Można powiedzieć chwila historyczna... po 4 latach i 6 miesiącach jest! Rozdział 50.
Kiedy zaczynałam przygodę z blogowaniem nie sądziłam, że dotrwam do tego momentu. Po części to wasza zasługa, po części kwestia tego jak bardzo przesiąknęłam tą historią i nie mogę się od niej uwolnić.
Rzecz jasna wiem, ile czekaliście, ale no... trzeba było coś napisać między pracą, życiem osobistym, kolejną przeczytaną książką (a 65 książek w 2015 roku samo się nie przeczytało), pokleić sceny, jakoś powrzucać wszystko, żeby miało ręce i nogi...
Jak zauważycie coraz bardziej odchodzę od "prawdy" i realiów zlej sytuacji w zespole Gunsów - po części dlatego, że nie jestem pogodzona z historią i nie mam ochoty na opisywanie sytuacji, które miały miejsce naprawdę, po części dlatego, że sama nie mogłabym wtedy pozwolić sobie na tworzenie bloga, tylko odtwarzałabym nudną i smutną prawdę, no i po części dlatego, żeby ciągle móc Was zaskakiwać, bo nigdy nic nie jest w 100% pewne!
dziękuję mojej recenzentce Malwinie - dzięki niej staram się ulepszać rozdziały, wyłapywać śmieszne błędy czy drobne potknięcia, ogarniam, co jest dobre, a co zjebałam :)
***
Chciała żyć normalnie, a czuła się tutaj jak w więzieniu. Miała
wrażenie, że jest w klatce, w której się dusi. Jednak z drugiej
strony była bezpieczna. Tutaj nikt nie mógł jej skrzywdzić. Tutaj
nie miała kontaktu z mężczyznami – no chyba, że któryś z jej
braci albo Slash wpadł z wizytą. Tylko, że jej rodzina i jedyny
przyjaciel, jakiego miała, nie stwarzali dla niej zagrożenia i po
kilku tygodniach od wyjścia ze szpitala nauczyła się tego, że nie
musi się ich bać. Teraz niby wszystko było w porządku. Przecież
minęło dziesięć miesięcy od czasu, gdy Ray ją uprowadził i
przetrzymywał w swojej piwnicy. Niestety to było dziesięć długich
miesięcy, podczas których nie potrafiła zapomnieć o wielokrotnych
gwałtach, pobiciach i strasznych warunkach pomieszczenia, w którym
przebywała. Miała trzydzieści pięć lat, a czuła się jakby
przez ostatni rok postarzała się przynajmniej o piętnaście
kolejnych lat. Czy zgodnie ze słowami specjalistów była w stanie
pogodzić się z przeszłością, w pewien sposób ją zapomnieć i
żyć dalej? Czy była w stanie ułożyć sobie życie z nowym
mężczyzną, skoro praktycznie wszystkich się bała? Czy
kiedykolwiek zaufa komuś na tyle, żeby nie uciec z krzykiem, gdy
będzie chciał ją pocałować, przytulić i w odległej przyszłości
iść z nią do łóżka?
- Słuchasz mnie?
Wysoki mężczyzna przyjrzał się uważnie kobiecie. Jeszcze przed
chwilą z nim rozmawiała i dyskutowała o sprawie, a teraz miał
wrażenie, że odpłynęła do innego, niekoniecznie dobrego świata.
Nie widywali się często, głównie omawiali linię obrony czy
postępowanie w sądzie, ale praktycznie za każdym razem Joan
wpadała w ten dziwny, melancholijny nastrój, który budził w nim
niepokój. Musiał mieć pewność, że jego siostra jest we w miarę
stabilnym stanie psychicznym. Czekała ich ostatnia, decydująca
rozprawa. Kobieta musiała być przygotowana. Musiała być silna,
żeby stawić się w sądzie i ostatecznie zamknąć rozdział Raya
Barnetta, jego domniemanego zabójstwa i przyjąć ewentualny,
niekorzystny wyrok sędziego Robertsa.
- C-co mówiłeś, Mark? - odezwała się głosem praktycznie
wypranym z emocji. - Nie chcę, żeby ona tam była…
- Jo, ma do tego prawo. To był jej syn.
- To był z-zwyrodnialec, który mnie s-skrzywdził! Wychowała
potwora i g-gwałciciela, a nie dziecko!
Czterdziestodwuletni mężczyzna poluzował krawat. Myślał, że ten
etap mają już za sobą. Za każdym razem wałkowali temat tej
kobiety – kobiety, która chciała skazania Joan na kilka długich
lat więzienia za „zabójstwo” jej syna. Jako prawnik, zajmujący
się sprawami z zakresu prawa rodzinnego, mógł tylko stać z boku i
pozwolić pracować swojemu przyjacielowi, specjaliście w sprawach
karnych. Mógł także na spokojnie wyjaśniać kobiecie wszystko to,
czego nie chciała słuchać z ust swojego adwokata, którego bała
się tak, jak praktycznie wszystkich mężczyzn. Oczywiście rodzina
nie rozumiała poczynań McKagana i bulwersowała się na Marka o to,
że nie znalazł Joan jakiegoś obrońcy płci żeńskiej. To nie
była złośliwość, po prostu prawnik nie znał żadnej kobiety tak
biegłej w sprawach karnych jak James Hardy. Samo jego nazwisko
wystarczyło, żeby prokurator zaczął zgrzytać zębami i pocić
się pod togą, bo miał coraz mniejsze szanse na wygranie sprawy i
zadowolenie pani Barnett. Może był szorstki i ciężki w obyciu,
jednak osiągał doskonałe wyniki w sprawach, którymi się
zajmował; zwłaszcza tymi, które dotyczyły nieumyślnego
spowodowania śmierci albo wyznaczenia granic obrony koniecznej. Ława
przysięgłych go uwielbiała i zawsze z uwagą słuchała jego mów
obrończych. Jego pomoc praktycznie gwarantowała sukces i
uniewinnienie Joan.
Miała dość tego bachora i kompletnie nie miała pomysłu, co z nim
zrobić. Przeszkadzał jej w pracy, odstraszał ludzi i nie dawał
jej spać. Ten bękart potrafił tylko beczeć, wrzeszczeć i domagać
się jedzenia, tak jakby stać ją było na jedzenie i nie wiązała
końca z końcem. Jej zajęcie wymagało, żeby miała spokój w
domu, a to dziecko darło się praktycznie cały czas.
- Zamknij mordę! - wrzasnęła, ale dziecko rozpłakało się
jeszcze bardziej – przestań ryczeć, powiedziałam! Zaraz będę
miała gościa i masz być cicho!
Szarpnęła dziewczynką, która siedziała na kanapie. Była za
mała, żeby zdawać sobie sprawę z tego, co robi źle. Przecież
była głodna i chciała dostać obiad – pierwszy od trzech dni.
Jednak jej matka miała inne plany. Traktowała ją jak powietrze
albo oskarżała o całe zło tego świata. Biła ją bez powodu i
głodziła, gdy czarnowłosa dziewczynka była nieposłuszna. Mściła
się na niej, mimo że to nie ten malutki brzdąc był sprawcą jej
nieszczęścia i niepowodzenia. Mściła się na niej za mężczyznę,
który sprowadził na nią tę ciążę. Wtedy nie miała pieniędzy,
żeby pozbyć się problemu. Teraz nie podjęła radykalnych działań
tylko dlatego, że dostawała niewielki zasiłek jako samotnie
wychowująca matka. Tak... kobieta z chęcią pozbyłaby się tego
dziecka, ale stanowiło jedyne źródło stałego dochodu, dzięki
któremu mogła kupić sobie lepsze ubrania i kosmetyki. Z jej
marnej, niepewnej pensji ledwo starczało jej na czynsz i podstawowe
produkty spożywcze, a na pomoc ojca dziecka nie mogła liczyć.
Kobieta na chwilę wyszła, zostawiając dziewczynkę samą. Podczas
jej nieobecności pojawił się on. Spojrzała na niego dużymi,
przerażonymi oczami. Może i była mała, ale dobrze wiedziała, co
oznacza ta twarz. Już nie płakała z głodu, teraz kwiliła ze
strachu i bólu, który rozlał się po jej ciele, gdy mężczyzna
zaczął nią szarpać i bić. Im głośniej szlochała, tym bardziej
się na niej wyżywał. I robił to nawet, gdy jej matka wróciła do
pomieszczenia.
Pijany mężczyzna zataczał się,
próbując wrócić do mieszkania, które od dłuższego czasu
wynajmował. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się tracić
kontrolę nad piciem. Nie mógł sobie poradzić z sytuacją. Cały
czas rozpamiętywał tamtą noc. Jedną z lepszych w jego życiu.
Wtedy był tak blisko wszystkiego, czego kiedykolwiek pragnął. Niby
nie było to ich pierwsze łóżkowe spotkanie, jednak teraz
wiedział, co do niej czuł i nie bał się tego, jak kilka lat temu.
Jej usta, mimo że przez cały ten czas tak perfekcyjne, teraz
smakowały inaczej. Jego ciało reagowało zupełnie inaczej na jej
bliskość niż kiedyś, gdy po prostu mile spędzali czas,
sprawiając sobie nawzajem przyjemność. Nie mógł jednocześnie
wyrzucić z głowy jej zapłakanego oblicza. Płakała
przez Sixxa i to, co jej zrobił? Czy to przez to, że mi odmówiła?
Czy kiedykolwiek miałem pieprzoną szansę? To dlatego było jej tak
przykro? Dlatego, że się spóźniłem? Dlatego, że nie zawalczyłem
o nią parę lat temu albo że nie ubiegłem Sixxa kilka miesięcy
temu? Kate, czemu nic nie mówiłaś? Czemu tyle lat milczałaś?
Czemu z nami nie zostałaś, tylko szukałaś przygód i szczęścia
nie tam, gdzie powinnaś? Zrobiłem wtedy coś nie tak? Byłem za
mało stanowczy? Za mało pokazywałem, że mi zależy? Zjebałem
sprawę, bo się nie odzywałem miesiącami? Chciałby
mieć władzę nad czasem. Chciałby przenieść się kilka lat
wstecz, kiedy miał realną szansę na związek z Kate. Zawsze śmiał
się z tego wyświechtanego powiedzenia „chciałbym móc cofnąć
czas”, jednak teraz zrozumiał w pełni, czemu we wszystkich
filmach i książkach bohaterowie uparcie powtarzają jak mantrę to
zdanie.
- Hej!
Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś go zawołał. Nie pomagało
nawet wzywanie go po imieniu. Co go to obchodziło? Nie chciał z
nikim rozmawiać. Pewnie znowu ktoś chciał głupi autograf albo
zdjęcie, na które Bolan nie miał najmniejszej ochoty. Powłócząc
nogami, dzielnie kierował się w stronę ulicy, przy której
mieszkał. Po chwili poczuł na ramieniu jakiś uścisk i praktycznie
natychmiast próbował się z niego wyswobodzić.
- Kurwa, Bolan, wołam cię jak pojebany! Głuchy jesteś? - burknął
Slash i podtrzymał basistę, który szarpiąc się, stracił
równowagę – Aleś się zalał… stało się coś?
- Chuj cię to obchodzi – wybełkotał – i tak nie zrozumiesz…
niczego, kurwa nie zrozumiesz…
Gitarzysta zaprowadził pijanego
mężczyznę do jego mieszkania. Torując sobie nogą drogę do
salonu, skrzywił się i rozejrzał po pomieszczeniu. Jeśli
u mnie jest syf i burdel, to tu chyba pieprzony armagedon! Co z tobą,
Rachel?! Co za gówno cię dopadło? Zawsze
wydawało mu się, że Bolan całkiem dobrze radzi sobie w swoim
kawalerskim stanie. Przyjaciele często śmiali się z niego, że ma
taki porządek i tak lubi gotować, że powinien na to wyrywać
dziewczyny, bo przecież wszystkie marzą o kucharzu, który jeszcze
posprząta za nie całe mieszkanie. Różnił się od swoich kolegów
po fachu, a mimo wszystko w przeciwieństwie do nich, nie był z
nikim związany. Większość myślała, że to kwestia wyboru, że
Rachelowi jest lepiej bez zobowiązań, bez konieczności
podporządkowania się jakiejś partnerce. Nikt nie pomyślał o tym,
że mężczyzna dusi w sobie poczucie porażki, osobliwą klęskę,
do której w praktycznie pełnym wymiarze przyczyniła się Kate –
jedyna kobieta, którą obdarzył głębszym i poważniejszym
uczuciem i jedyna kobieta, która mogła zranić go swoją odmową.
- Chcesz pogadać? - Hudson posadził pijanego mężczyznę w fotelu
i widząc, jak zaprzecza ruchem głowy, mruknął – jak chcesz…
włączyć muzykę?
Nawet jeśli zdziwiła go płyta, która tkwiła w gramofonie,
postanowił tego nie komentować. Po chwili pomieszczenie wypełniły
dźwięki utworu Percy'ego Sledge'a.
When a
man loves a woman
Can't keep his mind on nothin' else
He'd trade the world
For a good thing he's found
If she is bad, he can't see it
She can do no wrong
Turn his back on his best friend
If he puts her down
When a man loves a woman
Spend his very last dime
Trying to hold on to what he needs
He'd give up all his comforts
And sleep out in the rain
If she said that's the way
It ought to be
When a man loves a woman
I give you everything I got
Trying to hold on
To your precious love
Baby Baby please don't treat me bad
When a man loves a woman
Deep down in his soul
She can bring him such misery
If she is playing him for a fool
He's the last one to know
Loving eyes can never see
Can't keep his mind on nothin' else
He'd trade the world
For a good thing he's found
If she is bad, he can't see it
She can do no wrong
Turn his back on his best friend
If he puts her down
When a man loves a woman
Spend his very last dime
Trying to hold on to what he needs
He'd give up all his comforts
And sleep out in the rain
If she said that's the way
It ought to be
When a man loves a woman
I give you everything I got
Trying to hold on
To your precious love
Baby Baby please don't treat me bad
When a man loves a woman
Deep down in his soul
She can bring him such misery
If she is playing him for a fool
He's the last one to know
Loving eyes can never see
- Uuu… no to opowiadaj, kto ci tak podpadł, co? - zagaił, gdy
ostatnie dźwięki utworu rozpłynęły się po ponurym pokoju. - Kim
jest ta laska, która tak wpadła ci w oko? Nie mów… nasza słodka
niedostępna Katie?
Oczywiście, że o nią chodzi, bo o kogo innego? Poza tym
widzieliśmy go, jak rozmawiał i żegnał się z nią po festiwalu…
nie wyglądali jak para znajomych… tak… to pewnie o nią chodzi,
ale czemu się tak rozpija? Aż tak zalazła mu za skórę? Nie
chciała go? Przecież jest tysiąc razy lepszy niż ten szmaciarz
Sixx... Nieświadomy stanu, w
jakim znajdował się Bolan, Slash rozmyślał nad możliwymi
scenariuszami spotkania dwójki jego znajomych. Był tak pogrążony
w myślach i wizjach, że aż podskoczył, gdy basista się odezwał.
- Pierdol się! Co ty, kurwa, wiesz o tym, co mogę czuć?! Co ty
wiesz o miłości?! Co wiesz o tej pierdolonej, palącej tęsknocie?!
Co wiesz o bólu odrzucenia?! No, kurwa, co?! Wam zawsze zależało
tylko na zaliczeniu kolejnej laski! Zawsze! - krzyknął z
nietłumioną agresją w głosie – Ile dziewczyn pieprzyliście i
wypierdalaliście za drzwi bez słowa? No ile? Ty, Axl, Stradlin…
nawet Duff był, jest i będzie zwykłym dziwkarzem, który bawił
się w małżeństwo, a gówno wie o miłości!
- Stary, kurwa, co się rzucasz? Chciałem tylko pogadać! - burknął
i pozwolił, by gęste loki przykryły mu twarz – Poza tym ok! Może
nie zawsze byłem fair, ale kto ci powiedział, że cię nie
rozumiem?! Kto ci powiedział, że nikogo nie kocham?!
- Kochasz… jasne… wiesz kogo? Samego siebie! - prychnął z
pogardą i dopiero się rozkręcał w wylewaniu swoich skarg i
cierpienia. -Nigdy nie zrozumiesz tych uczuć! Nigdy nawet nie
spojrzysz na duszę kobiety, bo obchodzą cię tylko cycki! Nie
zrozumiesz tego pieprzonego, żrącego uczucia uwielbienia i bólu!
Nie masz, kurwa, pierdolonego prawa wciskać mi, że za kimś
szalejesz, że kosztem własnego „ja” jesteś w stanie
uszczęśliwić kogoś innego! - chwiejnym krokiem podszedł do
gitarzysty i złapał go za przód koszuli - No powiedz! No dalej!
Kogo niby kochasz, co? Jakąś dziwkę, którą ruchasz? Którąś z
tych tępych groupie, które wozicie ze sobą? Siostrę Duffa, o
której kiedyś plotkowano? A może, żeby nie psuć waszej chorej
tradycji, zakochałeś się w dziewczynie kumpla? O… przepraszam…
teraz to już jest żona… No Hudson… wciśniesz mi bajer, że
kochasz Martę? Chcesz zrobić z McKagana rogacza?
Bolan w swoim pijackim bełkocie nie zwrócił uwagi na reakcję
Slasha, któremu w jednej chwili odpłynęła cała krew z twarzy.
Nie sądził, że ktokolwiek poza Izzym i rzecz jasna samą
zainteresowaną, pozna jego tajemnicę. Nawet w najczarniejszych
koszmarach nie podejrzewał, że ktoś w tak idiotyczny sposób
zdemaskuje jego uczucia. Zakazane uczucia. Jednak z drugiej strony
chciał mu wykrzyczeć prawdę. Bo niby dlaczego Rachel mógł mu
zarzucać tak krzywdzące rzeczy? Dlaczego mógł uważać, że tylko
on cierpi z powodu niespełnionej miłości? Dlaczego uważał Slasha
za niezdolnego do takich uczuć? Jak mógł oskarżać go o brak
troski o ukochaną osobę? Jak śmiał sugerować mu egoizm i
patrzenie na własne dobro kosztem swojej wybranki? Nie miał prawa
twierdzić, że Slash nie potrafi się zakochać.
- Marta?! - widząc minę Slasha, Bolan otrzeźwiał na chwilę –
Co ty, kurwa… zakochałeś się w niej? Wpadłeś… - wytrzeszczył
oczy i puścił koszulę flanelową gitarzysty - o chuj… jaja sobie
robisz, tak? Wciskasz mi taki absurd, bo jestem najebany, tak?
- Chciałbym, Rachel, żeby to był tylko głupi żart…
- Musi pan przestać żyć przeszłością… spróbować skupić się
na tym, co jest teraz i tym, co przyniesie kolejny dzień. Może
zamiast zamykać się w sobie i wspominać dawne czasy, spróbuje się
pan czymś zająć? Miał pan jakąś pasję, poza graniem na
gitarze?
- Ta… jazda na desce. Mogłem siedzieć godzinami na jakichś
placach albo skateparku.
- No to, jeśli nic nie stoi na przeszkodzie, może czasem odwiedzi
pan takie miejsca? - zakreśliła jakieś słowa na kartce - A co ze
znajomymi? Spotyka się pan z nimi, rozmawia o bieżących sprawach?
Przyjaciele często są dla nas najlepszą terapią i pomagają w
problemach życia codziennego.
- Przyjaciele? - prychnął i ironicznie się uśmiechnął - Jacy
przyjaciele? O czym pani mówi?
- Każdy kogoś takiego ma – powiedziała spokojnie, zapisując coś
w notatniku – niech pan pomyśli.
- Przyjaciele… - mruknął pogardliwie i rozsiadł się wygodniej w
fotelu - chce pani ich poznać? Pierwszy… wychowaliśmy się w tym
samym gównianym mieście, znamy się od dziecka, a teraz od dwóch
lat nie jest w stanie wybaczyć mi, że zostawiłem jego zespół.
Następny? - zapytał i widząc, że kobieta nie zamierza mu
przerywać, kontynuował – Następny zabrał mi jedyną osobę,
która jest mi naprawdę bliska i którą kocham jak siostrę. Uwiódł
ją, wziął z nią ślub… zrobił jej dziecko, później oskarżył
ją o to, że się ze mną puściła, prawie ją pobił, wyrzucił z
domu i w ramach przyjaźni spuścił mi wpierdol! Zajebisty
przyjaciel, nie sądzi pani? - nie zwrócił uwagi, że kobieta
uniosła w zdumieniu brwi i coś zanotowała - A jeszcze kolejny tę
samą dziewczynę próbował zbajerować, miał gdzieś moje…
zakazy i dodatkowo chciał ją zerżnąć na jej własnym weselu. O
dziwo ona, w przeciwieństwie do mnie, mu wybaczyła i teraz żyją
sobie w zgodzie i gruchają jak dwa pieprzone gołąbki. Starałem
się, kurwa, być dobrym przyjacielem, pomagałem... a przynajmniej
nie przeszkadzałem temu gnojowi w zdobyciu Marty, po cichu usuwałem
mu rywala, którego zmusiłem do odpierdolenia się od niej i nie
robienia jej wody z mózgu. I wie pani jak mi się odwdzięczyli?
Jeden obił mi mordę, połamał żebra i zmasakrował nerki, a drugi
ma mnie gdzieś i zgrywa kochanego pocieszyciela mojej siostry! Myśli
pani, że to odpowiednie osoby do pomagania mi w moim popieprzonym
życiu? No chyba, że danie im w mordę ma mi w jakikolwiek sposób
pomóc. Wtedy mogę widywać się z nimi codziennie.
- No… może oni
niekoniecznie się nadają, ale... na pewno ma pan jeszcze innych
bliskich znajomych albo tę dziewczynę, Martę...
- Nie, nie mam – burknął – a ona ma wystarczająco dużo swoich
problemów, żeby mnie niańczyć.
Westchnęła. Już dawno nie miała do czynienia z takim pacjentem.
Zagubiony, zgorzkniały i uparty młody mężczyzna, który
kompletnie nie widział dla siebie ratunku i szczęśliwego
zakończenia, bo tak strasznie uwiązał się przeszłości i
wspomnień z dawnego życia. To było dopiero ich trzecie spotkanie,
a usłyszała już tyle przykrych słów i opowieści, że w zasadzie
nie mogła się dziwić jego obecnej postawie, bo w swojej karierze
rzadko miała do czynienia z tak poranionymi duszami jak on. W
zasadzie mógł konkurować z jej najlepszym, jeśli chodzi o staż i
intensywność wizyt, pacjentem. Od kilku miesięcy mogła go nazywać
tylko byłym pacjentem, bo po dziesięciu długich latach, na jej
wyraźną prośbę, zakończył terapię.
- A co z kobietami, panie Isbell?
- Z kim? - zaśmiał się gorzko. - To żart? Nie ma nikogo i zapewne
nie będzie.
- Bo nikt nie jest Emily? - zapytała, wertując notatki.
- Dość! Powiedziałem ostatnio, że nie będziemy więcej o niej
rozmawiać!
W jednej chwili gitarzysta zerwał się z fotela i zaczął zakładać
skórzaną kurtkę. Ze zrezygnowanego i samotnego mężczyzny nie
pozostało praktycznie nic. Teraz Jeffrey Isbell był wcieleniem
furii. W jego oczach pojawiły się złowrogie błyski, usta
zacisnęły się w pogardliwym grymasie. Chciał się zmienić,
chciał popracować nad sobą i znaleźć jakąś nadzieję na lepsze
jutro i co? Ta cała psycholog, zamiast mu pomóc, wyciąga na
wierzch brudy, o których podobno powinien zapomnieć. Pyta o rzeczy,
które zostały ujawnione na ich pierwszym spotkaniu. Stradlinowi
było wtedy ciężko, myślał, że nic z siebie nie wyrzuci, że
zwariuje od fali obrazów, które przemykały mu przez głowę.
Prosił kobietę, żeby więcej nie poruszała tego tematu i skupiła
się na teraźniejszości. Prosił ją o to, by zapomniała, o czym
opowiadał jej na pierwszej sesji i nie męczyła go więcej bolesną
przeszłością.
- Panie Isbell… Jeffrey, niech pan usiądzie… - powiedziała
cicho – wiem, że to jest dla pana trudne, ale im prędzej wyciągnę
pewne wnioski, tym łatwiej będzie mi znaleźć rozwiązanie pana
problemów.
- Tak… nikt nie jest… nią – westchnął i usiadł z powrotem w
fotelu – i nigdy nie będzie. Nikt jej nigdy nie dorówna. Prawie
nikt… - wymamrotał cicho.
- Nie do końca rozumiem. Jest ktoś, kto…
- Nie… ona jest… poza jakimkolwiek moim zasięgiem – uśmiechnął
się ponuro. – Mówiłem już pani, czemu jej pomogłem? To znaczy
Marcie – dodał szybko, bo kobieta pytająco zmarszczyła brwi. -
Jak ją zobaczyłem, coś we mnie pękło. Na pierwszy rzut oka była
tak strasznie podobna, a jednocześnie tak inna. Walczyłem ze sobą,
nawet pani nie wie, jakie to było przerażające uczucie. Jakbym
miał pierdoloną schizofrenię albo rozdwojenie jaźni! Niby
chciałem sobie wmówić, że nie jestem takim dupkiem i mogę coś
zrobić bezinteresownie, ale… chyba po prostu chciałem… chciałem
ożywić moją… moją Emily. Chciałem czuć to co kiedyś.
Myślałem, że znowu będę szczęśliwy i będę miał bliską
osobę. I miałem, ale nie w taki sposób jak wtedy. Miałem, ale
pieprzony los zabrał mi kolejną… - urwał i zaciskając pięści,
syknął – nie… to nie los! To ten gnój zabrał mi wszystko, a
później wyrzucił jak zużytą zabawkę. Przez tego chuja nic mi
nie wychodzi!
Dziwnie czuła się z tym „powrotem do przeszłości” w trochę
zmienionej formie. Kolejny raz miała przekroczyć próg tego domu
jako nowy mieszkaniec. Tym razem pojawiła się z walizkami i w
towarzystwie małego chłopczyka, który kilka miesięcy temu
świętował swoje pierwsze urodziny. I co najważniejsze, tym razem
ze swoim synem wprowadzali się do prawie niezamieszkałego domu.
Kiedy pierwszy raz wkroczyła do salonu, miała dzielić ten dom z
piątką trochę nieokrzesanych muzyków. Po ponad pięciu latach od
tego przełomowego momentu w swoim życiu, miała mieszkać z tylko
jednym mężczyzną, który pozostał z paczki przyjaciół.
Nie miała pojęcia, czy ten pomysł wypali, ale czy miała inne
opcje? Nie mogła przecież dalej korzystać z uprzejmości Matta i
mieszkać u niego za darmo, bo nie chciał przyjąć od niej żadnych
pieniędzy. Poza tym fakt, że był bratem Duffa, jeszcze bardziej
utrudniał sprawę – nie chciała wchodzić pomiędzy braci i
komplikować sytuacji jeszcze bardziej. Nie mogła wprowadzić się
do Izzy'ego, bo wiedziała, że gitarzysta potrzebował teraz więcej
przestrzeni osobistej i swobody, by poukładać sobie życie i być
może ponownie zakosztować życia towarzyskiego. Zresztą chyba dla
dobra psychicznego obojga, lepiej było, gdy widzieli się nawet
kilka razy w tygodniu, ale nie musieli być skazani na siebie nawet w
nocy. Zbyt często dochodziło między nimi do spięć, by mogli
spędzać ze sobą całe dnie. Nie potrafili dogadać się nawet w
najbardziej błahych sprawach. Za często Izzy wypominał Marcie jej
decyzje – jego zdaniem zbyt pochopne i podejmowane tak, jakby nie
wyciągała wniosków z przeszłości. Od pewnego czasu, nie było
spotkania, żeby nie posprzeczali się o Duffa, Slasha, czy życie
prywatne Stradlina. Oczywiście kierowała nimi troska o drugą
osobę, ale efekt był zgoła inny, niż ten planowany i żadne z
nich nie chciało jeszcze bardziej pogarszać sytuacji. Za bardzo
potrzebowali siebie nawzajem, żeby niszczyć to, co ich łączy.
- Chcesz wrócić do swojego pokoju? - zapytał Slash, parkując
swoją czarną Corvette na podjeździe – w sumie prawie wszystkie
są wolne. No chyba, że chcesz więcej prywatności z młodym no to…
- Ten od Izzy'ego będzie w sam raz – mruknęła, odwracając się
do śpiącego w foteliku na tylnym siedzeniu Jeffa – nie chcę ci
się pałętać po całym domu, a Jeff bywa marudny, płacze w nocy…
- To nie problem. Uwierz, od jakiegoś czasu tu jest jak w pieprzonym
grobowcu. Chuj mnie czasem trafia, bo gadam do pustych ścian –
skrzywił się i trzepnął głową, by włosy przysłoniły mu twarz
– Nie wiem, jak Stradlin może mieszkać tyle czasu samemu i nie
oszaleć. Przejebane…
Wysiadł z samochodu i wyciągnął walizkę i torbę sportową, w
których Marta miała część swoich rzeczy. Wchodząc do domu,
brunetka poczuła się co najmniej dziwnie. Miała wrażenie, że
nawiedziło ją uczucie deja vu. Już kiedyś przechodziła przez
drzwi wejściowe i pierwszą rzeczą, która wtedy rzuciła się
oczy, była sterta śmieci w salonie.
- A tak w ogóle, czemu wyprowadziłaś się od Matta?
- Nie chciałam go tak długo męczyć i to jeszcze za darmo –
powiedziała z przekąsem – zresztą to brat Duffa i głupio mi
korzystać z jego dobroci. Poza tym chyba czas iść do przodu. Matt
obiecał mi pracę u siebie, bo jakaś dziewczyna jest w ciąży i
potrzebuje kogoś do pomocy. Na początek to chyba dobra opcja. I
Slash… mogę cię o coś prosić?
- Jak zawsze, Dziecino. O co chodzi?
- Czy… zanim zacznę zarabiać… pożyczyłbyś mi trochę
pieniędzy? Ja ci wszystko oddam, ale…
- Chcesz kasę? - zapytał zaskoczony i zgarną stertę kartonów po
pizzy z kanapy. - A co z waszym kontem? Przecież…
- Od tygodnia mam zablokowany dostęp – wymamrotała, spuszczając
wzrok – nie mam nawet na pieluchy dla Jeffa…
Po problemach z uregulowaniem
rachunku za zakupy, Marta kolejny raz próbowała skontaktować się
ze swoim mężem i zapytać, co się stało i spróbować w
jakikolwiek sposób załagodzić albo wyjaśnić ich relację. I znów
nasłuchała się wiązanki obelg, która teraz poszerzyła się o
nowe oskarżenia – brunetka pewnie była z Duffem tylko dla kasy i
dla jego pieniędzy oszukała go ze swoją ciążą. Uznał, że nie
zamierza dłużej łożyć na bachora Stradlina albo innego kochanka
i kobieta ma sobie radzić sama. Jeszcze tego mi brakowało…
te narkotyki aż tak bardzo wypaliły mu mózg?! Co jeszcze wymyśli?
Co mi jeszcze może powiedzieć, żeby mnie bardziej obrazić, zranić
i upodlić? Przecież nie mogę udawać, że mnie to nie rusza! Nie
mogę udawać, że Duff nie istnieje i mam gdzieś, czy powie o mnie
coś złego… nie mogę o nim zapomnieć, ale na pewno nie zamierzam
się upokarzać i błagać go o litość… nie zamierzam nikogo o
nic błagać… już nie...
- Co, kurwa?! Duff pozbawił cię kasy?! Kurwa mać, jesteś jego
żoną! A on jest pierdolonym ojcem twojego dziecka! Jak mógł
zrobić coś takiego?! - krzyknął wzburzony i odpalił kolejnego
papierosa – Rozszarpałbym go, kurwa…
- Slash… - przerwała mu ostro.
- Ok, ok… już nic nie mówię, ale dobrze wiesz, że… zresztą
nieważne – uniósł ręce w obronnym geście – o finanse się
nie martw, dogadamy się... tylko błagam, uwzględniaj mnie, jak
będziesz dla siebie gotować – uśmiechnął się szeroko i
cmoknął ją w czoło – więcej chińszczyzny w siebie nie wcisnę.
Po kilku godzinach, paru
przestawionych meblach i rozpakowaniu walizek, Marta w końcu poczuła
ulgę. Wróciła. Znowu była w miejscu, w którym od nowa zaczęło
się jej życie. Oczywiście nie wszystko wyglądało tak jak
powinno. Niby było z nią wymarzone dziecko, ale gdzie podział się
mąż? Czy w ogóle kiedykolwiek będą w stanie naprawić swoje
zniszczone małżeństwo? Czy Jeff będzie wychowywał się bez ojca,
czy chociaż będzie miał weekendowego rodzica? Czy uda się jej
zbudować rodzinę, o której ona sama mogła tylko śnić i
bezcelowo modlić się o wybawienie z koszmaru? Jak mogłeś…
dlaczego to zrobiłeś? Czemu nawet nie dałeś mi się wytłumaczyć?
Czemu nie dałeś mi szansy na wyjaśnienie wszystkiego? Dlaczego,
gdy opadły emocje, gdy uspokoiłam się po tej okropnej napaści na
Izzyego, nawet nie chciałeś usłyszeć ode mnie prawdy?
Zastanawiała się,
przypominając sobie swoją nieudaną i przedostatnią rozmowę
telefoniczną z Duffem – bo na więcej i na bardziej bezpośrednią
formę nie miała odwagi.
Mniej więcej tydzień po ich
awanturze i wyzwiskach próbowała zadzwonić do Duffa i chociaż
zapytać, dlaczego tak ją potraktował i czemu naskoczył na nią z
tak absurdalnymi zarzutami. Chciała, mimo strachu i złości o jego
szalone czyny, zapewnić go, że nigdy go nie zdradziła. Próbowała
powiedzieć, że tylko jego kochała i to jego dziecko, które miało
teraz ponad rok, nosiła przez dziewięć miesięcy. Jedyne, co
uzyskała, to kolejna fala agresywnych bluzg pod jej adresem, a także
prośby, które bardziej przypominały groźbę i ostrzeżenia, żeby
trzymała się z dala od niego. Nie zdążyła nawet powiedzieć, że
mężczyzna się myli, bo rzucił słuchawką i po kolejnych próbach
połączenia się z nim, odłączył telefon. Dobrze
wiedziałeś, że byłeś tylko ty. Wiedziałeś, jaka jestem, kim
jestem, wiedziałeś, że cię kocham. Skąd wziąłeś te głupoty o
romansie z Izzym? Z Izzym! Na Boga! Przecież to nawet brzmi
irracjonalnie! Ja i Stradlin… ja i facet, który nawet nie
spojrzałby na mnie, gdybym paradowała przed nim nago! I Jeff…
przecież tylko ślepy nie widziałby w nim ciebie! Tylko głupiec
nie zobaczyłby w nim twoich ust. Im był starszy tym bardziej
przypominał ciebie! Już nie pamiętasz, jak się cieszyłeś? Nie
pamiętasz, jaki byłeś szczęśliwy, gdy urodziłam? A teraz
jeszcze chciałeś mnie dobić, zabierając mi środki do życia? Wal
się dupku, obejdzie się bez twojej pomocy... Nawet
nie miała chęci płakać i załamywać się. Ten etap chyba miała
za sobą. Teraz jedyne, co czuła, to wszechogarniające
rozgoryczenie, niedowierzanie, a także, co ją zdziwiło, złość.
Złość na siebie, że nie była w stanie wykrzyczeć Duffowi prawdy
w twarz i go tym uspokoić i otrzeźwić. Złość na McKagana za to,
jak ją potraktował, o co oskarżył i jak zachował się w stosunku
do niej i do kompletnie niewinnego Stradlina; nie bez znaczenia dla
jej obecnego stanu była jego postawa odnośnie Jeffa. Jak mógł
wyprzeć się własnego syna, którego wyzwał od bękartów?
- Marta? Słuchaj, bo chciałe... - w drzwiach pojawił się Slash –
to może przyjdę za chwilę? - mruknął ciszej, widząc, że
dziewczyna usypia Jeffa.
- Zaraz do ciebie przyjdę, ok?
Zastała Slasha w jego pokoju. Prawie nic się tutaj nie zmieniło od
pięciu lat. Przybyła kolejna szafka, w której trzymał płyty
ulubionych zespołów i pojawiły się dwa nowe Gibsony. Jak zawsze
praktycznie wszędzie walały się na pół wypalone paczki
papierosów. Na stoliku obowiązkowo musiała stać butelka Jacka
Danielsa. Tym razem była jeszcze nieotwarta. Sam mężczyzna
siedział na łóżku i brzdąkał jakąś melodię na jednej ze
swoich gitar. Rozpoznając melodię, Marta zaczęła mruczeć tekst
utworu.
Did I disappoint you?
Or leave a bad taste in your mouth?
You act like you never had love
And you want me to go without
Well it's too late
Tonight
To drag the past out
Into the light
We're one
But we're not the same
We get to carry each other
Carry each other
One
Have you come here for forgiveness
Have you come to raise the dead
Have you come here to play Jesus
To the lepers in your head
Did I ask too much
More than a lot
You gave me nothing
Now it's all I got
We're one
But we're not the same
We hurt each other
Then we do it again
Or leave a bad taste in your mouth?
You act like you never had love
And you want me to go without
Well it's too late
Tonight
To drag the past out
Into the light
We're one
But we're not the same
We get to carry each other
Carry each other
One
Have you come here for forgiveness
Have you come to raise the dead
Have you come here to play Jesus
To the lepers in your head
Did I ask too much
More than a lot
You gave me nothing
Now it's all I got
We're one
But we're not the same
We hurt each other
Then we do it again
Zamyśliła się. To był dość dziwny wybór, jeśli chodzi o
upodobania muzyczne Slasha. Czy to miała być jakaś wiadomość dla
niej? Chciał w łagodny sposób wyrzucić jej, że pozbawia go
miłości i odbiera możliwość decydowania o jego uczuciach? Czy on
sugeruje, że kobieta pogodziła się z nim i przeprowadziła się do
niego, żeby odkupić swoje winy? Miała zrozumieć aluzję, że
swoim zachowaniem go rani? A może to był zupełny przypadek?
- Zamierzasz dać mu szansę? - zapytał nagle, wyrywając ją z
zamyślenia. - Oczywiście, jeśli zachce mu się przepraszać i
tłumaczyć swoją głupotę.
- Nie wiem… nie, myślę, że nie. Nie po tym wszystkim, co zrobił.
Zresztą wątpię, czy kiedykolwiek on dałby mi szansę wyjaśnić…
- westchnęła. - Wiem, że on nigdy nie przebierał w słowach i
potrafił być ostry, czasem mówi coś zanim pomyśli, ale… ja się
go boję, Slash. Po prostu się go boję. I nie wyobrażam sobie, że
mogłabym zostać z nim sam na sam. Tak samo nie ma opcji, żebym
pozwoliła zbliżyć mu się do Jeffa. Nie po tym, co widziałam w
jego oczach i tym, jak się zachowywał. Nie po tym, co zrobił
Stradlinowi… nie po tym, z jaką nienawiścią na mnie patrzył.
Gdyby mógł, rozszarpałby mnie wtedy na kawałki…
Ty go kochasz, a on cię nienawidzi? No trochę chujowy układ,
nie sądzisz, Dziecino? Dostał więcej niż to, na co kiedykolwiek
zasługiwał, spadłaś mu z nieba, dałaś szczęście, dziecko,
siebie. A on? Odpłacił ci twoim cierpieniem, traktowaniem cię jak
szmatę i wypierdoleniem cię z waszego domu… zajebiście. Po chuj
w tym trwasz? Czemu nie wykreślisz go ze swojego życia? Czemu nie
zażądasz rozwodu? Po głowie
krążyły mu gniewne myśli, jednak wiedział, że nie ma prawa
wypowiadać ich na głos i proponować rozwiązania jej kłopotów. Z
miejsca straciłby szansę na cokolwiek. W jednej chwili
doprowadziłby do zniszczenia ich relacji. Znowu. A tego nie
zamierzał powtarzać i przeżywać nigdy więcej.
Nie miał najmniejszej ochoty na te odwiedziny. Niby nie musiał iść,
mógł do niej zadzwonić i poprosić o spotkanie na mieście albo w
jego domu, ale po prostu nie wypadało. To przecież jej urodziny.
Tylko jak on zniesie towarzystwo Slasha? Sam nie wiedział, kogo
bardziej nie tolerował –Slasha czy Duffa. W jego mniemaniu i jeden
i drugi nie zasługiwali chociaż na spojrzenie czy słowo Marty.
Obydwaj byli w jego oczach ni mniej ni więcej skurwielami. Kiedyś
byli przyjaciółmi, wręcz rodziną. Dziś poza wspólną
przeszłością nic ich nie łączyło. No może wzajemna niechęć,
granicząca z nienawiścią. No i ona. Kobieta, którą każdy z nich
na swój własny, popieprzony sposób kochał, czy lubił. Tylko, że
to już nie wystarczało do utrzymania względnej zgody. Ich stosunek
do niej nie mógł wygrać z ich nadętym ego, chęcią bycia lepszym
od innych. Jej ciepło i radość, którą wprowadziła w ich życie,
nie miała szans przy wzajemnych oskarżeniach, złośliwych
komentarzach i hipokryzji, która przekraczała wszelkie normy.
- Powariowaliście?! Co wy robicie?! - wyminęła wózek, który
wtaszczyła do salonu i podbiegła do mężczyzn. - Natychmiast
przestańcie!
Właśnie wróciła ze spaceru z Jeffem i od razu podniosło się jej
ciśnienie. Nie miała pojęcia, co w domu, w którym obecnie
mieszkała, robił Stradlin. Nie to, że zabraniała mu tu
przychodzić, jednak jego obecność była dla niej zaskoczeniem. Nie
byłoby w tym nic złego i strasznego, gdyby nie to, że zastała go
szarpiącego się z innym domownikiem. Wiedziała, że ani Izzy ani
Slash nie garnęli się do tego, aby zakopać topór wojenny, ale
mimo wszystko miała nadzieję, że poza rzuceniem paru niemiłych
słów, nie dojdzie do rękoczynów. Zachowywali się jak urażone i
śmiertelnie na siebie obrażone dzieci. Owszem, może mieli powód,
żeby nie pałać do siebie taką sympatią jak dawniej, ale takie
zachowanie było wręcz naganne.
- Dość! - złapała w powietrzu rękę Stradlina, który, nie
zważając na jej protesty, chciał ponownie wymierzyć cios – Co
was, kurwa, opętało?! Izzy!
- Nie wiem, o co ci chodzi – wycedził przez zaciśnięte zęby –
po prostu sobie ze Slashem rozmawiamy.
Zmrużyła oczy i odciągnęła
mężczyznę na bok. Z nerwów nawet nie wiedziała, co mu
powiedzieć. Nie wiedziała, czy bardziej irytowała ją jego
nonszalancka postawa, czy absurdalne zachowanie w stosunku do swojego
dawnego przyjaciela. A może jeszcze gorszy był sam Hudson, który
nawet nie próbował ukryć, że sprowokował Stradlina? Toczyli
otwartą wojnę. Tylko o co? O nią? O Martę? To kompletny absurd.
Przecież Isbell był jej bratem, rodziną, jedną z najbliższych
osób. Był kimś, kim Slash nigdy nie będzie. Nie musiał
udowadniać sobie i Slashowi, że jest dla niej kimś ważnym. A Saul
nie mógł konkurować z Izzym o miłość Marty, bo ani jednego ani
drugiego nie kochała w ten sposób; żaden z gitarzystów nie był
Duffem. A szkoda… o ile prostsze byłoby teraz moje
życie, gdybym go nie kochała. O ile łatwiej byłoby mi zrobić
krok naprzód, odciąć się od tego wszystkiego i ułożyć sobie
życie z kimś innym… z kimś, kto da mi szczęście. Z kimś, dla
kogo wódka i koka nie będą ważniejsze ode mnie i Jeffa.
- Ty już się nie odzywaj – wskazała oskarżycielsko na Slasha –
a ty, mój drogi, idziesz ze mną – warknęła na swojego
przyszywanego brata i pociągnęła go do pokoju, który kiedyś sam
zajmował.
- Zanim zaczniesz na mnie wrzeszczeć… - mruknął, gdy zamknęła
za nim drzwi – spełnienia marzeń, moja mała siostrzyczko -
przyciągnął ją do siebie i szepnął do ucha – i… żebyś w
końcu odnalazła spokój i szczęście, na które zasługujesz.
Objął zaskoczoną dziewczynę i
wtulił twarz w jej gęste włosy. Powinien ją jakoś udobruchać, w
końcu to jej urodziny, jej święto. Nie powinna w takim dniu
denerwować się na Slasha, który nie potrafi trzymać języka za
zębami. Nie powinna przejmować się tym, że Izzy znowu został
przez niego wyprowadzony z równowagi. Gdybyś dał jej
pieprzony spokój, to nie miałbym ochoty obić ci mordy! Gdybyś się
od niej odpierdolił, tak jak cię prosiłem, to nie denerwowałaby
się na mnie i nie kłóciła cały czas ze mną o to, że chcę dla
niej jak najlepiej! Nie robiłaby mi wyrzutów, że się o nią
martwię, gdybyś nie odgrywał tej komedii wielce uciśnionego i
skruszonego palanta! Przysięgam, kurwa, zrobię wszystko, żeby ona
w końcu przejrzała na oczy i dała ci kopa w dupę! Tobie i temu
skurwielowi…Czując, jak
dziewczyna go obejmuje, odpędził od siebie ponure i mściwe myśli.
Po chwili na jego ustach pojawił się szeroki, wystudiowany,
niekoniecznie szczery uśmiech. Ćwiczył go tak długo, że opanował
go już do perfekcji. Spojrzał na kobietę, która o kolejny rok
oddaliła się od jego idealnej, młodziutkiej siostrzyczki. Następne
trzysta sześćdziesiąt pięć dni odsunęło go od tamtego
pamiętnego dnia.
- Nie wiedziałem, co mógłbym ci dać, więc… - wyciągnął z
kieszeni skórzanej kurtki kopertę – mam nadzieję, że trafiłem
z miejscem.
- Wykupiłeś mi waka.. co?! - wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła
miasta, które miała odwiedzić - Florencja, Neapol, Forli, Pesaro…
Izzy, to jest… to…
- To są chyba średniowieczne Włochy, jeśli się nie mylę –
wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu – widziałem u ciebie
parę książek i pomyślałem, że chyba to lubisz…
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa… cześć Stradlin… dawno nie
wpierdalałeś się w moje życie. Prawie zaczynałem tęsknić. To
takie żałosne… Pomyślałem, że chyba to lubi? Chyba to lubi i
dlatego wymyśliłem dwutygodniową wycieczkę marzeń? Tylko głupi
w to uwierzy i nie zrozumie oczywistego. Dobrze to wykombinowałeś
Izzy… Wyprawa do Włoch i to jeszcze z Tobą do towarzystwa…
zabrać ją byle jak najdalej od Hudsona… Jeden-zero dla Ciebie!
Uśmiechnął się pod nosem i
łapiąc ją za rękę, rzucił wesoło:
- Ubieraj się, zabieram was z Jeffem na urodzinowy obiad.
- Nie wiem, jak to zrobisz, Slash – wypuścił dym przez zaciśnięte
zęby. - Szczerze mówiąc mam to w dupie. Ona po prostu ma się o
tym dowiedzieć, zanim zeżrą nas gazety.
- Czemu sam jej o tym nie powiesz, co? To był twój pomysł!
- Nie ja z nią mieszkam i rżnę pocieszyciela! Poza tym zawsze
dogadywałeś się z nią lepiej ode mnie. I nie udawaj, że to
wszystko cię nie cieszy, bo kiepsko ci to wychodzi.
Slash zmrużył oczy i potrząsnął
włosami, by zakryć twarz. Od samego początku nie podobał mu się
plan Axla. Rzecz jasna jego decyzja była mu na rękę i nie mógł
się doczekać ostatecznych działań. Odliczał tygodnie do zmian
personalnych, które miały nastąpić w najbliższym czasie w Guns
n'Roses. Odliczał dni do momentu, gdy uwolni się od gęby, na którą
miał ochotę rzucić się w każdej chwili. Jednak pomysł miał
zbyt wiele luk, zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele komplikacji i
zbyt wiele przeszkód do pokonania. Jedną z nich była ona. Zdawali
sobie sprawę z tego, że czeka ich ciężka przeprawa z nią. Niby
powinna ich popierać, ale wiedzieli, że nie będzie zachwycona tym,
co wymyślili, bo poniekąd godziło to w jej interesy i życie.
- Nie życzę sobie, żeby dowiedziała się ostatnia – mruknął,
upijając łyk bursztynowego płynu. - Masz jakiś problem? -
warknął, słysząc jak jego przyjaciel prychnął – uważaj… bo
ty wylecisz z jeszcze większym hukiem…
Gitarzysta chcąc nie chcąc porzucił temat. Wiedział, że Axl nie
rzucał słów na wiatr, nie był nawet w nastroju do jakichkolwiek
żartów. Wolał się nie narażać i cierpliwie czekać, aż Rose
odzyska chociaż cząstkę dobrego humoru. Po tym, jak szantażem
zmusił zespół do zrzeczenia się praw, żaden z nich nie mógł
być pewny swojego jutra. W każdej chwili mogli podzielić los
Adlera, a teraz także kolejnego członka Najniebezpieczniejszego
Zespołu Świata.
- Może bez tego gnoja w
zespole, w końcu uda nam się coś nagrać – wypił do końca
whisky i westchnął. - Pamiętasz te czasy, gdy nagrywanie było
przyjemnością? Mogliśmy przesiadywać w studiu całe godziny,
śmiać się, gadać, tworzyć nowe utwory, grać… - odgarnął
rude włosy z twarzy i dodał przygnębionym głosem - po prostu
spędzać ze sobą czas, jak przyjaciele… rodzina.
- Tyle, że wszystko się zjebało.
- Wiesz dlaczego? - zaczął bawić
się pustą butelką po bursztynowym trunku. - Przez wasze pieprzone
dragi. Wszystko zaczęło się pierdolić, gdy zaczęliście brać na
potęgę, bez opamiętania. Ty, Izzy, Steven… Duff…
- Nie zwalaj winy na mnie, ok?! Ty czasem też nie byłeś lepszy!
Poza tym nie jestem Adlerem, którego wyjebałeś za ćpanie. Nie
jestem Stradlinem, który miał nas dość i odszedł. I nie jestem
tym skurwysynem, który swoim zasranym ego i pojebanym życiem
uczuciowym rozpierdolił zespół!
Byli tak pochłonięci zaczynającą się kłótnią, że nie
usłyszeli trzasku drzwi wejściowych. Nie zwrócili uwagi, że z
korytarza obserwowała ich niska brunetka. Wylewali z siebie żale,
które zbyt długo były tłumione i nieomawiane w niewielkim gronie
muzyków Guns n'Roses. Slash wiedział, że Rose poniekąd ma rację,
jednak nie zamierzał przyznawać się do błędu i pozwolić, by
ktokolwiek traktował go na równi ze Stevenem i Duffem. Z drugiej
strony Axl zdawał sobie sprawę, że został mu tylko Hudson, bo
przecież na Matta i Dizzy'ego nie mógł za bardzo liczyć, a Gilby
od samego początku był traktowany jako zastępstwo. Sytuacja była
patowa, mogli tylko cierpliwie czekać i obserwować rozwój
wypadków.
- Jakbyś był Adlerem albo
McKaganem, to już dawno bym cię wypierdolił. Nawet przez
chwilę miałem taki zamiar –
Axl zmrużył oczy i dodał – o dziwo szybciej i bez interwencji
się opamiętałeś. I liczę na to, że pozbycie się McKagana
będzie ostatnią zmianą w składzie.
- Co?! - dobiegł ich zaskoczony krzyk. - O czym wy, do diabła,
mówicie?!
Odwrócili się jednocześnie w kierunku drzwi. Gitarzysta zbladł,
widząc kobietę, która z wytrzeszczonymi oczami, wpatrywała się w
przyjaciół. Zdecydowanie nie tak miało się to odbyć. To nie
miało być przypadkowe podsłuchanie rozmowy. Mieli ją na to
najpierw przygotować i na spokojnie przedstawić argumenty. Wyjaśnić
jak wygląda sytuacja, uświadomić, że żaden z nich nie chce
rozpadu zespołu i nie mogą pozwolić, by nałogi i zachowanie
McKagana ciągnęło ich na dno. No w zasadzie to tylko on miał to
zrobić i tylko on miał ponieść konsekwencje i przyjąć całą
złość Marty na siebie. Rzucił szybkie spojrzenie na Axla i
zmarszczył brwi. Rudowłosy mężczyzna praktycznie nie przejął
się tym, że zostali podsłuchani. Można powiedzieć, że wyglądał
na zadowolonego z zaistniałej sytuacji.
- Cześć Dzieciaku – uśmiechnął się, ignorując złość i
rozczarowanie, które pojawiły się w oczach kobiety. - Miło cię
widzieć, jak tam nasza przyszła gwiazda rocka? - zapytał,
wskazując brodą na wózek.
- Axl, o co, kurwa, chodzi?! - udawała, że nie słyszy jego słów.
- Jak w ogóle… - urwała, gdy Rose w jednej chwili znalazł się
przy niej.
- Zostaw młodego wujaszkowi Slashowi i chodź.
- O co chodzi? Axl, co ty robisz?! - zawołała zaskoczona, gdy
mężczyzna pociągnął ją za rękę w kierunku drzwi wyjściowych.
- Idziemy na małą przechadzkę, bo mamy do pogadania – burknął
władczym tonem i wyciągnął Martę z domu.
Może nie był to najdelikatniejszy sposób, ale chociaż nie dał
dziewczynie szansy na rozpętanie piekła i wzajemne przekrzykiwanie
się. Nie miał ochoty na wrzaski Marty i głupie bronienie się
Slasha i to jeszcze przy Jeffie. Lepiej było wyciągnąć ją z domu
i spokojnie porozmawiać, skoro Hudson nawet tego nie potrafi. Może
i chciał zrzucić odpowiedzialność na gitarzystę, ale mimo
wszystko uznał, że on jest w stanie schować emocje do kieszeni i
nie robić z tego prywatnego cyrku jak Slash. Wtedy i owszem –
Marta mogła Axlowi zarzucić zbyt radykalne działania, ale nie
miała prawa zarzucać mu subiektywizmu i kierowania się chęcią
zemsty i odegrania się za swoje szkody. Spacerując po pobliskim
parku rzeczowo przedstawił jej swoją motywację. Czarno na białym
przedstawił argumenty za wyrzuceniem McKagana z zespołu. Mógł
także zaprezentować jej jakąś minimalną linię obrony dla jej
męża, jednak nie znalazł niczego łagodzącego sytuację, poza
wieloletnią przyjaźnią, a to w tym przypadku było
niewystarczające.
- Słuchaj, Marta… jest mi przykro z twojego powodu i tego, co ci
zrobił, ale w tym momencie mam to gdzieś – nie zwrócił uwagi na
jej kwaśną minę i kontynuował – i nie wypierdalam go z zespołu,
bo się szmaci. Chuj mnie obchodzi, czy on posuwa każdą spotkaną
na ulicy dziwkę, czy już zaliczył każdą groupie, czy nawet
wykupił sobie pieprzony karnet w burdelu. Póki nie robi burd,
potrafi utrzymać w rękach bas i cokolwiek zagrać, może się nawet
sprzedawać bandzie pedałów za działkę.
Skrzywił się, gdy zobaczył, że do jej oczu napływają łzy.
Chyba przesadził. Chyba był zbyt ostry. Jednak jak miał w dobitny
sposób powiedzieć to, co myśli? Jak miał jej wytłumaczyć, że
nie kieruje się sentymentami i prośbami przyjaciół, tylko dobrem
zespołu? A w interesie i jego i wszystkich członków Guns n'Roses
było to, aby pozbyć się najsłabszego ogniwa. Gdyby nie cała
otoczka życia osobistego muzyków, można pomyśleć, że to wierna
kopia sytuacji sprzed kilku lat. Patrząc na obecne problemy, Axl
miał wrażenie, że to jakieś przykre deja vu. Już raz narkotyki,
alkohol i brak umiaru opanowały zespół i doprowadziły do
radykalnych działań. Już wtedy Axl uprzedzał, że nie będzie
tolerował takiego zachowania. Oczywiście można powiedzieć, że w
takim wypadku powinien rozwiązać cały zespół, bo poza nim, każdy
w mniejszym lub większym stopniu miał problem i był uzależniony.
Różnica polegała na tym, że większość muzyków potrafiła
utrzymać w rękach swoje instrumenty i wydobyć z nich odpowiednie
dźwięki. Większość muzyków w Guns n'Roses nie doprowadzała go
do białej gorączki, gdy kolejny raz musieli powtarzać nagranie, bo
ktoś nie był w stanie uderzyć kilka razy w struny.
- Dziwię się, że w ogóle mnie o
to prosisz – mruknął łagodniej i położył dziewczynie rękę
na ramieniu - ale uwierz… gówno mnie obchodzi, czy to mój
przyjaciel, brat, czy pieprzony kochanek… nie pozwolę zniszczyć
mojego zespołu
jakiemuś ćpunowi.
- Ale, Axl… nic nie rozumiesz… on… nie możecie…
- Owszem mogę – przerwał jej – i rozumiem lepiej niż ci się
wydaje, Dzieciaku.
I wiem, jak kurewsko się mylisz...Nawet wyjebanie go z zespołu
niczego nie zmieni… nie można się już bardziej stoczyć…
Chociaż może lepiej, że o tym nie wiesz. Może lepiej, że nie
widzisz tego, co on odpierdala. Dobrze, że nie widzisz tych
wszystkich kurw, które przewinęły się przez jego łóżko…
dobrze, że nie spotkałaś tych małych dziwek, które wypatrzył na
koncercie… lepiej, że nie do końca poznałaś te nowe groupie, bo
praktycznie każdą z nich miał i to nie raz. Te wszystkie butelki
wódki, dragi, które są praktycznie wszędzie… Po co cię
uświadamiać i dokładać ci cierpienia….
Patrzył na nią uważnym wzrokiem i pocieszająco objął ją
ramieniem. Nie potrafił odsunąć nieprzyjemnych myśli. Tyle
zmieniło się przez te ostatnie miesiące. Nie pamiętał, żeby
kiedykolwiek tak źle działo się w ich zespole. Wyrzucenie Adlera
było niczym, w porównaniu z tym, co czekało ich teraz. Przecież
Adler nigdy nawet nie zbliżył się do stanu, w którym teraz
znalazł się Duff. Rose wolał nie myśleć, kto zaopatruje McKagana
w narkotyki, bo na pewno nie był to „uczciwy” dealer. Nie miał
ochoty nawet myśleć o tym, ile różnych kobiet i dziwek zadowalało
go od czasu awantury z Martą. Nie znał szczegółów ich rozstania,
ale to, czego się dowiedział, nie tłumaczyło Duffa i jego upadku.
W zasadzie nic nie tłumaczyło takiego zachowania i zeszmacenia się,
bo inaczej Axl nie był w stanie tego nazwać.
- Nie rozumiem, czemu go bronisz –
westchnął i odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ramion. - Z
tego, co wiem, rozstaliście się… a raczej zostawił cię w
niezbyt przyjemnych okolicznościach… teraz umila sobie
życie, a ty…
- To jest mój mąż – przerwała mu słabym głos – wyszło jak
wyszło, ale to w dalszym ciągu mój mąż.
- To jaki masz problem? Weź rozwód… tak po prostu – wzruszył
ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie –
wnieś sprawę do sądu, uwolnij się od niego i zobowiązań i
zacznij żyć.
- Rozwód? Axl… ja go kocham, rozumiesz?
- A to ma jakiekolwiek znaczenie? Też kochałem Erin, kochałem
Stephanie i co? Chuj wszystko strzelił. Nic na siłę, Dzieciaku.
Masz założyć habit i iść do zakonu, bo kochasz kogoś, kto robi
ci gnój i ma cię gdzieś? Zamknij rozdział z McKaganem i rozerwij
się trochę. Może szczęście uśmiechnie się do ciebie szybciej,
niż myślisz? - wyszczerzył zęby w prawie szaleńczym uśmiechu i
dodał – tak jak do mnie!
- Co masz na myśli?
- To tajemnica, bo nie chcę zapeszać, ale… - zniżył głos do
szeptu – będziesz ciocią!
Walka. Odwieczna walka między Byłem i Będę. Uwięziony gdzieś
pomiędzy rzeczywistością a fantazją. Zagubiony w przeszłości i
zatracony w marzeniach. Sam. Zupełnie sam. Ze swoim bólem. Z
brakiem nadziei. Całkiem sam z pragnieniami. Zbyt samotny w tłumie
ludzi. Aż nadto towarzyski w pustym domu. Ogarnięty strachem, a
jednocześnie zbyt obojętny, by się bać. Tak bardzo zapatrzony, a
zarazem ślepy. Zagubiony w uczuciach, targających ciało i duszę.
Oszalały z pustki i powierzchownych odczuć. Poukładany w bieżących
sprawach, skleja rozbite na kawałki życie. Spragniony
nieosiągalnych rzeczy, pogardzający najbliższym otoczeniem. Będę
chce żyć… Byłem nie może doczekać się końca. Zbyt zmęczony,
by budować cokolwiek, a jednocześnie złakniony wrażeń. Uciekając
od bólu, wbija w serce kolejny sztylet, torturuje się widokiem,
którego nigdy nie posiądzie. Rozrywany na strzępy przez poczucie
winy, a zarazem tak bardzo okrutny w swoim braku sumienia. Butne
Byłem żąda i nie znosi odmowy. Spokojne, nieśmiałe Będę
chciałoby, ale wie, że nie może. Tęskne spojrzenia Będę nie
dają rady z władczym pożądaniem Byłem. Narzucające się każdemu
Byłem. Opuszczone, szukające rady Będę. Wychowane w
bezwzględności Byłem, kłócące się z potrzebującym przewodnika
Będę. Niesprawiedliwa, nierówna walka między przeszłością i
przyszłością. Z każdym dniem przybliżam się do nieuniknionego
końca. Nieuniknionej porażki Będę...
Przeczytałam i jak zwykle jestem zachwycona. Biedna ta pani psycholog, ma prawdziwie trudne zadanie, bo wkurzony Izzy jest niebezpieczny. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Mam też nadzieję, że Joan sobie poradzi, że z nią wszystko będzie ok. Może wróci do Slasha?
OdpowiedzUsuńCo do Marty, to tak jak w życiu, ona go kocha, on jej nie... czyli w tym taki jest ambaras żeby dwoje chciało na raz. Swoją drogą tutaj Duff to niezłe chamidło. Jak można tak potrafić żonę i dziecko? Nie rozumiem. Z kolei mieszkanie ze Slashem czy to aby na pewno dobry pomysł? Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
shiris
Jesteś cudowna najlepsza, co tydzień od czasu kiedy przestałaś dodawać zaglądam tu hyh
OdpowiedzUsuńNwm co napisać tak sie cieszę, że wróciłaś na dodatek z genialnymi rozdziałami.
Od poczatku tego opowiadania mam nadzieje z Marta będzie ze Slashem ale czuję ze moje pragnienia sie nie sprawdzą. Proszę zaskocz mnie.
Brakowało mi Ciebie i tego opowiadania.
Wchodzi człowieczyna na fejsbuczka, a tam takie (w końcu) radosne wieści ogłaszają^^
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy...znaczy chaotycznie jak zawsze.
Przeczytałaś 65 książek już w tym roku??? Podziwiam...no i zazdroszczę trochu...
Nie wiem dlaczego, ale wyczuwam romans...tfu...szanse na nowy związek i nie Marcie tu mówię (ale nie powiem o kim, zobaczę czy zgadnę^^).
Kolejna nurtująca mnie sprawa to ta dziewczynka. I albo to jakiś celowy zabieg/nowa postać etc., albo mi już skleroza wlazła na wyższy level i muszę zasuwać po lecytynkę (swoją drogą i tak muszę) bo nie mogę jakoś jej dopasować. No niby jest tam jakieś podejrzenie, ale wiek zaś mi nie pasuje... jakaś podpowiedź/nr rozdziału ze wskazówką?
"Wtedy był tak blisko wszystkiego czego kiedykolwiek pragnął" - piękne, piękne to jest po prostu. Niestety taka piękna nie jest już sytuacja samego nieszczęśnika Rachela. Sobie chłopak teraz pocierpi. Szkoda mi go, ale z drugiej strony nic na siłę tzn. jak Kate go nie chce to nie można się zmuszać do miłości, ale jeżeli gdzieś tam na dnie serdusia chowa to uczucie, a kieruje się czymś innym (za tą opcją jestem) to głupia kobita z niej, że takiego faceta z łapek wypuściła.
Stradlin na kozetce i jego wypowiedź o chłopakach z zespołu bezcenna, ze dwa razy musiałam ją przeczytać- skąd Ci się takie świetne teksty w głowie biorą?
I przeprowadzka Marty - aż zatęskniłam za pierwszymi rozdziałami i tak sobie myślę, ze jak między jednym papierem,a wyjściem "w teren" znajdę chwilę to będę sobie je podczytywać. Sama sytuacja - ciekawa, a owszem. Tak na marginesie też mieszkam w domku z samymi facetami i też mam problem z jednym (co chciałam by był kolegą, a on zwarcia w mózgu dostał - if you know what I mean) więc empatię i do kudłatego, i do Marty czuję w tym przypadku znacznie większą:P
Kolejny tekst, który już uwielbiam - wypowiedź Axla o Duffie ("karnet w burdelu":)). A co da samego Duffa blogowego to dupek jest kompletny i tyle. Trybiki mu się poprzepalały, fałdy na mózgu wyprasowały i w ogóle rozpacz totalna w porównaniu do tego, co było czy raczej jaki był. Z jednej strony chciałabym na powrót razem McKaganków, ale z drugiej niech dziewczyna głupia nie będzie i puści go w trąbkę ^^ Chociaż jak znam Ciebie czeka nas jakiś bardzo, ale to bardzo ekscytujący zwrot akcji.
Chyba tyle... pewnie nie zawarłam wszystkich wątków, co mi po głowie biegają, ale te najważniejsze na pewno.
PS. Cieszę się bardzo, że zrobiłaś Axlowi dzieciaczka - niech chociaż w blogowym świecie ma jakiegoś potomka :)
A i muszę jeszcze jedno dopisać - ten fragment na samym końcu - creme de la creme (mam nadzieję, że dobrze to napisałam) wszystkiego. I wybacz, mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale muszę cosik zrobić :)
UsuńNo więc! Nie zaczyna się zdania od więc ;__; Zatem.
OdpowiedzUsuńWspominałam o depresyjności tego rozdziału, bo... No nie wiem, taki mi się po prostu wydaje. Broń Boże nie oceniam tego na plus czy minus dla całej fabuły, po prostu z Twoim opowiadaniem zawsze tak mam, że czytam, czytam i... I no smutno mi się robi jak tak wszyscy bohaterowie dostają tutaj po dupie i tak na dobrą sprawę nikt (może prócz Axla) nie jest szczęśliwy. Wybacz, widocznie to moje zboczenie, bo sama przeżyłam takie okresy w życiu, że delikatnie mówiąc nic tylko się chciało strzelić w łeb. Hm, no dlatego tak bardzo przeżywam np. sytuację Joan, która tutaj poleciała na pierwszy ogień. Podobnie zresztą miała Marta, która teorytycznie potem się zakochała, w międzyczasie przeżywając coraz to kolejne koszmary... W każdym razie. Wracając do początku. Mam nadzieję, że jednak Joan zaskoczy nas wszystkich i w jakiś sposób uda jej się przezwyciężyć złe wspomnienia raz na zawsze. Wiem, że to możliwe. Zawsze chciałam, żeby jednak to ten skurwiel Slash zmiękczył jej serce. Na pozór gruboskurny cham, a jednak w kwestii panny McKagan mógłby zdziałać cuda, zwłaszcza, że ma ona do niego jakąśtam słabość... No cóż, nie wiem, czy to wypali,bo jak wiadomo Hudson nie żywi do niej głębszych uczuć... Szkoda. :( Lecę dalej.
Fragment z dzieckiem. Ok. Czy ja jestem jakaś niedorobiona, że tego nie pamiętam, czy to pierwsza wzmianka o tej dziewczynce? Właściwie to... Nie wiem, co napisać. Smutne? Straszne? Yyyy nie wiem, kobieto, co Ty masz we łbie, że zawsze jakieś drastyczne rozwiązania Ci przychodzą do głowy xD Może to siostra Marty? Jedyne dziecko jakie zapamiętałam. Albo ktoś zupełnie nowy, nie mam pojęcia szczerze mówiąc.
Kwestia Bolana. Tu trochę się powtarzasz. Bolan, Slash, Izzy... Rozżaleni, użalający się nad sobą (masło maślane...) jak no, przepraszam, CIOTY faceci. Przez złamane serduszko. Błagam, ja wiem, wiem, że mężczyźni też mają uczucia, ale mimo wszystko mam wrażenie, że przestawiasz ich myśli w troszkę... Babski sposób. Facety to jednak skurwiele :D a jeszcze rockersi? Błagam! Zaleciało w owym fragmencie romansidłem. Za dużo tych emo ziomków.
"Bolan w swoim pijackim bełkocie nie zwrócił uwagi na reakcję Slasha, któremu w jednej chwili odpłynęła cała krew z twarzy" - ej, jak wygląda Slash, któremu odpływa krew z twarzy? XDDDDD Tak samo! Pierdolony ninja, nikt go nie przejrzy ;_;
Dalej, Izz. O nim już rozpisywałam się milion razy i tak jak w opinii powyższej mam nadzieję, że gość weźmie się w garść... Właściwie to... No, oni wszyscy. Że w końcu zaczną coś robić innego niż samo narzekanie. Jakieś działania? Stradlin, dupo, dawaj! :D deska? No pięknie! Ej, wiem! Niech on się zapisze do jakiegoś klubu dla skejtów i zostanie ich mistrzem, tam pozna laskę skejterkę i będą mieć własny gang! Oh yea
Opis przyjaciół Stradlina bezcenny xDD
Dobra. Teraz kluczowa kwestia, która mnie najbardziej nurtuje i nurtować będzie!!! Dlaczego, do cholery, Duff ubzdurał sobie że Jeff nie jest jego?!?! :O na pewno nie sam to nagle wymyślił... Ale kto mógłby być na tyle bezczelny i zarazem wiarygodny w oczach McKagana, by ten mu uwierzył? Jejuuu, Slash tylko mógłby mieć... motyw, ale wiem że to nie on, poza tym blondi by nie uwierzył. Musiałby mieć jakiś dowód no... Jejku, nie wiem :p czekam na wyjaśnienie, kochana!
UsuńA TO Slash i Izzy w następnej scenie <3
http://giphy.com/gifs/fighting-minions-greek-MVgEZjevKLTzy
Właśnie tak to sobie wyobrażam xD i leżę.
"Nie wiem, o co ci chodzi – wycedził przez zaciśnięte zęby – po prostu sobie ze Slashem rozmawiamy." - haha, kocham Cię :D
Izzy i jego plan idealny. Fiufiufiu, wycieczka, taki tam przypadek, akurat ja też jadę...
http://stream1.gifsoup.com/view8/4730075/rape-face-o.gif
http://gifsec.com/wp-content/uploads/GIF/2014/03/Reaction-GIF-Angry.gif
XD przepraszam, ale ja muszę xD
Czytając to: "Jak zauważycie coraz bardziej odchodzę od "prawdy" i realiów zlej sytuacji w zespole Gunsów" miałam cichutką nadzieję, że oto nagle nastąpił jakiś wielki przełom, że oto już, już nasze chłopy w magiczny sposób ogarnęły tyłki i się pogodzili? Wiem, złudne nadzieje... Wywalenie McKagana mu nie pomoże, przeciwnie. Nawet ten prawdziwy Slash przyznawał, że wykopanie Steve'a jeszcze bardziej go załamało i częściowo przez to Adler się tak zrujnował totalnie... Z tego co relacjonuje Axl i Slash, zachowanie Duffiastego jest wyjątkowo autodestrukcyjne. Dlaczego nie chcą wymyślić jakiejś lepszej terapii wstrząsowej dla niego? Tylko jakiej, wiem, wiem, to trudne... Swoją drogą McKagana już od jakiegoś czasu mi tu brakuje, bardzo często opisujesz sytuację Izza, która już znamy, a mnie cholernie ciekawi co tam sobie roi w głowie blondas... Jak znam Ciebie to celowo trzymasz nas w niepewności :d
Rozwalasz zespół teraz, choć przyszlosciowo mam nadzieję na jakiś reunion. Ech, z góry zakładam, że jednak się nie doczekam. :p
Mam jeszcze uwagę. Nawet nie wiesz jak bardzo rozumiem to, że powoli piszesz. Sama robiłam dokładnie to samo. Ale może jednak udałoby Ci się zmobilizować i dodawać częściej? Bo jak po tak długim czasie czytam, to niewiele pamiętam :(
Kurcze, dziwny ten komentarz wyszedł, nie odbierz tego proszę jako czepianie się, bo wiesz, że Cię uwielbiam i jestem pełna podziwu dla Twojego stylu :) po prostu samo wychwalanie już tu praktykowałam, to teraz trochę piszę też o tym, co mi się nie podoba. Ale i tak kocham to opowiadanie! I cieszę się, że Axl będzie miał dzieciaczka! Musi go mieć, musi!
I przepraszam, że jakoś tak krótko dzisiaj :c Jak coś mi się przypomni to będę walić na mejla :D
oł jea! tyle czekania! :D
Usuńżycie nie zawsze jest takie jakbyśmy chcieli :P i zawsze ciekawiej czyta się o czyś ponurym, niż o ćwierkaniu i ciućkaniu... przynajmniej w moim odczuciu (a mówi to człowiek, który zaczytuje się w kryminałach, thrillerach, krwawych dziełach seryjnych morderców :D )
Fragment z dzieckiem :D z moim mózgiem wszystko w porządku! poważnie :D a tutaj po prostu trzeba zbudować tło, żeby nie było bum i wtf o co w ogóle chodzi...
Co do naszych mężczyzn... (ej znam męskich facetów, którzy jednocześnie są uczuciowi albo cierpią z powodu nieszczęśliwych miłości! :O ) nie bój nic! dwóch się uszczęśliwi, jeden przestanie zrzędzić, drugi zacznie kurwować na cały świat, gdy pierwszy przestanie, trzeci się uspokoi, polepszy mu się a później się pogodzi :v (kolejność osób jest przypadkowa xd)
a przyjaciele Stradlina... no wiesz... co by nie mówić sama prawda! :D miałam dziką radość jak to pisałam xd
Co do Duffa... cierpliwość jest cnotą moja droga :D
gif stradlinkowo slashowy... mistrzostwo świata! hahahahahahahahahahahha
no ale nie ma to jak duże obrażone na siebie dzieci :D
uwaga powiadasz? no sama bym chciała, gdyby to ode mnie zależało pisałabym nawet w tempie cotygodniowym ale no... wiesz jak jest :P poza tym... popatrz... kto to w ogóle czyta? :P
Zaczęłam czytać Twojego bloga od początku i nie mogę przestać się fascynować tym, jak dobrze piszesz. Mam nadzieję że kiedyś wydasz książke, a jak nie to kontunuuj tego bloga bo jest świetny.
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, szkoda mi Marty, ale to było przewidywalne że coś się musi spieprzyć ale było ogromnym zaskoczeniem że właśnie w taki sposób. Mogłabyś napisać coś z poglądu McKagan'a albo doprowadzić do konfrontacji Marty z Duffem. Slasha mi szkoda ale jakoś nie widzę jego związku z Martą, prędzej jakiś romans dziewczyny ze Stradlinem jakby pojechali na wakacje (chore ale jakie ciekawe xd). Joan mogłaby wrócić do Slasha ale mam nadzieję na miłą niespodziankę co do jej osoby bo naprawdę ją lubię :) Ciekawi mnie sytuacja rodzinna McKaganów po rozpadzie małżeństwa Duffa z Martą, po akcji z Kate i Mattem. Miło że ogólnie rozwinęłaś akcje z Jonem.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału i cieszę się jak dziecko wiedząc że coś tworzysz. Mam nadzieję na jak najszybsze pojawienie się nowego rozdziału, a nawet jeśli nie zaczęłaś pisać to dodaj notkę co u Ciebie.
P.S. podziękuj swojemu lubemu za namowę do pisania bo przez to stał się bohaterem :DD
P.S. 2 piszę z anonimowego bo nie mam konta ale od 3 lat czytam Twojego bloga i mam nadzieję że następne lata też będziesz pisać :) (jestem Twoją wierną fanką ^^)
Hej. :) Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały. Kiedyś czytałam Twojego bloga regularnie, później z jakiegoś powodu przerwałam i o nim zapomniałam, ale na szczęście znów wpadł mi w oko i teraz od początku przeczytałam całość. Wciągnęło mnie tak samo jak poprzednio :) Niesamowicie piszesz, budujesz zajebiste napięcie, nie odkrywasz od razu wszystkich kart i dzięki temu chce się czytać więcej i więcej. Mam nadzieję, że nie przerwiesz pisania. Obserwuję Twój fanpage na fb i czekam na kolejne rozdziały ♥ Po przeczytaniu wszystkich jednym cięgiem będzie ciężko z cierpliwością :D
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział? :C
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJakieś 3 tygodnie temu natknęłam się na to opowiadanie i tak powoli sobie czytałam na wykładach, wieczorami w domu, gdy nie chciało mi się uczyć i szukała wymówki, żeby tego nie robić... No i się wkręciłam! Właśnie skończyłam ten rozdział i jestem niepocieszona, patrząc na datę jego dodania. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowość.
OdpowiedzUsuńCieżko jest w jednym komentarzu zawrzeć wszystkie myśli z 50 rozdziałów, więc spróbuję napisać choć trochę. Zacznę od tego, że uwielbiam Twój styl pisania! Twoje opisy są fajnie rozbudowane, a jednocześnie nie wieje w nich nudą. Bardzo podoba mi się też sposób w jaki kreujesz postaci i konsekwencja z jaką to robisz. Spokojnie mogę powiedzieć, że to najlepsze opowiadanie, jakie miałam okazję czytać. Dobry styl łączy się z ciekawą i niebanalną fabułą. Czego chcieć więcej?
Co do samej fabuły i wydarzeń... Ugh... Od czego byby tu zacząć! Niech będzie na pierwszy ogień mój ulubiony członek Gunsów, a jednocześnie postać, którą mammam ochotę uduśić gołymi rękoma - Duff. Kurcze, jak może być takim debilem i taktak traktować Martę? Przecież ona nawet nie dała mu podstaw... We wcześniejszych rozdziałach potrafił być taki kochany, potrafił się ogarnąć, nie pić tyle i nie brać, a potem to tak pięknie spieprzył... Zdecydowanie nie zasługuje na Martę.
Właśnie, Marta... Też mnie irytuje. Powinna patrzeć na dobro swoje i Jeffa i rozwieść się z Duffem, a nie... No ale w sumie z drugiej strony, można ją w jakiś sposób zrozumieć, w końcu go kocha. Ona jest dla mnie taką postacią, która wywołuje u mnie mieszane uczucia. Raz mi jej szkoda, a raz mnie tak denerwuje...
Uwielbia Stradlina, wiesz? Podoba mi się jak stworzyłaś tę postać i uwielbiam sceny z nim. Jest tak niejednolitą postacią, którą targa wiele emocji, że opisy jego psychiki są czymś fantastycznym. Jest mi go strasznie szkoda, bo tak naprawde jest dobrym człowiekiem i zasługuje na szczęście i porządek w życiu.
Slash, Slash, Slash... Nie wiem! Z jednej strony jest mi tak przykro, że był tak odrzucony przez Martę, że na samym początku o nią nie walczył, że pozwolił Duffowi, by mu ją sprzątnął sprzed nosa... Z drugiej strony jednak irytowało mnie to jak się zachowywał. Miał swoją szansę i jej nie wykorzystał, więc powinien odpuścić. Dobrze, że teraz zrozumiał i się trochę ogarnął.
Już jak tak opisuję, co sądzę o postaciach, to nie mogę pominąć Stevena. To jak stworzyłaś tę postać, tak mi nie pasuje do mojego wyobrażenia o nim... Ale to dobrze, bo nie robisz tego szablonowo i jest jakieś zaskoczenie.
Za mało Axla! Zdecydowanie! Uwielbiam go, a tutaj jest go jak na lekarstwo. Fajnie, że ukazujesz go w trochę innym świetle niż większość autorek. Cieszę się, że po trudnych początkach złapał dobry kontakt z Martą. Chociaż przyznam szczerze, że wolę wybuchowego Rose'a, ale to tyczy się wszystkich postaci. Uwielbiam postacie, które są aroganckie, pewne siebie i wręcz brutalne jak Axl na początku. (Takie moje małe... Hmmm... Zboczenie?)
O raaany, nie wie co mogłabym tu jeszcze dodać. Chyba to, że Twoje opisy są bardzo prawdziwe, jakbyś przeżyła to wszystko co bohaterowie. Dziki temu ja, jako czytelniczka, mogę łatwiej zrozumieć co czują postacie.
Ogólnie to chyba na tyle, chociaż i tak pewnie zapomniałam o czymś, co chciałam napisać, ale trudno. Mam nadzieję, że niedługo się pojawi coś nowego i że przeczytasz mój komentarz. :)
Nadal czekam na kontynuację... moje ulubione opowiadanie z Gunsami, zżera mnie ciekawość, CO DALEJ? :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Twojego bloga w 2012/2013 roku, kiedy sama blogowałam. Nie było mnie w świecie bloga przez 2 lata i wróciłam, a Twoje opowiadanie sumiennie nadrobiłam i innych koleżanek po fachu :D Dawno nie dodawałaś nic nowego, ale zmobilizuj się do tego, bo chcemy ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńPoinformuj mnie o nowym rozdziale, czekam! :)
http://guns-n-roses.blog.onet.pl
Halo, laska, żyjesz? Wysłałam Ci maila kiedyśtam.
OdpowiedzUsuńBoże błagam Cię dodaj kolejny rozdział i pogódź Duff'a z Martą. Kocham twoje opowiadanie naprawdę genialnie piszesz i no napisz ten rozdział nie wiem ale zrób coś z nimi dwoma bo kocham tą parę z całego serca i nie moge patrzeć jak Duff twierdzi że Marta go zdradziła ugh. ;___;
OdpowiedzUsuńNie wiem ale muszę to napisać. Mam złamane serce od czasu kiedy Duff oskarżył Martę o zdradę nie wiadomo czemu. To była najlepsza para w tym opowiadaniu. Błagam Cię napisz parę rozdziałów i skończ chociaż tego bloga napisz zakonczenie żeby wszystko sie wyjaśniło albo cokolwiek bo są ludzie którzy czekają na nowe rodziały miesiącami i naprawde... to opowiadanie łapie za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. Przeczytałam wszystko w 4 dni? I naprawdę chcę jakiegoś wyjaśnienia chcę żeby Duff był znowu dobrym Duffem i żeby ta dziewczyna przestała w koncu cierpieć. :)
OdpowiedzUsuńWitam, prosimy daj znak zycia :-D czy jeszcze piszesz? Czy tegoroczne REUNION ktorego malo kto sie spodziewal dodalo troszke weny do REUNION opowiadania ? :-D jestem jedna z tych osob ktore co jakis czas zagladaja na te strone z nadzieja za pojawi sie nowy rozdzial, czekamy na jakakolwiek wiadomosc...
OdpowiedzUsuńChyba sie nie doczekamy zakonczenia historii.. A to jedno z najlepszych opowiadan jakie czytałam.. eh Marta i Duff..
OdpowiedzUsuńGdybyś tu kiedyś zajrzała, to my nadal czekamy :)
OdpowiedzUsuń