21 komentarzy
co mogłabym napisać, żeby zmniejszyć swoją winę?
chyba nic... więc... no powstrzymam się od pisania na ten temat, mając
nadzieję, że mi wybaczycie...
nie spodziewałam się, że... napisanie tego rozdziału zajmie mi aż tyle czasu, ale jednocześnie TYLKO tyle... hm... dziś się zaparłam i postanowiłam sklecić coś... i posypało się... udało mi się wyciągnąć 8.5 strony (przepraszam, że tak mało, ale być może jakoś... spodoba wam się treść, która będzie później dość ważna...)
nie spodziewałam się, że... napisanie tego rozdziału zajmie mi aż tyle czasu, ale jednocześnie TYLKO tyle... hm... dziś się zaparłam i postanowiłam sklecić coś... i posypało się... udało mi się wyciągnąć 8.5 strony (przepraszam, że tak mało, ale być może jakoś... spodoba wam się treść, która będzie później dość ważna...)
tak...zanim zaczniecie czytać... proszę... jeśli już
się zmobilizujecie i przeczytacie... zostawcie jakąś krótką notkę...
jakie odczucia po przeczytaniu... blablabla... żebym wiedziała, czy
chociaż w dobrym kierunku zmierzam :)
ach... i przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, ale jestem tak szczęśliwa, że coś skleciłam, że nie mam siły sprawdzać xd
***
ach... i przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, ale jestem tak szczęśliwa, że coś skleciłam, że nie mam siły sprawdzać xd
***
- Co tak pachnie? –
wymamrotała, uchylając lekko powieki.
- Hm? – pogładził dziewczynę
po włosach – śpij jeszcze… - mruknął, gdy brunetka podniosła się z jego kolan -
Jeff się nie obudził…
- Zrobiłeś obiad? – przetarła
oczy i spojrzała w kierunku kuchni.
- Matt przyszedł i się
zaoferował…
- Ojej…
- W ogóle.. dzwoniła jakaś
dziewczyna. Pytała o ciebie i czy już urodziłaś – widząc jej pytające, dodał –
nie wiem kto to… nie przedstawiła się, mówiła tylko, że pożyczyła od ciebie
jakąś kasę i że dałaś jej ten numer…
Marta nie potrafiła sobie
przypomnieć, o co chodzi. Jaka dziewczyna? Niby komu pożyczała jakieś pieniądze
i dała numer telefonu do ich domu? I nagle w jej głowie pojawił się obraz
niespełna siedemnastoletniej zabiedzonej dziewczyny. Chudziutka bezdomna
nastolatka, która poprosiła ją o parę groszy na jedzenie. Wzięła ją do
restauracji na jakiś ciepły posiłek i dała jej kilkadziesiąt dolarów. Na koniec
dała jej dwa numery telefonów – do siebie i na wszelki wypadek do Joan. Miała
zadzwonić, gdyby potrzebowała jakiejś pomocy, ale przez ponad pół roku nie
dawała znaku życia, aż do teraz.
- Co jej powiedziałeś?
- No… że ci to przekaże… a
jeśli chce, to żeby później zadzwoniła, bo nie chciałem cię budzić… kto to
jest? Znasz ją?
- Och… kiedyś jej pomogłam,
zostawiłam na siebie namiar, gdyby… no gdyby miała kłopoty… - zaczerwieniła się
lekko – wiesz? Jak ją zobaczyłam… to tak jakbym widziała siebie, tylko że mi
nikt nie chciał pomóc tak jak jej… no… - cmoknęła go w policzek – prócz ciebie,
braciszku.
- No ja myślę – objął ją i
zmierzwił jej włosy – Siostrzyczka Isbell.
- Głupek… Duff mówił kiedy
wróci? – odgarnęła opadającą na oczy grzywkę i niezbyt przytomnie rozejrzała
się po salonie.
- Chyba wieczorem, mówił, że
musi posiedzieć w studiu trochę. Ja ci już nie wystarczam? Nie można być tak
zachłannym, Kotku – wyszczerzył zęby i zaśmiał się cicho, żeby nie obudzić
chłopczyka śpiącego parę metrów od nich.
- Bardzo śmieszne…
Cmoknęła go w policzek i
spoglądając w kierunku swojego synka, skierowała się do kuchni. Zastała tam
wysokiego bruneta, który z zapałem przygotowywał jakiś posiłek. Dostrzegła na
krześle przewieszoną przez oparcie marynarkę i ciemny krawat, które
niewątpliwie należały do gotującego mężczyzny. No tak… nie wiem co musiałoby się stać, żeby któryś z chłopaków tak się
ubrał… ślub? Pogrzeb? A on… znam go miesiąc i nigdy nie widziałam go w innych
ciuchach niż garnitur! Zaśmiała się w myślach i przyjrzała się sprawnym i
płynnym ruchom swojego przyszłego szwagra. Z rozmarzeniem stwierdziła, że mieć
w domu faceta, który z taką pasją gotuje to prawdziwy skarb.
- Nie możesz tu przychodzić,
żeby nam gotować – powiedziała wesoło, gdy chłopak zdawał się nie zauważać jej
obecności.
- Ooo… dobrze się spało? –
odwrócił się i poprawił sobie podwinięte rękawy koszuli – narzekałaś na
Jeffrey’a, a to takie grzeczne dziecko – uśmiechnął się rozbrajająco i
zlustrował ją wzrokiem.
- Tak… grzeczny… jak Izzy jest
w pobliżu! – burknęła – nie wiem, co on z nim robi… wchodzi do pokoju i nagle
Jeff to aniołek… ledwie zamknie za sobą drzwi a w małego wstępuje jakiś diabeł.
Mężczyzna wybuchł śmiechem i
zaproponował dziewczynie kawę. Przestało ją nawet dziwić, że Matt tak swobodnie
czuje się w ich domu, zupełnie tak jakby także był domownikiem. Przestało ją
dziwić, że Duff dziwnie na to wszystko reaguje i warczy na brata. Prawdę
powiedziawszy ostatnio w ogóle nie rozumiała i nie wiedziała, co dzieje się z
jej narzeczonym. Chodził podenerwowany, nie chciał za bardzo puszczać brunetki
z Jeffem na spacer, jeśli ktoś im nie towarzyszył, nie krył, że nie podoba mu
się częsta obecność starszego brata w ich domu; zupełnie nie chciał o tym
porozmawiać z Martą, tylko szybko i zręcznie zmieniał temat, albo zajmował
czymś dziewczynę, żeby zapomniała, o co pytała. Nawet Slash, który ciągle z
nimi mieszkał i obserwował sytuację, nie wiedział, o co chodzi. Próby
zmobilizowania Izzy’ego do wyciągnięcia z Duffa informacji skończyły się
kompletną porażką, bo farbowany blondyn nie chciał powiedzieć nawet słowa.
- Matt?
- No? – podał jej kubek z
parującym płynem - coś się stało?
- Ja… bo czy wy z Duffem… to
znaczy… czy on ma jakiś żal do ciebie o coś z przeszłości?
- Nie rozumiem, co masz na
myśli – powiedział ostrożnie, jakby chciał wybadać drogę, do której zmierza ta
rozmowa i pytania.
- Bo wydaje mi się, że on… to
znaczy nie zrozum mnie źle… - powiedziała szybko i zaczęła od początku – mam
wrażenie, że kiedyś stało się coś i teraz Duff nie jest zbyt szczęśliwy z
twoich odwiedzin…
- Ach… - uniósł lekko brew,
która zginęła pod jego gęstymi, opadającymi na czoło włosami – nie chcecie,
żebym was odwiedzał? No… nie ma sprawy, myślałem, że mogę czasem wpaść do brata
i jego rodziny, ale…
- Nie, nie! To nie tak… ja nie
mam nic przeciwko – wywróciła oczami i upiła trochę kawy – miło, że mogę poznać
bliżej kogoś z jego rodziny prócz Joan… tylko chodzi mi o to, że Duff jest…
jest… no on raczej nie jest niemiły. To znaczy nie zauważyłam, żeby odnosił się
do kogoś z rodziny w ten sposób, prócz jednej waszej siostry… więc… pomyślałam,
że może chowa jakąś urazę, ale nie chce się przyznać…
- Nie ma się czym martwić –
uśmiechnął się krzywo – to takie nasze… małe spory i sprawy z czasów, kiedy
byliśmy dziećmi… nic godnego uwagi, naprawdę.
Silił się na przekonywujący
ton, chociaż przychodziło mu to z trudem. Z chęcią powiedziałby tej uroczej
brunetce prawdę, ale wiedział, że to jest zadanie Duffa a nie jego. Wiedział,
że to Duff musi podjąć decyzję o tym, kiedy podzieli się z dziewczyną pewnymi
informacjami ze swojej przeszłości, o ile w ogóle ma takie plany. Wiedział, że
to poniekąd nie są jego sprawy, co jego brat zdradza swojej narzeczonej, a co
przed nią ukrywa. Wiedział, że nie może jej niczego powiedzieć, mimo że to była
też jego tajemnica. Wiedział, że wtajemniczając ją w pewne sprawy ze swojego
życia, będzie musiał napomknąć też o Duffie, albo też dziewczyna sama połączy
fakty, które mogłaby od niego usłyszeć.
- Więc czemu Duff nie chce mi
nic powiedzieć?
- Czego nie chcę powiedzieć? –
w pomieszczeniu pojawił się basista Guns n’Roses – i co ty tu do cholery
robisz, Matt? Nie masz przypadkiem restauracji na głowie?
- Izzy mówił, że wrócisz
wieczorem – dziewczyna wstała i chciała pocałować go na przywitanie – hej… co
jest?
- Nic – warknął – widać mój
braciszek jest milej widziany w MOIM domu niż ja sam.
- Duff, uspokój się – syknęła,
gdy zobaczyła, jak Matt opuszcza rękawy koszuli i zawiązuje krawat – co cię
ostatnio opętało?
- Mówiłem, kurwa, że nic! Tak…
doskonale, że wychodzisz – powiedział, widząc jak jego brat wkłada marynarkę i
zmierza do wyjścia – pozwól, że cię odprowadzę do twojego pieprzonego samochodziku.
Pociągnął starszego o trzy
lata mężczyznę i wyprowadził go z domu. Nawet nie próbował teraz ukrywać, jak
bardzo jest zły. Czy nie wyraził się ostatnio jasno? Czy nie powiedział mu, że
lepiej będzie jeśli przestanie wpieprzać mu się z butami w życie? Czy nie
powiedział mu, że wcale nie tęskni za swoim braciszkiem, żeby ten nagle miał
tak ingerować w jego życie? Czy nie powiedział mu jasno i otwarcie, że nie chce
się z nim kontaktować i chce zapomnieć o przeszłości? Nie powiedział mu, że nie
zamierza czegokolwiek zmieniać i wywlekać starych spraw, bo to i tak niczego
nie zmieni?
- Słuchaj! Kurwa, której
części z naszej ostatniej rozmowy nie zrozumiałeś?! – szarpnął Matta za
marynarkę – nie masz, kurwa, prawa się wtrącać! To nie są twoje jebane sprawy!
Rozumiesz, co kurwa mówię?!
- A ty?! Ty rozumiesz, co ja
mówiłem?! – zacisnął w żelaznym uścisku dłonie na przegubach Duffa i odciągnął
go od siebie – Pomijając to, że to też są moje sprawy… mam gdzieś to czy ją
oszukujesz czy nie! Mam to kurwa gdzieś! Jak chcesz to ukrywać to proszę
bardzo! Ja nie zamierzam jej mówić, bo to ty powinieneś zrobić! Ale… - zaśmiał
się – ty tego nie zrobisz… jesteś tchórzem, braciszku… pieprzonym tchórzem,
który nawet nie potrafi rozliczyć się sam z sobą ze swojej przeszłości. Myślisz,
że mi było łatwo przez te wszystkie lata?! Myślisz, że latałem i rozpowiadałem
ludziom, co się działo albo nie działo jak byłem dzieciakiem?! Nie, kurwa!
Wyobraź sobie, że umiem utrzymać twoją pierdoloną przeszłość w tajemnicy! Też
nie chcę o tym mówić – odepchnął basistę i prychnął – tylko, że ja w
przeciwieństwie do ciebie nie mam narzeczonej i dziecka! Nie ja muszę ukrywać
jakieś rzeczy przed swoją przyszłą żoną…
- Pieprz się! – zamrugał
szybko i próbował odzyskać równowagę – nic, kurwa, nie rozumiesz! Nie chcę,
żebyś się tu zjawiał bez jebanej zapowiedzi! Jeszcze jak mnie nie ma w domu!
Rozumiesz?! Nie chcę, żebyś utrzymywał z nią jakiś kontakt!
- Bo co? Boisz się, że jej coś
powiem? A może boisz się, że mnie za bardzo polubi? Może, kurwa, pozwolisz jej
sam zadecydować czego ona chce a czego nie! Ona nie ma nic przeciwko, żebym
czasem tu wpadał – wzruszył ramionami – niby czemu miałbym cię słuchać i znowu
znikać na kolejne pierdolone pięć lat, co? Nigdy się nie zastanawiałeś, gdzie
byłem?!
- Zamknij mordę! Sam o tym
zadecydowałeś! Sam chciałeś się kurwa odizolować, pamiętasz?! Sam gadałeś, że
nie masz czasu!
- Bo byłem się leczyć! –
ryknął i odepchnął Duffa, który chciał się zamachnąć i uderzyć – co ty, kurwa,
możesz o tym wiedzieć?! Co możesz wiedzieć o pierdolonym psychiatryku?!
Zbudowałeś sobie jakiś chujowy świat kłamstw i sam w to gówno wierzysz! Ja tak,
kurwa, nie umiałem, więc przestań mnie pouczać, dupku!
- CO?! Jakie leczenie? O czym
ty pierdolisz?!
- Widzisz… gówno o mnie wiesz!
Gówno wiesz o jakiejś jebanej nerwicy natręctw! Gówno wiesz o pourazowych
zaburzeniach stresowych! Albo o zespole lęku panicznego! Pewnie kurwa nawet nie
wiesz, co to jest! Jak myślisz, po co matka sprzedawała wam te historyjki, że
nie mogę się wyrwać z pracy na święta?! Nasza własna matka, która nie znosi
kłamstwa! Bo ją kurwa błagałem, żeby nikomu nic nie mówiła! Błagałem ją, żeby
nie mówiła nikomu, że jestem pierdolonym psycholem! – zanim Duff zdążył
zareagować, mężczyzna wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.
- Duff… mmm… ciszej! Obudzimy…
ach… zaraz Jeffa – szepnęła z wyrzutem i wyswobodziła się z jego objęć – chcesz
go usypiać kolejną godzinę? – wgramoliła się na swojego narzeczonego i zaczęła
jeździć opuszkami palców po jego odkrytym torsie.
- Nie… wolałbym tą godzinkę
poświęcić czemuś… przyjemniejszemu – przyciągnął ją do siebie i zaczął całować
– dawno nie miałem pani tylko dla siebie…
- Tęsknił pan? – pociągnęła go
za wargę i wyszeptała mu do ucha – ja za panem bardzo, bardzo mocno – przemieściła
się trochę i zaczęła ocierać się o jego męskość.
- Mmm… już nie jesteś
zmęczona? – jęknął i złapał ją za talię – i śpiąca?
- Uskarżasz się? – pochyliła
się i zaczęła krążyć językiem po jego torsie i brzuchu.
- Gdzież bym śmiał… ach…–
zamruczał, gdy powoli zaczęła się na niego nasuwać – Marta?
- Hm? – przymknęła oczy i
lekko zakręciła biodrami.
- Weźmy ślub na święta…
- C-co? – przestała się
leciutko unosić i mrużąc oczy, spojrzała na jego ukrytą w półmroku twarz.
- Ślub… w święta… jeśli
chcesz… - poruszył się, żeby zachęcić ją do dalszych pieszczot.
- A-ale… Duff… święta są za
niecały miesiąc!
- Wiem… jeśli się zgodzisz… to
obiecuję sam się wszystkim zajmę i nie będziesz musiała się martwić –
uśmiechnął się niepewnie i łapiąc ją za biodra, zaczął leciutko ją na siebie
nasuwać.
- O-och… mmm… n-no… dobrze…
a-ale… mmmm – oparła się dłońmi o jego ramiona i przejęła inicjatywę – a-ale
sama sobie wybiorę… ach… sukienkę.
Mruknął z zadowoleniem i
pozwolił, by dziś Marta decydowała, co chce i nim kierowała. W ciągu czterech
miesięcy od narodzin Jeffrey’a ich kontakty i relacje łóżkowe nie były zbyt
dobre. Przez połowę tego okresu, Marta w ogóle nie dawała mu się dotknąć, bo
bała się, że chłopakowi nie spodoba się jej zmienione przez ciążę i poród
ciało; gdy w końcu się przełamała, nie potrafili oswoić się z faktem, że ich
synek jest w pobliżu i starali się tłumić wszelkie emocje i związaną z nimi
rozkosz.. a później? Później kłócili się o zachowanie Duffa i o to jak
potraktował swojego brata. Byli uparci, każde z nich trzymało się swojego
stanowiska i nie chciało ustąpić. Nie zdawali sobie sprawy, że te kłótnie ich
jeszcze bardziej nakręcają i rozpalają coraz większe pragnienie… pragnienie
wzajemnej bliskości… pragnienie powrotu do tych wszystkich wspólnie spędzonych,
upojnych nocy.
- Tylko godzinkę chce pan mi
poświęcić? – wydyszała mu do ucha i zaczęła nasuwać się na niego dużo głębiej.
- Kurwa…. mmmm… - westchnął i
ścisnął jej piersi, które rytmicznie podskakiwały wraz z jej ruchami – nawet
całą noc… cały tydzień… - mamrotał, czując kolejną falę podniecenia, która
docierała do każdej komórki jego organizmu – cały rok… ach… kurwa… tyle, ile
będzie… ach… ile będzie mi stawał… nawet dłużej…
- Napalony głupek…
-E-ej… czemu przestałaś? –
jęknął z lekką rozpaczą w głosie, gdy dziewczyna nagle przerwała i zeszła z
niego – co ty…
- Cii… - szepnęła i całując go
zachłannie w usta, zaczęła dłońmi masować jego nabrzmiałą męskość.
- Ach… - przymknął oczy – mimo
wszystko… mmm… tamto bardziej mi… - zamruczał, gdy poczuł jej ciepły oddech
najpierw na szyi a później na klatce piersiowej – tamto bardziej…
o-odpowiadało…
- Mhm… a co powiesz… - zabrała
ręce i pochylając się, leciutko polizała jego najczulsze miejsce – na to? –
musnęła wargami sam czubek jego męskości i spojrzała na niego, żeby zobaczyć
jak zareaguje.
- Jezu… - poruszył się
niespokojnie i na jego twarzy pojawiło się rozmarzenie – nie przestawaj…
Uwielbiał, gdy tak się nim
zajmowała. Uwielbiał czuć jej usta i język, które z takim zaangażowaniem i
uczuciem chciały sprawić mu jak największą przyjemność. Żałował tylko, że taka
forma przyjemności była rzadkością. Mógł na palcach jednej ręki policzyć takie
sytuacje jak ta, jednak nie zamierzał się uskarżać, a tym bardziej namawiać ją,
by robiła tak częściej. Może i było to dziwne, zwłaszcza, gdy popatrzy się na
przeszłość i przede wszystkim środowisko, w którym się obracał, ale chłopak
wolał, by to właśnie ona dyktowała warunki w łóżku, by to ona decydowała co i
kiedy chce. I cieszył się jak szalony, gdy dziewczyna z każdym kolejnym razem
robiła się śmielsza, pewniejsza siebie i bardziej świadoma swojego ciała. Z
rozbrajającą radością patrzył, jak brunetka coraz mniej wstydzi się bliskości,
okazywania publicznie uczuć, ale przede wszystkim jak coraz mniej krępuje się w
sytuacjach intymnych.
- Jak… jak ja cię kocham…
jesteś… - nie dokończył , bo przerwał im huk drzwi wejściowych.
Po chwili usłyszeli płacz
Jeffa, który zbudził się od nagłego hałasu.
- Kurwa mać! – Duff, który
odpływał już do innego świata dzięki pieszczotom swojej narzeczonej, zacisnął
pięści – Nie wytrzymam w tym jebanym domu!
- Ciszej…
Nawet nie zauważył, kiedy
Marta zdążyła naciągnąć na siebie jego koszulkę i wziąć płaczącego chłopczyka
na ręce. Próbował uspokoić nerwy, które rozbudziły się, gdy tylko dziewczyna
przestała się nim zajmować; próbował uspokoić się i nie robić kolejnej awantury
Slashowi, który był sprawcą tego wszystkiego. Ale przede wszystkim próbował się
wyciszyć i uspokoić swoje ciało, które domagało się, tak brutalnie przerwanych
pieszczot. Tak jakby Hudson nie mógł przyjść za kilka minut. Tak jakby Hudson
nie mógł nie trzaskać tymi głupimi drzwiami. Po chwili usłyszał cichutki śpiew
swojej narzeczonej, która ciągle bezskutecznie próbowała uspokoić ich
czteromiesięcznego synka.
Hey! I'm your life
I'm the one who takes you there
Hey! I'm your life
I'm the one who cares
They, they betray
I'm your only true friend now
They, they'll betray
I'm forever there
I'm your dream, make you real
I'm your eyes when you must steal
I'm your pain when you can't feel
Sad but true
I'm your dream, mind astray
I'm your eyes while you're away
I'm your pain while you repay
You know it's sad but true
Sad but true
I'm the one who takes you there
Hey! I'm your life
I'm the one who cares
They, they betray
I'm your only true friend now
They, they'll betray
I'm forever there
I'm your dream, make you real
I'm your eyes when you must steal
I'm your pain when you can't feel
Sad but true
I'm your dream, mind astray
I'm your eyes while you're away
I'm your pain while you repay
You know it's sad but true
Sad but true
- Ja go, kurwa, zabiję –
ciągle dysząc, przykrył się kołdrą i wodził wzrokiem za Martą – zajebię go gołymi
rękami.
- Już dość… uspokój się… -
usiadła na skraju łóżka i kołysała kwilącego Jeffrey’a – niczego nie zmienisz
tymi nerwami, tak? Jak się będziesz ciągle tak denerwować to w końcu zawału
dostaniesz… tego chcesz? – burknęła i pocałowała swojego synka w czoło – ciii…
już nie ma, o co płakać… ciii… wujek nie chciał cię obudzić...
- Jasne… wujek nie chciał, ale
kurwa obudził.
- Duff! Powiedziałam ci, żebyś
się uspokoił i mógłbyś mi pomóc, a nie wyzywać Slasha… przesuń się – mruknęła.
- Co? Gdzie?
- No zrób nam miejsce, może
przy nas szybciej zaśnie.
Zrezygnowany odgarnął kołdrę i
jak tylko Marta położyła się z Jeffem, objął ją i wymruczał ciche przeprosiny,
jednocześnie przeklinając swojego przyjaciela za spieprzenie mu dobrze
zapowiadającej się nocy.
- A… co u Joan?
- Eee… to chyba ja powinienem
o to zapytać? – chłopak trzepnął głową, żeby ukryć swoje zdziwienie i
zaciekawienie.
- No w sumie to… już nie…
rozstaliśmy się – wzruszył ramionami – to znaczy… ona zerwała. Ostatnio dziwnie
się zachowywała i nagle wyskoczyła mi, że to chyba nie to… cóż… próbowałem z
nią pogadać, ale powiedziała, że to koniec.
- Tego… no przykro mi… - ale czy na pewno? Nie próbujesz przypadkiem
przekonać samego siebie, Hudson? – nie wiem, co u niej… dawno nie
gadaliśmy. Może powinieneś zapytać Duffa? On w ogóle wie, że nie jesteście
razem?
- Nikt nie wie… jeśli Joan nie
rozgadała tego całemu światu, w co wątpię… McKagan pewnie zadzwoniłby z
awanturą, co zrobiłem z jego siostrą… więc nie wiesz, gdzie teraz mieszka? Mam
dla niej parę listów, a nie wiem gdzie mogę ją znaleźć. Dzwoniłem do jej
koleżanek, ale u żadnej się nie zatrzymała, a sklep jest od dawna zamknięty.
- Pogadaj z Duffem – klepnął
go po ramieniu – to co? Po jeszcze jednym? – pokazał pustą szklankę po whisky.
Ale jak to możliwe? Przecież Joan mówiła, że jest z nim szczęśliwa! Co się
takiego stało, że nagle go rzuciła i zapadła się pod ziemię? Czemu nie
powiedziała ani mnie ani Duffowi ani słowa? Gdybym się nie widział z Gilby’m to
nic bym dalej nie wiedział! Tylko… kura z drugiej strony, co mnie obchodzi ich
związek? Co mnie obchodzi, z kim spotyka się Joan? To jej życie, a nie moje… to
jej decyzje… tylko… kurwa dlaczego, do chuja, czuję się tak dziwnie z faktem,
że oni nie są już razem?!
- A u was jak? Jak tam mały
McKagan?
- Weź, kurwa, zmień temat i
mnie nie wkurwiaj… - burknął, czując dziwne ukłucie w sercu.
- Co jest?
- Rzygam tym! Ciągle tylko
słyszę, żebym nie palił, żebym nie hałasował, żebym nie sprowadzał panienek,
żebym do chuja nie grał w swoim własnym pokoju! Czemu? Bo kurwa obudzę Jeffa!
Ostatnio, kurwa, McKaganowi zachciało się robić awantury z samego rana, bo w
nocy trzasnąłem drzwiami i Jeffrey się obudził!
- No stary… to mały dzieciak…
ile on ma? Chyba nawet nie pół roku nie?
- No i co kurwa z tego? Duff się
uwziął! Jak przychodzi Stradlin i się śmieją, to dzieciak nagle nie śpi? Albo
jak się pieprzą z Martą, to wcale go nie budzą? Jemu coś odpierdoliło odkąd
jest z nią na poważnie i odkąd zaszła w ciążę i teraz jeszcze to dziecko! Z nim
nawet się pogadać nie da, bo jest taki drażliwy albo robi z siebie pieprzonego
pantoflarza!
- Zakochał się… to wszystko… -
Clarke zaśmiał się – każdy wtedy wariuje… zobaczysz, jak ciebie to trafi…
- A skąd wiesz, że już nie
trafiło? – warknął i zaraz ugryzł się w język.
Co ty kurwa pierdolisz, Slash?! Ogarnij się palancie, może jeszcze
zaczniesz mu się zwierzać, co?! Może mu powiesz jaki to świat jest chujowy i
jakiego to masz pecha?! Co to ma w ogóle znaczyć, że może już mnie trafiło? Co
mnie kurwa trafiło?! Chyba jakaś kurwa butelka na koncercie i teraz pierdolę
jak pojebany! Zanim gitarzysta rytmiczny Guns n’Roses zdążył coś powiedzieć, Hudson z
nerwami wyciągnął portfel i kilka banknotów i bez słowa opuścił bar, w którym
siedzieli.
Ten dom. Ciągle to samo
pomieszczenie. Ciągle ta sama pułapka. Jak stąd wyjść? Czy kiedykolwiek uda się
jej wyjść? Ile jeszcze będzie tu więziona i wykorzystywana? Czy nie lepiej to
zakończyć? W końcu zrobić coś na złość swojemu oprawcy? Nie będzie miał z niej
pożytku, jeśli coś sobie zrobi… i chociaż skończy się to cierpienie. Co ona
takiego zrobiła, że on tak się mści? Co takiego mu zrobiła, że doprowadził ją
do takiego stanu? Boli ją każdy mięsień… nawet te o których nie miała pojęcia,
że istnieją. Jednak czym jest fizyczny ból w porównaniu z tym, co czuje w tej
chwili? Wstyd… upokorzenie… rozpacz… załamanie… rezygnacja… tęsknota za
normalnością… tęsknota za wolnością… on znów wróci, znów będzie ją krzywdził.
On… ten z którym żyła pod jednym dachem… on… ten którego myślała, że zna…
- P-proszę… b-błagam, p-pomóż
mi… o-obiecałeś, że z-zawsze będziesz p-przy mnie… - płakała i zaczęła się
modlić – o-obiecałeś, że n-nie p-pozwolisz m-mnie s-skrzywdzić… b-błagam… ja
już n-nie wytrzymam… n-nie u-umiem… o-obiecałeś…
- Nie martw się… on będzie
następny… - dobiegł ją ten głos, głos który nawiedzał ją codziennie – a wiesz
czemu? Bo rozjebaliście mi życie! Cała wasza pierdolona trójka zabrała mi
wszystko co miałem!
- B-błagam! W-wypuść mnie…
nikomu n-nic nie powiem… - szarpnęła się i jęknęła z bólu, gdy sznur, którym
była skrępowana boleśnie wpił się w jej nadgarstki – p-przecież b-byłeś
d-dobry…
- Zamknij się, nic tym nie
zmienisz! Wiesz czemu jesteś pierwsza? Wiesz?! – podszedł do niej i uderzył ją
w twarz – te dwa chuje są tak tobą zaślepieni, że oszaleją jak dowiedzą się, co
z tobą zrobiłem! Oszaleją… zaczną mnie szukać… sami wpadną w moje ręce… nie
będę musiał nawet kombinować… - wstał – wrócę do ciebie za chwilę… przygotuj
się… -poprawił więzy i wyszedł.
- B-boże… to n-nie d-dzieje
s-się n-naprawdę.. t-to m-musi b-być g-głupi s-sen… m-musi…
- Kurwa! Marta? – Izzy wbiegł
do sypialni dziewczyny i zaczął ją budzić – hej… otwórz oczy… nic ci się nie
dzieje…
- P-proszę… n-nie… t-to n-nie…
t-to m-musi… s-sen… - szarpała się i zachowywała się jak opętana.
- Marta… jesteś w domu…
słyszysz? – potrząsnął nią lekko i spojrzał z niepokojem w kierunku łóżeczka z
ciągle śpiącym Jeffreyem – jesteś u siebie w sypialni… obok śpi Jeff… hej… to
tylko sen…
- P-proszę… s-sen…
- Tak… Malutka… to tylko sen…
- I-izzy? – dziewczyna dopiero
teraz ocknęła się jakby z amoku i popatrzyła niewidzącym wzrokiem na chłopaka –
c-co ty t-tu…
- Duff mnie prosił, żebym
został na kilka dni, jak ich nie będzie… pamię… och – urwał, bo brunetka wręcz
rzuciła się na niego wybuchając płaczem – co się stało?
- S-sen… o-on c-ciągle
w-wraca… j-ja… n-nie c-chcę…
- Jaki sen? Mówiłaś, że już ci
się nie śni Polska – westchnął, czując ból w sercu i mocno ją przytulił.
- B-bo j-już n-nie ś-śni… t-to
c-co innego… - popłakała się bardziej.
- Powiesz mi co? – pokręciła
tylko przecząco głową i kolejne fale szlochu wstrząsały jej drobnym ciałem – no
już… ciii… nie płacz… Jeff się zaraz obudzi… cii…
Wręcz siłą ułożył ją z
powrotem w łóżku i otulił kołdrą. Szeptał, żeby się uspokoiła, bo jest przy
niej i nic złego się jej nie stanie. Nerwowo zacisnął pięści, gdy usłyszał
rozpacz w jej głosie, gdy błagała go, żeby jej nie zostawiał.
- Hej… zaraz przyjdę, hm?
Nigdzie się nie wybieram…
Zbiegł do kuchni i znalazł
jakieś leki na uspokojenie. Nalał do szklanki wody i pospieszył do przerażonej
i roztrzęsionej dziewczyny. Co się kurwa
stało? Przecież sama mówiła, że już nie śni jej się matka ani pijany ojciec!
Mówiła, że nie śni jej się ten jebany… gwałt! Więc, co mogło ją tak cholernie
przestraszyć?! Czemu Duff mnie nie uprzedził? Podczas, gdy Marta popijała
tabletki, Izzy sprawdził, czy jego chrześniak się nie obudził. Odetchnął
widząc, że maluch śpi jak aniołek. Wrócił do brunetki i nie czekając na chociaż
jedno jej słowo, ściągnął koszulkę i spodnie i położył się przy niej.
- Chodź tu, Malutka… -
wyciągnął rękę, żeby mogła się do niego przytulić – spróbuj się uspokoić i
zasnąć…
- N-nie chcę… o-on w-wraca…
n-nie c-chcę…
- Hej… nic złego ci się nie
stanie… jestem tutaj – otulił ją szczelnie ramionami i czule pocałował w czubek
głowy – jestem i nie pozwolę cię skrzywdzić…
Siedział nad stertą papierów.
Głowa pękała mu od natłoku informacji. Potrzebował przerwy, ale wiedział, że
nie ma za dużo czasu, że gonią go terminy, że jutro wcale nie będzie miał
więcej chęci. Po raz kolejny pożałował, że zwolnił intendenta i sam wszystkim
się zajmuje, po raz kolejny pożałował, że jeszcze nie znalazł dodatkowego
kucharza. Jak miał połapać się w tym burdelu, który zostawił po sobie jego
pracownik? Przecież tu nic nie jest posegregowane! Żadnego klucza, według
którego te wszystkie papiery znalazły się w kilkunastu różnych teczkach!
- Szefie… - pojawił się jeden
z kelnerów.
- Czego? Mówiłem, żeby mi nie
przeszkadzać – burknął nie odrywając oczu od dokumentów.
- Tak wiem… ale ktoś pana szuka.
Młoda kobieta i twierdzi, że pan ją zna i…
- Nie sądzisz, że każdy może
to powiedzieć?
- Tak, ale ona coś mówiła o
tym, że to pana brat ją przysłał, więc…
Matt niecierpliwie machnął
ręką i wstał. Układając papiery na odpowiednie stosy, kazał kelnerowi zaprowadzić
dziewczynę do stolika dla gości specjalnych i powiedzieć, że zaraz przyjdzie. Brat wysłał do mnie jakąś dziewczynę? W co
ten Duff gra? Najpierw każe mi się trzymać z daleka a teraz sam przysyła do
mnie Martę? Czyżby jej powiedział? Ale jak oni mnie znaleźli? Przecież nie
mówiłem, gdzie dokładnie mam restaurację! Poprawił poluźniony krawat i
założył marynarkę.
- Cześć – przywitał się z
dziewczyną, która właśnie zamawiała dla siebie kawę – cóż to mój brat wymyślił
ciekawego?
- Eee… skłamałam… Duff nic nie
wie, nie ma go… wróci za kilka dni…
- O… więc co w takim razie
sprowadza ciebie? I jak w ogóle mnie tu znalazłaś? – odsunął sobie krzesło
naprzeciwko dziewczyny i usiadł.
- Wystarczy popytać o
nowootwartą restaurację i właściciela… och… dziękuję – mruknęła gdy kelner
przyniósł zamówienie i dodatkowo szarlotkę – ja nie zama…
- Na mój koszt – wtrącił się
Matt – dla mnie też przynieś kawę. No Marta, słucham?
- Czemu nagle przestałeś
przychodzić? Pokłóciłeś się o coś z Duffem?
- Skoro mój braciszek nie
życzy sobie, żebym przychodził… no cóż… nigdy nie lubiłem pchać się tam, gdzie
mnie nie chcą…
- Ale Duff pewnie powiedział
to w nerwach i na pewno tak nie myśli!
- Skąd wiesz? Tak dobrze go
znasz?
- Znam… kilka dobrych lat,
mamy dziecko, chcemy wziąć ślub… gdybym go nie znała, to raczej bym tego
wszystkiego nie planowała.
- No właśnie… kilka lat… ja
znam Duffa całe jego życie… doskonale wiem, kiedy „odpierdol się” znaczy
dokładnie to co powinno… tak samo jak wiem kiedy „odpierdol się” jest wołaniem
o pomoc – lustrował wzrokiem jej twarz, próbując wyczytać z niej jak dużo Duff
przemilczał o swoim życiu – w tym wypadku chodziło o pierwszy przypadek.
Cholera ta dziewczyna zaraz doprowadzi do tego, że jej wszystko wygadam!
Wszystko, co Duff tak zajebiście ukrywał! Jakim cudem on potrafi kłamać,
patrząc jej w oczy tyle lat, a ja znając ją dosłownie dwa miesiące nie umiem
się opanować?! Co ona ma kurwa w oczach?! Jakieś serum prawdy?! Czując falę gorąca zaczął
mocować się z krawatem. Nie zważał na to, że drżą mu ręce i z pewnością
brunetka to dostrzeże. Czuł, że znów zbliża się to cholerne obezwładniające
uczucie. Próbował zapanować nad dłońmi, które coraz bardziej się trzęsły,
próbował zapanować nad sercem, które nieznośnie kołatało mu się w klatce
piersiowej. Kropelki potu wstąpiły na jego czoło.
- Matt? Dobrze się czujesz? –
zapytała zaniepokojona, patrząc jak nieporadnie próbuje rozpiąć górny guzik od
koszuli.
- T-tak… zaraz… z-zaraz mi
p-przejdzie – gorączkowo zaczął szukać w kieszeniach tabletek – z-zaraz… - wydobył
fiolkę z jakimiś tabletkami i nie był nawet w stanie odkręcić wieczka.
- Daj… pomogę ci… - wyciągnęła
mu z rąk opakowanie i zapytała, ile potrzebuje tych tabletek – na pewno
wszystko w porządku? Co to za lek? – spojrzała na nazwę, ale nie do końca ją
rozpoznała.
- J-ja tak mam… t-to na
uspokojenie… t-to – urwał i z paniką spojrzał na ulicę – k-kurwa… m-musisz już
iść…
- Co? Nie… no nie mogę cię
zostawić w takim stanie! – zaprotestowała nie, widząc rosnącego przerażenia w
jego oczach.
- M-możesz! Kurwa, m-masz
s-stąd wyjść! N-nie m-mam teraz c-czasu! – szybko wstał od stolika – p-po
prostu u-udawaj, ż-że mnie nie znasz i w-wyjdź! – ton jego głosu, mimo
przerażenia, nie znosił sprzeciwu.
- Ok… jak chcesz… może
zadzwoń, jak znajdziesz chwilę w swoim cholernie napiętym grafiku!
Wyciągnęła banknot i rzuciła
na stół, pospiesznie opuszczając restaurację. W roztargnieniu nawet nie
zauważyła starszego mężczyzny, z którym się zderzyła i dzięki któremu nie
wylądowała na chodniku.
- Uważaj moje dziecko, bo
zrobisz sobie kiedyś krzywdę – powiedział, uśmiechając się i skierował się do
miejsca, z którego dopiero co wybiegła Marta.
Zaczyna mnie to irytować...
OdpowiedzUsuńomg, tak bardzo się boje ze blog sie skonczy.. pewnie dostane depresji znowu, ale spoko, zawsze tak mam jak koncze jakies zajebiste książki, czy blogi... zajebiscie by było jakbys napisała taki drugi, np jakby Marta związała się ze Slashem, bo bardzo mi go żal jak tak go traktuje :( brakuje mi Rudego i Izziego w ich domu i ta napięta atmosfera między Duffem a Slashem... szkoda wielka, ale blog, mistrzostwo! Najlepszy jaki czytałam <33333333
Usuń