piątek, 3 czerwca 2011

19.

komentarzy 75... i hah dawka moich nerwów
Jestem absolutnie WKURWIONA! Przez jakąś jebaną burzę we wtorek rozjebało mi neta, który dopiero dziś łaskawie został naprawiony i co się kurwa okazało? Że rozpierdolił się router i muszę siedziec na zmianę z moim bratem na  Internecie i co gorsze kurwa u niego w pokoju, żeby móc się z kablem podpiąc pod laptopa!
Dlatego kurwa rozdział dopiero dziś, a miał byc we wtorek... KURWA!
Nie wiem kiedy kolejny rozdział...
wybaczcie jeszcze raz to opóźnienie, ale nie miałam na nie wpływu...
*** 
- Stary… co byś powiedział na dwa śluby jednocześnie? – zapytał chłopak, popijając swoje piwo.

- Ale, że co? Marta z Duffem?! – zawołał rudowłosy mężczyzna, krztusząc się swoim trunkiem.

- Nie, nie… - a przynajmniej nic o tym nie wiem… pomyślał i dodał – chodzi o mnie…

Axl spojrzał na niego z nieukrywanym zaskoczeniem i wytrzeszczył oczy. Stradlin?! Stradlin chce się żenić? O ja pierdolę, co się dzieje na tym świecie! Przecież to jest jakiś… jakiś aspołeczny gbur! Jedynie przy nas się jakoś niby normalnie zachowuje, a tu kurwa ślub? Żona? Rodzina? O chuj… Rose zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Znał Izzy’ego tyle lat i uważał, że jego przyjaciel kompletnie nie nadaje się do takich związków, do ustatkowania się i założenia rodziny; co innego oczywiście jakieś niezobowiązujące krótkotrwałe związki oparte tylko na seksie, które tak kultywował jeszcze kilka lat temu.

- O kurwa… to mnie zaskoczyłeś… - mruknął wokalista Guns n’Roses i zamówił kolejne piwo – myślałem zawsze, że wolisz… wolisz zajebisty żywot kawalera, który może skakać od jednej dupy do drugiej…

- Wolałem… Rose, spójrz na nas! Za dwa lata trzydziestka, a my się wciąż zachowujemy jak banda nastolatków, która chce poużywać sobie życia tu i teraz, nie patrząc na przyszłość… Ile możemy jeszcze udawać szczeniaki, które cieszą się wolnością, bo wyrwały się z domu?

- Ok… po prostu się nie spodziewałem… - Axl uniósł dłonie w obronnym geście i dodał – Ale… masz tylko tydzień, żeby się zorganizować… Erin zgodziła się na Las Vegas i na tak szybki termin…

Stradlin zastanawiał się z początku, czemu Axl tak chciał wszystko przyspieszać i czemu chciał brać tak szybko ślub, ale teraz podejrzewał skąd taki pośpiech – Rose, podobnie jak gitarzysta, obawiał się, że dziewczyna może się rozmyślić i go zostawić albo, że sam przestraszy się odpowiedzialności i obciążenia, jakie niesie za sobą ta decyzja. Spontaniczna i krótkookresowe plany zawsze się sprawdzały w takich sytuacjach. Kurwa… nie poznaję sam siebie… pomyślał Izzy i niecierpliwie pokręcił głową. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w głębi Sali, w której siedzieli, usłyszeli głośny huk i jakąś kłótnię. Jeden z głosów był im doskonale znany, toteż szybko poderwali się ze swoich krzeseł i podbiegli do zgromadzonych wokół bijących się mężczyzn osób. Niewysoki blondyn szarpał się z jakimś groźnie wyglądającym chłopakiem, który bez problemu mógł położyć przeciwnika na łopatki. Rozwścieczony tym widokiem Axl, sam włączył się do okładania się pięściami, a Izzy próbował odciągnąć stamtąd perkusistę swojego zespołu.

- Steven! Pojebało cię? – zawołał podenerwowany, gdy wyprowadził chłopaka z Rainbow – Rzucać się z pięściami na jakiegoś kolesia, który spokojnie by ci wjebał?! – nawet nie musiał patrzeć mu w oczy, by wiedzieć, że ćpał i to nie mało i że zapewne heroina go tak podbudowała.

- Pierdol się! – wykrzyknął i zaczął się szarpać, gdy Stradlin przygwoździł go do ściany – Jebcie się wszyscy! Walcie się… ty, Axl… Duff… ta wasza mała, pieprzona szmata, którą pewnie sam byś z chęcią przeleciał, o ile jeszcze tego nie zrobiłeś… przez którą mnie olewac…

Urwał, gdy poczuł na swoim policzku pięść Izzy’ego, który nie mógł nawet słuchać tego, co Adler mówi o Marcie. Miał gdzieś, że na ogół był spokojny i wolał nie wdawać się w jakieś idiotyczne bójki. Złapał go za koszulkę i z siłą pchnął go na chodnik. Gotowało się w nim z nerwów i nie potrafił się opanować; nie pamiętał, kiedy ostatni raz był w takim stanie i nie dbał o to, co może się wydarzyć. Ja bym chciał przelecieć Martę, tak? Ja miałbym, kurwa, chcieć się z nią zabawiać?! Kurwa, w życiu nie słyszałem nic, bardziej urojonego i popierdolonego! Widząc, że Steven ślamazarnie podnosi się z klęczek i chce się na niego rzucić, zrobił unik i wykorzystując lekkie otępienie chłopaka spowodowane narkotykami, ponownie wymierzył mu cios, tym razem w brzuch. Perkusista zgiął się na chwilę, ale prawie natychmiast chciał się odwdzięczyć.

- Ej, ej! – usłyszeli jakieś krzyki i po chwili podbiegło do nich dwóch mężczyzn – Co wy odpierdalacie?! – zapytał jeden z nich, przytrzymując szarpiącego się Adlera.

- Puść mnie, kurwa mać, ja jestem spokojny! – zbulwersowany tym, że ktoś śmie go uspokajać, Izzy wyswobodził się z uścisku Bolana i patrząc z pogardą na Stevena, dodał – jeszcze raz… jeszcze raz to powiedz, a zadbam o to, żeby nikt nam nie przeszkodził w dokończeniu… - nie zwracając uwagi na to, że Rose dalej jest w pubie, ruszył szybkim krokiem i zostawił Rachela i Dave’a w towarzystwie naćpanego i wkurwionego perkusisty Guns n’Roses.

Pierdolony palant! Jak on w ogóle śmiał? Jak śmiał ją tak nazwać?! Jak, kurwa, śmiał sugerować, że chcę się z nią pieprzyć?! Krzyczał w myślach i nawet nie zauważył jak znalazł się pod domem. Kopniakiem otworzył drzwi i udał się do kuchni. Wyciągnął w szafki wódkę i wypił kilka sporych łyków, myśląc, że to go uspokoi.

- Kurwa mać! – wrzasnął i rzucił szklaną butelką w ścianę koło drzwi.

Szkło roztrzaskało się na milion kawałeczków, które pokryły całą podłogę w okolicy wyjścia z pomieszczenia. Izzy widząc, że wcale nie rozładował swoich nerwów, po prostu usiadł na parapecie i zaczął mruczeć pod nosem jakieś nieskładne wiązanki pod adresem Adlera i zapalił papierosa. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel tak strasznie się zmieni; nie spodziewał się, że będzie w stanie mówić takie rzeczy; że będzie wymyślać tak niestworzone pomysły. Nie wiedział, gdzie jest prawdziwy Steven, z którym grali w jednym zespole przez tyle lat, z którym imprezowali, mieszkali w jednym domu, z którym pili, ćpali i wpadali w przeróżne tarapaty. Pogrążony we własnych myślach, nie usłyszał jak ktoś wszedł do pomieszczenia i nawet nie uprzedził, że na podłodze porozsypywane są kawałeczki szkła.

- Auć! – dziewczyna, która wkroczyła na bosaka do kuchni krzyknęła cicho, gdy zraniła się w stopę – co tu jest do cholery?!

- Joan… o kurwa… wybacz… - Izzy zerwał się w miejsca i podszedł szybko do McKagan – rozbiłem butelkę i…

- Nieważne… jak mam dojść do stołu? Chciałabym usiąść i pozbyć się tego cholerstwa… - jęknęła, gdy próbowała postawić stopę na podłodze.

- Eee… no… czekaj… - mruknął i nie zważając na jej reakcję wziął ją na ręce i stawiając kilka kroków, posadził ją na blacie.

- Kurwa! Stradlin, co ty robisz z moją siostrą? – zawołał Duff, który właśnie wszedł do kuchni.

- Skaleczyłam sobie nogę… może byłbyś tak miły i przyniósł mi jakiś bandaż? Cokolwiek… - przerwała mu niecierpliwie dziewczyna i uśmiechnęła się przymilnie do basisty.

Duff pokiwał tylko głową i poszedł do łazienki po apteczkę. Izzy spojrzał przepraszająco na Joan i zaczął sprzątać roztrzaskaną butelkę z podłogi, podczas gdy ona z sykiem wyciągała odłamki szkła z zakrwawionej nogi.

- Izzy? – zagadnęła po chwili.

- Tak, Joan?

- Czemu… czemu Marta ostatnio jest dla ciebie taka niemiła?

- Kara… - powiedział tylko, ale widząc pytający wzrok, dodał – wkurwiłem ją, bo ponoć niepotrzebnie się wpieprzyłem ich sprawy…

- Ponoć? – wyłapała chyba najistotniejszą rzecz, jaką chciał przekazać.

- Ja nie uważam, żeby to było całkowicie niepotrzebne… wręcz przeciwnie!

Dziewczyna chciała zapytać się, co ma konkretnie na myśli, ale pojawił się Duff i szybko zajął się jej stopą, z której cały czas sączyła się krew. Izzy tylko odetchnął, że nie musi odpowiadać i patrzył jak McKagan z troską owija bandaż wokół zranionej nogi swojej siostry. Zapytał tylko, czy Marta jest u siebie i szybko wspiął się na piętro. Zapukał do jej pokoju i po chwili wszedł do środka. Jak podejrzewał, brunetka szkicowała kolejne rysunki, tym razem przy dźwiękach The Clash.                                                                                
           

Darling you gotta let me know
Should I stay or should I go?
If you say that you are mine
I'll be here till the end of time
So you got to let me know
Should I stay or should I go?

Always tease tease tease
You're happy when I'm on my knees
One day is fine, next is black
So if you want me off your back
Well come on and let me know
Should I stay or should I go?

Should I stay or should I go now?
Should I stay or should I go now?
If I go there will be trouble
And if I stay it will be double
So come on and let me know 


- Marta… Marta, proszę cię… - jęknął, widząc, że dziewczyna zachowuje się tak, jakby Izzy’ego wcale nie było w jej pokoju – od tygodnia się do mnie nie odzywasz…

Podszedł do niej i usiadł na skraju łóżka, zastanawiając się, co mógłby jej powiedzieć. Zwykłe przepraszam, to chyba za mało… no ale kurwa… mam powiedzieć „Marta, przepraszam, że mu powiedziałem i cholernie tego żałuję”? Przecież, kurna, nie żałuję! Duff sam by nie wpadł na to wszystko i dalej mieliby kiepską sytuację… Położył jej dłoń na kolanie i widząc jej morderczy wzrok, prawie natychmiast ją cofnął.

- Coś konkretnego chcesz, czy przyszedłeś wyciągnąć ze mnie kolejną sprawę, o której zaraz każdemu rozgadasz? – warknęła i z hukiem zamknęła szkicownik.

- Malutka… przecież wiesz, że nie zrobiłem tego celowo! Że powiedziałem to tylko Duffowi i tylko dlatego, że nie dało się nawet patrzeć na jego załamanie… on nawet myślał czy cię nie zostawić, mając nadzieję, że to polepszy wszystko!

- Izzy, do ciebie nic nie dociera? – przerwała mu i spojrzała na niego niechętnie – Obiecałeś mi! Obiecałeś, że nic mu nie powiesz, a wygadałeś wszystko! Wygadałeś mu całą pieprzoną tajemnicę, którą tak próbowałam przed nim ukryć!

- Spokojnie… - mruknął, gdy zaczęła krzyczeć – chciałem dobrze… tylko tyle… - wstał, widząc, że nic nie zdziała i zanim wyszedł, dodał tylko – jeśli cię to interesuje to… chcę się ożenić z Annicą i jeśli się uda, robimy z Axlem podwójny ślub…

Marta nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo chłopak zniknął za drzwiami i nawet się nie odwrócił. Cieszę się, Izzy… naprawdę, ale i tak jesteś głupkiem! I tak boli mnie to, co zrobiłeś! I tak nie zmienia to faktu, że mnie oszukałeś, że wygadałeś, coś co powiedziałam ci w zaufaniu! I chuj z tym, że od tego czasu jest lepiej! Mogłam sama mu o tym powiedzieć, kiedy uznałabym to za słuszne! Fakt, że po poważnej rozmowie z Duffem po tej całej scenie i wygadaniu się Izzy’ego, trochę opanowała strach i nawet dała się ponieść emocjom i bez żadnych obaw się z nim wtedy kochała, ale to wciąż nie było to, co chciała osiągnąć. To wciąż nie było pełnym wyluzowaniem się i czerpaniem maksymalnej przyjemności z jakichkolwiek zbliżeń z basistą. Ale przynajmniej oboje wiemy, na czym stoimy i Duff nie wpadnie już na jakiś idiotyczny pomysł z zostawieniem mnie… w sumie… od tego czasu jest chyba jeszcze bardziej czuły niż dotychczas… uśmiechnęła się do siebie i wstając, zaczęła rozglądać się za swoimi trampkami. Dostrzegła je pod stolikiem i szybko przyklęknęła i zanurzała się pod mebel.

- Dziecinko, nie poszłabyś ze mną… - chłopak, który właśnie wszedł do pokoju, urwał, gdy nie zauważył Marty na łóżku i szybko się rozejrzał.

Dziewczyna słysząc jego głos, poderwała się i z całej siły uderzyła się w głowę. Syknęła z bólu i wydostała się spod stolika. Slash uśmiechnął się i szybko do niej podszedł, pomagając jej wstać. Zachwiała się lekko, gdy zakręciło się jej w głowie i podtrzymała się chłopaka, który wybuchł śmiechem.

- Z czego się śmiejesz?

- Chciałbym, żeby więcej kobiet prawie mdlało na mój widok tak jak ty! – zażartował i pogładził ją po głowie w miejscu, w które się uderzyła – Boli?

- Jak cholera! – jęknęła i opadła na łóżko – i wybacz, Kochany, ale jedynym facetem, na którego widok bym mdlała to Duff…

Slash spojrzał na nią niepocieszony i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Marta popatrzyła na niego pytająco i przez kilka chwil myślała, że chłopak naprawdę się zasmucił. Slash, o co chodzi? Czemu nagle posmutniałeś? Czemu zachowujesz się tak, jakby moje słowa cię zraniły? Przecież wiesz, że kocham Duffa i że my jesteśmy przyjaciółmi… i przecież… przecież czujesz do mnie zwykłą sympatię… Dziewczyna musiała mieć dziwną minę, bo Hudson wybuchnął śmiechem i uświadomił ją, że to tylko głupie żarty. Prawie zmusił ją, żeby wstała i przyciągnął ją do siebie, ciągle się śmiejąc.

- Chyba nie myślałaś, że mówiłem poważnie? – zapytał, gdy dostrzegł ślad ulgi na jej twarzy.

- Czasem nie wiem, kiedy mówisz poważnie, a kiedy żartujesz… - wymamrotała i chcąc ukryć rumieniec, wtuliła się w jego koszulę flanelową.

- Zapewniam, tym razem to były tylko żarty… - położył dłonie na jej łopatkach i po paru chwilach zjechał nimi trochę w dół, zatrzymując się mniej więcej na wysokości nerek – no… ale tak w ogóle to ja tu przyszedłem, bo chciałem cię na spacer wyciągnąć, zanim Duff mi cię zarekwiruje…

- Zarekwiruje? – uśmiechnęła się, słysząc takie określenie i dodała – wiesz… on chyba ma do tego prawo…

- Ale niedługo w ogóle całkowicie cię ode mnie odizoluje! – powiedział niezadowolony, cmokając ją w czoło – nie chcesz już przebywać w moim towarzystwie, prawda?

- Slash! Co ty mówisz? – oderwała się od niego i spojrzała mu prosto w oczy – Oczywiście, że chcę spędzać z tobą czas! Skąd ci takie głupoty do głowy przychodzą?! Po prostu… po prostu teraz trochę więcej czasu spędzam z McKaganem, ale to nie znaczy, że przestałam was lubić i że nie chcę mieć z wami kontaktu! Nigdy w życiu! Za bardzo was kocham…

Hudson uśmiechnął się tylko niemrawo i powiedział, że to mało istotne i pierdoli bzdury i tak naprawdę to chciałby porozmawiać o Joan. Marta popatrzyła na niego zaskoczona. O Joan?! Slash chciałby porozmawiać o Joan? Czy ja, kurwa, śnię? Od kiedy Slash interesuje się nią na tyle, by chcieć ze mną o niej rozmawiać?! A może jestem taka ślepa i nie widzę, czegoś, co widzieć powinnam? Marta zamyśliła się i wyrzuciła chłopaka z pokoju, by móc się przebrać i po chwili ruszyła z nim na miasto.



- Wyluzuj! Zawału za chwilę dostaniesz!

- A jeśli się rozmyśliła? – jęknął czarnowłosy chłopak, opadając na murek przed kościołem.

- Marta, weź mu coś zrób, bo nie ręczę za siebie! – zawołał zniecierpliwiony gitarzysta zespołu Guns n’Roses i spojrzał błagalnie na swoją przyjaciółkę.

Dziewczyna wybuchła śmiechem i spojrzała z politowaniem na Izzy’ego, który nerwowo skubał mankiet swojej marynarki. Za kilkadziesiąt minut miała się rozpocząć ceremonia, po której dwóch przedstawicieli Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata zmieni swój stan cywilny. Czekali jeszcze tylko na dwie panny młode, które miały podjechać dosłownie za chwilę, co dało Stradlinowi powód do filozoficznych rozważań, czy aby na pewno Annica chce zostać jego żoną, czy przyjedzie z Erin i przede wszystkim czy nie ucieknie mu spod ołtarza. Może zbyt pochopnie podjęła decyzję? Może wcale nie chce za mnie wyjść? Może powiedziała tak, bo nie chciała robić mi przykrości? Może powiedziała mi tak, bo w końcu usłyszała ode mnie, że ją kocham i ten fakt przyćmił jej racjonalne myślenie? Czarne myśli w zawrotnym tempie przelatywały przez jego głowę i nie pozwalały mu się uspokoić. Nawet, gdy brunetka podeszła do niego i położyła dłonie na jego ramionach, miał ochotę ze stresu coś rozwalić, byle tylko zająć czymś ręce.

- Izzy… uspokój się… - mruknęła i usiadła mu na kolanach tak, by nie pognieść sobie czarnej sukienki – Annica cię kocha, chce za ciebie wyjść i już tu jadą z Duffem i Joan, tak? – mówiła do niego tonem, którego używają przedszkolanki, gdy tłumaczą coś wyjątkowo nierozgarniętemu dziecku i cmoknęła go w policzek.

- Mam… mam nadzieję… - westchnął i ścisnął jej dłoń.

- No, Panie Młody, mamy się zwijać do kościoła! – zawołał Rose, który właśnie pojawił się w drzwiach niewielkiej świątyni.

- Nareszcie! – wykrzyknął Slash – nareszcie weźmiesz ode mnie tego głupka! – uśmiechnął się i podnosząc Martę z kolan chłopaka, z siłą popchnął swojego przyjaciela, w kierunku Axla – ja pierdolę… co on odjebuje dzisiaj? – mruknął do Marty, gdy Izzy niepewnym krokiem oddalał się od nich.

- Daj mu spokój… stresuje się chłopak i tyle! – zaśmiała się i widząc wzrok Slasha, zapytała – dlaczego cały czas mi się przyglądasz?

- Bo… bo kurewsko ślicznie wyglądasz? – zmierzył ją przenikliwym wzrokiem, zatrzymując się trochę dłużej na jej zgrabnych nogach i na kształtnym biuście, który idealnie podkreślała jej sukienka.

Marta zarumieniła się słysząc taki komplement z ust chłopaka i czując na sobie jego palące wręcz spojrzenie, które przeszywało ją na wskroś. Głupku, nie patrz się tak na mnie, bo się idiotycznie czuję! Pomyślała i przestąpiła z nogi na nogę, zastanawiając się, kiedy w końcu zjawi się rodzeństwo McKaganów z pannami młodymi. Hudson ciągle wlepiał oczy w jej ukryte pod czarnym materiałem piersi i nawet nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, że dostałby po gębie, gdyby był tutaj Duff. Ale co mógł poradzić na to, że był tylko facetem? Co mógł poradzić na to, że był facetem i cholernie lubił ładne kobiety? Że uwielbiał je podziwiać, obserwować i jeszcze lepiej, gdy mógł je dotykać? Slash… co ty odpierdalasz! Przestań się na nią TAK gapić! Do chuja… nawet, kurwa, nie ma takiej opcji, Stary! Przeklął jeszcze w myślach i odetchnął z ulgą, gdy podjechał samochód z oczekiwaną czwórką. Podszedł szybko i pomógł wysiąść Erin i Annicy i skierował się do Joan, która kłóciła się o coś z Duffem. Marta uśmiechnęła się tylko na widok miny chłopaka i podeszła się z nim przywitać.

- O kurwa… - mruknął i na chwilę zatopił się w jej ciepłych wargach – o kurwa… - powtórzył z westchnieniem – nie przypuszczałem, że… że można aż tak… pięknie wyglądać… jak jakiś… - urwał, gdy nie mógł wymyślić odpowiedniego słowa i skierował wzrok na jej piersi – jakiś jebany anioł – zamruczał jej do ucha, a ona wybuchła śmiechem.

- Nie napalaj się tak, Kochanie – musnęła ustami płatek jego ucha i odrywając się od niego, dodała głośniej – to chodźmy, bo oni się już niecierpliwią i Stradlinowi za chwilę serce stanie, jeśli będzie musiał dalej czekać.

- Skarbie, ja tam sądzę, że jemu może stanąć co innego… - rzucił wymownie basista i zaśmiał się, obejmując swoją dziewczynę

- Duff… weź się może już lepiej nie odzywaj, co? – skarciła go Joan i spojrzała przepraszająco na przyszłą żonę Izzy’ego – Jak on mógł cię wziąć na świadka…

- Tak samo jak Axl ciebie i Slasha!

Przyjaciele byli zaskoczeni wyborem wokalisty, bo wiedzieli, że Joan nie przepada za rudowłosym, a tu taka propozycja, na którą o dziwo się zgodziła. Rose tylko stwierdził, że to tak na zakończenie ścieżki wojennej, na której byli no i nie znalazł odpowiedniejszej dziewczyny do tej roli. Ta… pewnie wziąłby mnie, gdyby nie fakt, że uprzedził go Izzy… zaśmiała się Marta i po raz kolejny zastanowiła się dlaczego Hudson ostatnio przebywa tyle z jej przyjaciółką i do tego jeszcze z powodu kameralnego ślubu, Joan miała być jego partnerką. Chyba doszukuję się jakiś dziwnych teorii spiskowych… to przecież czysty przypadek…

- Maleńka… - usłyszała szept Duffa – nawet nie wiesz jak kurewsko pociągająca jesteś w tej sukience… - uśmiechnęła się pod nosem i słuchała dalej – mmmm… a jeszcze bardziej bez niej…

- Duff… uspokój się… jesteś w kościele! – odszepnęła i próbowała skierować uwagę McKagana na dwie pary młode, które przed chwilą przyrzekły sobie miłość i wierność.

- Ale to nie moja wina, że… mam na ciebie taką cholerną ochotę… - położył dłoń na jej odkrytym kolanie i ścisnął lekko.

- McKagan, do cholery! – syknęła i uśmiechnęła się krzywo, gdy ksiądz rzucił im pełne dezaprobaty spojrzenie – nie zachowuj się jak napalony młodziak! – warknęła tak, by tylko on to usłyszał i ściągnęła z siebie jego rękę, która znajdowała się już na jej udzie.

Odsunęła się trochę od chłopaka i spojrzała pytająco na Slasha, który z głupawą miną się jej przyglądał. Zmarszczyła brwi, dając mu do zrozumienia, że nie wie, o co chodzi, a on tylko bezgłośnie powiedział imię jej chłopaka. Boże, co za przypał! Czemu ten człowiek nie może się pohamować i na każdym kroku robi taki obciach! Nawet Hudson wie, że jest na mnie teraz napalony! Odliczała minuty i sekundy do zakończenia ceremonii i do możliwości wyjścia z kościoła, bo miała serdecznie dość Duffa, Slasha i tego księdza, który ciągle przyglądał się jej z karcącym wzrokiem, jakby co najmniej popełniła jakąś zbrodnię! Dobrze, że tu nie ma gości i jest tu tylko nasza ósemka! Chwała ci za to, Axl! Pomyślała i musiała przyznać, że chociaż raz pomysł chłopaka jej się spodobał. Rose kategorycznie sprzeciwił się jakiejś hucznej imprezie i chciał ślub tylko ze świadkami, co zdecydowanie im się udało. Były tylko dwie pary młode i ich świadkowie, którzy właśnie udawali się do knajpy specjalnie zarezerwowanej na tę radosną okoliczność.

- Doprowadzaliście księżulka do furii! – zaśmiał się Slash, gdy Marta na wszystkie możliwe sposoby próbowała wyswobodzić się z dłoni Duffa, które zapewne z wielką radością, by ją teraz pozbawiły ubrania.

- ON doprowadzał go do furii, a nie ja! – mruknęła i rzuciła Slashowi ostrzegawcze spojrzenie, gdy zauważyła, że chce coś odpowiedzieć.

Siedzieli przy stoliku co chwila wznosząc toasty za zdrowie nowożeńców i jakimś dziwnym trafem basista był z całej ósemki najbardziej pijany, za co Marta miała ochotę mu coś zrobić. Irytował ją fakt, że jej chłopak był coraz częściej pijany i coraz częściej upijał się praktycznie do nieprzytomności. I jeszcze dziwnym trafem, kurwa mać, zawsze ma wtedy nieposkromioną ochotę się ze mną kochać… jakby sprawiało mi przyjemność chodzenie do łóżka z najebanym do granic możliwości facetem! Marta prychnęła pod nosem i dopiła swoje wino, niechętnie patrząc na Duffa, który lustrował ją mętnym wzrokiem.

- Chodź… - usłyszała za sobą głos Izzy’ego – zatańczymy, hmm? – zaproponował i po chwili kołysali się w rytm jakiejś spokojnej piosenki – Marta… naprawdę… naprawdę cię przepraszam…

- Izzy, przestań… - mruknęła – już mnie przepraszałeś… już ci mówiłam, że już mi przeszło… - oparła się czołem o jego ramię i po chwili zapytała o coś, co od dłuższego czasu nie dawało jej spokoju – Braciszku… wiesz, o co chodzi ze Slashem i Joan?

- To znaczy?

- No… ostatnio spędzają ze sobą dużo czasu… i w ogóle mam wrażenie, że…

- Nie… - przerwał jej i odpowiedział na niezadane pytanie.

- Ale co nie? – zapytała zaskoczona i spojrzała się na niego.

- Nie wydaje mi się, żeby bajerował Joan… - wytłumaczył i żeby odwrócić jej uwagę od tego tematu zapytał – czemu jesteś dzisiaj taka nerwowa i tak się irytujesz na Duffa?

- No, kurwa, spójrz na niego! Nawalony jak… jak pieprzona świnia i jeszcze się do mnie po chamsku przystawia! Na dodatek przy was!

Stradlin uśmiechnął się do niej i zanurzył twarz w jej gęste, puszyste włosy, mrucząc jej do ucha, żeby mu odpuściła i nie wkurzała się na niego za to, że ma tak śliczną dziewczynę. Tak… nie każdy ma takie szczęście jak on… nie każdy może mieć takie cudo przy sobie… I dziwisz mu się, Kochanie? Bylibyśmy ze Slashem tacy sami, gdyby… gdybyś wybrała któregoś z nas… no raczej Slasha, bo ja… no wiadomo…

- Koniec tego dobrego… - znikąd pojawił się Hudson - zajmij się swoją żoną, Stradlin, a mi zostaw moją Dziecinę… - Izzy rzucił mu dziwne spojrzenie i oddał Martę w ramiona przyjaciela -  no… nareszcie mam cię tylko dla siebie – zaśmiał się i po chwili zaczął mruczeć jej do ucha piosenkę.


Are you lonesome tonight,
do you miss me tonight?
Are you sorry we drifted apart?
Does your memory stray to a brighter sunny day
When I kissed you and called you sweetheart?
Do the chairs in your parlor seem empty and bare?
Do you gaze at your doorstep and picture me there?
Is your heart filled with pain, shall I come back again?
Tell me dear, are you lonesome tonight?



I wonder if you're lonesome tonight
You know someone said that the world's a stage
And each must play a part.
Fate had me playing in love you as my sweet heart.
Act one was when we met, I loved you at first glance
You read your line so cleverly
and never missed a cue
Then came act two
you seemed to change and you acted strange
And why I'll never know.
Honey, you lied when you said you loved me
And I had no cause to doubt you 


- Mhm… ale chyba nie mi to powinieneś śpiewać – zaśmiała się i odgarnęła mu loki z twarzy, by móc dostrzec jego ciemne oczy.

- Dziecinko… jak nie mam komu tego śpiewać to… nie pozostawiasz mi wyboru! – uśmiechnął się i po chwili dodał – mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz?

- Tak… ze trzy razy? Doprawdy… nie potrzebujesz może okularów?

- Jeśli ktoś z naszej dwójki potrzebuje okularów… to na pewno nie ja! Wzrok mam dobry… nawet za dobry… – mruknął i nie zdążył nic dopowiedzieć, bo Marta na żarty uderzyła go w ramię – ej! Za co?

- Za bezczelne patrzenie się tam, gdzie nie powinieneś! – warknęła, gdy zarejestrowała, że patrzy na jej piersi.

Wywrócił oczami w zniecierpliwieniu i zamyślił się. Dziewczyno, o co ci chodzi? Jestem tylko facetem! Tylko facetem, a ty masz niezły biust, kurwa… mam udawać, że tego nie widzę? To kurna nie ubieraj się tak, żeby mnie prowokować… fakt, że robisz to rzadko, ale jednak… zmusił się do odwrócenia wzroku i ponad jej ramieniem zauważył jak Joan ponownie kłóci się ze swoim bratem. Co oni odpierdalają? Ostatnio non stop się kłócą i robią sobie awantury! Joan coś tam mówiła, że ostatnio nie umie się z nim dogadać, ale bez przesad! Chyba nie pierdolą ciągle o tym, czy ich matka powinna się dowiedzieć o Ray’u czy nie! Ja pierdolę…



Po kilku godzinach impreza weselna zakończyła się i przyjaciele udali się do wynajętych pokoi w pobliskim hotelu. Oczywiście pary młode zniknęły szybko w swoich apartamentach, a Marta, Joan, Slash i Duff mieli udać się do siebie. Kompletnie pijany McKagan wtoczył się do pomieszczenia i ledwie zamknęły się za Isbell drzwi, a już stał przy niej i nachalnie ją całował. Zmęczona i zirytowana dziewczyna niewiele myśląc, odepchnęła go od siebie i zamachnąwszy się, wymierzyła mu solidny policzek.

- Nie zamierzam spać z najebanym do granic możliwości dupkiem, który ledwo stoi! – krzyknęła i wybiegła na korytarz.

Dziękowała w duchu, że basista za nią nie poszedł i skierowała się w kierunku baru hotelowego. Tak… jeden plus tego, że jest pijany to, że przynajmniej nie ma siły na mną iść… kurde… nawet Slash jakoś stoi na nogach i wygląda w miarę dobrze… a on? Nie zna umiaru? Nie wie, kiedy ma przestać pić, żeby nie stracić świadomości i kontroli?! Tak trudno powiedzieć sobie, że już się nie pije? Po kilku chwilach sączyła podanego przez kelnera Danielsa i ciągle myślała o Duffie i jak jej się wydawało o jego alkoholowym uzależnieniu. Kurwa… jak go poznałam to tyle nie pił! Co to ma być? Jakaś rekompensata i nadrabianie tego, że nie ćpa?! Od kiedy lecząc się z jednego nałogu, wpada się w drugi? On NIE MOŻE stać się alkoholikiem… nie może… nie może być taki, jak mój ojciec! Nie może… czując niebezpieczne szczypanie w oczach, zamrugała kilkakrotnie i dopijając swój alkohol, próbowała wymyślić jakieś dobre rozwiązanie na spędzenie tej nocy, bo na pewno nie zamierzała spać dzisiaj w jednym łóżku z Duffem. Ta… kiedyś poszłabym do Izzy’ego i byłoby po kłopocie… kiedyś mogłabym iść do niego przytulić się i spać po prostu z nim… niestety już się to skończyło… teraz Stradlin ma żonę… z nią dzieli łóżko, tak jak powinien… to jej poświęcać będzie swój czas…pewnie na dniach oznajmi nam, że się wyprowadza… w jej oczach pojawiły się łzy. Sama nie wiedziała skąd i dlaczego się tam wzięły… świadomość, że Izzy już jej nie będzie tak wspierać? Że przestanie być już jej najukochańszym braciszkiem, który mógłby zrobić dla niej wszystko? Perspektywa tego, że nie będzie miała, komu płakać w ramię i do kogo przychodzić, gdy nie będzie Duffa albo gdy się pokłócą? Czy może sama świadomość tego, że może się od nich wyprowadzić? Marta… jaką ty jesteś pieprzoną egoistką! Ciągle tylko ty i ty… CIEBIE nie będzie wspierać, CIEBIE nie będzie pocieszać, TOBIE nie będzie poświęcać czasu… od CIEBIE się odsunie… do kurwy nędzy! On ma własne życie! Ma własne życie, własne sprawy… ma kobietę, którą kocha… czego ty od niego wymagasz?! Warczała na siebie w myślach i poirytowana stukotem swoich obcasów i niemiłosiernym bólem stóp, ściągnęła buty i biorąc je do ręki, ruszyła do windy, by wjechać na piętro, na którym mieli spać.

- Marta? Co ty tu robisz? Czemu nie siedzisz u siebie? Czemu nie śpisz? – usłyszała ciepły głos swojego przyjaciela i otworzyła oczy.

- Siedzę… nie widać? – zapytała, podnosząc się z dywanu, którym wyścielony był korytarz.

- Ale…

- Ale nie zamierzam iść do Duffa, ok? – warknęła, jednak widząc minę chłopaka, szybko dodała – przepraszam… po prostu się na niego wkurzyłam… widziałeś ile on wypił? Ledwo stoi na nogach a jeszcze ma czelność się do mnie przywalać!

- No ok… nie tłumacz się… - mruknął Slash – chodź do mnie, przecież nie będziesz tu tak koczować… - objął ją w pasie i po kilku krokach otworzył drzwi do swojego pokoju hotelowego – nie chcesz się przebrać? Mogę ci dać jakąś koszulkę…

Spojrzała na niego z wdzięcznością i po chwili zniknęła w łazience, by wyswobodzić się ze swojej sukienki, która niestety na dłuższą metę była strasznie niewygodna. Szybko wskoczyła pod prysznic i czując na sobie kojące strumienie wody na swoim ciele, przymknęła oczy i westchnęła cicho. W końcu mogła choć przez chwilę się odprężyć i zrelaksować i przede wszystkim odgonić od siebie obraz pijanego Duffa.

- Marta? –dziewczyna aż podskoczyła, słysząc głos chłopaka zza drzwi – słuchaj… tak się zastanawiam… napijemy się czegoś? Słyszysz?

- Tak… słyszę… - odkrzyknęła mu i szczelnie owinęła się ręcznikiem, wychodząc z kabiny – jak chcesz… mi to naprawdę obojętne…

Po paru chwilach wciągnęła na siebie bieliznę i wielką koszulkę Slasha, która sięgała jej prawie do kolan i wyszła z łazienki. Gitarzysta cicho gwizdnął na jej widok i już któryś raz tego dnia rzucił przeciągłe spojrzenie na jej szczupłe nogi. Zarumieniła się, ale nawet nie miała siły go strofować. Usiadła koło niego na łóżku i wyciągnęła mu z ręki puszkę piwa. Oparła głowę na jego ramieniu i pozwoliła, by objął ją jedną ręką. Z początku siedzieli w ciszy, co chwila popijając trunki, jednak Slash wyczuł, że z dziewczyną coś jest nie tak.

- Mała… co jest, hmmm? – dziewczyna tylko pokiwała głową, że nie ma sprawy – ej… przecież widzę… chodzi o Duffa?

- Też… martwię się o niego… nie chcę, żeby tyle pił… nie chcę, żeby stał się tym samym… tym samym potworem co mój ojciec… - jak tylko głos jej zadrżał, poczuła jak Hudson przyciągnął ją mocniej do siebie – nie chcę doczekać dnia, w którym będę się bała nawet odezwać… w którym będę bała się mu sprzeciwić, żeby nie oberwać…

- On cię nie skrzywdzi… - powiedział z pewnością siebie, ale po chwili dodał - a na pewno nie świadomie…

- Ale o to chodzi… właśnie o tę cholerną świadomość… myślisz, że będzie w stanie zapanować nad sobą, gdy będzie pijany jak dziś? Zresztą nieważne…

- No… ok… więc… co cię jeszcze martwi?

Dziewczyna podzieliła się z nim całym niepokojem, jaki wytworzył się w jej sercu, odkąd dowiedziała się o ślubie Izzy’ego i który spotęgował się kilka godzin temu, gdy jej ukochany braciszek składał przysięgę małżeńską. Podzieliła się z nim obawą, że Izzy teraz całkowicie będzie ją olewać i gdy zapewne się wyprowadzi, już praktycznie nie będzie miała z nim kontaktu prócz prób. Slash tylko zapewnił ją, że tak na pewno nie będzie i że Izzy nie jest na tyle głupi, by tak zrobić.

- Mówię ci… Jemu za bardzo na tobie zależy, żeby tak po prostu odsunąć cię… na drugi plan? Po za tym… - urwał na chwilę i uśmiechnął się do niej szeroko – masz jeszcze mnie! Mnie i moje ramiona, w które możesz do woli płakać i się przytulać! – zaśmiał się i pocałował ją w czoło.

- Dzięki… - zamruczała, przytulając się do jego klatki piersiowej.

- Wiem, że to nie to samo, co Stradlin i że nigdy nie będziesz mnie traktować tak samo jak jego, ale…

- Ale zawsze mogę się postarać… – uśmiechnęła się i odgarnęła mu loki z twarzy – hmmm… wiesz, że braciszek Hudson nie brzmi tak fajnie jak braciszek Isbell? – zaśmiała się i ucieszyła się w myślach z faktu, że chłopak poprawił jej humor – Slash? – zagadnęła po chwili.

- Tak, Dziecino?

- Dziękuję… - zawiesiła na chwilę głos i szybko dodała - naprawdę… naprawdę cholernie cieszę się, że cię mam… że… że jesteś takim dobrym przyjacielem…

- Tak, no… miło… miło, że tak uważasz, ale nie wiem, czy zasłużyłem na takie słowa – mruknął trochę zawstydzony, trzepiąc lekko głową, by ukryć zmieszanie – jeśli ja jestem dobrym przyjacielem to w takim razie… ty jesteś najbardziej zajebistą kobietą, jaką miałem okazję kiedykolwiek poznać… i która… która ma na mnie jakikolwiek wpływ…

Wiedział, że doprowadzi ją tymi słowami do niemałego zarumienienia i że będzie mógł nacieszyć oczy tym rozczulającym widokiem. Czy ON mówił ci kiedyś, jaka jesteś piękna, gdy się tak czerwienisz? Czy kiedykolwiek podziękował ci za to kurewskie szczęście, którym go obdarzyłaś? Czy mówił ci kiedyś to, co już dawno zauważyliśmy z Izzym? Mówił ci, że dzięki tobie nasze życie nabrało jakiegoś głębszego sensu? Że dzięki tobie stopniowo się zmienialiśmy… że dla ciebie chcieliśmy być lepszymi ludźmi? Obserwował jej twarz i zauważył, że coraz trudniej było jej ukryć zmęczenie i senność.

- Mała, czas spać… - powiedział, gdy stłumiła potężne ziewnięcie i chciał wstać, by mogła spokojnie się położyć – o co chodzi? – zapytał, gdy spojrzała na niego pytająco.

- Co ty robisz?

- No… jesteś zmęczona… powinnaś w końcu odpocząć… położyć się… a ja sobie posiedzę na tym fotelu – wskazał na mebel i dodał jeszcze, w końcu odczytując prawidłowo jej minę – Duff by mnie zabił, gdyby…gdybym… - spał z tobą? A raczej TYLKO spał koło ciebie? Ja pierdolę… kto mu kazał się upijać? Gdyby nie to, to pewnie teraz byście „świętowali” szczęście Axla i Izzy’ego…

- Gdyby co? Ze Stradlinem też śpię… no dobra… spałam… Slash… obecnie mam gdzieś to, co on pomyśli, ok? Nie chcę mieć jakiś głupich koszmarów tylko dlatego, że on jest nawalony i nie może mnie przytulić… Więc…proszę? – wiedziała, że jej spojrzenie zmiękczy go tak samo jak Izzy’ego i nie musiała czekać długo na jego reakcję.

- Na twoją odpowiedzialność, Skarbie… - westchnął i przykrył ich kołdrą, pozwalając dziewczynie przytulić się do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz