Postanowiłam niczego nie udoskonalać... wrzucam wszystko w formie, która widniała na onecie...
prolog doczekał się zacnych 5 komentarzy xd
Oczywiście, jak to zwykle bywa, prolog drętwy i niemający póki co żadnego związku z GnR, ale zacząć jakoś trzeba…
Zapraszam do czytania i komentowania
Ps. Dla jasności dodam, że akcja prologu dzieje się na początku lutego roku pańskiego 1988
***
- Ale mamo…
- dziewczynie załamał się głos – p-przecież j-ja nie mogłam nic zrobić… j-ja…
- Ty głupia
dziwko! – wrzasnęła kobieta, uderzając swoją córkę w twarz – Myślisz, że
uwierzę ci w taką bajeczkę? Puściłaś się, wpadłaś i teraz próbujesz zrobić z
siebie męczennicę! Tego bachora – wskazała brodą na brzuch dziewczyny –
usuniesz póki jeszcze możesz…
Dziewczyna
ze łzami w oczach wybiegła z kuchni i pobiegła do swojego pokoju, zamykając z
trzaskiem drzwi. Usiadła na łóżku, podkurczyła nogi pod brodę i kompletnie się
rozpłakała. W chwili, której potrzebowała pomocy bliskich osób, jej matka
jeszcze bardziej ją znienawidziła, pokazała jej jeszcze mocniej, że jest
żałosną namiastką córki, której tak naprawdę nigdy nie chciała.
Trzy
tygodnie temu jej świat legł w gruzach. Została zgwałcona. W pechowy styczniowy
wieczór wracała przez park z lekcji angielskiego; nie słyszała nawet, że ktoś
za nią idzie, miała bowiem na uszach słuchawki i słuchała kasety zespołu, który
ostatnio zawładną jej sercem. Mężczyzna, który pociągnął ją w ciemną alejkę,
był dobrze zbudowany i niewiarygodnie silny – nie miała najmniejszej szansy, by
mu się wyrwać, albo próbować go uderzyć; zdawała sobie sprawę z tego, że nie
jest w stanie zapobiec skrępowaniu jej rąk, zdarciu z niej ubrania i w końcu
brutalnemu wykorzystaniu jej ciała. Niedługo po tym wydarzeniu okazało się, że
jej oprawca, nie pozwoli jej tak szybko zapomnieć – była bowiem w ciąży. Matka,
która nigdy nie okazywała jej ciepła ani miłości, wykorzystała ten fakt, by jeszcze
bardziej znienawidzić córkę i pokazać jej, jaką wielką porażką jest w oczach
swojej rodzicielki.
Kiedy już
się uspokoiła, szybko poderwała się z łóżka i sięgnęła pod obluzowaną deskę pod
łóżkiem i wyjęła stamtąd niewielką szkatułkę. W środku był pokaźny plik
pieniędzy – zbieranych przez całe miesiące z korepetycji, których udzielała
prawie codziennie od ponad trzech lat. Od samego początku wiedziała, na co
oszczędza – od dzieciństwa marzyła, żeby wyjechać do Anglii albo jeszcze lepiej
do Stanów… Teraz nadarzyła się idealna okazja do tego, żeby uciec… teraz już
nic jej nie trzymało w Polsce; dziś przestała wierzyć, że matka kiedykolwiek ją
pokocha, że ojciec kiedykolwiek przestanie pić, że kiedykolwiek poczuje się jak
w prawdziwej rodzinie; przestała się łudzić, że będzie mogła żyć w tym mieście,
w tym kraju jako normalny szczęśliwy człowiek. Trzy miesiące wcześniej
skończyła osiemnaście lat, więc nie będzie miała problemów z przekroczeniem
granicy, pieniądze na bilet lotniczy i na pierwsze kilka tygodni życia
spoczywały na jej kolanach w małej skrzyneczce, którą dawno temu dostała od
babci… jedynej osoby, która tak naprawdę ją kochała i która umarła cztery lata
temu.
- Babciu… -
szepnęła do siebie – tak bardzo cię kocham… i przepraszam, że tyle razy cię zawiodłam…
Spakowała
kilka ubrań, książek i kaset ulubionych zespołów do torby podróżnej i usiadła
na parapecie, rozglądając się po swoim niedużym pokoju. Większa część
powierzchni ścian pokryta była przeróżnymi plakatami grup rockowych i
punkrockowych. Każdy kto choć trochę znał się na tym rodzaju muzyki bez trudu
rozpoznałby takie zespoły jak Led Zeppelin, Ramones, Sex Pistols, Queen, Black
Sabbath czy Aerosmith.
Jednak przez
muzykę i ogólne podejście do świata dziewczyna była odrzucana przez
rówieśników, którzy uważali ją za kompletną dziwaczkę. Nie miała nawet jednej
przyjaciółki, czy nawet koleżanki, z którą mogłaby porozmawiać, której mogłaby
się zwierzyć. Była przekonana o tym, że nie warta jest uwagi, że w sumie nie
dziwi się ludziom, że nie chcą z nią gadać; miała strasznie niską samoocenę,
która oczywiście była zupełnie nieadekwatna do wartości jakie prezentowała –
była drobną, zgrabną i przede wszystkim inteligentną nastolatką o słodkim
uśmiechu i bystrych oczach, która miła w głowie coś więcej niż ostatnie trendy
mody, kosmetyki; nie prowadziła rankingu przystojnych chłopaków i listy
najszybciej tracących cnotę dziewczyn tak jak jej znajome z klasy, które można
by uznać całkiem obiektywnie za puste plastikowe lale. Zdecydowanie Marta – bo
tak miała na imię – nie miała w sobie nic z tandetnego kiczu, które
prezentowały współczesne nastolatki. A mimo tego, to właśnie ją uznawano za
debilkę, z której można się tylko naśmiewać, za brzydką i mało inteligentną
osóbkę, która na siłę chce zrobić z siebie gwiazdę – nic bardziej błędnego.
- Witaj Los
Angeles… - powiedziała do siebie gasząc światło w swoim pokoju i opuszczając
swoje mieszkanie, w którym od niecałej godziny nikogo nie było.
Hej :) Właśnie zaczynam czytać Twojego bloga 6 raz. Jest on tak.. Zajebisty że naprawdę się cieszę, że go znowu piszesz. Co jakiś czas sprawdzam czy coś
OdpowiedzUsuńsię nie pojawiło, dzisiaj patrzę a tu nowe teksty. Piszesz świetnie i jeśli tylko chcesz to rób to dalej :)
Powiem tak: weszłam tu z ciekawości i mówię sobie: "a co mi tam, przeczytam ten prolog". Wciągnął mnie ten początek :D. Teraz lecę czytać kolejne rozdziały i mam nadzieję, że zachwycą mnie tak samo (lub bardziej) jak prolog. A tak przy okazji... Gunsi rządzą ;)
OdpowiedzUsuńAaaa po prologu już kocham ♥😍♥
OdpowiedzUsuń