piątek, 13 maja 2011

17.

75 zacnych komentarzy...
czytać, czytać, komentować i polecać albo nie polecać... 
no... więc teraz powiem, że zjebałam sam koniec... wybaczcie! Nie chciałam, ale no nie umiałam ubrać w słowa tego co chciałam napisać
i ogólnie jeśli ktoś chce być powiadamiany o nowościach, a nie ma bloga... zostawcie jakiegoś maila, gg czy coś 
*** 
- Ale o co ci chodzi?! – chłopak złapał za rękę dziewczynę, która próbowała go wyminąć – O ten pieprzony pocałunek?

- Mówiłam, żebyś o tym zapomniał – wysyczała i spróbowała się wyszarpnąć, jednak jego uścisk był zbyt silny – puść mnie!

- Najpierw mi powiedź, o co, kurwa, chodzi! – gitarzysta odrzucił swoje długie loki z twarzy i czekał niecierpliwie na wyjaśnienia.

- O co chodzi, tak? O głupie słowo „przepraszam”!

Slash spojrzał zaskoczony na Martę i przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Jakie kurwa, przepraszam? Przecież cię przeprosiłem! I za to całowanie i za to, że pobiłem Duffa… za to, że byłem taki chamski… i w ogóle… o co ci chodzi do cholery? Przecież nie o to, że wyjebaliśmy Adlera z domu! Należało się sukinsynowi za to, co zrobił! Należało się i wiesz o tym tak samo, jak ja!

- Przecież cię przepraszałem…

- Nie mówię o sobie… powiedziałeś to magiczne zdanie Duffowi? Sądzę, że mu się należy… - mruknęła i wyswobodziła ramię, gdy tylko poczuła, że Slash trochę poluźnił chwyt.

Była zła, że Hudson nie chciał się przyznać do błędu i nie przeprosił jeszcze McKagana, który zachowywał się jakby nic się nie stało. Jednak Marta wiedziała, że bolało go to, jak Slash go traktował, jak rzucał wyzwiskami w jego kierunku i nie chciał mu uwierzyć; bolało go traktowanie jak śmiecia i bolało go to, że Hudson rzucał się na niego z pięściami przy każdej możliwej okazji. Fakt faktem, że stwierdził, że jest w porządku i normalnie ze sobą rozmawiali, to jednak jego dziewczyna uważała, że nie można tak tego przemilczeć i należą mu się nawet jakieś prymitywne przeprosiny. Kurwa, Slash! Doprowadziłeś go do wstrząśnienia mózgu przez swoją zaborczość i nawet nie jesteś w stanie się przyznać, że przegiąłeś? Przecież gdyby nie Izzy, to biłbyś go dalej!

- Marta… - usłyszeli za sobą głos – mogę cię prosić na chwilę?

- No po co pytasz? – uśmiechnęła się do chłopaka i podbiegła do niego radosnym krokiem – o co chodzi? – cmoknęła go w policzek.

- Może się przejdziemy? – zaproponował – Duff mi chyba wybaczy, jak mu porwę jego kobietę… - spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko jakiś krzywy grymas – no… to spacer do jakiejś knajpy? – wyprowadził ją z domu i obejmując ją, udali się w kierunku najbliższego baru.

- Izzy… co się dzieje? – zapytała z lekkim niepokojem i spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale udawał zainteresowanie budynkami po drugiej stronie ulicy, które mijali – coś się stało?

- Zależy… zależy, jak na to patrzeć… - mruknął i wzdychając ciężko, otworzył drzwi do Rainbow i wpuścił Martę przed sobą – napijesz się czegoś?

Odpowiedziała tylko, że piwo i skierowali się do stolika, przy którym zawsze siadali z chłopakami. Po chwili kelner podał im dwie butelki trunku i zniknął w głębi knajpy. Marta spojrzała uważnie na Stradlina i zauważyła, że jej przyjaciel jest strasznie spięty i jakiś dziwnie podenerwowany. Zastanawiała się, co nim tak poruszyło, ale nie chciała naciskać ani nic przyspieszać, bo wiedziała, że musi się zebrać w sobie, żeby coś jej wyznać. Wiedziała, że to dla niego trudne, bo nigdy nie lubił się nad sobą rozczulać i nie lubił zdradzać nawet jej, co tak naprawdę czuje i co go martwi. Wiedziała, że jeśli się uprze, to potrafi być strasznie skryty i nawet chłopcy nie wiedzą, co się z nim dzieje, ale miała nadzieję, że w tym wypadku jednak podzieli się z nią swoimi problemami; nie po to przecież wyciągał ją z domu, żeby napić się z nią piwa. Kiedy wypił już połowę swojego alkoholu i odpalił piątego papierosa w końcu się odezwał.

- Chyba się zakochałem… - powiedział bardziej do siebie i do swoich rąk niż do niej – jestem takim… idiotą!

- Z-zakochałeś? Ale, Izzy, to cudownie! Jaki idiota, co ty mówisz?! – Marta z trudem ukrywała niedowierzanie w swoim głowie na rewelację, którą przekazał jej chłopak – I… czemu wyglądasz, jakbyś się nie cieszył?

- Marta… popatrz tylko na mnie! Wrak człowieka, pijak, ćpun… do tego wszystkiego jeszcze były dealer i dziwkarz! Myślisz, że którakolwiek zgodziłaby się ze mną być? Myślisz, że którakolwiek mnie pokocha? Wybacz, ale nie łudzę się takim czymś…

- Hej… - szepnęła i ścisnęła jego dłoń, którą trzymał na stole – zwariowałeś? Czemu widzisz wszystko w takich ponurych barwach? Przecież… czemu nie chcesz zobaczyć, jakim wspaniałym człowiekiem jesteś? Czemu nie chcesz tego przyznać? Izzy… Tylko ślepa i niczego nie warta dziewczyna, tego nie zauważy… tylko ślepa nie zobaczy tego, co ja widzę!

Stradlin spojrzał na nią smutnym wzrokiem i przez chwilę się zamyślił. Malutka… Malutka, co ty mówisz… jaki, kurwa, wspaniały człowiek! Jestem skończonym chujem… skończonym chujem, który całą energię wkłada w to, żeby cię nie ranić i żeby sprawić, byś była szczęśliwa… po prostu skończony chuj, który chce zrobić jeden jebany dobry uczynek… Myślisz, że starałbym się tak kurewsko dla kogokolwiek innego? Myślisz, że byłbym w stanie wykrzesać z siebie jakiekolwiek uczucie? Że byłbym w stanie tak ulegać każdemu, tak jak tobie? No kurwa, nie łudźmy się… tylko ty rozbudzasz we mnie jakiekolwiek uczucia… tylko ty potrafisz wydobyć ze mnie człowieka… tylko przy tobie nie potrafię być skurwysynem…

- Kim ona jest? – zapytała z uśmiechem brunetka.

- Fotografem… jest Szwedką i przyjechała do Stanów parę lat temu…

- A czy… ona wie, że…

- Nie! – nie pozwolił dokończyć jej pytania – nie wie i wątpię, żeby miało sens mówienie jej o czymkolwiek…

- Izzy! Nawet nie spróbowałeś i już spisujesz wszystko na straty?! – zawołała z niedowierzaniem – p-przecież sam mi mówiłeś, że warto próbować i żałować, że coś nie wyszło, niż żałować, że się nie spróbowało!

Chłopak tylko pokręcił głową i stwierdził, że to co innego. Dziewczyna z niedowierzaniem słuchała go i zastanawiała się skąd u niego taki pesymizm. Izzy, do cholery! Przecież to ty zawsze mnie pocieszałeś i mówiłeś, że będzie dobrze! To ty wciskałeś mi, że powinnam zmienić podejście do życia, bo nie można cały czas się smucić i załamywać! To ty chrzaniłeś mi, że każdy dobry człowiek zasługuje na szczęście! Po za tym… jakie, kurwa, co innego? Ty się najnormalniej w świecie boisz odrzucenia! Boisz się tak samo, jak ja się bałam bycia z Duffem! Bałam się tego, że zostawi mnie, bo… bo nie będę wystarczająco dobra! Ty się boisz, że cię nie będzie chciała przez twoje stare nałogi? Boisz się, bo niby masz podły charakter? Chłopaku, gdzie ty masz oczy? Albo raczej gdzie masz mózg, że wymyślasz takie rzeczy?

- Chcę ją poznać! – powiedziała, szczerząc do niego zęby w nadziei, że się chociaż uśmiechnie – No Izzy! Nie miej takiej miny! Zasługujesz na jakąś fajną dziewczynę! Ja ci to mówię! – zaśmiała się i z radością zauważyła, że chłopak lekko się rozchmurzył – no chyba, że nie ufasz moim słowom? – zapytała, udając oburzenie.

- Wierzę, wierzę – zaśmiał się i zapalił kolejnego papierosa – a jak wam się układa z Duffem? – zmienił temat, bo wiedział, że za chwilę skończy się to na pocieszaniu jego żałosnej osoby.

- Dobrze… nawet lepiej niż przed… no wiesz… - spuściła wzrok i zaczęła skubać mankiet swojej bluzki – wciąż nie wiem, jak on mógł zrobić coś takiego… jak Steven mógł… jak mógł wymyślić coś tak okropnego?

- Nie wiem… Malutka… nie myśl o tym… przecież widujesz go tylko na próbach… o ile w ogóle się pojawia… - próbował ją pocieszyć.

- No właśnie… może nie powinniście przeze mnie wyrzucać go z domu? Przecież przynajmniej przy was chyba mniej ćpał, prawda? Teraz jak już go nie pilnujecie to…

- Marta… nie łudź się… on brał tyle samo… wiesz, ile działek znaleźliśmy z Duffem w łazience? Ile heroiny ukrywał w kuchni albo w salonie? Na początku myśleliśmy, że to też Slasha, ale kurwa! Slash zawsze trzymał swoje działki u siebie i nic się od tej pory nie zmieniło! To wszystko było Adlera… Tego było w chuj dużo, rozumiesz?! Nawet z Duffem nie dałbym rady tego wszystkiego w siebie wcisnąć! To czy z nami mieszka czy nie i tak tego nie zmieni… on chyba nie chce się zmienić… przecież próbujemy go namówić od tamtych wakacji… Axla już kurwica bierze… chce wejść za tydzień do studia, a Adler nawet nie załapał, jak grać nasze nowe nagranie… 

Brunetka trochę posmutniała i próbowała udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie wiedziała na, ile Izzy dał się nabrać, ale wolała już nie poruszać tego tematu, żeby nie zaczął się na poważnie martwić. Dopiła swoje piwo i zaproponowała chłopakowi, aby się gdzieś przespacerowali.



- Ej! Nie za wygodnie ci, Skarbie?

- No przecież sam to wymyśliłeś! – zaśmiała się dziewczyna i zamruczała cicho, gdy chłopak powrócił do masowania jej karku.

Siedzieli u niego w sypialni, którą ostatnimi czasy można było też nazwać sypialnią dziewczyny, zważywszy na to, że spędzała tam praktycznie każdą noc; albo spała jak dziecko wtulona w Duffa, gdy gorzej się czuła, albo szukała w jego ramionach bezpieczeństwa, gdy budziła się z krzykiem z koszmaru, albo zasypiała zmęczona i wykończona po dawce rozkoszy, jaką dostarczał jej chłopak. Kilkanaście minut wcześniej McKagan zaproponował, że rozmasuje jej mięśnie karku, które od samego rana były napięte i teraz siedział za nią i swoimi smukłymi palcami próbował złagodzić ból, który towarzyszył jej przy każdym gwałtowniejszym ruchu głową.

- Nie przestawaj… - mruknęła, gdy nagle zabrał ręce z jej ramion – dobrze mi tak…

Basista wymamrotał coś pod nosem i odgarnął włosy z jej szyi na jedną stronę. Pochylił się i przejechał czubkiem języka po jej delikatnej skórze na karku, powodując tym samym gęsią skórkę na ciele dziewczyny. Zaczął muskać ustami każdy centymetr kwadratowy jej szyi i nawet nie myślał, aby na chwilę przerwać tę czynność.

- Duff… co ty robisz? – zapytała próbując wykrzesać w sobie jakąś nutkę zniecierpliwienia i nerwów, ale doskonale wiedziała, że w tym wypadku to raczej niemożliwe.

- Jak to co? Chcę, żeby było ci dobrze… - wymruczał prosto do jej ucha i przejechał dłonią po jej brzuchu i skierował się w kierunku piersi.

- Mhm… a może zapytałbyś chociaż, czy mi to odpowiada?

Uśmiechnął się pod nosem i postanowiwszy się z nią podroczyć, przestał rozpinać guziki jej koszuli i oddalił twarz od jej karku.

- Jak chcesz, to mogę przestać… - powiedział, zniżając głos do seksownego szeptu i dodał – szkoda… miałem taką zajebistą niespodziankę…

- A-ale… chcę! – zawołała z udawaną rozpaczą w głosie.

- Przecież ci to nie odpowiada… - zaśmiał się i wrócił do drażnienia wargami i językiem jej gładkiej skóry.

Ułożył jedną rękę na jej tali, a drugą podążył w swoim ulubionym kierunku, czyli ku jej piersiom. Zaczął pomału i niespiesznie mocować się z rozpięciem jej koszuli flanelowej. Trochę opornie mu to szło, bo bardziej skupiał się na obcałowywaniu jej szyi, no i dziewczyna siedziała do niego tyłem, więc widoczność miał ograniczoną. Po kilku chwilach brunetka zlitowała się nad chłopakiem i pomogła mu uporać się ze wszystkimi guzikami i odwróciła się przodem do niego. Uśmiechnęła się, gdy dostrzegła błysk zadowolenia w jego oczach i przymknęła powieki, czując jego ciepłe usta i język na zagłębieniu między piersiami; kierował się z pocałunkami coraz wyżej, aż w końcu dosięgnął do jej lekko rozchylonych, pełnych warg. Wpił się w nie z namiętnością i zaangażowaniem, błądząc jednocześnie dłońmi po jej plecach, pozbywając się uprzednio jej koszuli, która wylądowała w kącie pokoju.

- Duffy… przypomnij mi… po co… to robisz… bo… zupełnie zapomniałam… - wybełkotała w przerwach między kolejnymi całusami i szybko ściągnęła z niego T-shirt.

- Noo… nie pamiętasz, mówisz? – podjął grę i dodał – z chęcią ci przypomnę… - mruknął bardziej do jej biustu niż do niej i jednym ruchem ręki rozpiął jej czerwony stanik, który poszedł w ślady poprzedniej ściągniętej części garderoby i zniknął gdzieś za fotelem.

Jęknęła cicho, gdy przegryzł jej sutek i zaczął językiem kreślić wokół niego niewielkie kółeczka, sprawiając jej tym samym ogromną przyjemność. To dopiero początek, Kochanie… pomyślał z chciwym uśmieszkiem i po paru chwilach zajął się jej drugą, spragnioną pieszczot piersią.

- Mmmm… - westchnął i powrócił do całowania jej twarzy, pozwalając swoim rękom nasycić się jej kształtnym biustem – dalej nie pamiętasz?

- No coś tam sobie przypominam… ale tak minimalnie – szepnęła, przegryzając mu dolną wargę.

Uwielbiała go prowokować i musiała przyznać, że cholernie podobał się jej fakt, że chłopak doskonale potrafił wpasować się w gierki, które wymyślała. I mimo, że sama przed sobą się tego wstydziła, kurewsko podniecał ją fakt, że Duff tak rewelacyjnie manipulował nią i jej ciałem i z każdym kolejnym etapem gry, umiejętnie dozował jej doznania rozkoszy. No i dzięki niemu z każdym następnym razem przełamywała strach i zawstydzenie, które zawsze towarzyszyło jej przy grze wstępnej i czasem przy samym stosunku. Dzięki niemu stawała się coraz mniej nieporadna w kwestii współżycia i dzięki jego cierpliwym naukom i radom wiedziała, co ma robić. Dziwiło ją, że Duffowi zupełnie nie przeszkadzał jej kompletny brak doświadczenia i zaskakiwała ją radość chłopaka, że to on jest jej pierwszym facetem, który może się nią „zaopiekować” i wprowadzić w ten magiczny świat. Tak… czasem to wygląda, jak prowadzenie niewidomego przez ulicę… zaśmiała się w duchu i na prośbę basisty ułożyła się wygodnie na łóżku. Zawisnął nad nią i lekko musnął jej nos po czym szybko, bez zastanowienia zatopił się w długim pocałunku.

- Kochany, dalej nie za bardzo pamiętam… - uśmiechnęła się słodko i przejechała wierzchem dłoni po jego policzku.

- No popatrz… - pokręcił z udawanym niedowierzaniem głową i cmokając ją krótko w usta.

Mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak „niewyżyta” i zaczął wargami i czubkiem języka pokonywać drogę, do jej płaskiego brzucha i później podbrzusza, zatrzymując się trochę przy jej cudownym biuście, który z uczuciem zaczął pieścić.

- Ach… - jęknęła, gdy leciutko przegryzł jej brodawkę i powiedziała trochę drżącym głosem – miała być jakaś niespodzianka…

- Jesteś strasznie niecierpliwa! – westchnął i gdy rozpoczął obcałowywanie jej brzucha, dłońmi odnalazł zamek od jej spodni, który szybko rozpiął.

Dziewczyna uniosła trochę biodra, żeby mógł szybciej i sprawniej pozbyć się z niej jeansów i poczuła, że serce zabiło jej jeszcze szybciej, gdy niby przypadkiem zawadził ręką o jej kobiecość, ukrytą pod cieniutkim materiałem majtek. Z premedytacją zaczął się ociągać z rozpinaniem swojego paska i obserwował reakcję Marty, która niespokojnie się poruszyła. Wyswobodził się z niepotrzebnego elementu garderoby i ponownie położył się na niej, opierając się łokciami, by jej nie przygnieść swoim ciężarem. Brunetka wplotła dłonie w jego włosy i przyciągnęła jego twarz ku sobie, by móc łapczywie i zachłannie go całować. W sumie o to mu chodziło… o to, żeby zniecierpliwiona dziewczyna sama przejęła inicjatywę i sama zabiegała o dalsze pieszczoty. I znów podążył tą samą ścieżką w kierunku jej podbrzusza i powoli zaczął zsuwać z niej dolną część czerwonej bielizny. Pochylił się nad jej łonem i rozszerzając jej delikatnie nogi, zaczął błądzić ustami po wewnętrznej stronie jej ud, na co dziewczyna prawie natychmiast zareagowała o wiele bardziej przyspieszonym oddechem i cichym jękiem. Wolnym ruchem skierował się ku jej łechtaczce i lekko musnął językiem jej okolice. Z zadowoleniem zauważył, że była już mocno podniecona i bez problemu da radę ją zadowolić. Ułożył dłoń na jej podbrzuszu i zaczął obcałowywać jej najczulszą część ciała i wirować językiem po całej mokrej kobiecości swojej ukochanej kobiety. Wyraz błogości na jej twarzy, upewnił go, że dziewczynie jest dobrze i gdy rozłożyła szerzej swoje zgrabne nogi, wsunął w nią swoje smukłe palce, powoli nimi poruszając. Z każdym pocałunkiem i ruchem języka, Marta jęczała coraz głośniej i bardziej przeciągle. Dłonią ścisnęła prześcieradło, a drugą położyła na głowie Duffa, dając mu tym samym do zrozumienia, że chce, by przyspieszył, co oczywiście gorliwie wykonał.

- O Boże… - powiedziała, dysząc.

Po chwili kompletnie przestała mieć kontrolę nad rzeczywistością. Pieszczoty Duffa prowadziły ją do jakiegoś innego świata, innego wymiaru, pełnego nieziemskiej wręcz przyjemności. Zacisnęła mocniej pięść na materiale, na którym leżała i zaczęła mimowolnie się wierzgać. Nie była przygotowana na rozkosz, którą przygotował dziś dla niej basista i kompletnie straciła głowę i panowanie nad swoim rozpalonym ciałem, gdy teraz po raz pierwszy pieścił ją w ten sposób. McKagan nie przejął się zbytnio tym, że jego partnerka zaczęła przez swoje wiercenie mu uciekać i spokojnie położył jedną rękę na jej brzuchu, a drugą tuż pod jej biodrem, by ją trochę uspokoić i utrzymać w ryzach. Kiedy jej jęki przerodziły się w krzyk, z zadowoleniem dokończył pieszczenie jej kobiecości i szybko powrócił do jej twarzy, obcałowując po drodze jej drżące ciało. W międzyczasie zsunął z siebie bokserki i ciągle całując jej usta, ocierał się swoim nabrzmiałym kroczem o jej pobudzoną łechtaczkę. Nie wiedział jak długo wytrzyma, ale chciał, by w końcu ona sama zadecydowała, kiedy „zacząć”. Kiedy otoczyła go nogami, domyślił się, że sama długo nie da rady wytrzymać i ułatwi mi zadanie.

- Kurwa… - wysapała, gdy Duff zjechał ręką w kierunku jej wzgórka łonowego i po chwili drażnił ją dłonią – Kurwa… Duff… w-wejdź we mnie… błagam… - wyjęczała z trudem, gdy wsunął w nią palce i zaczął nimi poruszać.

- Wiesz co, Skarbie? Chyba przez to granie trochę ogłuchłem i nie słyszałem, co powiedziałaś… - wymruczał prosto do jej ucha, oderwawszy się od jej szyi.

- Duff… wejdź we mnie, do cholery! – zawołała trochę głośniej i po chwili krzyknęła cicho, gdy spełnił jej prośbę i rytmicznie wsuwał w nią swoją męskość – szybciej… - wymamrotała po kilkunastu pchnięciach i mocniej przycisnęła go do siebie nogami.

Nie minęło nawet kilka minut, jak Duff wyczuł, że dziewczyna za chwilę będzie szczytować i ponownie przyspieszył, by móc cieszyć się maksymalną dawką rozkoszy razem z nią. Opadł na nią dysząc ciężko i ucałowawszy zagłębienie między jej obojczykami, oparł się na niej czołem. Po raz kolejny nie był w stanie unormować oddechu po seksie z tą dziewczyną i zastanawiał się czy to zasługa jej genialności, czy wysiłku, jaki wkładał w to, by było jej jak najlepiej. Czuł pod sobą, jak jej biust szybko unosi się i opada, jakby desperacko próbowała złapać oddech. Uśmiechnął się do siebie i przejechał nosem między jej piersiami, kładąc na nich głowę.

- Jak ci się podobała niespodzianka? – zapytał, gdy w końcu się uspokoił.

- Dziękuję… to było…było… - urwała, szukając odpowiedniego słowa – nieziemskie… - przymknęła oczy, przypominając sobie chwile uniesienia i po chwili dodała – chodź do mnie…

- Czekaj… - wysunął się z niej i pozbierał ich bieliznę z podłogi – niestety nie mieszkamy sami, żeby sobie pozwolić… - nie dokończył, rzucając wymowne spojrzenie na drzwi i wskakując w swoje bokserki, ubrał jej stanik i wsunął na nią czerwone majtki.

Położył się koło niej i objął ją szczelnie rękami. Wsłuchiwał się w jej miarowy i spokojny oddech i wdychał jej zapach. Ciągle czuł niedosyt po kilku miesiącach kompletnego postu, gdy oboje myśleli, że chłopak ją zdradził z jakąś dziwką i nawet coraz częstsze kochanie się z nią nie mogło mu zrekompensować tamtego okresu. Ciągle próbował zrozumieć, co go tak w niej pociągało, co sprawiało, że tak za nią szalał i tak strasznie pragnął; próbował zrozumieć, co sprawiało, że nie potrafił tak do końca nasycić się jej bliskością… kiedy miał ją przy sobie, było wszystko w porządku, ale kiedy na chwilę od niego odchodziła od razu czuł tęsknotę i psychiczny dyskomfort, że nie może jej dotknąć. Tak… Joan, pewnie powie, że od samego początku miała rację, próbując mi wpoić, że się kurewsko zakochałem. Uśmiechnął się do swoich myśli i przypomniał sobie, jak nie wierzył siostrze, gdy wysłuchawszy jego wątpliwości, stwierdziła, że to po prostu miłość.

- Kocham cię… - mruknął cicho i cmoknął ją w czoło.

Wymamrotała coś niezrozumiałego i dosłownie kilka sekund później usnęła. Nie było istotne to, że było dopiero późne popołudnie i zazwyczaj kładła się spać kilka godzin później; była tak zmęczona, że mogłaby zasnąć nawet na stojąco i jeszcze do tego dochodziły palce Duffa, które krążyły po jej nagich plecach i maksymalnie ją odprężały i wręcz usypiały. Chłopak tylko przyciągnął jej pogrążone w śnie ciało do siebie i zaczął śpiewać jedną ze swoich ulubionych piosenek The Beatles, zmieniając minimalnie tekst.


Marta, ma belle
These are words that go together well
My Marta

Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble

I love you, I love you, I love you
that's all I want to say
Until I find a way
I will say the only words I know you'll understand

Marta, ma belle
Sont des mots qui vont tres bien ensemble
tres bien ensemble

I need to, I need to, I need to
I need to make you see
Oh, what you mean to me
Until I do I'm hoping you will know what I mean
I love you

I want you, I want you, I want you
I think you know by now
I'll get to you some how
Until I do I'm telling you so you'll understand


Widząc, że jej sen robił się coraz głębszy, wyślizgnął się spod niej i podszedł do okna, patrząc bezmyślnie w dal. Zastanawiał się, co tak naprawdę sprawiło, że był teraz z Martą w, jak mu się wydawało, szczęśliwym związku; zastanawiał się, co dziewczyna dostrzegła w nim takiego, że się zauroczyła w nim. Co dostrzegła w ćpunie i pijaku, który chciał się zmienić? Co dostrzegła w byłym dziwkarzu, że praktycznie bezgranicznie mu ufała i mu oddała się? Sięgnął po paczkę papierosów i szybko odpalił jednego. Zaciągając się, przymknął oczy i próbował wmówić sobie, że Marta kocha go mimo jego wszystkich wad i przede wszystkim, że je akceptuje, a nie uległa jakiemuś złudzeniu, co do jego osoby. Nie miał jednak czasu zbytnio tego roztrząsać, bo zauważył, że dziewczyna niespokojnie poruszyła się przez sen. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu, by się nie szarpała.

- Marta… spokojnie… - szepnął, pochylając się trochę – otwórz oczy… Skarbie…

Brunetka poderwała się i rozejrzała się niezbyt przytomnym wzrokiem po pomieszczeniu. Kiedy dotarło do niej, że nie jest w Polsce i nie ma przed sobą pijanego ojca, odetchnęła ciężko i przeczesała rękę włosy. Usiadła, podkuliwszy nogi, spojrzała na chłopaka, który uważnie lustrował ją wzrokiem.

- Wszystko dobrze? – zapytał, czule głaskając ją po policzku.

- J-już tak…  - mruknęła – Duff… przepraszam – powiedziała cicho i odwróciła wzrok.

- Za co? – zapytał zaskoczony i przysiadł koło niej, kładąc dłoń na jej kolanie.

- Że ciągle mam te sny… że… za każdym razem m-musisz mnie uspokajać… i w ogóle…

- Hej… - skierował jej twarz ku sobie i popatrzył jej prosto w oczy – Marta… nie musisz mnie za takie coś przepraszać… przecież to nie jest zależne od ciebie… - cmoknął ją lekko w usta i spróbował się uśmiechnąć – naprawdę jest ok…

Po kilku chwilach, gdy dziewczyna stwierdziła, że i tak już nie zaśnie, pozwoliła ułożyć się Duffowi na swoich udach i zaczęła bawić się jego włosami. Może on ma rację? Może to wcale nie jest zależne ode mnie? Może te sny są kompletnie poza moją kontrolą? Ale… kurde, co z tego, skoro on i tak musi się męczyć, by mnie obudzić i doprowadzić do normalnego stanu… za każdym kurwa jebanym razem! Mimo wszystko Marta nie czuła się komfortowo z tym, że śpiąc z McKaganem nagle rzucała się przez sen i chłopak musiał na to wszystko patrzeć. Czasem miała wrażenie, że przeżywał te sny bardziej od niej… szczególnie, gdy śnił się jej gwałt… i właśnie wtedy było jej najbardziej wstyd… właśnie wtedy nie była w stanie spojrzeć mu nawet w oczy; nie chciała, by patrzył jak bardzo jest wtedy przerażona; nie chciała, by dostrzegł w jej oczach strach i ból psychiczny, który nawet po tak długim czasie nie chciał się zagoić. Nie chciała, by pomyślał, że w tej chwili, w ciągu tych kilku sekund bała się także jego.

- Duffy? A co u… - nie dokończyła pytania, bo usłyszeli głośny huk.

- Kurwa! Slash, wypierdalaj z tego pokoju! – zawołał basista i poderwał się z kolan Marty –Popierdoliło cię?! Mówiłem ci tyle jebanych razy, żebyś tu pukał!

- Ja… Duff, na dole jest Joan… ona… no… chyba coś się stało… - wyrzucił z siebie niezbyt składnie.

- Kurwa… mogłeś tak od razu – w zawrotnym tempie wstał z łóżka i wciągnął na siebie spodnie – no nie gap się na nią, debilu! – warknął, gdy zauważył, że Hudson bez krępacji zerka na Martę, która próbowała odnaleźć wzrokiem jakiś element garderoby, którym mogłaby się przykryć – ja pierdolę… co za… - zamiast wyrzucić z siebie jakieś przekleństwo, podał swojej dziewczynie jedną z koszul, którą szybko na siebie wciągnęła i praktycznie wybiegł z pokoju.

Kilkanaście minut wcześniej w kuchni Izzy próbował dowiedzieć się od Slasha czegoś o Stevenie. Widział, że jeśli którykolwiek z chłopaków coś wie, to na pewno był to Slash, zważywszy na fakt, że ciągle miał kontakt z ich dealerami, którzy zapewne orientowali się, co robi ich ulubiony klient.

- Kurwa… to przestało być śmieszne… Axl dostaje białej gorączki, jak Adler przychodzi do jebanego studia i nic nie umie zagrać! O ile w ogóle przyjdzie… - mruknął Hudson i odpalił papierosa – Ja pierdolę! Nagrywamy to chujowe Civil War już chyba z dwudziesty raz i on gra coraz gorzej!

- Może za mało nalegamy, żeby się za siebie wziął? – zamyślił się Izzy i nie zdążył nawet w myślach sobie odpowiedzieć, bo usłyszeli dzwonek do drzwi i natarczywe pukanie.

Stradlin podniósł się z krzesła i niespiesznie poszedł do salonu i po chwili otworzył drzwi. Widok, który tam zastał praktycznie zwalił go z nóg. Miał przed sobą przemoczoną, zapłakaną Joan, która do tego wszystkiego wyglądała jakby ktoś ją napadł i pobił. Domyślił się, że to pewnie sprawka Ray’a i gdy zobaczył w jej ręce walizkę, wszystko stało się jasne. McKagan, gdy tylko podniosła głowę i zobaczyła, kto jej otworzył, praktycznie rzuciła się na Izzy’ego, wybuchając płaczem. Prócz Duffa tylko w jego ramionach mogła poczuć się choć trochę bezpieczniej; pod nieobecność jej brata tylko przy nim mogła choć na chwilę przestać się bać. Zaskoczony chłopak objął ją niepewnie i bez słowa wprowadził ją w głąb domu.

- Joan, co się stało? – zapytał, gdy dziewczyna przytuliła twarz do jego koszuli i zaczęła głośno szlochać.

Nie odpowiedziała i w sumie, wcale się tego nie spodziewał, ale zupełnie nie wiedział, co ma robić. Nigdy nie umiał pocieszać i jedyne co osiągnął w tym względzie, to umiejętność jako takiego kojenia bólu Marty. A przecież Joan, to nie Marta… Gdy zobaczył, że Slash w końcu wyszedł z kuchni, zaciekawiony tym, co się działo w salonie, szybko nakazał mu iść po Duffa. Tylko kurwa… oby to nie był zły moment… pomyślał, wiedząc, że jego przyjaciółka jest teraz z nim i cholera wie, co mogą robić. Usłyszał tylko jakiś niezrozumiały krzyk z piętra i po chwili basista zbiegł ze schodów. Rzucił szybkie spojrzenie na Izzy’ego trzymającego w ramionach jego zapłakaną siostrę i szybko do nich podszedł.

- Siostrzyczko, co… - zaczął i urwał, gdy oderwała twarz od torsu gitarzysty – o kurwa… - jeszcze nigdy nie widział aż takich obrażeń, pozostawionych u niej przez Ray’a i kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć – Joan…

- M-mogę u w-was… mogę s-się t-tu zatrzymać? – wszeptała między kolejnymi falami szlochu i spojrzała z nadzieją na obu chłopaków – t-tylko na… tylko na jakiś czas…

- Jasne… ile tylko zechcesz… - powiedział szybko Izzy i zwolnił uścisk, by dziewczyna mogła podejść i wtulić się w swojego brata – zrobię… zrobię jakąś herbatę, czy coś…

Zostawił ich samym, a Joan popłakała się jeszcze bardziej. Duff bezradnie głaskał ją po głowie i plecach i nie wiedział, co zrobić. Najchętniej to bym kurwa poszedł i gnoja zajebał… jebanym gołymi rękami, bym go udusił… W chłopaku mieszały się ze sobą przeróżne uczucia; z jednej strony chciał zabić tego dupka, który skrzywdził jego siostrę; z drugiej chciał zostać i wszystkiego się od niej dowiedzieć, chciał ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze… ale gdy zaczął o tym myśleć, nie wiedział w końcu, czy tak naprawdę chce wiedzieć, co doprowadziło jego siostrzyczkę do jego takiego stanu.

- Chodź, usiądziemy i wszystko mi powiesz, tak? – szepnął i doprowadził ją do kanapy – Joan… Kochana… co on ci zrobił? – zapytał, patrząc z bólem na jej poobijaną twarz i jej łzy.

- N-nie chcę t-tam… nie m-mogę tam wrócić… o-on… b-boję się go… D-duffy, o-on c-chciał… on…

- Co chciał? – zapytał zaniepokojony, bojąc się odpowiedzi.

- M-musiałam u-uciec… musiałam… o-on… n-najpierw mnie p-pobił, a… a p-później… - głos uwiązł jej w gardle i przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa – c-chciał… a-ale ja n-nie mogła… n-nie chciałam i… i z-zaczął… chciał… d-dobierać…

- Zrobił to? Joan… - skierował jej twarz na wprost swojej – Joan, czy on to zrobił?! Skrzywdził cię? – pokiwała przecząco głową – Spójrz mi w oczy… Siostrzyczko?

- N-nie… n-nic… ale c-chciał… próbował ściągnąć z-ze  mnie ubranie, a-ale m-mu się wyrwałam… u-uciekłam… - rozszlochała się jeszcze bardziej i poprosiła cichutko chłopaka, żeby ją przytulił.

- Ciii… już dobrze, jestem przy tobie… - Duff nawet nie potrafił wyrazić tego, jak bardzo mu ulżyło, że Joan nie podzieliła strasznego losu Marty – nikt cię nie skrzywdzi…

Kołysał nią lekko, żeby się szybciej uspokoiła i nawet nie zauważył, kiedy pojawił się Izzy, niosąc dwa kubki z gorącym napojem. Postawił je cicho na stoliku i skierował się w kierunku drzwi wejściowych, by wnieść walizkę, którą przytaszczyła ze sobą dziewczyna. Mruknął pod nosem, że zaniesie ją do wolnego pokoju naprzeciwko byłej sypialni Rose’a i zniknął na kilka chwil. Kiedy wszedł ponownie do salonu, McKagan już trochę uspokoił swoją siostrę, która kurczowo trzymała w dłoniach swoją herbatę.

- Joan… czy tego nie powinien zobaczyć lekarz? – powiedział niezbyt głośno, wskazując na jej fioletowy siniec na prawym policzku.

- Już widział… jakiś chłopak, chyba wasz znajomy, spotkał mnie na ulicy i uparł się, że zaprowadzi mnie do szpitala…

- Skąd wiesz, że nasz znajomy? – zapytał zdziwiony Izzy, patrząc na nią pytająco.

- Bo tylko w waszym towarzystwie widziałam kolesia z takimi dziwnymi kolczykami…

Bolan… odpowiedzieli sobie w myślach i odetchnęli z ulgą. Skoro napatoczyła się na niego, to było prawie oczywiste, że jeśli ją poznał, to będzie chciał jej pomóc. Po chwili dziewczyna opowiadała im, że dostała od lekarza opinię na temat doznanych obrażeń, „tak na wszelki wypadek” jak sam to stwierdził. Bolan odprowadził ją jeszcze pod jej mieszkanie i sprawdził, czy ktoś jest w środku. Jak okazało się, że Ray gdzieś wyszedł, Joan pospiesznie spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i szybko stamtąd wyszła. Rachel nawet zaoferował się, że ją gdzieś podrzuci, ale ostatecznie McKagan dała radę go spławić i szybko udała się do nich.

- I dobrze zrobiłaś… - wymamrotał Duff i dodał – możesz zostać, ile chcesz… a Bolanowi muszę podziękować… - dodał sam do siebie.

- Chciałabym się położyć, dobrze? – powiedziała po kilkunastu minutach i wstała.

- Oczywiście… Izzy, zaprowadź ją, a ja za chwilę przyjdę, ok?

Stradlin tylko kiwnął głową i wyprowadził poobijaną Joan z salonu i skierował się na przeciwległy koniec korytarza. Duff wbiegł po schodach na piętro i otworzył drzwi do swojego pokoju. Marta stała przy oknie, opierając się o parapet i nerwowo skubała mankiet od koszuli, którą miała na sobie. Jak zobaczyła Duffa, poderwała się i szybko zapytała, o co chodzi.

- Ten gnojek… uciekła od niego…- zbliżył się do niej i nie wiedząc, co zrobić z rękami, zaczął poprawiać źle zapiętą koszulę dziewczyn – kurwa… zabiłbym go… - warknął, rozpinając kolejne guziki i zapinając w odpowiednie miejsca – zostanę z nią, dobrze? Jest w koszmarnym stanie… nie powinna być sama…

- Jasne… - powiedziała tylko i zabrała jego dłonie od siebie, dokańczając przepinanie guziczków.

- Marta… przepraszam… wiem, że powinienem… że miałem być z tobą teraz…

- Duff… przestań… - zniecierpliwiła się i dodała – idź do Joan i powiedź, że jakby czegoś potrzebowała to… wie gdzie mnie szukać, hmm? – pocałowała go lekko w usta.

- Ale… jeśli znów będziesz miała jakieś koszmary? – zapytał niepewnie.

- Pójdę do Izzy’ego, jeśli pozwolisz… no idź do niej! Jutro mi wszystko powiesz… - prawie wyrzuciła go z pokoju i położyła się na łóżku.

Zastanawiała się, co się takiego stało, że Joan w końcu postanowiła go zostawić i szukać u nich pomocy. Chciała do niej iść i porozmawiać z nią, ale wiedziała, że w takich sytuacjach lepiej pozwolić Duffowi zaopiekować się siostrą i dać im trochę czasu w samotności. Marta wiedziała, że odkąd dziewczyna powiedziała swojemu bratu o całej sytuacji z Ray’em, wolała jemu wypłakiwać się w ramię i to właśnie do niego zwracać się o pomoc, a nie do Isbell. Jednak nie miała jej tego za złe… w końcu Duffa znała przez dwadzieścia pięć lat, a Martę zaledwie dwa krótkie lata. I Duff… co miałeś na myśli, że jest w kiepskim stanie? Psychicznie czy fizycznie? Jest po prostu załamana tym, że od niego uciekła, czy znów ją pobił? Westchnęła ciężko i pocieszając się faktem, że za pewne rano będzie mogła z nią porozmawiać, udała się do łazienki. Ściągnęła z siebie koszulę flanelową swojego chłopaka i bieliznę i szybko wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda koiła nerwy i pozwoliła brunetce odgonić od siebie negatywne myśli; pozwoliła jej całkowicie się odprężyć.

- Kurwa! – pisnęła, gdy ciepła woda zmieniła się w lodowaty strumień i szybko zakręciła kurek, wyskakując z kabiny.

Opatuliła się szczelnie ręcznikiem i zaczęła doprowadzać do porządku swoje mokre włosy. Trochę irytowała się na ich długość i zastanawiała się, czy nie podciąć ich kilka centymetrów, tak by nie kończyły się poniżej łopatek. Nie chodziło jej o to, że źle wyglądała, ale po prostu uciążliwa była pielęgnacja takich długich włosów; suszenie i rozczesywanie było strasznie pracochłonne i jeszcze ku jej nieszczęściu, Duff nie chciał, żeby je spinała i przez to wiecznie latały jej na wszystkie strony i uparcie zasłaniały jej twarz. Ten to ma wymagania… „bo ja lubię jak masz rozpuszczone”… i co z tego? Cholera jakbyś miał takie długie kudły to wcale nie byłbyś taki uradowany… i po co ja mu w ogóle ulegam? Moje włosy, to mogę nimi rządzić…  uśmiechnęła się i wycierając się porządnie ręcznikiem, szybko wskoczyła w swoją bieliznę i zarzuciła na siebie koszulę. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszła do swojego pokoju i wyciągając z szuflady szkicownik zaczęła szkicować. Po około dwóch godzinach miała w połowie gotowy portret małego Parisa – syna Sebastiana. Jednak nie była w stanie kontynuować swojej pracy, bo zmęczone oczy nie dość, że zaczęły się mimowolnie przymykać, to jeszcze zaczęły nieprzyjemnie szczypać.

- No… to porysowane… - zirytowała się i z hukiem zamknęła zeszyt.

Wiedziała, że pewnie nie zaśnie spokojnie, więc postanowiła udać się do swojego przyjaciela, który być może jeszcze pracował nad jakimś nagraniem. Cicho zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Widok, który zastała wywołał uśmiech na jej twarzy – Izzy leżał na łóżku z przymkniętymi powiekami, trzymając w rękach gitarę i był pogrążony we śnie. Podeszła do niego i pomału zaczęła wyciągać z jego dłoni instrument tak, by go nie obudzić. Mruknął coś przez sen i chciał się przewrócić na bok, ale jako, że leżał na skraju łóżka, runął z hukiem na podłogę. Marta przyłożyła sobie dłoń do ust, by stłumić śmiech, ale widząc zdezorientowaną minę Stradlina, wybuchła śmiechem i usiadła na miejscu, na którym chłopka przez chwilą siedział.

-Co się, kurwa, dzieje? – zapytał półprzytomnie i podniósł się z ziemi.

- Nic… spadłeś – nie potrafiła się uspokoić i ciągle szczerzyła do niego zęby.

- Tak… rzeczywiście śmieszne… pośmiejmy się razem… - warknął i dodał już łagodniejszym tonem – co tu robisz?

- Mogę dziś z tobą spać? – wiedziała, że to, co powiedziała, brzmi dwuznacznie, ale przecież mówiła to do Stradlina, który zawsze wiedział, co miała na myśli.

- Duff siedzi z Joan? – odpowiedział pytaniem na pytanie i gdy pokiwała głową, powiedział – no to się posuń… zajęłaś mi miejsce…

Uśmiechnęła się i przesunęła się dobrych kilkanaście centymetrów, żeby gitarzysta mógł się położyć koło niej. Zlustrował krytycznym spojrzeniem jej niekompletne ubranie, ale powstrzymał się do komentarza. Jego zdaniem Marta nie powinna paradować w takim stroju po domu, w którym do niedawna mieszkało pięciu facetów o niezbyt dobrej reputacji i do których często wpadali przeróżni goście; fakt, że dwóch z nich już z nimi nie mieszkało, trzeci był jej chłopakiem, a czwartego w żaden sposób nie pociągała, ale zostawał jeszcze ostatni chłopak, który był tylko facetem, lubiącym podziwiać i jak wiadomo nie tylko podziwiać. Ale… skoro Duffowi to nie przeszkadza, to czepiać się przecież nie będę…

- Izzy? Mogę o coś zapytać?

- Powiedz mi, Mała Isbell, czemu zawsze pytasz, czy możesz zadać pytanie, zamiast po prostu od razu bez tego wstępu je zadawać?

- Oj no… taki nawyk… więc mogę? – ponowienie pytania, sprawiło, że Stradlin przewrócił niecierpliwie oczami – Wiesz, co się stało z Joan, że do nas przyszła?

- Nie mam pojęcia… wiem tylko, że ten dupek znów ją pobił i że ona w końcu postanowiła go zostawić… cholera lubię ją i martwię się, ale to nie moje sprawy, nie? Nie chcę się wpierdalać i podsłuchiwać, gdy Duff już się nią zajmuje…

Pokiwała tylko głową i zadrżawszy z zimna przytuliła się do swojego przyjaciela. Izzy tylko zaśmiał się, że nie rozumie jak Duff może być z taką zimną, wręcz lodowatą dziewczyną i że on na jego miejscu wybrałby jakąś gorącą laskę, która by go rozgrzała.

- Dzięki… - powiedziała, myśląc, że chłopak wcale nie żartuje.

- Ej no co ty! Przecież żartowałem! – cmoknął ją w czoło i objął – Duff doskonale wiedział, co robi… wierz mi, sam zrobiłbym to samo, gdybym był w stanie jakoś… jakoś zapałać do ciebie normalnym uczuciem… - spojrzał uważnie na jej twarz i zaśmiał się pod nosem – dziewczyno… nie rozumiem cię…

- Co? – zapytała niezbyt przytomnie, kompletnie nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Słyszysz coś, co można by potraktować jak komplement, a ty zamiast się ucieszyć, to się rumienisz… kurwa… Duffowi też się za każdym razem rumienisz? – postanowił nie precyzować swojego pytania, bo wiedział, że wpędzi ją już w kompletne zakłopotanie.

- To nie moja wina, że tak reaguję, no! – zawołała lekko oburzona – też bym chciała się nie czerwienić, ale przecież nic na to nie poradzę! I o co ci chodzi z Duffem?

- O nic… o nic… - powiedział szybko i przykrył ją kołdrą, gdy zorientował się, że dalej trzęsie się lekko z zimna – Słuchaj…

- No?

- Czy Slash wam w czymś przeszkodził? Bo… dziwnie się zachowywał… - zapytał, przypominając sobie dziwne rozkojarzenie Slasha.

Oczywiście Marta zarumienia się i tylko mruknęła, że nie robili nic, w czym Slash mógłby im przeszkodzić. Na szczęście nic nie robiliśmy! Pomyślała i na samą myśl o tym, zrobiło się jej gorąco. Chyba bym się ze wstydu spaliła i chciała się zapaść pod ziemię! Wcześniej jakoś nie zastanawiała się nad tym, że przecież to, że ich nie słuchać w całym domu, przez dobre wyciszenie pokoju, to nie znaczy, że ktoś nie może po prostu wejść do sypialni Duffa, jak będą się kochać i ich nakryć. Dla niej to, że sypia z basistą, było już wystarczająco krępujące, gdy w jakikolwiek sposób stawało się tematem rozmów, a co dopiero przypadkowe przeszkodzenie im. Boże, nawet nie byłabym w stanie spojrzeć w oczy chłopakom bez czerwienienia się!

- Wiesz… może nie powinienem pytać, ale… ja pierdolę… dlaczego na jakiekolwiek wspomnienie słowa seks, zawstydzasz się, jak… - urwał, szukając odpowiedniego słowa – jakbyś… dobra! Nieistotne jak… kurwa, w łóżku też się tak Duffowi rumienisz i… i jesteś zażenowana?

Nie uzyskał odpowiedzi od dziewczyny, która spojrzała się na niego dziwnym wzrokiem i wyswobadzając się z jego objęć, usiadła na skraju łóżka tyłem do niego. No co jest? Powiedziałem coś, kurwa, nie tak? No przecież to było normalne pytanie! Izzy nie bardzo wiedział, o co chodzi i zapytał tylko, czy powiedział coś niewłaściwego. Ponownie jego pytanie przeszło bez echa, co go jeszcze bardziej zdziwiło. Podniósł się z leżenia i prawie od razu dostrzegł, że brunetka lekko się trzęsie, bynajmniej nie z zimna. O kurna… o co tu, do chuja, chodzi?

- Uważasz to za śmieszne? Sprawia ci radość, nabijanie się ze mnie? – wymamrotała, nie odwracając się i ukrywając twarz w dłoniach.

- Marta… no coś ty… - powiedział szybko i przysuwając się do niej, chciał położyć dłoń na jej ramieniu.

- M-myślisz, że to mnie bawi tak samo jak ciebie? – szarpnęła się i kontynuowała – N-nie wiesz, jak cholernie bałam się zaryzykować… nie w-wiesz, jak bardzo bałam się pójść z nim do łóżka! Nie wiesz, jak się modliłam, żeby ten pierwszy raz nie przypominał mi o… o t-tym jebanym gwałcie! Nie wiesz, jak desperacko próbowałam zachować przed Duffem pozory, że się nie b-boję, a tak naprawdę trzęsłam się nad każdym jego ruchem! – nerwowo otarła łzy, które popłynęły jej z oczu – Myślisz, że można tak na luzie podchodzić do tego wszystkiego, nie przypominając sobie tak często o tym… o tym f-facecie i jego łapskach? Z-za każdym kurewskim razem, jak Duff m-mnie dotyka, modlę się, żeby mi coś nie odpieprzyło i żebym nie uciekła jak pojebana! – siłą woli powstrzymywała się, żeby nie krzyczeć, bo wiedziała, że pół domu usłyszałoby jej wybuch, w tym oczywiście także jej chłopak – Naprawdę sądzisz, że łatwo jest mi mówić o czymkolwiek, co z jednej strony jest przyjemne i fajne i nawet nie będę zaprzeczać, ale z drugiej strony, do kurwy nędzy, przypomina mi o bólu, upokorzeniu i tym cholernym gównie, w którym się wtedy znalazłam? – zjeżdżając po ścianie, usiadła na podłodze i chowając twarz w dłonie, wybuchła płaczem.

Izzy patrzył, jak sparaliżowany na wybuch dziewczyny i jego mózg powoli przetwarzał, co właśnie mu powiedziała. Nie tego się spodziewał, zadając to idiotyczne pytanie. Nie tego się spodziewał, trochę podśmiewając się z jej dziwnych reakcji. Nie był świadom tego, że brunetka tak wszystko przeżywała; nie był świadom tego, że nawet dotyk jej ukochanego, powoduje u niej strach i dziwne obawy, które w sobie usilnie tłumi. Nie miał zielonego pojęcia, że tak to wszystko odczuwa. Jedyne co teraz czuł to wstyd i totalne zażenowanie, że poniekąd zmusił ją do wyznania takiej prawdy i głupio czuł się z faktem, że dowiedział się o tym wszystkim… nie wiedział, czy chciał poznać prawdę i dowiedzieć się, że Marta, mimo że sypia z Duffem regularnie od ponad roku, to ciągle się boi i ciągle kojarzy seks z gwałtem sprzed dwóch lat, zamiast totalnie skupić się tylko na przyjemnych aspektach tego „aktu”.

- Jezu… - jęknął, gdy w końcu oprzytomniał i szybko podszedł do niej – Malutka, przepraszam… – przyklęknął przy niej i pogłaskał ją po włosach – nie chciałem, żebyś… nie powinienem się wtrącać i… nie miałem pojęcia, że ty to tak przeżywasz, że… że ten g-gwałt… - pochylił się i pocałował płaczącą dziewczynę w czubek głowy.

Czuł, jak całe jej ciało drży od szlochu i przeklął się w duchu za swoją głupotę. Zajebiście… kolejny już raz doprowadziłeś ją do płaczu! No, kurwa, gratuluję! Stradlin, kurwa, gdzie ty masz mózg, idioto?! Zasmucony spojrzał na swoją ukochaną przyszywaną siostrę, która uparcie nie chciała na niego spojrzeć i przygarnął ją do siebie. Kiedy uczepiła się jego koszulki i popłakała się jeszcze bardziej, poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle i szybko przymknął oczy. Jedyne co mógł teraz zrobić, to czekać aż się uspokoi i przepraszać ją na kolanach za to idiotyczne pytanie.

- Kochanie… - szepnął, gdy kolejna fala szlochu wstrząsnęła jej drobnym ciałem – tak strasznie mi głupio… nie chciałem… przepraszam…

Marta bez słowa przeniosła swoje ręce z jego torsu na szyję i mocno się do niego przytuliła. Musiała przyznać, że mimo że nie chciała tego wszystkiego mu mówić, to jednak poczuła niewyobrażalną ulgę, że w końcu podzieliła się z kimś swoimi obawami i bólem psychicznym.

- I-izzy… n-nie mów m-mu tego… proszę, nie m-mów… - wymamrotała, próbując złapać spokojnie oddech – j-ja… już j-jest lepiej n-niż… niż na początku…

- Ciii… - wymruczał do jej ucha – nie powiem, Dziecinko, oczywiście, że nie powiem…

Podświadomie wydawało mu się, że powinien jednak poinformować McKagana, co tak naprawdę czuje jego dziewczyna; powinien poinformować go, że ta Mała ciągle boi się i rozpamiętuje ten gwałt, że stara się ze wszystkich sił oddalić od siebie myślenie o tej tragedii, gdy jest przy Duffie, ale nie zawsze jej wychodzi… jednym zdaniem Duff powinien wiedzieć, że mimo całej przyjemności, miłości i chwil uniesień, każde ich zbliżenie w mniejszym lub większym stopniu przeraża brunetkę. Kurwa… to można było przewidzieć! Można było przewidzieć, że po takim przeżyciu zostanie jakaś trauma! Kurwa… Duff jest ślepy? Czy ona się tak genialnie maskuje? Ja pierdolę… pogładził ją po plecach i odsuwając jej twarz trochę od siebie, czułym ruchem odgarnął jej włosy za ucho i przejechał dłonią po jej policzku, ocierając tym samym ostatnie łzy.

- Naprawdę przepraszam… - mruknął jeszcze, patrząc prosto w jej lekko zaczerwienione oczy – to… idziemy już spać? – zaproponował, całując ją przelotnie o czoło – nie chcesz jakiś spodenek czy czegoś? – zapytał jeszcze, gdy zerknął ponownie na jej strój.

Kiwnęła tylko przecząco głową, bez słowa wstała i podchodząc do łóżka, położyła się w pozycji embrionalnej i cicho zaszlochała. Czemu znów zbierało się jej na płacz? Dziewczyna sama chyba tego nie wiedziała; płacze na kolejne wspomnienie gwałtu? Płacze, bo jest jej przykro, że mimo wszystko boi się zbliżeń z Duffem, które przecież czasem sama prowokuje? Płacze, bo jest jej głupio, że Izzy się o wszystkim dowiedział? A może to jest płacz ulgi, że w końcu ktoś wie o jej problemie?

- Marta… - Stradlin podszedł do niej i kładąc się za nią, przytulił się to jej pleców – nie płacz już… przecież nic się nie dzieje… mam nadzieję, że nie jesteś zła… że nie masz żalu, o to… o to, że doprowadziłem cię do… do łez…

Marta pociągnęła nosem i wzięła głęboki oddech, by się uspokoić, ale jedyne co osiągnęła, to kolejny napadł płaczu. Idiotko… co ty masz z głową? Przecież kochasz Duffa, więc czemu tak panicznie się boisz? Czemu boisz się jego dotyku? Czemu boisz się jego czułości? Wiesz, do chuja, że przecież cię nie skrzywdzi! Wiesz, że McKagan to najlepszy facet na jakiego mogłaś trafić! Dlaczego ciągle rozpamiętujesz ten pierdolony gwałt, jakbyś się bała, że Duff zrobi to samo?! Krzyczała w myślach i nie potrafiła zrozumieć samej siebie. Naprawdę było jej dobrze z Duffem, wręcz uwielbiała się z nim kochać, całować, przytulać, uwielbiała mieć go przy sobie i czuć jego bliskość, a z drugiej strony desperacko modliła się, żeby nic się nie wydarzyło, co przypomni jej o wyrządzonej krzywdzie sprzed ponad dwóch lat.

- I-izzy… jestem taka głupia… - wyszeptała i odwracając się przodem do niego, przylgnęła do jego klatki piersiowej.

- Nie jesteś… przecież wiesz, że nie jesteś… - mocno ją objął i zaczął uspokajająco mruczeć do jej ucha – szczerze mówiąc… byłbym zdziwiony, gdybyś… no… gdybyś nie miała takich obaw… - przejechał dłonią wzdłuż jej kręgosłupa i mruknął – no uspokój się, Malutka…


My name it means nothing
my fortune is less
My future is shrouded in dark wilderness
Sunshine is far away, clouds linger on
Everything I posessed - Now they are gone

Oh where can I go to and what can I do?
Nothing can please me only thoughts are of you
You just laughed when I begged you to stay
I've not stopped crying since you went away

The world is a lonely place - you're on your own
Guess I will go home - sit down and moan.
Crying and thinking is all that I do
Memories I have remind me of you


- Dobranoc... – szepnął, gdy skończył śpiewać i pocałował ją w czoło.

Po kilku chwilach poczuł, jak jej kurczowy uścisk powoli zaczął słabnąć i domyślił się, że się uspokoiła i lada moment zaśnie. Westchnął ciężko i bezmyślnie zaczął jeździć dłonią po jej plecach, ciągle przeklinając się w myślach za spowodowanie u niej płaczu. Ciągle wypominał sobie, że przez jedno głupie pytanie dziewczyna rozpłakała się jak małe dziecko i wyznała bolesną i chyba wstydliwą dla niej prawdę. I po co ci to było, Stradlin? Po cholerę ci to było! Mogłeś się ugryźć w język i nie byłoby sprawy! Pomyślał i przymykając oczy, poczuł, że brunetka przekręca się tyłem do niego i zwija się w kłębek. Uśmiechnął się pod nosem i obejmując ją, splótł jej dłoń ze swoimi palcami i spróbował zasnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz