75 zacnych komentarzy...
czytać, czytać, komentować i polecać albo nie polecać...
no...
więc teraz powiem, że zjebałam sam koniec... wybaczcie! Nie chciałam,
ale no nie umiałam ubrać w słowa tego co chciałam napisać
i ogólnie jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowościach, a nie ma bloga... zostawcie jakiegoś maila, gg czy coś
***
- Ale o co
ci chodzi?! – chłopak złapał za rękę dziewczynę, która próbowała go wyminąć – O
ten pieprzony pocałunek?
- Mówiłam,
żebyś o tym zapomniał – wysyczała i spróbowała się wyszarpnąć, jednak jego
uścisk był zbyt silny – puść mnie!
- Najpierw
mi powiedź, o co, kurwa, chodzi! – gitarzysta odrzucił swoje długie loki z
twarzy i czekał niecierpliwie na wyjaśnienia.
- O co
chodzi, tak? O głupie słowo „przepraszam”!
Slash
spojrzał zaskoczony na Martę i przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Jakie
kurwa, przepraszam? Przecież cię przeprosiłem! I za to całowanie i za to, że
pobiłem Duffa… za to, że byłem taki chamski… i w ogóle… o co ci chodzi do
cholery? Przecież nie o to, że wyjebaliśmy Adlera z domu! Należało się
sukinsynowi za to, co zrobił! Należało się i wiesz o tym tak samo, jak ja!
- Przecież
cię przepraszałem…
- Nie mówię
o sobie… powiedziałeś to magiczne zdanie Duffowi? Sądzę, że mu się należy… -
mruknęła i wyswobodziła ramię, gdy tylko poczuła, że Slash trochę poluźnił
chwyt.
Była zła, że
Hudson nie chciał się przyznać do błędu i nie przeprosił jeszcze McKagana,
który zachowywał się jakby nic się nie stało. Jednak Marta wiedziała, że bolało
go to, jak Slash go traktował, jak rzucał wyzwiskami w jego kierunku i nie
chciał mu uwierzyć; bolało go traktowanie jak śmiecia i bolało go to, że Hudson
rzucał się na niego z pięściami przy każdej możliwej okazji. Fakt faktem, że
stwierdził, że jest w porządku i normalnie ze sobą rozmawiali, to jednak jego
dziewczyna uważała, że nie można tak tego przemilczeć i należą mu się nawet jakieś
prymitywne przeprosiny. Kurwa, Slash! Doprowadziłeś go do wstrząśnienia
mózgu przez swoją zaborczość i nawet nie jesteś w stanie się przyznać, że
przegiąłeś? Przecież gdyby nie Izzy, to biłbyś go dalej!
- Marta… -
usłyszeli za sobą głos – mogę cię prosić na chwilę?
- No po co
pytasz? – uśmiechnęła się do chłopaka i podbiegła do niego radosnym krokiem – o
co chodzi? – cmoknęła go w policzek.
- Może się
przejdziemy? – zaproponował – Duff mi chyba wybaczy, jak mu porwę jego kobietę…
- spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko jakiś krzywy grymas – no… to
spacer do jakiejś knajpy? – wyprowadził ją z domu i obejmując ją, udali się w
kierunku najbliższego baru.
- Izzy… co
się dzieje? – zapytała z lekkim niepokojem i spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale
udawał zainteresowanie budynkami po drugiej stronie ulicy, które mijali – coś
się stało?
- Zależy…
zależy, jak na to patrzeć… - mruknął i wzdychając ciężko, otworzył drzwi do
Rainbow i wpuścił Martę przed sobą – napijesz się czegoś?
Odpowiedziała
tylko, że piwo i skierowali się do stolika, przy którym zawsze siadali z
chłopakami. Po chwili kelner podał im dwie butelki trunku i zniknął w głębi
knajpy. Marta spojrzała uważnie na Stradlina i zauważyła, że jej przyjaciel
jest strasznie spięty i jakiś dziwnie podenerwowany. Zastanawiała się, co nim
tak poruszyło, ale nie chciała naciskać ani nic przyspieszać, bo wiedziała, że
musi się zebrać w sobie, żeby coś jej wyznać. Wiedziała, że to dla niego
trudne, bo nigdy nie lubił się nad sobą rozczulać i nie lubił zdradzać nawet
jej, co tak naprawdę czuje i co go martwi. Wiedziała, że jeśli się uprze, to
potrafi być strasznie skryty i nawet chłopcy nie wiedzą, co się z nim dzieje,
ale miała nadzieję, że w tym wypadku jednak podzieli się z nią swoimi
problemami; nie po to przecież wyciągał ją z domu, żeby napić się z nią piwa.
Kiedy wypił już połowę swojego alkoholu i odpalił piątego papierosa w końcu się
odezwał.
- Chyba się
zakochałem… - powiedział bardziej do siebie i do swoich rąk niż do niej –
jestem takim… idiotą!
-
Z-zakochałeś? Ale, Izzy, to cudownie! Jaki idiota, co ty mówisz?! – Marta z
trudem ukrywała niedowierzanie w swoim głowie na rewelację, którą przekazał jej
chłopak – I… czemu wyglądasz, jakbyś się nie cieszył?
- Marta…
popatrz tylko na mnie! Wrak człowieka, pijak, ćpun… do tego wszystkiego jeszcze
były dealer i dziwkarz! Myślisz, że którakolwiek zgodziłaby się ze mną być?
Myślisz, że którakolwiek mnie pokocha? Wybacz, ale nie łudzę się takim czymś…
- Hej… -
szepnęła i ścisnęła jego dłoń, którą trzymał na stole – zwariowałeś? Czemu
widzisz wszystko w takich ponurych barwach? Przecież… czemu nie chcesz
zobaczyć, jakim wspaniałym człowiekiem jesteś? Czemu nie chcesz tego przyznać?
Izzy… Tylko ślepa i niczego nie warta dziewczyna, tego nie zauważy… tylko ślepa
nie zobaczy tego, co ja widzę!
Stradlin
spojrzał na nią smutnym wzrokiem i przez chwilę się zamyślił. Malutka…
Malutka, co ty mówisz… jaki, kurwa, wspaniały człowiek! Jestem skończonym
chujem… skończonym chujem, który całą energię wkłada w to, żeby cię nie ranić i
żeby sprawić, byś była szczęśliwa… po prostu skończony chuj, który chce zrobić
jeden jebany dobry uczynek… Myślisz, że starałbym się tak kurewsko dla
kogokolwiek innego? Myślisz, że byłbym w stanie wykrzesać z siebie jakiekolwiek
uczucie? Że byłbym w stanie tak ulegać każdemu, tak jak tobie? No kurwa, nie
łudźmy się… tylko ty rozbudzasz we mnie jakiekolwiek uczucia… tylko ty
potrafisz wydobyć ze mnie człowieka… tylko przy tobie nie potrafię być
skurwysynem…
- Kim ona
jest? – zapytała z uśmiechem brunetka.
-
Fotografem… jest Szwedką i przyjechała do Stanów parę lat temu…
- A czy… ona
wie, że…
- Nie! – nie
pozwolił dokończyć jej pytania – nie wie i wątpię, żeby miało sens mówienie jej
o czymkolwiek…
- Izzy!
Nawet nie spróbowałeś i już spisujesz wszystko na straty?! – zawołała z
niedowierzaniem – p-przecież sam mi mówiłeś, że warto próbować i żałować, że
coś nie wyszło, niż żałować, że się nie spróbowało!
Chłopak
tylko pokręcił głową i stwierdził, że to co innego. Dziewczyna z
niedowierzaniem słuchała go i zastanawiała się skąd u niego taki pesymizm. Izzy,
do cholery! Przecież to ty zawsze mnie pocieszałeś i mówiłeś, że będzie dobrze!
To ty wciskałeś mi, że powinnam zmienić podejście do życia, bo nie można cały
czas się smucić i załamywać! To ty chrzaniłeś mi, że każdy dobry człowiek
zasługuje na szczęście! Po za tym… jakie, kurwa, co innego? Ty się
najnormalniej w świecie boisz odrzucenia! Boisz się tak samo, jak ja się bałam
bycia z Duffem! Bałam się tego, że zostawi mnie, bo… bo nie będę wystarczająco dobra!
Ty się boisz, że cię nie będzie chciała przez twoje stare nałogi? Boisz się, bo
niby masz podły charakter? Chłopaku, gdzie ty masz oczy? Albo raczej gdzie masz
mózg, że wymyślasz takie rzeczy?
- Chcę ją
poznać! – powiedziała, szczerząc do niego zęby w nadziei, że się chociaż
uśmiechnie – No Izzy! Nie miej takiej miny! Zasługujesz na jakąś fajną
dziewczynę! Ja ci to mówię! – zaśmiała się i z radością zauważyła, że chłopak
lekko się rozchmurzył – no chyba, że nie ufasz moim słowom? – zapytała, udając
oburzenie.
- Wierzę,
wierzę – zaśmiał się i zapalił kolejnego papierosa – a jak wam się układa z
Duffem? – zmienił temat, bo wiedział, że za chwilę skończy się to na
pocieszaniu jego żałosnej osoby.
- Dobrze…
nawet lepiej niż przed… no wiesz… - spuściła wzrok i zaczęła skubać mankiet
swojej bluzki – wciąż nie wiem, jak on mógł zrobić coś takiego… jak Steven
mógł… jak mógł wymyślić coś tak okropnego?
- Nie wiem…
Malutka… nie myśl o tym… przecież widujesz go tylko na próbach… o ile w ogóle
się pojawia… - próbował ją pocieszyć.
- No
właśnie… może nie powinniście przeze mnie wyrzucać go z domu? Przecież
przynajmniej przy was chyba mniej ćpał, prawda? Teraz jak już go nie pilnujecie
to…
- Marta… nie
łudź się… on brał tyle samo… wiesz, ile działek znaleźliśmy z Duffem w
łazience? Ile heroiny ukrywał w kuchni albo w salonie? Na początku myśleliśmy,
że to też Slasha, ale kurwa! Slash zawsze trzymał swoje działki u siebie i nic
się od tej pory nie zmieniło! To wszystko było Adlera… Tego było w chuj dużo,
rozumiesz?! Nawet z Duffem nie dałbym rady tego wszystkiego w siebie wcisnąć!
To czy z nami mieszka czy nie i tak tego nie zmieni… on chyba nie chce się
zmienić… przecież próbujemy go namówić od tamtych wakacji… Axla już kurwica
bierze… chce wejść za tydzień do studia, a Adler nawet nie załapał, jak grać
nasze nowe nagranie…
Brunetka
trochę posmutniała i próbowała udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Nie wiedziała na, ile Izzy dał się nabrać, ale wolała już nie poruszać tego
tematu, żeby nie zaczął się na poważnie martwić. Dopiła swoje piwo i
zaproponowała chłopakowi, aby się gdzieś przespacerowali.
- Ej! Nie za
wygodnie ci, Skarbie?
- No
przecież sam to wymyśliłeś! – zaśmiała się dziewczyna i zamruczała cicho, gdy
chłopak powrócił do masowania jej karku.
Siedzieli u
niego w sypialni, którą ostatnimi czasy można było też nazwać sypialnią
dziewczyny, zważywszy na to, że spędzała tam praktycznie każdą noc; albo spała
jak dziecko wtulona w Duffa, gdy gorzej się czuła, albo szukała w jego
ramionach bezpieczeństwa, gdy budziła się z krzykiem z koszmaru, albo zasypiała
zmęczona i wykończona po dawce rozkoszy, jaką dostarczał jej chłopak.
Kilkanaście minut wcześniej McKagan zaproponował, że rozmasuje jej mięśnie
karku, które od samego rana były napięte i teraz siedział za nią i swoimi
smukłymi palcami próbował złagodzić ból, który towarzyszył jej przy każdym
gwałtowniejszym ruchu głową.
- Nie
przestawaj… - mruknęła, gdy nagle zabrał ręce z jej ramion – dobrze mi tak…
Basista
wymamrotał coś pod nosem i odgarnął włosy z jej szyi na jedną stronę. Pochylił
się i przejechał czubkiem języka po jej delikatnej skórze na karku, powodując
tym samym gęsią skórkę na ciele dziewczyny. Zaczął muskać ustami każdy
centymetr kwadratowy jej szyi i nawet nie myślał, aby na chwilę przerwać tę
czynność.
- Duff… co
ty robisz? – zapytała próbując wykrzesać w sobie jakąś nutkę zniecierpliwienia
i nerwów, ale doskonale wiedziała, że w tym wypadku to raczej niemożliwe.
- Jak to co?
Chcę, żeby było ci dobrze… - wymruczał prosto do jej ucha i przejechał
dłonią po jej brzuchu i skierował się w kierunku piersi.
- Mhm… a
może zapytałbyś chociaż, czy mi to odpowiada?
Uśmiechnął
się pod nosem i postanowiwszy się z nią podroczyć, przestał rozpinać guziki jej
koszuli i oddalił twarz od jej karku.
- Jak
chcesz, to mogę przestać… - powiedział, zniżając głos do seksownego szeptu i
dodał – szkoda… miałem taką zajebistą niespodziankę…
- A-ale…
chcę! – zawołała z udawaną rozpaczą w głosie.
- Przecież
ci to nie odpowiada… - zaśmiał się i wrócił do drażnienia wargami i językiem
jej gładkiej skóry.
Ułożył jedną
rękę na jej tali, a drugą podążył w swoim ulubionym kierunku, czyli ku jej
piersiom. Zaczął pomału i niespiesznie mocować się z rozpięciem jej koszuli
flanelowej. Trochę opornie mu to szło, bo bardziej skupiał się na obcałowywaniu
jej szyi, no i dziewczyna siedziała do niego tyłem, więc widoczność miał
ograniczoną. Po kilku chwilach brunetka zlitowała się nad chłopakiem i pomogła
mu uporać się ze wszystkimi guzikami i odwróciła się przodem do niego. Uśmiechnęła
się, gdy dostrzegła błysk zadowolenia w jego oczach i przymknęła powieki,
czując jego ciepłe usta i język na zagłębieniu między piersiami; kierował się z
pocałunkami coraz wyżej, aż w końcu dosięgnął do jej lekko rozchylonych,
pełnych warg. Wpił się w nie z namiętnością i zaangażowaniem, błądząc
jednocześnie dłońmi po jej plecach, pozbywając się uprzednio jej koszuli, która
wylądowała w kącie pokoju.
- Duffy…
przypomnij mi… po co… to robisz… bo… zupełnie zapomniałam… - wybełkotała w
przerwach między kolejnymi całusami i szybko ściągnęła z niego T-shirt.
- Noo… nie
pamiętasz, mówisz? – podjął grę i dodał – z chęcią ci przypomnę… - mruknął
bardziej do jej biustu niż do niej i jednym ruchem ręki rozpiął jej czerwony
stanik, który poszedł w ślady poprzedniej ściągniętej części garderoby i
zniknął gdzieś za fotelem.
Jęknęła
cicho, gdy przegryzł jej sutek i zaczął językiem kreślić wokół niego niewielkie
kółeczka, sprawiając jej tym samym ogromną przyjemność. To dopiero początek,
Kochanie… pomyślał z chciwym uśmieszkiem i po paru chwilach zajął się jej
drugą, spragnioną pieszczot piersią.
- Mmmm… -
westchnął i powrócił do całowania jej twarzy, pozwalając swoim rękom nasycić
się jej kształtnym biustem – dalej nie pamiętasz?
- No coś tam
sobie przypominam… ale tak minimalnie – szepnęła, przegryzając mu dolną wargę.
Uwielbiała
go prowokować i musiała przyznać, że cholernie podobał się jej fakt, że chłopak
doskonale potrafił wpasować się w gierki, które wymyślała. I mimo, że sama
przed sobą się tego wstydziła, kurewsko podniecał ją fakt, że Duff tak
rewelacyjnie manipulował nią i jej ciałem i z każdym kolejnym etapem gry,
umiejętnie dozował jej doznania rozkoszy. No i dzięki niemu z każdym następnym
razem przełamywała strach i zawstydzenie, które zawsze towarzyszyło jej przy
grze wstępnej i czasem przy samym stosunku. Dzięki niemu stawała się coraz
mniej nieporadna w kwestii współżycia i dzięki jego cierpliwym naukom i radom
wiedziała, co ma robić. Dziwiło ją, że Duffowi zupełnie nie przeszkadzał jej
kompletny brak doświadczenia i zaskakiwała ją radość chłopaka, że to on jest
jej pierwszym facetem, który może się nią „zaopiekować” i wprowadzić w ten
magiczny świat. Tak… czasem to wygląda, jak prowadzenie niewidomego przez
ulicę… zaśmiała się w duchu i na prośbę basisty ułożyła się wygodnie na
łóżku. Zawisnął nad nią i lekko musnął jej nos po czym szybko, bez
zastanowienia zatopił się w długim pocałunku.
- Kochany,
dalej nie za bardzo pamiętam… - uśmiechnęła się słodko i przejechała wierzchem
dłoni po jego policzku.
- No
popatrz… - pokręcił z udawanym niedowierzaniem głową i cmokając ją krótko w
usta.
Mruknął pod
nosem coś, co brzmiało jak „niewyżyta” i zaczął wargami i czubkiem języka
pokonywać drogę, do jej płaskiego brzucha i później podbrzusza, zatrzymując się
trochę przy jej cudownym biuście, który z uczuciem zaczął pieścić.
- Ach… -
jęknęła, gdy leciutko przegryzł jej brodawkę i powiedziała trochę drżącym
głosem – miała być jakaś niespodzianka…
- Jesteś
strasznie niecierpliwa! – westchnął i gdy rozpoczął obcałowywanie jej brzucha,
dłońmi odnalazł zamek od jej spodni, który szybko rozpiął.
Dziewczyna
uniosła trochę biodra, żeby mógł szybciej i sprawniej pozbyć się z niej jeansów
i poczuła, że serce zabiło jej jeszcze szybciej, gdy niby przypadkiem zawadził
ręką o jej kobiecość, ukrytą pod cieniutkim materiałem majtek. Z premedytacją
zaczął się ociągać z rozpinaniem swojego paska i obserwował reakcję Marty,
która niespokojnie się poruszyła. Wyswobodził się z niepotrzebnego elementu
garderoby i ponownie położył się na niej, opierając się łokciami, by jej nie
przygnieść swoim ciężarem. Brunetka wplotła dłonie w jego włosy i przyciągnęła
jego twarz ku sobie, by móc łapczywie i zachłannie go całować. W sumie o to mu
chodziło… o to, żeby zniecierpliwiona dziewczyna sama przejęła inicjatywę i
sama zabiegała o dalsze pieszczoty. I znów podążył tą samą ścieżką w kierunku
jej podbrzusza i powoli zaczął zsuwać z niej dolną część czerwonej bielizny.
Pochylił się nad jej łonem i rozszerzając jej delikatnie nogi, zaczął błądzić
ustami po wewnętrznej stronie jej ud, na co dziewczyna prawie natychmiast
zareagowała o wiele bardziej przyspieszonym oddechem i cichym jękiem. Wolnym
ruchem skierował się ku jej łechtaczce i lekko musnął językiem jej okolice. Z
zadowoleniem zauważył, że była już mocno podniecona i bez problemu da radę ją
zadowolić. Ułożył dłoń na jej podbrzuszu i zaczął obcałowywać jej najczulszą
część ciała i wirować językiem po całej mokrej kobiecości swojej ukochanej
kobiety. Wyraz błogości na jej twarzy, upewnił go, że dziewczynie jest dobrze i
gdy rozłożyła szerzej swoje zgrabne nogi, wsunął w nią swoje smukłe palce,
powoli nimi poruszając. Z każdym pocałunkiem i ruchem języka, Marta jęczała
coraz głośniej i bardziej przeciągle. Dłonią ścisnęła prześcieradło, a drugą
położyła na głowie Duffa, dając mu tym samym do zrozumienia, że chce, by
przyspieszył, co oczywiście gorliwie wykonał.
- O Boże… -
powiedziała, dysząc.
Po chwili
kompletnie przestała mieć kontrolę nad rzeczywistością. Pieszczoty Duffa
prowadziły ją do jakiegoś innego świata, innego wymiaru, pełnego nieziemskiej
wręcz przyjemności. Zacisnęła mocniej pięść na materiale, na którym leżała i
zaczęła mimowolnie się wierzgać. Nie była przygotowana na rozkosz, którą
przygotował dziś dla niej basista i kompletnie straciła głowę i panowanie nad
swoim rozpalonym ciałem, gdy teraz po raz pierwszy pieścił ją w ten sposób.
McKagan nie przejął się zbytnio tym, że jego partnerka zaczęła przez swoje
wiercenie mu uciekać i spokojnie położył jedną rękę na jej brzuchu, a drugą tuż
pod jej biodrem, by ją trochę uspokoić i utrzymać w ryzach. Kiedy jej jęki
przerodziły się w krzyk, z zadowoleniem dokończył pieszczenie jej kobiecości i
szybko powrócił do jej twarzy, obcałowując po drodze jej drżące ciało. W
międzyczasie zsunął z siebie bokserki i ciągle całując jej usta, ocierał się
swoim nabrzmiałym kroczem o jej pobudzoną łechtaczkę. Nie wiedział jak długo
wytrzyma, ale chciał, by w końcu ona sama zadecydowała, kiedy „zacząć”. Kiedy
otoczyła go nogami, domyślił się, że sama długo nie da rady wytrzymać i ułatwi
mi zadanie.
- Kurwa… -
wysapała, gdy Duff zjechał ręką w kierunku jej wzgórka łonowego i po chwili
drażnił ją dłonią – Kurwa… Duff… w-wejdź we mnie… błagam… - wyjęczała z trudem,
gdy wsunął w nią palce i zaczął nimi poruszać.
- Wiesz co,
Skarbie? Chyba przez to granie trochę ogłuchłem i nie słyszałem, co
powiedziałaś… - wymruczał prosto do jej ucha, oderwawszy się od jej szyi.
- Duff…
wejdź we mnie, do cholery! – zawołała trochę głośniej i po chwili krzyknęła
cicho, gdy spełnił jej prośbę i rytmicznie wsuwał w nią swoją męskość –
szybciej… - wymamrotała po kilkunastu pchnięciach i mocniej przycisnęła go do
siebie nogami.
Nie minęło
nawet kilka minut, jak Duff wyczuł, że dziewczyna za chwilę będzie szczytować i
ponownie przyspieszył, by móc cieszyć się maksymalną dawką rozkoszy razem z
nią. Opadł na nią dysząc ciężko i ucałowawszy zagłębienie między jej
obojczykami, oparł się na niej czołem. Po raz kolejny nie był w stanie
unormować oddechu po seksie z tą dziewczyną i zastanawiał się czy to zasługa
jej genialności, czy wysiłku, jaki wkładał w to, by było jej jak najlepiej.
Czuł pod sobą, jak jej biust szybko unosi się i opada, jakby desperacko
próbowała złapać oddech. Uśmiechnął się do siebie i przejechał nosem między jej
piersiami, kładąc na nich głowę.
- Jak ci się
podobała niespodzianka? – zapytał, gdy w końcu się uspokoił.
- Dziękuję…
to było…było… - urwała, szukając odpowiedniego słowa – nieziemskie… -
przymknęła oczy, przypominając sobie chwile uniesienia i po chwili dodała –
chodź do mnie…
- Czekaj… -
wysunął się z niej i pozbierał ich bieliznę z podłogi – niestety nie mieszkamy
sami, żeby sobie pozwolić… - nie dokończył, rzucając wymowne spojrzenie na
drzwi i wskakując w swoje bokserki, ubrał jej stanik i wsunął na nią czerwone
majtki.
Położył się
koło niej i objął ją szczelnie rękami. Wsłuchiwał się w jej miarowy i spokojny
oddech i wdychał jej zapach. Ciągle czuł niedosyt po kilku miesiącach
kompletnego postu, gdy oboje myśleli, że chłopak ją zdradził z jakąś dziwką i
nawet coraz częstsze kochanie się z nią nie mogło mu zrekompensować tamtego
okresu. Ciągle próbował zrozumieć, co go tak w niej pociągało, co sprawiało, że
tak za nią szalał i tak strasznie pragnął; próbował zrozumieć, co sprawiało, że
nie potrafił tak do końca nasycić się jej bliskością… kiedy miał ją przy sobie,
było wszystko w porządku, ale kiedy na chwilę od niego odchodziła od razu czuł
tęsknotę i psychiczny dyskomfort, że nie może jej dotknąć. Tak… Joan, pewnie
powie, że od samego początku miała rację, próbując mi wpoić, że się kurewsko
zakochałem. Uśmiechnął się do swoich myśli i przypomniał sobie, jak nie
wierzył siostrze, gdy wysłuchawszy jego wątpliwości, stwierdziła, że to po
prostu miłość.
- Kocham
cię… - mruknął cicho i cmoknął ją w czoło.
Wymamrotała
coś niezrozumiałego i dosłownie kilka sekund później usnęła. Nie było istotne
to, że było dopiero późne popołudnie i zazwyczaj kładła się spać kilka godzin
później; była tak zmęczona, że mogłaby zasnąć nawet na stojąco i jeszcze do
tego dochodziły palce Duffa, które krążyły po jej nagich plecach i maksymalnie
ją odprężały i wręcz usypiały. Chłopak tylko przyciągnął jej pogrążone w śnie
ciało do siebie i zaczął śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek The
Beatles, zmieniając minimalnie tekst.
Marta, ma belle
These are words that go together well
My Marta
Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble
I love you, I love you, I love you
that's all I want to say
Until I find a way
I will say the only words I know you'll understand
Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble
I need to, I need to, I need to
I need to make you see
Oh, what you mean to me
Until I do I'm hoping you will know what I mean
I love you
I want you, I want you, I want you
I think you know by now
I'll get to you some how
Until I do I'm telling you so you'll understand
These are words that go together well
My Marta
Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble
I love you, I love you, I love you
that's all I want to say
Until I find a way
I will say the only words I know you'll understand
Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble
I need to, I need to, I need to
I need to make you see
Oh, what you mean to me
Until I do I'm hoping you will know what I mean
I love you
I want you, I want you, I want you
I think you know by now
I'll get to you some how
Until I do I'm telling you so you'll understand
Widząc, że
jej sen robił się coraz głębszy, wyślizgnął się spod niej i podszedł do okna,
patrząc bezmyślnie w dal. Zastanawiał się, co tak naprawdę sprawiło, że był
teraz z Martą w, jak mu się wydawało, szczęśliwym związku; zastanawiał się, co
dziewczyna dostrzegła w nim takiego, że się zauroczyła w nim. Co dostrzegła w
ćpunie i pijaku, który chciał się zmienić? Co dostrzegła w byłym dziwkarzu, że
praktycznie bezgranicznie mu ufała i mu oddała się? Sięgnął po paczkę
papierosów i szybko odpalił jednego. Zaciągając się, przymknął oczy i próbował
wmówić sobie, że Marta kocha go mimo jego wszystkich wad i przede wszystkim, że
je akceptuje, a nie uległa jakiemuś złudzeniu, co do jego osoby. Nie miał
jednak czasu zbytnio tego roztrząsać, bo zauważył, że dziewczyna niespokojnie
poruszyła się przez sen. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, by
się nie szarpała.
- Marta…
spokojnie… - szepnął, pochylając się trochę – otwórz oczy… Skarbie…
Brunetka
poderwała się i rozejrzała się niezbyt przytomnym wzrokiem po pomieszczeniu.
Kiedy dotarło do niej, że nie jest w Polsce i nie ma przed sobą pijanego ojca,
odetchnęła ciężko i przeczesała rękę włosy. Usiadła, podkuliwszy nogi,
spojrzała na chłopaka, który uważnie lustrował ją wzrokiem.
- Wszystko
dobrze? – zapytał, czule głaskając ją po policzku.
- J-już tak…
- mruknęła – Duff… przepraszam – powiedziała cicho i odwróciła wzrok.
- Za co? –
zapytał zaskoczony i przysiadł koło niej, kładąc dłoń na jej kolanie.
- Że ciągle
mam te sny… że… za każdym razem m-musisz mnie uspokajać… i w ogóle…
- Hej… -
skierował jej twarz ku sobie i popatrzył jej prosto w oczy – Marta… nie musisz
mnie za takie coś przepraszać… przecież to nie jest zależne od ciebie… -
cmoknął ją lekko w usta i spróbował się uśmiechnąć – naprawdę jest ok…
Po kilku
chwilach, gdy dziewczyna stwierdziła, że i tak już nie zaśnie, pozwoliła ułożyć
się Duffowi na swoich udach i zaczęła bawić się jego włosami. Może on ma
rację? Może to wcale nie jest zależne ode mnie? Może te sny są kompletnie poza
moją kontrolą? Ale… kurde, co z tego, skoro on i tak musi się męczyć, by mnie
obudzić i doprowadzić do normalnego stanu… za każdym kurwa jebanym razem! Mimo
wszystko Marta nie czuła się komfortowo z tym, że śpiąc z McKaganem nagle
rzucała się przez sen i chłopak musiał na to wszystko patrzeć. Czasem miała
wrażenie, że przeżywał te sny bardziej od niej… szczególnie, gdy śnił się jej
gwałt… i właśnie wtedy było jej najbardziej wstyd… właśnie wtedy nie była w
stanie spojrzeć mu nawet w oczy; nie chciała, by patrzył jak bardzo jest wtedy
przerażona; nie chciała, by dostrzegł w jej oczach strach i ból psychiczny,
który nawet po tak długim czasie nie chciał się zagoić. Nie chciała, by
pomyślał, że w tej chwili, w ciągu tych kilku sekund bała się także jego.
- Duffy? A
co u… - nie dokończyła pytania, bo usłyszeli głośny huk.
- Kurwa!
Slash, wypierdalaj z tego pokoju! – zawołał basista i poderwał się z kolan
Marty –Popierdoliło cię?! Mówiłem ci tyle jebanych razy, żebyś tu pukał!
- Ja… Duff,
na dole jest Joan… ona… no… chyba coś się stało… - wyrzucił z siebie niezbyt
składnie.
- Kurwa…
mogłeś tak od razu – w zawrotnym tempie wstał z łóżka i wciągnął na siebie
spodnie – no nie gap się na nią, debilu! – warknął, gdy zauważył, że Hudson bez
krępacji zerka na Martę, która próbowała odnaleźć wzrokiem jakiś element
garderoby, którym mogłaby się przykryć – ja pierdolę… co za… - zamiast wyrzucić
z siebie jakieś przekleństwo, podał swojej dziewczynie jedną z koszul, którą
szybko na siebie wciągnęła i praktycznie wybiegł z pokoju.
Kilkanaście
minut wcześniej w kuchni Izzy próbował dowiedzieć się od Slasha czegoś o
Stevenie. Widział, że jeśli którykolwiek z chłopaków coś wie, to na pewno był
to Slash, zważywszy na fakt, że ciągle miał kontakt z ich dealerami, którzy
zapewne orientowali się, co robi ich ulubiony klient.
- Kurwa… to
przestało być śmieszne… Axl dostaje białej gorączki, jak Adler przychodzi do
jebanego studia i nic nie umie zagrać! O ile w ogóle przyjdzie… - mruknął
Hudson i odpalił papierosa – Ja pierdolę! Nagrywamy to chujowe Civil War już
chyba z dwudziesty raz i on gra coraz gorzej!
- Może za
mało nalegamy, żeby się za siebie wziął? – zamyślił się Izzy i nie zdążył nawet
w myślach sobie odpowiedzieć, bo usłyszeli dzwonek do drzwi i natarczywe
pukanie.
Stradlin
podniósł się z krzesła i niespiesznie poszedł do salonu i po chwili otworzył
drzwi. Widok, który tam zastał praktycznie zwalił go z nóg. Miał przed sobą
przemoczoną, zapłakaną Joan, która do tego wszystkiego wyglądała jakby ktoś ją
napadł i pobił. Domyślił się, że to pewnie sprawka Ray’a i gdy zobaczył w jej
ręce walizkę, wszystko stało się jasne. McKagan, gdy tylko podniosła głowę i
zobaczyła, kto jej otworzył, praktycznie rzuciła się na Izzy’ego, wybuchając
płaczem. Prócz Duffa tylko w jego ramionach mogła poczuć się choć trochę
bezpieczniej; pod nieobecność jej brata tylko przy nim mogła choć na chwilę
przestać się bać. Zaskoczony chłopak objął ją niepewnie i bez słowa wprowadził
ją w głąb domu.
- Joan, co
się stało? – zapytał, gdy dziewczyna przytuliła twarz do jego koszuli i zaczęła
głośno szlochać.
Nie
odpowiedziała i w sumie, wcale się tego nie spodziewał, ale zupełnie nie
wiedział, co ma robić. Nigdy nie umiał pocieszać i jedyne co osiągnął w tym
względzie, to umiejętność jako takiego kojenia bólu Marty. A przecież Joan, to
nie Marta… Gdy zobaczył, że Slash w końcu wyszedł z kuchni, zaciekawiony tym,
co się działo w salonie, szybko nakazał mu iść po Duffa. Tylko kurwa… oby to
nie był zły moment… pomyślał, wiedząc, że jego przyjaciółka jest teraz z
nim i cholera wie, co mogą robić. Usłyszał tylko jakiś niezrozumiały krzyk z
piętra i po chwili basista zbiegł ze schodów. Rzucił szybkie spojrzenie na
Izzy’ego trzymającego w ramionach jego zapłakaną siostrę i szybko do nich
podszedł.
-
Siostrzyczko, co… - zaczął i urwał, gdy oderwała twarz od torsu gitarzysty – o
kurwa… - jeszcze nigdy nie widział aż takich obrażeń, pozostawionych u niej
przez Ray’a i kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć – Joan…
- M-mogę u
w-was… mogę s-się t-tu zatrzymać? – wszeptała między kolejnymi falami szlochu i
spojrzała z nadzieją na obu chłopaków – t-tylko na… tylko na jakiś czas…
- Jasne… ile
tylko zechcesz… - powiedział szybko Izzy i zwolnił uścisk, by dziewczyna mogła
podejść i wtulić się w swojego brata – zrobię… zrobię jakąś herbatę, czy coś…
Zostawił ich
samym, a Joan popłakała się jeszcze bardziej. Duff bezradnie głaskał ją po
głowie i plecach i nie wiedział, co zrobić. Najchętniej to bym kurwa poszedł
i gnoja zajebał… jebanym gołymi rękami, bym go udusił… W chłopaku mieszały
się ze sobą przeróżne uczucia; z jednej strony chciał zabić tego dupka, który
skrzywdził jego siostrę; z drugiej chciał zostać i wszystkiego się od niej
dowiedzieć, chciał ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze… ale
gdy zaczął o tym myśleć, nie wiedział w końcu, czy tak naprawdę chce wiedzieć,
co doprowadziło jego siostrzyczkę do jego takiego stanu.
- Chodź,
usiądziemy i wszystko mi powiesz, tak? – szepnął i doprowadził ją do kanapy –
Joan… Kochana… co on ci zrobił? – zapytał, patrząc z bólem na jej poobijaną
twarz i jej łzy.
- N-nie chcę
t-tam… nie m-mogę tam wrócić… o-on… b-boję się go… D-duffy, o-on c-chciał… on…
- Co chciał?
– zapytał zaniepokojony, bojąc się odpowiedzi.
- M-musiałam
u-uciec… musiałam… o-on… n-najpierw mnie p-pobił, a… a p-później… - głos uwiązł
jej w gardle i przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego
słowa – c-chciał… a-ale ja n-nie mogła… n-nie chciałam i… i z-zaczął… chciał…
d-dobierać…
- Zrobił to?
Joan… - skierował jej twarz na wprost swojej – Joan, czy on to zrobił?!
Skrzywdził cię? – pokiwała przecząco głową – Spójrz mi w oczy… Siostrzyczko?
- N-nie…
n-nic… ale c-chciał… próbował ściągnąć z-ze mnie ubranie, a-ale m-mu się
wyrwałam… u-uciekłam… - rozszlochała się jeszcze bardziej i poprosiła cichutko
chłopaka, żeby ją przytulił.
- Ciii… już
dobrze, jestem przy tobie… - Duff nawet nie potrafił wyrazić tego, jak bardzo
mu ulżyło, że Joan nie podzieliła strasznego losu Marty – nikt cię nie
skrzywdzi…
Kołysał nią
lekko, żeby się szybciej uspokoiła i nawet nie zauważył, kiedy pojawił się
Izzy, niosąc dwa kubki z gorącym napojem. Postawił je cicho na stoliku i
skierował się w kierunku drzwi wejściowych, by wnieść walizkę, którą
przytaszczyła ze sobą dziewczyna. Mruknął pod nosem, że zaniesie ją do wolnego
pokoju naprzeciwko byłej sypialni Rose’a i zniknął na kilka chwil. Kiedy wszedł
ponownie do salonu, McKagan już trochę uspokoił swoją siostrę, która kurczowo
trzymała w dłoniach swoją herbatę.
- Joan… czy
tego nie powinien zobaczyć lekarz? – powiedział niezbyt głośno, wskazując na
jej fioletowy siniec na prawym policzku.
- Już
widział… jakiś chłopak, chyba wasz znajomy, spotkał mnie na ulicy i uparł się,
że zaprowadzi mnie do szpitala…
- Skąd
wiesz, że nasz znajomy? – zapytał zdziwiony Izzy, patrząc na nią pytająco.
- Bo tylko w
waszym towarzystwie widziałam kolesia z takimi dziwnymi kolczykami…
Bolan…
odpowiedzieli sobie w myślach i odetchnęli z ulgą. Skoro napatoczyła się na
niego, to było prawie oczywiste, że jeśli ją poznał, to będzie chciał jej
pomóc. Po chwili dziewczyna opowiadała im, że dostała od lekarza opinię na
temat doznanych obrażeń, „tak na wszelki wypadek” jak sam to stwierdził. Bolan
odprowadził ją jeszcze pod jej mieszkanie i sprawdził, czy ktoś jest w środku.
Jak okazało się, że Ray gdzieś wyszedł, Joan pospiesznie spakowała
najpotrzebniejsze rzeczy i szybko stamtąd wyszła. Rachel nawet zaoferował się,
że ją gdzieś podrzuci, ale ostatecznie McKagan dała radę go spławić i szybko
udała się do nich.
- I dobrze
zrobiłaś… - wymamrotał Duff i dodał – możesz zostać, ile chcesz… a Bolanowi
muszę podziękować… - dodał sam do siebie.
- Chciałabym
się położyć, dobrze? – powiedziała po kilkunastu minutach i wstała.
-
Oczywiście… Izzy, zaprowadź ją, a ja za chwilę przyjdę, ok?
Stradlin
tylko kiwnął głową i wyprowadził poobijaną Joan z salonu i skierował się na
przeciwległy koniec korytarza. Duff wbiegł po schodach na piętro i otworzył
drzwi do swojego pokoju. Marta stała przy oknie, opierając się o parapet i
nerwowo skubała mankiet od koszuli, którą miała na sobie. Jak zobaczyła Duffa,
poderwała się i szybko zapytała, o co chodzi.
- Ten
gnojek… uciekła od niego…- zbliżył się do niej i nie wiedząc, co zrobić z
rękami, zaczął poprawiać źle zapiętą koszulę dziewczyn – kurwa… zabiłbym go… -
warknął, rozpinając kolejne guziki i zapinając w odpowiednie miejsca – zostanę
z nią, dobrze? Jest w koszmarnym stanie… nie powinna być sama…
- Jasne… -
powiedziała tylko i zabrała jego dłonie od siebie, dokańczając przepinanie
guziczków.
- Marta…
przepraszam… wiem, że powinienem… że miałem być z tobą teraz…
- Duff…
przestań… - zniecierpliwiła się i dodała – idź do Joan i powiedź, że jakby
czegoś potrzebowała to… wie gdzie mnie szukać, hmm? – pocałowała go lekko w
usta.
- Ale… jeśli
znów będziesz miała jakieś koszmary? – zapytał niepewnie.
- Pójdę do
Izzy’ego, jeśli pozwolisz… no idź do niej! Jutro mi wszystko powiesz… - prawie
wyrzuciła go z pokoju i położyła się na łóżku.
Zastanawiała
się, co się takiego stało, że Joan w końcu postanowiła go zostawić i szukać u
nich pomocy. Chciała do niej iść i porozmawiać z nią, ale wiedziała, że w
takich sytuacjach lepiej pozwolić Duffowi zaopiekować się siostrą i dać im
trochę czasu w samotności. Marta wiedziała, że odkąd dziewczyna powiedziała
swojemu bratu o całej sytuacji z Ray’em, wolała jemu wypłakiwać się w ramię i
to właśnie do niego zwracać się o pomoc, a nie do Isbell. Jednak nie miała jej
tego za złe… w końcu Duffa znała przez dwadzieścia pięć lat, a Martę zaledwie
dwa krótkie lata. I Duff… co miałeś na myśli, że jest w kiepskim stanie?
Psychicznie czy fizycznie? Jest po prostu załamana tym, że od niego uciekła,
czy znów ją pobił? Westchnęła ciężko i pocieszając się faktem, że za pewne
rano będzie mogła z nią porozmawiać, udała się do łazienki. Ściągnęła z siebie
koszulę flanelową swojego chłopaka i bieliznę i szybko wskoczyła pod prysznic.
Ciepła woda koiła nerwy i pozwoliła brunetce odgonić od siebie negatywne myśli;
pozwoliła jej całkowicie się odprężyć.
- Kurwa! –
pisnęła, gdy ciepła woda zmieniła się w lodowaty strumień i szybko zakręciła
kurek, wyskakując z kabiny.
Opatuliła
się szczelnie ręcznikiem i zaczęła doprowadzać do porządku swoje mokre włosy.
Trochę irytowała się na ich długość i zastanawiała się, czy nie podciąć ich
kilka centymetrów, tak by nie kończyły się poniżej łopatek. Nie chodziło jej o
to, że źle wyglądała, ale po prostu uciążliwa była pielęgnacja takich długich
włosów; suszenie i rozczesywanie było strasznie pracochłonne i jeszcze ku jej
nieszczęściu, Duff nie chciał, żeby je spinała i przez to wiecznie latały jej
na wszystkie strony i uparcie zasłaniały jej twarz. Ten to ma wymagania… „bo
ja lubię jak masz rozpuszczone”… i co z tego? Cholera jakbyś miał takie długie
kudły to wcale nie byłbyś taki uradowany… i po co ja mu w ogóle ulegam? Moje
włosy, to mogę nimi rządzić… uśmiechnęła się i wycierając się
porządnie ręcznikiem, szybko wskoczyła w swoją bieliznę i zarzuciła na siebie
koszulę. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszła do swojego pokoju i wyciągając
z szuflady szkicownik zaczęła szkicować. Po około dwóch godzinach miała w
połowie gotowy portret małego Parisa – syna Sebastiana. Jednak nie była w
stanie kontynuować swojej pracy, bo zmęczone oczy nie dość, że zaczęły się
mimowolnie przymykać, to jeszcze zaczęły nieprzyjemnie szczypać.
- No… to
porysowane… - zirytowała się i z hukiem zamknęła zeszyt.
Wiedziała,
że pewnie nie zaśnie spokojnie, więc postanowiła udać się do swojego
przyjaciela, który być może jeszcze pracował nad jakimś nagraniem. Cicho
zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Widok, który zastała
wywołał uśmiech na jej twarzy – Izzy leżał na łóżku z przymkniętymi powiekami,
trzymając w rękach gitarę i był pogrążony we śnie. Podeszła do niego i pomału
zaczęła wyciągać z jego dłoni instrument tak, by go nie obudzić. Mruknął coś
przez sen i chciał się przewrócić na bok, ale jako, że leżał na skraju łóżka,
runął z hukiem na podłogę. Marta przyłożyła sobie dłoń do ust, by stłumić
śmiech, ale widząc zdezorientowaną minę Stradlina, wybuchła śmiechem i usiadła
na miejscu, na którym chłopka przez chwilą siedział.
-Co się,
kurwa, dzieje? – zapytał półprzytomnie i podniósł się z ziemi.
- Nic…
spadłeś – nie potrafiła się uspokoić i ciągle szczerzyła do niego zęby.
- Tak…
rzeczywiście śmieszne… pośmiejmy się razem… - warknął i dodał już łagodniejszym
tonem – co tu robisz?
- Mogę dziś
z tobą spać? – wiedziała, że to, co powiedziała, brzmi dwuznacznie, ale
przecież mówiła to do Stradlina, który zawsze wiedział, co miała na myśli.
- Duff
siedzi z Joan? – odpowiedział pytaniem na pytanie i gdy pokiwała głową,
powiedział – no to się posuń… zajęłaś mi miejsce…
Uśmiechnęła
się i przesunęła się dobrych kilkanaście centymetrów, żeby gitarzysta mógł się
położyć koło niej. Zlustrował krytycznym spojrzeniem jej niekompletne ubranie,
ale powstrzymał się do komentarza. Jego zdaniem Marta nie powinna paradować w
takim stroju po domu, w którym do niedawna mieszkało pięciu facetów o niezbyt
dobrej reputacji i do których często wpadali przeróżni goście; fakt, że dwóch z
nich już z nimi nie mieszkało, trzeci był jej chłopakiem, a czwartego w żaden
sposób nie pociągała, ale zostawał jeszcze ostatni chłopak, który był tylko
facetem, lubiącym podziwiać i jak wiadomo nie tylko podziwiać. Ale… skoro
Duffowi to nie przeszkadza, to czepiać się przecież nie będę…
- Izzy? Mogę
o coś zapytać?
- Powiedz
mi, Mała Isbell, czemu zawsze pytasz, czy możesz zadać pytanie, zamiast po
prostu od razu bez tego wstępu je zadawać?
- Oj no…
taki nawyk… więc mogę? – ponowienie pytania, sprawiło, że Stradlin przewrócił
niecierpliwie oczami – Wiesz, co się stało z Joan, że do nas przyszła?
- Nie mam
pojęcia… wiem tylko, że ten dupek znów ją pobił i że ona w końcu postanowiła go
zostawić… cholera lubię ją i martwię się, ale to nie moje sprawy, nie? Nie chcę
się wpierdalać i podsłuchiwać, gdy Duff już się nią zajmuje…
Pokiwała
tylko głową i zadrżawszy z zimna przytuliła się do swojego przyjaciela. Izzy
tylko zaśmiał się, że nie rozumie jak Duff może być z taką zimną, wręcz
lodowatą dziewczyną i że on na jego miejscu wybrałby jakąś gorącą laskę, która
by go rozgrzała.
- Dzięki… -
powiedziała, myśląc, że chłopak wcale nie żartuje.
- Ej no co
ty! Przecież żartowałem! – cmoknął ją w czoło i objął – Duff doskonale
wiedział, co robi… wierz mi, sam zrobiłbym to samo, gdybym był w stanie jakoś…
jakoś zapałać do ciebie normalnym uczuciem… - spojrzał uważnie na jej
twarz i zaśmiał się pod nosem – dziewczyno… nie rozumiem cię…
- Co? –
zapytała niezbyt przytomnie, kompletnie nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Słyszysz
coś, co można by potraktować jak komplement, a ty zamiast się ucieszyć, to się
rumienisz… kurwa… Duffowi też się za każdym razem rumienisz? – postanowił nie
precyzować swojego pytania, bo wiedział, że wpędzi ją już w kompletne
zakłopotanie.
- To nie
moja wina, że tak reaguję, no! – zawołała lekko oburzona – też bym chciała się
nie czerwienić, ale przecież nic na to nie poradzę! I o co ci chodzi z Duffem?
- O nic… o
nic… - powiedział szybko i przykrył ją kołdrą, gdy zorientował się, że dalej
trzęsie się lekko z zimna – Słuchaj…
- No?
- Czy Slash
wam w czymś przeszkodził? Bo… dziwnie się zachowywał… - zapytał, przypominając
sobie dziwne rozkojarzenie Slasha.
Oczywiście
Marta zarumienia się i tylko mruknęła, że nie robili nic, w czym Slash mógłby
im przeszkodzić. Na szczęście nic nie robiliśmy! Pomyślała i na samą
myśl o tym, zrobiło się jej gorąco. Chyba bym się ze wstydu spaliła i
chciała się zapaść pod ziemię! Wcześniej jakoś nie zastanawiała się nad
tym, że przecież to, że ich nie słuchać w całym domu, przez dobre wyciszenie
pokoju, to nie znaczy, że ktoś nie może po prostu wejść do sypialni Duffa, jak
będą się kochać i ich nakryć. Dla niej to, że sypia z basistą, było już
wystarczająco krępujące, gdy w jakikolwiek sposób stawało się tematem rozmów, a
co dopiero przypadkowe przeszkodzenie im. Boże, nawet nie byłabym w stanie
spojrzeć w oczy chłopakom bez czerwienienia się!
- Wiesz…
może nie powinienem pytać, ale… ja pierdolę… dlaczego na jakiekolwiek
wspomnienie słowa seks, zawstydzasz się, jak… - urwał, szukając odpowiedniego
słowa – jakbyś… dobra! Nieistotne jak… kurwa, w łóżku też się tak Duffowi
rumienisz i… i jesteś zażenowana?
Nie uzyskał
odpowiedzi od dziewczyny, która spojrzała się na niego dziwnym wzrokiem i
wyswobadzając się z jego objęć, usiadła na skraju łóżka tyłem do niego. No
co jest? Powiedziałem coś, kurwa, nie tak? No przecież to było normalne
pytanie! Izzy nie bardzo wiedział, o co chodzi i zapytał tylko, czy
powiedział coś niewłaściwego. Ponownie jego pytanie przeszło bez echa, co go
jeszcze bardziej zdziwiło. Podniósł się z leżenia i prawie od razu dostrzegł,
że brunetka lekko się trzęsie, bynajmniej nie z zimna. O kurna… o co tu, do
chuja, chodzi?
- Uważasz to
za śmieszne? Sprawia ci radość, nabijanie się ze mnie? – wymamrotała, nie
odwracając się i ukrywając twarz w dłoniach.
- Marta… no
coś ty… - powiedział szybko i przysuwając się do niej, chciał położyć dłoń na
jej ramieniu.
- M-myślisz,
że to mnie bawi tak samo jak ciebie? – szarpnęła się i kontynuowała – N-nie
wiesz, jak cholernie bałam się zaryzykować… nie w-wiesz, jak bardzo bałam się
pójść z nim do łóżka! Nie wiesz, jak się modliłam, żeby ten pierwszy raz nie
przypominał mi o… o t-tym jebanym gwałcie! Nie wiesz, jak desperacko próbowałam
zachować przed Duffem pozory, że się nie b-boję, a tak naprawdę trzęsłam się
nad każdym jego ruchem! – nerwowo otarła łzy, które popłynęły jej z oczu –
Myślisz, że można tak na luzie podchodzić do tego wszystkiego, nie
przypominając sobie tak często o tym… o tym f-facecie i jego łapskach? Z-za
każdym kurewskim razem, jak Duff m-mnie dotyka, modlę się, żeby mi coś nie
odpieprzyło i żebym nie uciekła jak pojebana! – siłą woli powstrzymywała się,
żeby nie krzyczeć, bo wiedziała, że pół domu usłyszałoby jej wybuch, w tym
oczywiście także jej chłopak – Naprawdę sądzisz, że łatwo jest mi mówić o
czymkolwiek, co z jednej strony jest przyjemne i fajne i nawet nie będę
zaprzeczać, ale z drugiej strony, do kurwy nędzy, przypomina mi o bólu,
upokorzeniu i tym cholernym gównie, w którym się wtedy znalazłam? – zjeżdżając
po ścianie, usiadła na podłodze i chowając twarz w dłonie, wybuchła płaczem.
Izzy
patrzył, jak sparaliżowany na wybuch dziewczyny i jego mózg powoli przetwarzał,
co właśnie mu powiedziała. Nie tego się spodziewał, zadając to idiotyczne
pytanie. Nie tego się spodziewał, trochę podśmiewając się z jej dziwnych
reakcji. Nie był świadom tego, że brunetka tak wszystko przeżywała; nie był
świadom tego, że nawet dotyk jej ukochanego, powoduje u niej strach i dziwne
obawy, które w sobie usilnie tłumi. Nie miał zielonego pojęcia, że tak to
wszystko odczuwa. Jedyne co teraz czuł to wstyd i totalne zażenowanie, że
poniekąd zmusił ją do wyznania takiej prawdy i głupio czuł się z faktem, że
dowiedział się o tym wszystkim… nie wiedział, czy chciał poznać prawdę i
dowiedzieć się, że Marta, mimo że sypia z Duffem regularnie od ponad roku, to
ciągle się boi i ciągle kojarzy seks z gwałtem sprzed dwóch lat, zamiast
totalnie skupić się tylko na przyjemnych aspektach tego „aktu”.
- Jezu… -
jęknął, gdy w końcu oprzytomniał i szybko podszedł do niej – Malutka,
przepraszam… – przyklęknął przy niej i pogłaskał ją po włosach – nie chciałem,
żebyś… nie powinienem się wtrącać i… nie miałem pojęcia, że ty to tak
przeżywasz, że… że ten g-gwałt… - pochylił się i pocałował płaczącą dziewczynę
w czubek głowy.
Czuł, jak
całe jej ciało drży od szlochu i przeklął się w duchu za swoją głupotę. Zajebiście…
kolejny już raz doprowadziłeś ją do płaczu! No, kurwa, gratuluję! Stradlin,
kurwa, gdzie ty masz mózg, idioto?! Zasmucony spojrzał na swoją ukochaną
przyszywaną siostrę, która uparcie nie chciała na niego spojrzeć i przygarnął
ją do siebie. Kiedy uczepiła się jego koszulki i popłakała się jeszcze
bardziej, poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle i szybko przymknął oczy. Jedyne co
mógł teraz zrobić, to czekać aż się uspokoi i przepraszać ją na kolanach za to
idiotyczne pytanie.
- Kochanie…
- szepnął, gdy kolejna fala szlochu wstrząsnęła jej drobnym ciałem – tak
strasznie mi głupio… nie chciałem… przepraszam…
Marta bez
słowa przeniosła swoje ręce z jego torsu na szyję i mocno się do niego
przytuliła. Musiała przyznać, że mimo że nie chciała tego wszystkiego mu mówić,
to jednak poczuła niewyobrażalną ulgę, że w końcu podzieliła się z kimś swoimi
obawami i bólem psychicznym.
- I-izzy…
n-nie mów m-mu tego… proszę, nie m-mów… - wymamrotała, próbując złapać
spokojnie oddech – j-ja… już j-jest lepiej n-niż… niż na początku…
- Ciii… -
wymruczał do jej ucha – nie powiem, Dziecinko, oczywiście, że nie powiem…
Podświadomie
wydawało mu się, że powinien jednak poinformować McKagana, co tak naprawdę
czuje jego dziewczyna; powinien poinformować go, że ta Mała ciągle boi się i
rozpamiętuje ten gwałt, że stara się ze wszystkich sił oddalić od siebie
myślenie o tej tragedii, gdy jest przy Duffie, ale nie zawsze jej wychodzi…
jednym zdaniem Duff powinien wiedzieć, że mimo całej przyjemności, miłości i
chwil uniesień, każde ich zbliżenie w mniejszym lub większym stopniu przeraża
brunetkę. Kurwa… to można było przewidzieć! Można było przewidzieć, że po
takim przeżyciu zostanie jakaś trauma! Kurwa… Duff jest ślepy? Czy ona się tak
genialnie maskuje? Ja pierdolę… pogładził ją po plecach i odsuwając jej
twarz trochę od siebie, czułym ruchem odgarnął jej włosy za ucho i przejechał dłonią
po jej policzku, ocierając tym samym ostatnie łzy.
- Naprawdę
przepraszam… - mruknął jeszcze, patrząc prosto w jej lekko zaczerwienione oczy
– to… idziemy już spać? – zaproponował, całując ją przelotnie o czoło – nie
chcesz jakiś spodenek czy czegoś? – zapytał jeszcze, gdy zerknął ponownie na
jej strój.
Kiwnęła
tylko przecząco głową, bez słowa wstała i podchodząc do łóżka, położyła się w
pozycji embrionalnej i cicho zaszlochała. Czemu znów zbierało się jej na płacz?
Dziewczyna sama chyba tego nie wiedziała; płacze na kolejne wspomnienie gwałtu?
Płacze, bo jest jej przykro, że mimo wszystko boi się zbliżeń z Duffem, które
przecież czasem sama prowokuje? Płacze, bo jest jej głupio, że Izzy się o
wszystkim dowiedział? A może to jest płacz ulgi, że w końcu ktoś wie o jej
problemie?
- Marta… -
Stradlin podszedł do niej i kładąc się za nią, przytulił się to jej pleców –
nie płacz już… przecież nic się nie dzieje… mam nadzieję, że nie jesteś zła… że
nie masz żalu, o to… o to, że doprowadziłem cię do… do łez…
Marta
pociągnęła nosem i wzięła głęboki oddech, by się uspokoić, ale jedyne co
osiągnęła, to kolejny napadł płaczu. Idiotko… co ty masz z głową? Przecież
kochasz Duffa, więc czemu tak panicznie się boisz? Czemu boisz się jego dotyku?
Czemu boisz się jego czułości? Wiesz, do chuja, że przecież cię nie skrzywdzi!
Wiesz, że McKagan to najlepszy facet na jakiego mogłaś trafić! Dlaczego ciągle
rozpamiętujesz ten pierdolony gwałt, jakbyś się bała, że Duff zrobi to samo?! Krzyczała
w myślach i nie potrafiła zrozumieć samej siebie. Naprawdę było jej dobrze z
Duffem, wręcz uwielbiała się z nim kochać, całować, przytulać, uwielbiała mieć
go przy sobie i czuć jego bliskość, a z drugiej strony desperacko modliła się,
żeby nic się nie wydarzyło, co przypomni jej o wyrządzonej krzywdzie sprzed
ponad dwóch lat.
- I-izzy…
jestem taka głupia… - wyszeptała i odwracając się przodem do niego, przylgnęła
do jego klatki piersiowej.
- Nie
jesteś… przecież wiesz, że nie jesteś… - mocno ją objął i zaczął uspokajająco
mruczeć do jej ucha – szczerze mówiąc… byłbym zdziwiony, gdybyś… no… gdybyś nie
miała takich obaw… - przejechał dłonią wzdłuż jej kręgosłupa i mruknął – no
uspokój się, Malutka…
My name it means nothing
my fortune is less
My future is shrouded in dark wilderness
Sunshine is far away, clouds linger on
Everything I posessed - Now they are gone
Oh where can I go to and what can I do?
Nothing can please me only thoughts are of you
You just laughed when I begged you to stay
I've not stopped crying since you went away
The world is a lonely place - you're on your own
Guess I will go home - sit down and moan.
Crying and thinking is all that I do
Memories I have remind me of you
my fortune is less
My future is shrouded in dark wilderness
Sunshine is far away, clouds linger on
Everything I posessed - Now they are gone
Oh where can I go to and what can I do?
Nothing can please me only thoughts are of you
You just laughed when I begged you to stay
I've not stopped crying since you went away
The world is a lonely place - you're on your own
Guess I will go home - sit down and moan.
Crying and thinking is all that I do
Memories I have remind me of you
-
Dobranoc... – szepnął, gdy skończył śpiewać i pocałował ją w czoło.
Po kilku
chwilach poczuł, jak jej kurczowy uścisk powoli zaczął słabnąć i domyślił się,
że się uspokoiła i lada moment zaśnie. Westchnął ciężko i bezmyślnie zaczął
jeździć dłonią po jej plecach, ciągle przeklinając się w myślach za
spowodowanie u niej płaczu. Ciągle wypominał sobie, że przez jedno głupie
pytanie dziewczyna rozpłakała się jak małe dziecko i wyznała bolesną i chyba
wstydliwą dla niej prawdę. I po co ci to było, Stradlin? Po cholerę ci to
było! Mogłeś się ugryźć w język i nie byłoby sprawy! Pomyślał i przymykając
oczy, poczuł, że brunetka przekręca się tyłem do niego i zwija się w kłębek.
Uśmiechnął się pod nosem i obejmując ją, splótł jej dłoń ze swoimi palcami i
spróbował zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz