czwartek, 10 stycznia 2013

41.

Silna wola poszła w pizdu... miało nie być tego rozdziału tak szybko xd
ale jakoś się ogarnęłam... napisałam COŚ 
ostatni fragment... chyba najlepszy w mojej... "pisarskiej" karierze 
szkoda, że nie mogę zobaczyć waszych twarzy jak będziecie to czytać...
CIĄGLE MOŻECIE ZADAWAĆ PYTANIA :)
Kolejny raz apeluję! KOMENTUJCIE jeśli czytacie tego bloga... to nie zajmuje wiele czasu, a jest źródłem cennych wskazówek i sugestii dla mnie!
 wybaczcie... nie mam siły sprawdzać błędów
enjoy! haha ciekawe jak bardzo zaskoczy was ten rozdział! 
btw.. nie wiem co się dzieje, ale coś mi się z tekstem dzieje i formatowaniem... 
*** 
         - P-puść mnie, Steven! Nie mamy o czym rozmawiać, rozumiesz? – próbowała wyswobodził ramię z jego uścisku – ja nie mam nic wspólnego z t-tym, że cię wyrzucili!
   
     - Co? Mi nie o to, kurwa, chodzi! - zaskoczony spojrzał na nią i zmrużył oczy – chcę pogadać z tobą, a nie z nimi! I jebie mnie to, czy mnie wywalili! Wygrałem sprawę... nie chwalili się?         
         Nie wiedziała, co ma powiedzieć, żeby blondyn odpuścił. Bała się cokolwiek powiedzieć, bo nie wiedziała, jak ten naćpany muzyk może zareagować. Pamiętała, jak poznała tego wesołego chłopaka z zaraźliwym uśmiechem. Nie mogła zapomnieć, jak z każdym dniem stawał się coraz bardziej ponury albo humorzasty. Ciągle miała przed oczami, jak bez umiaru zatracał się w przeróżnych narkotykach, jak przestawał być sobą. Ciągle pamiętała, jak bardzo ją zranił swoim podstępem. Pamiętała, jak bardzo skrzywdził ją i Duffa, wrobieniem go w zdradę, która tak naprawdę nigdy nie miała miejsca. Wreszcie nie mogła się wyzbyć z pamięci ostatnich spotkań z nim. Nie potrafiła zapomnieć i wybaczyć mu tego, jak zachował się w stosunku do Axla, jak prawie spowodował śmierć żony Rose'a, jak zepsuł mu małżeństwo i jak zachował się, gdy go wyrzucili z zespołu. Po głowie kołatało się jej każde słowo, które wypowiedział pod jej adresem, gdy pojawił się kompletnie pijany i naćpany i zrobił awanturę Slashowi, o to jak go potraktowali. I o czym ja mam z nim rozmawiać? Co mam mu powiedzieć? Czego mam znowu słuchać? Nie wystarczy, że jestem dla niego dziwką Duffa, która zabrała mu przyjaciół i zespół? Zadrżała, gdy mocniej ścisnął jej ramię, próbując ją tym nakłonić do przystania na jego propozycję. Zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć, że może pożałować, jeśli mu odmówi.
         - N-nigdzie z tobą nie pójdę! - zawołała, nieudolnie próbując ukryć strach. 
         - Boisz się? - uniósł brew i rozejrzał się – gdzie chcesz iść? Możemy pogadać tam, gdzie poczujesz się... bezpieczna, ok? 
         - Nie chcę z tobą rozmawiać... n-nie możesz dać mi spokoju? 
         - Nie, dopóki nie usłyszysz tego, co chcę powiedzieć – warknął, próbując nie irytować się jeszcze bardziej jej uporem. 
         Wiedziała, że nie odpuści. Była pewna prawie w stu procentach, że jeśli będzie bardziej się zapierać, to jeszcze bardziej go rozsierdzi. Wiedziała, że zdenerwowany i do tego jeszcze naćpany Steven rzadko kiedy umiał nad sobą zapanować. Nawet na początku ich znajomości, gdy był jeszcze uśmiechniętym i wesołym chłopakiem, gdy był do niej przyjaźnie nastawiony, zdarzały mu się niekontrolowane napady gniewu i szału. Co powinna teraz zrobić? Zgodzić się na rozmowę? Pójść w jakieś oblegane przez przechodniów i spacerowiczów miejsce? Zbyć go i uciec? W sumie... niedaleko jest restauracja Matta... tam raczej nie próbowałby czegoś... może tam będzie spokojny? Albo... no tam chyba będę bezpieczna... Ale no... czy na pewno to dobry pomysł? Biła się z myślami i zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Bała się zaryzykować. Przerażały ją możliwe konsekwencje jej lekkomyślnego zachowania. 
         - Wolałbym jakąś knajpę, a nie to... coś – burknął po kilkunastu minutach, gdy usiedli przy stoliku – czyje to w ogóle jest? 
         - Matta... to znaczy brata Duffa – mruknęła skubiąc rękaw swetra, który miała na sobie – nie mam dużo czasu... co chcesz?
          - Słyszałem o ślubie, gratuluję – zdawał się nie zwracać uwagi, na jej wcześniejsze słowa. 
         - Steven... - jęknęła i mimowolnie zasłoniła dłonią obrączkę. 
         - Czytałem, że macie dziecko... więc mimo wszystko się wam układa... 
         - Nie narzekamy. Steven, przejdź do rzeczy – nerwowo stukała palcami o blat. 
         - Ostatnio wiele myślałem... o zespole... o chłopakach... o tym, jak mnie potraktowali -  będąc na narkotycznym głodzie, zaczął wykręcać sobie palce – o was... to znaczy o tobie i Duffie... wiesz, co mam na myśli, prawda? 
         - Nie trudno zapomnieć – wyszeptała i wzięła głęboki oddech. 
        Dlaczego teraz? Dlaczego teraz musiała go spotkać i dlaczego teraz on musiał jej to wszystko przypominać? Tak strasznie walczyła z tym powracającym obrazem Duffa, Duffa w łóżku z jakąś prostytutką, w łóżku które zaczęła z nim dzielić jakiś czas wcześniej. Tak bardzo chciała wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Wspomnienie, które z biegiem czasu stało się jej obsesją i jedną z największych obaw. Bała się, że to wspomnienie powróci, ale tym razem nie będzie to głupim  żartem Adlera. Panicznie bała się tego, że pewnego dnia Duff się nią znudzi i będzie szukał przygód. Że będzie dokładnie tak, jak wykrzyczał jej Slash na weselu, dokładnie tak, jak wykrzyczał jej to, gdy dowiedział się o ślubie. Bała się, że Duff w końcu ją skrzywdzi, a ona znów rozpaczliwie będzie szukała pomocy u Izzyego, że znów będzie go zadręczała swoimi problemami i sprawami zabierając mu znaczną część czasu, który mógłby poświęcić na jakiś ewentualny związek. Nie chciała do tego dopuścić. Nie mogła. Wiedziała, że jest w stanie zrobić wszystko, byle tylko coś nie zepsuło jej małżeństwa, byle tylko nie musiała przyznać Slashowi racji... byle tylko nie musieć zawracać Izzyemu głowy, bo teraz to on bardziej potrzebował jej, niż ona jego. 
        - Płaczesz? - dobiegł ją ten charakterystyczny głos, który jeszcze kilka lat temu słyszała niemal codziennie. 
         - C-co? N-nie... - nawet nie poczuła, kiedy pierwsze łzy spłynęły z jej oczu – w-wydaje ci się – udając, że odgarnia włosy z twarzy, szybko otarła policzki – c-co mówiłeś, bo  nie... 
         - Mówiłem, że mi przykro, że tak cię potraktowałem i prawie spierdoliłem ci życie – wymamrotał niezrozumiale i wbił wzrok w filiżankę, która stała przed brunetką – nie zasłużyłaś na to wszystko... 
         - O-och... 
         - Wtedy myślałem, że... - skierował wzrok na sufit, jakby tam mógł znaleźć odpowiedź – że jesteś zwykłą suką, która chce mi zabrać przyjaciół... teraz zrozumiałem, że sam ich straciłem na własne życzenie... 

         Okrył chłopczyka kocykiem i zapatrzył się w jego spokojną, pogrążoną w śnie twarzyczkę. Maluch miał dopiero nieco ponad cztery miesiące. Rzadkie włoski, które miał na główce, już teraz niesfornie się układały i zupełnie nie chciały poddawać się wszelkim zabiegom pielęgnacyjnym. Wiedział, że Marta rozkładała bezradnie ręce, gdy próbowała je jakoś przyklepać i ułożyć, ale jego to bawiło. Dodawało Jeffowi jeszcze więcej uroku. Mimo że ta kruszynka nie była jeszcze świadoma do końca tego, co się wokół niej dzieje, podbijała serce każdego, kto spędził chociaż chwilę w jej towarzystwie. Nie sposób było się nie uśmiechnąć, gdy malec zaczynał się śmiać. Nie sposób było go nie wziąć na ręce i przytulić, gdy zaczął kwilić i płakać. Jeff McKagan roztaczał wokół siebie urok nie do odparcia. Był w stanie zaczarować każdego, kto spędził z nim dosłownie kilka minut. 
         - No, Młody... fajnie się gadało, ale zaraz mam gości... - mruknął – zawsze wiesz, kiedy masz iść spać... mamusia znowu posądzi mnie o jakieś czary – uśmiechnął się i pogładził swojego chrześniaka po główce. 
         Cicho zamknął drzwi pokoju i skierował się do swojej zagraconej sypialni. Do wizyty Marty z dziewczyną, którą miał zatrudnić u siebie w sklepie został jeszcze kwadrans. Miał chwilę spokoju od pilnowania Jeffa. Rozejrzał się wokół siebie. Nie było istotne, że pomieszczenie wyglądało, jakby było pozostałością po przejściu tornada. Na podłodze znajdowało się praktycznie wszystko. Od porozrzucanych ubrań, które walały się po  brudnym dywanie; poprzez pomięte i podarte kartki papieru, kawałeczki drewna z gitary, którą w przypływie szału potrzaskał; kończąc na kawałkach szkła z kilku szklanek i butelki whisky, a także licznych paczek po papierosach i samych petach. Nie zważając na brud i bałagan, podszedł do szafy i ściągnął z niej zakurzone pudło. Przejechał rękawem po pokrywie, oczyszczając ją z grubsza. Odstawił karton na podłogę i otworzył jedyną szafkę, w której panował nieskazitelny porządek, szafkę z winylami. Odnalazł Come Taste the Band  i przejechał dłonią po okładce. Pamiętał, kiedy dostał od matki tę płytę. Pamiętał, jak z zapałem uczył się grać I Need Love, bo chciał sprawić komuś przyjemność. Wziął pudełko i czarną płytę winylową i udał się do salonu. Ustawił na odpowiednim nagraniu i usiadł w fotelu. Otworzył kartonowe pudełko i wyciągnął z niego zdjęcia. Większość z nich przedstawiała zespół, w którym jeszcze do niedawna grał, Martę, a także całkiem pokaźny stos wspomnień z okresu jego dzieciństwa. Dotarł do jednej zniszczonej fotografii.

                                                      I keep singing the same old song
                                                      Like I did before
                                                      When you left me
                                                      You left me in darkness
                                                       I'd never known before
                                                      I was restless
                                                      A fool for your time
                                                      Waiting 'round for you to call
                                                      But now I've found me
                                                      An angel of mercy
                                                      I don't feel bad at all

                                                      Your body was honey
                                                      I tasted a lot
                                                      But let me tell you babe
                                                      I need more than you got
                                                      I want someone to hold me
                                                      An' keep me satisfied
                                                      I need love

         Przejechał kciukiem po twarzy młodej dziewczyny, która została utrwalona na tym zdjęciu. Pamiętał, jakby wczoraj widział ten słodki uroczy uśmiech. Ciągle słyszał w głowie jej zaraźliwy śmiech. Pamiętał, jak zastanawiał się, skąd tyle radości w jej życiu. Nie mógł uwierzyć, że minęło tyle lat. Nie mógł zaakceptować i pogodzić się z faktem, że widział ją ostatni raz prawie piętnaście lat temu. Dlaczego? Dlaczego tak musiało się stać? Dlaczego wszystko potoczyło się nie tak, jak chciał? Przecież, gdyby było tak, jak sobie planował i marzył jako nastolatek... kto wie? Być może teraz mógłby odprowadzać jakiegoś chłopca albo dziewczynkę do szkoły? Mógłby każdego popołudnia wracać do domu, do żony, mógłby zastanawiać się, co przyniesie kolejny dzień i jak bardzo nabroją jego dzieci? Codziennie zadawał sobie te pytania. Od piętnastu lat nie dawało mu to wszystko spokoju. Codziennie zastanawiał się, czy jako nastolatek mógł zrobić coś, żeby to wszystko odkręcić. Czy mógł zrobić coś, żeby zmienić bieg wydarzeń? I przede wszystkim czy powinien coś zrobić, żeby wydarzenia z Lafayette nie miały nigdy miejsca? Dlaczego kurwa, wszystko się spierdoliło?! No kurwa, dlaczego jestem takim jebanym pechowcem?!  Co ja takiego zrobiłem?! Za co kurwa, mnie tak karzesz?! Urodziłem się w jakiejś pierdolonej „zasłużonej” rodzinie?! Tak? O to kurwa chodzi? O pierdoloną Indianę i mojego ojca?! Nawet nie zauważył, kiedy w jego oczach zgromadziły się łzy. Kilka kropel skapnęło na czarno-białe zdjęcie. Jedyne zdjęcie, które było namacalnym dowodem na to, że kiedyś ta nastolatka stanowiła istotną część jego młodzieńczego życia. Istotną to chyba mało powiedziane, bo tak naprawdę, gdy miał czternaście lat, ta brunetka była całym jego światem. A może to ty? Może ty sprawiłaś, że taki się stałem? Może to przez ciebie stałem się zimnym gnojem bez uczuć? Czy to ty mnie tego nauczyłaś? Dzięki tobie miałem gdzieś innych? Może niesłusznie obwiniałem za to wszystko, co dzieje się z moim życiem, Martę? Zwalałem winę na Annicę... a może to wszystko przez ciebie? Emily... kochana, Emily... czy to twoja zasługa, że mam takiego pecha do kobiet? Że nie potrafię, żadnej pokochać, bo przypominam sobie ciebie? Bo za każdym pieprzonym razem myślę  o tobie i o tym co mogło by się wydarzyć, gdybyśmy byli razem? Wiem... kurwa pamiętam, jak mówiłaś mi, że to chyba się nie uda! Pamiętam! Nie chciałem ci wierzyć... wiedziałaś, że zrobiłbym wszystko, prawda Emily? Wiedziałaś, że nigdy o tobie nie zapomnę... wiedziałaś, że zawsze będę cię kochał...
          - Emily... - wymamrotał i nerwowo zapalił Marlboro – czemu mi to zrobiłaś, Emily? Czemu mnie nie słuchałaś? Dlaczego, kurwa, zawsze byłaś taka uparta? Przecież to wszystko nie musiało się wydarzyć. Moglibyśmy teraz sobie żyć razem... zastanawiać się, czy zapisać dzieci do szkoły muzycznej... czy powinny grać na gitarze czy perkusji... Emily... moja piękna, Emily, zawsze lubiłaś, jak przychodziłem z moim akustykiem... 
         Powtarzał ciągle jej imię, jakby miał nadzieję, że ją tym przywoła. Jakby chciał w ten sposób sprawić, że zaraz zapuka do jego drzwi i wszystko naprawią. Emily... co ja bym dał, żebyś była tu teraz ze mną. Co bym dał, żebym mógł ci powiedzieć, co czuję... Emily, to takie niesprawiedliwe! Spojrzał na zegarek. Marta spóźniała się już ponad dwadzieścia minut. Podejrzewał, że zagadała się z tą całą Lucy i nawet nie wiedzą, która godzina. To dobrze... więcej czasu, żeby się ogarnąć i pozbyć tych wspomnień. Przecież nie musi o niczym wiedzieć. Nikt o tym nie wie. Nikt nie powinien wiedzieć. Przecież to niczego nie zmieni, nie cofnie czasu, nie pozwoli podjąć innych decyzji; decyzji, które tak strasznie zmieniły i prawie zniszczyły mu życie. 
         - Eee... tak? - słysząc dzwonek do drzwi, pobiegł otworzyć – szukasz kogoś?
          Stała przed nim chudziutka dziewczyna. Na oko mogła mieć siedemnaście, może osiemnaście lat. Ubranie, które miała na sobie było poszarpane i wisiało na niej tak, jakby było co najmniej rozmiar za duże. Nerwowo przygryzała wargę i spoglądała to na Izzyego, to na karteczkę, którą trzymała w dłoni.
          - Bo ja... miałam tu dziś przyjść – mruknęła i nieśmiało spojrzała mężczyźnie w oczy – t-to znaczy w sprawie pracy... miałam przyjść z Martą, ale mówiła, że gdyby się spóźniała to... że da mi adres do pana. 
         - Ach... - teraz wszystko było jasne, już wiedział, czemu dziewczyna wyglądała tak młodo i czemu była taka zaniedbana – Lucy, tak? No... to wejdź... eee... napijesz się czegoś? Albo... - zlustrował wzrokiem jej wiotką sylwetkę – jesteś głodna? Chcesz coś zjeść? - widząc jej minę, szybko dodał – to nie kłopot... i tak miałem sobie coś zrobić. 
         - Och... t-to... ja... bo nie chcę przeszkadzać... może przyjdę innym razem, jak pan... 
         - Żaden pan, po prostu Izzy – uśmiechnął się – siadaj – zgarnął porozrzucane zdjęcia z kanapy – to... Marta nie mówiła, że nie przyjdzie?
          - No właśnie... umówiłyśmy się eee... na kawę i miałyśmy do pana... to znaczy... - zaparzyła się z niszczone tenisówki, które miała na stopach i zaczęła wykręcać sobie palce - no miałyśmy tu przyjść.
          - Mhm... Marta mówiła, że kiedyś uczyłaś się... - urwał, słysząc płacz – o... poznałaś już Jeffa? Chyba się obudził...zaraz wracam...

         Popełniła tyle błędów w życiu. Tyle rzeczy mogła rozegrać inaczej. Czy było warto zrezygnować z tego wszystkiego? Nie lepiej było żyć dokładnie tak, jak planował jej ojciec? Zawsze był dla niej wzorem. Był autorytetem i wyrocznią. Od najmłodszych lat mogła na nim polegać. Mogła przyjść do niego i się wypłakać, gdy jakiś chłopak ją zranił albo gdy pokłóciła się z przyjaciółką. Miała z nim lepszy kontakt niż z matką. Nawet lepiej jej było rozmawiać z nim niż z bratem, który był tylko dwa lata starszy. Wiedziała, że ojciec ją bezgranicznie kochał, wiedziała, że kocha ją nadal, mimo że tak bardzo go zraniła. Kochał, mimo że tak bezczelnie i chamsko postąpiła. Że zupełnie nie liczyła się z jego zdaniem. Była świadoma tego, że jeśli teraz będzie chciała wszystko naprawić, jej kochany tatuś przywita ją z otwartymi ramionami. Tylko zawsze było jakieś ale. Tym razem była to jej duma. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której miałaby błagać go o wybaczenie. Nie było opcji, aby przyznała się do swojego błędu. Nigdy nie zamierzała pokazać mu, że się pomyliła, nie zamierzała okazać słabości. Przecież nie tak ją wychował! Chciał, żeby była silną, niezależną kobietą. Żeby potrafiła sama o sobie decydować. Nie mogła go zawieść! Nie mogła! Nigdy! Była w stanie zrezygnować nawet z własnego szczęścia, byle tylko nie dać mu możliwości powiedzenia „a nie mówiłem”. W sumie... czy tak właśnie się nie stało? Czy nie prowadziła teraz jałowego życia? Czyż nie była w stanie cieszyć się z nawet małych, głupiutkich rzeczy które ją otaczały? Tatuś miał pieprzoną rację! Mogłam nie rozwalać sobie życia! Mogłam go słuchać gdy miałam te cholerne piętnaście lat! Mogłam tyle rzeczy zrobić! Mogłam nie odrzucać znajomych i przyjaciół. Mogłam nie odrzucać jego... faceta, któremu na mnie zależało. Jedynemu facetowi, który mnie kochał i chciał ze mną być! Wszystko spierdoliłam! Nic już nie będzie takie samo. Niczego nie da się naprawić!

          Zziajana biegła przez ulice Los Angeles. Takie spóźnienie! I to wszystko przez Stevena, któremu zachciało się rozmowy. Sam fakt tego, że w ogóle zamierzał jej cokolwiek mówić był dla niej szokiem. Ale jeszcze większym zaskoczeniem było to, co chciał jej powiedzieć. Nie była do końca pewna, czy aby na pewno perkusista był z nią szczery. Skąd u niego nagle taka skrucha? Dlaczego chciał z nią pogadać i wyjaśnić sytuację? Co skłoniło go do przyznania się do błędu? A może to jego kolejna zagrywka? Kolejny podstęp? Ugh... muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć. I przez niego Lucy mnie chyba zabije! Godzinę temu miałyśmy być u Izzyego! Nawet nie miałam możliwości ją zawiadomić, że nie przyjdę! Cholerny Steven! 
         - Izzy! - wydyszała, gdy tylko otworzył jej drzwi – Jezu, przepraszam... ja... 
          - Wszystko ok? - zapytał zaniepokojony. 
         - Miałam... z Lucy przyjść... a-ale... ale Steven... 
         - Jaki Steven?! Co ty mówisz? - wpuścił ją do środka – Lucy zacznie pracę od nowego roku... 
         - Och... dziękuję – cmoknęła go w policzek – no... a miałam przyjść... ale no Steven... s-spotkałam go jak szłam do parku do Lucy... no i... eee... no chciał ze mną pogadać i się uparł! 
         - Spokojnie... po kolei... jaki Steven? 
         - No jaki Steven? No Adler! Chciał mnie... przeprosić? Za to, że wrobił Duffa w... n-no wiesz... i że nie powinien być taki chamski... i w ogóle... nieważne – kaszlnęła i wymamrotała – muszę się czegoś napić... biegłam tu od restauracji Matta... 
         Po chwili siedziała i relacjonowała mu spotkanie z niskim blondynem i podzieliła się swoimi wątpliwościami co do uczciwości byłego perkusisty Guns n' Roses. Zauważyła, że Stradlin był zaniepokojony i nie podobało mu się zbytnio to, że Marta w ogóle zgodziła się na  spotkanie z tym człowiekiem. Nie pamiętała, jakie on robił awantury? Już zapomniała, że swoją lekkomyślnością prawie spowodował śmierć Erin? A co z rozwaleniem całego małżeństwa Rose'a? Co z tą cholerną rzekomą zdradą Duffa? Nie pamiętała, jak się wtedy czuła? Jak bardzo ją to zraniło? Jak mogłaś być tak nieodpowiedzialna? Spotkać się sama z facetem, który tak bardzo chciał ci rozjebać życie? Z facetem, który miał gdzieś ilu osobom spierdoli życie, byle tylko osiągnąć swój cel? Nie mógł tego wszystkiego zrozumieć i z ulgą przyjął zmianę tematu. Teraz to on musiał mówić. Co myśli o Lucy, co go przekonało,żeby ją zatrudnił? A czy mu się spodobała? A może jeszcze czy mógłby ją traktować ulgowo na początku? A nie przeszkadza mu, że dziewczyna jest jeszcze nieletnia? 
         - Izzy? Bo... no... to znaczy nie zrozum mnie źle... ale no... bo ona nie ma gdzie mieszkać i... - widząc, że marszczy brwi, szybko dodała – nie, nie! Nie chodzi mi o to, żeby tutaj mieszkała! Ale... no... może mogłaby spać na zapleczu w sklepie? Czy... czy no... - spuściła wzrok – nie powinna ciągle mieszkać na ulicy. Wzięłabym ją do nas, ale się wyprowadzamy, a z tym... ze Slashem jej nie zostawię samej. A nowy dom... no Duff go szukał, bo chciał, żebyśmy byli sami... no... 
         - Spoko – uśmiechnął się – nie ma sprawy. Jakoś to załatwię. 
         Nie dał tego po sobie poznać, ale kamień spadł mu z serca. Przez chwilę naprawdę myślał, że Marta chce go poprosić o udostępnienie tej Lucy jakiegoś pokoju u niego w domu. Nie wyobrażał sobie tego i dziękował w duchu, że brunetka nie wpadła na taki pomysł. Nie wyobrażał sobie tego, że nagle miałby zamieszkać z kimś zupełnie obcym w domu. Co gorsza nie wyobrażał sobie spędzania czasu pod jednym dachem z jakąś kobietą! Nie był przygotowany na takie rewolucje. Co innego pomóc tej dziewczynie, a co innego pozwolenie jej mieszkać ze sobą.
          - Wiesz? Przypomina mi trochę ciebie – mruknął i zaczął chować zdjęcia do pudełka – ty też zawsze mówiłaś, że nie chcesz sprawiać kłopotu - zaśmiał się – i jest chyba tak samo nieśmiała... 
        - Może ty ją onieśmielasz? Może powinieneś... 
         - Marta – burknął ostrzegawczo – wystarczy. 
         - Oj Izzy! Ja chcę dobrze!
         - Wiem – wywrócił oczami – kurwa wiem, ale nie możesz mnie swatać ze wszystkimi! Najpierw Kate teraz ona! Przecież ona chyba nawet nie jest pełnoletnia! Marta, ja mam trzydzieści lat! 

         - Nie denerwuj się – rozczochrała mu włosy – ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy braciszku - uśmiechnęła się i sięgnęła po zdjęcie, które wypadło mu z ręki – ładna - zerknęła i zobaczyła młodziutką, uśmiechniętą dziewczynę – kto to? 
         - To... t-to nikt ważny – wymamrotał i szybko zabrał fotografię – nie wiem skąd się tutaj wzięło...

         Drżącymi dłońmi zaczął błądzić po jej brzuchu i piersiach, szukając źródła krwi, która pokrywała całą powierzchnię białego materiału. Gorączkowo rozdarł bluzkę i zaszklonym wzrokiem próbował odnaleźć jakąś ranę. 
         - Błagam... s-skarbie otwórz oczy – wyszlochał i próbował ocucić kobietę – no... k-kochanie... s-siostrzyczko – otarł łzy i rozpaczliwie potrząsnął jej ramieniem – o-och... -słyszysz mnie?
          Widząc, że Joan się nieznacznie poruszyła, szybko wziął ją na ręce i prawie wbiegł do domu. Ułożył ją na kanapie i patrzył wyczekująco. Modlił się, by to nie były przywidzenia. Błagał w myślach, żeby naprawdę odzyskała przytomność. Rzucił się do telefonu i próbując zapanować nad trzęsącymi się dłońmi, wybrał numer na pogotowie, a później do swojego brat. 
         - M-matt, błagam przyjedź tu jak najszybciej! - krzyknął do słuchawki, nie trudząc się nawet na powitanie – J-joan... o-ona... k-krew... n-nieprzytomna u mnie... 
         - Co? Duff, co ty gadasz?! 
         - N-no Joan! Z-zadzwoniłem do szpitala... krew... t-tyle krwi... 
         - Hej... czekaj na mnie... zaraz będę! - nie czekając aż basista zareaguje rozłączył się. 
        Klęknął przy kanapie i gładził bladą, wychudzoną dziewczynę po twarzy, szepcząc, by  otworzyła oczy. Nie miał pojęcia skąd się w ogóle wzięła pod jego drzwiami, skąd ta krew, skąd te wszystkie sińce i otarcia. Jeszcze raz próbował znaleźć jakąś ranę, która mogła być przyczyną pojawienia się takiej ilości szkarłatnego płynu na jej koszulce. Dziękował w duchu, że Marta miała się spotkać z Lucy i wpaść do Izzyego odebrać Jeffa. Nawet nie chciał myśleć, co by było gdyby jego rodzina zobaczyła to samo co on. Co by było, gdyby to jego żona z synkiem na rękach znalazła Joan w takim stanie. Jezu Chryste, skąd ta pieprzona krew?! Przecież nigdzie nie ma żadnych ran prócz tych siniaków! Czemu kurwa, nie otworzy oczu?! Bijąc się z myślami, ponownie próbował przywrócić świadomość starszej siostrze. 
         - P-pomocy... - usłyszał cichutki, słaby szept – b-błagam... n-niech m-mi ktoś pomoże... 
         - J-joan? S-słyszysz mnie? - z nadzieją w głosie, odgarnął jej w twarzy sklejone krwią włosy – Joan? 
         - N-nie m-mogę... m-muszę u-uciec... p-proszę – mamrotała nieskładnie, jakby nie słyszała słów brata. 
         - S-skąd uciec? Siostrzyczko... popatrz na m-mnie – jęknął – to ja Duff...
          - P-proszę... n-nie m-mogę... o-on n-nie... 
         - Joan... - wyszeptał i chciał pogładzić ją po głowie – słyszysz mnie? K-kochana... 
         Gdy tylko ją dotknął, zaczęła nerwowo łapać powietrze i się odsuwać. Skuliła się jeszcze bardziej i mamrotała ciągle jakieś nieskładne, urywane zdania. Zachowywała się, tak jakby Duffa zupełnie przy niej nie było, jakby była w jakimś świecie, który zna tylko ona.

         - Panowie są... - zerwali się z miejsca, gdy zobaczyli mężczyznę w białym kitlu. 
         - J-joan to nasza siostra – wydukał Matt i próbował zapanować nad drżeniem rąk – c-co z nią? 
         - No właśnie... mówili panowie, że... wyjechała i nie widzieliście jej od tej pory? - gdy pokiwali potakująco głowami, dodał – obawiam się, że... zbadaliśmy dokładnie pannę McKagan i jej organizm jest wycieńczony. Przez kilka... a nawet kilkanaście dni praktycznie nic nie jadła. Ale nie to jest najgorsze – odchrząknął – istnieje podejrzenie, że państwa siostrę gdzieś... przetrzymywano. Wezwaliśmy już psychiatrę, żeby z nią porozmawiał, bo nie potrafimy z niej nic wydobyć... 
         - J-jak przetrzymywana?! Co ty, kurwa... 
         - Niech mnie pan wysłucha do końca... znaleźliśmy liczne otarcia na nadgarstkach i kostkach a także... - spojrzał współczująco na braci – na jej skórze... na wewnętrznej stronie ud... - nie bardzo wiedział, jak ma przekazać taką informację dwóm mężczyznom, którzy wychowywali się z tą kobietą – wszystko wskazuje na to, że pacjentka była wielokrotnie i dość bruta...
          - Niech pan nie k-kończy! Nie chcę tego s-słuchać!
          Wyższy z mężczyzn zamknął oczy i gorączkowo zaczął szukać czegoś w kieszeniach. Wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki fiolkę z lekami i próbował wyciągnąć z niej pigułki. Po głowie kołatała mu się tylko jedna myśl. Jak ktoś mógł skrzywdzić jego siostrę? Kto śmiał w ogóle ją dotknąć? Jakim prawem miał czelność tak z nią postąpić? Joan... Boże, Joan... kto ci to zrobił?! Nawet nie wiedział, kiedy tabletki posypały się po podłodze. Nie dotarło do niego, że nie trzyma już w rękach pojemniczka, który nie raz wręcz ratował mu życie, gdy nadciągała kolejna fala lęku, strachu, nerwów, które niszczyły go od środka. Rzucił się na kolana i zaczął zbierać różnokolorowe pastylki. Walczył ze łzami, które cisnęły się do jego oczu. Siostrzyczko... jak ktoś mógł cię tak... tak skrzywdzić? Joan, jak to możliwe?! Nie zauważył, że lekarz pochylił się i pomagał mu zebrać leki. On sam co chwila wypuszczał z dłoni zebrane tabletki, bo nie potrafił zapanować nad swoim ciałem, które coraz bardziej się trzęsło. Joan... dlaczego nic nie wiedzieliśmy? Dlaczego nie mogliśmy temu zapobiec?
          - To bardzo silne leki – mruknął człowiek, który badał Joan – wie pan, że... - urwał widząc, jak Matt połyka naraz trzy pigułki – powinien pan stosować się do zaleceń z etykietki – westchnął, chociaż do końca nie wiedział, po co próbuje pouczać tego mężczyznę. 
         - C-czy... m-możemy do niej w-wejść? - odezwał się farbowany blondyn, nie zważając na swój zachrypnięty głos.
          - Oczywiście, ale nie wiem czy to ma sens... nie ma w ogóle z nią kontaktu – uśmiechnął się smętnie – jest w ciężkim szoku, mamrota coś sama do siebie. Ach... musimy powiadomić policję.
          - C-czemu? 
         - Zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Musimy zgłaszać takie przypadki i... krew, którą miała na koszulce i swetrze nie jest jej. Sprawdziliśmy grupę krwi. Jak się panowie domyślają, nie zgadza się z grupą krwi panny McKagan.

         Nie wytrzyma tego dłużej. Nie może mu na to pozwolić... nie może! Musi zadziałać! Musi coś zrobić! Ale czemu nikt jej nie szuka?! Dlaczego?! Czy to przez to, że powiedziała, że wyjeżdża? Sama pomogła mu w przygotowaniu pułapki? O to chodzi? Czekał na moment, kiedy zostanie sama bez przyjaciół i rodziny? Miała dość. Chciała skończyć to wszystko. Pragnęła nie czuć więcej bólu. Nie zniesie więcej upokorzenia. Nie da rady dalej słuchać jego głosu. Nie potrafi znieść jego dotyku kolejny raz. Musi coś zrobić! Musi uciec. Albo musi skrócić swoje cierpienie. Ale jak ma się najpierw wydostać z tych więzów, którymi ją skrępował? Jak ma znaleźć jakiś przedmiot, którym mogłaby odebrać sobie życie? Którym mogłaby go zaatakować albo spróbować uciec? Jej sytuacja jest beznadziejna. Nie może na nikogo liczyć. Nikt jej nie pomoże. Jest zdana tylko na siebie. Ale nie ma siły. Nie ma już chęci do życia. Bo nawet jeśli uda się jej wydostać, to co dalej? Jak będzie wyglądało jej życie? Kroki. Usłyszała te charakterystyczne kroki. Co teraz? Co robić? Przecież jeszcze nie wymyśliła planu! 
         - Tęskniłaś? - pierwsze co zauważyła, to kpiący uśmieszek – bo ja bardzo...        
         Dostrzegła nóż. Co on chce zrobić? Co zaplanował tym razem? To już jej koniec? Skróci w końcu jej cierpienia? Błagała w myślach, by tak właśnie się stało. Wiedziała, że nie może wypowiedzieć swoich próśb na głos. Była pewna, że zrobi jej na złość. Była na sto procent pewna, że jeśli tylko wspomni o tym, żeby z nią skończył, to on skrzywdzi ją jeszcze bardziej i wcale nie ulży jej doli. 
         - Dziś zabiorę cię na mały spacer – wyszczerzył białe zęby – cieszysz się? Chcesz się gdzieś przejść? Jak będziesz grzeczna może nawet dam ci coś do jedzenia? Na co masz ochotę? Ravioli? Zawsze je lubiłaś...
         Czyli się przeliczyła. To kolejna jego zagrywka. Kolejna zabawa, na którą nie ma siły. Kolejna krzywda, której nie będzie w stanie znieść. Znów jej to zrobi. Później będzie leżeć w bezruchu. Jeśli tylko się poruszy, ból dopadnie ją ze spotęgowaną siłą. Czuła jak przecinał jej więzy. Prawie nie miała czucia w dłoniach. Opadły bezwiednie wzdłuż jej smukłego, wychudzonego ciała. Z trudem docierało do niej, co się dzieje. Bardziej podświadomie wiedziała, co jej oprawca robi. Czuła jego oddech. Wyczuwała podniecenie i przyspieszone bicie serca. Czuła nieprzyjemne uczucie w żołądku. Bała się, że nie opanuje mdłości, które zaczęły targać jej ciałem. Nagle ogarnęło ją coś dziwnego. Czyż nie wychowała się w wielodzietnej rodzinie? Czyż nie miała pięciu braci? Nie nauczyła się latami walczyć o swoje? Czy męska część jej rodzeństwa niczego jej nie nauczyła? Wyczekać tylko moment zawahania. Poczekać, gdy mężczyzna poczuje się zbyt pewnie. 
         - Wiesz? Nigdy nie rozumiałem, co jest w tobie takiego... niezwykłego – mruczał jej do ucha – zawsze byłaś taka...          
         Nie wiedziała, co się stało. Usłyszała jęk. Jęk człowieka, który od kilkunastu dni przetrzymywał ją w jakiejś ciemnej piwnicy i znęcał się nad nią. Poczuła jakiś zimny przedmiot w swojej prawej dłoni. Jakaś ciepła maź oblepiła jej ręce. Kolejny jęk bólu. Mężczyzna odsunął się od niej. Słyszała, jak jego oddech stał się rzężący i urywany. Spojrzała w dół na swoje dłonie. Nóż. Czerwona cieć, która przemoczyła brudny, biały t-shirt, który miała na sobie. Kropelki krwi kapały z jej palców na brudną podłogę. Odrzuciła metalowy przedmiot. Rozpaczliwie zaczęła wycierać dłonie w koszulkę. Usłyszała chrapliwe kaszlnięcie i dostrzegła jakiś ruch. Puściła się pędem w stronę światła. Światła, które zwiastowało upragnioną wolność.

51 komentarzy:

  1. O Boże !
    Przerażająco wspaniale. Rzeczywiście, ostatnia scena jest genialna. I ten fragment Stradlina, oh oh, mogę o nim czytać cały czas.
    Najbardziej ciekawi mnie kto był oprawcą Joan i jak się dalej potoczą losy między Izzym a Lucy-Izzy się nie zakochał od pierwszego wejrzenia, ani jakoś nie nawiązał z nią rozmowy,zakręcone, bo po ostatnim rozdziale byłam pewna, że to będzie jakaś wielka miłość, Lucy będzie kimś jak Marta, jednak Izzy poczuje do niej miłość, jaką czuje do kobiety, nie taką jaka wiąże go z siostrą zakręcone, no ale muszę poczekać.
    Noo i czy coś wyniknie z tego spotkania ze Stevenem :)
    Jednym słowem-świetnie jak zawsze, czekam na następny rozdział :3 !

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo ja pierdolę!!! To jest zajebiste. Kurewsko wzruszające. Masterpiece!!! Zakończenie... totalnie mnie zaskoczyło. Niesamowite... Dobrze, że to nie Steven. Dobrze, że to nie Marta leżała w tym ogrodzie!!! Tak bardzo szkoda mi Joan. Może Marta mogłaby jej jakoś pomóc.... jak tylko udałoby się nawiązać z nią jakiś kontakt. Cuudo!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam Twojego bloga od kilku dni i chyba się uzależniłam.
    Dziewczyno! Przeczytałam już chyba 3/4 opowiadań o Gunsach w całym internecie, potem natknęłam się na to i muszę przyznać, bez wątpliwości, że to opowiadanie jest najlepsze jakie dotychczas czytałam.
    Świetnie piszesz i masz niesamowite pomysły, umiesz trzymać w napięciu i wszystko zgrabnie Ci wychodzi. Jestem pod ogromnym wrażeniem, naprawdę. Uwielbiam to jak przedstawiłaś w tym opowiadaniu Izzy'ego, którego po prostu wielbię pod każdym możliwym względem. Kocham tego bloga i kocham Ciebie ! : D Pisz dalej. :D
    Pozdrawiam,
    Juliet Sixx.

    OdpowiedzUsuń
  4. coz moge powiedziec... jestem w szoku, w pozytywnym tego slowa znaczeniu. po pierwsze, ze nie musze tak dlugo czekac, po drugie ten rozdzial, och tak, ta ostania scena, izzy ochh... czuje sie spelniona, ze tak to ujme.
    zaczne od poczatku.
    bylam niemal przekona ze steven zaraz cos zrobi marcie, ael z drugiej strony... to by bylo zbyt banalne i nie dawalo mi spokoj az do momentu kiedy duff znalazl joan... jestem zdziwiona postawa stevena. dlaczego on to zrobil pojecia bladego nie mam, niemniej jednak, wazne ze przeprosil.. szkoda, ze tak pozno, no ale nic.

    czesc z izzym, brak mi slow. ja tego czlowieka tak ueikebiam, a w twoim opowiadaniu biedaka same nieszczescia, prawie, spotykaly. nalezy mu sie cos od zycia, nawet jesli mial by byc z lucy... ktora mnie inrtyguje i domagam sie jej wiecej!

    joan... nie wiem kto jej to zrobic, czymze sobie zaskuzyka ale wiem, ze jesli tylko powie kto to duff i matt nie omieszkaja sie mu wpierdzielic ostro! (a ja im pomoge, z moimi niezawodnymi psychopatyxznymi pomyslami :3) z crugiej strony... gdy tak na ta ostatnia scene patrze przypomina mi to w pewnym stipniu moje stare opowiadanie (ktore w porownaniu z tym opisem jest marne i bez znaczenia, no ale niewazne) i tak dobrze sobie to wyobrazilam... ze az sie przerazilam. przerazilam sie tym, ze to tak genilanie opisalas, tak wspaniale! jestes wielka! (ale i tak domagam sie lucy (weiem, ona malo wana jet, ale laska mnie intryguje, ja bym z niej kogos strasznego zrobila, jakss psychopatke o, to dobre (dobra, nie bd rzucac pomyskmi, bo one sa bezsensu, no niewazne))) co jeszcze... nie bylam az tak bardzo zaskoczona, ze to nie marta (w duchu kazdy na to liczyl, no ale) i w sumie... nawet dobrze, ze to nie ona. ja nie wiem jak wtedy chlopcy by sie zachowaki, ake wiedzac, ze slash laske kochal t nie wynikloby z tego nic dibrego.


    dobra, koncze ten beznadziejny komentarz! jestes wielka :3 :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko to zbudowalas napięcie. Niezły horror z twgo wyszedł. Tak myślałam ze to nie Marta tam leży, i że to nie Steven. Cos nie wierzę w to nawrocenie Popcorna chociaz może poszedł w końcu po rozum do głowy. Haaa i jednak Izzy myślał o dziecku tak jak mówiłam :D jestem tylko bardzo ciekawa tej dziewczyny co ją Izzy wspominał, mam nadzieję że się czegoś więcej dowiem. No i ta końcówka... biedna Joan, dobrze że zabiła tego typa i się w końcu uwolniła. Strasznie dużo tu niejasności i nieznanych postaci więc licze na to że z czasem dowiem się wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha! Przeczytałam, możesz być ze mnie dumna, o taaaak:D
    Aż nie wiem co by rzec na ten temat. Było zajebiście smutne,Twój chyba najsmutniejszy rozdział, ale nie przejmujta się, ja lubię smutne rozdziały i opowiadanka:)
    Ja wszystko wiem, wiem, nie to co te tępaki co czytają Twego zacnego blożka :D Czuję się przez to taaaka fajnaaa i mądra :D
    Ale nie zdradzę tego, niech sami kombinują! Taka będę zła :)

    Z pozdrowieniami :* Pisz szybko czterdziestkę dwójkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja też wszystko wiem, nie jesteś sama :)

      Usuń
    2. Czuję się takim... Tępakiem. xd Ale się przechwalają, no! :p A tam, nie będziecie mieć żadnej niespodzianki.

      Usuń
    3. Mia,sryia czy jak ci tam. Zważaj na słowa słitaśna dzieffczynko. Nie, nie jesteś ani fajna ani mądra, tylko beznadziejna.

      Usuń
    4. miło by było gdybyś nie obrażał/a moich czytelników

      Usuń
    5. Kurwa no jebłam, ja tu se jaja robię, a ludzie biorą to na poważnie :D

      Usuń
    6. Nie lubię anonimów, które myślą, że są fajne hejtując wszystko ....

      Usuń
    7. Dobra anonim nie wykazał się wysoką kulturą osobistą, ale blogowiczka Mia, także nie, nazywając Twoich czytelników "tępakami". wina nie leży tylko po jednej stronie. Aśka :)

      Usuń
    8. zwłaszcza że Mia robi sobie żarty i nawiązuje do czegoś z naszych prywatnych rozmów, a pan anonim wykazał się hm... głupotą myśląc że swoim komentarzem ją ośmieszy albo... "sprowadzi na ziemię"
      no ale cóż... jak ktoś się zamierza bawić w jakieś gierki i cholera wie co to i tak znajdzie coś do przyczepienia się

      Usuń
  7. Już myślałam, że to Marta.. Jeny, bałam się przeczytać ten rozdział.. Jestem zszokowana nagłą zmianą Stevena.. myślałam, że on zrobił coś Maarcie i to ona leżała zakrwawiona :x Strasznie jestem ciekawa, kto jest oprawcą Joan, kto mógł ją gwałcić..
    jestem nadal w szoku i tylko tyle mogę napisać XD trzymaj się, weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Napisałam taki długi komentarz i po prostu się usunął... Ja chyba zwariuje z moim laptopem...ale wracając do rozdziału.
    Zajebisty. Nie wiem co jeszcze mogę o nim powiedzieć bo po prostu brak mi słów.
    Biedna Joan... Więcej niż biedna. Końcówka napisana bardziej niż profesjonalnie. Zamknięta prawdopodobnie w piwnicy, przywiązana do czegoś. Scena jak z horroru. Czytając to dosłownie widziałam ta scenę przed oczami. Godzi swojego oprawce nożem i ucieka. Tak nawiasem mówiąc to chyba wiem kim on jest... ale to tylko moje przypuszczenia. Jakoś od samego początku czułam że to nie może być Marta cała zakrwawiona. Jakiś siódmy zmysł chyba mam ...
    Izzy zatrudnił Lucy, i dobrze. Może teraz, dzięki niej nie będzie się czół taki samotny. Mi tez Lucy przypomina Martę z początku opowiadania. Nieśmiałą, cały czas nie chce przeszkadzać... tylko widać że ma lepszą rodzinę. Kochający ojciec który z otwartymi ramionami przyjął by ja z powrotem do domu tylko na to nie pozwala jej duma. Twierdzi że rozwaliła sobie życie, a ja jestem bardziej niż ciekawa w jaki sposób. Mam nadzieję że rozwiniesz ten wątek w przyszłości.
    Zostając przy Izzy'm. Pojawia się jakaś Emily, dziewczyna z jego przeszłości z Indiany. Jego młodzieńcza miłość?
    No to teraz zostało mi don omówienia spotkanie ze Steven'em. Szczerze się przyznam że jak w poprzednim rozdziale opisywałaś jak Slash dobiera się do Marty to na początku myślałam że na miejscu Slasha jest Steven. No ale wróćmy do tego rozdziału. Steven przeprosił Martę. Podświadomie czuje że ma w tym jakąś korzyść ale z całego serca chciałabym się mylić i żeby Steven "nawrócił się". Nie wiem czy na miejscu Marty zgodziłabym się z nim porozmawiać po tym wszystkim co zrobił. Chyba bym się bała... Steven chyba zrozumiał swoje błędy... przynajmniej tak to odczuwam.
    Nie wiem dlaczego ale podświadomie liczę na reaktywacje Gunsów w twoim opowiadaniu. Axl twierdzi że brakuje im Izzy'ego teraz Steven przeprasza Martę... Tak, wiem że to tylko moja wyobraźnia ale marzyć zawsze wolno.
    I tym właśnie stwierdzeniem kończę mój mało składny komentarz. Pozdrawiam i czekam na 42 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde, jestem w szoku. Jesteś świetna. Ta kobieta, którą Duff znalazł pod domem była taką tajemnicą i naprawde mnie zaskoczyłaś, myślałam że to Marta. To opowiadanie powoli zamienia się w kryminał, ale bardzo mi się to podoba. Jestem bardzo ciekawa kto tak potraktował Joan, to mógłbyc jej były chłopak, na początku pomyślałam, że to Slash ale chyba nie zrobiłabyś z tego kochanego Kudłacza takiego czarnego charakteru. Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że nie bedziesz kazała nam na niego czekać kolejne kilka miesięcy jak ostatnio ! ;d
    Masz naprawdę talent, ja na Twoim miejscu myślałabym o czymś poważniejszym niż blog :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No więc i ja przeczytałam i jak zwykle opowiadanko jest zajedwabiste, oznacza to, że naprawdę jest bardzo ciekawe. To znaczy piszesz bardzo interesująco, bez zbędnych opisów, monologów,bez zbędnych farmazonów. Nie piszesz rozwlekle.Przeważnie wiesz co napisać. Twoje opisy uczuć są bardzo rozbudowane i naprawdę widać, że wiesz co napisać. Co do samego rozdziału, Joan... biedna Joan, bardzo jej współczuję. Może Izzy jej pomoże? Przecież zawsze lubiła Izzy'ego. A Izzy jest człowiekiem,któremu można zaufać. Który jest na tyle inteligentny i na tyle wrażliwy, że wie, kiedy pomóc. Ciekawi mnie kim jest Emily i co zrobił Izzy, że o niej myśli. Czemu ją stracił? Czy to przez nią starał się być takim zimnym draniem? Co do Duffa, to mi cholernie przykro, że ją znalazł, to znaczy dobrze, że znalazł, ale przykro mi, że widział ją w takim stanie. Co do Lucy, mam nadzieję, że Izzy nic jej nie zrobi...

    shiris

    OdpowiedzUsuń
  11. Już bardziej zawile nie mogłaś napisać? ;)Część moich teorii wzięła się... Ale... widzę, że coś mi w miarę świtało na temat Joan. Za to Stevenem się zaskoczyłam bo byłam pewna po twoim opisie, że to ON (choć do końca to mu nie wierzę). Co prawda, wiadomo, ręki nie dam sobie uciąć, że wszystko już jasne jednak pierwsze co dziś pomyślałam to to,że w tym wszystkim o kimś zapomniałam, kto może się okazać Panem Psycholem, jak zwykłam go nazywać. Tylko tu znowu mi się troszku komplikuje: biorąc pod uwagę, że ostatni fragment to myśli Joan przed jej ucieczką, to kto jest drugą osobą, która miała zostać zraniona poprzez to porwanie. No chyba, że nasz psycholek widział jej zdjęcie ze Slashem w gazecie (bo była o tym mowa) i stwierdził, że ten ją kocha. Tak... Slasha by nienawidził za to, że zabrał mu Joan, a Duffa wiadomo za co. Wiesz chyba, kto przyszedł mi na myśl. Resztę skomentuję jutro jak na spokojnie w pracy przeczytam sobie to po raz drugi:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do mej wczorajszej wypowiedzi...cóż... przyszło mi na myśl parę nowych zastrzeżeń, ale wszystko prędzej czy później wyjdzie na jaw, więc na chwilę obecną nie będę tym sobie myśli zaprzątać:)
    Przejdźmy dalej.
    Izzy...uwielbiam go w Twojej formie (w tej prawdziwej zresztą też). Sama chciałabym mieć takiego brata. Ale konkretnie. Widzę, że biedny Izzy tez ma swoje demony przeszłości, sprawy, które potoczyły się tak, jak nie powinny. Można by teraz snuć teorie co się stało, ale tych przychodzi trochu na myśl. Ale o ile dobrze pojmuję to dziewczyna ze zdjęcia (i z myśli) Stradlina też żałuje pewnych spraw (bo do nikogo innego tego wewnętrznego dialogu bym nie przyporządkowała, chyba że znowu odpowiednio nas zakręciłaś). Hmm... ciekawe czy ten element jego przeszłości da znać o sobie, bo mam wrażenie, że tak, a moja pokrętna logika podpowiada mi pewien scenariusz...Zobaczymy, wyjdzie ,,w praniu".
    Na zakończenie: wiem, że coś na co się czeka lepiej smakuje, że masz naukę, ale jednak nie każ nam jakoś skrajnie długo czekać na 42.
    Naturalnie przyczepiać się nie mam czego^^ I niepotrzebnie mówiłaś, że spieprzyłaś dwie sceny (przepraszam, które?):)

    OdpowiedzUsuń
  13. dziś skończyłam czytać. Wszystko od samiusieńkiego początku. To jest nie do opisania.
    Cały czas byłam przekonana, że to Steven chce zabić Martę, że to ona tam leży ._.
    Więc, to opowiadanie jest zajekurwabiste, że ja pierdolę, pisz szybkooo następny rozdział, bo normalnie nie wytrzymam dłuużej!
    Ciekawe, co się dzieje ze Slashem?
    i co będzie z mamą Duffa?
    i z Izzym?
    i Axlem?
    i z McKagan Family?
    i z caaaaaaaałą resztą?
    Piszpiszpisz, jak najszybciej, prooooooooooszęibłagam . ;3

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowy rozdział mała http://whole-whotta-love.blogspot.com/ :P

    OdpowiedzUsuń
  15. No nieźle kurwa... A ja myślałam że to Marta będzie umierać :c
    eee...eee...eee... Joan... no w sumie może być też :C
    Uuu Lucy i Izzy nowe love story ja to wam kurwa mówie!!! POWIADAM WAM!

    napiszesz w przyszłości książkę którą będą czytać moje dzieci (o ile je będzie chcieć Jimmy xD)
    no whatever wiesz ze piszesz tak nieziemsko...wow

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie miałam jak się zabrać za komentowanie C:
    Więc tak... Wow.
    Myślałam, że Steven zrobi coś Marcie, a ją przeprasza i żałuje... Śmieszne.
    Kim jest Emily?! :OOOO Czy ona się tutaj pojawi? I znowu zawróci Stradlinowi w głowie?! :OOOOO
    Ja wiedziałam, że to będzie Joan i nic Marcie nie zrobisz! Wiedziałam! Ja to jestem zajebiście mądra, no! XD I rozumiem, że ten który ją krzywdzi to Ray? Albo Elmer? O.o No, na pewno ktoś z tej dwójki. I tak się zastanawiam... Bo Joan zabiła tego swojego oprawcę, tak? To... Powinni ją zamknąć O.o Ale w sumie, mogliby zrozumieć, że się broniła czy coś... No nic, trzeba czekać na kolejny rozdział :D W sumie, to nie chcę, żeby ją zamknęli O.o Prędzej Duffa niż spokojną Joan! XD
    Mi nie przeszkadza to, że piszesz szybko rozdziały, uwierz :D
    Czekam z niecierpliwością na następny :33

    OdpowiedzUsuń
  17. mam nadzieję że ten wątek Izzy'ego i Lucky będzie SZCZEGÓŁOWO kontynuowany heh pozdrawiam i czekam na kolejne

    OdpowiedzUsuń
  18. Kobieto! Z każdym następnym rozdziałem zaczynam coraz poważniej obawiać się o życie bohaterów ;) Czyli to była Joan! Od samego początku... A Marta to normalnie jakieś medium czy coś, jak na mój gust ;P
    Podoba mi się ten rozdział, wiele wyjaśnił i już się tak nie obawiam następnych rozdziałów. Bo jak słyszałam, że nowy u Ciebie to mi serce do gardła podchodziło i oddychałam jakieś tysiąc pięćset razy na minutę ;3
    Pozdrawiam autorkę i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych jej tworów! :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziędobry ;) xD
    Jak obiecałam, tak też zrobiłam ;P skończyłam książki, które miałam na stanie i los chciał, że prędkosć mojego internetu kategorycznie nie przyzwalała mi na granie w lol'a. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i czekam na kolejne ;P
    Dobrze wiesz jak bardzo lubię je czytać i jakie mam zdanie na temat Twojego stylu xD Po raz setny pisać nie będę, ale jeśli chcesz, to najwyżej na facebook'u wyśpiewam przy najbliższej okazji ^.^
    Fabuła genialna, ale jak zawsze nie pasuje mi jedynie to, że związałaś ją z Duff'em xD czy to nie mógł być ten nieszczęsny Slash? ];> xD (Taaaa.... Ja i moje rozkminy xD)
    Także ten..... idę się znowu lenić, ale tym razem dumna, że napisał pierwszy komentarz od jakichś dwóch miesięcy ;) xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Przeczytalam calego bloga zaledwie w cztery noce uwinelabym sie szybciej ale piszesz tak zajebiscie dlugie rozdzialy ze wymiekalam.
    Piszesz tak kurewsko zajebiscie ze to sie nie dzieje
    Twoje pomysly na kazdy rozdzial sa boskie.
    Pokochalam twojego bloga od pierwszego rozdzialu
    Na poczatku irytowala mnie troche Marta ze taka placzliwa jest ale pozniej sie przyzwyczailam i juz mi to nie przeszkadza.
    Maly jeffrey jes taki przeslodki!!!
    I te przerazajace sceny to o Joan. Biedna cale szczescie ze sie sie wydostala no i ze Duff ja znalazl mam nadzieje ze z tego wyjdzie biedaczka.
    Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy !
    :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Jestem już, no jestem i nie marudź mi tu! :P Moje komentarze (o wątpliwym poziomie inteligencji...) naprawdę nie są takie ciekawe... xd No ale whatever, ja w każdym razie nigdy nie zapomniałabym o Tobie, uwielbiam Ci tutaj gadać i gadać i rozkładać Twoje opowiadanie na czynniki pierwsze :D Choć najczęściej moje domysły są błędne, głupie, dziwne, surrealistyczne i niekiedy odbiegają od tematu do Krainy Dzikich Jednorożców... Co nie zmienia faktu, że mogę pierniczyć od rzeczy godzinami i chyba to wiesz, a to opóźnienie to... No przepraszam, mówiłam już, że tak lekko w życiu nie mam i tylko zapierdalam, choruję i śpię, na zmianę. Ale do rzeeeeeczyyy :D

    Hehe napiszę to co zwykle: że podczas czytania chciałam napisać tyyyyyyyyleeeeee, a pewnie wyjdzie tyle i dupa ;__; Co ja poradzę, że mam taką pamięć, no? To się leczy, ja wiem. :(
    Na początku to wezmę ten rozdział tak ogólnie, pod względem moich skromniutkich, subiektywnych wrażeń i emocji xd Więc... Powiem tak: poprzedni, tzn. 40 zrobił na mnie KOLOSALNE wrażenie, nie będę tu już opisywać, bo powtarzałam to parę razy w komentach i mailem xd Za to ten rozdział... No nie wiem, już nie łomotało mi tak serce, nie histeryzowałam sobie mentalnie i nie planowałam zamachu stanu wskutek mego odrętwienia po przeczytaniu, ale... Hmm no nie wiem dlaczego tak było, bo w sumie tu dzieje się nie mniej, żeby nie powiedzieć więcej! Także, no... Myślę, że to wynikało z tego strachu o Martę, bo wiesz... Mimo że lubię Joan i jak wiesz długo się zastanawiałam co takiego się z nią dzieje to jednak Marta... To Marta! xD Ma Jeffa, ma Duffa, Izzy'ego, a oni nie przeżyliby, gdyby coś jej się stało. Nie mówię przez to, że Joan jest nieważna, tylko... Po prostu Marta wiecznie, wiecznie dostaje w dupę, o. I nie mogło jej się nic stać, za dużo się nacierpiała.

    I teraz tak... Ten Steven. Ja wiedziałam, wiedziałam, że to Joan tam leży! Wiedziałam, kurwa! xD Chociaż... Mój scenariusz był nieco inny: Joan leży spoko spoko, a Adlerek porywa Martę zupełnie niezależnie i planuje sobie bliżej nieokreślony zamach... A tu jednak nie... Żałujący Steve? Hahaha, nie? Nie wierzę Ci, kręcisz, kobieto, kręcisz! xd To kolejna zmyła! Coby uśpić naszą czujność. Ja tu widzę podstęp, haha! Poza tym jeden fragment nie daje mi spokoju, ale to Ci już napiszę na priv :p
    Choć z drugiej strony Marta też nie jest do niego przekonana, a skoro poruszyłaś już temat hipokryzmu Stevena to w sumie... Zrobiło się bardziej oczywiste, a Ty oczywistych rzeczy nie lubisz... xD
    No i widzisz, co ze mną czynisz? :c Mózg mi paruje od tych domysłów i przemyśleń, Ciebie się NIE DA rozgryźć i nie da przewidzieć, biję pokłony (znowu :3).
    A z trzeciej strony... Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Adlera jest jednak dość... no, wiarygodne i w sumie... Gdyby faktycznie chciał ją oszukiwać to czy doszedłby w ogóle do takich wniosków? Że... stracił ich na własne życzenie?

    Fragment Izzy'ego cudny, technicznie, psychicznie, filozoficznie xd No i... Zaskakujący! Zdajesz sobie sprawę, że teraz ponad setka ludzi rozkminia kimże jest owa Emily i już wałkuje w głowie całą historię? Moja pierwsza myśl była taka, że ta laska hmmm nie żyje? Ale potem... Potem mamy fragment z nieznajomą dziewczyną w roli głównej i... Oczywiście szansa, że o niej mowa jest jak jeden do tysiąca, ale... To wystarczyło, że zawahałam się z tym przedwczesnym uśmiercaniem :p

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak poza tym to... Strasznie ciężko mi było wyobrazić sobie, że jednak istnieje w życiu Stradlina ktoś oprócz Marty. Ktoś płci żeńskiej... Czy... Czy on... zapomniał o tym tajemniczym incydencie czy... wypchnął z pamięci? A może po prostu zajebiście dobrze udawał? A może... To nie Annika miała być wzorowana na Marcie, a - jeszcze dalej - Marta na tej dziewczynie? Może ta dziwna paranoja zachodzi głębiej niż myślimy? Może podstawy jego dziwnego pecha, a raczej niehęci znajdują się daleeeko, daleeko w przeszłości? No wszystko na to wskazuje. Jestem cholernie ciekawa jak to się potoczy dalej, bo z opowiadania Izzy'ego wynika, że sprawa jest wyraźnie zamknięta... (dlatego pomyślałam o śmierci xd)
    No, i czekam na rozwinięcie tematu Lucy! :p Kolejna potencjalna kandydatka dla naszego sexi nieszczęśnika haha. Trochę młoda, ale co tam wiek! xD Ważne som uczucia :c

    ''Mogłam nie odrzucać jego... faceta, któremu na mnie zależało. Jedynemu facetowi, który mnie kochał i chciał ze mną być! Wszystko spierdoliłam! Nic już nie będzie takie samo. Niczego nie da się naprawić!'' -> i to wydaje się tajemniczo i aż nazbyt pasujące do historii Stradlina... :D Ale czekam na rozwój zdarzeń, na razie nie mam co więcej powiedzieć :p Tylko wiesz, że... Kurewsko mnie zaciekawiłaś?! *___* I co teraz, muszę czekać aż skończysz tą zasraną sesję ;__;

    Fragment z Joan... To znaczy z tą niekontaktującą Joan, od strony Duffa i Matta... Łooo kurwa. O_____O Tu to mi rozpieprzyłaś mózg! Bo... spodziewałam się, że coś jej się stanie, ale nie zastanawiałam się co... No... myślałam, że ta krew to... jakiś jednorazowy atak. A tu mamy rozhisteryzowaną dziewczynę, która nie daje się dotknąć, jest wpół żywa i majaczy. Co Ty jej zrobiłaś?!?! ;___; Pierwsze, co mi przyszło do głowy to że ta rodzina jest tak cholernie pechowa i... No uwzięłaś się na tych McKaganów! :p I na Martę (chociaż w sumie Marta to teraz też McKagan). Sporo przeżyć to trochę takie sceny z horroru - i bardzo dobrze! XD Oczywiście ze strony technicznej, bo w głębi serduszka ja to wszystko przeżywam itd., ale generalnie rzecz biorąc uwielbiam, gdy tyle się dzieje. A nie tylko sranie o niczym, u Ciebie to jest... Epickie! Mamy dosłownie nawał zdarzeń, wątków, a wszystkie są zajebiście tajemnicze i nigdy niewyjaśnione do końca, same niedopowiedzenia. A to wszystko sprawia, że ludzie idą do Ciebie czytać z wywalonym jęzorem i sercem na włosku xd
    No, wracając do tematu... Nie mam pojęcia, kto i dlaczego torturował Joan, nie potrafię znaleźć żadnego odpowiedniego kandydata... Może... Nie no, nie wiem, kurwa! :( To mnie wyniszczy, skręci od środka, ta niewiedza. xD

    Ostatnia scena jest REEWELAACYJNAA! *.* Fantastycznie to opisałaś, miałam ciary, autentycznie. Jeśli chodzi o sytuację - wciąż nie mam pojęcia, kto jej to zrobił i jaki miał motyw... Szczerze wątpię, żeby Joan w jakiś sposób zawiniła, więc... Może to znowu chodzi o coś... Głebszego? O czyjąś zemstę na... no nie wiem... Duffie?
    Zajebiste to było, zajebiste! Ta nagła wola walki... Zwiała, całe szczęście, ale... Rozumiem, że zraniła tego faceta, tak? Ciekawe czy gość w ogóle żyje. :O
    Hmm nie wiem co jeszcze napisać, powiem tylko tyle, że wprowadziłaś tym rozdziałem straszny zamęt i bardzo bardzo namieszałaś, czyniąc mój mózg zbyt ciekawym :D
    Mnóstwo informacji - żadnych konkretów, a my, biedni, musimy się domyślać xd

    Ech, przepraszam, że dzisiaj taki krótki komentarz, zwłaszcza, że tyle czekałaś, ale... Cóż... Po prostu nie przychodzą mi do głowy żadne scenariusze, pozostaje czekać na upragniony 42! xD

    Ogólnie bardzo podobał mi się ten rozdział, właśnie dlatego, że stało się sporo nowych, tajemniczych rzeczy. Tu Adler, tam Izzy, Joan... Błaagam, zaliczaj tą sesję i pisz! xD

    Ave :*

    OdpowiedzUsuń
  23. Witam :D
    Przybyłam na Twojego wspaniałego bloga i zaczęłam czytać. Jestem chyba na 10 rozdziale. Zajebiście mi się podoba. Jak dojdę trochę dalej to zacznę komentować ;)
    Oczywiście będę Cię informować o nowych rozdziałach :)
    I jeszcze coś. Wspominałaś coś o dodaniu linku do mojego bloga na Twoim blogu. Nie mam nic przeciwko! :D Będę czuła się zaszczycona! I dziękuje za komentarze u mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiesz o tym, że dla mnie wszystko co napiszesz będzie arcydziełem. Jestem już z Martą i Duffem bardzo długo, trochę ich zaniedbałam, ale powracam ze zdwojoną siłą! Tyle nowego się wydarzyło. Pojawił się mój kochany Matt *.* Akcja z Joan - aghrr... Marta dołączyła do rodziny McKaganów, głupi Slash i Izzy, który potrzebuję dziewczyn <3 Także nie wiem co pisać, moje zdanie znasz od samego początku, cudo! *_____*

    OdpowiedzUsuń
  25. Totalnie bezsensowny rozdział pierwszy czegoś, co w przypływie natchnienia nazwałam Crazy Little Thing Called Love.
    http://highway-to-wherever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  26. Dobra, wredna Rose postanowiła, że się zabierze za skomentowanie tego rozdziału. Wiem, przeginam pałę, że go nie komentuje, ale pisałam Ci dlaczego. Ale już też nie będę taka wredna, że będę siedziała cichaczem, jak mam coś do powiedzenia. Tylko teraz jakoś też nie pamiętam, co ja bym chciała powiedzieć. I tak się właśnie konczy pisanie komentarzy po czasie :D

    A wiem. Pierwsza sprawa. Na jakimś blogu mi zarzuciłaś, że się nie jaram Twoimi nowymi rozdziałami no to, żeby nie było, że u innych skaczę z radości a u ciebie smentne teksty "Mysłałam, że zawisiłas bloga" To prosze bardzo:
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Dodoałaś nowy rozdział! Normalnie, jak dostałam powiadomienie, to normalnie myślałam, ze się zesikam ze szczęscia. No dobra, zesikałam się ze szczęscia, a ludzie nie wiedzieli o co chodzi, kiedy wydarłam się z radosci w komputer. Boże, jak sie ciesze i jak Cię kocham za ten rozdział. AAAAAAAAAAAAAAAAAAA (W tym miejscu Rose tarza się ze szczęscia na podłodze)
    No to spełniłam swoją pwonność, mogę pisać dalej :D

    I kogo tu obgadamy? Może polecę fragmentami, bo tak będzie łatwiej, bo i tak muszę je czytać jeszcze raz.

    To na początku Steven, który przez wszystkich był podejrzewany o takie zbrodnie, jak zabićie Marty, a tu prosze bardzo Steve się ogrnął i nawet przeprosił. Dobra, Marta na początku sie jego trochę wystraszyła. Też bym się bała, bo jednak bym nie wiedziała co ten czubek może ode mnie chceć. Nie dziwię się, ze poszła z nim do restauracji Matta, haha, nie ma to jak zawsze mieć ze sobą obstawę McKaganów. A McKaganów na świecie, jak mrówków, to Marcia może czuć się bezpieczna. No i wyszło na to, że Steven chciał ja przeprosić, bo uwaga do jego zaćpanego łba dotarło, iz sam na własne zyczenie stracił przyjaciół, a nie przez Martę. No i zajebiscie. Tylko szkoda, że tak się ogrnął po czasie, bo jednak trochę złego już zdązył wyrządzić. Ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale, prawda? Hmm, no i widzę, ze w sumie Marta ma jeden paranoiczny strach. Iż "żarcik" Stevena okarze się prawdą i kiedyś znajdzie Duff w łóżku z jakaś tam pindą, ale to już nie będzie intryga. Hmm, no dobra, w sumie, to ja się jej nie dziwię, że dziewczyna się tego boi. Bo jednak jest z Duffem McKaganem. No sory, facet prowadził dość luzny styl życia, zanim zwiazał się z Martą. Ale też mogła by zobaczyć, iż jej (już) mąż trochę się zmienił przez te wszystkie lata, co z nią był. W sumie, teraz to ja sobie tak myslę, że zwiazek z Marta, to była dla Duffa taka niezła szkoła życia nie? Bo wczesniej, to co? Jakieś tam przelotne znajomosci, jakieś tam dziwki, wszystko co miało cycki, to w sumie samo mu się pchało do łóżka. Nie trzeba było sie stracać, nic nie trzeba było, tylko spodnie zdjąc, a może i to też nie, haha. No a tu jednak pojawiła się Marta, która przez większość życia bała sie jakiego kolewiek zbliżenia z facetem. No ... i trzeba było się nią zaopiekować i w ogole. I tak własnie sobie myśle, ze Duff przez to wszystko dostał niezłego kopniaka od życia i po prostu otrząsnął sie. Narazie, to ja tam w nim nie widze faceta zdolnego do zdardy. Chociaż może się to zmienic, nie? Ale narazie jest taki uroczy, kochany, az mi czasem chce się rzygać na to jaki on jest. Haha, za słodko. Ale Marta się boi. I tu bym w sumie chętnie weszła w kwestię zaufania. Jak to było? Podstawą zaufania jest kontrola,tak? Czy jakoś właśnie tak. Hmm, no ja nie twierdzę, że Marta nie ufa Duffowi, ale jednak się boi. Wiec czasem w jej głowie pojawia się taka myśl, że mógłby to zrobić... a nie ładnie, nie ładnie. :D A to wszystko przez Stevena, który się ogrnął i przeprasza. Ha, z gazetk dowiedział sie paru ciekawych rzeczy, jak ślub i dziecko McKaganów. Dobra.. do czego to dochodzi, że przyjaciel czyta o reszcie w gazetach. No dobra, były przyjaciel.

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak opisałaś małego McKagana, że normalnie to miałam taka jego wizję, jako małe aniołka, tylko mu skrzydełek brakowało. Ha, no tak, u Izzy'ego przeciez to jest bardzo grzeczne dziecko, no bardzo grzeczne. A rodzicom daje popalić. Wychodzi na to, że wujek Izzy nadaje się na nianię do dzieci, ha. No dobra, moze ma dużo cierpliwosci (W sumie, w tym co dla niego planujesz, to naprawdę bedzie mu potrzebna cierpliwosc, bo innaczej to nie wyrobi facet) Ale wiesz? Teraz mam taką wizje. Jeff lat około 15? No taki już nastolatek. Siedzi sobie ze Stradlinem u niego w domu, na wernadzie? Wiesz, jest taki juz wieczór, ha, że słoneczko zachodzi, haha. No i palą sobie papierosy (aby nie było ze skrety) i Jeff na rodziców nadaje, że wcale nie są wyluzowani, a Duff to juz wogole, bo z hipokryta jednym nie da się dogadać, haha. A Izzy sobie tak siedzi i tak sobie słucha i taka jego myśl nagle "I kurwa, dlaczego nie jestęs MOIM synem" ha. Dobra, no wychodzi na to, że pusciłam wodze fantazji. To ja może wrócę na ziemie i zacznę dalej komentować. Co tam dalej mamy? Ah tak. Lucy przyszła. Miała przyjsć z Martą, ale Marcia sie po drodze zgubiła, bo ja UFO (czyt Steven) porwało. No i wychodzi na to, ze Lucy ma prace u Izzyego. No i Lucy ma mieszkac ze Stradlinem, bo Marta ma jakiś szatański plan. No ja bym tam nastolatki do Stradlina nie wpusczała, ale dobra. Nie wiem na co Marta liczy. W sumie, to ja mogę się tylko tego domyślac, ale to takie trochę chamskie, nie? Bo w tej chwili, to jakby chciała układać Stradlinowi życie. Może i też czuje się trochę winna tego, że on jest taki samotny w tłumie, bo to jakby trochę przez nią, to chce trochę mu naprawić w życiu. Ale jednak... no to mi sie nie podoba, że tak włąsnie postępuje. Wow, pierwszy raz coś mi się nie podoba w zachowaniu Marty. Święto!
    No i do tego wszystkiego jeszcze ta cała Emily. Miłosć Stradlina. Pierwsza miłosć? Może pierwsza i jedyna miłosć, która się skonczyła. Bum, nie ma. Em gdzies przepadła. Stradlin nie może się teraz ogrnąć. Mogę go przytulić? A ty mi zarzuczasz, ze to ja się znęcam nad Stradlinem i tak dalej. No sory, u mnie facet ma bardzo dobrze, bo ma Elenę i bedzie miał dzieciaczka. (Dobra... z jego podejsciem do życia, jakim pokazałam, to się zastanawiam, jak długo będzie rozmyslał nad zmianą pieluchy?) Ciul, że w Zagubionym Księciu ma juz trochę gorzej, ale u ciebie to wcale nie ma lepiej! Cierpi biedny, bo jakaś tam Emily go zostawiła i on teraz nie może się ogrnąć (wiem, powtarzam się) Nie lubię tej całej Em. Jak sobie gdzies tam znikała, to normalnie nie wiedziała jaki skarb traci. Teraz to może sobie tylko zalować, o!
    W ogóle, jak on sobie tam siedział nad jej zdjęciami, to mi się wspomniało, jak u mnie Izzy siedział nad fotkami Annie :D

    A no i najważniejsze. Jona... dobra, to ja juz tu moge się przyznać, że wczesniej wiedziałam, ze to Joan i wcześniej miałam pewność, ze to ona tam lezy. Ale jednak Joan, czy Marta, to dla Duffa i tak tak samo zjebane przezycie. I tak tak samo się zestresował i ogole. To w sumie nie ma z czego się cieszyć, że to nie jest Marta, a Joan. Jedyne co dobre, to to , ze nie ma jakiś tam wyraznych obrazen na ciele. Tylko zadrpania. Ale za to, co się teraz bedzie działo w jej psychice. Jak ona była w takim szoku, ze nawet nie poznała Duffa, to wiesz... Wyjdaje mi sie, ze Joan już nigdy nie będzie ta samą Joan :(

    Dobra, chyba napisałamw szystko, to co chciałam napisać.
    Wiesz, czekam na kolejny, ale to wiesz.
    Kocham :*
    Ps: Komentowanie zajmuje tylko chwilkę? U mnie to aż 20 min!

    OdpowiedzUsuń
  28. Rozdział drugi dna beznadziei. Wreszcie się okaże, kim był tajemniczy 'on', który pojawił się w The Roxy :D

    http://highway-to-wherever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. Cholera, muszę tak duzo ci napisać, ze nie wiem od czego zacząć...
    Przyznam się, że czytałam twoje opowiadanie jeszcze na onecie, bo koleżanka z fikcyjnego nk podala mi adres, a swoją droga podam jej link w wolnej chwili. Przeczytałam chyba do 22 rozdziału i gdzieś zgubiłam adres, ale cieszę sie znp tu trafiłam, bo bardzo lubiłam to opowiadanie, choć nigdy nie komentowałam. Był to drugi blog który czytałam i właśnie przez niego zapragnęłam spróbować tu szczęścia... chyba sie udało, ale mniejsza.
    Jesli chodzi o tajemniczego porywacza, to z początku myślałam, że to Steven, a Marta ma prorocze sny co do swojej osoby, gdy się Adler "przeprosił" ją, a Duff znalazł ciało kobiety, myślałam, ze wtedy ją potwierdził, śle potem tą kobietą okazała się Joan, więc coś zaczęło mi nie pasiwać, no bo po jaka cholerę popcorn porywalby siostrę Duffa? I wtedy dostałam olśnienia. Skoro ten joles tak nienawidził Joan i dwóch jej znajomych, to zaczęłam myśleć. McKagan próbował bronić ją przed złem tego świata, więc zamieszanie go jest oczywiste, a druga osoba? Matt nie, bo zjawił sie po jej wyjeździe. Izzy i Axl nie, więc SLASH! I teraz pytanie, komu ta reinkarnację zniszczyła życie. Bo i zapaliła mi sie zarówka nad głową, bo to takie oczywiste!! Ray, czy jak mu tam!!
    Na koniec dodam tylko, że to co piszesz wiele raz inspirowało mnie do moich wypocin.
    I oczywiście, zapraszam do mnie na breath-of-memories.bligspot.com jeśli chcialabys zobaczyć, co z tego wyszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za błędy, ale odsłania z komórki i wgl.-,-
      PS: jak czytam te komentarze innych, to czuje się jak jakiś geniusz, bo mam rację co do porywacza Joan, prawda?

      Usuń
  30. Niektórzy mają ferie i tworzą dziwne rzeczy, więc zapraszam :)
    http://highway-to-wherever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak szerzyć spam to po szatańsku ^^
      Prolog czegoś, co nazwałam Shannie's got a Gun. Dużo Duffa = dużo schiozwych zachowań.
      Zapraszam :)

      http://highway-to-wherever.blogspot.com/

      Usuń
  31. Haha JESTĘ GENIUSZĘ XD
    i muszę przyznać, spam pierwszorzędny, jeszcze takiego nie miałam XD
    Co do twoich komentarzy. Owszem, Alisson popijała w wieku 13 lat, ale w końcu ma sławnego ojca, a matka raczej za bardzo się nią nie interesowała. W dodatku miała świetny kontakt z dużo starszym bratem, wiadomo, że będzie trochę zdemoralizowana.
    Liv jest bardzo uczuciowa i wiele rzeczy bierze do siebie. Pzt. jej stosunek to w pewnym sensie mój stosunek do tego, bo mi całowanie przyjemność nie sprawia, ale obrzydzenia też nie, po prostu trochę to wyolbrzymiłam.
    Panna Bowei nie zrobiła z siebie idiotki, ani rozhisteryzowanej niedojrzałej dziewczynki, a przynajmniej ja tak uważam. Na jej miejscu załatwiłabym to podobnie, bo co z tego, że są świadkowie? Pzt. wielu jego kumpli wiedziało o zdradach Matta, więc ją rozumieli.
    Co jeszcze... ten sex nic nie znaczy, ale o tym będzie w następnym rozdziale xD

    OdpowiedzUsuń
  32. Czas na mój głupi i krótki komentarz. Bo ja zawsze zapominam o tym co mam napisać :D
    No więc Steven... podejrzane ale to znaczy, że wcale takie nie jest (ah, moja inteligencja). Biedna Joan! Czemu? ;__;
    Mały Jeffrey *_*
    Izzy i Lucy... średnio mi to pasuje bo on jest przecież od niej dość dużo starszy, więc jakoś nie jestem pewna laf stora. No i ta Emily... czy ten jeden fragment to były jej myśli? Tego dowiemy się... w następnym rozdziale! xD
    Świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  33. http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - nowy, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedy będzie następny rozdział? No kiedy? Ja się doczekać nie mogę! Jeju ale by było fajnie jakby Izzy związał się z Lucy. Walić różnicę wieku! xD

    OdpowiedzUsuń
  35. Także teges. Nie wiem co dzieje się z moim komputerem, albo z Twoim blogiem, ale jakoś dziwnie blokuje mi się dodawanie komentarzy, dlatego robię to dopiero teraz.
    Zaczęłam czytać Twojego bloga od 37 rozdziału, ale po przeczytaniu go stwierdziłam, że jest to największe cudo, jakie kiedykolwiek widziałam i zaczęłam od początku.
    Kocham całą fabułę, nawet Stevena - gnoja, bo wreszcie nie jest jakimś słodkim idiotą, jak na większości blogów o tematyce Guns n' Roses.
    Boli mnie trochę, że Izzy jest taki samotny, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu znajdzie sobie kogoś i będzie miał przynajmniej jednego małego Stradlina, nie powstrzymam się od awww.
    Mamy Martę, która jest najzajebistszą ( wiem, że nie ma takiego słowa :) ) główną postacią z wszystkich blogów, ale w sumie czego się spodziewać po najlepszym blogu?
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej się o nią boję i jeszcze wtedy, kiedy Duff zobaczył zakrwawioną dziewczynę na trawie... Boże, serio myślałam, że to ona i o mało nie dostałam palpitacji serca. Ale na szczęście (znaczy wcale nie, Joan też lubię )... chwała.
    Cały czas się boję, że w pewnym momencie, zresztą w najmniej spodziewanym wyrypiesz z tym gwałcicielem, którego nie wiedzieć czemu cholernie się boję.
    Pamiętasz zapewne, jak przed rozdziałem z weselem zamieszczałaś na fb kawałki rozdziałów, tam było, że ktoś chamsko dotyka Martę, kuźwa. Byłam na 100 % pewna, że to właśnie ten gwałciciel, i znowu o mało nie pozbawiłaś mnie życia, bo zakrztusiłam się sokiem :D
    Został Duff, bo o Slashu nie chce mi się wypowiadać, nie lubię go za bardzo. Nie ze względu na Twojego bloga, ogólnie jakoś mi nie podchodzi.
    Duff. - Najbardziej opiekuńcza postać, jaką kiedykolwiek widziałam, no ale to chyba dobrze, bo każda dziewczyna chciałaby mieć opiekuńczego chłopaka, który nie zawsze jednak zachowuje się jak rasowy pantoflarz ( tak przynajmniej myślę ). Uwielbiam go, zresztą jak całe Twoje opowiadania.
    Na koniec zostawiam ocenę ( jeśli tak w ogóle można nazwać to, co tu naskrobałam ). Zdenerwowałaś mnie, bo nie bardzo lubię, jak coś nie jest wytłumaczone od razu. Wiesz, taki cholerny minus mi stwórca dorzucił do charakterku. Ale w sumie to dobrze, bo przynajmniej wiem, że szybko mi się czytanie tego bloga nie znudzi.
    Tylko błagam, nie trzymaj długo tej informacji dla siebie, bo ja się znowu boję, że ten koleś, który zrobił to Joan to mógł być ON.
    Nie wiem, czy będziesz na mnie zła, czy może zadowolona, bo nie mam bladego pojęcia, jak ludzie znoszą cukrowanie i fakt, że ktoś jest na nich pozytywnie zły.
    Dzięki jeszcze raz za to cudo i dawaj szybko następny.
    Pozdrawiam / Paulina.

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie wiem, czy przeczytałaś inne opowiadania, ale że względu, że wpisałaś się w informowanych, mam zajebisty obowiązek narzucony przez siebie samą, by powiadomić cię o kolejnym rozdziale, a raczej jego połówce Just ride baby.

    OdpowiedzUsuń
  37. Em, no nie doczytałaś XD
    Jej podróż jest w trakcie ich trasy, a o ile się nie mylę, był koncert w N.Y. a jeśli nie, to trudno XD
    Lizzy jedzie na koncert Gunsow, bo MaKagan ją poprosił.

    Tak, rfk... właściwie powinno być RFKzM-Rewelacyjna, Fantastyczna koszulka z Morrisonem

    OdpowiedzUsuń
  38. Wiem, że masz mnie ochotę zabić, bo miałam dwa bite tygodnie, gdzie mogłam to wszystko ze spokojem sobie poukładać, a znów robię wszystko na ostatnią chwilę.Ale ja mam to we krwi po prostu no xD Dobra, powiem Ci, że to jest najbardziej pokręcona (zaraz po Rose) historia jaką czytałam na blogach z Gunsami, ale Ty to pewnie wiesz, ha xD Najlepsze jest to, że to jest cholernie spójne i mimo wszystko się w tym nie pogubiłaś! Ja nie wiem jak ty to robisz, że to jest tak skomplikowane, że trochę mi to zajmuje, żeby sobie to w głowie jakoś przeobrazić i w ogóle. Właściwie to muszę jeszcze nadrobić rozdział o weselu i nocy poślubnej i potem już będę na bieżąco xD Kończą mi się ferie, ja nie chcę tego :<
    Ale dobra, Rose się tu tak rozpisała, że normalnie szok, i wypadałoby też tu coś dłuższego skrobnąć. No to mamy Martę, która jest panią McKagan, ale jakoś tak nie skacze z radości z tego powodu. Do tego dochodzi Steven, który wcale nie jest kucharzem ze słodkimi niebieskiemi oczkami i blond czupryną. Martę zaczęły narastać lęki, że Duff kiedyś ją zostawi. W końcu wiedziała z kim się żeni i nie będzie to takie proste to małżeństwo. Ale zgadzam się z Rose - jak sobie przypomnę obraz McKagana ze wcześniejszych rozdziałów i teraz tego co jest akutalnie, to widzę ogromną różnię. Zmienił się na lepsze, w końcu został też ojcem małego, słodkiego i uroczego Jeff'a, to w końcu musiał dorosnąć, prawda? Eh.. Izzy..Izzy.. no ja naprawdę mam wrażenie, że on zawsze ma przejebane. No co, a tu u Ciebie nie ma? ;D też kurde został porzucony przez jakąś Emily. Jest sam.. jedyne co, to może pocieszyć Martę, bo chyba ona najbardziej mu ze wszystkich ufa. Mam wrażenie, że ufa bardziej Izzy'iemu niż samemu Duff'wi. Jeszcze na koniec moja biedna Joan. Kurde, kurde, zabić tego gnoja mam ochotę! Biedna Jo :<
    No nic, czekam na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  39. i u mnie troche nowego ;) http://whole-whotta-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  40. nn na right-next-door-to-hell.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  41. Jestem marnym detektywem. Nic z mojego wcześniejszego komentarza niemiało sensu w świetle ostatnich wydarzeń (co nie zmienia faktu że Steven jest podejrzany i go nie lubię, znaczy tylko w opowiadaniu żeby nie było, że nienawidzę tej kochanej owcy).
    Biedna Joan. Przeczuwałam, że coś jest nie w porządku z tym jej całym zniknięciem, ale żeby aż tak. Przeżyła piekło na ziemi (tym bardziej jeżeli ma się tak chorą wyobraźnię jak ja.)
    Powinnam chamsko powiedzieć, że najważniejsze, że Marta ma się dobrze (w sumie już to zrobiłam>.<) Mam nadzieję, że nie planujesz żadnych krwawych akcji z nią/Duffem/Jeffem(!)/Izzym w roli głównej, no i oczywiście, że Joan zdoła jakoś poskładać w całość jej nieźle poturbowaną psychikę.
    Sorry za mało składny komentarz... Nie cierpię pisać na telefonie -.-

    OdpowiedzUsuń