z bloga dust-n-bones pod rozdziałem znalazły się 2 dodatkowe komentarze, za które również dziękuję
złapałam dziwną fazę/wenę i jest! nowy rozdział... fakt, że był gotowy już tydzień wcześniej (pomijając kwestię że kilka dobrych razów był przerabiany/dopisywany/kasowany/edytowany), ale postanowiłam zrobić taki... przedświąteczny prezent...
złapałam dziwną fazę/wenę i jest! nowy rozdział... fakt, że był gotowy już tydzień wcześniej (pomijając kwestię że kilka dobrych razów był przerabiany/dopisywany/kasowany/edytowany), ale postanowiłam zrobić taki... przedświąteczny prezent...
ZANIM PORWIECIE SIĘ NA CZYTANIE
ROZDZIAŁU, DOCZYTAJCIE PROSZĘ DO KOŃCA MÓJ KOMENTARZ NADROZDZIAŁOWY :D
troszkę się tu wyjaśniło... troszkę
pozostawiłam na później... troszkę pokombinowałam z pewnymi rzeczami... ale mam
nadzieję, że jakoś ogarniecie i się wam spodoba... i w końcu nie
"zarzucicie" mi tajemniczości :D chociaż... nie powiem... podoba mi
się to… daje pewnego rodzaju władzę :D
co do fragmentów muzycznych... hah
ambitnie postanowiłam dedykować Wam pierwszy fragment bo... trochę się nadaje
do obecnej blogowej sytuacji... drugi fragment... hmmm żadna z wcześniejszych
wstawek nie pasowała mi aż tak bardzo jak ta... zresztą… chyba sami to
wyczujecie… no i jeszcze dodam że są to zlepki scen, które w większości
zawierają drobny odstęp czasowy, jednak wszystko zamyka się w krótkim okresie
czasu :)
jako, że nie wstawię już niczego do
świąt... życzę Wam Gunsowych świąt :) Gunsowego Nowego Roku itp itd mam
nadzieję, że w przyszłym roku spotkamy się w takim samym bądź jeszcze
powiększonym gronie czytelników/komentatorów i mam ogromną nadzieję, że w 2013
roku pojawi się więcej niż zawrotne 7 rozdziałów, które opublikowałam w tym
kończącym się już roku...
i zanim pozwolę Wam czytać... zawsze
zapominam napisać o pewnych rzeczach, więc napiszę teraz... mimo, że nie jestem
zwolennikiem długich przemówień:
Zajebiście dziękuję Wam wszystkim i
każdemu czytelnikowi z osobna za doprowadzenie do takiego a nie innego
stanu/poziomu tego bloga...
Dziękuję za te 88 tysięcy wejść...
Dziękuję za napisanie ponad 243
tysięcy słów, które ułożyły się w te wszystkie 38 rozdziałów…
Dziękuję za możliwość napisania
ponad 500 stron historii dust-n-bones…
Dziękuję za każdy komentarz,
szczególnie za te dłuższe, które dostarczały informacji o błędach, albo dobrych
cechach rozdziałów, dzięki temu mogłam kontrolować czy w dobrym kierunku
zmierza moje pisanie czy muszę się poprawić...
Dziękuję każdemu kto doprowadził mój
blog do takiej a nie innej popularności...
Dziękuję osobom za polecanie mojego
bloga na Facebooku, na Twitterze, na tekstowo.pl, na zapytaj.com.pl, na
naszej-klasie, na Waszych prywatnych blogach i fotoblogach, na blogach z
Waszymi opowiadaniami, i innych różnych portalach i stronach, których jeszcze
nie ogarnęłam, bądź nie jestem świadoma reklamy...
Dziękuję, że pomimo takich długich
okresów czekania na kolejne rozdziały, ciągle jesteście, ciągle czekacie,
ciągle pytacie, kiedy nowy rozdział...
Ale...
chciałam też zaapelować... naprawdę jeśli już zadacie sobie trud wejścia tutaj
i przeczytania tego co starałam się wymyślić i jakoś składnie dla Was opisać...
sklećcie dla mnie chociaż parę słów... drobną opinię... cokolwiek... dajcie
znać, że powiadamianie Was o nowych rozdziałach ma sens i nie jest w większości
stratą czasu... dajcie znać, że w ogóle jeszcze jesteście zainteresowani tym blogiem...
dla Was to kilka sekund/minut, które nie wymagają od Was nawet logowania się
gdziekolwiek, tylko wklepania kilku wyrazów, ustawienia anonimowego ktośia i kliknięcia "opublikuj", dla Was to
tylko kilka słów czy zdań a dla mnie cenne wskazówki i rady na przyszłość.
Także… proszę „doceńcie” że prowadzę tego bloga i podzielcie się
spostrzeżeniami, opiniami, rozważaniami na temat rozdziałów…
Jeśli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach, albo chcecie pogadać
czy tam o coś zapytać, zostawcie w komentarzu nr gg albo napiszcie do mnie na
maila -> duff1987@op.pl LUB duffowa1987@gmail.com :) zapraszam
(przy okazji osoby, które kiedyś się deklarowały z powiadomieniami… dajcie
znać, że jesteście dalej (nie)zainteresowani
Blan, mam nadzieję, że odnajdziesz tu parę ciekawych rzeczy
***
Niepozorny z
wyglądu chłopak spacerował ulicami Los Angeles i rozmyślał. Nie był już
gówniarzem, który chciał szaleć, używać życia i podejmować nawet idiotyczne i
ryzykowne przedsięwzięcia, nie był gówniarzem, któremu wystarczył tygodniowy
czy miesięczny związek, które były dawno temu jego wybitnymi osiągnięciami, nie
był gówniarzem, który zadowoli się przygodnym seksem. Chciał… no właśnie… czego
chciał? Stabilności? Pewnego stąpania po tym cholernym świecie? Poczucia bycia
potrzebnym? Oddania? Miłości? Poważnego związku? Kogoś, za kogo był w stanie
oddać życie? Nie no… taka osoba już jest w moim, życiu… ale
kurwa to nienormalne! Nie o takie coś mi chodziło! Sam nie był do końca
pewny, co tak naprawdę działo się z jego życiem. Sam nie był pewien do końca
swoich uczuć… tych które pokazywał na co dzień i tych ukrytych gdzieś głęboko,
do których on sam czasem nie miał dostępu. Te drugie przerażały go jeszcze
bardziej… przerażały go coraz częściej, bo i częściej zaczęły wpływać na jego
obecne życie, przerażały go coraz częściej, bo tak naprawdę ich nie rozumiał i
nie wiedział skąd się biorą. Nie potrafił zrozumieć, gdzie popełnił błąd.
Piętnaście lat temu? Dziesięć? A może prawie pięć lat temu, gdy w jego życiu
wydarzyła się prawdziwa rewolucja? Może pięć lat temu, gdy był zupełnie innym
człowiekiem niż jest teraz? A przynajmniej wierzył, że jest inny… całkiem inny.
Może to właśnie wtedy popełnił błąd? Może jeden odruch, o który nigdy by się
nie posądzał, który tak drastycznie zmienił jego życie był powodem jego
obecnych dziwactw i pecha? Może okazując dobroć, pogrążył sam siebie? Może
przelewając uczucie na jedną osobę, stał się upośledzony w tej sferze? Może nie
jest zdolny do nawiązania jakichkolwiek relacji z ludźmi, po tym co spotkało go
te kilka lat temu? Może to nie jest wina otoczenia? Może to nie jest wina
niewłaściwego doboru ludzi? Może to wszystko jest tylko i wyłącznie jego winą?
Konsekwencją tego co zrobił, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że
nie musiał tego robić? Może dlatego nie ma szczęścia do kobiet, do związków?
Może przyczyna siedzi w jego chorym, skrzywionym poglądzie na ideał kobiety?
Może stawia zbyt wysokie wymagania, tylko przez swoje zaślepienie? Może nie
potrafi dostrzec pożądanych wartości, tam gdzie one naprawdę są? Albo może to
ona jest winna? Może to przez nią nie jest w stanie ułożyć sobie życia? Może to
ona sprawiła, że nie potrafi wykrzesać z siebie żadnych uczuć, których oczekują
od niego potencjalne partnerki? A może jednak wydarzenia sprzed pięciu lat
zupełnie nie mają z tym związku? Może to on źle szukał i źle dobierał sobie
towarzystwo? Może popełnił błąd w każdych swoich poprzednich związkach? Być
może był i ciągle jest typem człowieka, który jest odpychający? Z którym nie
można wiązać nadziei na przyszłość? Może jego fatalna przeszłość, która ciągle
się za nim wlecze, doprowadziła do tego, że jest wyrzutkiem? Że nie nadaje się
do interakcji z innymi ludźmi? Nie nadaje się do bycia akceptowanym przez
społeczeństwo? Że nie nadaje się do bycia partnerem?
- Użalasz się,
idioto! I jeszcze próbujesz na nią zrzucić winę za swoją beznadziejność!
Gratuluję – burknął pod nosem i sięgnął po kolejnego papierosa.
- Ale nie mówiła
dokąd jedzie? Aha… tylko, że chce być sama i nie chce się z nikim kontaktować?
– mężczyzna zmarszczył brwi – dziękuję pani za informację… no… to znaczy trochę
się martwiliśmy, bo nic nie wiedzieliśmy o tym, że rozstała się z Gilbym i że
wyjechała…
Po chwili
odłożył słuchawkę i zamyślił się. Po rozmowie z Duffem na temat Joan,
stwierdzili, że to dziwne, że zniknęła i przepadła bez śladu. Gitarzysta nie
chcąc fatygować i zabierać basiście czasu, sam zadzwonił do rodzicielki jego
przyjaciół i postanowił trochę wybadać sytuację. Owszem… pani McKagan
wiedziała, że córka zostawiła swojego faceta. Owszem… wiedziała, że Joan
chciała zaszyć się gdzieś z dala od pytań, komentarzy czy rad. Jednak nic ponad
to, co przekazała Slashowi. Do chuja co
ona odpierdala? Nie mogła nam powiedzieć tego wszystkiego? Przecież kurwa, się
o nią martwimy! Ja się kurwa, o nią martwię! Jak mogła bez słowa wyjechać chuj
wie gdzie? Bez adresu, telefonu, niczego! Gdzie miałbym jej szukać, gdyby coś
się stało?! Nie pomyślała, że chciałbym wiedzieć, gdzie jest? Zapukał do
sypialni swoich przyjaciół i nie czekając na zaproszenie, wszedł od razu.
- Gdzie Duff?
- Ugh… możesz
trochę ciszej? Dopiero zasnął… - mruknęła zrezygnowana dziewczyna i oderwała
się od szkicownika, w którym zawzięcie coś kreśliła – mówił, że idzie z Izzym
coś pozałatwiać, bo święta coraz bliżej…
- Święta? A co
się dzieje w święta? – zapytał i usiadł koło dziewczyny.
- No… chyba
bierzemy ślub… Duff ci nie mó…
- Co robicie?! –
krzyknął zaskoczony, całkiem zapominając o malutkim chłopcu śpiącym na drugim
końcu pokoju – ślub?! Jaki ślub?! – poderwał się z miejsca.
- Normalny! Nie
wiesz, co to jest ślub? – warknęła i od razu podeszła do łóżeczka, słysząc
cichutki płacz Jeffa – wielkie, kurwa, dzięki! Usypiałam go godzinę! Wyjdź i
mnie nie denerwuj!
Nawet nie
starała się silić na uprzejmość. Mówiła mu, żeby zachowywał się ciszej, bo
dziecko dopiero zasnęło. Nie miał prawa wrzeszczeć, bo zaskoczyła go informacja
o ślubie, który prędzej czy później musiał się odbyć. Nie miał prawa wydzierać
się, jak ledwie piętnaście minut temu udało jej się ujarzmić na zmianę szalejącego i płaczącego chłopca.
Nie miał prawa hałasować… nie w sytuacji, gdy Jeffrey nie chce w ogóle spać i
graniczy z cudem utulenie go do snu!
- Ty wiesz, co
ty kurwa, chcesz zrobić?! Ślub?! – Slash słysząc, co jego przyjaciele planują,
nie mógł trzymać dłużej nerwów na wodzy – Z tym idiotą?! On na ciebie nie
zasługuje! Zrobisz zajebisty kurewski błąd! Pożałujesz tego szybciej niż ci się
wydaje!
- Słucham?! Czy
ciebie do reszty pojebało od Danielsa?! Kto ci dał prawo do rządzenia mną?! Kto
ci, kurwa, dał prawo do mówienia mi co i z kim mam robić?! – w tej chwili nawet
nie docierało do niej, że Jeff popłakał się bardziej – To jest moje życie i mogę
z nim robić, co mi się kurwa podoba! Gówno mnie obchodzi, co ty chcesz! O
zdanie cię nie prosiłam!
- Jakbyś nie
pamiętała, to jesteś moją pieprzoną przyjaciółką! Zależy mi na tobie i twoim
szczęściu i co kurwa nie mam prawa nawet powiedzieć, że robisz idiotyczną
rzecz?! Że prędzej czy później będziesz jej żałować i wrócisz z podkulonym
ogonem do mnie albo do Stradlina?! Zawsze tak jest! Zawsze, kurwa, najpierw
mnie nie słuchasz, a później przybiegasz z jebanym płaczem, bo chuj cię znowu
skrzywdził! Kim ja kurwa jestem, żeby mnie tak traktować?!
- Wynoś się
stąd! Nikt cię nie prosił, żebyś mi pomagał, kiedy tego potrzebowałam! – nie
pamiętała, kiedy ostatni raz ktoś tak bardzo ją zdenerwował – Teraz
przynajmniej wiem, że nie muszę się fatygować i o cokolwiek cię prosić! Zejdź
mi, kurwa, z oczu!
- Jasne! Proszę
bardzo! Tylko kurwa nawet do mnie nie przychodź zaryczana, jak ten chuj ci coś
zrobi!
Chłopak obrócił
się na pięcie i z całej siły trzasnął drzwiami, zostawiając poirytowaną i
sfrustrowaną dziewczynę z płaczącym dzieckiem. Próbując się uspokoić, zaczęła
tulić chłopca i walczyć ze łzami, które cisnęły się jej do oczu. Nie pamiętała
czy kiedykolwiek zdarzyło się jej płakać ze złości. Jeśli nie, to Slash swoim
zachowaniem i krzykami dopiął swego. Nie potrafiła zrozumieć, jak mógł się tak
zachować. Jak on śmiał?! Jak śmiał
wmawiać mi, że popełniam błąd?! Jak śmiał obrażać Duffa?! Co on sobie myśli?!
Że jest lepszy?! Niby, kurwa, w czym może być lepszy od Duffa?! W posuwaniu
dziwek?! A może w ćpaniu?! Nawet palant chleje teraz więcej niż Duff!
- No Jeff…
proszę… wiem, że on cię obudził… wiem… - kołysała czteromiesięcznego chłopczyka
i mruczała do niego uspokajającym tonem – no… ale skarbeczku… nie mam już siły…
tak grzecznie spałeś… no cii… nie ma, o co płakać… zaśniesz, jak ci zaśpiewam?
– pocałowała go w główkę i zaczęła nucić jedyny utwór przy którym maluch dawał
się uśpić.
End of passion play, crumbling away
I'm your source of self-destruction
Veins that pump with fear, sucking darkest clear
Leading on your death's construction
Taste me, you will see
More is all you need
You're dedicated to
How I'm killing you
Come crawling faster
Obey your master
Your life burns faster
Obey your master
Master
Master of puppets, I'm pulling your strings
Twisting your mind and smashing your dreams
Blinded by me, you can't see a thing
Just call my name, 'cause I'll hear you scream
Master
Just call my name, 'cause I'll hear you scream
Master
Needlework the way, never you betray
Life of death becoming clearer
Pain monopoly, ritual misery
Chop your breakfast on a mirror
I'm your source of self-destruction
Veins that pump with fear, sucking darkest clear
Leading on your death's construction
Taste me, you will see
More is all you need
You're dedicated to
How I'm killing you
Come crawling faster
Obey your master
Your life burns faster
Obey your master
Master
Master of puppets, I'm pulling your strings
Twisting your mind and smashing your dreams
Blinded by me, you can't see a thing
Just call my name, 'cause I'll hear you scream
Master
Just call my name, 'cause I'll hear you scream
Master
Needlework the way, never you betray
Life of death becoming clearer
Pain monopoly, ritual misery
Chop your breakfast on a mirror
- No… widzisz
kochanie? Jak chcesz to jesteś taki grzeczny… - mruknęła zmęczona, gdy Jeff w
końcu zamknął oczka i zasnął – to teraz w nagrodę położymy cię u nas w łóżku i
pośpisz trochę przy mamusi, co?
Ułożyła
chłopca i sięgnęła po kocyk z jego łóżeczka, otulając nim szczelnie synka. Sama
położyła się obok i wzięła ze stolika książkę, którą ostatnio dostała od
Izzy’ego, a której nie była w stanie przeczytać tak szybko jakby chciała, ze
względu na zmęczenie i absorbującego ją malucha, który teraz słodko przy niej
spał. Do tego wszystkiego jeszcze nie chciała zaniedbywać Duffa i już brakowało
jej energii na samą siebie i spożytkowanie jakoś chwilki wolnego czasu. Po
chwili odpłynęła do krainy medycyny sądowej, dr Kay Scarpetty i historii
zawartej w Postmortem.
Odgarnął
włosy z twarzy i coraz bardziej się irytował. Irytował się na siebie, na
Stradlina, który ciągle się z niego śmiał, irytował się na kobietę, której
ciągle coś nie pasowało i przynosiła mu kolejne i kolejne stosy marynarek,
które dla niego wyglądały identycznie. Zupełnie jakby nie mógł pojawić się w
kościele w skórzanych spodniach i białej koszuli. Potrzebował tego cholernego
garnituru i dostawał szału mierząc kolejne niewygodne modele i rozmiary. „Powinien się pan czuć swobodnie! To
podstawa!” Kurwa mać jak mam się czuć wygodnie w tym gównie, jak to krępuje
ruchy! Nawet kurwa nie mogę spokojnie machnąć ręką! Jak Matt może w tym łazić
codziennie?! Ja pierdolę chyba wygodniejsza była by jakaś jebana zbroja! Jak
można DOBROWOLNIE ubierać się w to gówno?!
- Stary… musisz
się zdecydować… siedzimy tu czwartą godzinę! – Izzy nie mógł powstrzymać się od
ironicznego uśmiechu, patrząc jak Duff jest coraz bardziej zły – zachciało się
ślubu, więc teraz cierp…
- Ślubu? Nie
mówili panowie, że chodzi o ślub! – odezwała się kobieta – w takim razie musimy
zacząć od nowa! Na śluby mamy zupełnie inne kolekcje. Myślałam, że pan
potrzebuje garnituru bardziej do spraw służbowych – zawołała i już zniknęła w
głębi sklepu.
- Ja cię,
kurwa, zajebię! – syknął Duff i przymknął oczy, żeby się opanować – normalnie,
kurwa, zakopię cię żywcem!
- Spoko… masz
jeszcze półtora tygodnia na przygotowania… kto ci pomoże z obrączkami? -
wyszczerzył zęby – kto ci pomoże z salą… z kościołem…
- No to akurat
załatwia Jon… całe szczęście, że Marta zgodziła się na ślub w Seattle. Chyba
był, kurwa, oszalał, jakbym miał jeszcze to gówno załatwiać!
- Tak… o!
Jeszcze kto by pomógł jej wybrać suknię ślubną skoro nie ma Joan? Albo… no… -
chcąc jeszcze bardziej pożartować z przyjaciela, próbował wymyślić kolejne
pozycję na listę rzeczy do zrobienia – czy ty w ogóle wysłałeś już zaproszenia?
- CO?! Teraz mi
to dopiero mówisz?! – na czole Duffa pojawiły się kropelki potu.
- Wyluzuj…
Marta dała mi waszą listę gości… już wszyscy powiadomieni i chyba wszyscy
potwierdzili, że będą.
- Stradlin…
kurwa, kocham cię! Życie mi ratujesz!
Chłopak
wybuchnął śmiechem i zapytał, czy farbowany blondyn już nie zamierza go
zabijać. Rozbawiony całą sytuacją, zaczął nucić pod nosem i co jakiś czas
spoglądał na zegarek. Po upływie dwóch godzin cudem udało się im znaleźć
odpowiedni garnitur, w którym Duff czuł się względnie dobrze i swobodnie. Izzy
dziękował w duchu, że on sam nie musi szukać ubrania dla siebie, bo przecież zaopatrzył
się w garnitur, gdy sam brał ślub. Zresztą dla niego ten elegancki strój nie
był aż takim horrorem jak dla idącego koło niego przyjaciela. Nie przeszkadzało
mu, że musi ubrać się tak a nie inaczej. W końcu przecież nikt nie każe mu
siedzieć w pełnym garniturze przez całe wesele!
- Słyszałem, że
Slash znowu szaleje…
- Daj, kurwa,
spokój! Myślałem, że go zajebię, jak w środku nocy, kurwa przylazł do domu i
nie dość, że obudził Jeffa, bo tak się tłukł to jeszcze przez to, kurwa mać,
nam przeszkodził!
- Nie
myśleliście, żeby znaleźć sobie coś nowego? Bylibyście sami i nikt by was nie
denerwował…
- A dlaczego to
ja mam się wynieść? Ja mam kurwa rodzinę! Jak on ciągle kurwa się denerwuje i
jeszcze specjalnie nam przeszkadza to niech on wypierdala! – warknął – niby
kiedy mam szukać mieszkania albo domu? Ciągle jestem w tym jebanym studiu i
próbujemy coś nagrać i wolę, kurwa, wrócić i spędzić czas z Jeffem i Martą, niż
latać po mieście i szukać nowego gównianego domu, bo ten chuj się nie umie
przystosować!
No… w sumie jest to jakieś wytłumaczenie…
też wolałbym spędzać czas z Martą i dzieckiem niż nie widzieć ich całymi
dniami… no ale kurwa, jeśli tam faktycznie są kwasy, to nie lepiej jednak się
poświęcić? Przecież chyba nie każą Slashowi spierdalać i go nie wyjebią z domu!
Ale z drugiej strony on sam mógłby przystopować i albo się przyzwyczaić, że
teraz są trochę inne warunki, albo poszukać sobie czegoś, albo nawet się
zatrzymać na jakiś czas u mnie! No kurwa jaki tu jest problem?!
- Słuchaj… o co
właściwie poszło wam z Mattem?
- A niby czemu
coś miało się stać? – burknął od razu.
- No kurwa może
i nie jestem zbyt uczony, ale umiem dodać dwa do dwóch… skoro on się nagle
przestał pojawiać… i skoro to nastąpiło po waszej awanturze to…
- Skąd, kurwa,
wiesz, że się kłóciliśmy?
- Głuchy nie
jestem… i niezbyt… podoba mi się to, co usłyszałem…
- Stary… to są
moje sprawy – powiedział ostrzegawczo – moje i Matta.
- Ale nie
zaprzeczysz, że dotyczy to też Marty? Nie wiem, czy wiesz, ale ona była u
niego…
- Jak to kurwa była
u niego?! Czemu ja nic nie wiem?!
- Widać nie
miała powodu, by ci mówić… ale to nieważne. Podobno Matt zachowywał się jak
nienormalny. Gadali spokojnie, a on nagle zaczął się trząść jak galareta i
dosłownie wyrzucił ją z restauracji!
- Kurwa… kurwa
mać! – z nerwami kopnął w sygnalizację świetlną – czemu kurwa wszystko musi się
schrzanić, jak było tak zajebiście?!
- Duff…
wszystko, ok?
Znowu… kolejny
raz w tym tygodniu. Jest coraz gorzej. Po co spędził te długie miesiące na
leczeniu? Po co, skoro wystarczyło dosłownie kilka tygodni, żeby wszystko się
zepsuło… znów to paraliżujące uczucie. Znów ten cholerny paraliżujący strach.
Znów nie może opanować drżenia rąk. Znów nie może powstrzymać fali gorąca,
która uderza znienacka. Znów nie może powstrzymać się przed gorączkowym
rozglądaniem się na ulicy. Kolejny raz czuje się, jak serce podchodzi mu do
gardła. Kolejny raz czuje, jak serce boleśnie tłucze się w klatce piersiowej.
Kolejny raz czuje się jakby krawat, który co chwilę poluźnia, miał go udusić.
- Matt, do
cholery, co się z tobą dzieje?
- Z-znowu…
n-nie p-panuję n-nad t-tym! – gorączkowo sięgnął po dzbanek z wodą i próbował
nalać ją do szklanki – k-kurwa – wymamrotał, gdy nie panując nad drżeniem rąk,
zalał część papierów, które walały się po biurku – D-duff… m-musisz… m-musisz…
- Co muszę? Co
ty odpierdalasz? Matt! – chłopak przeraził się i to nie na żarty – Zadałem ci
proste pytanie! Czemu wywaliłeś ją z tej cholernej restauracji?
- M-musisz!
M-musisz… o-on… o-on nie m-mógł… n-nie m-może j-jej z-zobaczyć! N-nie m-może
w-wiedzieć… m-musisz p-powiedzieć – wyrzucał z siebie nieskładne słowa i szybko
przełknął kilka tabletek – o-ona… m-musiałem j-ją w-wyrzucić… o-on…
w-widziałem… o-on…
- Kurwa,
uspokój się i mów powoli – Duff wziął do ręki fiolki, z których jego brat
wyciągnął pigułki – Klo… klomipra… klomipramina? Co to za gówno? A to?
Opipramol? Matt, co jest?!
- O-on t-tu
p-przyjdzie… z-znowu – zaczął znowu rozglądać się po pomieszczeniu, jakby zaraz
ktoś miał go napaść – m-musisz j-ją o-ostrzec! O-on n-nie d-da n-nam s-spokoju!
- O k-kurwa…
Matt, siadaj… spokojnie… - posadził starszego o trzy lata mężczyznę i zamrugał
szybko – uspokój się… nic nie mów, ok?
- M-musisz…
b-błagam… o-on n-nie m-może… o-on… J-jeff… Duff, n-nie p-pozwól mu…
Duff z
przerażeniem dostrzegł łzy w oczach brata. Z przerażeniem patrzył jak jego brat
trzęsie się i szlocha. W jego głowie pojawił się obraz, który przez wiele lat
próbował wymazać z pamięci. Obraz, który nie nawiedzał go od bardzo dawna.
Obraz, który ukrył głęboko w świadomości, o którym rozpaczliwie próbował
zapomnieć. Już wiedział, co jego brat próbował mu niezbyt składnie przekazać.
Już wiedział, czemu wręcz błagał go, o ujawnienie Marcie prawdy. Zrozumiał,
czemu nagle stał się taki dziwny i wyrzucił ją z restauracji. Teraz wszystko
stało się jasne. Aż nazbyt jasne i oczywiste. Zrozumiał teraz, co musiał czuć
Matt, gdy dobrowolnie poddał się leczeniu psychiatrycznemu. Co musi czuć teraz,
gdy stan panicznych lęków powrócił. Przecież to zawsze Matt był bardziej
wrażliwy i słabszy psychicznie.
- Chodź… Matt…
słyszysz?
- O-on n-nie
m-może w-wiedzieć, ż-że masz n-narzeczoną i d-dziecko… o-on t-tu b-był!
W-wyrzuciłem j-ją… w-wyrzuciłem, ż-żeby nie z-zobaczył j-jej… z-ze mną… -
łapczywie łapał powietrze, tak jakby bał się nawet tego, że zaraz zabraknie mu
tlenu.
- W-wiem…
c-chodź… pojedziemy… powiemy jej w-wszystko, o-ok?
Patrzyła
załzawionym wzrokiem na swojego przyszłego męża, który ocierał wilgotne oczy i
patrzyła na jego brata, który ciągle trząsł się dokładnie tak samo, jak przy
ich ostatnim spotkaniu. Nie docierało do niej to, co właśnie usłyszała. Nie
docierało do niej to, że do tej pory nie zdawała sobie sprawy z sytuacji, w
której tych dwóch mężczyzn znalazło się ponad dwadzieścia lat temu. Nie
docierało do niej, jak oni mogli tyle lat żyć w kłamstwie. Jak Duff mógł to tak
długo ukrywać bez jakiś widocznych trudności… jak Matt mógł doprowadzić się do
takiej psychicznej rozsypki…
- B-boże… t-to…
D-duff… czemu nigdy… c-czemu…
- Co miałem
c-ci powiedzieć? Że d-doskonale wiem, jak się czułaś, gdy o-ojciec cię uderzył
po p-pijaku? A-albo że w-wiem o w-wiele więcej i o w-wiele więcej
d-doświadczyłem? N-nawet m-mama nie wie. N-nigdy byśmy nie p-powiedzieli jej
prawdy. O-on… o-on by nas pozabijał…
- Mogliście…
m-mogliście k-komuś powiedzieć – otarła nową porcję łez, która popłynęła po jej
policzkach.
- N-nie… o-on…
o-on z-zawsze… z-zawsze… n-nie w-widać… n-nie m-mieliśmy d-dowodów… n-nikt…
n-nikt n-nie… n-nie u-uwierzyłby… - Matt dukał jakieś pojedyncze słowa i wziął
kolejne tabletki - u-uznawali n-nas z-za n-niezdarne… z-za d-dzieciaki… g-guzy…
ż-że szukaliśmy… J-jon zawsze s-się ś-śmiał, że n-nie… że n-nie widział
t-takich… ż-że r-rozbrykanych… t-teraz… o-on t-tu b-był… b-był…. N-nie m-mógł
c-cię z-zobaczyć! N-nie m-mógł!
- Spokojnie…
Matt… spróbuj się u-uspokoić – Marta otarła mu łzy i pogładziła po ramieniu
roztrzęsionego chłopaka – on już w-wam n-nic n-nie z-zrobi… j-już w-was n-nie
skrzywdzi…
- Wiem…
d-dlatego nie chciałem ci mówić… i c-cię m-martwić… c-całe życie u-udawałem…
n-najpierw… n-najpirw jak o-odszedł od m-mamy… m-miałem s-siedem lat… k-kazał
mi u-udawać, że z-za n-nim t-tęsknię, bo… b-bo z-zrobi m-mi jeszcze coś
g-gorszego… - pozwolił, by zapłakana dziewczyna usiadła mu na kolanach i go
objęła - w-więc u-udawałem… n-nawet m-mama s-się n-nabrała na to… p-później…
j-jak b-byłem n-nastolatkiem wierzyłem, że p-poradzę sobie z nim s-sam jeśli
będzie trzeba… a-ale lepiej b-było dalej u-udawać z Mattem, że… ż-że nic się
nie stało… u-uciekłem od t-tego życia… m-miałem z-zespół… p-po co miałem
p-pamiętać o tym s-skurwielu? P-później… później poznałem ciebie… - wtulił się
i słuchał przyspieszonego bicia jej serca - nie chciałem… n-nie mogłem ci tego
wszystkiego powiedzieć…
- Z-zaczął się
k-kręcić k-koło m-mnie… w-wypytywał o D-duffa… w-wiedział, że… l-leczenie… o-on
w-wiedział w-wszystko… d-dlatego p-przyszedł d-do m-mnie… t-to w-wszystko…
j-ja… z-znowu… m-myślałem, że t-to m-mi p-pomoże… a-ale t-to w-wróciło…
p-przestraszyłem s-się… b-bałem s-się… t-ty… o-on n-nie m-może… J-jeff… n-nie
m-może się d-dowiedzieć… s-skrzywdzi… o-on… z-zabrał m-mnie kiedyś… l-las…
j-jakiś k-królik… o-on… k-krew… w-wszędzie… o-on… j-jeśli c-coś… j-jeśli… t-to…
o-on… t-to D-duff… t-to o-on z-zrobi m-mu t-to samo… - co chwila jego ciałem
wstrząsał szloch, nie potrafił utrzymać nawet przez sekundę dłoni w bezruchu.
Okryła śpiącego
mężczyznę kocem i postawiła na komodzie szklankę z wodą. Obok leżały tabletki,
które nie dawały jej spokoju. Podejrzewała, że to są leki uspokajające albo
psychotropowe, ale ilość, którą łykał, znacznie przekraczała zalecenia wypisane
na fiolkach. No i czy te lekarstwa można ze sobą łączyć? Czy to nie jest
niebezpieczne dla jego zdrowia? Przez chwilę obserwowała jego niespokojną
twarz… twarz tak podobną do tej, która na co dzień witała ją całusem. Ciągle
nie mogła zrozumieć, jak ten człowiek mógł się doprowadzić do takiego stanu.
Jak mógł pozwolić na to, by strach zapanował nad jego życiem? Strach… to chyba
za małe słowo po tym, co mogła dziś zobaczyć… po tym co mogła zobaczyć jak
ostatnio się widzieli… Boże… czemu nigdy
nikomu nie powiedzieliście? Przecież ktoś na pewno by wam uwierzył… ktoś mógł
coś zrobić… poradzić… Odgarnęła mu włosy z twarzy i przymknęła oczy.
Walczyła z kolejną falą łez. Mimo że bardzo chciała, nie była w stanie się
powstrzymać po tym, co zdradził jej Duff. Nie była w stanie powstrzymać łez,
gdy wyobraziła sobie małych dosłownie kilkuletnich chłopców, których katował
ojciec. Nie mogła powstrzymać łez, gdy słuchała i myślała, o tych wszystkich
okropnościach, których musieli doświadczyć. Nie mogła powstrzymać łez, gdy
myślała o sytuacji Matta, gdy pomyślała jakie piekło musiał przeżywać na
leczeniu, kiedy musiał o tym wszystkim opowiadać, gdy przed jej oczami pojawił
się obraz jego przerażonej twarzy w ten nieszczęsny dzień, kiedy odwiedziła go
w restauracji. Nie mogła powstrzymać łez, gdy Duff powiedział jej więcej o
problemach swojego brata. Basista zdradził brunetce, że Matt żalił mu się w
sprawach sercowych. Żalił mu się, że kompletnie nie ma szczęścia do kobiet, że
każda zostawiała go, jak tylko dowiedziała się, że Matt miał pewne problemy z
psychiką, że każda kobieta zostawiała go po maksymalnie trzech, czterech
miesiącach związku, że jak tylko znalazły jego środki uspokajające, to od razu
wyzywały go od ćpunów i świrów i go rzucały. Żalił się, że nie potrafi
zaangażować się w cokolwiek, bo panicznie boi się, że to zepsuje, albo kogoś
skrzywdzi, bo boi się, że jeśli znajomość się rozwinie na tyle, żeby jakoś to
zalegalizować i powiększyć przyszłą rodzinę, to on stanie się kopią ich ojca.
Żalił się, że ma dość samotnego życia, ale jednocześnie nie wyobraża sobie
życia w związku, związku, który wiązałby się z ciągłym strachem i obawą o swoje
przyszłe zachowanie. Nie dość, że przeżył
piekło jak był mały, to jeszcze teraz nie potrafi ułożyć sobie życia… nie
potrafi znaleźć kobiety, która go zaakceptuje… a przecież zasłużył na to!
Zasłużył, żeby być szczęśliwy! Przecież niczego mu nie brakuje! Nie jest
dupkiem! Przecież to jest dobry i ciepły człowiek!
- Śpi? – dobiegł
ją przygnębiony głos.
- O-och – nie
spodziewając się nikogo, dziewczyna aż podskoczyła ze strachu – tak… - otarła
szybko łzy – wystraszyłeś mnie…
- Chodź… -
wyciągnął rękę i po chwili tulił drobną brunetkę – nie płacz już… niedługo
przyjdzie Izzy z Jeffem…
- N-nie ukrywaj
nigdy więcej t-takich rzeczy, dobrze? – wspięła się na palce i czule pocałowała
basistę.
- Chciałem…
chciałem cię chronić przed tym – wymamrotał i wyprowadził ją z pokoju, który
udostępnili Mattowi – podejrzewałem, jak możesz zareagować… chciałem…
oszczędzić ci tego – ujął jej twarz w dłonie i gładził leciutko jej policzki
kciukami – i… nie chciałem sobie tego przypominać…
- Duff? B-bo…
jeśli…
- Jeśli co?
Czymś się martwisz?
- Jeśli chcesz…
p-przesunąć ślub… to ja z-zrozumiem – wymamrotała i spuściła wzrok – w tych…
okolicznościach… ja zrozumiem…
- Hej… - zmusił
ją, by na niego spojrzała – on już dość spieprzył mi życie… tego mu schrzanić
nie pozwolę… obiecałem, że w święta i tak będzie, hm? – cmoknął ją w czoło -
Chyba że jednak nie chcesz? – dodał niepewnie.
- Chcę… nigdy
nie chciałam czegoś bardziej…- złapała go za rękę i zaprowadziła go na piętro
do ich sypialni.
Niespiesznie
zaczęła rozpinać kolejne guziki jego koszuli. Co chwila przyciągała go ku sobie
i leciutko muskała pełnymi wargami jego usta. Nie przejmowała się jego pozorną
biernością. Wiedziała, że próbuje się wyciszyć i schować głęboko wszystkie złe
uczucia, które dziś ujrzały światło dzienne po tak długim czasie. Wiedziała
podświadomie, że to co robi, pomoże mu bardziej niż słowa pocieszenia, że to
pozwoli mu się rozluźnić i zapomnieć choć na chwilę o problemach. Ściągnęła
ciepły sweter, który miała na sobie, odkrywając czarny stanik.
- Hej… Duff… -
dostrzegła łzy w jego oczach – już dobrze… - posadziła go na łóżko i usiadła
okrakiem na jego kolanach – ciii… - pozwoliła, by wtulił się w jej piersi –
spokojnie… - pogładziła go po farbowanych włosach – to już minęło…
- Nie… n-nie
chciałem o tym pamiętać… b-bałem się, że… - zaszlochał cicho – t-teraz jak
J-jeff… b-bałem się, że… że będę taki sam… że go s-skrzywdzę…
- Kochanie… -
przysunęła się bliżej niego – nie mów takich rzeczy. Jeff nie mógłby mieć
lepszego ojca – pocałowała go lekko w czoło i szepnęła – a ja lepszego faceta
od ciebie… kochamy cię najbardziej na świecie…
Uśmiechnęła się
leciutko, gdy poczuła na plecach dłonie chłopaka, które zmierzały w kierunku
zapięcia jej stanika. Mruczała mu do ucha, jak bardzo go kocha i cmokała go
czule w szyję. Sięgnęła do paska od jego spodni i powolutku zaczęła je
rozpinać. Jęknęła, gdy poczuła jego ciepły oddech na piersiach, a zaraz po nim
język, który delikatnie zaczął je pieścić. Popchnęła go leciutko na łóżko, żeby
się położył i wyswobodziła się szybko ze swoich spodni. Pocałowała go
zachęcająco i westchnęła, gdy poczuła jego dłonie na pośladkach. Po kilku
chwilach znalazła się pod chłopakiem, który muskał ustami całe jej ciało.
Wyprężyła się, gdy dotarł do podbrzusza i poczuła, jak jej serce zaczęło
szybciej bić.
- Kocham cię… -
szepnął i zrzucił z siebie spodnie i bokserki.
- Wiem… -
przyciągnęła go do siebie i otoczyła nogami jego biodra – ja ciebie też…
- No… miło się
spędza z tobą czas, wiesz? Zajebiście
dobrze słuchasz… i nie śmiejesz się… nie rzucasz jakiś głupich komentarzy…
musimy częściej urządzać sobie takie męskie spotkania… - mruknął do swojego
chrześniaka, który przysypiał w wózku – co sądzisz? Twoja mama się zgodzi?
Zapytamy ją zaraz o to?
Wyciągnął
chłopczyka z wózka i wszedł do domu, w którym jakiś czas temu mieszkał. Zajrzał
do salonu i kuchni, ale nie zastawszy nikogo, skierował się do sypialni, którą
zajmowali jego przyjaciele. Jako, że trzymał Jeffa i miał zajęte ręce,
przystaną przy drzwiach podsłuchując, czy przypadkiem para nie jest czymś
zajęta i czy przypadkiem nie zastanie ich w jakiejś krępującej sytuacji.
Odpowiedziała mu cisza, więc uchylił drzwi i wszedł do pomieszczenia. Pierwsze
co dostrzegł to rozrzucone po podłodze ubrania. Zerknął w kierunku łóżka i
szybko zamrugał. Duff spał i obejmował Martę, która leżała wtulona w jego tors
i rysowała opuszkami palców wzory na jego barku. Kołdra, którą byli okryci,
kończyła się w okolicach nerek dziewczyny, odsłaniając dużą część jej smukłego
i zgrabnego ciała.
- Jezu! I-izzy,
co ty tu… - pisnęła i gorączkowo naciągnęła na plecy kołdrę – c-co ty tu
robisz?
- Było cicho
więc… - wpatrywał się w jej zawstydzoną twarz i w duchu dziękował, że brunetka
nie wpadła na pomysł zerwania się z łóżka albo zmienienia pozycji – wróciliśmy
z Jeffem, ale nie było was na dole – szepnął i włożył śpiącego malucha do
łóżeczka – t-to.. ja już się zwijam… nie będę przeszkadzał… no… na razie…
- Izzy… czekaj…
poczekaj na dole, ok? – wymamrotała i jak tylko wyszedł, zaczęła się
pospiesznie ubierać.
Paliły ją
policzki i nie pamiętała kiedy ostatni raz była tak zawstydzona. Jeszcze chwilę
wcześniej leżała w zupełnie innej pozycji; gdyby Izzy wszedł dosłownie dwie
minutki wcześniej, zobaczyłby dużo więcej niż tylko jej plecy. Gdyby wszedł
piętnaście minut wcześniej… nie… o tym
wolę nie myśleć… nawet nie chcę tego sobie wyobrazić… chyba bym umarła ze
wstydu…
- Przepraszam,
że tak wpadłem – mruknął gitarzysta, gdy weszła do kuchni – nie miałem jak
zapukać – zalał kawę i podał jej jeden z kubków.
- Nie… nie
przepraszaj – próbowała ukryć rumieńce zasłaniając twarz włosami, ale w niczym
to nie pomogło – p-powinniśmy się zamknąć…
- Jesteście u
siebie przecież – zapatrzył się w punkt ponad jej głową – jesteś bardzo zła?
- Jasne, że
nie… czemu miałabym być?
- Slashowi
robicie awantury jak…eee… jak wam przeszkodzi – wzruszył ramionami – no i
wyciągnąłem cię z łóżka…
- Slash to
dupek – burknęła i usiadła na parapecie – i w pełni na to zasługuje!
- Co zaś
zrobił? – zapytał, momentalnie zmieniając ton na ostrzejszy.
Marta
opowiedziała chłopakowi o sytuacji sprzed paru dni, ciągle nie potrafiąc
zapanować nad złością. Obserwowała, jak zmienia się twarz Stradlina z każdym
kolejnym słowem. Widziała w jego oczach błysk furii, ale nie był też zbyt
zaskoczony, jakby spodziewał się tego, co mu powiedziała. Ciągle miała
wrażenie, że Izzy wie o Hudsonie coś, czego ona nigdy się nie dowie. Ciągle
wydawało się jej, że Slash jest taki nerwowy i złośliwy, bo jednak jej
podejrzenia co do jego uczucia do Joan są prawdziwe. Ciągle wydawało się jej,
że Slash zakochał się w siostrze Duffa, ale nie chce się do tego przyznać. Ciągle
wydawało się jej, że jego nerwy wynikają z tego, że Joan była z Gilbym, a nie z
nim, że nawet teraz gdy jest wolna, nie chciałaby zacząć czegoś ze Slashem. I
ciągle wydawało się jej, że Stradlin to wszystko wie, ale nie chce jej
powiedzieć. Czemu wszyscy mają jakieś
tajemnice? Czemu Duff tyle lat żył w kłamstwie i iluzji? Czemu Joan ukrywała,
że rozstała się z Gilbym i nawet nie dała nam znać, że wyjeżdża? Czemu Gilby
sam niczego nie powiedział, tylko dopiero przyznał się Hudsonowi po kilku
tygodniach? Slash w ogóle jest jakiś dziwny i ciągle coś mu nie pasuje, ciągle
się czepia albo przeszkadza, jakby specjalnie chciał to robić! Jakby specjalnie
właził nam do sypialni, kiedy jesteśmy zajęci, albo jakby specjalnie chciał nam
obudzić Jeffa, żebyśmy musieli się męczyć z usypianiem go. I nawet Izzy… nawet
on ostatnio jakby nie był sobą… co się do cholery dzieje? Gdzie podział się mój
Duff? Gdzie podział się mój kochany brat? Gdzie podział się mój przyjaciel?
- Co tam,
Malutka? – mruknął, gdy nagle dziewczyna podeszła do niego i mocno się
przytuliła.
- Wszystko u
ciebie dobrze?
- Czemu pytasz?
Jest ok… - tak… zajebiście ok… kurewsko
ok! Doszedłeś do jebanej perfekcji w udawaniu? Może zgłosisz się po Oskara albo
inną chujową nagrodę, co? – nie masz się czym martwić… naprawdę…
- Mhm… a co z
twoim sklepem?
- Eee… no
właśnie… mam lokal… mam już wyposażenie… ale… szukam jakiegoś sprzedawcy czy
kogoś…
Wszedł do
pokoju i zobaczył Jeffreya śpiącego i tulącego się do Marty, która również
pogrążona była we śnie. Dostrzegł w jej rękach szkicownik – jedna z form
relaksu dziewczyny po długich godzinach prób okiełznania szalejącego synka. Po
cichu podszedł bliżej i wyciągnął z jej dłoni zeszyt. Zerknął na rysunek, który
kończyła zanim zasnęła i uśmiechnął się szeroko. Idealnie dopracowane linie
ołówka układały się we wdzięczną podobiznę jego samego, nie mógł się nadziwić,
jak dziewczyna mogła tak dokładnie odwzorować każdy szczegół jego twarzy.
Przerzucił wcześniejsze kartki i zobaczył całą gamę portretów Jeffa w różnych
sytuacjach – śpiący, wesoło klaszczący, w kąpieli, na rękach Duffa, Jeff
ciągnący Stradlina za włosy… Odłożył szkicownik na komodę i ostrożnie wziął
chłopca na ręce i położył go do łóżeczka. Sięgnął po koc i okrył nim śpiącą
narzeczoną.
- C-co? –
drgnęła, gdy pocałował ją lekko we włosy.
- Obudziłem
cię? – mruknął ze skruchą – śpij… nie spałaś pół nocy…
- Która
godzina? – przetarła oczy i ziewnęła.
- Dochodzi
trzecia – musnął lekko jej usta – powinnaś wykorzystać to, że mały śpi…
- Boli mnie
głowa… nie zasnę znowu – wymamrotała i usiadła, owijając się kocem – jadłeś
coś?
- Ach… skoro
nie chcesz spać… chodź do kuchni… Matt zrobił coś dobrego – wyszczerzył zęby –
musisz spróbować!
Po chwili
siedziała w kuchni i czekając, aż chłopak zagrzeje jej obiad, masowała skronie.
Nie chciała brać leków i zastanawiała się, czy nie wybrać się na mały spacer po
posiłku. Czasem to pomagało przy tych słabszych bólach. Miała nadzieję, że tym
razem będzie podobnie. Niezbyt przytomnie popatrzyła na Duffa, który postawił
przy niej talerz i nałożył na widelec pierwszą porcję.
- Zamierzasz
mnie karmić? – uśmiechnęła się lekko.
- No… chyba
tak… - podsunął jej widelec i zlustrował ją wzrokiem – dobrze się czujesz?
- Mhm… to tylko
zmęczenie… - przełknęła pierwszy kęs – mmm… to jest pyszne! Gdzie on się
nauczył tak gotować?
- Podejrzewam,
że on ma po prostu wrodzony talent… nawet jak był nastolatkiem wyskakiwał z
jakimiś cudami… - zaśmiał się i dalej ją karmił – to chyba jest coś
hiszpańskiego, bo coś podobnego już kiedyś ugotował…
- Powinnam się
do niego na jakiś kurs zapisać! – nachyliła się nad stołem i cmoknęła Duffa w
usta – myślisz, że udzieli mi paru le… zgłosisz się? – zapytała, gdy rozległ
się dźwięk telefonu.
- Jasne –
podreptał do salonu i po chwili zawołał – do ciebie! Jakaś dziewczyna…
Kilkadziesiąt
minut później stała w parku i rozglądała się w poszukiwaniu osoby, z którą
miała się spotkać. W końcu dostrzegła siedzącą na ławce nastolatkę. Wyglądała
dużo lepiej niż przy ich pierwszym spotkaniu, ale ciągle nie był to szczyt
marzeń. Nie była już tak przeraźliwie chuda, nie była aż tak zaniedbana i
brudna. Ale ciągle chyba włóczyła się po ulicach.
- Cześć – Marta
podeszła do niej i usiadła obok – mam nadzieję, że się nie spóźniłam…
- Nie, nie…
siedzę tu od dawna – sięgnęła do kieszeni podartych jeansów – oddaję i dziękuję
– trzymała w dłoni siedemdziesiąt dolarów, które brunetka dała jej prawie rok
temu.
- Skąd je masz?
- Sprzątałam
dwa miesiące i oszczędzałam, bo chciałam ci zwrócić… ale teraz mnie wyrzucili,
bo dowiedzieli się ile mam lat… no ale… trudno…
- Więc zostaw
je sobie… ja ich nie potrzebuję – uśmiechnęła się.
- Teraz pomagam
takiej starszej babci wyrzucać śmieci i robić zakupy… daje mi pięć dolarów za
dzień, więc wystarczy żeby coś zjeść… i pozwala mi korzystać z łazienki… nie
jest najgorzej.
Marta poczuła
ukłucie w okolicach serca. Czyli prawie
nic się nie zmieniło… ciągle nie masz dachu nad głową… ciągle nie masz kasy na
jedzenie i jakieś cieplejsze ubranie… i na pewno nie weźmiesz ode mnie więcej
pieniędzy… nie mogę ci zaproponować mieszkania u nas, bo nie dość, że już Matt
u nas pomieszkuje, bo Duff się o niego martwi, to jeszcze te ciągłe awantury ze
Slashem… Duff na pewno się nie zgodzi na nowego lokatora… cholera! Westchnęła
i próbowała wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie.
- A dziś coś
jadłaś? – nastolatka wzruszyła ramionami – no to idziemy… niedaleko stąd jest
fajna restauracja…
- Nie stać mnie
na restaurację – mruknęła.
- Ale mnie
stać… poza tym wątpię, żebym musiała tam płacić… no chodź… pomyślimy, czy nie
znajdzie się dla ciebie gdzieś jakieś zajęcie czy coś.
Po przebyciu
kilku ulic znalazły się w restauracji, z której jakiś czas temu Marta została
wyrzucona przez właściciela. Usiadły przy najbardziej odległym od wejścia
stoliku i czekały na kelnera. Isbell pytała dziewczynę jak sobie radziła przez
te kilka miesięcy odkąd ostatni raz się widziały, a ona wypytywała się o ciążę
i pierwsze miesiące Jeffa.
- Jak ty
właściwie masz na imię? – Marta uśmiechnęła się przepraszająco i upiła trochę
kawy.
- Lucy… i
przepraszam, że nie zadzwoniłam wcześniej, ale… sama mówiłaś, żeby dzwoniła
kiedy będę miała kłopoty… a poza tym chciałam uzbierać te pieniądze, żeby ci
oddać…
- I całkiem
niepotrzebnie… tobie się bardziej przydadzą – spojrzała w kierunku wyjścia i
zauważyła na chodniku chłopaka z koszulką Iron Maiden – o! słuchaj… - w jednej
chwili przypomniała sobie rozmowę z Izzym – znasz się trochę na muzyce?
- Ja… no kiedyś
grałam na skrzypcach i trochę próbowałam na pianinie, bo tata chciał… i ogólnie
on kolekcjonował płyty i inne takie… a co?
- Bo mój brat
chce otworzyć sklep… mogłabyś u niego pracować! – zawołała radośnie, ciesząc
się, że być może udało jej się rozwiązać problem dziewczyny – on na pewno nie
będzie miał nic przeciwko, że nie jesteś pełnoletnia…
- Nie chcę cię
fatygować… nigdy nie pracowałam w sklepie… niczego za bardzo nie umiem… -
bąknęła i spojrzała w talerz, z którego zniknęła już połowa dania – nie wiesz,
czy on by się zgodził mnie zatrudnić.
- Oj na pewno
się zgodzi… to dobry facet – zaśmiała się - pogadam z nim, ok? Ale… no od chyba
dopiero od nowego roku to otworzy, bo teraz pomaga nam przygotować ślub… a
później będzie sylwester i nowy rok… i…
- Ślub?
Bierzesz z tym swoim chłopakiem ślub?
- Ach… - w
oczach Marty pojawiły się radosne błyski – tak… zaplanowaliśmy na święta. Duff
chyba chciał żeby nasz Jeff miał pełną, prawdziwą rodzinę.
- Gratuluję –
uśmiechnęła się lekko i brunetka dostrzegła, że mimo zaniedbania, ta nastolatka
musi być bardzo ładną dziewczyną – też bym chciała mieć takie szczęście jak ty.
- Na każdego
kiedyś przyjdzie pora… nawet na tego, kto w siebie nie wierzy…
- Słuchaj no!
Czy ktoś prosił cię o zdanie? Nie chcesz pomagać to nie! Nie musisz na każdym
kroku wszystkiego komentować! – zagrzmiał i uderzył pięścią w stół.
Miał już
serdecznie dość tego zachowania. Dorosła kobieta a zachowuje się jak mały
rozpuszczony bachor. Ciągle tylko głupie teksty, po co taka sala, a po co tyle
kwiatów, a po co w ogóle ktoś zawraca sobie tym głowę, a dlaczego trzeba
wypożyczyć samochód, a po co niby się stroić, i najlepiej to wcale nigdzie nie
iść…
- To że wy się
podniecacie jakąś gówniarą i tym debilem, to nie znaczy, że ja muszę być taka
sama! Mam gdzieś czy będzie wystarczająco miejsca na dziesięć, pięćdziesiąt czy
dwieście osób! Gówno mnie obchodzi, czy lepiej zrobić to popołudniu czy
dopołudnia! I naprawdę rzygać mi się chce jak słyszę, co Jane albo Jen mogłyby
na siebie włożyć! Mam gdzieś gdzie to będzie, bo ja się tam na pewno nie
pojawię!
- Przestań
krzyczeć! Może i jestem dużo od ciebie starszy, ale na pewno jeszcze nie
ogłuchłem! – powiedział tonem, który był sygnałem do zakończenia rozmowy – to
twoja sprawa, czy pójdziesz czy nie. Ale nie miej później pretensji, jeśli ktoś
nie przyjdzie do ciebie – wstał z kanapy i podszedł do okna.
- I jeszcze palant
wymyślił sobie ślub w święta! Co on sobie myśli?! Przyciągnie tu tą małolatę i
tego bachora i zepsuje całą atmosferę! Boże Narodzenie to rodzinne święta!
- A on to niby
kim jest, jak nie rodziną?! – ryknął, nie mogąc się opanować – Ma pełne prawo
organizować ślub kiedy mu się podoba! I bardzo dobrze, że akurat w święta, bo
przynajmniej wszyscy spędzimy te dni razem, tak jak kiedyś! I wyobraź sobie że
ta małolata i bachor, mają jakieś
imiona wiesz?! Marta i Jeffrey, którzy za kilka dni też będą naszą rodziną!
- Na pewno nie
moją! I na pewno nie będę siedzieć z nimi przy stole w święta! Mam was
wszystkich gdzieś! – wrzasnęła i poszła na piętro do pomieszczenia, w którym
mieszkała niezmiennie od trzydziestu dwóch lat.
- Podła,
ograniczona idiotka – mruknął do siebie zdenerwowany mężczyzna i zakładając
płaszcz wyszedł z domu.
Miał jeszcze
kilka rzeczy do załatwienia, a zostały mu zaledwie cztery dni. Chociaż… jakby
nie patrzeć cztery dni to jeszcze prawie sto godzin. W razie czego może
zadzwonić po pomoc i z pewnością zdążą.
Gdyby tylko miał więcej czasu! Gdyby tylko wiedział wcześniej niż na dwa
tygodnie przed tak ważnym wydarzeniem! No ale widocznie była to dość
spontaniczna decyzja. Tak… dobrze
braciszku, że nie zadzwoniłeś do mnie dzień przed… chyba byłbyś do tego zdolny!
Uśmiechnął się pod nosem i pierwszy raz w życiu nie obawiał się o
przyszłość młodszego o dwadzieścia lat chłopaka. Pierwszy raz widział, by Duff
był tak szczęśliwy. Pierwszy raz widział w jego oczach szczęście, gdy siedział
przy kobiecie, którą pokochał. I w końcu zobaczy tego brzdąca, o którym Duff z
taką pasją i miłością opowiadał mu przez telefon. Gdyby… gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że on się tak zakocha… w życiu
bym nie uwierzył… gdyby ktoś powiedział, że będzie szczęśliwy, chyba kazałbym
mu się leczyć! Gdyby ktoś mi powiedział, że z tego butnego chłopaka, który
sprawiał tyle problemów, wyrośnie taki człowiek… w życiu nie uwierzyłbym, że
Duff będzie potrafił kochać taką… normalną, naturalną dziewczynę… że będzie
chciał poważnego związku… że tak się zmieni pod czyimś wpływem…
Kolejny
wypalony papieros. Kolejny upity łyk Danielsa. Kolejny kawałek zimnej,
niedobrej pizzy. Kolejny moralny kac, z którym nie umiał sobie poradzić.
Kolejne idiotyczne myśli, które nie dawały mu spokoju. Kolejne nieprzyjemne
kłucia w okolicy serca. Kolejne uczucia, których nie potrafił zrozumieć.
Kolejne uczucia, których nie chciał czuć. Kolejne uczucia, których w ogóle nie
powinien czuć. Kolejny ucisk w żołądku, gdy myślał nad wszystkim, co ostatnio
zmieniało się w jego najbliższym otoczeniu. Kolejny ból głowy, na myśl o tym,
co dzieje się z jego życiem. Kolejny nieznośny ból w klatce piersiowej, gdy
pomyślał, co może stracić. Kolejne palące od środka przeczucie, że sypie mu się
życie. Kolejny utwór w radiu, który jeszcze bardziej go przygnębiał. Kolejny
utwór, który idealnie odzwierciedlał jego pokręcone uczucia.
Time, it needs time
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can bring back your love someday
I will be there, I will be there
I'll fight, babe, I'll fight
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can break down the wall someday
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
I'm loving you
Try, baby try
To trust in my love again
I will be there, I will be there
Love, our love
Just shouldn't be thrown away
I will be there, I will be there
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can bring back your love someday
I will be there, I will be there
I'll fight, babe, I'll fight
To win back your love again
I will be there, I will be there
Love, only love
Can break down the wall someday
I will be there, I will be there
If we'd go again
All the way from the start
I would try to change
The things that killed our love
Your pride has built a wall, so strong
That I can't get through
Is there really no chance
To start once again
I'm loving you
Try, baby try
To trust in my love again
I will be there, I will be there
Love, our love
Just shouldn't be thrown away
I will be there, I will be there
- Co się ze mną
do chuja dzieje?! – zamrugał szybko i odgarnął włosy z twarzy – czemu to mnie
boli?! Czemu do chuja, nie potrafię się skupić?! Czemu nie potrafię trzeźwo
myśleć?! – rzucił butelką whisky w ścianę, patrząc jak rozbija się w drobny mak
i zostawia na białej ścianie bursztynowy ślad po trunku – skąd, kurwa, u mnie
jakieś jebane poczucie winy?! No kurwa skąd?! – w ślady butelki poszła
szklanka, która także skończyła swój żywot na przeciwległej ścianie - Niby o co
mam kurwa walczyć?! Co mi da, kurwa, czas?! – wyrzucał z siebie całą
frustrację, która narastała w nim tygodniami… miesiącami - Czas niczego mi nie
przywróci! Nie ma, kurwa mać, niczego co ma szansę! Nie ma niczego, co można by
zacząć od nowa! – cisnął popielniczką w kolejną ścianę, jakby była wszystkiemu
winna – niczego nie dostanę i nie odzyskam! Na chuj mam myśleć, że to nie jest
koniec?! To jest kurwa jebany koniec!
Rozejrzał się
po pomieszczeniu, które przypominało bardziej magazyn albo strych a nie jego
pokój. Wszędzie walały się śmieci, pudełka po pizzy, pety z papierosów, kawałki
drewna z gitary, którą w przypływie złości roztrzaskał o podłogę. Nawet nie
wiedział, gdzie były pozostałe instrumenty; część pewnie ukryta była pod piętrzącym
się stosem ubrań, część może znalazła się pod łóżkiem? Nie wiedział… zbyt długo
z nich nie korzystał w domu, by wiedzieć, gdzie je położył. Wystarczyło, że w
studiu miał parę egzemplarzy. W domu nie chciał i nie mógł się skupić, by
cokolwiek stworzyć. Dobrze, że nikt tu od
dawna nie wchodzi! Dobrze, że wszyscy mają gdzieś ten pokój… Zaś by były te
głupie pytania… „czy coś się stało?”, „a czemu tu taki bałagan?”, „może trzeba
tu posprzątać, bo jak Jeff zacznie raczkować, to może sobie zrobić krzywdę”, „a
nie przeszkadza ci, że nie można się tu normalnie poruszać?” Nie kurwa! Nie
przeszkadza! Jakby przeszkadzało to bym to wszystko stąd wyjebał! Wszystko bym
wypierdolił z tego gównianego pokoju!
- Duff… ciągle
nie ustaliliśmy co ze Slashem… - leżała na plecach w samej bieliźnie.
- A co ma być?
– jeździł dłonią po jej płaskim brzuchu – nie wiem, o co ci chodzi…
- O to, że nie
wiem czy na pewno chcę go na tym ślubie, po tym co ostatnio mi nagadał… i nie
wiem, czy on w ogóle ma zamiar się wybrać…
- To jego
sprawa… ja go zmuszać nie będę… poinformowaliśmy go i to do niego należy
ostateczna decyzja… czy zrobi z siebie chuja czy zachowa się jak przyjaciel…
- Mhm… a… co z
Joan? – mruknęła trochę zasmucona.
- Nie wiem…
nikt nie ma z nią kontaktu… nawet błagałem mamę, żeby powiedziała prawdę, bo
myślałem, że Joan jednak zdradziła jej, gdzie pojechała…
- Nie mamy w
takim razie świadka… - odgarnęła włosy i usiadła – miałam nadzieję, że jednak
się odezwie… ale ona chyba nawet nie wie, że bierzemy ślub…
- No to… może zadzwonię
do… Carol? Albo do Kate? Chociaż… nie… Kate to nie jest dobry pomysł… -
przemieścił się i ułożył głowę na jej udach – ale Carol… ona by się zgodziła,
co ty na to?
- Ty
decydujesz, Kochanie… ja wybrałam Stradlina, a ty wybierasz kogoś od siebie – pochyliła
się i zaczęła go całować – twoja mama się cieszy, że zobaczy Jeffa?
- Ona o tym
marzyła zanim jeszcze się urodził! – zawołał wesoło i przymknął oczy, gdy
dziewczyna zaczęła bawić się jego farbowanymi na blond włosami.
Z nieopisaną
radością patrzył na to jak ta brunetka się zmieniła. Jak bardzo zmieniła się od
czasu, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Z nieśmiałej, zakompleksionej,
pokrzywdzonej przez życie drobniutkiej dziewczynki, stała się przecudowną
kobietą, pozbyła się kilku dużych kompleksów, stała się bardziej odważna i
pewna siebie, przestała wstydzić się swojego ciała, przestała czuć skrępowanie
w ich licznych łóżkowych igraszkach. Nie mógł uwierzyć, że to jedna i ta sama
osoba. Oczywiście nie uskarżał się na taką zmianę, bo przecież działało to na
jego korzyść… Ach… kiedy to było… wtedy
byłem jeszcze jebanym ćpunem i zajebistym skurwysynem… Pamiętał, jakby to
było wczoraj, jak skacowany siedział w kuchni i nagle ją zobaczył. Szok? Być
może… co taka skromna i nieśmiała dziewczyna robiła w ich cholernej
zapuszczonej kuchni? Pamiętał, jak lustrował wzrokiem jej drobną i kruchą
sylwetkę. Pamiętał dokładnie, jak zwróciła mu z zażenowaniem i nerwami uwagę,
żeby się na nią tak nie gapił. Pamiętał jak pytała, czy będzie oglądał się za
innymi, gdy będzie miał żonę. Pamiętał swoją odpowiedź… tak… zapytałem skąd wie, czy kiedykolwiek kogoś znajdę, kto mnie
pokocha… no… i znalazłem… żadna inna kobieta się nie liczy… Pamiętał, jak z
trudem mówiła mu, co jej się przydarzyło. Pamiętał jej pierwsze przerażenie w
jego towarzystwie, gdy z furią prawie krzyczał na nią, że nie jest takim
pojebem jak Axl. W pamięci ciągle miał czas, który spędzali razem jako
przyjaciele, ciągle pamiętał to zażenowanie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że
jest mu bliższa niż powinna. Pamiętał jaki zawstydzony był, gdy Joan
zasugerowała mu, że się zakochał. Nigdy nie zapomni tego uczucia…
nieprzyjemnego uczucia, bo wtedy jeszcze bał się, że ona go wyśmieje, odrzuci…
a jeśli nawet da mu szansę, on skrzywdzi ją bardziej niż ktokolwiek. Pamiętał
trudne początki ich związku, pamiętał niezręczne milczenie, pamiętał kłótnie i
nieporozumienia. Pamiętał nawet coś, do czego nigdy w życiu się jej nie
przyzna… pamiętał, że na samym początku ich znajomości, mimo wiedzy na temat
tego, co ją spotkało, nie mógł się pozbyć chęci… chęci po prostu sprawdzenia
jaka może być w łóżku. Kiedyś uważał to za całkiem normalne, bo przecież czy
zespół nie myślał wtedy takimi kategoriami? Ładna, zgrabna dziewczyna równała
się chęci przelecenia jej i przetestowania jej umiejętności. Wiele razy
wyrzucał sobie to, co wtedy myślał. Wiele razy czuł obrzydzenie do siebie, że
tak przedmiotowo ją potraktował. Czuł obrzydzenie, że sprowadził cały jej urok,
słodkość i urodę tylko do pożądania i chęci zaspokojenia samego siebie. Czuł
się podle, że podświadomie chciał ją po prostu przelecieć i „wyrzucić” jak
zabawkę, którą się znudził. Że chciał ją potraktować tak samo jak te wszystkie
idiotki, które na każdym kroku pchały się im do łóżka. Jedne, co mogło
złagodzić nienawiść do samego siebie o takie postępowanie, był fakt, że wtedy
jeszcze jej nie znał, że wtedy jeszcze nie widział jak wartościową jest
dziewczyną, wtedy jeszcze nie wiedział o niej tego wszystkiego, co wie teraz.
Wtedy po prostu jej nie kochał i traktował po prostu jak kolejną małolatę,
która pojawiła się w ich domu. Oczywiście nikt o tym nie wiedział… jego umysł
już podsuwał mu obrazy wkurwionego do granic możliwości Stradlina, Stradlina,
który zajebałby go gołymi rękami… Stradlina, który w życiu nie pozwoliłby po takiej
wiadomości na ich związek… Za bardzo ją
kocha, żeby pozwolił takiemu skurwysynowi z nią być… kurwa… ja sam mu się nie
dziwię! Sam postąpiłbym dokładnie tak samo! Jak do chuja mogłem patrzeć na
Martę, jak na obiekt do wyruchania?! Co ja wtedy, kurwa, ćpałem?! Co ja miałem
zamiast mózgu?! Albo raczej gdzie ja kurwa miałem ten mózg?! W chuju?!
- Czemu się
śmiejesz? – zapytała, widząc zachowanie chłopaka.
- Przypomniałem
sobie, jakim byłem idiotą!
- Hm? –
poczochrała mu włosy i czekała na odpowiedź.
- Wiesz… wiesz,
że nie chciałem ci mówić? Wiesz, że próbowałem udawać, że wcale mnie nie
pociągasz? Wiesz, że za chuja nie chciałem przyznać się, że jestem zakochany? –
wyszczerzył zęby i cmoknął brunetkę w brzuch.
- Ale na
szczęście zrobiłeś z siebie głupka i mi powiedziałeś… w innym razie nie było by
teraz Jeffa, a my nie planowalibyśmy ślubu – pochyliła się i zaczęła go
namiętnie całować.
Uniósł się
trochę i podparłszy się na łokciach, oddawał pocałunki. Uwielbiał, gdy to ona
wychodziła z inicjatywą. Uwielbiał, gdy go kusiła i zachęcała. Uwielbiał, gdy
chciała nim kierować. Uwielbiał.
- Czyżbyśmy
chcieli wykorzystać, że nasz Jeff jest dziś wybitnie grzeczny? – uśmiechnął się
szeroko i wsunął jej rękę w dolną część bielizny.
- Mmm… a jak
myślisz?
- Myślę, że ostatnio
jesteś strasznie napalona – wymruczał się i przejechał palcami po jej
najczulszym miejscu.
- A-ach… ja
napalona? Chyba w twoich snach…
- Noo… to też –
zaśmiał się, widząc jej zaskoczoną minę – myślałaś, Kwiatuszku, że nie śnię o
tobie?
- Ani słowa! Nie
wiem, czy chcę wiedzieć, o czym ty tam sobie fantazjujesz! – zatkała sobie na
żarty uszy i zaczęła podśpiewywać pod nosem.
- O samych
przyjemnych rzeczach – rozmarzył się i złapał ją za talię, kładąc na łóżku – na
pewno nie chcesz wiedzieć? – po chwili zaczął ją łaskotać.
- Jezu! D-duff!
P-prze… - zawołała głośno i nie zdążyła dokończyć, bo chłopak szybko uciszył ją
pocałunkiem.
- Cii… nie
chcemy jeszcze obudzić Jeffa, co? – uśmiechnął się kusząco i szybko ściągnął
jej majtki.
Przejechał
językiem od zagłębienia miedzy jej piersiami aż do podbrzusza, wyczuwając
jednocześnie jak bardzo działa tym na brunetkę. Wiedząc, do czego zmierza Duff,
dziewczyna rozchyliła lekko nogi, ułatwiając mu przejście do rzeczy. Westchnęła
cicho, gdy poczuła tam jego oddech. Wplotła dłonie w jego włosy i przyciągnęła
go do siebie, żeby go zachęcić i pogonić. Dosłownie po kilkudziesięciu
sekundach zaczęła cichutko pojękiwać i niekontrolowanie się wierzgać. Nie
potrafiła wyobrazić sobie wspanialszego uczucia. Nie potrafiła spróbować opisać
słowami tego, co czuje, gdy Duff w ten sposób ją pieści. Nie do opisania było
to, jak jego język i usta działają na nią. Co chwilę przez jej ciało
przechodziły fale rozkoszy, co chwilę jej ciałem wstrząsały drgawki. Czuła, że
niewiele brakuje, by Duff dał jej spełnienie. Wraz z jej pierwszym krzykiem
rozkoszy, chłopak poderwał się i od razu zasłonił jej dłonią rozchylone wargi.
- Ciii… cii… -
szepnął – obudzisz go… a jeszcze nie skończyliśmy.
Wpił się gorąco
w jej usta, tłumiąc jej jęki i ciągle ją pieścił, tym razem pocierając jej
łechtaczkę palcami. Wiła się pod nim, nie mogąc opanować uczucia, które
zawładnęło całym jej ciałem, każdą pojedynczą komórką. Zupełnie straciła
panowanie nad sobą i nad tym, co się z nią działo. Czuła jednie wargi Duffa na
swoich ustach, które ciągle tłumiły jej pojękiwania i krzyki i czuła
wszechogarniającą rozkosz, której nie była w stanie znieść. Nawet nie
wiedziała, kiedy basista wyswobodził się ze swoich bokserek i zanurzył się w
niej. Nawet nie wiedziała, kiedy otoczyła go szczelnie nogami, żeby był jeszcze
bliżej. Nawet nie wiedziała, kiedy przestał ją całować i kiedy usłyszała jego
syk.
- C-co? –
oprzytomniała i spojrzała na niego rozbieganym i rozgorączkowanym wzrokiem.
- Ugryzłaś mnie
– mruknął, wchodząc w nią coraz głębiej – i wbiłaś paznokcie w plecy…
- O-och..
p-przepra… mmmach… - nie zdążyła powiedzieć, tego co chciała, bo zalała ją nowa
fala nieziemskiej rozkoszy.
Przestała
kontrolować, co się z nią dzieje. Czuła się, jak w innym świecie. Czuła się
tak, jakby opuściła swoje ciało i znalazła się w raju. Ledwie docierały do jej
świadomości szepty Duffa, jego pocałunki. Nie wiedziała nawet, kiedy Duff oparł
jej nogi o swoje barki. Zorientowała się bardziej po tym, że czuła go w sobie
głębiej niż po tym, że jej ciało zmieniło pozycję. Następną rzeczą, którą
zarejestrowała prócz stanu ekstazy, był lekko dyszący basista, który czule ją
pocałował.
- Jesteś
przecudowna – wymamrotał i przetoczył się z niej, kładąc się na plecach.
Dziewczyna
poczuła na talii jego ciepłe dłonie i już po chwili leżała na chłopaku i
mruczała jak kotka, gdy sunął opuszkami palców wzdłuż jej kręgosłupa.
Uwielbiała, gdy tak robił. Uwielbiała czuć te dreszcze, które u niej wywoływał
tymi pieszczotami. Nie miała ochoty nigdzie się ruszać, mogłaby nawet zatrzymać
czas, byle ta chwila trwała jak najdłużej.
- Ej… jeszcze
ci mało? – mruknęła, gdy ręce Duffa spoczęły na jej pośladkach i mocno je
ścisnęły – chcesz mnie… o… dosyć tego dobrego mój erotomanie – zaśmiała się,
gdy usłyszeli Jeffa i jego próby gaworzenia.
- I tak jestem
dumny, że spał całe trzy godziny! – zawołał, patrząc na zegarek i szybko
założył bokserki – no co tam, młody? Zgłodniałeś? Czy już ci się znudziło
spanie? – wziął chłopca na ręce, a dziewczyna w tym czasie szybko zaczęła kompletować
swoje ubranie – chcemy jednak jeść? – cmoknął w czoło chłopczyka – no… to
trzeba ci coś przygotować, hm?
- Daj go, Duff. Dostanie nagrodę, że był taki
grzeczny – uśmiechnęła się i zaczęła mocować się ze stanikiem – wolisz mnie niż
butelkę, co? – wzięła od narzeczonego Jeffa i z rozczuleniem patrzyła, jak
maluch się uśmiecha i domaga jedzenia.
No to jeśli chodzi o czytanie to na mnie możesz zawsze liczyć. Po prostu uwielbia twój blog prawie(a może i tak samo :D) jak Gunsów. <3
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty. Szczerze powiem że nie spodziewałam się że coś takiego ukrywa Duff.
Dosłownie kocham Martę za to jaka jest i za jej podejście do życia.
Podczas czytania tego fragmentu gdzie Duff wspomina początki znajomości z Matą dosłownie przypominałam sobie cały twój blog, każde opisane przez ciebie wydarzenie...
No po prostu zajebiście piszesz.
Bardzo się ciesze że wróciłaś do aktywnego dodawania rozdziałów i mam nadzieje że szybko się to nie skończy.
Również ci życzę Gunsowych świąt i Nowego roku oraz dużo weny na przyszłe rozdziały. <3
Zawsze czytałam, nigdy nie komentowałam, wybacz <3
OdpowiedzUsuńOgólnie Twój blog jest pierwszym jaki czytałam o Gunsach i chyba dlatego zawsze będzie dla mnie tym najlepszym ;)
Kurwa no, kocham Izzyego <3 haha
A związek Marty i Duffa tak mi się podoba, że hej ;P Jest taki prawdziwy.. mają swoje wzloty i upadki, ale co by się nie działo, wspierają się i kochają najmocniej na świecie...
No i Jeff *_* słodkie dziecko...
Slash.. hmm... w sumie nie wiem, co o nim myśleć... No, bo jest chamski i w ogóle, ale widać, że jest też samotny i może dlatego tak się zachowuję.
Szkoda, że Joan wyjechała bez słowa, bo myślałam, że będą razem.
Również życzę Ci wszystkiego najlepszego na święta i Nowy Rok ;)
Dodaję Cię do polecanych na here-today-gone-to-hell.blogspot.com
Informuj mnie o nowych na GG, jeśli możesz: 7960290
No, dałaś radę z kopiowaniem! xD Wszystko wyszło pięknie i ładnie, niepotrzebnie się stresowałaś. Hm, nie wiem czy coś do mnie jeszcze pisałaś, bo kuźwa coś się zawiesiło... No ale! Koniec pierdolenia, do rzeczy.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest przecudowny, wiesz? :D Poprzedni był krótki i mocno namieszał nam w głowach, a ten... Sporo się wyjaśniło (wreszcie!), ale też doszło całe mnóstwo nowych spraw... Jezu, kobieto, jak Ty trzymasz w napięciu! xD
Izzy, Izzy, Izzy... Kurwa, strasznie podobało mi się, jak opisałaś jego przemyślenia, ale jednocześnie... Ech, szkoda chłopaka. Zajebiście szkoda, niby czuje coś do Marty i sam nie wie co to jest, a nawet... Nawet jeśli to tylko przyjaźń - jest zbyt silna, żeby mógł zacząć przejmować się jakąś inną dziewczyną... Cóż, to w sumie trochę smutne i cholernie wkurzające, być całe życie uzależnionym od jednej osoby, która na dodatek nie stawia cię na absolutnie pierwszym miejscu... C h a o s. Nie wiem co chcesz uczynić z małym, rozczochranym Izzy'm, ale proszę, nie rań go za bardzo.
Zachowanie Slasha... Ja pierdolę, co to było?! o.O Czy mu do reszty odjebało?! Ja już nic nie rozumiem... Hm, początkowo widziałam to tak, te wszystkie jego wrzaski, brak swobody i łabadum wezmę się wpierdolę do sypialni: przyjaciel Duff ma dziewczynę, zostawia Slasha. Przyjaciółka Marta ma chłopaka, zostawia Slasha. Duff jest z Martą (?!) - Slash rzyga tęczą i zostaje osamotniony, podczas gdy tamci dwoje miziają się na jego oczach. Slash kocha Joan, Joan prawdopodobnie nie kocha Slasha. A co za tym idzie? Slash wyżywa się na tych, którzy są najbliżej i dobijają go swoim cukierkowym życiem.
O. Tak mniej więcej widziałam to jeszcze rozdział temu. Ale teraz to... Kurwa, nie rozumiem człowieka. Wyzywa Duffa od skończonych debili, zupełnie bezpodstawnie - w końcu z nich dwóch to on wygrzebał się spod sterty nałogów, dziwek i innych niezbyt kolorowych przyzwyczajeń. To on pokochał Martę i zmienił się dla niej, a praktycznie rzecz biorąc nie ranił jej jakoś specjalnie mocno - chlał, owszem, ale ona dalej rzucała mu się na szyję, przepraszali się nawzajem i generalnie wiedli szczęśliwy żywot. Były przeciwności, ale pokonywali je wszystkie, bo... No, bo bardzo się kochali. A Slash...? Sam zachowuje się jak skończony chuj i nagle wyzywa Duffa od idiotów. Coś tu nie gra.
A potem... Potem kolejny fragment, ten pod koniec. Ten oto fragment sprawił, że już kompletnie nie pojmuję zachowania tego człowieka o.O Ów fragment wyraźnie wskazuje na to, że Hudson nie może znieść myśli o ślubie. Co mu da czas...? Chyba o to chodzi? Slash zakochany w Marcie, hm... Tak, to by wszystko wyjaśniało, zwłaszcza tego Duffa-Chuja. Ale, do cholery, co z Joan? Owszem, może wcześniej... Może wcześniej były pewne... sygnały, które mogły wskazywać na to, że Marta nie jest dla niego tylko przyjaciółką. Te pocałunki, myśli, że 'gdybym to ja był pierwszy...', ale... To było dawno, a poza tym... Joan, co z Joan? Rozjebałaś mi mózg, nic nie rozumiem xd Na koniec powiem tylko, że moim zdaniem w praktyce Slash byłby większym chujem (dla Marty) niż Duff, dziękuję, dobranoc. xd
Hahahahahahahahahahahahahahahaha, jedyny utwór, przy którym mały dawał się uśpić, Master, hahahahahaha xD Weź tak więcej nie rób, zakrztusiłam się kanapką! :D Przypomniało mi się to:
www.youtube.com/watch?client=mv-google&hl=pl&gl=PL&v=Z8RQx2Beda0&
Scena w sklepie... Mhm... Ten Duff był taki... Realistyczny! xD Hahaha, i znowu leżę, wyobrażając sobie całą tą scenę... Ten strach w oczach, przerażenie, wściekłość, furia! I nagle... Kocham cię Stradlin.
''Ja pierdolę chyba wygodniejsza była by jakaś jebana zbroja! Jak można DOBROWOLNIE ubierać się w to gówno?!'' - hahaha, no właśnie, ach ci durni biznesmani. xd
'- CO?! Teraz mi to dopiero mówisz?! – na czole Duffa pojawiły się kropelki potu.' - hahahaha, widzę to. Przerażony Duff i wyjący z niego Izzy. Jak można tak przyjaciela straszyć?! :d
Stradlin, zabiję cię! Stradlin, kocham cię! - epickie, wizja Duffa w nastroju niemalże kobiety w ciąży.
realistyczna scena w sklepie? ooooooooo staralam sie hahaha! i tez pobowalam sobie to wymyslic (wystarczylo sobie przypomniec jak ja sie irytowalam gdy szukalam kiecki na studniowke! JA! osoba nie noszaca sukienek i spodnic! :D)
Usuńtiriririri... co do slasha i stradlina wypowiedzialam sie pod komentem Rose :D
I druga częsć, nie zmieściło siem:
OdpowiedzUsuńHm, co dalej... A, sytuacja z Mattem. Zaczynając od strony technicznej: pięknie to napisałaś, kurewsko prawdziwie i przejmująco, przez Ciebie autentycznie miałam łzy w oczach!
No, a teraz pozwolę rozłożyć sobie to na czynniki pierwsze i mam nadzieję, że nie zapomnę, co chciałam napisać... Po pierwsze: dlaczego Duff wypieprzał Matta ze swojego domu? W sumie... W takiej sytuacji powinni się raczej wspierać, pomagać sobie, a nie kłócić i drzeć na siebie mordy. No... Okej, powiedzmy, że Duff chciał jak najdalej odsunąć od siebie przykre wspomnienia, a brat mu o nich przypominał, ale... Czemu wcześniej nawet się nim nie interesował? Nie zastanawiał się, co mu jest, gdzie się znajduje? No i pytanie kluczowe: dlaczego ojciec znęcał się tylko nad nimi dwoma? Kurwa, dziwne to wszystko, mieszasz i mieszasz i sprawiasz, że nie mogę spać xd Tylko teraz tak... Skoro tatuś jest w LA i łazi za Mattem to... Czemu Duff jest taki spokojny? Zupełnie jakby z powiedzeniem Marcie problem się ulotnił. No nic, zobaczymy :p.
I tutaj zauważyłam też pewną hmmm no powiedzmy zamianę ról. Szczerze mówiąc byłam w lekkim szoku widząc, że Marta tak spokojnie to przyjęła (jak na nią). Ale cóż... Właśnie to było specyficzne - w tym momencie to ona zachowała zimną krew, to ona pocieszała Duffa, to ona była dla niego oparciem. A tak w ogóle to... KURWA JAK MOŻNA KRZYWDZIĆ DUFFA?!?!?!?!?! :((( - *koniec subiektywnego przemyślenia*
Dwóch Jeffów na spacerze, urocza wizja. :3 I to przekonanie Izzy'ego, że mały 'nie rzuca głupich komentarzy'. xd hahhaah a tam w wózku siedzi sobie McKagan i pluje smoczkiem z myślą 'wtf motherfucker?!' Nie no, whatever. xd
O, podoba mi się wątek Lucy! Skąd Ty bierzesz te wszystkie pomysły? Ogólnie to... może być taka powtórka z rozrywki, fajnie by było jakbyś rozwinęła ten temat i napisała więcej o niej. Ciekawe co Izzy na to powie... No, nie jest to raczej codzienna sytuacja, móc po raz kolejny pomóc bezdomnej dziewczynie... Wtedy miałby już 2 na koncie! xd No i szkoda mi jej samej, faktycznie to taka kopia Marty sprzed paru lat... Tylko czy jej się uda? Kurwa, znowu tyyyyyle pytań i tyyyyleee ciekawych wątków! Pisz, pisz następny rozdział. :D
Dziewczyna w kolejnym fragmencie to rozumiem, że to Claudia? I kolejna sprawa, która nie daje mi spokoju, no. To, jak ona go traktuje... Jak o nim mówi... Ja rozumiem, że można nie lubić swojego brata... Że można się kłócić, no ale to... To jest jakaś chora nienawiść! o.O Ona go traktuje jak ostatnią szmatę do wycierania podłogi. No nie wierzę, że to wszystko bez najmniejszego powodu, musi być jakiś. Musi albo ona jest psychiczna.
W ostatniej scenie przyszło mi do głowy, że fajnie czyta się takie wspomnienia (w tym wypadku Duffa) i uczucia z jakichś sytuacji, gdzie nie były opisywane. No wiesz, co dokładnie czuł, gdy spotkał Martę, jak się w niej zakochał. Wtedy jego osoba była jakby pominięta, nie znaliśmy jego myśli, więc teraz to jest takie... Nowe a zarazem stare xD. Serio, serio, intrygujące xd Możesz tak robić częściej.
A tak w ogóle to... O Jimie Morrisonie, rozpływam się jak czekolada na słońcu albo nie wiem, w kotle. Sceny Marta-Duff są tak zajebiste, cudowne, genialne i słodkie, że... No nawet nie sposób tego opisać słowami! Najlepsza miłość o jakiej czytałam! Każdy najdrobniejszy gest i słowo, które piszesz są tak perfekcyjne i tak wpływają na psychikę człowieka... no poezja! Nie wiem co jeszcze powiedzieć... Coś wspaniałego. Uwielbiam ich i uwielbiam Ciebie! :D Błaaagam, pisz kolejne rozdziały, bo robisz to zajebiście, jak, nie wiem... Wieszcz narodowy! O!
No. Napisałam. I pewnie i tak o czymś zapomniałam.
Ave :3
" Zaczynając od strony technicznej: pięknie to napisałaś, kurewsko prawdziwie i przejmująco, przez Ciebie autentycznie miałam łzy w oczach! " cooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo?!
Usuńprawdziwe i przejmujace?! serio?! wow! xd hahahahahah
Claudia... owszem... to NIENAWIŚĆ do Duffa :D hahahaha
najlepsza milosc o jakiej czytalas? (xd chyba malo czytasz xd) jakie kurwa perfekcyjne? jestes pewna ze te slowa sa odpowiednie dla mnie?
Czytam sporo, naprawdę xd TAK, PASUJE I PRZESTAŃ SIĘ PRZED TYM WZBRANIAĆ!
UsuńA co do opowiadania, zapomniałam spytać... Gdzie Axl i reszta zespołu?
nooo prowadzą sobie swoje życie :D widują się z resztą na próbach xd
Usuńchociaż... w sumie przydałoby się napisać coś o Axlu
bo Matt i Dizzy to postacie epizodyczne :D
No tak, to wczoraj wymęczyłam ten rozdział, ale już nie miałam siły, aby napisać jakiś komentarz. W sumie, to połowę nocy myślałam, co mam tu skrobnąć. I mam z tym poroblem. Wpierdalam teraz banana na śniadanie i nie wiem... ale nie dlatego, że to było jakieś złe, co Ci już pisałam tylko... no było takie.. masz rację, że to Twój najlepszy rozdział i nie ma co się tu spierać. No ale dobra, miałam też do tego podejść od strony technicznej, to się też bardziej wgryzałm w tekst. No i chyba parę młaych błędów wyłapałam. Dokładnie trzy. Ale dużo, haha. No to może zajmę się tą częscią, chociaż szczerze wole rozkładać psychę bohaterów.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to na początku. Opisujesz, że "nie jest już tym gówniarzem" a potem piszesz "chłopak" No mi by tam bardziej pasowało słowo mężczyzna. Sama nie wiem, ale jakoś tak określenie "chłopak" daje mi jednak do zrozumienia, że ten oto osobnik nadal jest tym gówniarzem, co sobie ćpał, pierdolił dziwki i tak dalej. No i ogólnie.. to już mi jakoś nie pasują określenia, co do Duffa jako "chłopak" do Marty jako "dziewczyna" no bo to mi się tam trochę tak kojarzy z niedołżałością psychiczną, a jednak sory.. oni są rodzicami. No i jakoś mnie tak rażą te określenia, to moze by było lepiej "mężczyzna, muzyk, basissta itp" a do Marty "kobieta, matka, narzeczona Duffa itp" Noo.. to tyle o pierwszym.
A drugi, to tak... zobaczyłam, to w scenie, kiedy Duffy i Izzy kupowali garniaka. Tam było, że cały czas są w sklepie, są, są.. w sumie, to nie ma moemntu, kiedy wychodzą, no chyba, że ja coś pominęłam, a pod koniec Duff kopie latatrnie uliczną, która domyślam się, że nie jest w sklepie. Wiem, no niby taka dorbnostka, a ja sie czepia szczegółów, ale mnie czasem takie rzeczy drażanią, bo się połabać nie mogę. No i tam by się przydało takie zdanie, że np juz zwinęli stragan z tego sklepu. Ogólnie.. no bo też ... jak sobie wyszli, to co z tym garniakiem? Co z tą eskpedientką? Takie mi to trochę niedomówione zostało.
No i jeszcze jedna sprawa. Powtarzasz sie. Np co do tego jak jak się Marta zmieniła. Było już o tym w poprzednim rozdziale. No i w tym też.
I o tyle, co mogę powiedzieć od strony technicznej. Nie będę się czepiała tego, że jest sporo niedomówień, bo wiadomo... tak ma być. A że to mnie denerwuje, to jest juz inna sprawa.
Dobra, to teraz sobie obgadam ludzi, którzy mi się tu przewinęli. Dużo w sumie w tym rozdziale się działo i tak się zastanawiam, kogo by tu wziąć na pierwszy ogień. Może wezmę pana seniora McKagana i jego dówch zdesperowanych (a raczej jednego) synków.
było że po 4 godzinach w koncu kupili blablabla xd ale moze nie napisalam wprost ze wyszli xd
Usuńno... chłopak/dziewczyna... męczę się z wymyslaniem okreslen brunetka/basista/farbowany blondyn blablabla i jak brakuje mi slowa to jeb chlopak/dziewczyna :D
Mi chłopak i dziewczyna w ogóle nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że akurat do Gunsów to pasuje, czy wydorośleli czy nie to jednak długo pozostają... no, młodzi duchem xd A Marta ma lat... 23? 24? To chyba nie jest dużo.. ale whatever. Co do tego powtarzania to nie zwróciłam uwagi, może rzeczywiście, chociaż z drugiej strony nawet jak coś powtarzasz to i tak dodajesz coś nowego, jakąś informację, o której wcześniej nie było... moim zdaniem jest ok ;)
UsuńNo i tak sobie myślę. Bo tak... Duff i Matt, to dówjka najmłodszych, nie? No.. a cała reszta rodzeństwa, to nie miała przekichane ze strony ojca. No i tak się zastanawiam, dlaczego ta dówjka najmłodszych. Powodów może byc wiele. Ojciec miał dość dzieiciaków. Odchodwał szóstkę, no pewnie problemów było wiele... a tu jeszcze dówjka. Jednak mógł być juz na tyle znerwicowanym ludziem, że nie dawał rady i to było juz silenisze od niego. Na psychę mu po prostu od tych dzieciaków padało. No cóż.. wypalenia "zawodowe" rodzica. Opcja następna... nie wierzył, że ta dówjka, to jest jego, i uważał, że Alice się pusciła ( Alice? Dobrze pamiętam) no i jak nie jego, to cóż.. trzeba się pozbyć poroblemu, bo wiadomo.. tyle dzieciaków, a jeszcze dwójke jakiegoś obecego faceta wychować. No jednak można się wkurzyć, nie? Opcja nastepna. Po prostu miał jakiś wypadek, w głowe mu jebło, na psychę padło i zrobił sie psychopatyczny. Opcja jeszcze jedna Matt i Duff byli tak nieznośni, że trzeba było ich karać, a jakieś zwykłe kary nie dawały skutu.
OdpowiedzUsuńDobra, bo ja w sumie, tu sobie jaja robie, z takiej poważnej rzeczy, a przecież, to nie jest takie śmieszne. Duff sobie jakoś to dzieciństwo przetrawił (O, teraz to on może sobie z Axlem pogadać, bo jest w podobnej sytuacji, jak Rudy, wymienią sie żalami itp) no ale z Mattem to już gorzej, bo on wcale sobie z tym nie radzi. Było tam wspominaine, że jest słabszy psychicznie niż Duff i to nawet widać. To sobie tak nawet myślę, że w tej sytuacji, kiedy oni byli dziecmi, i mieli tą wspólną tajemnicę, to Duff mimo tego, iż był mlodszy to on był wpsarciem dla barata. W tym momencie wchodził w rolę tego straszego. No i tak tu się zastanawaim nad tym, co właściwie ten ojciec im robił. Ogólnie, to się bali, ze ich zabije, jak się to wszystko wyda. Matt coś tam o lecie i krwi jąkał... w sumie, to ja chyba nie chcę wiedzieć, co takiego tam się działo. Ale też mnie dziwi, że matka tego nie zauważyła. Bo.. jednak jak ojciec robił im jakaś tam krzywdę fizyczną, to chyba był jakieś slady nie? A no.. chyba do pewnego momentu można wmawiać sobie, ze to skutek bójki na pdwórku. No chyba, ze matka też nie chciała wiedziec tego, co jej mąż robi z dziecmi. Po prostu klapki na oczy przemilczeć temat, bo tak jest najlepiej. Eh... jak tak było, to moje postrzeganie matki Duff się zmienia... przestaje ją lubić.
No dobra, w sumie, to coś się wyjasniło, a ja nie wiem nadal co mam o tym myślec. Jedno jest pewne, dobrze, że Duff powiedział o wszystkim Marcie. W sumie, to teraz właśnie zdałam sobie sprawę, z tego co musiał czuć Duff, kiedy Marta mu mówiła o swojej rodzinie. W sumie, to on z doświaczenia wiedział, jak to jest i na pewno to nie były dla niego łatwe chwile. Ale właśnie, jak jak wspomniał tu ktoś, to role się odwrócily. Teraz to Marta była tym pocieszycielem, a Duff tym płaczącym, haha. Chyba tak pierwszy raz w ich wspólnym życiu się zdarzyło, bo przecież, to Marta zawsze ryczała, to ona miała jakieś tam jazdy, to ona musiała się przytulić i wypłakać, a tu odwrotnie. Ale Marcia dobrze sobie poradziła i pociszyłam nam biednego Duffa. O tyle jest tu lepiej, że McKagan nie bedzie rozpaczał co noc, nad tym co sie takiego stalo, to nie bedzie musiała go pocieszać za kazdym razem, ha. W ogóle, jakoś tak zobaczyłam zmiane w zachowaniu Marty od kad urodziła dziecka. Własnie tak.. stała się bardziej dojrzała, wydoroślała? Sama nie wiem, ale już tak nie rozpacza nad przeszłoscią. W sumie, to tylko zajmuje się tym, co jest teraz, tu.. czyli dziecko. Wychodzi na to, że wtedy, to miała za dużo czasu, a też w sumie, to nie miała innego zajęcia niż siedzenie w domu, to co miała robic, jaka nie rozmyślać o przeszłości, nie? No i ... dopiero tak teraz widzę, że ona jest naprawdę szczęsliwa, ze się spełnia i każdego dnia uśmiecha. Chyba zamknęła za sobą ten rozdział życia, co nie dawał jej spokoju. Ma dzieciaczka, który jest dla niej wszystkim.. ma Duffa.. ma Izzy'ego.. tylko Slash ja wkurza, ale jakby Slash jej nie wkurzał, to by było za idealnie, prawda?
ogólnie to... o tatusiu napiszę w przyszłości trochę więcej...
Usuńco do bicia... CHYBA pisałam że "bił tak żeby nie było za bardzo widac"? a jak nie to napisze przy okazji kiedys xd a to co bylo jednak widac zostalo potraktowane jako nierozgarniecie chlopcow...
co do Mamy... ona NIE WIEDZIALA a nie "nie chciala widziec" po prostu kobieta miala 8 dzieci, troche pracowala, troche odciążał ją Jon, ale on tez czasem swoje dzieci podrzucal (ktore są niewiele mlodsze od Duffa) i no jakos tak wyszlo... zwlaszcza ze Duff do spokojnych nie nalezał a Matt w pewnym sensie faktycznie byl taką fajtłapą trochę
co do Marty... minelo 5 lat... nie jest juz przerazoną upokorzoną nastolatką w ciąży... związek z duffem dodał jej sily i pewnosci siebie, no i jeff xd jej malutkie słodkie szczęście :)
No dobra, to teraz pogadam sobie o Slashu. Taka inna wizja Slasha, niż te wszystkie, co są najczęsciej na blogach. Slash, który ciągle się czepia, ciągle mu coś nie odpowiada i ciągle ma focha, a do tego drze się na Marte, podoba mi się. Ale tak.. bo jak to na mnie przystało, to ja się zastanawiam, dlaczego tak właśnie jest. No Marta jest dla niego kimś wiecej niz powinna być, to juz wiemy. Zazdrosci Duffowi... może sobie mysli, że "to dziecko" jak je nazywa, to powinno być jego dziecko i ogólnie, to już tam nie wyrabia psychicznie, kiedy widzi tą szczęsliwą rodzinkę. W sumie, to ja mu się nie dziwie, tak własnie reaguje. No i pewnie czuje się też dość samonty. Bo tak.. Steven, to wiadomo... Axlowi odwala, to pewnie też jakoś tam kumpla w nim nie ma. Duff obecnie, to ma ochotę Slasha udusić, wiec też sobie nie pogadają. Izzy... Izzy.. o Izzym to za chwile, ale też sobie myślę, ze raczej to sobie nie pogadaja. No i jedynie Clark zostaje, może Matt, Dizzy? (masz u siebie Dizzy'ego?) ale Slash chyba tez jakoś tam nie chce sie z nimi jednać, brata, co kolwiek. I właśnie tak sobie myślę, ze nasz biedny Hudson czuje się dość samotny i tak za bardzo nie potrafi sobie z tym poradzic. Wyprowadzić też sie nie chce, bo tak jak jest w domu, to też chociaz ktoś w tym domu jest. Co z tego, ze Marta z Duffem, którzy się ciagle na niego drą, ale nie jest sam prawda? Jakby sie wyproadził, to by siedział w pustych ścianach, ewtnulanie z jakas dziwką, albo fanka, ale też mi sie tak zdaje, ze to jednak nie jest juz dla niego. Tak zaczyna dostrzegać, ze w sumie czasy, kiedy był gówniarzem sie już skoczyły i trzeba coś zrobić ze swoim życiem, ale jest problem, bo nie wie jak. Miał próbę zwiazana się z Joan. Dziewczyna coś do niego czuła, on nie.. no nie wyszło. Pewnie przez Martę, bo jednak wolał by, aby to była Marta... nie wiem, czy Slash jest w niej zakochany, czy tylko nia zauroczony, czy tylko ona go pociaga, bo jednak to są trzy odmiene rzeczy, ale jedno jest pewne. To co on ma do Marty, to powoli zaczyna go wyniszczać.
OdpowiedzUsuńZabolała go informacja o slubie. Dlaczego? To wie tylko Slash, ale mi się zdaje, że on się po prostu przestraszył. Kiedy McKaganowi będą już prawnie małzestwem (bo jednak i tak od wiele lat żyją, jak małżenstwo) to coś się mimialnie zmieni. Slash po prostu stracił nadzieję, że to się kiedyś posypie i byc może wrócą stare czasy, kiedy mógł sobie isć z Duffem na wódkę. Może i też się przestraszył, ze straci ich oboje jeszcze bardziej. Bo nie wiem.. wlasnie przyjedzie im do głowy, aby się wyprowadzic, aby wyjechac, aby zrobic sobie kolejne dziecko i kompletnie nie bedzie juz czasu, a tylko jeszcze jeden wrzeszczacy bachor. W sumie, to jest mi tu szkoda Slasha i moge go zrozumiec, dlaczego tak się rzuca. No nie ma takiego prawa, ale cóż, jest tylko człowiekiem, a coś się w jego głowie dzieje i to nie jest nic dobrego. Podobnie jak u Stradlina. W sumie, to ta dwójka ma podobny porblem, ha.
No własnie Stradlin. Powiedział Duffowi, że Slash by mógł się do niego wprowadzić. I też własnie sobie tak myślę, że on czuje się dość samotny. W sumie, to on się czuje. I do tego sam już nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć. Ktoś już tu napisał, ze te dwa framgnety to były o Stradlnie, to się nie będę z tym kryła, że są o nim. Z resztą, to komu będzie się chciało czytać mojego długiego komenta. Ale wracajac. Izzy ma problem. Ma myśli, czy dobrze zrobił, że pomógł Marcie, bo w tym wydarzeniu dopatruje się przyczyny tego wszystkiego, że tak naprawdę się posypało. W sumie, to ja nie twierdzę, ze to przez Marte, bo czego ona jest winna. Co kolwiek zrobiła, to raczej zrobiła to nieświadomie. Na pewneo dzień w którym Izzy ją wziął z ulicy, to zmienił życie całego zespołu i zaczęła się mała rewolucja. Izzy zaczyna teraz dostrzegać, ze jednak on jej pomógł, ale na tym wszystkim wyszedł najgorzej, bo został sam. Marta ma Duffa, ma Jeffa, a Stradlin siedzi sam w domu i pije Jacka. Ale też nie twierdzę, aby jego problemy z kobietami opierały się głownie na Marcie. Bo jednak... no tu też trzeba się zastanowic, jak on ją kocha. Jak siostrę, jak kobiete, jak siostrę z przebłyskami na kobietę? Chyba ta ostatnia rzecz. No dobra.. jego małzenstwo nie było udane, może i przez niego, bo on latał do Marty, jak miała problem, a Annicia musiała to znosci, ale jakby nie było, to Annicia się przyznała, ze była ze Stradlinem tylko dla kasy. To też nie jest tak do konca, ze to nie wyszło tylko z winy Izzy'ego. I tak sobie myślę, że w otoczeniu Stradlina nie raz pojawiła się już jakaś dziewczyna, która by mogła zostać w jego życiu trochę na dłóżej, ale on po prostu tego nie zobaczył, bo woli się tak użalać nad sobą. Tak, w tym momencie, to on się po prostu, jak dla mnie użala nad sobą.
OdpowiedzUsuńMoże i tak jak u Slasha dotarło do niego, że coś w jego życiu jest nie tak i coś nie poszło tak jakby chciał. Jakby zamieszkał ze Slashem, to by się mogli oboje użalać i gadać na Marte, ha. Tylko tak sobie myślę, że w pewnym momencie, to Izzy by dał Slashowi w morde za to ganie o Marcie.
No i tak.. spacerek z Jeffem. To takie urocze, ha. Ale tez tam zobaczyłam jeden istotny fakt. Izzy potrzebuje kogoś komu mógłby się wydadać, i ten ktoś w sumie, tylko by go wysłyuchał, a nie zaczął się wymądrzać. W końcu mówił do Jeffa, że on jest o tyle fajny, ze nie jeczy na to, co Izzy mu gada, czy cos takiego. Nie chce mi sie szukać tego w teksie i cytować. No własnie. I Stradlinowi chyba też brakuje takiej osoby z która by mógł pogadać i która by go zrozumiała, bo jednak dziecko to tak trochę słabo, nie?
O kim tu mogę jeszcze napisać? Claudia. Jak dla mnie to zdesperowana stara panna, która ma ze sobą problem. Nie mam nic więcej do powiedzenia o niej.
Lucy? Lucy.. taka troche Marta sprzed paru lat. Hmm.. własnie, bo jak Lucy zacznie pracowac z Izzym, to Stradlin też może zobaczyć w niej tą Marte.. będzie mógł się nią zaopiekować, ha. Tylko trzymać Slasha zdala od Lucy, bo on może też to zobaczyc i znów będzie miał powód do ciskania się.
Dobra, to ja chyba już wszystko napisałam. Boże, piszę tego komenta pół godziny. Maskara.
♥♥♥♥ moja Rose kochana jak ja uwielbiam czytac to co piszesz :)
Usuńpotraktuję tu Slasha i Stradlina razem xd chociaz troche osobno xd
obaj biedaki są sami, dla obu Marta jest bliską osobą, obaj troche swirują :D
ach Slash skurwysyn mi sie podoba xd za duzo bylo Slasha slodziutkiego i kochaniutkiego :D Slash sam nie wie czego tak naprawde chce :P czemu martwi sie o Joan i irytuje sie ze nie dala znac gdzie jest skoro uparcie zapiera sie ze nic do niej nie czuje? Po co pieprzył się z nią 3 razy skoro nic on niej nie chce i do niej nie czuje? mógł iść na dziwki prawda? albo wyrwac jakas napalona fanke :D
Ślub... tak naprawde...hm on NIGDY nie powedzial do Duffa "przepraszam" w wziązku z tą aferą ze "zdradą" marty... ciągle jest wkurwiony ze ona tak cierpiala przez duffa... i tak naprawde Slash uwaza ze Duff zasluzyl na to jak on go wtdy traktowal... a teraz ŚLUB! o ktorym sie dowiedzial przez przypadek. Marta chce slubu z czlowiekiem przez ktorego tyle cierpiala (nawet jesli to byl podstep stevena) i jeszcze dodatkowo ten sam czlowiek z ktorym chce wziac slub krzywdzil ją chlaniem i nawet teraz ciągle mu się zdarza za duzo wypic wiec co stoi na przeszkodzie zeby za dzien czy dwa znowu zaczal chlac prawie do nieprzytomnosci?
Izzy... nie powiedzialabm ze to uzalanie... bo w koncu nikt nie wie o jego... problemach... nikomu o tym nie mowi bo nie widzi powodu. te cale jego przemyslenia... chlopak ma 30lat... załamał się że nic mu w zyciu nie wyszlo procz zespołu, którego zresztą juz nie ma... nie udały mu się związki... rozjebal mu sie zwiazek z Annicą i im dłużej myslal tym bardziej się bał, że to przez Martę i to jak zaangażował się w znajomosc z nią... boi się, że chcąc utrzymac relacje z martą nie bedzie w stanie sam ulozyc sobie zycia, boi sie ze jesli zwiąże się z kimś to przez to zepsują się cale relacje z martą ktore są dla niego BARDZO wazne
hahaha Claudia :D suka do kwadratu ze nawet Jon stracil cierpliwosc :D
Cholera... nie umiem opisać... nie umiem opisać tego jaki ty masz talent...
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwyle jest boski, genialny, cudowny i wgl...
Nie wiem nie umiem dobrać słów...
Do niektórych blogów po prostu się nie da... są zbyt genialną lekturą...
Za każdym razem, gdy dowiaduję się o nowym rozdziale u Ciebie, muszę zagryzać wargę, żeby nie zacząć krzyczeć ze szczęścia. Uwielbiam to opowiadanie, Twój styl pisania i kreacje bohaterów. Chociaż czasem przewracam oczami, jak czytam te rozterki Marty, ale dobrze! Przynajmniej jest to dla mnie dowód, że mimo całej mojej sympatii do tego bloga i Ciebie umiem racjonalnie myśleć i nie wypisywać w komentarzach nieuzasadnionych "ochów" i "achów" ;)
OdpowiedzUsuńPierwszego "Ocha" (hmm, można by zrobić z tego jakąś nagrodę dla blogerek...) przyznaję Ci za to, że WRESZCIE dodałaś rozdział, a nawet dwa! Drugiego za wartkość akcji i płynne przejścia od jednego momentu do drugiego. Chociaż mogłabyś robić ciut większe odstępy między jedną a drugą "sceną", ale to uwaga czysto... hmm, z dziedziny estetyki. A prawda jest taka, że po prostu jestem ślepa jak kret i nic sobie nie robię z przerw w tekście, zbyt zajęta jego treścią, a dopiero po chwili jest takie: "Aaaa! To tu był przeskok!" ;)
Następną pochwałę otrzymujesz za rozwijanie innych wątków poza miłością Marty i Duff. Ale jak zawsze się tego domagam: więcej Izzy'ego, proszę! I niepokoję się o Slasha... Boję się o niego. A Izzy mnie też martwi, bo nie chcę, żeby skończył jako samotny i jeszcze bardziej zamknięty w sobie niż teraz.
Ha! Ale ja Cię tu tak chwalę, chwalę, tyle że dla równowagi w przyrodzie trzeba by jeszcze skrytykować (ja zła, hue hue). A moją naganę zawrę w jednym pytaniu: CZEMU NIE DODAJESZ CZĘŚCIEJ?!
Kocham to opowiadanie. Proszę, żebyś w dalszym ciągu mnie informowała, obowiązkowo! ;D
Wesołych Świąt!
asdhgfdgfdsgfjhdsgfjgdsjgfhgdhsgfjhdsagfsdhfgjhdsgfjhfg CUDOOOOWNEEEE <3 i wreszcie wiadomo oco chodzi z tym duffem, bo myslalam, ze nie dozyje momentu, ze sie tego dowiem xd nie no cudownie jest, dawaj szybko nastepny <3
OdpowiedzUsuńNoooo! Jak żałuję, że tyle przeciągałam przeczytanie tego rozdziału!! :D
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Duffa i Matta, ciężkie dzieciństwo jest na pewno czymś o czym niekoniecznie chce się rozmawiać...
I tak... sceny łóżkowe wychodzą zajebiście! ;))
Ja piernicze, ale sobie zaległości u Ciebie narobiłam. Wiem pewnie zaraz zapytasz się dlaczego wcześniej nie komentowałam twojego bloga i takie tam... Ale po prostu się wytłumaczę, że raz weszłam na twojego bloga bodajże w kwietniu Jeszce tego roku i tak czytam, czytam, czytam i się zaczytałam. A wiem, że wtedy nie miałaś jeszcze na blog spocie, a ja jestem leniem i mi się nie chciał się dodawać komentarzy na dodatek z telefonu. Żem się rozpisała. NO i nie wiem co mam napisać. Będziesz mi pisać na gg (18674100) o nowych rozdziałach, bo kocham to opowiadanie. Po prostu kocham.
OdpowiedzUsuńNadrobic u Ciebie zaległości graniczy z cudem :D Ale jak zwykle boski rozdział. Szkoda, że mam Duffa jest chora, bo bardzo ją lubię. Się Duffy wściekł jak się dowiedział, ale się nie dziwie bo to nie jakaś błahostka tylko poważna sprawa. Na szczęście Marta go zawsze uspokoi. I Izzy.... taki słodki i kochany, biedaczek nie ma szczęścia w miłości. Aż bym go przytuliła. Marta odprowadzana przez Perry'ego.... marzenie:) Chyba musi bosko wyglądać skoro wszystkim szczęki opadły:D Może jednak Izzy będzie z tą Kate co? Tak z innej beczki chciałam podziękować za komentarze na naszym blogu i za dodanie nas do polecanych :*
OdpowiedzUsuń