzystwie Slasha i o dziwo, Axla, który postanowił ich odwiedzić.
- Cześć – zawołał do McKagana i szybko dodał – pożyczysz mi swoją kobietę na parę godzin? Mam do niej sprawę…
Duff uniósł wysoko brwi i sięgając po butelkę wódki, zapytał, o co Rose’owi chodzi. Wokalista tylko uśmiechnął się tajemniczo i stwierdził, że potrzebuje rady jakiejś inteligentnej dziewczyny. A jedyne mądre i poukładane dziewczyny to Marta, Joan, która z racji tego, że nie pała sympatią do Axla, odpada i Erin, która zdecydowanie nie nadaje się do tego i jeszcze dodatkowo nie ma jej obecnie w domu, bo pojechała odwiedzić matkę.
- No… nie ma sprawy, ale ona jeszcze śpi… - mruknął i upił kilka sporych łyków trunku.
- No to pójdę ją obudzić – powiedział dziarsko i już chciał wstać od stołu.
- Nie! Daj jej się w końcu wyspać… - McKagan zatrzymał go i dodał – poczekaj godzinę…
Rose rzucił mu tylko sugestywne spojrzenie i stwierdził, że Marta pewnie chodzi ciągle niewyspana, bo jej chłopak odpowiednio zajmuje się nią przez całą noc i wyciąga z niej wszystkie siły. Slash wybuchł śmiechem razem z rudowłosym, a Duff warknął cicho, żeby się odpierdolili i spochmurniał. Irytowały go ciągłe żarty i przytyki Axla odnośnie ich związku i pożycia. Kurwa mać! Co mu do mojego łóżka?! Niech patrzy na siebie i Erin, a nie przypierdala się do tego, czy śpię z Martą czy nie i ile! Ja pierdolę! Ja im się wjebuję w ich życie i kurwa, pytam, czy Everly jest dobra albo kurwa, czy pieprzą się codziennie?! Kurwa… Prychnął i spojrzał na Izzy’ego, który też nie wyglądał na uradowanego z dobrego humoru swoich kolegów. Domyślił się, że jego też to wkurza, ale nie miał bladego pojęcia dlaczego.
- Rose! Kurwa, zamknij się w końcu! – krzyknął w końcu Izzy, gdy Axl nie poprzestał na jednym żarcie o Marcie i basiście.
- Ok, ok… już nic nie mówię! – wokalista podniósł ręce w geście poddania, jednak nie mógł się powstrzymać od wymownego spojrzenia w kierunku Duffa.
Izzy wymamrotał coś pod nosem i szybko opuścił kuchnię. Skierował się na piętro do sypialni, w której obecnie spała jego przyszywana siostra i po cichu wślizgnął się do środka. Dziewczyna ciągle leżała, pogrążona w miarę spokojnym śnie, więc chłopak ostrożnie usiadł na skraju łóżka i lekko pogładził ją po policzku. Poruszyła się niespokojnie i szybko otworzyła zaspane oczy, rozglądając się wokoło.
- I-izzy? – wymamrotała zachrypniętym głosem.
Chłopak popatrzył na nią i od razu zauważył zaczerwienienie i lekkie podpuchnięcie w okolicach oczu, które mogło oznaczać tylko jedno – długi płacz w nocy. Zmartwił się i od razu pojął, dlaczego Duff był taki dziwny i nerwowy, nie wiedział tylko, co było powodem takiego stanu dziewczyny. Ujął jej twarz w dłonie i skierował ku sobie, przeszywając ją swoim spojrzeniem tak, jakby samo patrzenie potrafiło wyjaśnić mu, co się stało.
- Malutka… czemu płakałaś?
- Nie płakałam – odpowiedziała zdecydowanie za szybko i od razu dodała – źle spałam, to wszystko…
- Marta… nie kłam, bo ci to nie wychodzi… - mruknął i gdy usiadła, podał jej koszulę McKagana, by mogła coś na siebie narzucić, a nie siedzieć w samej bieliźnie - zresztą wystarczyło spojrzeć na Duffa, bo o twoich oczach nawet nie trzeba mówić…
Brunetka spuściła wzrok i udawała, że jest zajęta zapinaniem guzików. Tak strasznie nie chciała mówić Izzy’emu, że przepłakała ponad pół nocy, że Duff nie był w stanie jej uspokoić; że trzymał w ramionach rozdygotaną dziewczynę, która jeszcze dała popis swojego idiotyzmu. Parę godzin temu obudziła się z krzykiem i zaczęła wyrywać się basiście, który chciał ją szybko sprowadzić do rzeczywistości i na domiar złego, nie potrafiła myśleć racjonalnie. Przez dobrych kilka chwil chłopak musiał ją przekonywać, że nic jej nie zrobi i jej nie skrzywdzi, że przy nim jest bezpieczna. Przez kilkanaście minut nie pozwoliła mu się nawet dotknąć, bo panicznie bała się, że coś jej zrobi; zupełnie straciła poczucie miejsca, czasu i świadomości, kto jest koło niej. Miała wrażenie, że jest rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty ósmy, że znajduje się w ciemnym, ponurym parku gdzieś na południu Polski i że stoi przed nią mężczyzna, który wyrządził jej straszną krzywdę. Kiedy w końcu dotarło do niej, że to wytwór jej wyobraźni i że ma przed sobą przerażone i jednocześnie zasmucone oblicze Duffa, wybuchła płaczem i nie potrafiła się uspokoić. McKagan z pewną rezerwą próbował ją pocieszyć i doprowadzić do ładu, ale bał się ją znów wystraszyć. Na szczęście dziewczyna, mimo całego wstydu, wywołanego tą nieprzyjemną sytuacją, pragnęła bliskości chłopaka, pragnęła pocieszenia, czułości, która wręcz od niego biła i miłości. I tak przez ponad dwie godziny w środku nocy płakała i chlipała wtulona w pierś basisty, który z bólem w sercu robił wszystko, by tylko przestała płakać i zasnęła. I miałabym o tym powiedzieć Izzy’emu? Miałabym mu powiedzieć o tym wszystkim, gdy już wie stanowczo za dużo? Miałabym powiedzieć mu wszystko, tak jak te cholerne dwa tygodnie temu o moich lękach? Mam zrobić z siebie jeszcze większą wariatkę?
- Izzy, nie zrozum mnie źle, ale… - czuła, że do jej oczu napływają łzy, ale mrugnęła kilkakrotnie i powstrzymała pierwszą falę – n-nie chcę o tym rozmawiać…
- Hej… spokojnie… - położył jej dłoń na ramieniu – nie nalegam… ale wszystko już w porządku?
- Tak… chyba tak…
- No… mam nadzieję – cmoknął ją lekko w czoło i powiedział – Axl jest na dole… mówi, że ma jakąś sprawę do ciebie…
- Axl? Sprawę do mnie? – zapytała zaskoczona.
- Też nie wiem, o co mu chodzi, ale się trochę niecierpliwi…
- Ok… ogarnę się trochę i zejdę do niego… - wymamrotała i podniosła się z łóżka i szybko wyszła z pokoju kierując się do łazienki, uprzednio zaglądając do swojego pokoju po świeże ubranie.
Izzy westchnął tylko ciężko i zszedł do kuchni, żeby poinformować Rose’a, że Marta za chwilę się pojawi. Wykorzystał fakt, że każdy z trójki chłopaków siedzących obecnie w kuchni, jest w mniejszym lub większym stopniu pochłonięty piciem lub paleniem, przyjrzał się Duffowi, który był dziś wyjątkowo blady. Widać było na jego twarzy cały ból, którego doświadczył w nocy, gdy nie wiedział, co zrobić z przerażoną Martą, widać było zmęczenie i kompletne niewyspanie, gdy zamiast spać, czuwał przy płaczącej dziewczynie. Co się stało, do cholery? Przecież to nie był jakiś zwykły napad płaczu! Gdyby tak było, to Marta z pewnością, powiedziałaby mi w czym rzecz, no i McKagan nie byłby taki podłamany!
- Cześć… - Marta właśnie weszła do kuchni i mruknęła ciche powitanie – Axl, o co chodzi?
Dziewczyna usiadła na parapecie, próbując nie patrzeć w stronę Duffa i Izzy’ego. Pierwszemu bała się spojrzeć w oczy i wstydziła się wszystkiego, co wydarzyło się kilka godzin temu, a na drugiego nie chciała patrzeć, bo była prawie pewna, że wyczyta więcej z jej spojrzenia, niżby chciała.
- Nareszcie… słuchaj… chodź ze mną na miasto, bo mam sprawę! – zawołał, nie kryjąc zniecierpliwienia.
Kiwnęła tylko głową, zadowolona, że ma pretekst, aby opuścić dom i na jakiś czas zostawić Duffa bez konieczności rozmawiania z nim. Szybko wyszła za rudowłosym chłopakiem i miała nadzieję, że jak wróci, to nie będzie musiała tłumaczyć się swojemu facetowi ze swojego dziwnego zachowania. Nie byłaby chyba w stanie powiedzieć niczego, bez urojenia choć jednej łzy, a tego wolała uniknąć; Duff już dość napatrzył się w bezradności na jej płacz.
- To o co chodzi? – zapytała, próbując zająć czymś myśli.
- Bo… pomożesz mi wybrać… wybierzesz ze mną pierścionek dla Erin?
- Bierzecie ślub?!
- No… - powiedział z pewnością siebie – to znaczy… chcę jej zrobić niespodziankę, bo ona jeszcze nie wie… nikt nie wie… prócz ciebie – uśmiechnął się do niej i pociągnął ją do pierwszego sklepu jubilerskiego.
- A… no dziękuję za zaufanie… - wybełkotała kompletnie zaskoczona.
- Chłopakom nie mówiłem, bo to straszne gaduły i pewnie od razu by rozgadali połowie miasta o tym… - powiedział i uśmiechnął się – zobaczysz… za… dwa tygodnie będę miał żoną!
Marta spojrzała na niego pytająco i próbowała uzyskać odpowiedź skąd taki pośpiech. Przecież nawet jeszcze się jej nie oświadczył, a za czternaście dni chce mieć już ślub… Kto powiedział, że ona się zgodzi? I kto powiedział, że będzie jej pasował taki pośpiech? Pomyślała, ale nie podzieliła się swoimi wątpliwościami z rozentuzjazmowanym Axlem.

W tym samym czasie, Izzy postanowił wykorzystać nieobecność Marty i fakt, że Slash zabrał Joan na spacer i udał się do pokoju swojego przyjaciela. Nie trudził się pukaniem, bo wiedział, że i tak mu nie przeszkadza i szybko wszedł do środka. McKagan siedział na podłodze, opierając się o łóżko i patrzył nieobecnym wzrokiem na przeciwległą ścianę.
- Stary… chciałem pogadać… - zagadnął go Stradlin.
- O czym? – zapytał, nawet się nie poruszając.
- Jak już to, o kim… - mruknął i usiadł na krześle, które stało na wprost basisty - o Marcie… o was…
- Co kurwa? – poderwał głowę i spojrzał pytająco na bruneta.
- Wiem, że to nie moje sprawy, ale… czemu ona płakała w nocy?
Duff przymknął oczy i skrzywił się na samo wspomnienie tego horroru, bo inaczej nie potrafił tego nazwać. Niechętnie powiedział Izzy’emu, co się stało i zauważył, że Stradlin wcale nie wyglądał na wybitnie zaskoczonego tym, co usłyszał. Gitarzysta wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale miał nadzieję, że jakoś łagodniej się to wszystko potoczy. Kurwa… Siostrzyczko, nie zostawiasz mi jebanego wyboru!
- Duff… obiecałem Marcie, że… że ci tego nie powiem, ale… - urwał, ciągle wahając się, czy dobrze robi – kurwa… muszę! Wiem… wiem, dlaczego ona… dlaczego się tak zachowała…
- To znaczy? – zapytał szybko i podniósł się z podłogi.
- Ja… musicie poważnie pogadać, Stary… ona… ona się panicznie boi, kumasz?
- Ale czego? Mnie? Przecież… przecież jej nie krzywdzę! – jęknął załamany.
- Nie sądziłem, że jest z nią tak źle, ale… jej wszystko przypomina ten jebany gwałt! Przyznała, że za każdym razem modli się, żeby nie uciec od ciebie z krzykiem, gdy ją dotkniesz…
McKagan spojrzał na niego jak obłąkany i ukrył twarz w dłoniach. Jego najgorsze wyobrażenia o powodzie dziwnego zachowania dziewczyny się sprawdziły. Boi się… boi się mnie… mojego dotyku… każdego pieprzonego pocałunku… tylko czemu przypominam jej tego gnojka? Przecież… przecież nie musi się mnie bać! Przecież nigdy jej nie skrzywdzę! Nigdy jej nie zranię! Kurwa… co mam, do chuja, teraz zrobić? Mam zachowywać się jakby nigdy nic i dalej się z nią kochać? Dalej ją dotykać i udawać, że nie wiem, że wzdryga się za każdym razem? Mam się do niej nie zbliżać, żeby się nie bała i nie przypominała sobie tego gwałtu? Mam robić wszystko, żeby nie dopuścić ponownie do tego, co wydarzyło się dziś w nocy? Mam kompletnie odsunąć ją od siebie, raniąc i ją i siebie?
- Izzy… kurwa… co ja mam robić?
- Nie mam pojęcia… - Stradlin bezradnie wzruszył ramionami i dodał – ja pierdolę… ona mnie prawie błagała, żebym zachował to dla siebie, ale… jak miałem to tak po prostu zignorować? Jak miałem udawać, że nic nie wiem?
- Dzięki, że mi powiedziałeś… - wydukał Duff i przeczesał palcami włosy – tylko… mam zachowywać się jak zawsze? Mam wmówić sobie, że to tylko chwilowe? Że to nie tylko na mnie tak reaguje? Kurwa… obaj wiemy, że tu chodzi tylko i wyłącznie o mnie! O mnie, o moje pieprzone próby sprawienia, by była szczęśliwa, o każdy idiotyczny całus… o seksie już nie wspominając! To wszystko jest moją  jebaną winą!
- Duff… nie obwiniaj się… musisz z nią po prostu pogadać i sobie wszystko wyjaśnić… - Izzy próbował go jakoś pocieszyć, ale wiedział, że pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie - ona cię kocha i ci ufa, ale… ale to całe gówno jest od tego, jak widać, silniejsze… szczerze mówiąc, to byłem na początku zdziwiony, że zachowywała się, jakby nic się nigdy nie wydarzyło, ale jak widać to była tylko niezła próba ukrycia całego bólu…
- A jeśli… jeśli z nią porozmawiam, a ona stwierdzi, że to nie ma sensu? Co zrobię, jeśli powie, że to ją przerasta i nie chce być z kimś, kogo się boi?
- McKagan, weź nie pierdol! – rzucił niecierpliwie Izzy – sądzisz, że byłaby w stanie cię zostawić?
- N-nie wiem… ja już, kurwa, nic nie wiem… - jęknął i ukrył twarz w dłoniach – kurwa… żyłem w zajebistym przekonaniu, że dobrze nam się układa, że Marta czuje się przy mnie bezpieczna… że, kurwa mać, jest szczęśliwa i zapomina o swoim życiu w Europie… i co się okazuje? Że to jakieś moje chore zwidy! Że wcale nie jest tak kurewsko fajnie! – zerwał się z miejsca i z nerwami uderzył pięścią w ścianę – To wszystko jest jakąś pierdoloną iluzją!
- Uspokój się, durniu! Jak wróci, to z nią szczerze porozmawiasz i wszystko sobie wyjaśnicie, tak? – zapytał tonem nieznoszącym sprzeciwu i podnosząc się z krzesła, opuścił pomieszczenie.
Współczuł Duffowi tego, w jakiej sytuacji się znalazł, ale przecież nie mógł niczego zrobić, żeby mu pomóc. No, do chuja, przecież nie zmuszę Marty, żeby przestała się bać! Nie zmuszę jej do wyluzowania się i zapomnienia o tym wszystkim! W duchu Izzy dziękował, że przynajmniej jego się nie obawia i zawsze może bez obaw do niego przyjść, ale to przecież nie zmieni tego, co obecnie czuła dziewczyna, tego jak się zachowywała i przede wszystkim tego, jak Duff to przeżywał. Czemu to wszystko się tak jebie?! Czemu ona w końcu nie może być w pełni szczęśliwa? Warknął w myślach i doskoczył do telefonu, który od kilku dobrych chwil dzwonił.
- Tak?
- Cześć, Izzy, zobaczymy się dziś? – usłyszał radosny głos z obco brzmiącym akcentem.
- Annica… ja… - zająknął się i zaskoczony zupełnie nie wiedział, co powiedzieć – nie mam nastroju na włóczenie się po mieście… może… przyjdziesz do mnie? Poznasz w końcu Slasha i resztę…
- Ale nie będę przeszkadzać? Wiesz dobrze, że nie lubię się narzucać… - zapytała niezbyt pewnie.
- Oczywiście, że nie!  - mruknął – mówiłem ci, że od samego początku chcieli cię poznać…
- No… no dobrze… będę koło siódmej, ok? – gdy Izzy przytaknął, zaczęła się z nim żegnać i na koniec dodała – kocham cię…
- Tak… ja ciebie też – powiedział i po chwili się rozłączyła.
Stradlin spojrzał nie do końca przytomnym wzrokiem na słuchawkę i położył ją na widełkach. „Ja ciebie też”… kurwa, Izzy, co z tobą? Czemu migasz się od powiedzenia jej tych dwóch pieprzonych słów? Boisz się? Masz wątpliwości?! Ja pierdolę… przecież wiesz, co do niej czujesz! Gitarzysta nie potrafił zrozumieć, czemu tak wzbrania się przed powiedzeniem jej słowa „kocham”. Nie wiedział, czemu i dziwnie się z tym czuł. Przecież to nie kwestia wypowiedzenia tego… przecież Marcie mówiłem to dziesiątki razy… No właśnie Marta… była jedyną kobietą, której kiedykolwiek powiedział wprost o swojej miłości, rzecz jasna innej niż ta, którą darzył Annicę, ale w tym przypadku nie miało to większego znaczenia. Chodziło tu o sam fakt wyznania wprost uczucia. Może jednak się boisz, Stary… ale… czego? Zbytniego zaangażowania? Tego, że to zjebiesz? Czy może odpowiedzialności? Stradlin… ty serio jesteś tchórzem…

- Kurwa, dziewczyno! Kocham cię! – zawołał uradowany Axl, gdy odprowadzał ją do domu po udanym wyborze pierścionka i obrączek, na które uparł się chłopak.
- Bez przesad… ja nic nie zrobiłam – lekko się zarumieniła i spróbowała się uśmiechnąć.
- Jak to nic? – Rose zatrzymał się i bez najmniejszych problemów uniósł brunetkę dobrych kilkanaście centymetrów ponad ziemię – Pomogłaś mi wybrać! Sam bym się za chuja nie zdecydował…
Marta nic nie powiedziała, tylko czekała aż Axl przestanie się z nią kręcić i postawi ją z powrotem na stałym gruncie. Mimo ciągłych żartów chłopaka i dość absorbującym myśli zajęciu, nie potrafiła odgonić od siebie całej przykrej dla niej sprawy z Duffem; nie mogła przestać zadręczać się tym, co się wydarzyło i co musiał czuć wtedy jej chłopak; nie mogła przestać myśleć, co przed nim tak usilnie próbowała ukryć.
- Hej… wszystko ok? Jesteś jakaś taka… - rudowłosy na chwilę urwał, szukając odpowiedniego słowa – nieobecna?
- Tak, tak… wszystko w porządku… - po raz kolejny próbowała wymusić jakiś entuzjazm na twarzy, ale jedyne, co osiągnęła, to nieciekawy grymas.
Rose popatrzył na nią pytająco, ale ona tylko pokiwała niecierpliwie głową i ruszyła z miejsca w kierunku domu. Nie wiedziała do końca czy chce tam teraz wracać, bo przecież oznaczałoby to konfrontację z Duffem, na którą wcale nie była gotowa. Po za tym co miała mu powiedzieć? W życiu nie dałaby rady wydusić z siebie tego wszystkiego, co już powiedziała kilkanaście dni temu Izzy’emu, a przecież basista nie jest głupi i nie kupi jej bajeczki o idiotycznym strachu związanym tylko i wyłącznie z jej snem.
- Marta? – zagadnął nagle rudowłosy chłopak.
- Tak?
- Bo… chciałem cię przeprosić – odwrócił od niej wzrok i jako, że niezbyt często używał tego słowa, poczuł się lekko zażenowany – za… za to jak cię traktowałem na początku…
- No przestań… było, minęło – nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy tak szczery żal w głosie Axla – już mnie przecież przepraszałeś…
-Niby tak, ale… dziwnie się z tym czuję… - zatrzymał dziewczynę i chyba po raz pierwszy, odkąd się znają, spojrzał jej w oczy – wiem, że zachowywałem się jak gnojek, wiem, że się mnie bałaś… nie chciałem, żeby tak wyszło i… naprawdę cię lubię – uśmiechnął się do niej i zauważył lekki rumieniec na jej twarzy.
- Axl, naprawdę jest ok… nie mam już o to żalu – po raz pierwszy tego dnia udało jej się szczerze uśmiechnąć.
Rose wyszczerzył do niej zęby i ponownie poderwał ją do góry, tym razem radośnie ją przytulając. Cieszył się, że dziewczyna w końcu się do niego przekonała i już się tak nie obawiała jego osoby. I w końcu pojął czemu Izzy tak bardzo pokochał, czemu Slash tak cholernie o nią dbał i chciał jej szczęścia i wreszcie zrozumiał dlaczego Duff tak się zakochał i praktycznie oszalał na jej punkcie. Ona naprawdę jest zajebiście fajną dziewczyną! Czemu wcześniej tego nie widziałem? Pomyślał i obejmując ją po przyjacielsku, skierował się ku domu zamieszkałego przez jego przyjaciół.
- Dzięki jeszcze raz… - powiedział, gdy znaleźli się w salonie.
- Nie ma sprawy… pójdę do siebie, co? – mruknęła tylko i szybko zniknęła na schodach, zostawiając Axla w towarzystwie Slasha, który chwilę wcześniej wrócił ze spaceru z Joan.
Zaszyła się w swoim pokoju i sięgając po gitarę, zaczęła brzdąkać jakieś smętne melodie, które po chwili ułożyły się w nagranie Beatles’ów.

Yesterday, all my troubles seemed so far away
Now it looks as though they’re here to stay
Oh, I believe in yesterday.

Suddenly, I’m not half the man I used to be,
There’s a shadow hanging over me.
Oh, yesterday came suddenly.

Why she had to go I don’t know she wouldn’t say.
I said something wrong, now I long for yesterday.

Yesterday, love was such an easy game to play.
Now I need a place to hide away.
Oh, I believe in yesterday

- Marta? – nawet nie usłyszała, jak drzwi do jej pokoju otworzyły się i pojawił się w nich wysoki farbowany blondyn – musimy… musimy porozmawiać… - wszedł do środka i usiadł na krześle, zachowując dość duży i niecodzienny wręcz dystans.
Dziewczyna nie zadała sobie trudu, by chociaż spojrzeć na niego i dalej próbowała wydobywać dźwięki ze swojego akustyka. Jednak wychodziło jej to coraz gorzej i po kilku chwilach dała sobie spokój. Odłożyła gitarę na łóżko i niechętnie skierowała spojrzenie na Duffa.
- Ja… to co się dziś… wczoraj… no w nocy wydarzyło to… to było… - urwała i spojrzała na swoje stopy – to… po prostu… trochę byłam… trochę zamroczona i tak trochę… tak głupio wyszło… no…
- Przestań… - przerwał jej lekko drżącym głosem – przestań wmawiać mi, że to była nic nie znacząca, nie do końca świadoma akcja… - próbował opanować w sobie nieogarnioną chęć dotknięcia chociaż jej ręki, czy objęcia jej – wiem, że… że się mnie boisz… że boisz się mojego dotyku, że nie potrafisz przestać myśleć o tym gwałcie, nawet jak… albo szczególnie wtedy, gdy się kochamy… że próbujesz to ukryć i… i tym razem nie wyszło ci to za dobrze…
Z każdym jego słowem dziewczyna robiła się coraz bledsza i dziękowała Bogu, że siedziała na łóżku, bo chyba by się nogi pod nią ugięły. Nie spodziewała się, że Duff wszystko tak dobrze rozszyfrował, że tyle wiedział z jej wstydliwej tajemnicy. Ale… przecież… przecież nie mógł tego stwierdzić po tej nocy! Przecież wcześniej tego nie zauważał… a przynajmniej nic o tym nie mówił… Skąd się dowiedział, do cholery? Skąd… i nagle w jej mózgu zapaliła się lampka – Izzy! Izzy, jak mogłeś… jak mogłeś mu o tym powiedzieć? Obiecałeś, że zachowasz to dla siebie! Obiecałeś no!
- D-duff… to… to n-nie tak… - jęknęła i poczuła, jak jej oczy napełniają się łzami – ja… p-pozwól mi t-to… wyjaśnić…
- Marta… co chcesz mi tłumaczyć? Że wcale się nie boisz? Że próbujesz sobie wmawiać, że cię nie skrzywdzę? – zapytał, patrząc niby obojętnie na jej łzy, a tak naprawdę wyrywał się, by ją przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze – Żyłem w idiotycznym przekonaniu, że… że zajebiście nam się układa… Jaki… jaki jest sens w ogóle to ciągnąć? – sam nie wiedział po co, zadał to pytanie.
- C-co? D-duff… co t-ty… co c-chcesz p-przez to powiedzieć?
- Nie chcę… nie chcę cię ranić, nie chcę, żebyś przeze mnie płakała… żebyś się mnie bała… ja… nie wiem czy jest z tego jakieś wyjście niż… - urwał i przełknął głośno ślinę, odwracając od niej wzrok - masz jakiś inny… pomysł?
- B-błagam… n-nie rób mi t-tego! – pisnęła, zalewając się łzami – Duff… k-kocham cię, rozumiesz? Kocham… j-ja… - zerwała się i siadając mu na kolanach, rozpłakała się – Duff… - poczuła, jak drgnął, ale nawet jej nie objął - c-chcę tylko ciebie… tylko ciebie, ż-żeby być szczęśliwa… n-nie możesz… nie… nie możesz mi tego z-zabrać…
McKagan zacisnął powieki, czując nieprzyjemne szczypanie i nie mogąc znieść widoku jej łez, wtulił twarz w jej piersi. Wyszeptał tylko, żeby przestała płakać i że ją przeprasza. Idioto… co ty robisz? Po co wymyślałeś, żeby szlachetnie ją zostawić, jeśli tylko nie będzie się sprzeciwiać? Po cholerę w ogóle to zaproponowałeś? Żeby było gorzej? Żeby znów ci się popłakała? Pociągnął lekko nosem i przytulił ją mocniej.
- N-nigdy n-nie myśl, że… ż-że z-zostawienie mnie t-to… to n-najlepsze wyjście… - powiedziała, próbując uporać się ze szlochem, który wstrząsał jej ciałem raz po raz.
- Ciiii… - wymruczał i odrywając się od jej biustu, musnął lekko jej usta i pozwolił jej objąć się jeszcze mocniej – już nic nie mów… obiecaj mi tylko… obiecaj, że nie będziesz więcej takich rzeczy ukrywać… - pokiwała tylko głową – Skarbie… przepraszam… i… dziękuję, że… że nie pozwoliłaś mi zrobić największej głupoty w moim życiu… - szepnął.
Marta po paru chwilach oderwała się od niego i spojrzała mu prosto w oczy. Chciała, żeby zobaczył, że nie ma w nich takiego strachu, jakiego się spodziewał; chciała, żeby dostrzegł szczęście i pewność siebie, gdy pochyliła się ku niemu i przywarła do jego warg. Z początku chłopak z dość dużą rezerwą angażował się w ten pocałunek, ale gdy dotarło do niego, że dziewczyna pierwszy raz całowała się wręcz nachalnie, przestał myśleć o jej strachu, niepewności i wszystkim, co wydarzyło się w ciągu niecałych dwunastu godzin. Jęknął, gdy przegryzła jego wargę i coraz namiętniej wpijała się w jego usta. Przejechał dłońmi po jej plecach i skierował ręce pod jej koszulkę. Zamruczała cicho, gdy dotknął jej piersi, ukrytych pod materiałem stanika i szybko ściągnęła z niego T-shirt.
- Jesteś pewna? – mruknął, gdy zaczęła mocować się z jego paskiem od spodni.
- A jak ci się wydaje? – uśmiechnęła się słodko i przejechała czubkiem języka po jego lekko rozchylonych wargach.
Wstała z jego kolan i pociągnęła go za sobą. Wyswobodziła się z koszulki, którą miała na sobie i by dosięgnąć jego ust, wspięła się na palcach. Duff bez najmniejszego problemu uniósł ją i gdy otoczyła nogami jego biodra, przyparł ją do ściany. Czuł rosnące podniecenie i pochylając się, zaczął niecierpliwie obcałowywać jej dekolt. Marta wplotła dłonie w jego włosy i wyprężając ciało, przyciągnęła McKagna bliżej siebie. Westchnął cicho i ścisnął dłonią jedną pierś przy akompaniamencie jej mimowolnego jęku. Zacisnęła mocniej nogi i poczuła jego nabrzmiałą męskość, która rozpaczliwie chciała uwolnić się z jego spodni i bokserek.
- Mmmm… - zamruczał, gdy dziewczyna dłońmi zjechała w dół po jego torsie i dodał – to czego jesteś pewna?
Marta już miała odpowiedzieć, ale usłyszeli szybkie pukanie do drzwi, które prawie natychmiast się otworzyły. Duff momentalnie puścił dziewczynę i postawił ją z powrotem na podłodze, odwracając się niecierpliwie. Ja pierdolę! On to, kurwa mać, specjalnie robi?! Do chuja, jeszcze raz nam w czymś przeszkodzi, to mu, kurwa, wjebię! McKagan nawet nie próbował ukrywać, jak bardzo jest zły, widząc Slasha w sypialni swojej ukochanej.
- Bo tego… - zaczął i urwał, widząc parę w dość jednoznacznej pozycji – kurwa… no… - spojrzał na czerwoną ze wstydu Martę, która gorączkowo wciągała na siebie T-shirt Duffa, który był najbliżej – no… nie wiedziałem… ale chuj z tym… bo na dole jest dupa Stradlina… i chciał żebyśmy się z nią zapoznali… - mruknął trochę mniej pewnie, widząc morderczy wzrok basisty – no… to… zejdziecie na chwilę, nie? – zapytał i prawie od razu opuścił pokój, rzucając jeszcze Marcie jedno spojrzenie.
- Kurwa mać… ja pierdolę! – warknął Duff i przyciągnął ku sobie dziewczynę, którą zaczął namiętnie całować i wręcz brutalnie przycisnął ją do ściany.
Jednak Marta szarpnęła się szybko i odsunęła chłopaka na bezpieczną odległość. Niecierpliwie spojrzał na nią i przez chwilę nie wiedział, o co chodzi i czemu brunetka mu przerwała. Mruknęła tylko, że powinni zejść na dół i chociaż się przywitać, jak cywilizowani ludzie. Niezadowolony Duff patrzył, jak dziewczyna przebiera się w swoją koszulkę i podaje mu jego własność i pociągnął ją za rękę, wyprowadzając z pokoju. Prawie zbiegli po schodach i Duff z poirytowaniem spojrzał na Slasha, który właśnie prowadził luźną konwersację z jakąś blondynką, obejmowaną przez Stradlina.
- O właśnie! – zawołał Izzy i powiedział do swojej towarzyszki – to jest właśnie Duff i jego dziewczyna Marta, która tak chciała cię poznać – zdawał się nie widzieć niezbyt przyjaznej miny basisty i wręcz wkurzonego oblicza Marty – A to jest Annica – zwrócił się do zakochanej pary.
McKagan skinął tylko głową i dalej morderczym wzrokiem wpatrywał się w Hudsona, który tylko przepraszająco się uśmiechał. Marta wyszczerzyła zęby do dziewczyny, podała jej rękę na przywitanie i od razu skierowała się w stronę Izzy’ego, mówiąc, żeby poświęcił jej dosłownie chwilkę. Zaprowadziła go do kuchni, ale nie trudziła się zamknięciem drzwi i po chwili Duff, Slash i Annica usłyszeli głośny plask i pełen wyrzutu głos gitarzysty:
-Auć! Za co, kurwa?
Kiedy spojrzeli w kierunku pomieszczenia, dostrzegli chłopaka trzymającego się za obolały policzek i brunetkę, która nawet nie raczyła mu odpowiedzieć na pytanie. Rzuciła tylko z nerwami, że jeśli już o czymś wie, co go nie dotyczy, to żeby się nie wpieprzał i nie robił niepotrzebnego szumu. Opuściła szybko kuchnię, rzuciła do dziewczyny Stradlina, że miło było ją poznać i ciągnąc za sobą zaskoczonego Duffa, wyszła z domu. Po chwili usłyszeli głośny śmiech Slasha, który zapewne nabijał się z totalnie zdekoncentrowanego Izzy’ego, który zdawał się do końca nie wiedzieć, o co chodzi. Tłumaczył coś jeszcze Annicy, ale prawdopodobnie zabrał ją do kuchni, o po chwili głosy ucichły.
- Ej… co to było? – zapytał basista, ciągle zdziwiony dziwnym zachowaniem swojej ukochanej – jeszcze nigdy nie przyjebałaś Izzy’emu…
- Należało mu się! – powiedziała wzburzona i oparła się o ścianę, odetchnęła ciężko i dodała – jeśli proszę go o zachowanie czegoś dla jego wiadomości, to nie musi z tym od razu latać do ciebie, prawda?
Od razu pojął, o czym mówiła i wytrzeszczył na nią oczy. O takie coś mu przypierdoliła? O to, że powiedział mi, co się z nią dzieje? O to, że się martwił i chciał mi uświadomić, że coś jest z nią i w sumie z nami nie tak? Trochę głupio się poczuł, że uderzyła swojego przyszywanego brata w sumie z jego powodu, bo to przecież jemu chłopak się wygadał i nie zrobił tego z „przyjemności” tylko dlatego, że się martwił. Mruknął coś pod nosem, a Marta spojrzała na niego pytająco.
- Izzy, nie musiał ci tego mówić! Równie dobrze mogłeś się sam domyślić, po tym co odpieprzyłam dzisiaj… ale przecież, kurwa, nadopiekuńczy braciszek musiał się wygadać! – warknęła i prychnęła cicho – zresztą chuj z nim… - powiedziała trochę spokojniej i po chwili namysłu dodała - na czym skończyliśmy, panie McKagan, zanim nasz kochany Slash nam przerwał? – uśmiechnęła się lubieżnie i łapiąc go za T-shirt przyciągnęła go do siebie.
- Tutaj?! – zapytał zaskoczony tym, że nagle Marta przestała się przejmować miejscem, w którym się obecnie znajdowali – przed domem? – zaiste stali przed drzwiami do domu i każdy ewentualnie przejeżdżający samochód, mógł być „świadkiem” ich namiętności.
- No… możemy iść za dom… - wyszeptała mu prosto do ucha głosem, który od razu rozpalił w nim zmysły.
Zaciągnął ją na tył ich niewielkiej posesji i przyparł ją do ściany, zawzięcie całując. Dziewczyna przejechała dłońmi po jego torsie i gdy tylko wyczuła dolną krawędź koszulki, szybko ściągnęła ją z Duffa, który z jękiem powitał jej usta na swoim ciele. Wpakował ręce pod jej koszulkę i zaczął szukać zapięcia jej stanika. Jednak, gdy w końcu go odnalazł, zawahał się i zatrzymał dłonie. A co jeśli… a co jeśli ona się dalej tak kurewsko boi? Co jeśli robi to, żeby poprawić mi humor? Spojrzał jej w oczy, próbując doszukać się jakiejś niepewności albo strachu, ale jedyne, co teraz widział, to zniecierpliwienie, że przerwał i błyski podniecenia.
- Nie… nie boję się… nie teraz… - mruknęła, dopadając dłońmi klamry od jego spodni – no! Nie ociągaj się tak! – wyrzuciła z siebie i rozpięła rozporek jego jeansów, zsuwając je jednocześnie z niego.
Dosłownie po chwili Duff oprzytomniał i bez zbędnych komentarzy i zabiegów szybkim ruchem ręki pozbawił dziewczynę T-shirtu, miażdżąc jej w tym czasie wargi swoimi ciepłymi ustami. Po chwili w miejsce koszulki, poszły także spodnie dziewczyny, która teraz stała przy ścianie w samej bieliźnie. Zjechał dłońmi wzdłuż jej tali i ściskając jej pośladki, poderwał ją do góry. Zamruczała z zadowolenia i obejmując go nogami, otarła się swoim ciałem o jego gotową do działania męskość. Westchnął, gdy przyciągnęła go bliżej siebie i ręką próbowała dostać się pod jego bokserki.
- O kurwa… - stęknął i na chwilę postawił ją na ziemi, by zedrzeć z niej majtki – Maleńka… - przymknął oczy, gdy w końcu utorowała sobie drogę i by stłumić kolejny jęk, szybko zajął się obcałowywaniem jej dekoltu.
Odsunął ją minimalnie od ściany i rozpiął jej stanik, by mieć pełny dostęp do jej biustu. Ułożyła dłoń na jego głowie, by nie przestawał jej pieścić i mimowolnie zadrżała z podniecenia. Uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w zbliżeniu ze swoim chłopakiem nie czuje nawet odrobiny strachu i ten fakt dodał jej większej pewności siebie. Nieporadnie uniosła się trochę ponad jego biodra i próbowała zsunąć z niego ostatnią zbędną w tej chwili część garderoby. Szybko odczytał jej intencję i wyswobodził się z bokserek i dosłownie po chwili wszedł w jej wilgotną kobiecość. Brunetka otoczyła go ramionami i wpijając się w jego usta, poddała się kompletnie jego szybkim i zdecydowanym ruchom. Z każdym kolejnym pchnięciem odpływała do innego świata, w którym był tylko Duff i nieopisana rozkosz, którą jej dostarczał; przestało liczyć się miejsce, czas zdawał się zatrzymać w miejscu, przestało się liczyć to, że ktoś mógłby ich nakryć. Jedyne co zaprzątało jej teraz umysł, to Duff, jego ciało, które z siłą przypierało ją do ściany i jego ruchy, przy których traciła orientację i o które byłaby w stanie błagać, gdyby nagle zaprzestał swoich działań.
- O Boże… - wymamrotała i nie do końca świadomie podrapała przedramiona McKagana – jak… j-jak ja c-cię… k-kocham… - w trudem wyrzuciła z siebie, gdy Duff trochę mocniej i głębiej zaczął ją penetrować.
Drżała na całym ciele i żeby choć trochę złagodzić targające nią dreszcze, przytuliła się bardziej do chłopaka i nogami przysunęła Duffa jeszcze bliżej siebie. Chłopak zachęcony jej wręcz ekstremalną bliskością i coraz głośniejszymi jękami, przyspieszył czując, że oboje długo już nie wytrzymają. Zacisnął dłoń na jej piersi i po chwili wsłuchiwał się w jej cichy krzyk, gdy doprowadził ją do orgazmu. Ostatkiem sił ścisnęła go w sobie i po chwili chłopak sam doszedł, tłumiąc swoje jęki na jej ustach. Oparł się czołem o ścianę tuż koło jej głowy i czuł na swoim karku jej przyspieszony, urywany oddech.
- Ubóstwiam cię, Skarbie – szepnął i wysunął się z niej, pozwalając jej stanąć na nogach.
Naciągnął na siebie bokserki i spodnie i wciągnął na nią swój T-shirt, by przykryć jej nagie, wciąż rozgrzane ciało. Sięgnęła po swoją dolną część bielizny i po chwili przytuliła się do jego pokrytego kropelkami potu torsu i próbowała oddychać coraz wolniej i głębiej. Duff pogładził ją po plecach i przemieścił ją tak, żeby sam mógł się oprzeć o bok ich domu i zaczął mruczeć jej do ucha niezbyt składne zdania. Marta zaśmiała się ze słów chłopaka, który w dość dziwny i specyficzny sposób zaczął wyznawać jej miłość i mówić, co w niej kocha.
- I jeszcze… jeszcze kocham twoje… - pochylił się nad nią i skierowawszy jej twarz ku sobie, przejechał czubkiem języka po jej wargach – twoje zajebiste usta… - wymamrotał i przyciągną ją maksymalnie do siebie – a mówiłem już, że… - sięgnął dłońmi pod koszulkę, którą miała na sobie i skierował się ku górze – że twoje piersi też uwielbiam?
- Hmmm… coś mi się o uszy obiło, ale… ale nie wiem czy to prawda… – zaśmiała się z miny chłopaka i wykorzystując jego chwilowe zdezorientowanie, wsunęła na siebie spodnie i podbiegła do tylnych drzwi od ich domu i tak by nie usłyszano jej w kuchni, wdrapała się po schodach na piętro i zamknęła się w pokoju swojego chłopaka, który dopiero po kilku chwilach popędził za nią.

piątek, 13 maja 2011

17.

75 zacnych komentarzy...
czytać, czytać, komentować i polecać albo nie polecać... 
no... więc teraz powiem, że zjebałam sam koniec... wybaczcie! Nie chciałam, ale no nie umiałam ubrać w słowa tego co chciałam napisać
i ogólnie jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowościach, a nie ma bloga... zostawcie jakiegoś maila, gg czy coś 
*** 
- Ale o co ci chodzi?! – chłopak złapał za rękę dziewczynę, która próbowała go wyminąć – O ten pieprzony pocałunek?

- Mówiłam, żebyś o tym zapomniał – wysyczała i spróbowała się wyszarpnąć, jednak jego uścisk był zbyt silny – puść mnie!

- Najpierw mi powiedź, o co, kurwa, chodzi! – gitarzysta odrzucił swoje długie loki z twarzy i czekał niecierpliwie na wyjaśnienia.

- O co chodzi, tak? O głupie słowo „przepraszam”!

Slash spojrzał zaskoczony na Martę i przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Jakie kurwa, przepraszam? Przecież cię przeprosiłem! I za to całowanie i za to, że pobiłem Duffa… za to, że byłem taki chamski… i w ogóle… o co ci chodzi do cholery? Przecież nie o to, że wyjebaliśmy Adlera z domu! Należało się sukinsynowi za to, co zrobił! Należało się i wiesz o tym tak samo, jak ja!

- Przecież cię przepraszałem…

- Nie mówię o sobie… powiedziałeś to magiczne zdanie Duffowi? Sądzę, że mu się należy… - mruknęła i wyswobodziła ramię, gdy tylko poczuła, że Slash trochę poluźnił chwyt.

Była zła, że Hudson nie chciał się przyznać do błędu i nie przeprosił jeszcze McKagana, który zachowywał się jakby nic się nie stało. Jednak Marta wiedziała, że bolało go to, jak Slash go traktował, jak rzucał wyzwiskami w jego kierunku i nie chciał mu uwierzyć; bolało go traktowanie jak śmiecia i bolało go to, że Hudson rzucał się na niego z pięściami przy każdej możliwej okazji. Fakt faktem, że stwierdził, że jest w porządku i normalnie ze sobą rozmawiali, to jednak jego dziewczyna uważała, że nie można tak tego przemilczeć i należą mu się nawet jakieś prymitywne przeprosiny. Kurwa, Slash! Doprowadziłeś go do wstrząśnienia mózgu przez swoją zaborczość i nawet nie jesteś w stanie się przyznać, że przegiąłeś? Przecież gdyby nie Izzy, to biłbyś go dalej!

- Marta… - usłyszeli za sobą głos – mogę cię prosić na chwilę?

- No po co pytasz? – uśmiechnęła się do chłopaka i podbiegła do niego radosnym krokiem – o co chodzi? – cmoknęła go w policzek.

- Może się przejdziemy? – zaproponował – Duff mi chyba wybaczy, jak mu porwę jego kobietę… - spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko jakiś krzywy grymas – no… to spacer do jakiejś knajpy? – wyprowadził ją z domu i obejmując ją, udali się w kierunku najbliższego baru.

- Izzy… co się dzieje? – zapytała z lekkim niepokojem i spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale udawał zainteresowanie budynkami po drugiej stronie ulicy, które mijali – coś się stało?

- Zależy… zależy, jak na to patrzeć… - mruknął i wzdychając ciężko, otworzył drzwi do Rainbow i wpuścił Martę przed sobą – napijesz się czegoś?

Odpowiedziała tylko, że piwo i skierowali się do stolika, przy którym zawsze siadali z chłopakami. Po chwili kelner podał im dwie butelki trunku i zniknął w głębi knajpy. Marta spojrzała uważnie na Stradlina i zauważyła, że jej przyjaciel jest strasznie spięty i jakiś dziwnie podenerwowany. Zastanawiała się, co nim tak poruszyło, ale nie chciała naciskać ani nic przyspieszać, bo wiedziała, że musi się zebrać w sobie, żeby coś jej wyznać. Wiedziała, że to dla niego trudne, bo nigdy nie lubił się nad sobą rozczulać i nie lubił zdradzać nawet jej, co tak naprawdę czuje i co go martwi. Wiedziała, że jeśli się uprze, to potrafi być strasznie skryty i nawet chłopcy nie wiedzą, co się z nim dzieje, ale miała nadzieję, że w tym wypadku jednak podzieli się z nią swoimi problemami; nie po to przecież wyciągał ją z domu, żeby napić się z nią piwa. Kiedy wypił już połowę swojego alkoholu i odpalił piątego papierosa w końcu się odezwał.

- Chyba się zakochałem… - powiedział bardziej do siebie i do swoich rąk niż do niej – jestem takim… idiotą!

- Z-zakochałeś? Ale, Izzy, to cudownie! Jaki idiota, co ty mówisz?! – Marta z trudem ukrywała niedowierzanie w swoim głowie na rewelację, którą przekazał jej chłopak – I… czemu wyglądasz, jakbyś się nie cieszył?

- Marta… popatrz tylko na mnie! Wrak człowieka, pijak, ćpun… do tego wszystkiego jeszcze były dealer i dziwkarz! Myślisz, że którakolwiek zgodziłaby się ze mną być? Myślisz, że którakolwiek mnie pokocha? Wybacz, ale nie łudzę się takim czymś…

- Hej… - szepnęła i ścisnęła jego dłoń, którą trzymał na stole – zwariowałeś? Czemu widzisz wszystko w takich ponurych barwach? Przecież… czemu nie chcesz zobaczyć, jakim wspaniałym człowiekiem jesteś? Czemu nie chcesz tego przyznać? Izzy… Tylko ślepa i niczego nie warta dziewczyna, tego nie zauważy… tylko ślepa nie zobaczy tego, co ja widzę!

Stradlin spojrzał na nią smutnym wzrokiem i przez chwilę się zamyślił. Malutka… Malutka, co ty mówisz… jaki, kurwa, wspaniały człowiek! Jestem skończonym chujem… skończonym chujem, który całą energię wkłada w to, żeby cię nie ranić i żeby sprawić, byś była szczęśliwa… po prostu skończony chuj, który chce zrobić jeden jebany dobry uczynek… Myślisz, że starałbym się tak kurewsko dla kogokolwiek innego? Myślisz, że byłbym w stanie wykrzesać z siebie jakiekolwiek uczucie? Że byłbym w stanie tak ulegać każdemu, tak jak tobie? No kurwa, nie łudźmy się… tylko ty rozbudzasz we mnie jakiekolwiek uczucia… tylko ty potrafisz wydobyć ze mnie człowieka… tylko przy tobie nie potrafię być skurwysynem…

- Kim ona jest? – zapytała z uśmiechem brunetka.

- Fotografem… jest Szwedką i przyjechała do Stanów parę lat temu…

- A czy… ona wie, że…

- Nie! – nie pozwolił dokończyć jej pytania – nie wie i wątpię, żeby miało sens mówienie jej o czymkolwiek…

- Izzy! Nawet nie spróbowałeś i już spisujesz wszystko na straty?! – zawołała z niedowierzaniem – p-przecież sam mi mówiłeś, że warto próbować i żałować, że coś nie wyszło, niż żałować, że się nie spróbowało!

Chłopak tylko pokręcił głową i stwierdził, że to co innego. Dziewczyna z niedowierzaniem słuchała go i zastanawiała się skąd u niego taki pesymizm. Izzy, do cholery! Przecież to ty zawsze mnie pocieszałeś i mówiłeś, że będzie dobrze! To ty wciskałeś mi, że powinnam zmienić podejście do życia, bo nie można cały czas się smucić i załamywać! To ty chrzaniłeś mi, że każdy dobry człowiek zasługuje na szczęście! Po za tym… jakie, kurwa, co innego? Ty się najnormalniej w świecie boisz odrzucenia! Boisz się tak samo, jak ja się bałam bycia z Duffem! Bałam się tego, że zostawi mnie, bo… bo nie będę wystarczająco dobra! Ty się boisz, że cię nie będzie chciała przez twoje stare nałogi? Boisz się, bo niby masz podły charakter? Chłopaku, gdzie ty masz oczy? Albo raczej gdzie masz mózg, że wymyślasz takie rzeczy?

- Chcę ją poznać! – powiedziała, szczerząc do niego zęby w nadziei, że się chociaż uśmiechnie – No Izzy! Nie miej takiej miny! Zasługujesz na jakąś fajną dziewczynę! Ja ci to mówię! – zaśmiała się i z radością zauważyła, że chłopak lekko się rozchmurzył – no chyba, że nie ufasz moim słowom? – zapytała, udając oburzenie.

- Wierzę, wierzę – zaśmiał się i zapalił kolejnego papierosa – a jak wam się układa z Duffem? – zmienił temat, bo wiedział, że za chwilę skończy się to na pocieszaniu jego żałosnej osoby.

- Dobrze… nawet lepiej niż przed… no wiesz… - spuściła wzrok i zaczęła skubać mankiet swojej bluzki – wciąż nie wiem, jak on mógł zrobić coś takiego… jak Steven mógł… jak mógł wymyślić coś tak okropnego?

- Nie wiem… Malutka… nie myśl o tym… przecież widujesz go tylko na próbach… o ile w ogóle się pojawia… - próbował ją pocieszyć.

- No właśnie… może nie powinniście przeze mnie wyrzucać go z domu? Przecież przynajmniej przy was chyba mniej ćpał, prawda? Teraz jak już go nie pilnujecie to…

- Marta… nie łudź się… on brał tyle samo… wiesz, ile działek znaleźliśmy z Duffem w łazience? Ile heroiny ukrywał w kuchni albo w salonie? Na początku myśleliśmy, że to też Slasha, ale kurwa! Slash zawsze trzymał swoje działki u siebie i nic się od tej pory nie zmieniło! To wszystko było Adlera… Tego było w chuj dużo, rozumiesz?! Nawet z Duffem nie dałbym rady tego wszystkiego w siebie wcisnąć! To czy z nami mieszka czy nie i tak tego nie zmieni… on chyba nie chce się zmienić… przecież próbujemy go namówić od tamtych wakacji… Axla już kurwica bierze… chce wejść za tydzień do studia, a Adler nawet nie załapał, jak grać nasze nowe nagranie… 

Brunetka trochę posmutniała i próbowała udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie wiedziała na, ile Izzy dał się nabrać, ale wolała już nie poruszać tego tematu, żeby nie zaczął się na poważnie martwić. Dopiła swoje piwo i zaproponowała chłopakowi, aby się gdzieś przespacerowali.



- Ej! Nie za wygodnie ci, Skarbie?

- No przecież sam to wymyśliłeś! – zaśmiała się dziewczyna i zamruczała cicho, gdy chłopak powrócił do masowania jej karku.

Siedzieli u niego w sypialni, którą ostatnimi czasy można było też nazwać sypialnią dziewczyny, zważywszy na to, że spędzała tam praktycznie każdą noc; albo spała jak dziecko wtulona w Duffa, gdy gorzej się czuła, albo szukała w jego ramionach bezpieczeństwa, gdy budziła się z krzykiem z koszmaru, albo zasypiała zmęczona i wykończona po dawce rozkoszy, jaką dostarczał jej chłopak. Kilkanaście minut wcześniej McKagan zaproponował, że rozmasuje jej mięśnie karku, które od samego rana były napięte i teraz siedział za nią i swoimi smukłymi palcami próbował złagodzić ból, który towarzyszył jej przy każdym gwałtowniejszym ruchu głową.

- Nie przestawaj… - mruknęła, gdy nagle zabrał ręce z jej ramion – dobrze mi tak…

Basista wymamrotał coś pod nosem i odgarnął włosy z jej szyi na jedną stronę. Pochylił się i przejechał czubkiem języka po jej delikatnej skórze na karku, powodując tym samym gęsią skórkę na ciele dziewczyny. Zaczął muskać ustami każdy centymetr kwadratowy jej szyi i nawet nie myślał, aby na chwilę przerwać tę czynność.

- Duff… co ty robisz? – zapytała próbując wykrzesać w sobie jakąś nutkę zniecierpliwienia i nerwów, ale doskonale wiedziała, że w tym wypadku to raczej niemożliwe.

- Jak to co? Chcę, żeby było ci dobrze… - wymruczał prosto do jej ucha i przejechał dłonią po jej brzuchu i skierował się w kierunku piersi.

- Mhm… a może zapytałbyś chociaż, czy mi to odpowiada?

Uśmiechnął się pod nosem i postanowiwszy się z nią podroczyć, przestał rozpinać guziki jej koszuli i oddalił twarz od jej karku.

- Jak chcesz, to mogę przestać… - powiedział, zniżając głos do seksownego szeptu i dodał – szkoda… miałem taką zajebistą niespodziankę…

- A-ale… chcę! – zawołała z udawaną rozpaczą w głosie.

- Przecież ci to nie odpowiada… - zaśmiał się i wrócił do drażnienia wargami i językiem jej gładkiej skóry.

Ułożył jedną rękę na jej tali, a drugą podążył w swoim ulubionym kierunku, czyli ku jej piersiom. Zaczął pomału i niespiesznie mocować się z rozpięciem jej koszuli flanelowej. Trochę opornie mu to szło, bo bardziej skupiał się na obcałowywaniu jej szyi, no i dziewczyna siedziała do niego tyłem, więc widoczność miał ograniczoną. Po kilku chwilach brunetka zlitowała się nad chłopakiem i pomogła mu uporać się ze wszystkimi guzikami i odwróciła się przodem do niego. Uśmiechnęła się, gdy dostrzegła błysk zadowolenia w jego oczach i przymknęła powieki, czując jego ciepłe usta i język na zagłębieniu między piersiami; kierował się z pocałunkami coraz wyżej, aż w końcu dosięgnął do jej lekko rozchylonych, pełnych warg. Wpił się w nie z namiętnością i zaangażowaniem, błądząc jednocześnie dłońmi po jej plecach, pozbywając się uprzednio jej koszuli, która wylądowała w kącie pokoju.

- Duffy… przypomnij mi… po co… to robisz… bo… zupełnie zapomniałam… - wybełkotała w przerwach między kolejnymi całusami i szybko ściągnęła z niego T-shirt.

- Noo… nie pamiętasz, mówisz? – podjął grę i dodał – z chęcią ci przypomnę… - mruknął bardziej do jej biustu niż do niej i jednym ruchem ręki rozpiął jej czerwony stanik, który poszedł w ślady poprzedniej ściągniętej części garderoby i zniknął gdzieś za fotelem.

Jęknęła cicho, gdy przegryzł jej sutek i zaczął językiem kreślić wokół niego niewielkie kółeczka, sprawiając jej tym samym ogromną przyjemność. To dopiero początek, Kochanie… pomyślał z chciwym uśmieszkiem i po paru chwilach zajął się jej drugą, spragnioną pieszczot piersią.

- Mmmm… - westchnął i powrócił do całowania jej twarzy, pozwalając swoim rękom nasycić się jej kształtnym biustem – dalej nie pamiętasz?

- No coś tam sobie przypominam… ale tak minimalnie – szepnęła, przegryzając mu dolną wargę.

Uwielbiała go prowokować i musiała przyznać, że cholernie podobał się jej fakt, że chłopak doskonale potrafił wpasować się w gierki, które wymyślała. I mimo, że sama przed sobą się tego wstydziła, kurewsko podniecał ją fakt, że Duff tak rewelacyjnie manipulował nią i jej ciałem i z każdym kolejnym etapem gry, umiejętnie dozował jej doznania rozkoszy. No i dzięki niemu z każdym następnym razem przełamywała strach i zawstydzenie, które zawsze towarzyszyło jej przy grze wstępnej i czasem przy samym stosunku. Dzięki niemu stawała się coraz mniej nieporadna w kwestii współżycia i dzięki jego cierpliwym naukom i radom wiedziała, co ma robić. Dziwiło ją, że Duffowi zupełnie nie przeszkadzał jej kompletny brak doświadczenia i zaskakiwała ją radość chłopaka, że to on jest jej pierwszym facetem, który może się nią „zaopiekować” i wprowadzić w ten magiczny świat. Tak… czasem to wygląda, jak prowadzenie niewidomego przez ulicę… zaśmiała się w duchu i na prośbę basisty ułożyła się wygodnie na łóżku. Zawisnął nad nią i lekko musnął jej nos po czym szybko, bez zastanowienia zatopił się w długim pocałunku.

- Kochany, dalej nie za bardzo pamiętam… - uśmiechnęła się słodko i przejechała wierzchem dłoni po jego policzku.

- No popatrz… - pokręcił z udawanym niedowierzaniem głową i cmokając ją krótko w usta.

Mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak „niewyżyta” i zaczął wargami i czubkiem języka pokonywać drogę, do jej płaskiego brzucha i później podbrzusza, zatrzymując się trochę przy jej cudownym biuście, który z uczuciem zaczął pieścić.

- Ach… - jęknęła, gdy leciutko przegryzł jej brodawkę i powiedziała trochę drżącym głosem – miała być jakaś niespodzianka…

- Jesteś strasznie niecierpliwa! – westchnął i gdy rozpoczął obcałowywanie jej brzucha, dłońmi odnalazł zamek od jej spodni, który szybko rozpiął.

Dziewczyna uniosła trochę biodra, żeby mógł szybciej i sprawniej pozbyć się z niej jeansów i poczuła, że serce zabiło jej jeszcze szybciej, gdy niby przypadkiem zawadził ręką o jej kobiecość, ukrytą pod cieniutkim materiałem majtek. Z premedytacją zaczął się ociągać z rozpinaniem swojego paska i obserwował reakcję Marty, która niespokojnie się poruszyła. Wyswobodził się z niepotrzebnego elementu garderoby i ponownie położył się na niej, opierając się łokciami, by jej nie przygnieść swoim ciężarem. Brunetka wplotła dłonie w jego włosy i przyciągnęła jego twarz ku sobie, by móc łapczywie i zachłannie go całować. W sumie o to mu chodziło… o to, żeby zniecierpliwiona dziewczyna sama przejęła inicjatywę i sama zabiegała o dalsze pieszczoty. I znów podążył tą samą ścieżką w kierunku jej podbrzusza i powoli zaczął zsuwać z niej dolną część czerwonej bielizny. Pochylił się nad jej łonem i rozszerzając jej delikatnie nogi, zaczął błądzić ustami po wewnętrznej stronie jej ud, na co dziewczyna prawie natychmiast zareagowała o wiele bardziej przyspieszonym oddechem i cichym jękiem. Wolnym ruchem skierował się ku jej łechtaczce i lekko musnął językiem jej okolice. Z zadowoleniem zauważył, że była już mocno podniecona i bez problemu da radę ją zadowolić. Ułożył dłoń na jej podbrzuszu i zaczął obcałowywać jej najczulszą część ciała i wirować językiem po całej mokrej kobiecości swojej ukochanej kobiety. Wyraz błogości na jej twarzy, upewnił go, że dziewczynie jest dobrze i gdy rozłożyła szerzej swoje zgrabne nogi, wsunął w nią swoje smukłe palce, powoli nimi poruszając. Z każdym pocałunkiem i ruchem języka, Marta jęczała coraz głośniej i bardziej przeciągle. Dłonią ścisnęła prześcieradło, a drugą położyła na głowie Duffa, dając mu tym samym do zrozumienia, że chce, by przyspieszył, co oczywiście gorliwie wykonał.

- O Boże… - powiedziała, dysząc.

Po chwili kompletnie przestała mieć kontrolę nad rzeczywistością. Pieszczoty Duffa prowadziły ją do jakiegoś innego świata, innego wymiaru, pełnego nieziemskiej wręcz przyjemności. Zacisnęła mocniej pięść na materiale, na którym leżała i zaczęła mimowolnie się wierzgać. Nie była przygotowana na rozkosz, którą przygotował dziś dla niej basista i kompletnie straciła głowę i panowanie nad swoim rozpalonym ciałem, gdy teraz po raz pierwszy pieścił ją w ten sposób. McKagan nie przejął się zbytnio tym, że jego partnerka zaczęła przez swoje wiercenie mu uciekać i spokojnie położył jedną rękę na jej brzuchu, a drugą tuż pod jej biodrem, by ją trochę uspokoić i utrzymać w ryzach. Kiedy jej jęki przerodziły się w krzyk, z zadowoleniem dokończył pieszczenie jej kobiecości i szybko powrócił do jej twarzy, obcałowując po drodze jej drżące ciało. W międzyczasie zsunął z siebie bokserki i ciągle całując jej usta, ocierał się swoim nabrzmiałym kroczem o jej pobudzoną łechtaczkę. Nie wiedział jak długo wytrzyma, ale chciał, by w końcu ona sama zadecydowała, kiedy „zacząć”. Kiedy otoczyła go nogami, domyślił się, że sama długo nie da rady wytrzymać i ułatwi mi zadanie.

- Kurwa… - wysapała, gdy Duff zjechał ręką w kierunku jej wzgórka łonowego i po chwili drażnił ją dłonią – Kurwa… Duff… w-wejdź we mnie… błagam… - wyjęczała z trudem, gdy wsunął w nią palce i zaczął nimi poruszać.

- Wiesz co, Skarbie? Chyba przez to granie trochę ogłuchłem i nie słyszałem, co powiedziałaś… - wymruczał prosto do jej ucha, oderwawszy się od jej szyi.

- Duff… wejdź we mnie, do cholery! – zawołała trochę głośniej i po chwili krzyknęła cicho, gdy spełnił jej prośbę i rytmicznie wsuwał w nią swoją męskość – szybciej… - wymamrotała po kilkunastu pchnięciach i mocniej przycisnęła go do siebie nogami.

Nie minęło nawet kilka minut, jak Duff wyczuł, że dziewczyna za chwilę będzie szczytować i ponownie przyspieszył, by móc cieszyć się maksymalną dawką rozkoszy razem z nią. Opadł na nią dysząc ciężko i ucałowawszy zagłębienie między jej obojczykami, oparł się na niej czołem. Po raz kolejny nie był w stanie unormować oddechu po seksie z tą dziewczyną i zastanawiał się czy to zasługa jej genialności, czy wysiłku, jaki wkładał w to, by było jej jak najlepiej. Czuł pod sobą, jak jej biust szybko unosi się i opada, jakby desperacko próbowała złapać oddech. Uśmiechnął się do siebie i przejechał nosem między jej piersiami, kładąc na nich głowę.

- Jak ci się podobała niespodzianka? – zapytał, gdy w końcu się uspokoił.

- Dziękuję… to było…było… - urwała, szukając odpowiedniego słowa – nieziemskie… - przymknęła oczy, przypominając sobie chwile uniesienia i po chwili dodała – chodź do mnie…

- Czekaj… - wysunął się z niej i pozbierał ich bieliznę z podłogi – niestety nie mieszkamy sami, żeby sobie pozwolić… - nie dokończył, rzucając wymowne spojrzenie na drzwi i wskakując w swoje bokserki, ubrał jej stanik i wsunął na nią czerwone majtki.

Położył się koło niej i objął ją szczelnie rękami. Wsłuchiwał się w jej miarowy i spokojny oddech i wdychał jej zapach. Ciągle czuł niedosyt po kilku miesiącach kompletnego postu, gdy oboje myśleli, że chłopak ją zdradził z jakąś dziwką i nawet coraz częstsze kochanie się z nią nie mogło mu zrekompensować tamtego okresu. Ciągle próbował zrozumieć, co go tak w niej pociągało, co sprawiało, że tak za nią szalał i tak strasznie pragnął; próbował zrozumieć, co sprawiało, że nie potrafił tak do końca nasycić się jej bliskością… kiedy miał ją przy sobie, było wszystko w porządku, ale kiedy na chwilę od niego odchodziła od razu czuł tęsknotę i psychiczny dyskomfort, że nie może jej dotknąć. Tak… Joan, pewnie powie, że od samego początku miała rację, próbując mi wpoić, że się kurewsko zakochałem. Uśmiechnął się do swoich myśli i przypomniał sobie, jak nie wierzył siostrze, gdy wysłuchawszy jego wątpliwości, stwierdziła, że to po prostu miłość.

- Kocham cię… - mruknął cicho i cmoknął ją w czoło.

Wymamrotała coś niezrozumiałego i dosłownie kilka sekund później usnęła. Nie było istotne to, że było dopiero późne popołudnie i zazwyczaj kładła się spać kilka godzin później; była tak zmęczona, że mogłaby zasnąć nawet na stojąco i jeszcze do tego dochodziły palce Duffa, które krążyły po jej nagich plecach i maksymalnie ją odprężały i wręcz usypiały. Chłopak tylko przyciągnął jej pogrążone w śnie ciało do siebie i zaczął śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek The Beatles, zmieniając minimalnie tekst.


Marta, ma belle
These are words that go together well
My Marta

Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble

I love you, I love you, I love you
that's all I want to say
Until I find a way
I will say the only words I know you'll understand

Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble

I need to, I need to, I need to
I need to make you see
Oh, what you mean to me
Until I do I'm hoping you will know what I mean
I love you

I want you, I want you, I want you
I think you know by now
I'll get to you some how
Until I do I'm telling you so you'll understand


Widząc, że jej sen robił się coraz głębszy, wyślizgnął się spod niej i podszedł do okna, patrząc bezmyślnie w dal. Zastanawiał się, co tak naprawdę sprawiło, że był teraz z Martą w, jak mu się wydawało, szczęśliwym związku; zastanawiał się, co dziewczyna dostrzegła w nim takiego, że się zauroczyła w nim. Co dostrzegła w ćpunie i pijaku, który chciał się zmienić? Co dostrzegła w byłym dziwkarzu, że praktycznie bezgranicznie mu ufała i mu oddała się? Sięgnął po paczkę papierosów i szybko odpalił jednego. Zaciągając się, przymknął oczy i próbował wmówić sobie, że Marta kocha go mimo jego wszystkich wad i przede wszystkim, że je akceptuje, a nie uległa jakiemuś złudzeniu, co do jego osoby. Nie miał jednak czasu zbytnio tego roztrząsać, bo zauważył, że dziewczyna niespokojnie poruszyła się przez sen. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, by się nie szarpała.

- Marta… spokojnie… - szepnął, pochylając się trochę – otwórz oczy… Skarbie…

Brunetka poderwała się i rozejrzała się niezbyt przytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Kiedy dotarło do niej, że nie jest w Polsce i nie ma przed sobą pijanego ojca, odetchnęła ciężko i przeczesała rękę włosy. Usiadła, podkuliwszy nogi, spojrzała na chłopaka, który uważnie lustrował ją wzrokiem.

- Wszystko dobrze? – zapytał, czule głaskając ją po policzku.

- J-już tak…  - mruknęła – Duff… przepraszam – powiedziała cicho i odwróciła wzrok.

- Za co? – zapytał zaskoczony i przysiadł koło niej, kładąc dłoń na jej kolanie.

- Że ciągle mam te sny… że… za każdym razem m-musisz mnie uspokajać… i w ogóle…

- Hej… - skierował jej twarz ku sobie i popatrzył jej prosto w oczy – Marta… nie musisz mnie za takie coś przepraszać… przecież to nie jest zależne od ciebie… - cmoknął ją lekko w usta i spróbował się uśmiechnąć – naprawdę jest ok…

Po kilku chwilach, gdy dziewczyna stwierdziła, że i tak już nie zaśnie, pozwoliła ułożyć się Duffowi na swoich udach i zaczęła bawić się jego włosami. Może on ma rację? Może to wcale nie jest zależne ode mnie? Może te sny są kompletnie poza moją kontrolą? Ale… kurde, co z tego, skoro on i tak musi się męczyć, by mnie obudzić i doprowadzić do normalnego stanu… za każdym kurwa jebanym razem! Mimo wszystko Marta nie czuła się komfortowo z tym, że śpiąc z McKaganem nagle rzucała się przez sen i chłopak musiał na to wszystko patrzeć. Czasem miała wrażenie, że przeżywał te sny bardziej od niej… szczególnie, gdy śnił się jej gwałt… i właśnie wtedy było jej najbardziej wstyd… właśnie wtedy nie była w stanie spojrzeć mu nawet w oczy; nie chciała, by patrzył jak bardzo jest wtedy przerażona; nie chciała, by dostrzegł w jej oczach strach i ból psychiczny, który nawet po tak długim czasie nie chciał się zagoić. Nie chciała, by pomyślał, że w tej chwili, w ciągu tych kilku sekund bała się także jego.

- Duffy? A co u… - nie dokończyła pytania, bo usłyszeli głośny huk.

- Kurwa! Slash, wypierdalaj z tego pokoju! – zawołał basista i poderwał się z kolan Marty –Popierdoliło cię?! Mówiłem ci tyle jebanych razy, żebyś tu pukał!

- Ja… Duff, na dole jest Joan… ona… no… chyba coś się stało… - wyrzucił z siebie niezbyt składnie.

- Kurwa… mogłeś tak od razu – w zawrotnym tempie wstał z łóżka i wciągnął na siebie spodnie – no nie gap się na nią, debilu! – warknął, gdy zauważył, że Hudson bez krępacji zerka na Martę, która próbowała odnaleźć wzrokiem jakiś element garderoby, którym mogłaby się przykryć – ja pierdolę… co za… - zamiast wyrzucić z siebie jakieś przekleństwo, podał swojej dziewczynie jedną z koszul, którą szybko na siebie wciągnęła i praktycznie wybiegł z pokoju.

Kilkanaście minut wcześniej w kuchni Izzy próbował dowiedzieć się od Slasha czegoś o Stevenie. Widział, że jeśli którykolwiek z chłopaków coś wie, to na pewno był to Slash, zważywszy na fakt, że ciągle miał kontakt z ich dealerami, którzy zapewne orientowali się, co robi ich ulubiony klient.

- Kurwa… to przestało być śmieszne… Axl dostaje białej gorączki, jak Adler przychodzi do jebanego studia i nic nie umie zagrać! O ile w ogóle przyjdzie… - mruknął Hudson i odpalił papierosa – Ja pierdolę! Nagrywamy to chujowe Civil War już chyba z dwudziesty raz i on gra coraz gorzej!

- Może za mało nalegamy, żeby się za siebie wziął? – zamyślił się Izzy i nie zdążył nawet w myślach sobie odpowiedzieć, bo usłyszeli dzwonek do drzwi i natarczywe pukanie.

Stradlin podniósł się z krzesła i niespiesznie poszedł do salonu i po chwili otworzył drzwi. Widok, który tam zastał praktycznie zwalił go z nóg. Miał przed sobą przemoczoną, zapłakaną Joan, która do tego wszystkiego wyglądała jakby ktoś ją napadł i pobił. Domyślił się, że to pewnie sprawka Ray’a i gdy zobaczył w jej ręce walizkę, wszystko stało się jasne. McKagan, gdy tylko podniosła głowę i zobaczyła, kto jej otworzył, praktycznie rzuciła się na Izzy’ego, wybuchając płaczem. Prócz Duffa tylko w jego ramionach mogła poczuć się choć trochę bezpieczniej; pod nieobecność jej brata tylko przy nim mogła choć na chwilę przestać się bać. Zaskoczony chłopak objął ją niepewnie i bez słowa wprowadził ją w głąb domu.

- Joan, co się stało? – zapytał, gdy dziewczyna przytuliła twarz do jego koszuli i zaczęła głośno szlochać.

Nie odpowiedziała i w sumie, wcale się tego nie spodziewał, ale zupełnie nie wiedział, co ma robić. Nigdy nie umiał pocieszać i jedyne co osiągnął w tym względzie, to umiejętność jako takiego kojenia bólu Marty. A przecież Joan, to nie Marta… Gdy zobaczył, że Slash w końcu wyszedł z kuchni, zaciekawiony tym, co się działo w salonie, szybko nakazał mu iść po Duffa. Tylko kurwa… oby to nie był zły moment… pomyślał, wiedząc, że jego przyjaciółka jest teraz z nim i cholera wie, co mogą robić. Usłyszał tylko jakiś niezrozumiały krzyk z piętra i po chwili basista zbiegł ze schodów. Rzucił szybkie spojrzenie na Izzy’ego trzymającego w ramionach jego zapłakaną siostrę i szybko do nich podszedł.

- Siostrzyczko, co… - zaczął i urwał, gdy oderwała twarz od torsu gitarzysty – o kurwa… - jeszcze nigdy nie widział aż takich obrażeń, pozostawionych u niej przez Ray’a i kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć – Joan…

- M-mogę u w-was… mogę s-się t-tu zatrzymać? – wszeptała między kolejnymi falami szlochu i spojrzała z nadzieją na obu chłopaków – t-tylko na… tylko na jakiś czas…

- Jasne… ile tylko zechcesz… - powiedział szybko Izzy i zwolnił uścisk, by dziewczyna mogła podejść i wtulić się w swojego brata – zrobię… zrobię jakąś herbatę, czy coś…

Zostawił ich samym, a Joan popłakała się jeszcze bardziej. Duff bezradnie głaskał ją po głowie i plecach i nie wiedział, co zrobić. Najchętniej to bym kurwa poszedł i gnoja zajebał… jebanym gołymi rękami, bym go udusił… W chłopaku mieszały się ze sobą przeróżne uczucia; z jednej strony chciał zabić tego dupka, który skrzywdził jego siostrę; z drugiej chciał zostać i wszystkiego się od niej dowiedzieć, chciał ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze… ale gdy zaczął o tym myśleć, nie wiedział w końcu, czy tak naprawdę chce wiedzieć, co doprowadziło jego siostrzyczkę do jego takiego stanu.

- Chodź, usiądziemy i wszystko mi powiesz, tak? – szepnął i doprowadził ją do kanapy – Joan… Kochana… co on ci zrobił? – zapytał, patrząc z bólem na jej poobijaną twarz i jej łzy.

- N-nie chcę t-tam… nie m-mogę tam wrócić… o-on… b-boję się go… D-duffy, o-on c-chciał… on…

- Co chciał? – zapytał zaniepokojony, bojąc się odpowiedzi.

- M-musiałam u-uciec… musiałam… o-on… n-najpierw mnie p-pobił, a… a p-później… - głos uwiązł jej w gardle i przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa – c-chciał… a-ale ja n-nie mogła… n-nie chciałam i… i z-zaczął… chciał… d-dobierać…

- Zrobił to? Joan… - skierował jej twarz na wprost swojej – Joan, czy on to zrobił?! Skrzywdził cię? – pokiwała przecząco głową – Spójrz mi w oczy… Siostrzyczko?

- N-nie… n-nic… ale c-chciał… próbował ściągnąć z-ze  mnie ubranie, a-ale m-mu się wyrwałam… u-uciekłam… - rozszlochała się jeszcze bardziej i poprosiła cichutko chłopaka, żeby ją przytulił.

- Ciii… już dobrze, jestem przy tobie… - Duff nawet nie potrafił wyrazić tego, jak bardzo mu ulżyło, że Joan nie podzieliła strasznego losu Marty – nikt cię nie skrzywdzi…

Kołysał nią lekko, żeby się szybciej uspokoiła i nawet nie zauważył, kiedy pojawił się Izzy, niosąc dwa kubki z gorącym napojem. Postawił je cicho na stoliku i skierował się w kierunku drzwi wejściowych, by wnieść walizkę, którą przytaszczyła ze sobą dziewczyna. Mruknął pod nosem, że zaniesie ją do wolnego pokoju naprzeciwko byłej sypialni Rose’a i zniknął na kilka chwil. Kiedy wszedł ponownie do salonu, McKagan już trochę uspokoił swoją siostrę, która kurczowo trzymała w dłoniach swoją herbatę.

- Joan… czy tego nie powinien zobaczyć lekarz? – powiedział niezbyt głośno, wskazując na jej fioletowy siniec na prawym policzku.

- Już widział… jakiś chłopak, chyba wasz znajomy, spotkał mnie na ulicy i uparł się, że zaprowadzi mnie do szpitala…

- Skąd wiesz, że nasz znajomy? – zapytał zdziwiony Izzy, patrząc na nią pytająco.

- Bo tylko w waszym towarzystwie widziałam kolesia z takimi dziwnymi kolczykami…

Bolan… odpowiedzieli sobie w myślach i odetchnęli z ulgą. Skoro napatoczyła się na niego, to było prawie oczywiste, że jeśli ją poznał, to będzie chciał jej pomóc. Po chwili dziewczyna opowiadała im, że dostała od lekarza opinię na temat doznanych obrażeń, „tak na wszelki wypadek” jak sam to stwierdził. Bolan odprowadził ją jeszcze pod jej mieszkanie i sprawdził, czy ktoś jest w środku. Jak okazało się, że Ray gdzieś wyszedł, Joan pospiesznie spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i szybko stamtąd wyszła. Rachel nawet zaoferował się, że ją gdzieś podrzuci, ale ostatecznie McKagan dała radę go spławić i szybko udała się do nich.

- I dobrze zrobiłaś… - wymamrotał Duff i dodał – możesz zostać, ile chcesz… a Bolanowi muszę podziękować… - dodał sam do siebie.

- Chciałabym się położyć, dobrze? – powiedziała po kilkunastu minutach i wstała.

- Oczywiście… Izzy, zaprowadź ją, a ja za chwilę przyjdę, ok?

Stradlin tylko kiwnął głową i wyprowadził poobijaną Joan z salonu i skierował się na przeciwległy koniec korytarza. Duff wbiegł po schodach na piętro i otworzył drzwi do swojego pokoju. Marta stała przy oknie, opierając się o parapet i nerwowo skubała mankiet od koszuli, którą miała na sobie. Jak zobaczyła Duffa, poderwała się i szybko zapytała, o co chodzi.

- Ten gnojek… uciekła od niego…- zbliżył się do niej i nie wiedząc, co zrobić z rękami, zaczął poprawiać źle zapiętą koszulę dziewczyn – kurwa… zabiłbym go… - warknął, rozpinając kolejne guziki i zapinając w odpowiednie miejsca – zostanę z nią, dobrze? Jest w koszmarnym stanie… nie powinna być sama…

- Jasne… - powiedziała tylko i zabrała jego dłonie od siebie, dokańczając przepinanie guziczków.

- Marta… przepraszam… wiem, że powinienem… że miałem być z tobą teraz…

- Duff… przestań… - zniecierpliwiła się i dodała – idź do Joan i powiedź, że jakby czegoś potrzebowała to… wie gdzie mnie szukać, hmm? – pocałowała go lekko w usta.

- Ale… jeśli znów będziesz miała jakieś koszmary? – zapytał niepewnie.

- Pójdę do Izzy’ego, jeśli pozwolisz… no idź do niej! Jutro mi wszystko powiesz… - prawie wyrzuciła go z pokoju i położyła się na łóżku.

Zastanawiała się, co się takiego stało, że Joan w końcu postanowiła go zostawić i szukać u nich pomocy. Chciała do niej iść i porozmawiać z nią, ale wiedziała, że w takich sytuacjach lepiej pozwolić Duffowi zaopiekować się siostrą i dać im trochę czasu w samotności. Marta wiedziała, że odkąd dziewczyna powiedziała swojemu bratu o całej sytuacji z Ray’em, wolała jemu wypłakiwać się w ramię i to właśnie do niego zwracać się o pomoc, a nie do Isbell. Jednak nie miała jej tego za złe… w końcu Duffa znała przez dwadzieścia pięć lat, a Martę zaledwie dwa krótkie lata. I Duff… co miałeś na myśli, że jest w kiepskim stanie? Psychicznie czy fizycznie? Jest po prostu załamana tym, że od niego uciekła, czy znów ją pobił? Westchnęła ciężko i pocieszając się faktem, że za pewne rano będzie mogła z nią porozmawiać, udała się do łazienki. Ściągnęła z siebie koszulę flanelową swojego chłopaka i bieliznę i szybko wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda koiła nerwy i pozwoliła brunetce odgonić od siebie negatywne myśli; pozwoliła jej całkowicie się odprężyć.

- Kurwa! – pisnęła, gdy ciepła woda zmieniła się w lodowaty strumień i szybko zakręciła kurek, wyskakując z kabiny.

Opatuliła się szczelnie ręcznikiem i zaczęła doprowadzać do porządku swoje mokre włosy. Trochę irytowała się na ich długość i zastanawiała się, czy nie podciąć ich kilka centymetrów, tak by nie kończyły się poniżej łopatek. Nie chodziło jej o to, że źle wyglądała, ale po prostu uciążliwa była pielęgnacja takich długich włosów; suszenie i rozczesywanie było strasznie pracochłonne i jeszcze ku jej nieszczęściu, Duff nie chciał, żeby je spinała i przez to wiecznie latały jej na wszystkie strony i uparcie zasłaniały jej twarz. Ten to ma wymagania… „bo ja lubię jak masz rozpuszczone”… i co z tego? Cholera jakbyś miał takie długie kudły to wcale nie byłbyś taki uradowany… i po co ja mu w ogóle ulegam? Moje włosy, to mogę nimi rządzić…  uśmiechnęła się i wycierając się porządnie ręcznikiem, szybko wskoczyła w swoją bieliznę i zarzuciła na siebie koszulę. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszła do swojego pokoju i wyciągając z szuflady szkicownik zaczęła szkicować. Po około dwóch godzinach miała w połowie gotowy portret małego Parisa – syna Sebastiana. Jednak nie była w stanie kontynuować swojej pracy, bo zmęczone oczy nie dość, że zaczęły się mimowolnie przymykać, to jeszcze zaczęły nieprzyjemnie szczypać.

- No… to porysowane… - zirytowała się i z hukiem zamknęła zeszyt.

Wiedziała, że pewnie nie zaśnie spokojnie, więc postanowiła udać się do swojego przyjaciela, który być może jeszcze pracował nad jakimś nagraniem. Cicho zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Widok, który zastała wywołał uśmiech na jej twarzy – Izzy leżał na łóżku z przymkniętymi powiekami, trzymając w rękach gitarę i był pogrążony we śnie. Podeszła do niego i pomału zaczęła wyciągać z jego dłoni instrument tak, by go nie obudzić. Mruknął coś przez sen i chciał się przewrócić na bok, ale jako, że leżał na skraju łóżka, runął z hukiem na podłogę. Marta przyłożyła sobie dłoń do ust, by stłumić śmiech, ale widząc zdezorientowaną minę Stradlina, wybuchła śmiechem i usiadła na miejscu, na którym chłopka przez chwilą siedział.

-Co się, kurwa, dzieje? – zapytał półprzytomnie i podniósł się z ziemi.

- Nic… spadłeś – nie potrafiła się uspokoić i ciągle szczerzyła do niego zęby.

- Tak… rzeczywiście śmieszne… pośmiejmy się razem… - warknął i dodał już łagodniejszym tonem – co tu robisz?

- Mogę dziś z tobą spać? – wiedziała, że to, co powiedziała, brzmi dwuznacznie, ale przecież mówiła to do Stradlina, który zawsze wiedział, co miała na myśli.

- Duff siedzi z Joan? – odpowiedział pytaniem na pytanie i gdy pokiwała głową, powiedział – no to się posuń… zajęłaś mi miejsce…

Uśmiechnęła się i przesunęła się dobrych kilkanaście centymetrów, żeby gitarzysta mógł się położyć koło niej. Zlustrował krytycznym spojrzeniem jej niekompletne ubranie, ale powstrzymał się do komentarza. Jego zdaniem Marta nie powinna paradować w takim stroju po domu, w którym do niedawna mieszkało pięciu facetów o niezbyt dobrej reputacji i do których często wpadali przeróżni goście; fakt, że dwóch z nich już z nimi nie mieszkało, trzeci był jej chłopakiem, a czwartego w żaden sposób nie pociągała, ale zostawał jeszcze ostatni chłopak, który był tylko facetem, lubiącym podziwiać i jak wiadomo nie tylko podziwiać. Ale… skoro Duffowi to nie przeszkadza, to czepiać się przecież nie będę…

- Izzy? Mogę o coś zapytać?

- Powiedz mi, Mała Isbell, czemu zawsze pytasz, czy możesz zadać pytanie, zamiast po prostu od razu bez tego wstępu je zadawać?

- Oj no… taki nawyk… więc mogę? – ponowienie pytania, sprawiło, że Stradlin przewrócił niecierpliwie oczami – Wiesz, co się stało z Joan, że do nas przyszła?

- Nie mam pojęcia… wiem tylko, że ten dupek znów ją pobił i że ona w końcu postanowiła go zostawić… cholera lubię ją i martwię się, ale to nie moje sprawy, nie? Nie chcę się wpierdalać i podsłuchiwać, gdy Duff już się nią zajmuje…

Pokiwała tylko głową i zadrżawszy z zimna przytuliła się do swojego przyjaciela. Izzy tylko zaśmiał się, że nie rozumie jak Duff może być z taką zimną, wręcz lodowatą dziewczyną i że on na jego miejscu wybrałby jakąś gorącą laskę, która by go rozgrzała.

- Dzięki… - powiedziała, myśląc, że chłopak wcale nie żartuje.

- Ej no co ty! Przecież żartowałem! – cmoknął ją w czoło i objął – Duff doskonale wiedział, co robi… wierz mi, sam zrobiłbym to samo, gdybym był w stanie jakoś… jakoś zapałać do ciebie normalnym uczuciem… - spojrzał uważnie na jej twarz i zaśmiał się pod nosem – dziewczyno… nie rozumiem cię…

- Co? – zapytała niezbyt przytomnie, kompletnie nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Słyszysz coś, co można by potraktować jak komplement, a ty zamiast się ucieszyć, to się rumienisz… kurwa… Duffowi też się za każdym razem rumienisz? – postanowił nie precyzować swojego pytania, bo wiedział, że wpędzi ją już w kompletne zakłopotanie.

- To nie moja wina, że tak reaguję, no! – zawołała lekko oburzona – też bym chciała się nie czerwienić, ale przecież nic na to nie poradzę! I o co ci chodzi z Duffem?

- O nic… o nic… - powiedział szybko i przykrył ją kołdrą, gdy zorientował się, że dalej trzęsie się lekko z zimna – Słuchaj…

- No?

- Czy Slash wam w czymś przeszkodził? Bo… dziwnie się zachowywał… - zapytał, przypominając sobie dziwne rozkojarzenie Slasha.

Oczywiście Marta zarumienia się i tylko mruknęła, że nie robili nic, w czym Slash mógłby im przeszkodzić. Na szczęście nic nie robiliśmy! Pomyślała i na samą myśl o tym, zrobiło się jej gorąco. Chyba bym się ze wstydu spaliła i chciała się zapaść pod ziemię! Wcześniej jakoś nie zastanawiała się nad tym, że przecież to, że ich nie słuchać w całym domu, przez dobre wyciszenie pokoju, to nie znaczy, że ktoś nie może po prostu wejść do sypialni Duffa, jak będą się kochać i ich nakryć. Dla niej to, że sypia z basistą, było już wystarczająco krępujące, gdy w jakikolwiek sposób stawało się tematem rozmów, a co dopiero przypadkowe przeszkodzenie im. Boże, nawet nie byłabym w stanie spojrzeć w oczy chłopakom bez czerwienienia się!

- Wiesz… może nie powinienem pytać, ale… ja pierdolę… dlaczego na jakiekolwiek wspomnienie słowa seks, zawstydzasz się, jak… - urwał, szukając odpowiedniego słowa – jakbyś… dobra! Nieistotne jak… kurwa, w łóżku też się tak Duffowi rumienisz i… i jesteś zażenowana?

Nie uzyskał odpowiedzi od dziewczyny, która spojrzała się na niego dziwnym wzrokiem i wyswobadzając się z jego objęć, usiadła na skraju łóżka tyłem do niego. No co jest? Powiedziałem coś, kurwa, nie tak? No przecież to było normalne pytanie! Izzy nie bardzo wiedział, o co chodzi i zapytał tylko, czy powiedział coś niewłaściwego. Ponownie jego pytanie przeszło bez echa, co go jeszcze bardziej zdziwiło. Podniósł się z leżenia i prawie od razu dostrzegł, że brunetka lekko się trzęsie, bynajmniej nie z zimna. O kurna… o co tu, do chuja, chodzi?

- Uważasz to za śmieszne? Sprawia ci radość, nabijanie się ze mnie? – wymamrotała, nie odwracając się i ukrywając twarz w dłoniach.

- Marta… no coś ty… - powiedział szybko i przysuwając się do niej, chciał położyć dłoń na jej ramieniu.

- M-myślisz, że to mnie bawi tak samo jak ciebie? – szarpnęła się i kontynuowała – N-nie wiesz, jak cholernie bałam się zaryzykować… nie w-wiesz, jak bardzo bałam się pójść z nim do łóżka! Nie wiesz, jak się modliłam, żeby ten pierwszy raz nie przypominał mi o… o t-tym jebanym gwałcie! Nie wiesz, jak desperacko próbowałam zachować przed Duffem pozory, że się nie b-boję, a tak naprawdę trzęsłam się nad każdym jego ruchem! – nerwowo otarła łzy, które popłynęły jej z oczu – Myślisz, że można tak na luzie podchodzić do tego wszystkiego, nie przypominając sobie tak często o tym… o tym f-facecie i jego łapskach? Z-za każdym kurewskim razem, jak Duff m-mnie dotyka, modlę się, żeby mi coś nie odpieprzyło i żebym nie uciekła jak pojebana! – siłą woli powstrzymywała się, żeby nie krzyczeć, bo wiedziała, że pół domu usłyszałoby jej wybuch, w tym oczywiście także jej chłopak – Naprawdę sądzisz, że łatwo jest mi mówić o czymkolwiek, co z jednej strony jest przyjemne i fajne i nawet nie będę zaprzeczać, ale z drugiej strony, do kurwy nędzy, przypomina mi o bólu, upokorzeniu i tym cholernym gównie, w którym się wtedy znalazłam? – zjeżdżając po ścianie, usiadła na podłodze i chowając twarz w dłonie, wybuchła płaczem.

Izzy patrzył, jak sparaliżowany na wybuch dziewczyny i jego mózg powoli przetwarzał, co właśnie mu powiedziała. Nie tego się spodziewał, zadając to idiotyczne pytanie. Nie tego się spodziewał, trochę podśmiewając się z jej dziwnych reakcji. Nie był świadom tego, że brunetka tak wszystko przeżywała; nie był świadom tego, że nawet dotyk jej ukochanego, powoduje u niej strach i dziwne obawy, które w sobie usilnie tłumi. Nie miał zielonego pojęcia, że tak to wszystko odczuwa. Jedyne co teraz czuł to wstyd i totalne zażenowanie, że poniekąd zmusił ją do wyznania takiej prawdy i głupio czuł się z faktem, że dowiedział się o tym wszystkim… nie wiedział, czy chciał poznać prawdę i dowiedzieć się, że Marta, mimo że sypia z Duffem regularnie od ponad roku, to ciągle się boi i ciągle kojarzy seks z gwałtem sprzed dwóch lat, zamiast totalnie skupić się tylko na przyjemnych aspektach tego „aktu”.

- Jezu… - jęknął, gdy w końcu oprzytomniał i szybko podszedł do niej – Malutka, przepraszam… – przyklęknął przy niej i pogłaskał ją po włosach – nie chciałem, żebyś… nie powinienem się wtrącać i… nie miałem pojęcia, że ty to tak przeżywasz, że… że ten g-gwałt… - pochylił się i pocałował płaczącą dziewczynę w czubek głowy.

Czuł, jak całe jej ciało drży od szlochu i przeklął się w duchu za swoją głupotę. Zajebiście… kolejny już raz doprowadziłeś ją do płaczu! No, kurwa, gratuluję! Stradlin, kurwa, gdzie ty masz mózg, idioto?! Zasmucony spojrzał na swoją ukochaną przyszywaną siostrę, która uparcie nie chciała na niego spojrzeć i przygarnął ją do siebie. Kiedy uczepiła się jego koszulki i popłakała się jeszcze bardziej, poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle i szybko przymknął oczy. Jedyne co mógł teraz zrobić, to czekać aż się uspokoi i przepraszać ją na kolanach za to idiotyczne pytanie.

- Kochanie… - szepnął, gdy kolejna fala szlochu wstrząsnęła jej drobnym ciałem – tak strasznie mi głupio… nie chciałem… przepraszam…

Marta bez słowa przeniosła swoje ręce z jego torsu na szyję i mocno się do niego przytuliła. Musiała przyznać, że mimo że nie chciała tego wszystkiego mu mówić, to jednak poczuła niewyobrażalną ulgę, że w końcu podzieliła się z kimś swoimi obawami i bólem psychicznym.

- I-izzy… n-nie mów m-mu tego… proszę, nie m-mów… - wymamrotała, próbując złapać spokojnie oddech – j-ja… już j-jest lepiej n-niż… niż na początku…

- Ciii… - wymruczał do jej ucha – nie powiem, Dziecinko, oczywiście, że nie powiem…

Podświadomie wydawało mu się, że powinien jednak poinformować McKagana, co tak naprawdę czuje jego dziewczyna; powinien poinformować go, że ta Mała ciągle boi się i rozpamiętuje ten gwałt, że stara się ze wszystkich sił oddalić od siebie myślenie o tej tragedii, gdy jest przy Duffie, ale nie zawsze jej wychodzi… jednym zdaniem Duff powinien wiedzieć, że mimo całej przyjemności, miłości i chwil uniesień, każde ich zbliżenie w mniejszym lub większym stopniu przeraża brunetkę. Kurwa… to można było przewidzieć! Można było przewidzieć, że po takim przeżyciu zostanie jakaś trauma! Kurwa… Duff jest ślepy? Czy ona się tak genialnie maskuje? Ja pierdolę… pogładził ją po plecach i odsuwając jej twarz trochę od siebie, czułym ruchem odgarnął jej włosy za ucho i przejechał dłonią po jej policzku, ocierając tym samym ostatnie łzy.

- Naprawdę przepraszam… - mruknął jeszcze, patrząc prosto w jej lekko zaczerwienione oczy – to… idziemy już spać? – zaproponował, całując ją przelotnie o czoło – nie chcesz jakiś spodenek czy czegoś? – zapytał jeszcze, gdy zerknął ponownie na jej strój.

Kiwnęła tylko przecząco głową, bez słowa wstała i podchodząc do łóżka, położyła się w pozycji embrionalnej i cicho zaszlochała. Czemu znów zbierało się jej na płacz? Dziewczyna sama chyba tego nie wiedziała; płacze na kolejne wspomnienie gwałtu? Płacze, bo jest jej przykro, że mimo wszystko boi się zbliżeń z Duffem, które przecież czasem sama prowokuje? Płacze, bo jest jej głupio, że Izzy się o wszystkim dowiedział? A może to jest płacz ulgi, że w końcu ktoś wie o jej problemie?

- Marta… - Stradlin podszedł do niej i kładąc się za nią, przytulił się to jej pleców – nie płacz już… przecież nic się nie dzieje… mam nadzieję, że nie jesteś zła… że nie masz żalu, o to… o to, że doprowadziłem cię do… do łez…

Marta pociągnęła nosem i wzięła głęboki oddech, by się uspokoić, ale jedyne co osiągnęła, to kolejny napadł płaczu. Idiotko… co ty masz z głową? Przecież kochasz Duffa, więc czemu tak panicznie się boisz? Czemu boisz się jego dotyku? Czemu boisz się jego czułości? Wiesz, do chuja, że przecież cię nie skrzywdzi! Wiesz, że McKagan to najlepszy facet na jakiego mogłaś trafić! Dlaczego ciągle rozpamiętujesz ten pierdolony gwałt, jakbyś się bała, że Duff zrobi to samo?! Krzyczała w myślach i nie potrafiła zrozumieć samej siebie. Naprawdę było jej dobrze z Duffem, wręcz uwielbiała się z nim kochać, całować, przytulać, uwielbiała mieć go przy sobie i czuć jego bliskość, a z drugiej strony desperacko modliła się, żeby nic się nie wydarzyło, co przypomni jej o wyrządzonej krzywdzie sprzed ponad dwóch lat.

- I-izzy… jestem taka głupia… - wyszeptała i odwracając się przodem do niego, przylgnęła do jego klatki piersiowej.

- Nie jesteś… przecież wiesz, że nie jesteś… - mocno ją objął i zaczął uspokajająco mruczeć do jej ucha – szczerze mówiąc… byłbym zdziwiony, gdybyś… no… gdybyś nie miała takich obaw… - przejechał dłonią wzdłuż jej kręgosłupa i mruknął – no uspokój się, Malutka…


My name it means nothing
my fortune is less
My future is shrouded in dark wilderness
Sunshine is far away, clouds linger on
Everything I posessed - Now they are gone

Oh where can I go to and what can I do?
Nothing can please me only thoughts are of you
You just laughed when I begged you to stay
I've not stopped crying since you went away

The world is a lonely place - you're on your own
Guess I will go home - sit down and moan.
Crying and thinking is all that I do
Memories I have remind me of you


- Dobranoc... – szepnął, gdy skończył śpiewać i pocałował ją w czoło.

Po kilku chwilach poczuł, jak jej kurczowy uścisk powoli zaczął słabnąć i domyślił się, że się uspokoiła i lada moment zaśnie. Westchnął ciężko i bezmyślnie zaczął jeździć dłonią po jej plecach, ciągle przeklinając się w myślach za spowodowanie u niej płaczu. Ciągle wypominał sobie, że przez jedno głupie pytanie dziewczyna rozpłakała się jak małe dziecko i wyznała bolesną i chyba wstydliwą dla niej prawdę. I po co ci to było, Stradlin? Po cholerę ci to było! Mogłeś się ugryźć w język i nie byłoby sprawy! Pomyślał i przymykając oczy, poczuł, że brunetka przekręca się tyłem do niego i zwija się w kłębek. Uśmiechnął się pod nosem i obejmując ją, splótł jej dłoń ze swoimi palcami i spróbował zasnąć.