Tak więc kochani... jest to najdziwniejszy rozdział, jaki do tej pory stworzyłam...
dziwne sceny, dziwne myśli... sami zobaczycie
wiecie co mi się marzy? żeby te WSZYSTKIE osoby, które zagłosowały w ankiecie, zostawiły chociaż krótki komentarz... żebym wiedziała, że faktycznie to czytają...
Tym samym zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie, do polubienia fejsbukowej strony i do KOMENTOWANIA i WYRAŻANIA OPINII (tak... łudzę, się, że jeśli napiszę to drukowanymi literami i większą czcionką, to ktoś się do tego zastosuje :D)
za wszelkie błędy przepraszam, ale jestem ślepa i nawet czytając to 10 razy nic bym nie wyłapała...
***
Kurczowo
obejmowała mężczyznę i wtulała twarz w jego kurtkę, chroniąc się przed wiatrem.
Ufała mu oczywiście, ale nie na tyle, żeby dobrowolnie wsiąść z nim na motor.
Nie po tym, jak dała się wieźć do szpitala samochodem, mimo że wcale nie miał
prawa jazdy. Ale teraz… okoliczności zmusiły ją do tego. To był najszybszy
sposób, żeby dostać się do szpitala. Nie docierało do niej to, co usłyszała
przez telefon. Joan w szpitalu. Krew. Jakieś dziwne obrażenia, zero kontaktu z
otoczeniem. Przerażenie w głosie Matta. Co się takiego stało? Dlaczego był taki
roztrzęsiony? Czy Duff już wiedział? Był
z nim na miejscu?
- T-trzymaj
kierownicę! – pisnęła, gdy Izzy złapał jej dłonie splecione na jego torsie.
- Spokojnie…
zaraz będziemy na miejscu, hm?
Jak tylko
znaleźli się na miejscu, Marta pobiegła do budynku. Nie zwracała uwagi na to,
czy jej towarzysz dotrzymuje jej kroku. Szybko nacisnęła przycisk windy. Drzwi
się rozsunęły i wpadła do środka. Izzy zdążył w ostatniej chwili. Dotarło do
niej, jak bardzo jest zdenerwowana. Cała się trzęsła. Bała się tego, co
zastanie na czwartym piętrze. Co mogło tak bardzo wstrząsnąć dwoma dorosłymi
mężczyznami? Usłyszała cichy szept. Poczuła silne męskie ramiona, które
przyciągnęły ją do siebie i czule objęły. Kolejny szept. Nie mogła się skupić.
Co przed chwilą usłyszała? Pytał o coś? Powinna coś odpowiedzieć? Zakręciło się
jej w głowie. Całe szczęście przytulał ją i nie pozwolił jej osunąć się na
podłogę.
- Hej, hej…
Marta – jego głos z trudem przedarł się do jej świadomości – dobrze się
czujesz? Co się dzieje?
- T-trochę mi
słabo – oparła czoło o jego tors – boję się… boję się tego, co się mogło
wydarzyć…
- Wiem… wiem,
ale nie martw się na zapas, hm? – pogładził ją pocieszająco po głowie, drugą
ręką ciągle mocno i asekuracyjnie ją obejmując – zaraz się wszystkiego dowiemy.
Jak tylko
wysiedli z windy, zauważyli stojącego na korytarzu wysokiego mężczyznę. Trzymał
w dłoni kubek z parującym płynem. Opierał się o ścianę, mając spuszczoną głowę,
zupełnie jakby przysypiał. Garnitur. To był Matt. Dopiero teraz zauważyli, że
prócz papierowego kubka, dzierżył w drżących dłoniach fiolkę z lekami. Znowu te
tabletki. Za dużo, za silne, za często. Każdy, kto zadałby sobie trud
przeczytania etykietki, w prostym rachunku doszedłby do wniosku, że właściciel
restauracji łyka te medykamenty w co najmniej dwa razy krótszym czasie, niżby
to wynikało z zaleceń jego lekarza. Co robił, gdy tabletki się skończyły przed
czasem? Oczywiście nie przyznałby się do tego nikomu, bo to przestępstwo, ale
jednym z jego stałych restauracyjnych klientów był starszy człowiek, który
prowadzi prywatną praktykę. Przysługa za przysługę. McKagan zapewni kilka
kolacji czy obiadów na koszt firmy, mężczyzna wypisze mu receptę na leki.
- Matt? –
podeszła szybko do niego i zauważyła, że nie tylko ręce mu się trzęsą – M-matt,
co się stało? Gdzie Duff?
- Z J-joan –
zamknął oczy – J-joan… o-ona… m-moja Joan… - mamrotał i chciał otworzyć wieczko
fiolki – n-nawet n-nas n-nie rozpoznała… - wyszeptał i próbował zażyć kolejną
zbyt dużą porcję leków.
- Nie… -
złapała szybko jego dłoń – n-nie bierz tego świństwa…
- K-kurwa –
wyjęczał, upuszczając kubek z kawą – k-kurwa, d-daj mi t-te tabletki…
- Powiedz, c-co
się stało… spokojnie powi… M-matt? – zaskoczona i przestraszona patrzyła, jak
mężczyzna osunął się po ścianie i usiadł na podłodze wyłożonej jasnymi
płytkami.
Spojrzała
bezradnie na Stradlina, który póki co postanowił nie ujawniać swojej obecności.
Przykucnęła przy swoim szwagrze. Poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku. Stało
się coś poważnego. Bardzo poważnego. Nie wierzyła, że tego człowieka tak
poruszyła jakaś błahostka. Ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział, jak długo
jeszcze wytrzyma. Ktoś zrobił krzywdę jego siostrze. Ktoś ośmielił się tknąć
jego kochaną siostrzyczkę, bez jej zgody. Poczuł delikatną dłoń tej
drobniutkiej brunetki. Odgarnęła mu włosy z twarzy i pokrzepiająco pogładziła
po ramieniu. Po co to wszystko? Niech po prostu odda mu te pieprzone tabletki.
Potrzebował ich! Nie ważne, że nie minęły nawet dwie godziny, odkąd brał je ostatnim
razem. Tylko one mogą mu pomóc!
- K-ktoś ją
skrzywdził – wyszeptał – k-ktoś… j-jakiś… p-przetrzymywał j-ją…
- C-co?! – jej
palce mimowolnie zacisnęły się na jego przedramieniu – jak p-przetrzymywał?
Kto?
- K-krzywdził… krzywdził
m-moją Joan – nieporadnie otarł łzy – b-boi s-się nas… n-nie w-wie, kim
j-jesteśmy… j-jakiś c-chuj z-zrobił jej krzywdę! J-jakiś d-dupek dotykał j-ją
s-swoimi ł-łapskami!
- O-och…
Zrozumiała. Nie
potrzebowała już ani słowa więcej. Dokładnie wiedziała, co Matt chciał powiedzieć.
Nie musiał wyjaśniać. Nie chciała słuchać wyjaśnień. Wszystko przecież zostało
powiedziane. Joan doświadczyła podobnej krzywdy. Padła ofiarą jakiegoś
zwyrodnialca. Była uwięziona i wykorzystywana w najgorszy możliwy dla kobiety
sposób. Została poniżona… skrzywdzona… fizycznie i psychicznie. Co musiało
dziać się teraz w jej głowie? Co musiała przeżywać, gdy tylko zamknęła oczy?
Czym była dawna krzywda Marty w porównaniu z jej cierpieniem? Jak poniesie się
po takich przeżyciach? Jak zdoła uporać się z upokorzeniem i poczuciem winy?
Czy będzie kiedykolwiek w stanie zaufać jakiemuś mężczyźnie?
- O B-boże…– ze
łzami w oczach, objęła swojego szwagra, który siedział z twarzą ukrytą w
dłoniach - Matt, tak m-mi przykro…
Szlochała
cichutko. Jego ramiona dawały minimalne ukojenie. Dawały bezpieczeństwo,
obietnicę, że wszystko będzie dobrze. Jego ramiona, które próbowały wymazać z
jej umysłu ten straszny widok. Jednak nie dawały rady. Nie mogły podołać. Nie,
w sytuacji, gdy ich właściciel sam był rozbity i zszokowany. Kim musiał być
człowiek, który tak strasznie zranił drugą osobę? Jak nazwać mężczyznę, który
dopuścił się takich brutalnych i przerażających czynów? Co musiało nim
kierować, żeby doprowadzić wesołą i pewną siebie kobietę do takiego stanu. Początek
psychozy… pierwsze objawy psychozy i całkiem możliwe, że zespołu stresu
pourazowego. Cały stan, w jakim znalazła się Joan, mógł się pogłębić. Lekarz
powiedział, że to kwestia czasu. Będą potrzebować psychiatry. Zaburzenia
posttraumatyczne. W najlepszym wypadku będzie to tylko czasowy stan lękowy.
Jednak… niewykluczone, że to, co ją spotkało, zmieni ją w zupełnie innego
człowieka. Czas pokaże. Potrzeba czasu. Ile jeszcze razy to usłyszą? Ile
jeszcze razy będą mamieni głupim, ulubionym tekstem lekarzy? Jak długo będą
karmieni określeniami w tym stylu? Musimy czekać… czas pokaże, jak bardzo to
wydarzenie wyryje się w jej pamięci… czas pokaże, czy będzie na tyle silna,
żeby z tym wygrać… musimy czekać… Te słowa wracały, powtarzane jak mantra.
Boleśnie wypełniały jego świadomość. Zastanawiał się, co musiał czuć jego
przyjaciel. To przecież jego siostra. Ukochana siostra. Jeśli na nim wywarło to
takie wrażenie, to co dopiero na Duffie? Czas, kurwa, pokaże… jebcie się
wszyscy! Udławcie się tym swoim pierdoleniem! Zamknął oczy. Kiedy ostatni
raz ją tak tulił? Kiedy ostatni raz tak bardzo się rozkleiła? Była taka krucha.
Taka delikatna. Wyglądała jakby miała się zaraz rozsypać. Więc… kiedy ostatni
raz była w takim stanie? Przecież doskonale to pamięta… pamięta to cholerne, nieszczęsne
wesele! Pamięta, co zrobił ten dupek. Jak ona zareagowała. Czy mógł się jej
dziwić? Oczywiście, że nie. To, co się wtedy wydarzyło… nigdy nie powinno mieć
miejsca. Tak samo jak ta sytuacja. Nie powinien jej teraz przytulać i próbować
pocieszać. Nie powinna płakać, nie powinni tu teraz być i martwić się, co dalej
będzie z Joan. Ona nigdy nie powinna wpaść w sidła jakiegoś zwyrodniałego
psychopaty.
- Serduszko… -
wymruczał jej do ucha i poczuł, jak jeszcze bardziej i rozpaczliwiej do niego
przyległa – ciii… niczego nie zmienimy… - nowa fala łez zaczęła wsiąkać w jego
koszulę – nie pomożesz jej tym… ciii… musisz być silna… ona będzie cię
potrzebować…
Odsunął ją od
siebie i otarł jej policzki. Te oczy. Śliczne, duże oczy, w które tak bardzo
uwielbiał się wpatrywać, które teraz były szkliste i zaczerwienione. Ból.
Nieznośny ból, którego nie potrafił opisać słowami. Ból, który wręcz rozrywał
mu serce. Skup się, Stradlin! Dobrze wiesz, że jesteś silny. Dobrze, kurwa,
wiesz, że potrafisz sobie radzić! Kim ona jest, żeby doprowadzać cię do takiego
stanu?! Do chuja, to nie jest Emily, idioto! Nie jest i nigdy nią nie będzie!
Nie masz… nie masz żadnego jebanego prawa! Kiedy to, kurwa, do ciebie dotrze!
Nie pamiętasz, co mówiłeś? Nie pamiętasz, jak zarzekałeś się, że dla nikogo
nigdy nie będziesz taki jak dla Emily? Więc pierdolony dupku skąd nagle
zachciało ci się wracać?! Po chuja wpierdalasz się w moje życie, Isbell?! Nie
chcę tego! Rozumiesz?! Nie chcę być jebanym, słabym palantem! Nie chcę mieć
uczuć! Nie chcę patrzeć w jej oczy i czuć tego bólu! Nie chcę jej przytulać i
czuć jak coś mnie rozpierdala od środka! Nie chcę ocierać jej łez i walczyć,
żeby kurwa samemu się nie rozryczeć! Wracaj do pierdolonego Lafayette! Wracaj
do Emily i daj mi, kurwa, święty spokój! Wracaj do cholernej Indiany i zabieraj
to całe gówno, które teraz czuję! Izzy Stradlin nie miał uczuć i tak ma kurwa
zostać!
- Błagam… nie
płacz… - wymamrotał, ciągle walcząc z samym sobą – nie cofniesz tym czasu…
Pokiwała tylko
głową. Nie miała władzy nad tym, co czuła i nad tym, co się z nią działo. Mogła
otrzeć łzy, ale za kilka sekund pojawiały się nowe. Usłyszała za sobą dźwięk
zamykanych drzwi i ciche kroki. Odwróciła się i zamrugała, chcąc odzyskać
ostrość widzenia. Duff. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek widziała go w gorszym
stanie. Nawet najbardziej przykre wspomnienia, które mogła teraz przywołać, nie
równały się z tym, co zobaczyła teraz.
- Duffy… -
podbiegła i mocno go objęła – k-kochanie…
- P-przysięgam…
z-znajdę go i z-zajebię gołymi rękami… kimkolwiek jest… z-znajdę i zajebię…
Izzy, widząc
tulącą się i nawzajem pocieszającą parę, odszedł kilka kroków dalej. Czuł się
jak intruz. Powinien oswoić się z tym uczuciem. Ostatnio ciągle miał wrażenie,
że nie znajduje się w odpowiednim miejscu… o czasie już nie wspominając.
Pozwolił im na chwilę prywatności. Zresztą… czy zniósłby ich rozmowę?
Wytrzymałby, słuchając dalej ich słów? Nagle wszystko wokół zaczęło go
interesować. Brudny, popękany sufit. Krzesełka, które powinny być chyba
wycofane z użycia kilkanaście lat temu. Drzwi… identyczne drzwi różniące się
tylko numerkiem. Pielęgniarki spieszące do pacjentów. Znajoma twarz. Zamrugał.
Przecież był trzeźwy. Nie ćpał od bardzo dawna. Jakim cudem ma omamy wzrokowe?
Odwrócił się w kierunku pary. Ona też go widzi! Izzy nie mógł nie zauważyć, jak
nagle przysunęła się do Duffa. Nawet z tej odległości dostrzegł strach.
- Co ty tu,
kurwa robisz?! – wysyczał.
- Słyszałem, że
Joan jest w szpitalu…
- I co ci do
tego?
- Weź się
odwal! Joan jest moją przyjaciółką! Mam prawo wiedzieć, co się z nią dzieje! I
chcę pogadać z Martą. Po chuj oni się wyprowadzają?
- Nie będziesz
z nią rozmawiał – warknął ostrzegawczo – nawet się do niej nie zbliżysz.
- Co ty
pierdolisz?! Naćpałeś się zaś czegoś? – odgarnął loki z twarzy – nie będziesz
nią rządzić.
- No jasne…
rządzenie nią mam pozostawić tobie, tak?!
Wyminął
gitarzystę rytmicznego i skierował się w kierunku małżeństwa. Nie wiedział, o
co temu Stradlinowi chodzi. Ubzdurał sobie, że ma ją na wyłączność? A może, że
ma prawo za nią decydować? Zawołał ją. Drgnęła i wtuliła się w Duffa. Co do
cholery?! Zrobiła się strachliwa? Coś się stało z Joan? O chuj jej chodzi? I do
tego, kurwa, jeszcze Stradlin i jego pierdolone fochy! Wszystko z powodu tych
dwóch głupich słów? Tak?! O to wam chodzi? O głupie „kocham cię”?! Co w tym
złego? Może i źle zrobiłem, że powiedziałem to dopiero teraz, ale to powód do
robienia takiej afery?! Przez jedno kurewskie „kocham cię” będą się teraz
zachowywać jak idioci?
- N-nie chcę z
t-tobą r-rozmawiać! – wyjąkała – zostaw nas teraz…
- No o co ci
chodzi? Chcę tylko pogadać i zapytać, co się sta…
- Duff… chyba
powinieneś pójść do Joan – znikąd pojawił się Izzy i rzucił mu sugestywne
spojrzenie – Marta zaraz do was przyjdzie…
Spojrzał
pytająco na swoją żonę i dwójkę przyjaciół i skierował się do sali, w której
leżała jego siostra. Jak tylko McKagan zniknął za drzwiami, Marta zaczęła się
cofać. Zachowywała się tak, jakby bała się, że gitarzysta Guns n’Roses rzuci
się na nią lada moment. Straciła z oczu swojego przyszywanego brata. Jedyne, co
teraz widziała, to on. Człowiek, który prawie zniszczył jej wesele. Ten sam,
który potraktował ją jak szmatę. Mężczyzna, którego traktowała jak przyjaciela,
a który chciał ją zranić i upokorzyć, tylko dlatego, że to nie z nim dzieliła
łóżko. Zderzyła się z czymś. Pisnęła przestraszona i odwróciła się. Nie ma się
czego bać. To tylko Izzy, który znikąd pojawił się tuż za nią. To tylko
Stradlin, który wpatrywał się w Slasha z rosnącą nienawiścią.
- O co wam,
kurwa, chodzi?! Od kiedy nie mogę z tobą rozmawiać? Od kiedy to Stradlin za
ciebie decyduje?!
- Daj jej
spokój! – warknął gitarzysta – więcej razy jej nie skrzywdzisz!
- O czym ty
pierdolisz?! Nikogo, kurwa, nie skrzywdziłem! Od kiedy powiedzenie, że się
kogoś kocha to skrzywdzenie?!
-
P-powiedzenie? – odezwała się cicho – p-powiedzenie?! T-to, co z-zrobiłeś… t-to
nie było zwykłe p-powiedzenie…
- Niby co
zrobiłem? – zapytał niezbyt pewnie.
Usłyszał
prychnięcie. Agresywne, ostrzegawcze prychnięcie. Co oni sobie wymyślili? W co
próbują go wrobić? Co to za zmowa? Co to za cholerny spisek przeciwko niemu? To
jakiś odwet za jego zachowanie w stosunku do Duffa? To kara za to, że im
przeszkadzał w jebaniu albo budził im dziecko, bo nie zachowywał się cicho? A
może Marta się mści za to, że ośmielił się ją kochać? Ale jak mogłaby być taką…
suką? Ona? To przecież niemożliwe! Ale jeśli niemożliwe… to o co w tym
wszystkim chodzi?
- Co zrobiłeś?!
Jeszcze się, kurwa, pytasz, co zrobiłeś?! – sekundy dzieliły Izzyego od utraty
panowania nad sobą – Masz, kurwa, czelność stać sobie tutaj i zachowywać się,
jakbyś nic nie zrobił?! – Dzięki ci, kurwa, Boże, że jest tu Marta, bo bym
go chyba, kurwa, zabił! – jakim jebanym prawem tu stoisz po tym, jak
chciałeś… jak chciałeś ją zerżnąć na jej weselu!
- Ciebie chyba
pojebało, Izzy! – Slash wytrzeszczył oczy – jebnąłeś w coś głową?! – spojrzał
na Martę, szukając poparcia.
Jednak ona
tylko wtuliła się w mężczyznę, wybuchając płaczem. Slash przełknął ślinę. Krew
odpłynęła mu z twarzy. Przecież nie mogłaby tak udawać. Nie mogłaby go tak
okłamać i wrobić w coś, czego nie zrobił. Jezu, co ja kurwa zrobiłem? Co ten
Izzy wygaduje?! Jak… ja chciałem ją… zerżnąć? Na weselu? Ale… jak? Jak do
cholery, skoro tylko zapytałem, czy nie porozmawia ze mną chwilę! Przecież
poszliśmy tylko na spacer i powiedziałem jej, co czuję! Nic więcej! O czym oni
mówią? I nagle przed oczami zaczęły przelatywać mu dziwne, nieskładne
obrazy. Przebłyski niepokojących go scen. Daniels. Dużo Danielsa. Biały
proszek. Pomieszczenie pełne zadowolonych, ładnie ubranych ludzi. Dźwięczące w
uszach słowo. Jedno pieprzone słowo, które zniszczyło mu marzenia. Tak. TAK.
Gniew. Wszechogarniający gniew. Więcej Danielsa. Nikt przecież nie zwraca
uwagi, na postać stojącą w ciemnym kącie kościoła. Zakręciło mu się w głowie.
Co było dalej? Szampan. Wesołe śpiewy. Duff z tym swoim pieprzonym uśmieszkiem
i triumfem wymalowanym na tej parszywej gębie. Marta… JEGO śliczna Marta. Marta
i ręce tego dupka, które przyciągają ją do niego, które w bezczelny sposób ją obmacują.
Alkohol podszedł mu do gardła. Zaraz się porzyga, patrząc, jak on ją całuje.
Błysk. Szarpiąca się Marta, która każe mu, żeby ją puścił. Uporczywe myśli.
Dlaczego nie on? Zapomniał czegoś powiedzieć? Pojawił się w złym momencie?
Ulga. W końcu ją dotknął. W końcu poczuł to cudo pod swoimi dłońmi. Nie raz
wyobrażał sobie, jakie są w dotyku. Słowa. Tyle słów. Jeszcze większa złość. Jeszcze
większa furia. Podniecenie. Jej miękkie, słodkie usta. Pragnął ich. Pragnął jej
całej. W tej chwili… zawsze. Ból… co go zabolało? I jeszcze raz. Nicość… ale
coś było dalej! Co było dalej?! Daniels. A może wódka? Złapał pierwszą lepszą
butelkę. Trzask szkła. Przeszywający ból w plecach. Jakiś krzyk. Czy to Izzy?
Co mu odpowiedział? Czemu on się tak wydzierał? Co Slash takiego złego zrobił? Powiedział
mu prawdę? Osunął się na ziemię. Ile czasu tak siedział? Godzinę? Dwie? A może
kwadrans?
- T-to nie może
być prawda… - poczuł kropelki potu na plecach – to jakiś… jakiś pieprzony żart!
Nie mogłem… to nie… to nie byłem ja!
Brunetka
wyswobodziła się z troskliwych ramion byłego gitarzysty rytmicznego
Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata i pobiegła do pomieszczenia, w którym
kilkanaście minut wcześniej zaszył się jej mąż. Hudson stał jak sparaliżowany.
Nie docierało do niego, że to wszystko prawda. Jak mógł do czegoś takiego
dopuścić? Owszem… był tylko facetem. Marzył o tej dziewczynie. Śnił o niej w
sposób, który wcale by się jej nie spodobał. Nie raz nie był w stanie oderwać
od niej oczu. Nieraz wręcz rozbierał ją wzrokiem. Być może miał obsesję na jej
punkcie. Ale… jakim cudem mógł chcieć zrobić coś takiego?
- Dobrze ci
radzę… nie zbliżaj się do niej… - wycedził Izzy – nawet, kurwa, nie próbuj, bo
to będzie ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobisz…
Otworzył drzwi.
Stała za nimi przemoczona kobieta. Gęste, ciemne włosy przykleiły jej się do
twarzy. Dygotała z zimna. Nawet nie zwróciła uwagi, że doczekała się gospodarza
domu, bo wpatrywała się w swoje buty na dość wysokim obcasie. Nie miał
zielonego pojęcia, co tutaj robiła. To znaczy miał świadomość, że pojawiła się
w Los Angeles, ale co robiła pod jego domem? Nie powinna być przypadkiem w
szpitalu? Albo u jednego ze swoich wujków?
-
Kate? Co ty tu robisz?
-
Och… - oderwała wzrok od szpilek i spojrzała na niego – ja… mogę wejść?
-
Jasne… czemu nie masz parasola w taką ulewę? – przepuścił ją w drzwiach.
-
Nie pomyślałam – wymamrotała jak małe dziecko – Izzy?
-
Hm? Coś się stało?
-
Mogę… - przestąpiła z nogi na nogę i otuliła się szczelniej ramoneską –
pozwolisz mi tu dziś przenocować?
Spojrzała
na niego wręcz błagalnym wzrokiem. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Zawsze
nienaganny wygląd pozostawiał teraz wiele do życzenia. Nawet jej standardowy
mocny makijaż, pod wpływem deszczu zaczął rysować ciemne strumyczki na jej
policzkach. Czy chodziło o Joan? Wiedział, że Kate przyleciała rano ze swoim
ojcem, żeby odwiedzić w szpitalu jej ciotkę. To nią tak wstrząsnęło? Widok
kompletnie bezbronnej, przerażonej kobiety? Kobiety, która początkowo nie
rozpoznawała swoich braci i panicznie się ich bała, która nawet nie dała się im
dotknąć, złapać za rękę? A może rozbiło ją to, co siostra jej ojca musiała
przeżyć? Stradlin sam był w szoku i nie mógł sobie znaleźć miejsca po wizycie w
szpitalu. A przecież Joan była dla niego głównie rodziną jego przyjaciela, była
koleżanką. Nie była tak naprawdę nikim bliskim. Zresztą czy Izzy tak naprawdę
miał osobę, która była bliska jego sercu? Po co kurwa pytam… przecież są
dwie takie osoby… przecież jest Marta… jest Emily… no i… kiedyś zespół był moją
drugą rodziną… ale czy dalej są dla mnie tak ważni? Może Duff? Z nim utrzymuję
najlepszy kontakt…
-
Miałam się z ojcem zatrzymać u Matta, ale… nie wytrzymam z nimi! – jęknęła i
znów wbiła swoje duże, piękne oczy w gitarzystę – jak tata zobaczył Joan, to
myślałam, że zaraz dostanie zawału. Wyglądają, jakby mieli nad nią siedzieć i
beczeć jak małe dzieciaki! Nie chcę widzieć ich w takim stanie.
-
Bo… sama zaczniesz płakać? – zapytał niepewnie i zaprowadził ją do łazienki i
podał ręcznik, żeby wytarła włosy.
-
Ja nie płaczę. Nigdy. Nie umiem – burknęła i zerknąwszy w lustro, wytrzeszczyła
oczy – jak ja wyglądam!
Izzy
zaproponował, że zrobi jej herbatę i zostawił ją samą. Chyba lepiej, jeśli da
jej czas, żeby doprowadziła się do ładu. Nic z tego nie rozumiał. Wiedział, że
Kate oczywiście przejęła się stanem panny McKagan, ale nie zamierzała tego
okazywać. Chciała pokazać, że nie wzrusza ją takie coś? Albo pokazać, że jest
twarda? Gdzie się tego nauczyła? Będąc kilka dobrych lat wśród muzyków? Stając
się groupie, która nie za bardzo mogła okazywać słabość? To ludzie pokroju
Izzyego uczynili ją taką? To ci wszyscy rockmani, z którymi szła do łóżka?
Stradlin pamiętał pierwsze spotkanie z nią. To było zaraz na samym początku ich
drogi do sławy, gdy Guns n’Roses było jeszcze raczkującym, garażowym zespołem.
Pojawiła się znikąd i została przedstawiona jako bratanica Duffa. Była wesołą
dziewczyną, która dopiero co otwierała się na świat. Można powiedzieć, że
kiedyś była nawet trochę nieśmiała. Ale to było prawie siedem lat temu. Od tego
czasu w jej życiu zaszła rewolucja, poznała dość dobrze i intensywnie
kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu muzyków. Zetknęła się ze światem
alkoholowych libacji, które toczyły się wśród naćpanych gitarzystów,
wokalistów, perkusistów i basistów.
- Pożyczyłam
sobie koszulę – dobiegł go jej cichy głos – nie umiałam niczego innego znaleźć,
a moje ciuchy są całe mokre.
Odwrócił się.
Miała na sobie jedną z jego białych koszul, przez którą prześwitywał czarny
stanik. Zjechał wzrokiem na dół. Jedne z jego przetartych jeansów, ściągnięte
paskiem, żeby nie spadły jej z bioder. Była niewiele niższa on niego, więc
podwinęła troszkę nogawki. Zauważył, że zmyła rozmazany makijaż. Zamrugał. Nie
był do końca pewny, czy z jego oczami jest wszystko w porządku. Po raz pierwszy
widział ją taką naturalną. Bez tuszu, bez pudru, cieni do powiek i tych
wszystkich innych rzeczy, które kobiety używały, by wyglądać ładniej i
atrakcyjniej. Przełknął z trudem ślinę i kolejny raz zamrugał. Skoro te
wszystkie rzeczy i ten makijaż… skoro to wszystko po to, żeby… jakim cudem ona
wygląda teraz… lepiej? To przecież nienormalne! Po co ma się malować, skoro
jest taka ładna? Nie spodziewał się, że Kate ma tak delikatne i łagodne
rysy. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego dziewczyna nosi tak ciężki i mocny
makijaż, który sprawia, że jest zupełnie inną osobą. W zamyśleniu nawet nie
zauważył, że kobieta zaczęła się z niego śmiać. Odchrząknął i zadał jej
pierwsze lepsze pytanie, jakie przyszło mu na myśl, żeby odwrócić jej uwagę.
- Myślałem, że
jesteś gdzieś w Europie na trasie…
- Mam w dupie
Motley Crue… z Sixxem na czele – warknęła i podeszła do chłopaka – pierdolony
dupek.
- Uuu… aż tak?
– podał jej kubek z gorącą herbatą – chodź do salonu, tam jest cieplej.
- Nienawidzę
go! Po prostu nienawidzę! – wybuchła i opadła na kanapę – Najpierw pieprzył,
jak to jest zajebiście i czego to on by nie chciał, a później… ugh! Niedobrze
mi się robi jak o nim myślę.
Usiadł koło
niej i okrył ją kocem. Zastanawiał się, czy przypadkiem dziewczyna nie czuła do
Sixxa czegoś więcej i dlatego tak bardzo się zdenerwowała i rozczarowała. Ale
chyba nie chciał wiedzieć. A skoro ona sama nie wykazała chęci, by mówić coś
więcej, postanowił nie ciągnąć jej za język. Dziwnie czuł się w jej
towarzystwie. Znali się wprawdzie kilka dobrych lat, ale nie widywali się zbyt
często. No może ostatnio jakoś się to poprawiło. Od czasu, jak Kate pojawiła
się w domu Duffa, jak jeszcze Marta była w ciąży. I wesele! Chyba tylko dzięki
niej jakoś przeżył tą nieszczęsną noc. Przez to, że nie dawała mu za bardzo
spokoju, mógł chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co właśnie tracił i przede
wszystkim dzięki Kate wyparł ze świadomości chęć dokonania mordu za to, co
Slash chciał zrobić Marcie.
- To… masz już
upatrzony jakiś nowy zespół?
- A co?
Zamierzasz coś założyć i szukasz groupie? – mruknęła smutno i dodała – to chyba
nie dla mnie… to znaczy już nie dla mnie. Było fajnie jak… - urwała i nie
wiedząc, co zrobić z rękami, zaczęła bawić się mankietami - teraz mam dwadzieścia
sześć lat i nie dość, że pojawiają się o wiele młodsze i ładniejsze koleżanki,
to jeszcze… kurde… jest mi coraz trudniej… coraz gorzej…
- Za bardzo się
przywiązujesz? – wszedł jej w słowo, widząc, że nie potrafi się wysłowić.
- No właśnie…
jestem chyba za stara na skakanie z kwiatka na kwiatek. Dlatego było miło z
Sixxem. W sumie wtedy byłam tylko… dla niego i obojgu nam to odpowiadało, a
przynajmniej tak myślałam, póki się nie dowiedziałam, że prócz mnie ma jeszcze
dwie inne przyjaciółeczki, którym pieprzył to samo co mi… - Izzy postanowił
przemilczeć wrażenie, że kobieta coś ukrywa - nawet nie wiem czy te gówniary
były pełnoletnie – westchnęła i oparła głowę na ramieniu gitarzysty – nie
sądziłam, że mnie to tak zaboli.
- Niepisane
zasady, hm? Nie zakochiwać się. Nie przywiązywać się. Nie dać po sobie poznać,
że ci zależy?
- Dokładnie…
skąd wiedziałeś? – zapytała zaskoczona.
- Może stąd, że
to też były moje zasady? – wymamrotał – chcesz coś mocniejszego od tej herbaty?
Whisky? Wódka? Chyba powinienem, gdzieś mieć wino…
- Nightrain?
- Niezmiennie –
uśmiechnął się.
Po chwili siedzieli
koło siebie i popijali co jakiś czas alkohol. Izzy sam się sobie dziwił, że
prowadził z nią taką swobodną rozmowę na tematy, których zawsze unikał.
Zdziwiła go też jej otwartość. Nie znali się przecież na tyle dobrze, żeby tak
sobie zaufać i opowiadać o problemach czy rozterkach.
- Wiesz… jak
usłyszałam, że Joan jest w szpitalu, że… że ktoś zrobił jej takie straszne
rzeczy… w jakim my żyjemy świecie? Przecież to mogło się zdarzyć każdemu! Patrz,
co spotkało wcześniej Martę… niedługo będziemy bali się wyjść na ulicę! To
nienormalne! – nawet nie zauważyła, kiedy prawie pusta butelka wina, została
zastąpiona kolejną – Duff teraz tam siedzi razem z Mattem… nie mogą nic dla
niej zrobić. Są, kurwa, kompletnie bezsilni! Muszą tam siedzieć i patrzeć, jak
ona cierpi! Mój ojciec musi patrzeć na swoją skrzywdzoną siostrę i nawet nie
może jej pocieszyć i przytulić, bo ona się boi! – nie przerywał jej, wiedział,
że chyba potrzebowała się wygadać – mój ojciec, który zawsze był dla wszystkich
wsparciem, teraz… t-teraz s-sam… t-teraz…
Zesztywniał,
gdy poczuł, jak kobieta drży. To mogło oznaczać tylko jedno. To, czego
najbardziej się obawiał. Płacz. Nie umiał pocieszać. Nie wiedział, co wtedy
robić. Kate nie była Martą, przy której działał bardziej instynktownie i na
wyczucie. To, że potrafił uspokoić i pocieszyć swoją przyszywaną siostrę, wcale
nie znaczyło, że to wszystko zadziała w stosunku do innej kobiety. Zwłaszcza w
stosunku do kobiety, która zapierała się, że nigdy się nie rozkleja i nie
okazuje słabości. Usłyszał cichutki szloch. Był zaskoczony jej zachowaniem, ale
rozumiał to. Rozumiał, że dziewczyna za długo wszystko w sobie tłumiła, że za
długo grała zimną, odporną na wszystko kobietę. Wiedział, że zbyt długo chciała
pokazać, że jest silna i twarda, bo tego od niej oczekiwano. Zdawał sobie
sprawę, że w końcu musiała się złamać, że w końcu przyjdzie moment załamania,
że brunetka po prostu się rozsypie. Dodatkowo jeszcze alkohol. Wypiła przecież
prawie półtora butelki Nightraina. To ją jeszcze bardziej osłabiło. Miał jednak
nadzieję, że pocieszanie jej przypadnie zupełnie komuś innemu.
- Kate…
- N-nie w-wiem,
j-jak m-mam m-mu p-pomóc… n-nie w-wiem, c-co m-mam z-zrobić dla J-joan –
wyjąkała przez łzy – n-nie u-umiem p-patrzeć, j-jak oni cierpią… n-nie mam siły
u-udawać, że świetnie s-sobie ze wszystkim d-daję radę… n-nie u-umiem już
u-udawać, że n-nic mnie nie obchodzi…
- Hej… -
przysunął się i otarł jej łzy z policzków – nie musisz niczego udawać. Bądź
sobą i bądź przy nich – mruknął i widząc nieme pytanie w jej oczach, objął ją –
Jon na pewno będzie ci wdzięczny za to, że jesteś przy nim… bardziej mu to
pomoże, niż jakieś głupie zapewnienia, że wszystko będzie ok… - pogładził ją
niepewnie po plecach – nie płacz… wszystko się jakoś… naprawi…
- N-nic n-nie
będzie d-dobrze – rozszlochała się bardziej – o-ojciec m-mnie… o-on… o-on mnie
z-zabije!
- Kate, co ty
mówisz? Zwariowałaś? – nie wiedział, skąd u tej dziewczyny takie pomysły i
histeria – nie mów takich rzeczy…
- T-ty nic
n-nie rozumiesz! On m-mnie znienawidzi… z-zabije, j-jak…
Przylgnęła do
niego i krztusząc się łzami, ciągle mamrotała pod nosem, że Jon jej nie
wybaczy. Izzy był bezradny. Nie miał pojęcia, co brunetka mogła takiego zrobić,
żeby wywołać w tym spokojnym i dobrotliwym człowieku tak negatywne emocje. Nie
potrafił tego połączyć z dramatem, który spotkał Joan. A może to nie ma
związku? Może to tak… przy okazji? Sytuacja z Joan ją jeszcze bardziej rozbiła
i miała już dość wszystkiego? Dlatego teraz o wszystko płacze? O co, kurwa,
chodzi?! Przecież sama mówiła, że nigdy się nie rozkleja i nie płacze, a teraz,
kurwa, płacze jak małe dziecko! Nie nadawał się do tego. Nie potrafił
pocieszać. Nienawidził tego. W podświadomości widział zapalającą się lampkę
ostrzegawczą. Co ty odpierdalasz?! Zapomniałeś, kurwa, kim jesteś?!
Zapomniałeś, czego się tyle lat uczyłeś?! Chcesz robić kolejny, jebany
wyjątek?! Tak Stradlin? O to ci chodzi?! Już zapomniałeś o Emily? Zapomniałeś,
kogo stworzyła?! Zapomniałeś, kim się przez nią stałeś?! Gdzie są twoje zasady,
palancie?! No kurwa mać! Już wystarczy, że przy Marcie zachowuję się jak…
mięczak, który ma uczucia! Ale ty mnie z nich odarłaś, Emily! Zrobiłaś ze mnie
pierdolonego skurwiela! Te wszystkie… tyle ich było… naiwne małolaty… dziwki…
groupies… fanki… to wszystko przez ciebie, wiesz?! To przez ciebie traktowałem
je wszystkie jak szmaty! Miałem gdzieś, czy je zranię! Gówno mnie obchodziło,
że kogokolwiek mogę skrzywdzić! Dalej taki jestem! Więc kurwa, co się ze mną dzieje?!
Ogarnęła go chęć odepchnięcia kobiety. Walczył ze sobą. Wszystko w nim
krzyczało, żeby zostawił tą płaczącą brunetkę i po prostu wyszedł. Przecież w
tym był mistrzem. Mistrzem w porzucaniu potrzebujących go dziewczyn. Co się z
nim dzieje? Czemu on w ogóle się zastanawia? Czemu jeszcze przy niej siedzi i
ją obejmuje?! Czemu jakaś głupia siła go powstrzymuje? Gdzie jest, kurwa,
Izzy? Gdzie jestem prawdziwy ja?! Czemu nie wstanę i po prostu nie pójdę się
najebać, olewając Kate?! Przecież to nie Marta! Nie muszę być miły! Nie muszę
się starać! Nic kurwa nie muszę, a mimo to siedzę i dalej ją pocieszam i mruczę
to jebane Don’t Cry!
- Powiesz mi,
co się stało? – silił się na troskliwy ton i o dziwo nawet mu to wychodziło –
Kate?
- O-ojciec…
j-jak się d-dowie… o-on… S-sixx… o-oni o-obaj mnie z-zabiją…
- Co ma Jon do
Sixxa? – zapytał zaskoczony i coraz bardziej zaciekawiony.
Znowu. Kolejny
raz czuł to dziwne kłucie. Zdarzało mu się to coraz częściej. Bał się tego.
Przerażało go to, że nie miał kontroli nad sobą. Paraliżowało go. Wiedział, że
nie może zapobiec temu obezwładniającemu uczuciu. Rozsypywał się. Coś w jego
sercu boleśnie dawało o sobie znać. Czuł się tak, jakby wewnątrz coś rozpadło
się na milion kawałeczków. Coś, co raniło jak odłamki szkła, z rozbitej
butelki. Nie radził sobie. Chciał, żeby to się skończyło, ale było coraz
gorzej. Dopadało go w najmniej oczekiwanym momencie. Coraz częściej… nie
wiedział, jak się bronić. Był bezradny jak malutkie dziecko. Nie mógł sobie na
to pozwolić! Nigdy nie tracić kontroli nad życiem. Tego nauczyła go Emily. A co
on teraz robił? Jakimiś głupimi kłuciami w sercu niszczył wszystko. Niszczył
wszystko, co budował latami. Psuł fundamenty, które zakorzeniła w nim Emily. Co
byś powiedziała, Moja Słodka, gdybyś wiedziała, co teraz robię? Byłabyś
zawiedziona, Emily? Rozczarowałbym cię? Pewnie byś mnie wyśmiała… lubiłaś się
ze mnie śmiać… pamiętasz? Bawiło cię, że aż tak mi na nas zależało. Zostawiłaś
mnie, bo nie chciałaś zrobić z tego czegoś poważniejszego… zostawiłaś, a ja
stałem się Izzym. Izzym, którym jestem nadal… wiesz? Już nawet nie pamiętam,
kim był Jeffrey Isbell… nie wiem, kim był człowiek, który żył przez prawie
szesnaście lat w moim ciele. Został tylko Izzy. Jeffey umarł, gdy miałaś go
dość i go zostawiłaś…
- J-jestem…
j-jestem w ciąży – wydukała, szlochając jeszcze bardziej.
- Co jesteś? –
wyrwał się z zamyślenia.
- Z S-sixxem… z
t-tym d-dupkiem… o-ojciec m-mnie z-zabije, j-jak się d-dowie…
- Och…
Wiadomość go
zszokowała. Ciąża. Z Nikkim Sixxem. Tym samym, którego tak wyzywała na początku
jej wizyty. Tym samym basistą, który nie traktował Kate poważnie. Ciąża z
Sixxem, dla którego Kate była tylko kolejną groupie w jego łóżku. Spojrzał z
przerażeniem na butelki wina. O kurwa! Czy kobiety w ciąży mogą pić alkohol?
Tyle alkoholu! Kurwa… mogła mówić wcześniej! Ale przecież nie musiała pić! Do
cholery, czemu nie powiedziała, że nie może pić?!
- N-nie c-chcę…
n-nie mogę… w-wiesz, c-co mi powiedział? D-dupek… p-pieprzony c-chuj…
p-powiedział, że t-to m-mój j-jebany problem i m-mam s-się T-TEGO p-pozbyć,
b-bo t-to na pewno nie j-jest jego!
- Idiota –
mruknął i mocniej ją objął – nie płacz… wszystko będzie dobrze… Jon nic ci
przecież nie zrobi… - rozpadasz się Stradlin… coraz bardziej się rozpadasz! –
ciii… nie powinnaś się chyba denerwować…
- M-mogę
z-zostać? P-proszę… t-tata nie m-może… n-nie chcę…
- Spokojnie –
pogładził ją po plecach – chcesz się już położyć?
Widząc, jak
kiwa potakująco głową, pomógł jej wstać. Podtrzymał ją, gdy się zachwiała i
zaprowadził pijaną i roztrzęsioną brunetkę do pokoju gościnnego. Posadził ją na
skraju łóżka i przygotował pościel. Przyklęknął przy niej i spróbował zajrzeć
jej w oczy. Kolejny raz nie wiedział, co się z nim działo. Jakby ktoś zupełnie
obcy kierował jego ciałem i decydował za niego, co robi. Mimowolnie pogładził
kobietę po policzku, ocierając łzy.
- Mogę coś dla
ciebie zrobić? Zadzwonić do Jona?
- N-nie!
B-błagam… n-nie c-chcę, żeby mnie w-widział… ż-żeby pytał…
- Będzie się
martwił… zadzwonię i powiem, że miałaś do mnie sprawę, hm? – w jej oczach
pojawiła się niepewność – będzie spokojniejszy… jak nie wrócisz, to może
pomyśleć, że stało ci się coś… coś podobnego do Joan… - wiedział, że tym ją
przekona – wiesz, że mu na tobie zależy…
Wiedział, że
Kate chce zostać sama. Kiedy tylko położyła się i zwinęła w kłębek, okrył ją
kołdrą i skierował się w kierunku drzwi. Wymamrotał, że będzie u siebie, jeśli
czegoś by potrzebowała i wyszedł. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W dalszym
ciągu nie mógł się pozbierać. Nadal był Izzym, który się sypał i nie miał
kontroli nad sobą. Dlaczego coraz częściej go to dopadało? Co się takiego
wydarzyło? Co sprawiło, że jego życie tak diametralnie się zmieniało? I przede
wszystkim po co to wszystko? Kurwa… wszystko jeszcze bardziej się jebie! Co ja
takiego kurwa zrobiłem?! Ile jeszcze będę płacić za przeszłość?! No kurwa ile?!
Zabrał z kuchni kolejną butelkę whisky i poszedł do swojej zagraconej
sypialni. Ostatnio udało mu się sklecić kilka wersów utworu. Pewnie i tak nic z
tego nie wyjdzie, bo kompletnie stracił wenę, ale czemu by nie spróbować?
Pisanie tekstów nigdy nie sprawiało mu problemów. Teraz ma wystarczająco dużo
czasu, żeby coś wymyślić. Wystarczająco dużo rzeczy na głowie, żeby postarać
się je stłumić.
She'd always be out late a drinkin
You'd always let it go down
Now she's gone, why ya bleedin...let it go
Ya gotta know better now you're older
This ain't the end of the world
So get off your ass and get over her
Let it go
Let it go
What ya dyin about, ya gotta let it go,
no need ta be crying for her man, come on now
You should know
Now time has passed, you're an old man
Way up there high on the hill
Back on the streets it ain't changed much
Yeah I know
Let it go
You'd always let it go down
Now she's gone, why ya bleedin...let it go
Ya gotta know better now you're older
This ain't the end of the world
So get off your ass and get over her
Let it go
Let it go
What ya dyin about, ya gotta let it go,
no need ta be crying for her man, come on now
You should know
Now time has passed, you're an old man
Way up there high on the hill
Back on the streets it ain't changed much
Yeah I know
Let it go
Zmarszczył
brwi. Nie było to jakieś rewelacyjne, ale przynajmniej coś napisał. Zerknął na
zegarek i zakrztusił się Danielsem. Pamiętał, że gdy zaczynał, było koło ósmej
wieczorem. Jakim cudem spędził nad tym tekstem ponad cztery godziny? Tracił
formę, wenę, radość z pisania. A może to wina bezsenności, na którą cierpiał
ostatnimi czasy? Kto wie? Chociaż może teraz, gdyby się położył… może w końcu
zmorzy go sen? Zwłaszcza, że jest zmęczony i pulsujący ból głowy coraz bardziej
się nasila. Przybił kartkę z zarysem nowego utworu do drzwiczek od szafki i
skierował się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nie wiedział, ile stał pod
natryskiem, ale z pewnością dość długi czas, bo zabrakło mu ciepłej wody. Nie
zwracał jednak na to uwagi. Teraz przynajmniej mógł się wyciszyć, uspokoić;
mógł przywrócić kontrolę. Przymknął oczy. Jak zawsze w takich chwilach widział
Emily, uśmiechniętą Emily, która mówiła mu, że nigdy nie powinno się zawierzać
swojego życia drugiej osobie. Emily, która twierdziła, że ludzie nigdy nie
powinni dawać swoim wrogom broni do ręki; nigdy nie powinni się zbytnio uzewnętrzniać.
Uśmiechnięta Emily, która twierdziła, że lepiej dobrze ukryć uczucia, albo
całkiem się ich wyzbyć. Kiedy w końcu nadeszła zbawienna chwila, wyszedł spod
prysznica i szybko wciągnął stary tshirt i spodenki.
- Kurwa… -
mruknął pod nosem, gdy usłyszał cichutki szloch, dobiegający z pokoju, który
udostępnił Kate.
Skierował się
do kuchni i zaczął przeszukiwać szafki. Pamiętał, że kiedyś Marta zostawiła tu
prawie całą paczkę melisy. Pomyślał, że to chyba bardziej odpowiednie dla
kobiety w ciąży niż leki uspokajające, które posiadał. Przygotował napar i
zaniósł go nocującej u niego kobiecie. Położył filiżankę na komodzie i usiadł
na skraju łóżka. Kate leżała w takiej pozycji, w jakiej zostawił ją prawie pięć
godzin temu. Jedyne, co się zmieniło, to jej oczy. Były zapuchnięte i czerwone
od nieustającego płaczu.
-
P-przepraszam, Izzy… - wyszeptała – n-nie m-miałam d-dokąd p-pójść…
p-przepraszam, że t-tak s-się… t-tak rozklejam.
- Nie masz za
co… - pogładził ją po włosach i podał melisę – wypij i spróbuj zasnąć, hm?
- Nazwał m-mnie
szmatą… - pociągnęła nosem i usiadła – w-wiesz, Izzy? J-jestem g-głupią szmatą,
która nawet s-się z-zabezpieczyć n-nie potrafi – ponownie wybuchła płaczem –
p-powiedział, że a-albo m-mam s-się… m-mam s-się pozbyć… a-albo wypierdalać…
- Skurwiel…
Katie… nie płacz… - przysunął się i otoczył ją ramionami – wszystko się jakoś
ułoży… Jon może będzie na początku zły, ale zobaczysz… później będzie się
cieszył i na pewno ci pomoże…
- W-wiesz?
M-marta t-to s-szczęściara… - wymamrotała i wtuliła twarz w jego koszulkę –
j-jesteś n-naprawdę dobrym i w-wspaniałym facetem…
Dobry i
wspaniały facet?! Ja? Kate, ty wiesz, co mówisz? Wiesz, jak bardzo się mylisz?
W niczym nie jestem wspaniały! Jestem skurwielem! Podłym chujem, który tylko
rani innych! Skurwysynem, który nie ma uczuć! Czego zazdrościć Marcie? Chyba
tylko tego, że zrobiłem dla niej wyjątek! Sam kurwa, nie wiem czemu! Nie ma w
tym nic godnego podziwu! Nie miał pojęcia, co ma odpowiedzieć na takie
słowa. Po prostu siedział i gładził kobietę po plecach, mając nadzieję, że w
końcu się uspokoi i przestanie płakać. Zastanawiał się nad jej słowami. Nie miała
dokąd pójść? Co to znaczy? Owszem, rozumiał, że nie chciała pojawiać się teraz
u rodziny, bo oni zajęci byli sprawą Joan. Ale co ze znajomymi? Co z
przyjaciółmi? Przecież nie uwierzy w to, że Kate nie ma kogoś takiego! Nie ta
przebojowa, sympatyczna dziewczyna, której wszędzie pełno i którą każdy lubi!
- D-dziękuję,
że… ż-że jesteś – zaszlochała cichutko – w-wiesz? Z-zdałam sobie sprawę z t-tego…
że ja t-tak naprawdę n-niczego nie mam…z-zostałam z-zupełnie s-sama z
p-problemami… wcześniej po prostu jeździłam z różnymi kapelami, nie
zastanawiałam s-się, co będzie dalej… a t-teraz… j-jak nie chce już t-tak żyć…
t-to…
- To? –
przemieścił się trochę i okrył ich kołdrą – wiesz, że możesz się wygadać… -
zapewnił, gdy zobaczył wahanie w jej oczach - po to tu siedzę – mruknął i
pozwolił, by kobieta znów się przytuliła i moczyła mu koszulkę łzami, których
na szczęście było coraz mniej.
- Nie mam
z-znajomych, ani p-przyjaciół… utrzymywałam t-tylko kontakt z innymi
d-dziewczynami a-albo siedziałam z muzykami i n-na tym zamykał się i kończył
m-mój świat. T-teraz… w-widzisz? T-teraz nawet n-nie miałam g-gdzie pójść… -
pociągnęła nosem – nie mam pracy, nie mam d-doświadczenia, nie mam w-własnego
mieszkania i k-kasy… n-nie mam…
- Nie myśl
teraz o tym, hm? To da się jakoś pozałatwiać – cmoknął ją w czoło – ważniejsze
jest teraz, żebyś przestała płakać i się uspokoiła, bo jeszcze się rozchorujesz
od tego wszystkiego – otarł jej łzy z policzków i dodał – i pamiętaj, że do
mnie zawsze możesz przyjść…
- Proszę… nie
możecie tu cały czas siedzieć – jęknęła – musicie odpocząć…
Popatrzyła na
nich. Nie ruszali się z miejsca od trzech dni. Przez ponad siedemdziesiąt dwie
godziny siedzieli albo przy łóżku swojej siostry, albo rozmawiali z lekarzem na
korytarzu. Prawie w ogóle nie spali. Czuwali przy pobitej i poranionej
psychicznie kobiecie. Nie chcieli spać, nie chcieli odejść od jej łóżka, nie
chcieli jeść. Sukcesem było, że wmusiła w nich kilka naleśników, które
przyniosła dla nich z domu. Zwróciła się w kierunku trzeciego mężczyzny.
Starszego. Zmęczonego, ale on przynajmniej zachował zdrowy rozsądek i wracał do
domu, żeby odpocząć, zjeść coś albo wziąć prysznic.
- Jon… powiedz
im, że mam rację – mruknęła, patrząc na niego błagalnie – Duff… przecież nie
pomożecie Joan, jak się tutaj wykończycie…
Pogładziła go
po ramionach i leciutko masowała mu obolały od siedzenia w bezruchu kark.
Oparła brodę na jego głowie i objęła go. Nie miała siły patrzeć na to, co się z
nim działo. Podpuchnięte, zaczerwienione oczy. Wymalowany na twarzy ból i
cierpienie. Tłumiona od kilkudziesięciu godzin senność. Trzydniowy zarost, z
którym nie zamierzał nic zrobić, bo przecież nawet na chwilę nie mógł zostawić
swojej siostrzyczki.
- Marta ma
rację… jedźcie do domu – mruknął – przecież ja tu zostanę… Joan nie będzie
sama. Odpoczniecie i mnie zmienicie. Pielęgniarki i lekarze już teraz krzywo na
was patrzą… tylko czekać, jak was stąd wyrzucą i nie pozwolą wejść, póki się
nie ogarniecie…
Kolejne pół
godziny stracone. Ale w końcu najmłodsi z rodzeństwa McKagan ulegli i wrócili
do domów, żeby zregenerować siły. Brunetka spojrzała wdzięcznie na szwagra.
- Dziękuję…
sama nie dałabym rady ich przekonać – westchnęła.
- Wiem… po
części ich wychowywałem… zdaję sobie sprawę z tego, jacy są – przyjrzał się jej
uważnie – dobrze się czujesz, moje dziecko?
- J-ja? –
niepewnie spojrzała mu w oczy.
Dlaczego pyta,
jak ona się czuje? To chyba ona powinna zadać mu to pytanie. Albo powinni się
zadręczać, czy z Joan wszystko w porządku. Skąd u Jona pomysł, że coś mogłoby
być nie tak? Marta aż tak źle wygląda? Owszem, nie spała zbyt dobrze. Mogła
mieć sine cienie pod oczami, włosy w lekkim nieładzie, ale żeby to było aż tak
widoczne? Zamrugała i wbiła wzrok w starszego mężczyznę w poszukiwaniu jakiejś
wskazówki.
- To jak czuje
się Duff i Matt wiem… z J-joan… no nie mamy za bardzo kontaktu… no a ty –
urwał, jakby szukał odpowiedniego słowa – przeżywasz to inaczej niż my… wiesz…
albo… a-albo chociaż potrafisz wyobrazić sobie c-cząstkę tego, co przeszła… -
spojrzał na nią przepraszająco – ja nie chcę, żebyś… źle mnie zrozumiała…ja…
Potrafisz
sobie wyobrazić, co przeszła… przeżywasz to inaczej… słowa boleśnie
kołatały się w jej świadomości. Nie wiedziała, co dalej mówił. Nie docierało to
do niej. Przeżywa inaczej. Musi przeżywać inaczej. Jest kobietą. Kobietą, która
doświadczyła podobnej krzywdy. Skąd wiedział, żeby o to zapytać? Skąd wiedział,
że odkąd dowiedziała się, co się stało Joan, znowu nawiedzały ją koszmary?
Jakim cudem skojarzył to wszystko? Wyczytał to z jej oczu? Zobaczył w jej
oczach ten ból? Dostrzegł, że kolejny raz przeżywała na nowo tę sytuację, jakby
ta wydarzyła się miesiąc temu, a nie ponad pięć lat temu? Nie chciała, żeby
ktoś się dowiedział, co przeżywa. Teraz najważniejsza była Joan. Ważne było,
żeby ona doszła do siebie, żeby odzyskała siły i spróbowała poradzić sobie z
niedawną przeszłością. Nie chciała, żeby ktoś skupiał się na tym, co ona
odczuwa. Wszyscy powinni skupić się na biednej Joan.
- T-to
nieważne… - mruknęła, gdy zauważyła, że Jon czeka na odpowiedź – to było dawno…
teraz to tylko wspomnienia – niepewnie spojrzała na jego wyciągniętą dłoń –
Joan… to jej trzeba pomóc.
Ujęła jego rękę
i poczuła, jak mężczyzna delikatnie przyciągnął ją ku sobie. Nie minęła chwila,
a przytulał ją lekko do siebie, mrucząc w podzięce jakieś słowa. Nie potrafiła
się skupić. To, co teraz czuła… bała się tego, wręcz wstydziła. To przecież
takie głupie. Takie dziwne, wręcz irracjonalne. Jak mogłaby komukolwiek o tym
powiedzieć? Zostałaby przecież wyśmiana. Przecież to starszy brat jej męża. Jak
mogłaby zapałać miłością, której nigdy nie doświadczyła, akurat do tego
człowieka? Marzyła, żeby ta chwila trwała dłużej. Żeby nie wypuszczał jej z
objęć. Zupełnie tak, jakby chciała nadrobić, trwającą prawie dwadzieścia cztery
lata pustkę. Była prawie pewna, że Jon rozszyfrował, co teraz czuła. Boże,
dziewczyno! Co ty najlepszego robisz?! Co ty sobie wyobrażasz? To jest chore!
Gdzie ty masz głowę?! Uroiłaś sobie coś przez te cholerne wspomnienia?! Przeklinała
się w myślach i szybko odsunęła się od mężczyzny.
- J-ja… b-bo…
p-przepraszam – wymamrotała bardziej do swoich stóp – b-bo…
- Ale…
przecież… nic się nie stało – nie bardzo wiedział, o co chodzi – na pewno
dobrze się czujesz?
Już miała
odpowiedzieć, ale pojawiła się dwójka ludzi. Pokazali odznaki. Policja. Szpital
zawiadomił ich o możliwości popełnienia przestępstwa i musieli przesłuchać
ofiarę. Idealnie. Marta może uciec. Nie musi spojrzeć Jonowi w oczy. Może
wrócić do domu do swojego męża. Szybko wykorzystała sytuację. Szybkim marszem
dotarła do miejsca, które obecnie jeszcze pełniło funkcje jej domu. Na
szczęście był to spory kawałek od szpitala. Mogła wszystko przemyśleć. Utwierdziła
się w przekonaniu, że zrobiła z siebie idiotkę. Będzie musiała jakoś to
wszystko odkręcić i przeprosić. Ale teraz najważniejszy jest Duff. Usłyszała
szum wody. Wbiegła po schodach i zajrzała do łazienki.
- Duff… -
podeszła szybko do kabiny prysznicowej – Kochanie…
Nawet nie
ściągnął ubrań. Siedział na płytkach i pozwalał, by zimna woda, boleśnie
smagała jego ciało. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że trwał w takiej pozycji
ponad dwie godziny. Poczuł ciepło. Dostrzegł jakiś ruch koło siebie. Podniósł
głowę i zobaczył zatroskaną twarz Marty. Usiadła obok niego i pozwoliła, by się
w nią wtulił. Nic nie mówiła. Trwali w ciszy. Była ukojeniem. Żadne słowa nie
mogłyby mu bardziej pomóc. Nic nie byłoby w stanie bardziej zagłuszyć i
uśmierzyć jego bólu jak ta cisza. Cisza i obecność drobnej brunetki koło niego.
- Chodź… -
mruknęła po kilkunastu minutach – przeziębisz się… - wstała i podała mu dłonie
– prześpisz się i wrócisz do Joan, dobrze? – potulnie pokiwał głową i poszedł
za nią.
- Zostaniesz
z-ze mną?
- Przecież
wiesz… - objęła go i zaprowadziła do sypialni.
HA! Jestem pierwsza! Dobra, a teraz serio, biorę się za ponowne czytowanie :D
OdpowiedzUsuńCud miód i malinki xD Nie wiem co powiedzieć, to pisze takie o osobie bzdury, żeby nie było, że jestem złym człowiekiem (ale tak naprawdę jestem, tyle że się maskuję) i nie komentuje. Rozdział jak najbardziej kurwa zajebisty w chuj, dalej nie wiem co powiedzieć, bo mogłabym zacząć tylko słodzić. A tak poza tym nie mogę się doczekać części dalszej :>
UsuńJak tu dużo Izzy'ego :D bardzo mi się to podoba... i niech nie myśli cały czas, że jest facetem bez serca, bo tak naprawdę jest kochany, pomocny i słodki. Coś mi się wydaję, że z tą Kate, będzie go łączyło jakieś głębsze uczucie. Biedna dziewczyna, ma teraz nie lada problem na głowie, ale mogła się spodziewać takiej decyzji po Sixx'ie. Najbardziej mi szkoda Duffa... wygląda jak siedem nieszczęść i jest tak cholernie przybity. Chciałby pomóc siostrze, a nie wie jak. Aż mam ochotę go przytulić i nie puszczać :D no i Slash, który tak myślałam ,że nie będzie nic pamiętał...inaczej by pewnie tak się nie zachował, gdyby był trzeźwy. Kocham to opowiadanie, ale to chyba wiesz;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Matta i Duffa.. ale tak perfekcyjnie opisałaś ich stan i to towarzyszące ich rodzinie uczucie. Slash działa mi na nerwy.. Mam nadzieję że to jego spotka jakieś nieszczęście w końcu.
OdpowiedzUsuńNo i Stradlin ! Kocham o nim czytać, kocham tak bardzo. Wszystko, jego przemyślenia, jego emocje, to jak sam Siebie opisuje w swojej głowie, a raczej jak ty to zrobiłaś. Jak czule zajmuje się osobą która tego potrzebuje i jest u jego boku. Bardzo bym chciała żeby był szczęśliwy, żeby jakaś kobieta dała mu na prawdę wszystko i podniosła trochę tę okropną samoocenę...
Pięknie, wspaniale, poruszające, jak zawsze :) Czekam !
Mi też Slash działa na nerwy! A przemyślenia Izzy'iego uwielbiam! My żony przezajebistego Stradlina już tak mamy, że dobrze się rozumiemy i myślimy o tym samym :D
UsuńNiech coś złego w końcu spotka Slasha!
Jezu... To jest boskie. Takie... Hmmm... Pełne uczuć? Szkoda mi Duffa, taka tragedia ;( Fajnie że jest tu tyle Izzyego, bardzo lubię czytać jego przemyślenia. Pisz jak najszybciej nowy rozdział
OdpowiedzUsuńdobra, ogarnęłam wsyztsko u siebie i zaczynam czytać! będe wracać do komentarza na bieżąco, co by nie zpaomnieć, co chcę napisać. z góry przepraszam za głupoty wypisywane przeze mnie poniżej.
OdpowiedzUsuńdobra. zakończyłąm na tym jak zabrała mu tabletki i go przytuliła. toteż sie wypowiem. bo potem zapomne i klops. po peiwrwsze, nie wiem jak Marta, ale ja gdybyym dowiedziała sie, ze cos sie z stało z siotra mojego meza nie bawiłabym sie w żadne motory tylko dostałą takeigo turbo w dupie, że już dawno byłabym na miejscu, latała po spzitalu jak oparzona i gadała ze wszytskim lekarzami i jeszcze pocieszała rodzinę, jeżeli wgl dałabym rade. a Matta zdrowo bym opieprzyła, zabrała tabletki i gówno by mnie obchodziło, czy daje rade bez nich. dawałabym je tak jak przpeisał lekarz...
ten fragment podziele sobie na cześci, boz teog co rzuciłam okiem jest dośc długi. zacnzę od początku. od Izzyego. od pocieszania. kurde... wyobraziłam sobie tą scenę i tak mi jakoś hm... nie wiem jak to określić, bo znowu dobiorę nie odpowiednie słowa. chodzi mi po prostu o to, że... czułam się jak Izzy? może tak to ujmę. po prostu fragment, gdzie mówi, ze Isbell musi wrócić do Indiany zaczełam utożsamiać z sobą. bo gdy patrze jak ktoś płacze, bardzo bliska mi osoba, to cholera próbuję być silna itd, nie chce po prostu swojej "starej" twarzy pokazywać. i to mnie tak rozaliło.. to było hm.. urocze? też bym chciała takiego kogoś! myślisz, ze jak ukradnę Stradlina Marcie to sie obrazi? chociaż na momencik.
ha! wiedziałam, ze nie będzie pamiętał! byłam tego kurwa pewna!i nadal sie zastanawiam jak mógł, w sumie fakt... powiedzenie "kocham Cię" to nie jest az taka tragedia, ale kurwa to co zorbił bylo przegięciem i na miejscu Izzyego to ja bym rozszarpała, a Marty to bym sie nie odzywała. wgl... lubiłam Slasha, ale potym co zorbił na weselu i tej akcji jak cyztam o nim, to rzygać mi sie nim chce.
i teraz Kate.. (chciałam npisać gate, o zgrozo :_:) Izzy to kurde taki pocieszyciel. jak nie MArta to Kate. Z deszczu pod rynne chłopak wpadł. Nie dosć, ze widzi jak to trudne jest dla Marty, dla jego przyjaciela to teraz musi patrzeć jak Kate nie daje sobei z tym rady i w dodatku jest w ciazy z Sixx'em, który najwidoczniej wgłowie prócz pustego miejsca nie ma nic innego! jak mnie tacy ludzie wkurzają. agr... staję się przez to abrdziej agresywna.
Emily, weź, wiesz jak oan mnie intryguje i ciekawi. kto co po co na co keidy dlaczego?! i twierdzę tak samo jak ona, nie warto się uzewniętrzniać, bo nigdy nie wiaodmo, cyz ten ktoś nagle nie stanie sie naszym wrgoiem.
i na koniec... duff... wiesz, nie wyobrażma sobie czeogś takiergo. nie potrafie pojać jak mozna tak sie przejac. tak bardzo, zeby zaniedbywać wiekszość swoich "obowiązków", by kurde... tak mi go szkoda. tak bardzo.
Co ty zrobiłaś z Izzym?! :OOO Co on w ogóle odwala? O.o O co chodzi z tą Emily? O.o Nagle go wzięło na jakieś dziwne przemyślenia? Co ten Stradlin... ._.
OdpowiedzUsuńBiedna Kate... Nie ma to jak zajść w ciąże, a od ojca usłyszeć "albo usuniesz to coś, albo możesz wypierdalać". Nigdy nie lubiłam Sixxa XDDD
Biedny Matt. Dobrze, że Marta mu zabrała te leki O.o Boże, co on musi przeżywać... :C
BIEDNY DUFF. Coś ty zrobiła mojemu słodkiemu misiakowi?! >:C Jak go sobie takiego wyobraziłam to aż mi się smutno zrobiło! A ta ostatnia scena... Biedaczek. :C
Biedna Marta. Ciekawe co ONA przeżywa! Musiało jej się przypomnieć to, co kiedyś przeżywała...
I w końcu - Biedna Joan. Braciom się nie daje dotknąć, to policjanci myślą, że coś z niej wyciągną? Mogliby poczekać, aż dojdzie do siebie!
A ogólnie bardzo mi się podoba. C:
No i z niecierpliwością czekam na następny rozdział! :D
Jak zwykle świetne! Napisz mi jeszcze raz dziewczyno, że ten blog jest ''ledwo przeciętny'' to przyjdę do Ciebie z widłami xD Ogólnie kocham Izzego w tym opowiadaniu i nie tylko. Szkoda mi go :c Jest taki wspaniały, a sam nie może sobie tego uświadomić :c Mam nadzieję, że wreszcie i jego znajdzie miłość, bo też mu się trochę od życia należy :D Mam pytanko, co ile dodajesz rozdziały? Tak około?
OdpowiedzUsuńJa oczywiście się wpiszę. Co mogę powiedzieć. Oczywiście świetne, ale na pewno nie dziwne. Powiem tak, po kolei. Jeśli chodzi o rodzinę Joan bardzo współczuję, bo Joan może nigdy się nie otrząsnąć z tego, może się bać Matta, Duffa i reszty jego przyjaciół. Co do Slasha - niezły typek. Nie pamięta co zrobił Marcie?Nie pamięta, że prawie ją zgwałcił?
OdpowiedzUsuńA teraz Izzy. Izzy to taka dobra duszyczka, taki przytulacz. Jaki jest kochany. Każdy by chciał mieć takiego Izzy'ego w realu. Wiedzieć, że można na niego liczyć w każdym czasie i nie chce niczego w zamian. Nie żąda w zamian żadnych gratyfikacji. To taki człowiek, który mimo tego, że uważa, że twierdzi, że nie ma serca, że jest zły. To tak naprawdę to wspaniały i dobry facet o wielkim sercu... aż szkoda, że tacy nie istnieją naprawdę.
shiris
Dziewczyno, jesteś zajebista. Od 2 tygodni czytam twojego bloga i się nie mogę nadziwić po prostu. Uwielbiam twój styl pisania i całego twojego bloga, no i oczywiście czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńIzzy będzie z tak:
OdpowiedzUsuńalbo Lucy
albo Emily (Pff..jasnexD)
albo Kate, która mi zabrała Sixxa ale Nikki jej nie chce (całe szczęście :D xD)
Wow...kocham to opowiadanie jestes jedną z tych "blogerek" które mimo to że piszę 959564849869468 opowiadanie o Gunsach to sie nigdy nie znudzi i mozna czytac od początku jakieś 989484854854968489 razy :D
Uwielbiam Cię! Rozdział jest super ale mam wrażenie że troche za bardzo depresyjny. Wszyscy są tacy przybici i smutni. Mogłoby się stać coś, co troche ich rozweseli i podniesie na duchu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
No super rozdział, wiadomo. Wszyscy smutni, ale nic dziwnego. Po tym co się stało... Biedna Joan :( jej bracia nie wiedzą co mają zrobić a chcą jej pomóc. Straszne.
OdpowiedzUsuńTa sytuacja z Martą i Jonem na końcu... wtf!? I czym ta dziewczyna myśli?
Izzy *_* mój kochany, jak możesz tak o sobie myśleć? Jesteś wspaniały! :D
Zaczynam naprawdę nienawidzić Emily. Wszystko przez nią! Przez nią zniknął Jeffrey a został Izzy bez uczuć. I jeszcze on wini siebie za to, że zaczął uczucia okazywać! Ta Emily chyba go opentała! Jak można? Niech on już przestanie o niej myśleć. Ale tak ogólnie niech myśleć nie przestaje bo jest w tym najlepszy! <3 Jest najmądrzejszy i wgl no ale Ty o tym wiesz :3 mam nadzieję że wszyscy o tym wiedzą :)
A Slash to wkurzający głupek. Niech skacze z mostu.
Czekam na następny i kocham Cię! <3 <3
Przy mojej smętnej playliście ta ostatnia scena mnie po prostu rozmiękczyła. W ogóle wszystkie sceny z McKagankami opisałaś tak, że praktycznie samemu odczuwa się to, co oni. I biedna Marta, która zobaczyła ojca (oczywiście nie jej rodzonego) we własnym szwagrze. W sumie nie ma się dziewczyna czego wstydzić - nic nadzwyczaj głupiego nie zrobiła, a chwile słabości ma każdy. I chyba tyle o nich na dziś.
OdpowiedzUsuńA teraz pokrótce reszta towarzystwa:
Slash - tego pana to się nie spodziewałam. Miałam nawet w planach zapytać się co się z nim dzieje. A tym bardziej nie spodziewałam się, że chłopak nie będzie nawet pamiętał tego co zrobił. Za to teraz poczuje co to kac... moralny oczywiście:) Z jednej strony mi go szkoda. Zakochał się, z lekka pechowo. Z drugiej strony związek Marty i Duffa trwa na tyle długo, że mógłby to jakoś przetrawić. Tak, wiem... nadzieja umiera ostatnia.
Przejdźmy do Kate. Jak ją ,,zobaczyłam" pod drzwiami Stradlina to pierwsze co pomyślałam to to, że wylądują razem w łóżku... a tu masz...No wpadło się dziewczynie i to pechowo w takim momencie, kiedy chciała coś zrobić ze swoim życiem. Ale z drugiej strony patrząc, może właśnie to dziecko pozwoli jej zacząć "normalne" życie. I w tym miejscu moja pokrętna logika znów coś mi podpowiada... Ale znając Twoje pomysły wszystko może się obrócić o 180 stopni więc nie mówię nic głośno w tej sprawie - czekam.
No i w końcu Izzy. Izzy, który na siłę chce z siebie zrobić sku...a, a w rzeczywistości nim nie jest o czym możemy się przekonać praktycznie w każdym rozdziale. Przecież nie ma nic złego w tym, że pomógł Kate, pocieszał ją itp. Jednak nie dla niego. Wmówił sobie, że tej dobrej strony Stradlina już nie ma, że ona została zniszczona przez ten nieszczęsny związek z ową tajemniczą Emily, przez którą ciągle powraca do niego to ciemne echo przeszłości. Aż dziw bierze, że miłość dwojga nastolatków odcisnęła na nim takie piętno. Mam nadzieję, że kiedyś się od tego uwolni (znaczy Ty go uwolnisz;)). Mam też nieodparte wrażenie, że tu chodzi o coś znacznie więcej niż zwykły miłosny zawód, że jakaś mroczna tajemnica się za tym kryje. Może się tylko nastrajam niepotrzebnie, ale taki już mój "urok".
Kończąc moje wypocinki, które mogą być troszku bez ładu i składu ze względu na jakiś brak weny do sklecenia lepszego komentarza, powiadam, że rozdział był bardzo: (w tym miejscu same pochlebne epitety). I naturalnie czekam na kolejny:)
Oh my fucking god, przeczytałam tego bloga w tydzień. Wszystko o.o sama się sobie dziwię. Ale jesteś boską pisarką. Chciałabym mieć tyle pomysłów, co ty. Sama dopiero zaczynam, ale ten pomysł wydaje mi się taki głupawy... Mam nadzieję,że kolejny rozdział pojawi się szybko. :3 pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPS. Jeżeli taki majestat jak Ty będzie miał czas ;_; to przeczytaj i skomentuj coś u mnie. http://welcome-to-nightrain-station.blogspot.com/2013/01/prolog.html
Się biorę ciągle do napisania tego komentarza i jakoś tak mi nie wychodzi, ale postaram się napisać coś...w miarę składnego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga (automatycznie idzie do 'polecanych' u mnie ale na razie do takiej mojej listy, bo póki co to tylko zbieram najlepsze blogi) Zbaczam z tematu...
Dobra. Nie wiem o jakich ty błędach piszesz. I nie wydaje mi się, że ten rozdział jest najdziwniejszy. Dzieje się. jak zwykle piszesz o tym, co myślą, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku. I teraz tylko czekać, z kim będzie Izzy?! Bo musi z kimś być, no musi. Bo on tylko patrzy na Martę jak jest szczęśliwa z Duffem, a sam taki...samotny.
Nie wiem co napisać, cud, że jest tu jakiś sens (Ha. Hahaha. Hahahhahaha)
Jest możliwość informowania mnie? Na gg (jest w zakładce) Tutaj: http://dustt-n-bones-gnr.blogspot.com/
Jak będziesz miała czas i chęci to zapraszam do przeczytania.
No to chyba tyle, na razie nie stać mnie na dłuższy komentarz (głowa :/)
Także koniec już tego bezsensownego...czegoś ;D
Uwielbiam tego bloga, przeczytałam wszystko w parę dni i jestem naprawdę pod wrażeniem... Masz świetny styl pisania. Jeden z najlepszych blogów o GnR! :D Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńA więc...obiecałam recenzje :D
OdpowiedzUsuńBAAARDZO podoba mi się że jest więcej przemyśleń Izzyego! :D Mam wrażenie że w poprzednich rozdziałach było ich mało :( Ale Stradlin powraca! YAY! :D Równiez podoba mi się że pokazałaś że Marta też wspiera Duffa a nie tylko on wnosi coś do małżeństwa. A co do Slash'a... mi jest go szkoda i to bardzo. Mam nadzieję że Marta mu wybaczy :( KATE I IZZY, PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ NIECH BĘDĄ RAZEM. NIECH IZZY SIĘ NIĄ ZAOPIEKUJĘ. NIECH JEJ SIĘ WYŻALI CO DO EMILY PROSZĘ, JEZU KIBICUJĘ IM Z CAŁEGO SERCA :D
A co do Emily... może troszku więcej o niej? cc:
uwielbiam to i nie prawda ze ten jest inny niż pozostałe rozdziały wszystkie uwielbiam i życzę weny twórczej;)
OdpowiedzUsuńKolejny genialniesuperekstraproelozajebisty rozdział! Takie zajebiste pomysły na cała te historie. Czekam co dalej bedzie z Izzym! I zapraszam na kolejny rozdzial ;)
OdpowiedzUsuńJestem zUa i komentuję dopiero jak mnie upominasz (co nie oznacza oczywiście iż nie zamierzałam tego uczynić), tak więc... Ogólnie rozdział bardzo mi się podoba (YOU DONT SAY, PARLAY!), jest o wiele ciekawszy niż poprzedni, głównie przez naszego cudownego mhocznego evil Stradlina :D
OdpowiedzUsuńCo do Izzy'ego to mam przeczucie, że zaplanowałaś dla niego jakąś mega, meeega wystrzałowo-niespodziewano-nieprzewidywalno-ciekawą przeszłość i przyszłość... Cała tajemnicza, niewyjaśniona sytuacja z Emily to jedno, drugie to przybycie Kate (która raczej nie pojawiła się u niego na darmo i bez sensu, liczę na to, że co nieco namiesza xd), no i jeszcze Lucy... Ale zaraz do niego wrócę, po kolei.
Tak więc... Pierwsza sprawa to Matt i jego uzależnienie od leków... Hmmm... Wiesz, to, jak opisujesz te jego napady histerii i wręcz paranoiczne zachowanie strasznie mnie smuci, no bo kurdę... Wyobrażasz sobie takiego dorosłego, wielkiego, seksownego McKagana w garniturku, a on tak naprawdę jest kurewsko wrażliwym człowiekiem, tak zajebiście bezradnym wobec wszystkich nieszczęć, jakie go spotykają... I... Mimo że u Ciebie praktycznie każda postać ma jakieśtam mniej lub bardziej traumatyczne doświadczenia to... chociaż do niedawna byłam przekonana, że to Marta ma być tą najbardziej poszkodowaną, tą co wiecznie dostaje w dupę i wiecznie jest skazana na coraz to nowsze, nawiedzające jej głowę koszmary i horrory... Tak teraz doszłam do wniosku, że to jednak Matt z nich wszystkich jest największym nieszczęśnikiem, no człowiek po prostu sypie się w oczach i to jest strasznie przejmujące. Nawet nie wiesz jak. :<
Duff, Duff... Nie było go za dużo w tym rozdziale, ale jedyne co mogę powiedzieć to... KURWA, DUFFY W ROZPACZY?! DD: Jak mogłaś mu to zrobić... Tak, tak, powinnam powiedzieć 'jak mogłaś to zrobić Joan', ale... Nie potrafię wyobrazić sobie takiego przybitego McKagana, a raczej... Nie potrafiłam, aż do tej pory, gdy Ty opisałaś go w ten sposób i uczyniłaś moje serce zranionym :( ja go taaaak kocham w Twoim opowiadaniu! No wiesz, do kochania jest jeszcze Izzy, ale Izzy... Biorąc pod uwagę obecną sytuację... No cóż, nie jest tak rozbrajający jak on, Stradlin to bardziej taki tajemniczy typ, co to się chowa w swoim mieszkanku i rozpacza nad losem, a Duff... Od Duffa bije tak zajebista szczerość, że aż kłuje w oczy i (odbiegając od tematu rozdziału...) to mnie tak w nim urzeka. W zasadzie nigdy niczego nie udaje, nie udaje tego kim jest, tego co czuje, nie próbuje tego ukryć, zupełnie jak takie małe, niewinne dziecko... Wiesz o czym mówię; z Izzy'm to mam natomiast wrażenie, że on zaczyna oszukiwać sam siebie... Ale wracając do Duffa: ta końcowa scena... Boże, cudowna ;___; I... Cóż, znowu widzę pewną zamianę ról, jaka była kilka rozdziałów temu, przy okazji wyjaśnienia sprawy ojca... Patrząc na to, co przydarzyło się Joan możnaby pomyśleć, że Marta dostanie jakiegoś ataku, zacznie świrować, histeryzować... Ale tu mamy kolejny idealny przykład tego, jak ona na przestrzeni lat się zmieniła... Jak Duff czy Izzy ją zmienili. Jak wzięła się w garść i - mimo ciągłych koszmarów - przestała się nad sobą użalać. Podoba mi się to, że w końcu udało jej się przezwyciężyć własne słabości po to, żeby pocieszyć swojego ukochanego męża, że nie jest już taką... No, nazwijmy to, ofiarą i że teraz to ona stała się dla niego oparciem. Zresztą nie tylko dla niego, jest przecież jeszcze np. Matt. Cieszy mnie taka bardziej pewna siebie Marta, zupełnie odwrotnie niż jej poprzednie wcielenie :d
Co do samej Joan nie mam pojęcia, co teraz będzie, czy się z tego wygrzebie, czy może wręcz odwrotnie... Hmm... Jeśli nie, ciekawa jestem jak to wpłynie na resztę bohaterów... Co z całą zagadką kryminalną, która być może wcale nie zakończyła się na tym jednym 'wybryku'? O ile oczywiście Jo nie zamordowała swojego oprawcy... Tego też nie wiemy... Nie wiem, ale mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie już coś na ten temat wiadomo.
aaaaaaa skad wiesz ze Matt jest seksownym McKaganem? hahaha no... bardzo wrażliwy jest :D
Usuńwszyscy mają traumatyczne przeżycia? serio? poprosze jakis przyklad ze Slashem? :D
co do najwiekszego nieszczesnika (ze była marta, ale jednak jest matt xd) moim zdaniem Najwiekszym i niezaprzeczalnym nieszczesnikiem jest niestety Izzu... sama sie o tym przekonasz kochana
Co tam Joan nie? ważna rozpacz Duffa! haha
stradlin tajemniczy typ... owszem :D czytajac twoj komentarz wczoraj wymyslilam jedna malutka scenke Slashowa odnosnie izzyego :D
Izzy rozpacza? hmm... nawet jesli to robi to w samotnosci zeby broń Boże nikt sie nie litował :D
Izzy oszukuje sam siebie? hmm... zalezy jak na to spojrzeć :D i zalezy kiedy zaczął oszukiwać i co tak naprawde probuje sobie wmowic :D
Co do ostatniej sceny... 5 lat to duuzy okres czasu zeby sie zmienic...zwlaszcza jesli zaszly takie rewolucje w jej zyciu... a co do "myslalam ze marta dostanie jakiegos ataku, zacznie histeryzowac" itp... to czy Jon jej nie rozszyforwał? nie dostrzegl prawie od razu jak ona to przezywa w glowie itp?
poza tym trudno zeby Marta uzalala sie nad soba itp jak jej ukochany mężuś jest taki rozbity i zraniony? (i jak sie pozniej okaze braciszek takze potrzebuje eee... pomocy?)
nie zkonczyla sie na jednym wybryku? Ze joan jest tym... pierwszym? czemu zakladasz ze to ona jest PIERWSZA? moze jest 2? 5? 10? albo ostatnia?
(mącę ci jeszcze bardziej w glowie xd)
Dalej mamy niezby ogarniającego sytuację Slasha, który idzie pogadać z Martą (w zasadzie nie wiem w jakim celu) i... Nie pamięta TEGO, no, przyznam, że czegoś takiego się nie spodziewałam. W moich wyobrażeniach po całym zajściu na weselu Slash przeistacza się w mega-mega-wkurwuonego Slasha, który jest gotowy zajebać wszystkich, szczególnie Duffa. No cóż... przyznam, że czytając tą scenę w pewnym sensie mi ulżyło... Przypuszczałam, że Hudson nagle stał się brutalnym chujem i taki też pozostanie, tutaj dostajemy jednak jego lekko zdezorientowane i nieświadome swej głupoty oblicze. I... Pffff no powiem tak: TROCHĘ się do niego przekonałam, TROCHĘ. Nie wiedział co robi, działał kompletnie nieświadomie w całym tym narkotykowym szale. Ale to wrażenie mimo wszystko było tylko, początkowe, bo... Echh, znów to samo. ''Duff z tym swoim pieprzonym uśmieszkiem i triumfem wymalowanym na tej parszywej gębie.'' <-- Tak oto moje próby usprawiedliwienia Slasha i dostrzeżenia w nim jakiejś skruchy i minimalnej, ludzkiej normalności poszły w pizdu... Temu człowiekowi na prawdę totalnie nie zależy na przyjaciołach czy... Czy jest na tyle durny, że nie widzi swojej głupoty? Nie widzi, że zyskałby o wiele więcej, gdyby zachowywał się normalnie?
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie to wiesz, ostatnio czytałam jakieś stare rozdziały i aż sama się zdziwiłam jak on się wtedy zachowywał... To co mówił to jedno, ale... Myślał, on rozmyślał o tym jak to dobrze że Marta związała się z Duffem i wręcz cieszył się ich szczęściem. Czy już wtedy był w niej zakochany i po prostu świetnie to ukrywał? Tak mi się wydaje i taka wizja Hudsona była wspaniała, w końcu oprócz Izzy'ego był najbliższą Marcie osobą, a teraz... Kurwa, zachował się jak chuj, ja rozumiem, że cierpi, ale... Nie wiem. Mam jakieś mieszane uczucia do niego. Kiedyś chciałam, żeby był z Joan, wydawało mi się, że mu na niej zależy i hmm... W sumie zmieniłam zdanie. Skoro miała być tylko 'odskocznią' i odrwóceniem uwagi od Marty to... Niech spierdala gdzie marycha rośnie. (co nie zmienia faktu iż wciąż mam nadzieję, że jakoś zrekompensuje swoje zachowanie i... będzie po staremu?)
Hahaha, ''Krew odpłynęła mu z twarzy'' <- Jak to mówia Izzy - NOŁ. Jak jemu może odpłynąć krew z twarzy? XD To znaczy teorytycznie może, ale praktycznie... To nic nie zmienia... XD
Tak jak Ci już mówiłam, przybycie Kate było chyba najciekawszą rzeczą w rozdziale. To, co ona w ciągu paru godzin zrobiła z myślami naszego biednego Izzy'ego... Jaka dzika rewolucja toczyła się w jego umyśle... Cóż, w chwili obecnej strasznie ciężko jest mi go rozgryźć. Mam wrażenie, że on sam nie wie, czego chce, kim jest i co się wokół niego dzieje... Że... No cóż, że niektóre jego reakcje są wymuszone, lub też stara się wymusić inne (dlatego wcześniej porównałam go to tej otwartości i szczerości Duffa). No bo tak: uważa się za skończonego chuja co jest poniekąd śmieszne i o tyle niewiarygodne w porównaniu do jego zachowania w przeciągu całego opowiadania... No ok... Był rockowcem, który pieprzy wszystko co się rusza, codziennie daje w kable, kopie wszystkie irytujące go tyłki, lata nago po mieści itd... Ale wszyscy zachowywali się tak samo, włącznie z Duffem i Axlem, którzy się ustatkowali i (w miarę) dojrzeli. Chyba rozumiesz o co mi chodzi... Przez cały czas Stradlin to taka dobra dusza tej historii, człowiek, który NIGDY (w przeciwieństwie do np. lekkomyślego i porywczego McKagana) nie wykazał się żadnymi, najmniejszymi wybrykami... Oczywiście zakładam możliwość, że nie wiemy wszystkiego, ale patrząc tylko na podstawie wcześniejszych rozdziałów nagłe twierdzenie Izzy'ego, że 'Jestem chujem, uświadom to sobie sobie' to wręcz niedorzeczność... No błagam! Słodki Izzuś Zajęczy Mięsień Sercowy? Zimny niczym ryba drań? Hahahahaha, nie. -.- Nie wyobrażam sobie tego!
Slash... temat hmm... dziwny :P z jednej strony pokazuję troskliwego Slasha (czyt. poczatek opowiadania) który cieszy się że marta znalazla szczescie ALE moim zdaniem to jest takie wmawianie sobie... "mnie by nie zechciała, wiec niech bedzie szczesliwa z kims innym" ALE (xd) ile można sobie wmawiać że Duff pewnie jest lepszy od Slasha i bardziej marte uszczesliwi?
Usuńz drugiej strony pokazuje Slasha chuja ktory wiecznie sie awanturuje i czepia i ktory w koncu tak ee... brutalnie potraktował Martę ALE haha niczego w sumie nie pamieta i jest wrecz porazony "wspomnieniami" tego dnia :P
jaki jest naprawde? DOBRE PYTANIE!
kiedy slash zakochal sie w marcie? oj sądzę że dość szybko ee.. COŚ poczuł... kiedy to sie przerodziło w miłość? kiedy zaczął się dziwnie zachowywać i powiedział Izzyemu COŚ CO MOGŁO BY ROZPIERDOLIĆ ZESPÓŁ GDYBY KTOŚ SIĘ DOWIEDZIAŁ
Przybycie Kate... co w tym ciekawego i zaskakjacego? ze pojawiła się właśnie u Izzyego? czy temat jaki narzucili? czy to co działo się z Izzym podczas wizty?
Izzy nie wie kim jest... owszem... wymusza pewne rzeczy? TAK... jego uwazanie sie za chuja nie jest ani śmieszne ani niewiarygodne (tutaj wracam do tego co pisalam pod cz. 1. napisze cos przez Slasha o Izzym...) wiem jak sie zachowywal w calym opowiadaniu ALE (lubie slowo ALE :D) czy to był prawdziwy on? a może znów kogoś udawał? haha myśl kochana!)
tak... ie wiecie wszytskiego :D i czy to takie nagłe te jego twierdzenia ze jest chujem? jesli NAGLE w jego zyciu zjawia sie Marta? ok... wypadek przy pracy z tym co poczuł... jesli NAGLE zjawiaja sie 2 inne kobiety w potrzebie z czego jedna pociesza i oferuje pomoc a drugiej daje prace zeby wyciagnac ja z bagna ulicznego... to cos jest nie tak i trzeba zacząć analizować myśleć itp...
(kolejną wodę z mózgu ci robię :D)
Ja na samym początku opowiadania myślałam, że Marta będzie właśnie ze Slashem, więc coś w tym musi być XD
Usuń''Gdzie jest, kurwa, Izzy? Gdzie jestem prawdziwy ja?! Czemu nie wstanę i po prostu nie pójdę się najebać, olewając Kate?! ''
OdpowiedzUsuń''Jestem skurwielem! Podłym chujem, który tylko rani innych! Skurwysynem, który nie ma uczuć! '' <-- hohoho, prawdziwy Izzy? a ja jestem Lejdi GaGa :)
''silił się na troskliwy ton i o dziwo nawet mu to wychodziło'' <-- to się wyklucza! Ja już nie pojmuję, na co on się silił... Na to, żeby jebnąć butelką i wyjść czy na... Eee... Troskliwy ton? xd Hahaha, rozumiem że to taka burza uczuć, rozdwojenie jaźni. XD
Ogółem to... w chwili obecnej nie wierzę w to pseudo-zUo Stradlina, no ale... Hmm, czekam, czekam, może mnie przekonasz xD
Co do tej całej Emily to przeczuwam niezłą sucz... Zimną, pozbawioną uczuć sucz, dziwną manipulantkę duszą biednego, zakochanego Izzy'ego... No, ale to się jeszcze okaże. Mam nadzieję, że do niej wrócisz, bo... Hmm, ta laska w oststnim rozdziale to była ona? Ta co mówiła o ojcu?
Wracając do Kate również mam nadzieję, że rozwiniesz jej wątek, no bo... Nie wydaje mi się, żeby przyszła akurat do Izzy'ego kompletnie bez powodu... Że ta rozmowa była tylko po to, żeby pokazać, co Stradlin czuje w zetknięciu z cierpiącym człowiekiem... No i w końcu, przecież on sam, mimo wewnętrznej walki z uczuciami jednak jej nie wygonił, a wręcz przeciwnie - można powiedzieć że zaskakująco dobrze się dogadali <3 Ciąża z Sixxem? Ja lubię Sixxa! :D a nie, jednak nie :( tu chyba nie lubię. -.-
Hahaha, już to mówiłam, wiem, ale... ''Nie potrafiła się skupić. To, co teraz czuła… bała się tego, wręcz wstydziła. To przecież takie głupie. Takie dziwne, wręcz irracjonalne. Jak mogłaby komukolwiek o tym powiedzieć? Zostałaby przecież wyśmiana. Przecież to starszy brat jej męża. Jak mogłaby zapałać miłością, której nigdy nie doświadczyła, akurat do tego człowieka? Marzyła, żeby ta chwila trwała dłużej. Żeby nie wypuszczał jej z objęć.'' <-- taaak, ta moja konsternacja i czytanie kilka ray tego samgo fragmentu, byleby tylko pojąć, że nie chodzi o TAKĄ miłość xD
Tak jak już wspomniałam, ostatnia scena jest cudowna pod względem technicznym, rozpieprzyła moją duszę na kawałeczki... Wiesz, niby nic, taki tam Duffy siedzący pod prysznicem, ale... No kurwa :c On naprawdę w Twoim opowiadaniu przypomina mi takie bezbronne, czasem głupie i bezradne dziecko, tym bardziej w takiej sytuacji...
Nie wiem co chciałam jeszcze napisać... Pewnie o czymś zapomniałam, ale... Jak sobie przypomnę to dopiszę :33.
Pisz dalej, proszęęę!!! <3
Jesteś takim geniuszem, czemu tego nie widzisz? :c
przytoczone przez ciebie zdania... to OWSZEM! PRAWDZIWY IZZY ;p tyle w temacie... nikt nie wierzy ale takie są fakty! :D
Usuń"silił się na troskliwy ton i o dziwo nawet mu to wychodziło" co się niby wyklucza? probował się zmusić żeby być miły i jakoś wykrzesał z siebie to co powinien zrobic (czyli okazac jakies ciepło)
zależy jak pojmujesz zło i skuwysynstwo... ale owszem postaram się przekonac ze IZZY jest zły
oczywiscie ze wroce do Emily bo nie bez powodu sie pojawila! i nie sadze zeby była suką... tak... moim prywatnym zdaniem... zobaczycie ;p
poza tym czemu wszyscy zakladają że rozstanie to wina jej a nie Izzyego? moze to on zrobil cos zlego i ee... musieli sie rozstac a teraz zwala winę na nią? moze... PRAWDA jest zupelnie inna niz ta ktora zakladacie?
co do Kate... no nie jestem tak psychiczna zeby wklejac ją do rozdziału tylko po to zeby przedstawic mysli izzyego :D
no... a Sixxu był na poczatku taki myly a taaaakim skurwielem sie zrobił :D
oł jea! fragment z Jonem wymiata! mówiłam ci że to brzmiało w pizdu dwuznacznie jak to pisałam :D i haha dobrze że namąciło ci trochę w głowie bo tak miało być :D
tak na akonczenie... czy Duff nie jest tak naprawde bezbronnym i bezradnym (dodam ze skrzywdzonym) dzieckiem?
nie chrzan mi tu o geniuszu xd
W końcu zebrałam się psychicznie, żeby napisać jakiś komentarz ;)
OdpowiedzUsuńNie powiem ale zajęło mi to dość sporo czasu, bo czytam Twój blog już baardzo długo. No ale nieważne.
Sama nie wiem jak mam te wszystkie myśli kłębiące się w mojej głowie ująć w jakieś sensowne zdania, więc napiszę to tak: Jesteś fenomenalna! ;D Uwielbiam to opowiadanie, historię, którą stworzyłaś. Tak ładnie ujmujesz to wszystko w słowa, tak jakbyś sama to przeżyła. Czytając to można poczuć to co czują bohaterowie, można na chwilę oderwać się od tego syfu, który nas otacza i przenieść się do zupełnie innego miejsca i właśnie za to chciałabym Ci podziękować :). Według mnie z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza i generalnie to Twój blog jest drugim blogiem, który zrobił na mnie aż tak duże wrażenie! Tak więc kontynuuj pisanie i czekam na kolejny rozdział! :)
P.S. Czy w przyszłości rozwieziesz nieco bardziej wątek Slash'a ? ;) I czy może jakimś cudem Axl by się za niedługo pojawił? ;>
Kochany Anonimie nie wiem czy przybędziesz tu jeszcze raz i przeczytasz moją odpowiedź ale... dobre pytanie w PS... nie wiem co zrobię ze Slashem i co się będzie z nim działo... z Axlem podobnie :P jakoś łatwij mi się skupiać na tych dwóch głupkach Duffie i Izzym ;p dużo łatwiej sie o nich pisze :D
UsuńUjmuję wszytsko w slowa jakbym sama to przeżyła? Mój Boże nie! xd 90% rzeczy które opisuję to wytwór mojej chorej wobraźni która nie ma nic wspólnego z tym co ja ee... doświadczyłam w życiu :P
chociaż... nie powiem... PEWNE myśli PEWNYCH bohaterów udaje mi się przywłaszczyć z własnych przemyśleń... ale to bardzo sporadyczne :D
dziękuję za miłe słowa odnośnie tego, że się hm... rozwijam :D
i mam pytanie jaki był ten pierwszy blog, który wywarł wrażenie?
Proszę link do tego bloga: http://doodoo.blog.onet.pl/
UsuńJest on moim numerem jeden, że tak powiem ;) Pomimo tego, że prawdopodobnie już nigdy nic nowego się tam nie pojawi, to czasami gdy mam gorszy dzień lub cokolwiek innego, to lubię tam zajrzeć i przypomnieć sobie pare starych, dobrych opowiadań :).
A wracając do tego jak opisujesz emocje, to... Domyślam się , że tego wszystkiego nie przeżyłaś, ale chodzi mi o to że potrafisz pisać o czymś o czym (prawdopodobnie) nie masz pojęcia (mam nadzieje, że wiesz o co mi chodzi) i za to należy Ci się wielki szacunek, bo nie wielu jest ludzi potrafiących opisać (a co za tym idzie wczuć się w) pewne sytuacje (i emocje im towarzyszące), których tak naprawdę się nie przeżyło. Tak, więc napiszę to zapewne po raz setny, ale jesteś w tym naprawdę dobra i oby tak dalej :)!
owszem! haha! piszę o rzeczach, o których nie mam bladego pojęcia :D
UsuńCzemu oni wszyscy znowu płaczą ;C
OdpowiedzUsuńCo mi się podoba. Hm. No to oczywiście, że tyle Izzy'ego jest <3 I taki Izzy filozoficzny, uwielbiam jego rozkminy.Są piękne <3 I zdecydowanie zgadzam się z komentarzem gdzieś tam wyżej - Izzy i Kate, to by było pjękne <3 Chociaż nie wyobrażam sobie, żeby Izzy kimś się zaopiekował tak jak Martą, ale myślę, że by było pjęknie, jakby ze sobą byli <3 Jeszcze podoba mi się motyw Slasha - że się tak znikąd pojawił, jego przebłyski pamięci (swoją drogą, upiorne, ale zajebiście opisane! <3). Podoba mi się ta dziwna sytuacja z Jonem na końcu, mimo, że czegoś tam nie kminię, ale to pewnie moja nieuwaga/głupota XD
Nie podoba mi się, że, kurczę, Joan jedna jest skrzywdzona, a wszyscy inny płaczą. Powinni się zebrać w sobie i ją wspierać, zebrać siły, które później jej przekażą, a u Duffa spodziewałabym się jakiegoś wkurwienia na tego gościa, jakiegoś gniewu, a on rozpacza ;/ Rozumiem Martę, bo ona płacze ciągle, ale Duff, twardszy powinien być!
Mimo to jest cudownie, idealnie <3 Kocham Cię! <3 Naprawdę jest pięknie, jak zawsze <3
Eh, rozpisałam się, koniec. XD
Aha, i jeszcze co do Emily... czemu taka sucz ma takie ładne imię?! XD
UsuńMotyw Emily we wspomnieniach Izzy'ego jest genialny, tyle tłumaczy <3 Mimo, że nadal wszystkiego nie wiadomo, to przecież bez kawałka tajemnicy nie da rady xd
No co tu można skomentować... zajebiście iest i tyle! Jak ty się dziewczyno rozpiszesz, to aż się miło czyta. Byłam przekonana, że Stradlin jest całkowicie otwartym człowiekiem w stosunku do Marty, a tymczasem on jeszcze skrywa w sobie mnóstwo rzeczy. Uwielbiam tego człowieka! Właśnie za tę tajemniczość. Strasznie szkoda mi Joan. W ogóle rodzina Mckaganów dużo cierpi w twoim opowiadaniu (John, Duffiasty,a teraz jeszcze ona. No i w tym wszystkim jeszcze Marta. Mam nadzieję, że jak tylko Joan troszeczkę dojdzie do siebie, to pozwoli sobie pomóc (może porozmawia z Martą; psychologiem) + do tego wszystkiego Slash. Serio, jak mógł nie pamiętać, że próbował się do niej dobrać na jej WŁASNYM weselu!
OdpowiedzUsuńEhh z dupy ten komentarz trochę wyszedł. Nie potrafię komentować i tyle. Wiedz, że piszesz świetnie, cudownie, genialnie, ciekawie, realistycznie i mądrze :) To na tyle. Jeśli miałabyś ochotę, czas możesz zajrzeć tu i spróbować ocenić moje wypociny: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/
PS Jak mi się podoba sposób, w który używasz słowa 'zaś', jako odpowiednika 'znowu'. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam :)
No dobra, to przystępuje do komentowania. Mam się jarać nowym rozdziałem?
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Jak cudownie, że coś napisałaś, Boże, płaczę ze szczęscia, o jeny.. mam orgazm.
Dobra, spełniłam swoją powinność.
Hmm i co tu mogę naskorobać? Po pierwsze to Matt. Matt chyba jest juz lekomanem. Takie mam wrażenie, że facet po prostu się uzaleznił od tych leków i nie potrafi bez nich życ. Nie, no to jest pewne, ze nie potrafi. Oj, dobra. Matt w sumie jest cpunem, a tak naprawdę, to za bardzo nikt nie widzi w tym problemu. Może tylko Marta zobaczyła, ale jakoś i tak sprawa ucichła. To się zaczynam martwić o Matta, bo wiadomo, że z lekami tam przeginać nie można, a on naprawdę jest już od tego totalnie uzależniony. Wjebał się w bagno, a sytuacja z Joan to może to wszystko jeszcze pogłebic. Masakra. Rodzina McKaganów rozwala sie od srodka. Joan z psychozą czy czymś. Matt lekoman. Alice z Parkinsonem. Zaraz jeszcze Duff zacznie coś odwalać :( A do tego Kate.. (Ugm.. O Kate za chwile)
Jeny, no szkoda mi ich tam wszystkich. W sumie, to nawet nie chcę wiedzieć w jakim stanie jest teraz Alice. O Boże, czy ktoś pomyslał o tej biendej, schorowanej kobiecie? No chyba, ze po prostu nikt nie chce martwić matki i ona nic nie wie? Tak jak było w przypadku Duffa i tego, że on nie wiedział, że jest chora na Parkinsona. Jeny, dobra, te ich wszystkie relacje rodzinne są tak zawiłe, ze czasem tego nie ogrniam.
Slash. Szkoda mi go. Dobra, mam go za drania, ale tak naprawde, to widze też w nim skrzywdzonego ludzia, który nie potrafi poradzić sobie z życiem i tym jak jest. Nawet biedaczek nie pamiętał o tym, ze zrobił takie coś Marcie. No tak, prochy mogą dac niezłego kopa, a potem ludz nie wie, co takiego robił. Hudson co prawda ma jakieś przebłyski, ale myslał ze mu sie to sniło? Albo wolał o tym nie myslec, bo to jednak była przerażająca wizja. Ale w sumie, to teraz by sie przydała jakaś tam pożadna rozmowa z Marta, chociaż wiem, ze ona wcale nie chce z nim rozmawiac, co się nie dziwie. Ha, myslałam, ze tam na tym korytarzu juz sie wyda cała sprawa, bo przecież Duff tam stał, ale jakos tak posłusznie posłuchał Izzyego, ze ma isc do Joan. To jednak było takie troche dziwne. Ale dobra, nie czepiam sie. No i nie wiem, co tam sie daje stało, jak Slash ogrnął, co takiego zrobił. Agrrr, nie lubię Cię za takie urywanie scen.
Kate. No własnie, kolejna osoba, która rozwala Mckagnów od srodka. Zaszła sobie w ciąże z Nikkim i teraz użala się ze jest taka beznadziejna. A co.. no jest beznadziejna, nie bede się tu z nia spierała. Taaaa, wiem, wredna jestem. Ale jakoś mi się tam jej szkoda nie zrobiło. W koncu sama sobie wybrała taki tryb zycia, to tez mogła sie liczyc z tym, jak to sie moze skonczyc. No i własnie sie skonczyło tak. I do tego jeszcze pije alkohol, kiedy jest w ciazy! NIEDOBRA! Tym mnie wkurzyła, prawda. Agrrrrr... Za to mi tu szkoda Stradlina, bo on sam ze soba prowadzi walke. Isbell za bardzo sie pcha w zycie Stradlina, haha. No ale co? Ile ten Isbell moze siedziec cicho? W koncu też chce miec prawo głosu, haha.
Dobra, wiem, ten komentarz jest beznadziejny, ale przez to wszystko co Ci pisałam na gg, to nawet nie stać mnie na nic więcej :(
Pozdrawiam :*
Zapraszam na 2 część 5 rozdziału "Just ride baby." ;)
OdpowiedzUsuńhttp://breath-of-memories.blogspot.com/2013/02/05-just-ride-baby-cz-ii.html
zaraz przeczytam
A ja Ci powiem, że bardzo mi się podoba, akcja jako tako idzie do przodu. Joan jest w szpitalu w końcu bezpieczna. Duff się załamał, Matt niedługo będzie musiał iść na odwyk, Marta jak zwykle, Slash... brak słów, w Izzim coś pęka, a Kate w końcu dojrzała, a przynajmniej próbuje. Sixx powonien się powstrzymać, w końcu on wie, że Duff i Kate to rodzina. Jak się zabawia bez zabezpieczenia, to potem ma, o proszę.
OdpowiedzUsuńI dziękuje za komentarz u mnie.
Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie dwa dni temu i nie mogłam się oderwać, dopóki nie przeczytałam do ostatniego, udostępnionego rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie często komentuję blogi, no chyba, że już naprawdę mam coś do powiedzenia, ale tak ładnie tam na górze prosiłaś, że postanowiłam jednak to zrobić i sklecić parę zdań na temat całej historii.
Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało to, że teraz wracam do jakiś początków, a nie skupiam się na tym rozdziale, ale chciałabym napisać o wszystkim, co najbardziej przykuło moją uwagę.
Zaczynając od tego, że miałam jakąś tam malutką nadzieję, że mimo wszystko Marta będzie ze Slashem. Wydawał mi się bardziej odpowiedni do jej osoby. Pokazywałaś go z takiej trochę nieśmiałej strony i wydawało mi się, że oni dobrze by się zgrali. No i kiedy Izzy z nim rozmawiał wiedziałam już, że Hudson jest zakochany w naszej Marcie. Chociaż później trochę mnie zmyliłaś, nie byłam już tego tak do końca pewna, zastanawiałam się, czy jednak przypadkiem nie chodzi o Joan, bo w sumie zachowywał się w stosunku do niej tak... rycersko [?] uświadamiał jej, że się nie nadaje do stałego związku, tak jakby wolał, żeby mimo jego nieszczęścia dziewczyna była szczęśliwa z kimś innym. Dopiero sytuacja na ślubie w pełni pokazała, że moje wcześniejsze rozważania były prawdziwe i że Slash cały czas musiał zmagać się ze swoim uczuciem do Marty. W większości komentarzy widzę, że Saul stał się tym złym, w pewnym sensie zastąpił chyba Stevena, który był wrogiem numer jeden po akcji, jaką odwalił Marcie i Duffowi, ale potem zniknął. Mimo wszystko ja nie postrzegam Slasha jako tego złego. Fakt, posunął się do okropnej rzeczy, wolę nie wiedzieć, co mógłby zrobić Marcie, gdyby się nie wyrwała, ale mimo wszystko, ja ciągle uważam, że facet, gdzieś, bardzo głęboko jest dobry. Zwłaszcza, że sam nie był świadomy, tego, co usiłował zrobić Marcie. W sumie nie powinnam zwalać wszystkiego na dragi, ale mimo wszystko, szkoda mi Saula, chociaż może jestem dziwna, ale ja zawsze całkiem inaczej patrzyłam na wszystko i tych, których ludzie nie lubili, w książkach, czy filmach, ja wręcz ubóstwiałam, więc co zrobić. :)
Dalej, po którymś z kolei rozdziale miałam już serdecznie dosyć ciągle płaczącej Marty, chciałam do rzucić w cholerę i dać sobie spokój, no bo kurwa ile można za nią biegać, skakać nad nią i przytulać, jakby była laleczką z porcelany i wszyscy musieli uważać, żeby jej nie potłuc. Tak, tak wiem, gwałt, zła sytuacja w domu w Polsce i cała reszta, ja to wiem, ale mimo wszystko miałam jej dosyć. Dlatego cieszę się, że po ślubie i urodzeniu dziecka jej charakter się zmienił, że w końcu stała się twardsza, że cieszy się życiem i tak dalej.
Następnie Izzy... cholera, taki przyjaciel to jest istny skarb i nie wyobrażam sobie, co Marta musiała przechodzić, kiedy wyjechał, żeby ratować swój związek z tą kobietą, której imienia niestety nie napiszę, bo za cholerę nie mogłam zapamiętać, wybacz. Wiem, że kojarzyło mi się z firmą Amica i mniej więcej tak brzmiało, ale żeby nie przekręcić wolę po prostu je pominąć. Od początku wiedziałam, że im nie wyjdzie. No, może nie od początku, ale już tak jakoś chwilę po tym, jak wzięli ślub. Myślałam jednak, że będzie chodziło tylko o chorobliwą zazdrość o Martę, a nie o to, co laska odwaliła. Ugh, naprawdę było mi szkoda Izzy'iego. Za to teraz sama nie wiem, co mam o nim myśleć... Na facebook'owym fanpage'u pytałaś, co musiałabyś zrobić, żebyśmy go znienawidzili. Wydaje mi się, że mimo wszystko tylko jedną rzecz musiałby zrobić, żebym naprawdę go znienawidziła w tym opowiadaniu, a dokładniej musiałby popełnić samobójstwo. Mimo wszystkich tych jego myśli, tego, że wypomina sobie, że stał się ciepłymi kluchami i że nie powinien i tak dalej, nawet, jakby na powrót był skurwysynem nie umiałabym stracić do niego sympatii. Zastanawia mnie też ta Emily... kim ona dokładnie była i o co chodziło. Fakt, że wytłumaczyłaś nam to mniej więcej, ale jednak, jestem ciekawa szczegółów.
No i jakoś tak pomyślałam też sobie, że ciekawie byłoby, gdyby ta bezdomna dziewczyna, którą Marta znalazła na ulicy, jakoś jednak wpłynęła na naszego Izzy'iego. Co z tego, że on natychmiastowo ochrzanił Martę, za jakiekolwiek próby przekonania go, do nastolatki, ja tam jakimś romansikiem bym nie pogardziła. ;)
UsuńNo i teraz Joan... cholera, powiem szczerze, że niezłego ćwieka mi zabiłaś, jeśli o nią chodzi... Mam wiele typów na jej oprawców, ale nie będę ich zdradzać, po prostu poczekam sobie grzecznie, aż sama nam tego właściwego przedstawisz. Szkoda mi jej ogromnie, bo polubiłam tę wesołą kobietę, chociaż zbyt długo popełniała głupstwo, jakim był związek, z mężczyzną, który ją katował, ale ona nie chciała odejść, bo go "kochała". A kiedy w końcu udało jej się uwolnić i zacząć jakoś normalnie żyć, to nagle stało się to, co się stało... biedactwo.
Dalej lecąc, muszę wrócić do tej sytuacji z Duffem i dziwką w jego łóżku... Od razu wiedziałam, że coś mi tu śmierdzi, że on totalnie nic nie pamiętał, a przecież tak kocha Martę i jak mógł jej to zrobić, więc kiedy w końcu Steven się wygadał, że to była jego intryga, miałam ochotę krzyknąć "WIEDZIAŁAM!" gdyby nie to, że była około trzecia w nocy i mogłabym obudzić tym krzykiem resztę domowników, ograniczyłam się więc do radości w duchu, że moja intuicja mnie nie zawiodła. Wkurwiałam się na McKagana, kiedy chlał, jakby miał nadejść koniec świata i nie przejmował się nikim dookoła, ale teraz, jak czytam o tym, jak dobrym ojcem jest dla małego i wspaniałym mężem to nie mogę powiedzieć, że nie robię cichego "awww". Kurcze, tyle przeszedł, a teraz jeszcze ta okropna sytuacja z Joan... biedak.
No i chyba będę kończyć... pewnie jak zwykle zapomniałam o czymś dodać, chociaż miałam takie plany na początku, no ale. I tak już się zbytnio rozpisałam i pewnie nie będzie Ci się w ogóle chciało czytać tych wypocin. Mimo wszystko, musiałam skomentować, bo uważam Twojego bloga, za jednego z lepszych, jakie czytałam w swoim życiu, a naprawdę ogrom ich był. Chciałam więc, przynajmniej w taki sposób, pokazać Ci, że podziwiam Cię za całokształt Twojej pracy. Za to, że już tak długo piszesz, mimo, że masz wiele spraw na głowie i za to, że masz jeszcze do tego siłę. ;)
Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję na kolejny rozdział,
Kam.
o... myślałam że prócz Rose, Linshi, Parlay i czasem Lily nikt nie porwie się na tak długi komentarz!
Usuńjuż przeczytałam, ale jeśli pozwolisz odpiszę jutro :D
Tak, wiem, rozpisałam się, wybacz, ostatnio dosyć często mi się to zdarza.
UsuńJasne, nie ma problemu. ;)
więc przybywam z odpowiedzią ;p
Usuńna początek baaaardzo dziękuję za tak długi komentarz! i dziękuję za każde miłe słowo
ciesze się, że pokusiłaś się o hm... odpowiedź na mój apel (miło wiedzieć, że do kogoś dotarł)
Marta i Slash? no fuckin way! od samego początku nie było takiej możliwości ;p tak... Joan była specjalnie wpleciona co by osoby które yyy rozszyfrowały Slasha miały trochę wątpliwości :) owszem... może i Joan w jakiś sposób mu się spodobała, ale no... kocha Martę
zły Slash xd no cóż... nie wiem skąd aż tak negatywne emocje odnośnie jego osoby (btw co do dragów... gdyby Slash popełnił przestępstwo dragi i alkohol nie byłby kwestią łagodzącą tylko jeszcze bardziej by go pogrążył)
hahaha kolejna osoba która była poirytowana eee... że tak to określę "dawną Martą" ale to... musiało tak być... skrzywdzona, zakompleksiona dziewczyna która z czasem przejdzie hm.. metamorfozę i stanie się dużo pewniejsza i hm sympatyczniejsza w odbiorze
Izzy... oj tak... postać wymarzonego przyjaciela... hahahaha umarłam jak przeczytałam że jego żona skojarzyła ci się z Amicą! a ona nazywała się Annica Kreuter :D
ała... znienawidzić Izzyego gdyby się zabił? wtedy nie byłoby już czego nienawidzić :D ale... nieee Izzy na pewno się nie zabije... i owszem... jest skurwysynem nawet ciut o tym będzie w nast. rozdziale
co do Emily... ach... mam nadzieję że nie uważasz jej za sukę jak spora część czytelników? o Emily będzie więcej... nawet dużo więcej, właściwie wszystko zostanie powiedziane, no... ale dopiero w rozdziale 44. (czyli nie w tym co dodam w najbliższym czasie tylko w następnym)
Lucy... hahaha natychmiast ochrzanił Martę... bo... on, tzn Izzy, niby chce się wiązać ale jednak nie chce xd poza tym Lucy jest młodsza od niego o eee... 12 albo 13lat... w sumie jest nieletnia a Izzy ma już 31 lat!
co do Joan... sama sobie odpowiedziałaś kto jest jej oprawcą... nawet to napisałaś :D ale jeśli jeszcze nie dostrzegasz o kogo chodzi... 43. wszystko wyjaśni
zdrada... jesteś chyba jedyną osobą której coś eee... nie grało w tej historii :P pominę kwestię że o początku do końca ja miałam taki plan... nie był to impuls że zdrada była, marta wybaczy ale nagle coś mi się odwidziało i wprowadziłam intrygę Stevena...
chlanie Duffa... ups... chyba nie spodoba Ci się końcówka nowego przyszłego rozdziału xd
jak mogłaś twierdzić że nie przeczytam twoich komentarzy?! xd czytam wszystko co czytelnicy do mnie piszą tutaj, na mailu, gg, na fb... wszędzie ;p
podziwiasz całokształt mojej pracy? ale... tu nie ma czego podziwiać...
nie wiem na jakie blogi trafiałaś, że twierdzisz że mój jest jednym z najlepszych (może miałaś jakiegoś pecha?) :) ale mim to dziękuję
no... mam nadzieję, że ten komentarz jest jakiś składny itp ale ja już myślę o jutrzejszym egzaminie na który jeszcze nie zaczęłam się uczyć i to mnie przeraża... ALE nieważne :P wspomniałaś coś o fanpejdżu czyli zerkasz tam czasem i dowiesz się o nowym rozdziale z fejsa tak?
naprawdę tylko dla mnie historia zdrady była podejrzana? :o niemożliwe.
Usuńco do Joan... w takim razie już rozumiem.
a Emily... nie, jak na razie nie uważam jej za sukę, chociaż szczerze, raczej jej nie polubiłam, przynajmniej, na ten moment. chociaż wszystko może się zmienić.
no i w takim razie mam nadzieję, że egzamin pójdzie Ci dobrze. ;)
i tak, polubiłam fp, a oprócz tego obserwuję bloga, więc nie powinnam przegapić pojawienia się kolejnego rozdziału.
no cóż, może mam pecha, co do blogów, ale mimo wszystko, zbyt nisko oceniasz swojego, jest naprawdę świetny. ;)
Kurcze, przez dluzszy czas zastanawialam sie czy napisac czy co... Dluzszy czas? Co ja pierdole? Kilka dni temu zaczęłam czytać to wszystko, kazdy rozdzial po kolei... I dobrnęłam już tu. Bezsennosc to naprawde zajebista sprawa. Ale ogolem... Wolalabym pisac... "na osobnosci" nie tak na forum, jesli masz chwile czasu prosze o kontakt :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie, a to nie lada wyczyn!
Więc... Zostawiam swój email solange.solin@gmail.com i czekam, mam nadzeje, ze przekaze Ci wszystko co czulam czytając Twoje wpisy i po częsci poznając Ciebie, przez to jak piszesz, czym sie kierujesz, czym nie i tak dalej.
Hm, oczywiscie jesli tylko bedziesz chciala tego sluchac.
Dobrze, znikam juz, przepraszam z gory za jakiekolwiek klopoty, jesli wolisz komentarze itd, nie wiem, n czytalam zadnego wczesniejszego, niczyjego komentarza... Więc... Do pogadania :)
~Alex