poniedziałek, 23 maja 2011

18.

36 komentarzy...
jestem cholernie niezadowolona z tego rozdziału! miało być inaczej, miało być co innego... agr! sesja mi się zbliża, zaliczenia już mnie gonią i się kurwa irytuję i stresuję! I uprasza się o nie branie zbyt emocjonalnie większej części początku tego rozdziału...
dzięki za tyle miłych komentarzy, za wsparcie, próby dowartościowania mnie i mojego opowiadania xd no... i kurwa już nie pierdolę... czytać, komentować i tak dalej...
***
Wysoki blondyn leżał z przytuloną do jego piersi dziewczyną, która pogrążona we śnie, nieświadomie objęła go mocniej i wymamrotała coś przez sen. Chłopak spróbował się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawiło się jedynie coś, co przypominało grymas bólu. Czule ucałował ją w czubek głowy i uważnie obserwował jej spokojną twarz. Kiedy spała, była jeszcze piękniejsza niż zwykle i o ile było to możliwe jeszcze bardziej niewinna i słodka. Duff nie mógł się nadziwić, skąd w jego życiu pojawiło się takie szczęście, czym zasłużył sobie na obecność takiego cudu, jak zwykł mawiać, koło jego boku i nie potrafił słowami wyrazić tego, jak był z tego faktu uradowany. Jednak, czemu ciągle coś zakłócało jej szczęście? Czemu ona nie mogła być w pełni szczęśliwa? Odgarnął włosy z jej czoła i z nudów zaczął mruczeć piosenkę Michaela Jacksona, którego Marta bardzo lubiła.

I Just Want To Lay Next To You For Awhile
You Look So Beautiful Tonight
Your Eyes Are So Lovely
Your Mouth Is So Sweet
A Lot Of People Misunderstand Me
That's Because They Don't
Know Me At All
I Just Want To Touch You
And Hold You
I Need You
God I Need You
I Love You So Much

Each Time The Wind Blows
I Hear Your Voice So
I Call Your Name . . .
Whispers At Morning
Our Love Is Dawning
Heaven's Glad You Came . . .

You Know How I Feel
This Thing Can't Go Wrong
I'm So Proud To Say I Love You
Your Love's Got Me High
I Long To Get By
This Time Is Forever
Love Is The Answer

Kiedy skończył śpiewać, wyślizgnął się spod niej i okrył jej prawie nagie ciało kołdrą. Ostatni raz spojrzał na nią tęsknym wzrokiem i wyszedł po cichu z pomieszczenia. Zszedł pomału do kuchni, w której zastał Izzy’ego w towarzystwie Slasha i o dziwo, Axla, który postanowił ich odwiedzić.
- Cześć – zawołał do McKagana i szybko dodał – pożyczysz mi swoją kobietę na parę godzin? Mam do niej sprawę…
Duff uniósł wysoko brwi i sięgając po butelkę wódki, zapytał, o co Rose’owi chodzi. Wokalista tylko uśmiechnął się tajemniczo i stwierdził, że potrzebuje rady jakiejś inteligentnej dziewczyny. A jedyne mądre i poukładane dziewczyny to Marta, Joan, która z racji tego, że nie pała sympatią do Axla, odpada i Erin, która zdecydowanie nie nadaje się do tego i jeszcze dodatkowo nie ma jej obecnie w domu, bo pojechała odwiedzić matkę.
- No… nie ma sprawy, ale ona jeszcze śpi… - mruknął i upił kilka sporych łyków trunku.
- No to pójdę ją obudzić – powiedział dziarsko i już chciał wstać od stołu.
- Nie! Daj jej się w końcu wyspać… - McKagan zatrzymał go i dodał – poczekaj godzinę…
Rose rzucił mu tylko sugestywne spojrzenie i stwierdził, że Marta pewnie chodzi ciągle niewyspana, bo jej chłopak odpowiednio zajmuje się nią przez całą noc i wyciąga z niej wszystkie siły. Slash wybuchł śmiechem razem z rudowłosym, a Duff warknął cicho, żeby się odpierdolili i spochmurniał. Irytowały go ciągłe żarty i przytyki Axla odnośnie ich związku i pożycia. Kurwa mać! Co mu do mojego łóżka?! Niech patrzy na siebie i Erin, a nie przypierdala się do tego, czy śpię z Martą czy nie i ile! Ja pierdolę! Ja im się wjebuję w ich życie i kurwa, pytam, czy Everly jest dobra albo kurwa, czy pieprzą się codziennie?! Kurwa… Prychnął i spojrzał na Izzy’ego, który też nie wyglądał na uradowanego z dobrego humoru swoich kolegów. Domyślił się, że jego też to wkurza, ale nie miał bladego pojęcia dlaczego.
- Rose! Kurwa, zamknij się w końcu! – krzyknął w końcu Izzy, gdy Axl nie poprzestał na jednym żarcie o Marcie i basiście.
- Ok, ok… już nic nie mówię! – wokalista podniósł ręce w geście poddania, jednak nie mógł się powstrzymać od wymownego spojrzenia w kierunku Duffa.
Izzy wymamrotał coś pod nosem i szybko opuścił kuchnię. Skierował się na piętro do sypialni, w której obecnie spała jego przyszywana siostra i po cichu wślizgnął się do środka. Dziewczyna ciągle leżała, pogrążona w miarę spokojnym śnie, więc chłopak ostrożnie usiadł na skraju łóżka i lekko pogładził ją po policzku. Poruszyła się niespokojnie i szybko otworzyła zaspane oczy, rozglądając się wokoło.
- I-izzy? – wymamrotała zachrypniętym głosem.
Chłopak popatrzył na nią i od razu zauważył zaczerwienienie i lekkie podpuchnięcie w okolicach oczu, które mogło oznaczać tylko jedno – długi płacz w nocy. Zmartwił się i od razu pojął, dlaczego Duff był taki dziwny i nerwowy, nie wiedział tylko, co było powodem takiego stanu dziewczyny. Ujął jej twarz w dłonie i skierował ku sobie, przeszywając ją swoim spojrzeniem tak, jakby samo patrzenie potrafiło wyjaśnić mu, co się stało.
- Malutka… czemu płakałaś?
- Nie płakałam – odpowiedziała zdecydowanie za szybko i od razu dodała – źle spałam, to wszystko…
- Marta… nie kłam, bo ci to nie wychodzi… - mruknął i gdy usiadła, podał jej koszulę McKagana, by mogła coś na siebie narzucić, a nie siedzieć w samej bieliźnie - zresztą wystarczyło spojrzeć na Duffa, bo o twoich oczach nawet nie trzeba mówić…
Brunetka spuściła wzrok i udawała, że jest zajęta zapinaniem guzików. Tak strasznie nie chciała mówić Izzy’emu, że przepłakała ponad pół nocy, że Duff nie był w stanie jej uspokoić; że trzymał w ramionach rozdygotaną dziewczynę, która jeszcze dała popis swojego idiotyzmu. Parę godzin temu obudziła się z krzykiem i zaczęła wyrywać się basiście, który chciał ją szybko sprowadzić do rzeczywistości i na domiar złego, nie potrafiła myśleć racjonalnie. Przez dobrych kilka chwil chłopak musiał ją przekonywać, że nic jej nie zrobi i jej nie skrzywdzi, że przy nim jest bezpieczna. Przez kilkanaście minut nie pozwoliła mu się nawet dotknąć, bo panicznie bała się, że coś jej zrobi; zupełnie straciła poczucie miejsca, czasu i świadomości, kto jest koło niej. Miała wrażenie, że jest rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty ósmy, że znajduje się w ciemnym, ponurym parku gdzieś na południu Polski i że stoi przed nią mężczyzna, który wyrządził jej straszną krzywdę. Kiedy w końcu dotarło do niej, że to wytwór jej wyobraźni i że ma przed sobą przerażone i jednocześnie zasmucone oblicze Duffa, wybuchła płaczem i nie potrafiła się uspokoić. McKagan z pewną rezerwą próbował ją pocieszyć i doprowadzić do ładu, ale bał się ją znów wystraszyć. Na szczęście dziewczyna, mimo całego wstydu, wywołanego tą nieprzyjemną sytuacją, pragnęła bliskości chłopaka, pragnęła pocieszenia, czułości, która wręcz od niego biła i miłości. I tak przez ponad dwie godziny w środku nocy płakała i chlipała wtulona w pierś basisty, który z bólem w sercu robił wszystko, by tylko przestała płakać i zasnęła. I miałabym o tym powiedzieć Izzy’emu? Miałabym mu powiedzieć o tym wszystkim, gdy już wie stanowczo za dużo? Miałabym powiedzieć mu wszystko, tak jak te cholerne dwa tygodnie temu o moich lękach? Mam zrobić z siebie jeszcze większą wariatkę?
- Izzy, nie zrozum mnie źle, ale… - czuła, że do jej oczu napływają łzy, ale mrugnęła kilkakrotnie i powstrzymała pierwszą falę – n-nie chcę o tym rozmawiać…
- Hej… spokojnie… - położył jej dłoń na ramieniu – nie nalegam… ale wszystko już w porządku?
- Tak… chyba tak…
- No… mam nadzieję – cmoknął ją lekko w czoło i powiedział – Axl jest na dole… mówi, że ma jakąś sprawę do ciebie…
- Axl? Sprawę do mnie? – zapytała zaskoczona.
- Też nie wiem, o co mu chodzi, ale się trochę niecierpliwi…
- Ok… ogarnę się trochę i zejdę do niego… - wymamrotała i podniosła się z łóżka i szybko wyszła z pokoju kierując się do łazienki, uprzednio zaglądając do swojego pokoju po świeże ubranie.
Izzy westchnął tylko ciężko i zszedł do kuchni, żeby poinformować Rose’a, że Marta za chwilę się pojawi. Wykorzystał fakt, że każdy z trójki chłopaków siedzących obecnie w kuchni, jest w mniejszym lub większym stopniu pochłonięty piciem lub paleniem, przyjrzał się Duffowi, który był dziś wyjątkowo blady. Widać było na jego twarzy cały ból, którego doświadczył w nocy, gdy nie wiedział, co zrobić z przerażoną Martą, widać było zmęczenie i kompletne niewyspanie, gdy zamiast spać, czuwał przy płaczącej dziewczynie. Co się stało, do cholery? Przecież to nie był jakiś zwykły napad płaczu! Gdyby tak było, to Marta z pewnością, powiedziałaby mi w czym rzecz, no i McKagan nie byłby taki podłamany!
- Cześć… - Marta właśnie weszła do kuchni i mruknęła ciche powitanie – Axl, o co chodzi?
Dziewczyna usiadła na parapecie, próbując nie patrzeć w stronę Duffa i Izzy’ego. Pierwszemu bała się spojrzeć w oczy i wstydziła się wszystkiego, co wydarzyło się kilka godzin temu, a na drugiego nie chciała patrzeć, bo była prawie pewna, że wyczyta więcej z jej spojrzenia, niżby chciała.
- Nareszcie… słuchaj… chodź ze mną na miasto, bo mam sprawę! – zawołał, nie kryjąc zniecierpliwienia.
Kiwnęła tylko głową, zadowolona, że ma pretekst, aby opuścić dom i na jakiś czas zostawić Duffa bez konieczności rozmawiania z nim. Szybko wyszła za rudowłosym chłopakiem i miała nadzieję, że jak wróci, to nie będzie musiała tłumaczyć się swojemu facetowi ze swojego dziwnego zachowania. Nie byłaby chyba w stanie powiedzieć niczego, bez urojenia choć jednej łzy, a tego wolała uniknąć; Duff już dość napatrzył się w bezradności na jej płacz.
- To o co chodzi? – zapytała, próbując zająć czymś myśli.
- Bo… pomożesz mi wybrać… wybierzesz ze mną pierścionek dla Erin?
- Bierzecie ślub?!
- No… - powiedział z pewnością siebie – to znaczy… chcę jej zrobić niespodziankę, bo ona jeszcze nie wie… nikt nie wie… prócz ciebie – uśmiechnął się do niej i pociągnął ją do pierwszego sklepu jubilerskiego.
- A… no dziękuję za zaufanie… - wybełkotała kompletnie zaskoczona.
- Chłopakom nie mówiłem, bo to straszne gaduły i pewnie od razu by rozgadali połowie miasta o tym… - powiedział i uśmiechnął się – zobaczysz… za… dwa tygodnie będę miał żoną!
Marta spojrzała na niego pytająco i próbowała uzyskać odpowiedź skąd taki pośpiech. Przecież nawet jeszcze się jej nie oświadczył, a za czternaście dni chce mieć już ślub… Kto powiedział, że ona się zgodzi? I kto powiedział, że będzie jej pasował taki pośpiech? Pomyślała, ale nie podzieliła się swoimi wątpliwościami z rozentuzjazmowanym Axlem.

W tym samym czasie, Izzy postanowił wykorzystać nieobecność Marty i fakt, że Slash zabrał Joan na spacer i udał się do pokoju swojego przyjaciela. Nie trudził się pukaniem, bo wiedział, że i tak mu nie przeszkadza i szybko wszedł do środka. McKagan siedział na podłodze, opierając się o łóżko i patrzył nieobecnym wzrokiem na przeciwległą ścianę.
- Stary… chciałem pogadać… - zagadnął go Stradlin.
- O czym? – zapytał, nawet się nie poruszając.
- Jak już to, o kim… - mruknął i usiadł na krześle, które stało na wprost basisty - o Marcie… o was…
- Co kurwa? – poderwał głowę i spojrzał pytająco na bruneta.
- Wiem, że to nie moje sprawy, ale… czemu ona płakała w nocy?
Duff przymknął oczy i skrzywił się na samo wspomnienie tego horroru, bo inaczej nie potrafił tego nazwać. Niechętnie powiedział Izzy’emu, co się stało i zauważył, że Stradlin wcale nie wyglądał na wybitnie zaskoczonego tym, co usłyszał. Gitarzysta wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale miał nadzieję, że jakoś łagodniej się to wszystko potoczy. Kurwa… Siostrzyczko, nie zostawiasz mi jebanego wyboru!
- Duff… obiecałem Marcie, że… że ci tego nie powiem, ale… - urwał, ciągle wahając się, czy dobrze robi – kurwa… muszę! Wiem… wiem, dlaczego ona… dlaczego się tak zachowała…
- To znaczy? – zapytał szybko i podniósł się z podłogi.
- Ja… musicie poważnie pogadać, Stary… ona… ona się panicznie boi, kumasz?
- Ale czego? Mnie? Przecież… przecież jej nie krzywdzę! – jęknął załamany.
- Nie sądziłem, że jest z nią tak źle, ale… jej wszystko przypomina ten jebany gwałt! Przyznała, że za każdym razem modli się, żeby nie uciec od ciebie z krzykiem, gdy ją dotkniesz…
McKagan spojrzał na niego jak obłąkany i ukrył twarz w dłoniach. Jego najgorsze wyobrażenia o powodzie dziwnego zachowania dziewczyny się sprawdziły. Boi się… boi się mnie… mojego dotyku… każdego pieprzonego pocałunku… tylko czemu przypominam jej tego gnojka? Przecież… przecież nie musi się mnie bać! Przecież nigdy jej nie skrzywdzę! Nigdy jej nie zranię! Kurwa… co mam, do chuja, teraz zrobić? Mam zachowywać się jakby nigdy nic i dalej się z nią kochać? Dalej ją dotykać i udawać, że nie wiem, że wzdryga się za każdym razem? Mam się do niej nie zbliżać, żeby się nie bała i nie przypominała sobie tego gwałtu? Mam robić wszystko, żeby nie dopuścić ponownie do tego, co wydarzyło się dziś w nocy? Mam kompletnie odsunąć ją od siebie, raniąc i ją i siebie?
- Izzy… kurwa… co ja mam robić?
- Nie mam pojęcia… - Stradlin bezradnie wzruszył ramionami i dodał – ja pierdolę… ona mnie prawie błagała, żebym zachował to dla siebie, ale… jak miałem to tak po prostu zignorować? Jak miałem udawać, że nic nie wiem?
- Dzięki, że mi powiedziałeś… - wydukał Duff i przeczesał palcami włosy – tylko… mam zachowywać się jak zawsze? Mam wmówić sobie, że to tylko chwilowe? Że to nie tylko na mnie tak reaguje? Kurwa… obaj wiemy, że tu chodzi tylko i wyłącznie o mnie! O mnie, o moje pieprzone próby sprawienia, by była szczęśliwa, o każdy idiotyczny całus… o seksie już nie wspominając! To wszystko jest moją  jebaną winą!
- Duff… nie obwiniaj się… musisz z nią po prostu pogadać i sobie wszystko wyjaśnić… - Izzy próbował go jakoś pocieszyć, ale wiedział, że pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie - ona cię kocha i ci ufa, ale… ale to całe gówno jest od tego, jak widać, silniejsze… szczerze mówiąc, to byłem na początku zdziwiony, że zachowywała się, jakby nic się nigdy nie wydarzyło, ale jak widać to była tylko niezła próba ukrycia całego bólu…
- A jeśli… jeśli z nią porozmawiam, a ona stwierdzi, że to nie ma sensu? Co zrobię, jeśli powie, że to ją przerasta i nie chce być z kimś, kogo się boi?
- McKagan, weź nie pierdol! – rzucił niecierpliwie Izzy – sądzisz, że byłaby w stanie cię zostawić?
- N-nie wiem… ja już, kurwa, nic nie wiem… - jęknął i ukrył twarz w dłoniach – kurwa… żyłem w zajebistym przekonaniu, że dobrze nam się układa, że Marta czuje się przy mnie bezpieczna… że, kurwa mać, jest szczęśliwa i zapomina o swoim życiu w Europie… i co się okazuje? Że to jakieś moje chore zwidy! Że wcale nie jest tak kurewsko fajnie! – zerwał się z miejsca i z nerwami uderzył pięścią w ścianę – To wszystko jest jakąś pierdoloną iluzją!
- Uspokój się, durniu! Jak wróci, to z nią szczerze porozmawiasz i wszystko sobie wyjaśnicie, tak? – zapytał tonem nieznoszącym sprzeciwu i podnosząc się z krzesła, opuścił pomieszczenie.
Współczuł Duffowi tego, w jakiej sytuacji się znalazł, ale przecież nie mógł niczego zrobić, żeby mu pomóc. No, do chuja, przecież nie zmuszę Marty, żeby przestała się bać! Nie zmuszę jej do wyluzowania się i zapomnienia o tym wszystkim! W duchu Izzy dziękował, że przynajmniej jego się nie obawia i zawsze może bez obaw do niego przyjść, ale to przecież nie zmieni tego, co obecnie czuła dziewczyna, tego jak się zachowywała i przede wszystkim tego, jak Duff to przeżywał. Czemu to wszystko się tak jebie?! Czemu ona w końcu nie może być w pełni szczęśliwa? Warknął w myślach i doskoczył do telefonu, który od kilku dobrych chwil dzwonił.
- Tak?
- Cześć, Izzy, zobaczymy się dziś? – usłyszał radosny głos z obco brzmiącym akcentem.
- Annica… ja… - zająknął się i zaskoczony zupełnie nie wiedział, co powiedzieć – nie mam nastroju na włóczenie się po mieście… może… przyjdziesz do mnie? Poznasz w końcu Slasha i resztę…
- Ale nie będę przeszkadzać? Wiesz dobrze, że nie lubię się narzucać… - zapytała niezbyt pewnie.
- Oczywiście, że nie!  - mruknął – mówiłem ci, że od samego początku chcieli cię poznać…
- No… no dobrze… będę koło siódmej, ok? – gdy Izzy przytaknął, zaczęła się z nim żegnać i na koniec dodała – kocham cię…
- Tak… ja ciebie też – powiedział i po chwili się rozłączyła.
Stradlin spojrzał nie do końca przytomnym wzrokiem na słuchawkę i położył ją na widełkach. „Ja ciebie też”… kurwa, Izzy, co z tobą? Czemu migasz się od powiedzenia jej tych dwóch pieprzonych słów? Boisz się? Masz wątpliwości?! Ja pierdolę… przecież wiesz, co do niej czujesz! Gitarzysta nie potrafił zrozumieć, czemu tak wzbrania się przed powiedzeniem jej słowa „kocham”. Nie wiedział, czemu i dziwnie się z tym czuł. Przecież to nie kwestia wypowiedzenia tego… przecież Marcie mówiłem to dziesiątki razy… No właśnie Marta… była jedyną kobietą, której kiedykolwiek powiedział wprost o swojej miłości, rzecz jasna innej niż ta, którą darzył Annicę, ale w tym przypadku nie miało to większego znaczenia. Chodziło tu o sam fakt wyznania wprost uczucia. Może jednak się boisz, Stary… ale… czego? Zbytniego zaangażowania? Tego, że to zjebiesz? Czy może odpowiedzialności? Stradlin… ty serio jesteś tchórzem…

- Kurwa, dziewczyno! Kocham cię! – zawołał uradowany Axl, gdy odprowadzał ją do domu po udanym wyborze pierścionka i obrączek, na które uparł się chłopak.
- Bez przesad… ja nic nie zrobiłam – lekko się zarumieniła i spróbowała się uśmiechnąć.
- Jak to nic? – Rose zatrzymał się i bez najmniejszych problemów uniósł brunetkę dobrych kilkanaście centymetrów ponad ziemię – Pomogłaś mi wybrać! Sam bym się za chuja nie zdecydował…
Marta nic nie powiedziała, tylko czekała aż Axl przestanie się z nią kręcić i postawi ją z powrotem na stałym gruncie. Mimo ciągłych żartów chłopaka i dość absorbującym myśli zajęciu, nie potrafiła odgonić od siebie całej przykrej dla niej sprawy z Duffem; nie mogła przestać zadręczać się tym, co się wydarzyło i co musiał czuć wtedy jej chłopak; nie mogła przestać myśleć, co przed nim tak usilnie próbowała ukryć.
- Hej… wszystko ok? Jesteś jakaś taka… - rudowłosy na chwilę urwał, szukając odpowiedniego słowa – nieobecna?
- Tak, tak… wszystko w porządku… - po raz kolejny próbowała wymusić jakiś entuzjazm na twarzy, ale jedyne, co osiągnęła, to nieciekawy grymas.
Rose popatrzył na nią pytająco, ale ona tylko pokiwała niecierpliwie głową i ruszyła z miejsca w kierunku domu. Nie wiedziała do końca czy chce tam teraz wracać, bo przecież oznaczałoby to konfrontację z Duffem, na którą wcale nie była gotowa. Po za tym co miała mu powiedzieć? W życiu nie dałaby rady wydusić z siebie tego wszystkiego, co już powiedziała kilkanaście dni temu Izzy’emu, a przecież basista nie jest głupi i nie kupi jej bajeczki o idiotycznym strachu związanym tylko i wyłącznie z jej snem.
- Marta? – zagadnął nagle rudowłosy chłopak.
- Tak?
- Bo… chciałem cię przeprosić – odwrócił od niej wzrok i jako, że niezbyt często używał tego słowa, poczuł się lekko zażenowany – za… za to jak cię traktowałem na początku…
- No przestań… było, minęło – nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy tak szczery żal w głosie Axla – już mnie przecież przepraszałeś…
-Niby tak, ale… dziwnie się z tym czuję… - zatrzymał dziewczynę i chyba po raz pierwszy, odkąd się znają, spojrzał jej w oczy – wiem, że zachowywałem się jak gnojek, wiem, że się mnie bałaś… nie chciałem, żeby tak wyszło i… naprawdę cię lubię – uśmiechnął się do niej i zauważył lekki rumieniec na jej twarzy.
- Axl, naprawdę jest ok… nie mam już o to żalu – po raz pierwszy tego dnia udało jej się szczerze uśmiechnąć.
Rose wyszczerzył do niej zęby i ponownie poderwał ją do góry, tym razem radośnie ją przytulając. Cieszył się, że dziewczyna w końcu się do niego przekonała i już się tak nie obawiała jego osoby. I w końcu pojął czemu Izzy tak bardzo pokochał, czemu Slash tak cholernie o nią dbał i chciał jej szczęścia i wreszcie zrozumiał dlaczego Duff tak się zakochał i praktycznie oszalał na jej punkcie. Ona naprawdę jest zajebiście fajną dziewczyną! Czemu wcześniej tego nie widziałem? Pomyślał i obejmując ją po przyjacielsku, skierował się ku domu zamieszkałego przez jego przyjaciół.
- Dzięki jeszcze raz… - powiedział, gdy znaleźli się w salonie.
- Nie ma sprawy… pójdę do siebie, co? – mruknęła tylko i szybko zniknęła na schodach, zostawiając Axla w towarzystwie Slasha, który chwilę wcześniej wrócił ze spaceru z Joan.
Zaszyła się w swoim pokoju i sięgając po gitarę, zaczęła brzdąkać jakieś smętne melodie, które po chwili ułożyły się w nagranie Beatles’ów.

Yesterday, all my troubles seemed so far away
Now it looks as though they’re here to stay
Oh, I believe in yesterday.

Suddenly, I’m not half the man I used to be,
There’s a shadow hanging over me.
Oh, yesterday came suddenly.

Why she had to go I don’t know she wouldn’t say.
I said something wrong, now I long for yesterday.

Yesterday, love was such an easy game to play.
Now I need a place to hide away.
Oh, I believe in yesterday

- Marta? – nawet nie usłyszała, jak drzwi do jej pokoju otworzyły się i pojawił się w nich wysoki farbowany blondyn – musimy… musimy porozmawiać… - wszedł do środka i usiadł na krześle, zachowując dość duży i niecodzienny wręcz dystans.
Dziewczyna nie zadała sobie trudu, by chociaż spojrzeć na niego i dalej próbowała wydobywać dźwięki ze swojego akustyka. Jednak wychodziło jej to coraz gorzej i po kilku chwilach dała sobie spokój. Odłożyła gitarę na łóżko i niechętnie skierowała spojrzenie na Duffa.
- Ja… to co się dziś… wczoraj… no w nocy wydarzyło to… to było… - urwała i spojrzała na swoje stopy – to… po prostu… trochę byłam… trochę zamroczona i tak trochę… tak głupio wyszło… no…
- Przestań… - przerwał jej lekko drżącym głosem – przestań wmawiać mi, że to była nic nie znacząca, nie do końca świadoma akcja… - próbował opanować w sobie nieogarnioną chęć dotknięcia chociaż jej ręki, czy objęcia jej – wiem, że… że się mnie boisz… że boisz się mojego dotyku, że nie potrafisz przestać myśleć o tym gwałcie, nawet jak… albo szczególnie wtedy, gdy się kochamy… że próbujesz to ukryć i… i tym razem nie wyszło ci to za dobrze…
Z każdym jego słowem dziewczyna robiła się coraz bledsza i dziękowała Bogu, że siedziała na łóżku, bo chyba by się nogi pod nią ugięły. Nie spodziewała się, że Duff wszystko tak dobrze rozszyfrował, że tyle wiedział z jej wstydliwej tajemnicy. Ale… przecież… przecież nie mógł tego stwierdzić po tej nocy! Przecież wcześniej tego nie zauważał… a przynajmniej nic o tym nie mówił… Skąd się dowiedział, do cholery? Skąd… i nagle w jej mózgu zapaliła się lampka – Izzy! Izzy, jak mogłeś… jak mogłeś mu o tym powiedzieć? Obiecałeś, że zachowasz to dla siebie! Obiecałeś no!
- D-duff… to… to n-nie tak… - jęknęła i poczuła, jak jej oczy napełniają się łzami – ja… p-pozwól mi t-to… wyjaśnić…
- Marta… co chcesz mi tłumaczyć? Że wcale się nie boisz? Że próbujesz sobie wmawiać, że cię nie skrzywdzę? – zapytał, patrząc niby obojętnie na jej łzy, a tak naprawdę wyrywał się, by ją przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze – Żyłem w idiotycznym przekonaniu, że… że zajebiście nam się układa… Jaki… jaki jest sens w ogóle to ciągnąć? – sam nie wiedział po co, zadał to pytanie.
- C-co? D-duff… co t-ty… co c-chcesz p-przez to powiedzieć?
- Nie chcę… nie chcę cię ranić, nie chcę, żebyś przeze mnie płakała… żebyś się mnie bała… ja… nie wiem czy jest z tego jakieś wyjście niż… - urwał i przełknął głośno ślinę, odwracając od niej wzrok - masz jakiś inny… pomysł?
- B-błagam… n-nie rób mi t-tego! – pisnęła, zalewając się łzami – Duff… k-kocham cię, rozumiesz? Kocham… j-ja… - zerwała się i siadając mu na kolanach, rozpłakała się – Duff… - poczuła, jak drgnął, ale nawet jej nie objął - c-chcę tylko ciebie… tylko ciebie, ż-żeby być szczęśliwa… n-nie możesz… nie… nie możesz mi tego z-zabrać…
McKagan zacisnął powieki, czując nieprzyjemne szczypanie i nie mogąc znieść widoku jej łez, wtulił twarz w jej piersi. Wyszeptał tylko, żeby przestała płakać i że ją przeprasza. Idioto… co ty robisz? Po co wymyślałeś, żeby szlachetnie ją zostawić, jeśli tylko nie będzie się sprzeciwiać? Po cholerę w ogóle to zaproponowałeś? Żeby było gorzej? Żeby znów ci się popłakała? Pociągnął lekko nosem i przytulił ją mocniej.
- N-nigdy n-nie myśl, że… ż-że z-zostawienie mnie t-to… to n-najlepsze wyjście… - powiedziała, próbując uporać się ze szlochem, który wstrząsał jej ciałem raz po raz.
- Ciiii… - wymruczał i odrywając się od jej biustu, musnął lekko jej usta i pozwolił jej objąć się jeszcze mocniej – już nic nie mów… obiecaj mi tylko… obiecaj, że nie będziesz więcej takich rzeczy ukrywać… - pokiwała tylko głową – Skarbie… przepraszam… i… dziękuję, że… że nie pozwoliłaś mi zrobić największej głupoty w moim życiu… - szepnął.
Marta po paru chwilach oderwała się od niego i spojrzała mu prosto w oczy. Chciała, żeby zobaczył, że nie ma w nich takiego strachu, jakiego się spodziewał; chciała, żeby dostrzegł szczęście i pewność siebie, gdy pochyliła się ku niemu i przywarła do jego warg. Z początku chłopak z dość dużą rezerwą angażował się w ten pocałunek, ale gdy dotarło do niego, że dziewczyna pierwszy raz całowała się wręcz nachalnie, przestał myśleć o jej strachu, niepewności i wszystkim, co wydarzyło się w ciągu niecałych dwunastu godzin. Jęknął, gdy przegryzła jego wargę i coraz namiętniej wpijała się w jego usta. Przejechał dłońmi po jej plecach i skierował ręce pod jej koszulkę. Zamruczała cicho, gdy dotknął jej piersi, ukrytych pod materiałem stanika i szybko ściągnęła z niego T-shirt.
- Jesteś pewna? – mruknął, gdy zaczęła mocować się z jego paskiem od spodni.
- A jak ci się wydaje? – uśmiechnęła się słodko i przejechała czubkiem języka po jego lekko rozchylonych wargach.
Wstała z jego kolan i pociągnęła go za sobą. Wyswobodziła się z koszulki, którą miała na sobie i by dosięgnąć jego ust, wspięła się na palcach. Duff bez najmniejszego problemu uniósł ją i gdy otoczyła nogami jego biodra, przyparł ją do ściany. Czuł rosnące podniecenie i pochylając się, zaczął niecierpliwie obcałowywać jej dekolt. Marta wplotła dłonie w jego włosy i wyprężając ciało, przyciągnęła McKagna bliżej siebie. Westchnął cicho i ścisnął dłonią jedną pierś przy akompaniamencie jej mimowolnego jęku. Zacisnęła mocniej nogi i poczuła jego nabrzmiałą męskość, która rozpaczliwie chciała uwolnić się z jego spodni i bokserek.
- Mmmm… - zamruczał, gdy dziewczyna dłońmi zjechała w dół po jego torsie i dodał – to czego jesteś pewna?
Marta już miała odpowiedzieć, ale usłyszeli szybkie pukanie do drzwi, które prawie natychmiast się otworzyły. Duff momentalnie puścił dziewczynę i postawił ją z powrotem na podłodze, odwracając się niecierpliwie. Ja pierdolę! On to, kurwa mać, specjalnie robi?! Do chuja, jeszcze raz nam w czymś przeszkodzi, to mu, kurwa, wjebię! McKagan nawet nie próbował ukrywać, jak bardzo jest zły, widząc Slasha w sypialni swojej ukochanej.
- Bo tego… - zaczął i urwał, widząc parę w dość jednoznacznej pozycji – kurwa… no… - spojrzał na czerwoną ze wstydu Martę, która gorączkowo wciągała na siebie T-shirt Duffa, który był najbliżej – no… nie wiedziałem… ale chuj z tym… bo na dole jest dupa Stradlina… i chciał żebyśmy się z nią zapoznali… - mruknął trochę mniej pewnie, widząc morderczy wzrok basisty – no… to… zejdziecie na chwilę, nie? – zapytał i prawie od razu opuścił pokój, rzucając jeszcze Marcie jedno spojrzenie.
- Kurwa mać… ja pierdolę! – warknął Duff i przyciągnął ku sobie dziewczynę, którą zaczął namiętnie całować i wręcz brutalnie przycisnął ją do ściany.
Jednak Marta szarpnęła się szybko i odsunęła chłopaka na bezpieczną odległość. Niecierpliwie spojrzał na nią i przez chwilę nie wiedział, o co chodzi i czemu brunetka mu przerwała. Mruknęła tylko, że powinni zejść na dół i chociaż się przywitać, jak cywilizowani ludzie. Niezadowolony Duff patrzył, jak dziewczyna przebiera się w swoją koszulkę i podaje mu jego własność i pociągnął ją za rękę, wyprowadzając z pokoju. Prawie zbiegli po schodach i Duff z poirytowaniem spojrzał na Slasha, który właśnie prowadził luźną konwersację z jakąś blondynką, obejmowaną przez Stradlina.
- O właśnie! – zawołał Izzy i powiedział do swojej towarzyszki – to jest właśnie Duff i jego dziewczyna Marta, która tak chciała cię poznać – zdawał się nie widzieć niezbyt przyjaznej miny basisty i wręcz wkurzonego oblicza Marty – A to jest Annica – zwrócił się do zakochanej pary.
McKagan skinął tylko głową i dalej morderczym wzrokiem wpatrywał się w Hudsona, który tylko przepraszająco się uśmiechał. Marta wyszczerzyła zęby do dziewczyny, podała jej rękę na przywitanie i od razu skierowała się w stronę Izzy’ego, mówiąc, żeby poświęcił jej dosłownie chwilkę. Zaprowadziła go do kuchni, ale nie trudziła się zamknięciem drzwi i po chwili Duff, Slash i Annica usłyszeli głośny plask i pełen wyrzutu głos gitarzysty:
-Auć! Za co, kurwa?
Kiedy spojrzeli w kierunku pomieszczenia, dostrzegli chłopaka trzymającego się za obolały policzek i brunetkę, która nawet nie raczyła mu odpowiedzieć na pytanie. Rzuciła tylko z nerwami, że jeśli już o czymś wie, co go nie dotyczy, to żeby się nie wpieprzał i nie robił niepotrzebnego szumu. Opuściła szybko kuchnię, rzuciła do dziewczyny Stradlina, że miło było ją poznać i ciągnąc za sobą zaskoczonego Duffa, wyszła z domu. Po chwili usłyszeli głośny śmiech Slasha, który zapewne nabijał się z totalnie zdekoncentrowanego Izzy’ego, który zdawał się do końca nie wiedzieć, o co chodzi. Tłumaczył coś jeszcze Annicy, ale prawdopodobnie zabrał ją do kuchni, o po chwili głosy ucichły.
- Ej… co to było? – zapytał basista, ciągle zdziwiony dziwnym zachowaniem swojej ukochanej – jeszcze nigdy nie przyjebałaś Izzy’emu…
- Należało mu się! – powiedziała wzburzona i oparła się o ścianę, odetchnęła ciężko i dodała – jeśli proszę go o zachowanie czegoś dla jego wiadomości, to nie musi z tym od razu latać do ciebie, prawda?
Od razu pojął, o czym mówiła i wytrzeszczył na nią oczy. O takie coś mu przypierdoliła? O to, że powiedział mi, co się z nią dzieje? O to, że się martwił i chciał mi uświadomić, że coś jest z nią i w sumie z nami nie tak? Trochę głupio się poczuł, że uderzyła swojego przyszywanego brata w sumie z jego powodu, bo to przecież jemu chłopak się wygadał i nie zrobił tego z „przyjemności” tylko dlatego, że się martwił. Mruknął coś pod nosem, a Marta spojrzała na niego pytająco.
- Izzy, nie musiał ci tego mówić! Równie dobrze mogłeś się sam domyślić, po tym co odpieprzyłam dzisiaj… ale przecież, kurwa, nadopiekuńczy braciszek musiał się wygadać! – warknęła i prychnęła cicho – zresztą chuj z nim… - powiedziała trochę spokojniej i po chwili namysłu dodała - na czym skończyliśmy, panie McKagan, zanim nasz kochany Slash nam przerwał? – uśmiechnęła się lubieżnie i łapiąc go za T-shirt przyciągnęła go do siebie.
- Tutaj?! – zapytał zaskoczony tym, że nagle Marta przestała się przejmować miejscem, w którym się obecnie znajdowali – przed domem? – zaiste stali przed drzwiami do domu i każdy ewentualnie przejeżdżający samochód, mógł być „świadkiem” ich namiętności.
- No… możemy iść za dom… - wyszeptała mu prosto do ucha głosem, który od razu rozpalił w nim zmysły.
Zaciągnął ją na tył ich niewielkiej posesji i przyparł ją do ściany, zawzięcie całując. Dziewczyna przejechała dłońmi po jego torsie i gdy tylko wyczuła dolną krawędź koszulki, szybko ściągnęła ją z Duffa, który z jękiem powitał jej usta na swoim ciele. Wpakował ręce pod jej koszulkę i zaczął szukać zapięcia jej stanika. Jednak, gdy w końcu go odnalazł, zawahał się i zatrzymał dłonie. A co jeśli… a co jeśli ona się dalej tak kurewsko boi? Co jeśli robi to, żeby poprawić mi humor? Spojrzał jej w oczy, próbując doszukać się jakiejś niepewności albo strachu, ale jedyne, co teraz widział, to zniecierpliwienie, że przerwał i błyski podniecenia.
- Nie… nie boję się… nie teraz… - mruknęła, dopadając dłońmi klamry od jego spodni – no! Nie ociągaj się tak! – wyrzuciła z siebie i rozpięła rozporek jego jeansów, zsuwając je jednocześnie z niego.
Dosłownie po chwili Duff oprzytomniał i bez zbędnych komentarzy i zabiegów szybkim ruchem ręki pozbawił dziewczynę T-shirtu, miażdżąc jej w tym czasie wargi swoimi ciepłymi ustami. Po chwili w miejsce koszulki, poszły także spodnie dziewczyny, która teraz stała przy ścianie w samej bieliźnie. Zjechał dłońmi wzdłuż jej tali i ściskając jej pośladki, poderwał ją do góry. Zamruczała z zadowolenia i obejmując go nogami, otarła się swoim ciałem o jego gotową do działania męskość. Westchnął, gdy przyciągnęła go bliżej siebie i ręką próbowała dostać się pod jego bokserki.
- O kurwa… - stęknął i na chwilę postawił ją na ziemi, by zedrzeć z niej majtki – Maleńka… - przymknął oczy, gdy w końcu utorowała sobie drogę i by stłumić kolejny jęk, szybko zajął się obcałowywaniem jej dekoltu.
Odsunął ją minimalnie od ściany i rozpiął jej stanik, by mieć pełny dostęp do jej biustu. Ułożyła dłoń na jego głowie, by nie przestawał jej pieścić i mimowolnie zadrżała z podniecenia. Uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w zbliżeniu ze swoim chłopakiem nie czuje nawet odrobiny strachu i ten fakt dodał jej większej pewności siebie. Nieporadnie uniosła się trochę ponad jego biodra i próbowała zsunąć z niego ostatnią zbędną w tej chwili część garderoby. Szybko odczytał jej intencję i wyswobodził się z bokserek i dosłownie po chwili wszedł w jej wilgotną kobiecość. Brunetka otoczyła go ramionami i wpijając się w jego usta, poddała się kompletnie jego szybkim i zdecydowanym ruchom. Z każdym kolejnym pchnięciem odpływała do innego świata, w którym był tylko Duff i nieopisana rozkosz, którą jej dostarczał; przestało liczyć się miejsce, czas zdawał się zatrzymać w miejscu, przestało się liczyć to, że ktoś mógłby ich nakryć. Jedyne co zaprzątało jej teraz umysł, to Duff, jego ciało, które z siłą przypierało ją do ściany i jego ruchy, przy których traciła orientację i o które byłaby w stanie błagać, gdyby nagle zaprzestał swoich działań.
- O Boże… - wymamrotała i nie do końca świadomie podrapała przedramiona McKagana – jak… j-jak ja c-cię… k-kocham… - w trudem wyrzuciła z siebie, gdy Duff trochę mocniej i głębiej zaczął ją penetrować.
Drżała na całym ciele i żeby choć trochę złagodzić targające nią dreszcze, przytuliła się bardziej do chłopaka i nogami przysunęła Duffa jeszcze bliżej siebie. Chłopak zachęcony jej wręcz ekstremalną bliskością i coraz głośniejszymi jękami, przyspieszył czując, że oboje długo już nie wytrzymają. Zacisnął dłoń na jej piersi i po chwili wsłuchiwał się w jej cichy krzyk, gdy doprowadził ją do orgazmu. Ostatkiem sił ścisnęła go w sobie i po chwili chłopak sam doszedł, tłumiąc swoje jęki na jej ustach. Oparł się czołem o ścianę tuż koło jej głowy i czuł na swoim karku jej przyspieszony, urywany oddech.
- Ubóstwiam cię, Skarbie – szepnął i wysunął się z niej, pozwalając jej stanąć na nogach.
Naciągnął na siebie bokserki i spodnie i wciągnął na nią swój T-shirt, by przykryć jej nagie, wciąż rozgrzane ciało. Sięgnęła po swoją dolną część bielizny i po chwili przytuliła się do jego pokrytego kropelkami potu torsu i próbowała oddychać coraz wolniej i głębiej. Duff pogładził ją po plecach i przemieścił ją tak, żeby sam mógł się oprzeć o bok ich domu i zaczął mruczeć jej do ucha niezbyt składne zdania. Marta zaśmiała się ze słów chłopaka, który w dość dziwny i specyficzny sposób zaczął wyznawać jej miłość i mówić, co w niej kocha.
- I jeszcze… jeszcze kocham twoje… - pochylił się nad nią i skierowawszy jej twarz ku sobie, przejechał czubkiem języka po jej wargach – twoje zajebiste usta… - wymamrotał i przyciągną ją maksymalnie do siebie – a mówiłem już, że… - sięgnął dłońmi pod koszulkę, którą miała na sobie i skierował się ku górze – że twoje piersi też uwielbiam?
- Hmmm… coś mi się o uszy obiło, ale… ale nie wiem czy to prawda… – zaśmiała się z miny chłopaka i wykorzystując jego chwilowe zdezorientowanie, wsunęła na siebie spodnie i podbiegła do tylnych drzwi od ich domu i tak by nie usłyszano jej w kuchni, wdrapała się po schodach na piętro i zamknęła się w pokoju swojego chłopaka, który dopiero po kilku chwilach popędził za nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz