wtorek, 11 grudnia 2012

37.

21 komentarzy
co mogłabym napisać, żeby zmniejszyć swoją winę? chyba nic... więc... no powstrzymam się od pisania na ten temat, mając nadzieję, że mi wybaczycie...
nie spodziewałam się, że... napisanie tego rozdziału zajmie mi aż tyle czasu, ale jednocześnie TYLKO tyle... hm... dziś się zaparłam i postanowiłam sklecić coś... i posypało się... udało mi się wyciągnąć 8.5 strony (przepraszam, że tak mało, ale być może jakoś... spodoba wam się treść, która będzie później dość ważna...)
tak...zanim zaczniecie czytać... proszę... jeśli już się zmobilizujecie i przeczytacie... zostawcie jakąś krótką notkę... jakie odczucia po przeczytaniu... blablabla... żebym wiedziała, czy chociaż w dobrym kierunku zmierzam :)
ach... i przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, ale jestem tak szczęśliwa, że coś skleciłam, że nie mam siły sprawdzać xd
*** 

- Co tak pachnie? – wymamrotała, uchylając lekko powieki.
- Hm? – pogładził dziewczynę po włosach – śpij jeszcze… - mruknął, gdy brunetka podniosła się z jego kolan - Jeff się nie obudził…
- Zrobiłeś obiad? – przetarła oczy i spojrzała w kierunku kuchni.
- Matt przyszedł i się zaoferował…
- Ojej…
- W ogóle.. dzwoniła jakaś dziewczyna. Pytała o ciebie i czy już urodziłaś – widząc jej pytające, dodał – nie wiem kto to… nie przedstawiła się, mówiła tylko, że pożyczyła od ciebie jakąś kasę i że dałaś jej ten numer…
Marta nie potrafiła sobie przypomnieć, o co chodzi. Jaka dziewczyna? Niby komu pożyczała jakieś pieniądze i dała numer telefonu do ich domu? I nagle w jej głowie pojawił się obraz niespełna siedemnastoletniej zabiedzonej dziewczyny. Chudziutka bezdomna nastolatka, która poprosiła ją o parę groszy na jedzenie. Wzięła ją do restauracji na jakiś ciepły posiłek i dała jej kilkadziesiąt dolarów. Na koniec dała jej dwa numery telefonów – do siebie i na wszelki wypadek do Joan. Miała zadzwonić, gdyby potrzebowała jakiejś pomocy, ale przez ponad pół roku nie dawała znaku życia, aż do teraz.
- Co jej powiedziałeś?
- No… że ci to przekaże… a jeśli chce, to żeby później zadzwoniła, bo nie chciałem cię budzić… kto to jest? Znasz ją?
- Och… kiedyś jej pomogłam, zostawiłam na siebie namiar, gdyby… no gdyby miała kłopoty… - zaczerwieniła się lekko – wiesz? Jak ją zobaczyłam… to tak jakbym widziała siebie, tylko że mi nikt nie chciał pomóc tak jak jej… no… - cmoknęła go w policzek – prócz ciebie, braciszku.
- No ja myślę – objął ją i zmierzwił jej włosy – Siostrzyczka Isbell.
- Głupek… Duff mówił kiedy wróci? – odgarnęła opadającą na oczy grzywkę i niezbyt przytomnie rozejrzała się po salonie.
- Chyba wieczorem, mówił, że musi posiedzieć w studiu trochę. Ja ci już nie wystarczam? Nie można być tak zachłannym, Kotku – wyszczerzył zęby i zaśmiał się cicho, żeby nie obudzić chłopczyka śpiącego parę metrów od nich.
- Bardzo śmieszne…
Cmoknęła go w policzek i spoglądając w kierunku swojego synka, skierowała się do kuchni. Zastała tam wysokiego bruneta, który z zapałem przygotowywał jakiś posiłek. Dostrzegła na krześle przewieszoną przez oparcie marynarkę i ciemny krawat, które niewątpliwie należały do gotującego mężczyzny. No tak… nie wiem co musiałoby się stać, żeby któryś z chłopaków tak się ubrał… ślub? Pogrzeb? A on… znam go miesiąc i nigdy nie widziałam go w innych ciuchach niż garnitur! Zaśmiała się w myślach i przyjrzała się sprawnym i płynnym ruchom swojego przyszłego szwagra. Z rozmarzeniem stwierdziła, że mieć w domu faceta, który z taką pasją gotuje to prawdziwy skarb.
- Nie możesz tu przychodzić, żeby nam gotować – powiedziała wesoło, gdy chłopak zdawał się nie zauważać jej obecności.
- Ooo… dobrze się spało? – odwrócił się i poprawił sobie podwinięte rękawy koszuli – narzekałaś na Jeffrey’a, a to takie grzeczne dziecko – uśmiechnął się rozbrajająco i zlustrował ją wzrokiem.
- Tak… grzeczny… jak Izzy jest w pobliżu! – burknęła – nie wiem, co on z nim robi… wchodzi do pokoju i nagle Jeff to aniołek… ledwie zamknie za sobą drzwi a w małego wstępuje jakiś diabeł.
Mężczyzna wybuchł śmiechem i zaproponował dziewczynie kawę. Przestało ją nawet dziwić, że Matt tak swobodnie czuje się w ich domu, zupełnie tak jakby także był domownikiem. Przestało ją dziwić, że Duff dziwnie na to wszystko reaguje i warczy na brata. Prawdę powiedziawszy ostatnio w ogóle nie rozumiała i nie wiedziała, co dzieje się z jej narzeczonym. Chodził podenerwowany, nie chciał za bardzo puszczać brunetki z Jeffem na spacer, jeśli ktoś im nie towarzyszył, nie krył, że nie podoba mu się częsta obecność starszego brata w ich domu; zupełnie nie chciał o tym porozmawiać z Martą, tylko szybko i zręcznie zmieniał temat, albo zajmował czymś dziewczynę, żeby zapomniała, o co pytała. Nawet Slash, który ciągle z nimi mieszkał i obserwował sytuację, nie wiedział, o co chodzi. Próby zmobilizowania Izzy’ego do wyciągnięcia z Duffa informacji skończyły się kompletną porażką, bo farbowany blondyn nie chciał powiedzieć nawet słowa.
- Matt?
- No? – podał jej kubek z parującym płynem - coś się stało?
- Ja… bo czy wy z Duffem… to znaczy… czy on ma jakiś żal do ciebie o coś z przeszłości?
- Nie rozumiem, co masz na myśli – powiedział ostrożnie, jakby chciał wybadać drogę, do której zmierza ta rozmowa i pytania.
- Bo wydaje mi się, że on… to znaczy nie zrozum mnie źle… - powiedziała szybko i zaczęła od początku – mam wrażenie, że kiedyś stało się coś i teraz Duff nie jest zbyt szczęśliwy z twoich odwiedzin…
- Ach… - uniósł lekko brew, która zginęła pod jego gęstymi, opadającymi na czoło włosami – nie chcecie, żebym was odwiedzał? No… nie ma sprawy, myślałem, że mogę czasem wpaść do brata i jego rodziny, ale…
- Nie, nie! To nie tak… ja nie mam nic przeciwko – wywróciła oczami i upiła trochę kawy – miło, że mogę poznać bliżej kogoś z jego rodziny prócz Joan… tylko chodzi mi o to, że Duff jest… jest… no on raczej nie jest niemiły. To znaczy nie zauważyłam, żeby odnosił się do kogoś z rodziny w ten sposób, prócz jednej waszej siostry… więc… pomyślałam, że może chowa jakąś urazę, ale nie chce się przyznać…
- Nie ma się czym martwić – uśmiechnął się krzywo – to takie nasze… małe spory i sprawy z czasów, kiedy byliśmy dziećmi… nic godnego uwagi, naprawdę.
Silił się na przekonywujący ton, chociaż przychodziło mu to z trudem. Z chęcią powiedziałby tej uroczej brunetce prawdę, ale wiedział, że to jest zadanie Duffa a nie jego. Wiedział, że to Duff musi podjąć decyzję o tym, kiedy podzieli się z dziewczyną pewnymi informacjami ze swojej przeszłości, o ile w ogóle ma takie plany. Wiedział, że to poniekąd nie są jego sprawy, co jego brat zdradza swojej narzeczonej, a co przed nią ukrywa. Wiedział, że nie może jej niczego powiedzieć, mimo że to była też jego tajemnica. Wiedział, że wtajemniczając ją w pewne sprawy ze swojego życia, będzie musiał napomknąć też o Duffie, albo też dziewczyna sama połączy fakty, które mogłaby od niego usłyszeć.
- Więc czemu Duff nie chce mi nic powiedzieć?
- Czego nie chcę powiedzieć? – w pomieszczeniu pojawił się basista Guns n’Roses – i co ty tu do cholery robisz, Matt? Nie masz przypadkiem restauracji na głowie?
- Izzy mówił, że wrócisz wieczorem – dziewczyna wstała i chciała pocałować go na przywitanie – hej… co jest?
- Nic – warknął – widać mój braciszek jest milej widziany w MOIM domu niż ja sam.
- Duff, uspokój się – syknęła, gdy zobaczyła, jak Matt opuszcza rękawy koszuli i zawiązuje krawat – co cię ostatnio opętało?
- Mówiłem, kurwa, że nic! Tak… doskonale, że wychodzisz – powiedział, widząc jak jego brat wkłada marynarkę i zmierza do wyjścia – pozwól, że cię odprowadzę do twojego pieprzonego samochodziku.
Pociągnął starszego o trzy lata mężczyznę i wyprowadził go z domu. Nawet nie próbował teraz ukrywać, jak bardzo jest zły. Czy nie wyraził się ostatnio jasno? Czy nie powiedział mu, że lepiej będzie jeśli przestanie wpieprzać mu się z butami w życie? Czy nie powiedział mu, że wcale nie tęskni za swoim braciszkiem, żeby ten nagle miał tak ingerować w jego życie? Czy nie powiedział mu jasno i otwarcie, że nie chce się z nim kontaktować i chce zapomnieć o przeszłości? Nie powiedział mu, że nie zamierza czegokolwiek zmieniać i wywlekać starych spraw, bo to i tak niczego nie zmieni?
- Słuchaj! Kurwa, której części z naszej ostatniej rozmowy nie zrozumiałeś?! – szarpnął Matta za marynarkę – nie masz, kurwa, prawa się wtrącać! To nie są twoje jebane sprawy! Rozumiesz, co kurwa mówię?!
- A ty?! Ty rozumiesz, co ja mówiłem?! – zacisnął w żelaznym uścisku dłonie na przegubach Duffa i odciągnął go od siebie – Pomijając to, że to też są moje sprawy… mam gdzieś to czy ją oszukujesz czy nie! Mam to kurwa gdzieś! Jak chcesz to ukrywać to proszę bardzo! Ja nie zamierzam jej mówić, bo to ty powinieneś zrobić! Ale… - zaśmiał się – ty tego nie zrobisz… jesteś tchórzem, braciszku… pieprzonym tchórzem, który nawet nie potrafi rozliczyć się sam z sobą ze swojej przeszłości. Myślisz, że mi było łatwo przez te wszystkie lata?! Myślisz, że latałem i rozpowiadałem ludziom, co się działo albo nie działo jak byłem dzieciakiem?! Nie, kurwa! Wyobraź sobie, że umiem utrzymać twoją pierdoloną przeszłość w tajemnicy! Też nie chcę o tym mówić – odepchnął basistę i prychnął – tylko, że ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam narzeczonej i dziecka! Nie ja muszę ukrywać jakieś rzeczy przed swoją przyszłą żoną…
- Pieprz się! – zamrugał szybko i próbował odzyskać równowagę – nic, kurwa, nie rozumiesz! Nie chcę, żebyś się tu zjawiał bez jebanej zapowiedzi! Jeszcze jak mnie nie ma w domu! Rozumiesz?! Nie chcę, żebyś utrzymywał z nią jakiś kontakt!
- Bo co? Boisz się, że jej coś powiem? A może boisz się, że mnie za bardzo polubi? Może, kurwa, pozwolisz jej sam zadecydować czego ona chce a czego nie! Ona nie ma nic przeciwko, żebym czasem tu wpadał – wzruszył ramionami – niby czemu miałbym cię słuchać i znowu znikać na kolejne pierdolone pięć lat, co? Nigdy się nie zastanawiałeś, gdzie byłem?!
- Zamknij mordę! Sam o tym zadecydowałeś! Sam chciałeś się kurwa odizolować, pamiętasz?! Sam gadałeś, że nie masz czasu!
- Bo byłem się leczyć! – ryknął i odepchnął Duffa, który chciał się zamachnąć i uderzyć – co ty, kurwa, możesz o tym wiedzieć?! Co możesz wiedzieć o pierdolonym psychiatryku?! Zbudowałeś sobie jakiś chujowy świat kłamstw i sam w to gówno wierzysz! Ja tak, kurwa, nie umiałem, więc przestań mnie pouczać, dupku!
- CO?! Jakie leczenie? O czym ty pierdolisz?!
- Widzisz… gówno o mnie wiesz! Gówno wiesz o jakiejś jebanej nerwicy natręctw! Gówno wiesz o pourazowych zaburzeniach stresowych! Albo o zespole lęku panicznego! Pewnie kurwa nawet nie wiesz, co to jest! Jak myślisz, po co matka sprzedawała wam te historyjki, że nie mogę się wyrwać z pracy na święta?! Nasza własna matka, która nie znosi kłamstwa! Bo ją kurwa błagałem, żeby nikomu nic nie mówiła! Błagałem ją, żeby nie mówiła nikomu, że jestem pierdolonym psycholem! – zanim Duff zdążył zareagować, mężczyzna wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.

- Duff… mmm… ciszej! Obudzimy… ach… zaraz Jeffa – szepnęła z wyrzutem i wyswobodziła się z jego objęć – chcesz go usypiać kolejną godzinę? – wgramoliła się na swojego narzeczonego i zaczęła jeździć opuszkami palców po jego odkrytym torsie.
- Nie… wolałbym tą godzinkę poświęcić czemuś… przyjemniejszemu – przyciągnął ją do siebie i zaczął całować – dawno nie miałem pani tylko dla siebie…
- Tęsknił pan? – pociągnęła go za wargę i wyszeptała mu do ucha – ja za panem bardzo, bardzo mocno – przemieściła się trochę i zaczęła ocierać się o jego męskość.
- Mmm… już nie jesteś zmęczona? – jęknął i złapał ją za talię – i śpiąca?
- Uskarżasz się? – pochyliła się i zaczęła krążyć językiem po jego torsie i brzuchu.
- Gdzież bym śmiał… ach…– zamruczał, gdy powoli zaczęła się na niego nasuwać – Marta?
- Hm? – przymknęła oczy i lekko zakręciła biodrami.
- Weźmy ślub na święta…
- C-co? – przestała się leciutko unosić i mrużąc oczy, spojrzała na jego ukrytą w półmroku twarz.
- Ślub… w święta… jeśli chcesz… - poruszył się, żeby zachęcić ją do dalszych pieszczot.
- A-ale… Duff… święta są za niecały miesiąc!
- Wiem… jeśli się zgodzisz… to obiecuję sam się wszystkim zajmę i nie będziesz musiała się martwić – uśmiechnął się niepewnie i łapiąc ją za biodra, zaczął leciutko ją na siebie nasuwać.
- O-och… mmm… n-no… dobrze… a-ale… mmmm – oparła się dłońmi o jego ramiona i przejęła inicjatywę – a-ale sama sobie wybiorę… ach… sukienkę.
Mruknął z zadowoleniem i pozwolił, by dziś Marta decydowała, co chce i nim kierowała. W ciągu czterech miesięcy od narodzin Jeffrey’a ich kontakty i relacje łóżkowe nie były zbyt dobre. Przez połowę tego okresu, Marta w ogóle nie dawała mu się dotknąć, bo bała się, że chłopakowi nie spodoba się jej zmienione przez ciążę i poród ciało; gdy w końcu się przełamała, nie potrafili oswoić się z faktem, że ich synek jest w pobliżu i starali się tłumić wszelkie emocje i związaną z nimi rozkosz.. a później? Później kłócili się o zachowanie Duffa i o to jak potraktował swojego brata. Byli uparci, każde z nich trzymało się swojego stanowiska i nie chciało ustąpić. Nie zdawali sobie sprawy, że te kłótnie ich jeszcze bardziej nakręcają i rozpalają coraz większe pragnienie… pragnienie wzajemnej bliskości… pragnienie powrotu do tych wszystkich wspólnie spędzonych, upojnych nocy.
- Tylko godzinkę chce pan mi poświęcić? – wydyszała mu do ucha i zaczęła nasuwać się na niego dużo głębiej.
- Kurwa…. mmmm… - westchnął i ścisnął jej piersi, które rytmicznie podskakiwały wraz z jej ruchami – nawet całą noc… cały tydzień… - mamrotał, czując kolejną falę podniecenia, która docierała do każdej komórki jego organizmu – cały rok… ach… kurwa… tyle, ile będzie… ach… ile będzie mi stawał… nawet dłużej…
- Napalony głupek…
-E-ej… czemu przestałaś? – jęknął z lekką rozpaczą w głosie, gdy dziewczyna nagle przerwała i zeszła z niego – co ty…
- Cii… - szepnęła i całując go zachłannie w usta, zaczęła dłońmi masować jego nabrzmiałą męskość.
- Ach… - przymknął oczy – mimo wszystko… mmm… tamto bardziej mi… - zamruczał, gdy poczuł jej ciepły oddech najpierw na szyi a później na klatce piersiowej – tamto bardziej… o-odpowiadało…
- Mhm… a co powiesz… - zabrała ręce i pochylając się, leciutko polizała jego najczulsze miejsce – na to? – musnęła wargami sam czubek jego męskości i spojrzała na niego, żeby zobaczyć jak zareaguje.
- Jezu… - poruszył się niespokojnie i na jego twarzy pojawiło się rozmarzenie – nie przestawaj…
Uwielbiał, gdy tak się nim zajmowała. Uwielbiał czuć jej usta i język, które z takim zaangażowaniem i uczuciem chciały sprawić mu jak największą przyjemność. Żałował tylko, że taka forma przyjemności była rzadkością. Mógł na palcach jednej ręki policzyć takie sytuacje jak ta, jednak nie zamierzał się uskarżać, a tym bardziej namawiać ją, by robiła tak częściej. Może i było to dziwne, zwłaszcza, gdy popatrzy się na przeszłość i przede wszystkim środowisko, w którym się obracał, ale chłopak wolał, by to właśnie ona dyktowała warunki w łóżku, by to ona decydowała co i kiedy chce. I cieszył się jak szalony, gdy dziewczyna z każdym kolejnym razem robiła się śmielsza, pewniejsza siebie i bardziej świadoma swojego ciała. Z rozbrajającą radością patrzył, jak brunetka coraz mniej wstydzi się bliskości, okazywania publicznie uczuć, ale przede wszystkim jak coraz mniej krępuje się w sytuacjach intymnych.
- Jak… jak ja cię kocham… jesteś… - nie dokończył , bo przerwał im huk drzwi wejściowych.
Po chwili usłyszeli płacz Jeffa, który zbudził się od nagłego hałasu.
- Kurwa mać! – Duff, który odpływał już do innego świata dzięki pieszczotom swojej narzeczonej, zacisnął pięści – Nie wytrzymam w tym jebanym domu!
- Ciszej…
Nawet nie zauważył, kiedy Marta zdążyła naciągnąć na siebie jego koszulkę i wziąć płaczącego chłopczyka na ręce. Próbował uspokoić nerwy, które rozbudziły się, gdy tylko dziewczyna przestała się nim zajmować; próbował uspokoić się i nie robić kolejnej awantury Slashowi, który był sprawcą tego wszystkiego. Ale przede wszystkim próbował się wyciszyć i uspokoić swoje ciało, które domagało się, tak brutalnie przerwanych pieszczot. Tak jakby Hudson nie mógł przyjść za kilka minut. Tak jakby Hudson nie mógł nie trzaskać tymi głupimi drzwiami. Po chwili usłyszał cichutki śpiew swojej narzeczonej, która ciągle bezskutecznie próbowała uspokoić ich czteromiesięcznego synka.
Hey! I'm your life
I'm the one who takes you there
Hey! I'm your life
I'm the one who cares
They, they betray
I'm your only true friend now
They, they'll betray
I'm forever there

I'm your dream, make you real
I'm your eyes when you must steal
I'm your pain when you can't feel
Sad but true

I'm your dream, mind astray
I'm your eyes while you're away
I'm your pain while you repay
You know it's sad but true
Sad but true

- Ja go, kurwa, zabiję – ciągle dysząc, przykrył się kołdrą i wodził wzrokiem za Martą – zajebię go gołymi rękami.
- Już dość… uspokój się… - usiadła na skraju łóżka i kołysała kwilącego Jeffrey’a – niczego nie zmienisz tymi nerwami, tak? Jak się będziesz ciągle tak denerwować to w końcu zawału dostaniesz… tego chcesz? – burknęła i pocałowała swojego synka w czoło – ciii… już nie ma, o co płakać… ciii… wujek nie chciał cię obudzić...
- Jasne… wujek nie chciał, ale kurwa obudził.
- Duff! Powiedziałam ci, żebyś się uspokoił i mógłbyś mi pomóc, a nie wyzywać Slasha… przesuń się – mruknęła.
- Co? Gdzie?
- No zrób nam miejsce, może przy nas szybciej zaśnie.
Zrezygnowany odgarnął kołdrę i jak tylko Marta położyła się z Jeffem, objął ją i wymruczał ciche przeprosiny, jednocześnie przeklinając swojego przyjaciela za spieprzenie mu dobrze zapowiadającej się nocy.

- A… co u Joan?
- Eee… to chyba ja powinienem o to zapytać? – chłopak trzepnął głową, żeby ukryć swoje zdziwienie i zaciekawienie.
- No w sumie to… już nie… rozstaliśmy się – wzruszył ramionami – to znaczy… ona zerwała. Ostatnio dziwnie się zachowywała i nagle wyskoczyła mi, że to chyba nie to… cóż… próbowałem z nią pogadać, ale powiedziała, że to koniec.
- Tego… no przykro mi… - ale czy na pewno? Nie próbujesz przypadkiem przekonać samego siebie, Hudson? – nie wiem, co u niej… dawno nie gadaliśmy. Może powinieneś zapytać Duffa? On w ogóle wie, że nie jesteście razem?
- Nikt nie wie… jeśli Joan nie rozgadała tego całemu światu, w co wątpię… McKagan pewnie zadzwoniłby z awanturą, co zrobiłem z jego siostrą… więc nie wiesz, gdzie teraz mieszka? Mam dla niej parę listów, a nie wiem gdzie mogę ją znaleźć. Dzwoniłem do jej koleżanek, ale u żadnej się nie zatrzymała, a sklep jest od dawna zamknięty.
- Pogadaj z Duffem – klepnął go po ramieniu – to co? Po jeszcze jednym? – pokazał pustą szklankę po whisky.
Ale jak to możliwe? Przecież Joan mówiła, że jest z nim szczęśliwa! Co się takiego stało, że nagle go rzuciła i zapadła się pod ziemię? Czemu nie powiedziała ani mnie ani Duffowi ani słowa? Gdybym się nie widział z Gilby’m to nic bym dalej nie wiedział! Tylko… kura z drugiej strony, co mnie obchodzi ich związek? Co mnie obchodzi, z kim spotyka się Joan? To jej życie, a nie moje… to jej decyzje… tylko… kurwa dlaczego, do chuja, czuję się tak dziwnie z faktem, że oni nie są już razem?!
- A u was jak? Jak tam mały McKagan?
- Weź, kurwa, zmień temat i mnie nie wkurwiaj… - burknął, czując dziwne ukłucie w sercu.
- Co jest?
- Rzygam tym! Ciągle tylko słyszę, żebym nie palił, żebym nie hałasował, żebym nie sprowadzał panienek, żebym do chuja nie grał w swoim własnym pokoju! Czemu? Bo kurwa obudzę Jeffa! Ostatnio, kurwa, McKaganowi zachciało się robić awantury z samego rana, bo w nocy trzasnąłem drzwiami i Jeffrey się obudził!
- No stary… to mały dzieciak… ile on ma? Chyba nawet nie pół roku nie?
- No i co kurwa z tego? Duff się uwziął! Jak przychodzi Stradlin i się śmieją, to dzieciak nagle nie śpi? Albo jak się pieprzą z Martą, to wcale go nie budzą? Jemu coś odpierdoliło odkąd jest z nią na poważnie i odkąd zaszła w ciążę i teraz jeszcze to dziecko! Z nim nawet się pogadać nie da, bo jest taki drażliwy albo robi z siebie pieprzonego pantoflarza!
- Zakochał się… to wszystko… - Clarke zaśmiał się – każdy wtedy wariuje… zobaczysz, jak ciebie to trafi…
- A skąd wiesz, że już nie trafiło? – warknął i zaraz ugryzł się w język.
Co ty kurwa pierdolisz, Slash?! Ogarnij się palancie, może jeszcze zaczniesz mu się zwierzać, co?! Może mu powiesz jaki to świat jest chujowy i jakiego to masz pecha?! Co to ma w ogóle znaczyć, że może już mnie trafiło? Co mnie kurwa trafiło?! Chyba jakaś kurwa butelka na koncercie i teraz pierdolę jak pojebany! Zanim gitarzysta rytmiczny Guns n’Roses zdążył coś powiedzieć, Hudson z nerwami wyciągnął portfel i kilka banknotów i bez słowa opuścił bar, w którym siedzieli.

Ten dom. Ciągle to samo pomieszczenie. Ciągle ta sama pułapka. Jak stąd wyjść? Czy kiedykolwiek uda się jej wyjść? Ile jeszcze będzie tu więziona i wykorzystywana? Czy nie lepiej to zakończyć? W końcu zrobić coś na złość swojemu oprawcy? Nie będzie miał z niej pożytku, jeśli coś sobie zrobi… i chociaż skończy się to cierpienie. Co ona takiego zrobiła, że on tak się mści? Co takiego mu zrobiła, że doprowadził ją do takiego stanu? Boli ją każdy mięsień… nawet te o których nie miała pojęcia, że istnieją. Jednak czym jest fizyczny ból w porównaniu z tym, co czuje w tej chwili? Wstyd… upokorzenie… rozpacz… załamanie… rezygnacja… tęsknota za normalnością… tęsknota za wolnością… on znów wróci, znów będzie ją krzywdził. On… ten z którym żyła pod jednym dachem… on… ten którego myślała, że zna…
- P-proszę… b-błagam, p-pomóż mi… o-obiecałeś, że z-zawsze będziesz p-przy mnie… - płakała i zaczęła się modlić – o-obiecałeś, że n-nie p-pozwolisz m-mnie s-skrzywdzić… b-błagam… ja już n-nie wytrzymam… n-nie u-umiem… o-obiecałeś…
- Nie martw się… on będzie następny… - dobiegł ją ten głos, głos który nawiedzał ją codziennie – a wiesz czemu? Bo rozjebaliście mi życie! Cała wasza pierdolona trójka zabrała mi wszystko co miałem!
- B-błagam! W-wypuść mnie… nikomu n-nic nie powiem… - szarpnęła się i jęknęła z bólu, gdy sznur, którym była skrępowana boleśnie wpił się w jej nadgarstki – p-przecież b-byłeś d-dobry…
- Zamknij się, nic tym nie zmienisz! Wiesz czemu jesteś pierwsza? Wiesz?! – podszedł do niej i uderzył ją w twarz – te dwa chuje są tak tobą zaślepieni, że oszaleją jak dowiedzą się, co z tobą zrobiłem! Oszaleją… zaczną mnie szukać… sami wpadną w moje ręce… nie będę musiał nawet kombinować… - wstał – wrócę do ciebie za chwilę… przygotuj się… -poprawił więzy i wyszedł.
- B-boże… to n-nie d-dzieje s-się n-naprawdę.. t-to m-musi b-być g-głupi s-sen… m-musi…

- Kurwa! Marta? – Izzy wbiegł do sypialni dziewczyny i zaczął ją budzić – hej… otwórz oczy… nic ci się nie dzieje…
- P-proszę… n-nie… t-to n-nie… t-to m-musi… s-sen… - szarpała się i zachowywała się jak opętana.
- Marta… jesteś w domu… słyszysz? – potrząsnął nią lekko i spojrzał z niepokojem w kierunku łóżeczka z ciągle śpiącym Jeffreyem – jesteś u siebie w sypialni… obok śpi Jeff… hej… to tylko sen…
- P-proszę… s-sen…
- Tak… Malutka… to tylko sen…
- I-izzy? – dziewczyna dopiero teraz ocknęła się jakby z amoku i popatrzyła niewidzącym wzrokiem na chłopaka – c-co ty t-tu…
- Duff mnie prosił, żebym został na kilka dni, jak ich nie będzie… pamię… och – urwał, bo brunetka wręcz rzuciła się na niego wybuchając płaczem – co się stało?
- S-sen… o-on c-ciągle w-wraca… j-ja… n-nie c-chcę…
- Jaki sen? Mówiłaś, że już ci się nie śni Polska – westchnął, czując ból w sercu i mocno ją przytulił.
- B-bo j-już n-nie ś-śni… t-to c-co innego… - popłakała się bardziej.
- Powiesz mi co? – pokręciła tylko przecząco głową i kolejne fale szlochu wstrząsały jej drobnym ciałem – no już… ciii… nie płacz… Jeff się zaraz obudzi… cii…
Wręcz siłą ułożył ją z powrotem w łóżku i otulił kołdrą. Szeptał, żeby się uspokoiła, bo jest przy niej i nic złego się jej nie stanie. Nerwowo zacisnął pięści, gdy usłyszał rozpacz w jej głosie, gdy błagała go, żeby jej nie zostawiał.
- Hej… zaraz przyjdę, hm? Nigdzie się nie wybieram…
Zbiegł do kuchni i znalazł jakieś leki na uspokojenie. Nalał do szklanki wody i pospieszył do przerażonej i roztrzęsionej dziewczyny. Co się kurwa stało? Przecież sama mówiła, że już nie śni jej się matka ani pijany ojciec! Mówiła, że nie śni jej się ten jebany… gwałt! Więc, co mogło ją tak cholernie przestraszyć?! Czemu Duff mnie nie uprzedził? Podczas, gdy Marta popijała tabletki, Izzy sprawdził, czy jego chrześniak się nie obudził. Odetchnął widząc, że maluch śpi jak aniołek. Wrócił do brunetki i nie czekając na chociaż jedno jej słowo, ściągnął koszulkę i spodnie i położył się przy niej.
- Chodź tu, Malutka… - wyciągnął rękę, żeby mogła się do niego przytulić – spróbuj się uspokoić i zasnąć…
- N-nie chcę… o-on w-wraca… n-nie c-chcę…
- Hej… nic złego ci się nie stanie… jestem tutaj – otulił ją szczelnie ramionami i czule pocałował w czubek głowy – jestem i nie pozwolę cię skrzywdzić…

Siedział nad stertą papierów. Głowa pękała mu od natłoku informacji. Potrzebował przerwy, ale wiedział, że nie ma za dużo czasu, że gonią go terminy, że jutro wcale nie będzie miał więcej chęci. Po raz kolejny pożałował, że zwolnił intendenta i sam wszystkim się zajmuje, po raz kolejny pożałował, że jeszcze nie znalazł dodatkowego kucharza. Jak miał połapać się w tym burdelu, który zostawił po sobie jego pracownik? Przecież tu nic nie jest posegregowane! Żadnego klucza, według którego te wszystkie papiery znalazły się w kilkunastu różnych teczkach!
- Szefie… - pojawił się jeden z kelnerów.
- Czego? Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać – burknął nie odrywając oczu od dokumentów.
- Tak wiem… ale ktoś pana szuka. Młoda kobieta i twierdzi, że pan ją zna i…
- Nie sądzisz, że każdy może to powiedzieć?
- Tak, ale ona coś mówiła o tym, że to pana brat ją przysłał, więc…
Matt niecierpliwie machnął ręką i wstał. Układając papiery na odpowiednie stosy, kazał kelnerowi zaprowadzić dziewczynę do stolika dla gości specjalnych i powiedzieć, że zaraz przyjdzie. Brat wysłał do mnie jakąś dziewczynę? W co ten Duff gra? Najpierw każe mi się trzymać z daleka a teraz sam przysyła do mnie Martę? Czyżby jej powiedział? Ale jak oni mnie znaleźli? Przecież nie mówiłem, gdzie dokładnie mam restaurację! Poprawił poluźniony krawat i założył marynarkę.
- Cześć – przywitał się z dziewczyną, która właśnie zamawiała dla siebie kawę – cóż to mój brat wymyślił ciekawego?
- Eee… skłamałam… Duff nic nie wie, nie ma go… wróci za kilka dni…
- O… więc co w takim razie sprowadza ciebie? I jak w ogóle mnie tu znalazłaś? – odsunął sobie krzesło naprzeciwko dziewczyny i usiadł.
- Wystarczy popytać o nowootwartą restaurację i właściciela… och… dziękuję – mruknęła gdy kelner przyniósł zamówienie i dodatkowo szarlotkę – ja nie zama…
- Na mój koszt – wtrącił się Matt – dla mnie też przynieś kawę. No Marta, słucham?
- Czemu nagle przestałeś przychodzić? Pokłóciłeś się o coś z Duffem?
- Skoro mój braciszek nie życzy sobie, żebym przychodził… no cóż… nigdy nie lubiłem pchać się tam, gdzie mnie nie chcą…
- Ale Duff pewnie powiedział to w nerwach i na pewno tak nie myśli!
- Skąd wiesz? Tak dobrze go znasz?
- Znam… kilka dobrych lat, mamy dziecko, chcemy wziąć ślub… gdybym go nie znała, to raczej bym tego wszystkiego nie planowała.
- No właśnie… kilka lat… ja znam Duffa całe jego życie… doskonale wiem, kiedy „odpierdol się” znaczy dokładnie to co powinno… tak samo jak wiem kiedy „odpierdol się” jest wołaniem o pomoc – lustrował wzrokiem jej twarz, próbując wyczytać z niej jak dużo Duff przemilczał o swoim życiu – w tym wypadku chodziło o pierwszy przypadek.
Cholera ta dziewczyna zaraz doprowadzi do tego, że jej wszystko wygadam! Wszystko, co Duff tak zajebiście ukrywał! Jakim cudem on potrafi kłamać, patrząc jej w oczy tyle lat, a ja znając ją dosłownie dwa miesiące nie umiem się opanować?! Co ona ma kurwa w oczach?! Jakieś serum prawdy?! Czując falę gorąca zaczął mocować się z krawatem. Nie zważał na to, że drżą mu ręce i z pewnością brunetka to dostrzeże. Czuł, że znów zbliża się to cholerne obezwładniające uczucie. Próbował zapanować nad dłońmi, które coraz bardziej się trzęsły, próbował zapanować nad sercem, które nieznośnie kołatało mu się w klatce piersiowej. Kropelki potu wstąpiły na jego czoło.
- Matt? Dobrze się czujesz? – zapytała zaniepokojona, patrząc jak nieporadnie próbuje rozpiąć górny guzik od koszuli.
- T-tak… zaraz… z-zaraz mi p-przejdzie – gorączkowo zaczął szukać w kieszeniach tabletek – z-zaraz… - wydobył fiolkę z jakimiś tabletkami i nie był nawet w stanie odkręcić wieczka.
- Daj… pomogę ci… - wyciągnęła mu z rąk opakowanie i zapytała, ile potrzebuje tych tabletek – na pewno wszystko w porządku? Co to za lek? – spojrzała na nazwę, ale nie do końca ją rozpoznała.
- J-ja tak mam… t-to na uspokojenie… t-to – urwał i z paniką spojrzał na ulicę – k-kurwa… m-musisz już iść…
- Co? Nie… no nie mogę cię zostawić w takim stanie! – zaprotestowała nie, widząc rosnącego przerażenia w jego oczach.
- M-możesz! Kurwa, m-masz s-stąd wyjść! N-nie m-mam teraz c-czasu! – szybko wstał od stolika – p-po prostu u-udawaj, ż-że mnie nie znasz i w-wyjdź! – ton jego głosu, mimo przerażenia, nie znosił sprzeciwu.
- Ok… jak chcesz… może zadzwoń, jak znajdziesz chwilę w swoim cholernie napiętym grafiku!
Wyciągnęła banknot i rzuciła na stół, pospiesznie opuszczając restaurację. W roztargnieniu nawet nie zauważyła starszego mężczyzny, z którym się zderzyła i dzięki któremu nie wylądowała na chodniku.
- Uważaj moje dziecko, bo zrobisz sobie kiedyś krzywdę – powiedział, uśmiechając się i skierował się do miejsca, z którego dopiero co wybiegła Marta.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. omg, tak bardzo się boje ze blog sie skonczy.. pewnie dostane depresji znowu, ale spoko, zawsze tak mam jak koncze jakies zajebiste książki, czy blogi... zajebiscie by było jakbys napisała taki drugi, np jakby Marta związała się ze Slashem, bo bardzo mi go żal jak tak go traktuje :( brakuje mi Rudego i Izziego w ich domu i ta napięta atmosfera między Duffem a Slashem... szkoda wielka, ale blog, mistrzostwo! Najlepszy jaki czytałam <33333333

      Usuń