czwartek, 27 grudnia 2012

39.

          agr... jestem poirytowana tym że musiałam CAŁY rozdział formatować od podstaw! każdy akapit i każą kursywę! więc... od razu przepraszam jeśli czegoś nie zauważyłam...
miałam tego jeszcze nie dodawać, ale jestem za bardzo podekscytowana treścią kolejnego rozdziału, żeby zbyt długo zwlekać z dodaniem tego xd
hm... jakoś rozdziału nie jest powalająca... wszystko przez to że jego pierwotna "druga część" stała się osobnym rozdziałem nr 40.
xd moje apele nie odnoszą skutku... ALE zerknijcie na "uwaga kochani" zwłaszcza na drugą część i zachęcam gorąco do pomyślenia nad pytaniem i wystukaniem jakiegoś (naprawdę... ilość pytań na które nie odpowie jest znikoma! :D)
i błagam! czytelnicy! UJAWNIJCIE SIĘ, nie bądźcie niewidzialni... jeśli wejdziecie, przeczytacie... napiszcie chociaż 2 słowa, że jesteście
dziękuję... Martynie hah za polecenie książki (tak... przeczytałam już obie xd)
***
          - Jak ona to robi, że zawsze umie zasnąć w tych cholernych samolotach? – mruknął i spojrzał na swojego syna, który grzecznie siedział na kolanach ojca chrzestnego – ja choćbym chciał to ni chuja nie dam rady!
          - Niech śpi… znając cię… wątpię, żeby w ciągu najbliższych kilku dni miała wiele takich okazji – zaśmiał się i spojrzał sugestywnie na Duffa.
          - Serio, Stradlin? – wyszczerzył zęby – no… chyba, że planuje mi uciec sprzed ołtarza! Wiesz coś o tym? – udawał strach i dodał - I powiesz mi w końcu jaką ma suknię? Pomagałeś jej wybierać i jeszcze nie chcesz powiedzieć ani słowa!
          - Już ci mówiłem… zajebistą… dowiesz się w kościele. Co nie, Jeff? Nie sądzisz, że twój tatuś jest bardzo niecierpliwy? – malec klasnął w dłonie i niezdarnie pomachał rączką basiście.
          - Nienawidzę cię, wiesz? – burknął do swojego przyjaciela i zaczął kreślić jakieś wzory na plecach swojej przyszłej żony – mam nadzieję, że Jonowi udało się wszystko pozałatwiać… i że nie spóźni się na lotnisko jak zawsze…
          - Sam przyjedzie?
          - Nie wiem… pewnie mama będzie chciała, bo ciągle tylko pytała kiedy przyjedziemy, bo nie może się doczekać, żeby zobaczyć Jeffa…
          Nie przyznawał się nikomu, ale im bliżej do Bożego Narodzenia tym większy stres go zżerał. Im bliżej świąt tym większy strach go ogarniał. Był przerażony tym, co miało się wydarzyć… był przerażony tym, co może się wydarzyć… był przerażony tym, co może przynieść przyszłość. A co jeśli się nam nie uda? Albo… albo co jeśli ona wcale nie chce tego ślubu, tylko nie umiała odmówić? Co jeśli nie pojawi się w kościele? Jeśli mnie wystawi i powie „nie”? Co jeśli nie będzie tak dobrze i fajnie jak przed ślubem? Jeśli ten papierek i przysięga wszystko zmienią na gorsze? Co jeśli nie będę dobrym mężem?! Co jeśli nie będzie jej się podobało małżeństwo ze mną? A jeśli stwierdzi po roku, że to był błąd? Albo jak nam nie wyjdzie i będziemy musieli wziąć rozwód tak samo jak Stradlin i Rose?
          - Widzicie gdzieś Jona? – zapytał Izzy po godzinie, gdy znaleźli się już na lotnisku.
          - Jak go znam to pewnie jeszcze jest w domu – mruknął Duff i objął Martę, która trzymała Jeffreya na rękach – o! Jest! I nawet ma… - urwał i patrzył jak zahipnotyzowany w jakiś punkt.
          - Duff? Co się stało? – brunetka zaniepokoiła się i spojrzała w kierunku, w który tak uporczywie wpatrywał się jej narzeczony – Duff?
          - Mamo… - szepnął i zanim Marta albo Izzy zdążyli coś powiedzieć, podbiegł do swojej rodzicielki – m-mamo?
          Patrzył z przerażeniem na kobietę, która była zawsze żywotna i zabiegana, a która teraz jedną ręką podpierała się o laskę, a drugą uczepiła się ramienia swojego najstarszego syna. Widział drżenie rąk, które zawsze były takie zwinne i precyzyjne. Widział lekko pochyloną sylwetkę, która zawsze była wyprostowana i pewna siebie.
          - M-mamusiu?
          - Duff, kochanie – uśmiechnęła się – gdzie Marta i Jeffrey?
          - M-mamo… c-co… - nie potrafił oderwać oczu od drżącej dłoni zaciśniętej na lasce – c-co ci się s-stało?
          - Dzień dobry, Pani McKagan, cześć Jon – pojawił się Izzy i Marta trzymająca czteromiesięcznego chłopca na rękach.
          - O-och… j-jaki ś-śliczny – po policzkach kobiety popłynęły łzy, gdy dostrzegła swojego najmłodszego wnuczka – t-taki drobny… o-och…
          - Mamo, co ci… - Duff znów próbował czegoś się dowiedzieć o dziwnym stanie jego rodzicielki.
          - Duff, pogadamy w domu, co? – odezwał się Jon i rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie – to… możemy się powoli zbierać? Macie bagaże?

          - Ale naprawdę nie chcę sprawiać kłopotu – uśmiechnął się z zakłopotaniem – mogę się zatrzymać z innymi gośćmi w hotelu albo…
          - Wykluczone, chłopcze. Mam wolny pokój, więc nie musimy kombinować. Zawsze byłeś tu mile widziany – złapała ciemnowłosego gitarzystę za przedramię i wprowadziła go powoli do domu – i tak część rodziny będzie nocować u Jona, bo trochę nas za dużo.
          - Ale… bo święta… - cholera… miałeś im tylko pomóc z bagażami i się przywitać z rodziną Duffa! Kurwa… mam tu spędzić Boże Narodzenie?! - będę przeszkadzał w rodzinnym spotka…
          - Na pewno nie będziesz przeszkadzać, poza tym dla Marty jesteś rodziną, więc niedługo też dla nas – spojrzała na swojego najmłodszego syna, szukając poparcia.
          - Mama ma rację, nie zostawimy cię samego w święta – poklepał chłopaka po plecach i popatrzył na panią McKagan – mamo… musimy porozmawiać… chodź – podał jej ramię i skierował się w stronę jadalni – ty też, Jon…
          Izzy popatrzył pytająco na Martę, ale ona wzruszyła ramionami, tuląc do siebie przysypiającego Jeffa. Wiedział, co zaniepokoiło Duffa i co nie dawało spokoju jej przyszywanej siostrze, ale nie chciał za bardzo ingerować w sprawy rodzinne McKaganów. Wniósł do przedpokoju pozostałe walizki i torby i ledwie przestąpiwszy próg, z trudem utrzymał równowagę. Obraz przesłoniły mu gęste, ciemne, bardzo puszyste włosy, poczuł ramiona otaczające go za szyję i nie bardzo wiedział, co się dzieje.
          - Alice! Zachowuj się – usłyszał zbulwersowany głos jakiejś kobiety.
          Uśmiechnął się pod nosem. No tak… czemu nie wpadłem na to, kto mógłby się tak ze mną witać? Znam tylko jedną wariatkę, która rzucałaby mi się na szyję z taką radością! Objął nastolatkę i próbował wyswobodzić twarz z jej loków. Nie wiedział skąd taki entuzjazm dziewczyny, ale nie przeszkadzało mu to, bo od zawsze lubił szaloną i wesołą chrześnicę Duffa.
          - Cześć, Alice – zaśmiał się i postawił nastolatkę – witaj Carol – uśmiechnął się do jej matki, która nie była zbytnio zachwycona bezpośredniością swojej najstarszej córki.
          - Izzy, Izzy! A będzie też Axl? A Slash? A będą ludzie z innych zespołów?
          - Dowiesz się wszystkiego za dwa dni – wyszczerzył zęby – chyba, że Marta zdradzi ci listę gości? – popatrzył na brunetkę, która z Jeffem podeszła do Carol.
          - Co? Jaka lista? – podała siostrze swojego narzeczonego syna i spojrzała pytająco na Stradlina – ach… no… będzie kilku muzyków, Slash i Axl też powinni się pojawić. Tak… wszyscy dadzą ci autografy – zaśmiała się, widząc, jak nastolatka chce coś powiedzieć – ciągle nie wiem, czy to dobry pomysł z tym ślubem w święta – mruknęła do Carol – chyba wszyscy się pojawią tutaj i będzie ciasno… a tak to pewnie jakoś się wymieniacie i dzielicie odwiedzinami?
          - Nie wszyscy będą… - odpowiedziała z przekąsem – nasze kochane siostrzyczki się nie pojawią. Jedna się gdzieś zaszyła i nikt nie wie, gdzie jest, a Claudia… no cóż… dawno nie widziałam Jona takiego zdenerwowanego… - widząc minę, Marty dodała szybko – nie przejmuj się… ona zawsze ma takie dziecinne humorki. To naprawdę nie chodzi o ciebie… Duff mógłby sprowadzić tu anioła a ona i tak potraktowałaby KAŻDĄ jego narzeczoną tak samo… Ach i dziękuję, że poprosiliście mnie na świadka –  widać było, że cieszy się, z propozycji swojego najmłodszego brata - Och… co tam miniaturko Duffa, hm? – cmoknęła chłopca, który nieporadnie złapał ją za nos – pokazywał ci ktoś zdjęcia Duffa jak był dzieckiem? – uśmiechnęła się do Marty i obiecała, że kiedyś pokaże jej rodzinny album - Jeff wygląda prawie identycznie… Mam tylko nadzieję, że nie będzie taki zwariowany i… nieposłuszny jak tatuś… ach… - popatrzyła na ciemnowłosego mężczyznę, który droczył się z siostrzenicą swojego przyjaciela - Izzy zajmiesz pokój Jona, bo…  no chyba lepszy on niż pokój Joan albo Claudii… naprzeciwko Matta i Duffa.
          - A mamo, czemu Matta nie ma? – Alice pojawiła się przy matce i zaczęła robić śmieszne miny do Jeffreya – Nie przyjedzie?
          - Jutro rano ma samolot – odezwała się Marta – dziś musiał zostać, bo w restauracji mają jakiś specjalnych gości i chciał wszystkiego dopilnować.
          - WUJKA Matta, Alice tyle razy ci mówiłam, żebyś nie mówiła do nich po imieniu!
          - Ale mamo… oni sami mi tak kazali – burknęła pod nosem – poza tym oni wcale nie są tacy starzy, żeby mówić do nich wu… - urwała, bo usłyszeli głośną, niezbyt miłą wymianę zdań.
          Krzyki z kuchni przyciągnęły uwagę Carol i rodzeństwa Isbell, którzy zamilkli i z uwagą słuchali. Marta nigdy nie słyszała, żeby Duff tak się zdenerwował na kogoś ze swojego rodzeństwa, w szczególności na Jona, który zawsze był dla niego autorytetem. I nigdy nie słyszała, by do kogoś odnosił się w taki niegrzeczny sposób.
          - Więc czemu, kurwa, ja nic nie wiem?! Czemu do chuja, nie mogliście zadzwonić?!
          - Duff, przestań się wydzierać! Mówiłem, że zdecydowaliśmy się, że nie będziemy ci zawracać głowy, skoro masz teraz małe dziecko i planujesz ślub!
          - Przestań mieszać w to Jeffa i Martę! Co to ma, kurwa, do tego?! Wszyscy kurwa mać, wszystko wiedzą tylko nie ja! Jestem, kurwa, w czymś gorszy?!
          - Bo tak było najlepiej! Umówiliśmy się, że nie będziemy ci mówić, bo nie było powodu!
          - Nie było, kurwa, powodu?! Czy ciebie pojebało?! Nie było powodu powiedzieć mi, że mama jest chora, tak?! – ryknął tak, że Marta aż podskoczyła, nie spodziewając się takiej agresji i furii w jego głosie - Nie było powodu, żeby mi powiedzieć, że mama potrzebuje pieprzonej laski, żeby móc chodzić?!
          - Uspokój się, do cholery! Ja zadecydowałem, że nie ma sensu ci mówić i odciągać cię od twojej rodziny – powiedział podniesionym głosem, ale dość spokojnie Jon.
          - No kto inny mógł wymyślić tak chujowy pomysł jak nie ty?!
          Usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła. Brunetka spojrzała zaniepokojona na Izzyego i pobiegła do kuchni. Podłoga w kuchni pokryta była drobinkami szkła, które prawdopodobnie pochodziło z jednej z salaterek leżących na szafce. Jednak nie to przykuło jej uwagę. Na środku pomieszczenia stał Duff z wykręconymi za plecy rękami i nerwowo próbował wyszarpać się z uścisku niższego o kilka centymetrów starszego brata.
          - Zamierzasz demolować jak dzieciak kuchnię, bo nie dzwoniliśmy i nie ogłaszaliśmy ci, że mama jest chora? – nie zauważyli, że są obserwowani i Jon mocniej złapał Duffa – masz dwadzieścia osiem lat a nie dziesięć!
          - Puszczaj mnie! To, kurwa, boli! – szarpnął się bardziej i brunetka dostrzegła coś, co ją przestraszyło jeszcze bardziej… desperacja – Radość ci to sprawia?! No kurwa, puść!
          - Niech pan go puści… p-proszę – Marta odezwała się cicho i uważając na stłuczone szkło, zbliżyła się do nich.
          Prawie natychmiast zabrał ręce i wyswobodził Duffa, który zaczął rozcierać obolałe miejsca, dysząc nerwowo. Brunetka nawet nie chciała myśleć, co Duff mógł sobie przypomnieć, że tak zareagował na unieruchomienie przez swojego brata. Prawie w tym samym momencie pojawiła się zaniepokojona pani McKagan. Marta dopiero teraz zauważyła, że kobieta faktycznie ma problemy z poruszaniem się, nawet podpierając się o laskę. Z kłótni, której nie sposób było nie słyszeć, dowiedziała się, że kobieta jest na coś chora. Ale na co? Przecież widzieliśmy ją jak jeszcze byłam w ciąży i nie wyglądała tak źle! Normalnie chodziła i była energiczna! Mimo wieku zachowywała się jakby była kilkanaście lat młodsza! Czemu nikt nie powiedział Duffowi, że dzieje się coś złego? Rozumiała czemu, basista się tak zdenerwował – ona sama też chciałaby wiedzieć, gdyby ktoś z bliskich jej osób się rozchorował. Nie wiedziała jakie naprawdę motywy kierowały rodzeństwem, że żadne z nich nie poinformowało Duffa o tym, co się dzieje. Czemu nikt nie uprzedził go, że ich matka podupadła na zdrowiu? Przecież skoro wszyscy wiedzieli, to dlaczego choćby nawet Matt, który spędził z nimi trochę czasu, nie pisnął nawet słówka? Czemu Joan nic nie powiedziała, zanim wyjechała bez słowa?
          - Co się dzieje? Czemu tak krzyczycie? – starsza kobieta powoli weszła do kuchni – Jon? O co chodzi? – spojrzała na Duffa, który ciągle nerwowo masował nadgarstki i na Martę, która stała przy nim i mruczała mu coś uspokajającym tonem – No powiecie mi? Wiecie, że nie lubię jak coś ukrywacie i kręcicie… – chciała się schylić i posprzątać stłuczone szkło.
          - N-niech pani usiądzie, ja to posprzątam – brunetka szybko podeszła do swojej przyszłej teściowej i odsunęła jedno z krzeseł, pomagając jej usiąść.
          - Mamo, możesz mi powiedzieć… - Duff przymknął oczy, ledwie panując nad narastającą złością – możesz mi wyjaśnić, czemu, do cholery, nic nie wiedziałem? WSZYSCY wiedzieli, łącznie z Joan, tylko kurwa nie ja!
          - Duff… - mruknęła Marta – spokojniej… - szepnęła i pogładziła go po ramieniu.
          - Synku, gdybym ci powiedziała, to od razu chciałbyś przyjechać – wymamrotała kobieta i spojrzała szklistym wzrokiem na swoje najmłodsze dziecko – a teraz przede wszystkim powinieneś skupić się na swojej rodzinie – uśmiechnęła się ciepło do Marty – nic złego się nie dzieje, żeby specjalnie cię niepokoić.
          - Ty też jesteś moją rodziną! Nic… nic nie rozumiesz… powinnaś powiedzieć, że coś jest nie tak! Cokolwiek! Przecież dzwoniłem kilka razy w tygodniu! Mogłaś powiedzieć chociaż dwa słowa. Mogłaś uprzedzić, że gorzej się czujesz! Parkinson to nie cholerny katar, który za kilka dni ci przejdzie! Kiedy miałem się dowiedzieć, co?! Gdyby nie ślub, to pewnie dalej bym nie wiedział!
          Marta, która w tym czasie szybko zamiotła szkło z podłogi, poczuła na ramieniu silną, męską dłoń. Odwróciła się i zobaczyła zmartwioną twarz Jona, który mruknął tylko, żeby zostawić Duffa i mamę na chwilę samych, żeby mogli sobie wszystko wyjaśnić. Wyprowadził ją z kuchni i niepewnie się uśmiechnął.
          - Przepraszamy za to… zamieszanie…
          - Nie musi pan za nic przepraszać… to sprawy rodzinne, rozumiem, że czasem…
          - Po prostu Jon. Dziwnie się czuję z tym, że przyszła żona mojego brata ciągle mówi do mnie pan – zaśmiał się.
          - Och… no dobrze – zawstydzona, skupiła uwagę na dywanie, jakby zobaczyła tam coś interesującego.
          - Wiesz… nigdy bym nie przypuszczał, że Duff się zakocha… tak poważnie zakocha – na jego czole pojawiła się zmarszczka – przy tobie to jest zupełnie inny człowiek… taki szczęśliwy, odpowiedzialny i… normalny! – widząc niepewną minę młodszej o dwadzieścia pięć lat dziewczyny, pospieszył z wyjaśnieniami – nawet nie wiesz jak się obawiałem o jego przyszłość, gdy był nastolatkiem… mama wychodziła z siebie, żeby jakoś go porządnie wychować, tak jak nas wszystkich, ale on… skutecznie się opierał. Ani mama, ani Carol, ani nawet ja nie potrafiliśmy wpłynąć na jego zachowanie. Był lekkomyślny, wręcz bezmyślny, buntował się przeciwko wszystkiemu i wszystkim… nie dbał o konsekwencje, nie dbał o to, czy kogoś rani swoim zachowaniem… miał gdzieś czy zachowuje się jak kompletnie nieodpowiedzialny gówniarz. Zawsze liczyła się dla niego teraźniejszość. Po co zaprzątać sobie głowę tym, co może wydarzyć się jutro, za rok, czy pięć lat – westchnął – raz mama prawie zawału przez niego dostała, bo był tak eee… zamroczony, że nawet nie wiedział, że stoi na samym środku ruchliwej ulicy – wzruszył ramionami – naprawdę nie poznaję teraz mojego brata… powinienem ci podziękować… za uratowanie go i sprowadzenie na właściwą drogę – zarumieniła się bardziej – ach… i nie spodziewałem się, że jeśli w ogóle zdecyduje się założyć rodzinę, że… no że wybierze taką… - zamilkł na chwilę, szukając odpowiedniego słowa – taką uroczą i naturalną kobietę… jak cię poznałem, myślałem, że Duff cię jakoś omamił i… eee… zbajerował… tak się teraz mówi? No… nie chciałem wierzyć, że on całkiem poważnie traktuje wasz związek i że będzie w stanie tak bardzo się zmienić – po chwili zakończył swój monolog i zapatrzył się w coś ponad ramieniem brunetki – no… to może zamiast słuchać o przeszłości Duffa, zapoznasz mnie lepiej z tym małym kawalerem, co? – wskazał brodą na Jeffa, który męczył Alice i wręcz przykleił się do jej włosów.

          Obudził się. Spojrzał na zegarek. Dochodzi siódma rano. Brawo, w końcu przespał większą część nocy. Kiedy ostatnio pozwolił sobie na takie lenistwo? Czyżby minęły już dwa tygodnie? Doskonale… czyż nie marzył o tym od dawna? Czyż nie warto się poświęcić i zarwać parę nocy, by osiągnąć cel? Nie warto zarwać kilku nocy, by prowadzić nocne życie? Nie warto poświęcić kilku godzinek, które mógł spędzić w łóżku śpiąc, na coś dużo przyjemniejszego? Czy nie czekał na to wystarczająco długo, by móc teraz korzystać i zaspokajać się do woli? Kiedy tylko chciał, ile chciał i przede wszystkim w sposób, który najbardziej mu odpowiadał. Nie czekał wystarczająco długo, by odebrać nagrodę? Zbyt długo wystrzegał się pewnych rzeczy, by teraz nie korzystać z tego na co tak długo pracował i się starał…

                                                  She's a cornshucker
                                                  A real buttfucker
                                                  Gotta wash my 

                                                   After she makes me buttfuck her

                                                  Cornshucker
                                                  A real buttfucker
                                                   Gonna stick my dick
                                                  Right up her ass

                                                  She's a cornshucker
                                                  A real buttfucker
                                                  Gotta wash my dick
                                                  After she makes me buttfuck her

                                                  Cornshucker
                                                  A real buttfucker
                                                  Gonna stick my dick
                                                  Right up her ass

                                                  Gimme a dime
                                                  Gotta call my pimp
                                                  When I heard her ask
                                                  It made me go limp
                                                  Two weeks later
                                                  My sex life was drab
                                                  Instead of a wang
                                                  All I had was a scab
                                                  If you're sleazy
                                                  You better think I'm first
                                                  'Cause I've got a dick like liverwurst

          - Tak… To ci się udało, Duff… - mruknął pod nosem i uśmiechnął się z zadowoleniem – to ci się kurewsko udało…
          Gwizdał radośnie i wyciągnął z szafki bursztynowy trunek, w którym od lat się lubował. Teraz przyszedł czas, żeby porządnie się urżnąć. W końcu miał ku temu dobry powód. Co może być lepszego niż uzasadnione okolicznościami picie? Co może być lepszego niż alkohol i piękna kobieta, która cała się oddaje do jego dyspozycji?

          Uwielbiała te dłonie. Uwielbiała te palce. Dokładnie te same, które szarpały agresywnie struny. Dokładnie te same, które tworzyły muzykę, którą kochała. Dokładnie te same, które tak czule wodziły po jej delikatnej, gładkiej skórze. Dokładnie te same, które doprowadzały ją do gęsiej skórki, gdy sunęły po jej ciele. Dokładnie te same, które ocierały jej łzy smutku i szczęścia. Dokładnie te same, które odgarniały jej włosy z twarzy. Dokładnie te same, które ostrożnie i troskliwie trzymały ich małego synka. Dokładnie te same, które trzymały jej ręce tak, jakby trzymały w sobie cały świat.
          - O co chodziło Bruce’owi z tymi żartami, że dziś nasza ostatnia noc, hm?
          - Ach… Bruce ma takie… dziwne poczucie humoru – zaśmiał się i dodał – to takie rodzinne… zasady… ostatnią noc przed ślubem spędzamy osobno… w osobnych sypialniach i w osobnych domach – uśmiechnął się, ale dało się zauważyć żal w jego oczach – jak ja bez ciebie wytrzymam tyle czasu, hm? – pocałował ją i przyciągnął ku sobie – ty tutaj… ja u Jona… i zobaczę cię dopiero w kościele… - przejechał dłonią po jej udzie – tyle czasu straconego…
          - Nawet wiem, jak chciałbyś go spędzić – zamruczała, gdy jego ręka dotarła do pośladków, przysłoniętych jedynie materiałem bielizny – i kto tu jest napalony, co?
          - Oczywiście, że ty maleńka – szepnął i nagle brunetka znalazła się niebezpiecznie blisko niego – jak mogłabyś mnie podejrzewać o takie rzeczy?
          - Mogłabym… nie pamiętasz naszego pierwszego spotkania, jak prawie rozbierałeś mnie wzrokiem? – uśmiechnęła się zalotnie – a nie pamiętasz naszego wspólnego powrotu do domu, po tym jak oficjalnie zostaliśmy parą?
          - Eee… co? – zbiła go z tropu ostatnim zdaniem – co się wtedy wydarzyło?
          - Od nadmiaru seksu masz zaniki pamięci? To się leczy abstynencją – zaśmiała się i przerzuciła nogę przez jego biodro – nie pamiętasz kochanie jak wracaliśmy do domu z knajpy? Nie pamiętasz jak się przewróciłam, a ty jak prawdziwy dżentelmen pomogłeś mi wstać? Nie pamiętasz jak prawie mnie przeleciałeś w środku parku? Prawie, bo nagle zaczął padać deszcz i to mnie obudziło i otrzeźwiło…
          - Kurwa… ty pamiętasz takie rzeczy? Nawet nie pamiętałem, że coś takiego się wydarzyło! – pokręcił z niedowierzaniem głową i łakomie złapał ją za pośladek.
          - Miałabym zapomnieć chwilę, kiedy pierwszy raz totalnie straciłam dla ciebie głowę? – zarumieniła się i musnęła mu usta – miałabym zapomnieć chwilę, kiedy pierwszy raz chciałam złamać własne zasady? – złapała leciutko zębami jego wargę i pociągnęła – kochanie… miałabym zapomnieć to wszystko, co wtedy czułam? – wyszeptała i przetoczyła się z nim, żeby móc na nim leżeć – nie ma takiej opcji – wyszczerzyła zęby i obserwowała jego rozmarzoną minę – a… nie pamiętasz, jaki ty byłeś napalony, jak ciągnąłeś mnie do jakieś obskurnej bramy, bo nie mogłeś wytrzymać tygodnia beze mnie?
          - Oj już nie gadaj tyle – przyciągnął ją do siebie i zaczął zachłannie całować – nie gadaj, bo i tak wiem, że ty jesteś bardziej napalona…
          Szybko i zwinnie pozbył się jej stanika. Zamruczał, upajając się widokiem jej piersi. Nie potrafił i nawet nie bardzo chciał rozumieć, czemu dosłownie za każdym razem czuł się tak jakby widział je po raz pierwszy; czemu za każdym razem czuł taki sam jeśli nie większy zachwyt; czemu za każdym razem nie mógł się doczekać, żeby się nimi nasycić, czemu zachowywał się jak dzieciak, który pierwszy raz zobaczył nagie piersi w jakimś magazynie dla dorosłych. Śmiał się w duchu z nieświadomości brunetki. Śmiał się, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo go podnieca. Śmiał się, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jej pragnął. Śmiał się z tego, że ona tak naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, co działo się z nim, gdy tylko ją widział. Śmiał się z tego, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jak on reaguje widząc ją w bieliźnie… albo jeszcze lepiej, jak reaguje, gdy ona jest naga. Śmiał się, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, jak on próbuje walczyć ze sobą, byle tylko nie rzucić się na nią jak napalony nastolatek.
          - Ach… D-duff, bo nas wszyscy u-usłyszą – próbowała tłumić wszelkie odgłosy rozkoszy, żeby nie hałasować, ale basista skutecznie jej to utrudniał – mmmm… j-jak n-nie przestaniesz.. a-ach…
          - To co mi zrobisz? – leciutko złapał w zęby sutek i uśmiechnął się, słysząc przeciągły jęk – no ciszej, bo się obudzą – zaśmiał się cicho i dalej torturował ją swoimi pieszczotami.
          - B-boże… jak ja… ach… j-jak ja cię nienawidzę… - wydyszała, gdy wsunął się w nią sprawnym ruchem.

          Czuł się nieswojo. Mógł się nie zgodzić, na nocowanie tu i dodatkowo jeszcze zostanie na świątecznym obiedzie. Nie przepadał za świętami, a jeszcze musiał wpasować się w radosną atmosferę, która panowała w domu rodziny McKagan. Tylko… jedno małe pytanie… czy on tak naprawdę ma powody do radości? Czy przez cały dzień będzie musiał chodzić z przyklejonym do twarzy uśmiechem? Nie mogłem, kurwa, się zaszyć gdzieś tak jak Joan i mieć kłopot z głowy? Nie musiałbym nawet iść i patrzeć na własną klęskę! Kurwa… czemu ja nigdy nie myślę?! Czemu zawsze dobre pomysły wpadają mi do głowy po fakcie?! Kolejny raz dopadła go chęć rozwalenia czegoś. Kolejny raz dopadła go złość, nad którą nie umiał zapanować. Ale przecież nie mógłby zdemolować pokoju, w którym teraz był!
          - Izzy? Mogę? – usłyszał cichy głos Marty.
          - No… wejdź – mruknął zrezygnowany – coś się stało?
          - Ty mi powiedz… - podeszła i odgarnęła mu włosy z twarzy – gdzie jest mój Izzy?
          - No przecież tu jestem… o co chodzi? – odsunął się i usiadł na łóżku.
          - Proszę… błagam… Jeffrey, powiedz, co się z tobą dzieje…
          Pierwszy raz w życiu zwróciła się do niego jego prawdziwym imieniem i gitarzysta poczuł nieprzyjemne kłucie w okolicy serca. Był tak zszokowany, że nawet nie zauważył, jak brunetka podeszła do niego i go objęła. Był tak zszokowany, że nie słyszał, co do niego mówiła. Nie miał pojęcia, co skłoniło ją do użycia tej formy. Zastanawiał się, czy zrobiła to celowo, żeby go zdenerwować. Zastanawiał się, czy zrobiła to, żeby go zmiękczyć. Zastanawiał się, czy zrobiła to, żeby nim wstrząsnąć i zmusić do mówienia. A może po prostu jej troska sprawiła, że przestała go uważać za muzyka i postrzegała go teraz tylko i wyłącznie jako swojego brata. Brata, który ma problemy i koniecznie trzeba mu pomóc. Brata, który coraz bardziej się od niej odsuwał.
          - Marta… j-ja… - kiedy w końcu odzyskał głos, sam nie wiedział, co powiedzieć – nic mi nie jest… po prostu… ja… no kurwa… sam nie wiem… nie chcę ci zawracać głowy jakimiś bzdurami… nie teraz… nie teraz, gdy zaraz bierzecie ślub…
          - Hej… nigdy nie zawracasz mi głowy! Izzy… chcesz żebym się zamartwiała? – przejechała dłonią po jego policzku i próbowała spojrzeć mu w oczy – no co się dzieje?
          - Nie wiem… naprawdę… chciałbym, ale nie wiem… - westchnął i przyciągnął przyszywaną siostrę do siebie – jestem zły… nie wiem, o co… nie wiem na kogo… nie wiem czemu… nawet teraz… zanim weszłaś, myślałem, że coś rozpierdolę z nerwów! A kurwa nic się nie stało, żebym się tak wkurwił! Nie wiem czy bardziej jestem zły na siebie czy na coś innego. Czuję jebaną nienawiść… do samego siebie, do całego pierdolonego świata. Czuję się chujowo odkąd tylko ta kretynka mnie zostawiła! Czuję zajebiste nerwy na nią za to, że tak mnie potraktowała; na samego siebie, że nic nie zrobiłem, żeby temu zapobiec. Mam ochotę ją zniszczyć tylko dlatego, że przez nią mam spierdolone życie! Czuję złość i jakiś kurewski irracjonalny strach! Boję się, że coś stracę… ale nie wiem, co mam tracić i czy w ogóle mam coś do stracenia… nie chcę myśleć, co będzie jutro, za tydzień, miesiąc… nie chcę myśleć, co będzie za pół roku… nie chcę myśleć, bo nie wierzę, że przyszłość zmieni cokolwiek na coś lepszego niż jest teraz! Mam kurwa wrażenie, że wszystko wymyka mi się z rąk! Że wszystko, o czym marzę jest zbyt odległe! Że… że wszystko, co bym chciał jest kurewsko poza moim zasięgiem… że nie zasłużyłem, by w ogóle chcieć czegokolwiek! Mam chujowe wrażenie, że nic nie osiągnąłem w życiu! Mam jebane trzydzieści lat, a nie mam niczego! Nie mam pracy, nie mam żony, nie mam dzieci, nie mam rodziny, nie mam pomysłu na życie, nie mam szczęścia, nie mam kogoś, kto mnie kocha – wymieniał i z każdą sekundą wylewał coraz to nowsze żale – jestem muzykiem, a nawet nie mam zespołu, nie mam weny, nie mam pomysłów na nowe utwory, nie mam nawet pieprzonej chęci do życia! Gdybym nie był takim pieprzonym tchórzliwym palantem… już dawno bym to wszystko skończył! Zakończyłbym życie w tym jebanym bagnie bez jakichkolwiek perspektyw!
          - C-co? C-coś ty powiedział? – odezwała się w końcu, wystraszona tym, co właśnie wyznał.
          - Nie mam po co i dla kogo żyć – mruknął i chciał ściągnąć Martę z kolan i wstać – nic mnie tu nie trzyma… nic nie daje mi siły, żeby dalej żyć…
          - O czym ty do cholery mówisz? – uparcie siedziała i odwróciła jego twarz ku sobie – nie masz nikogo? Nikt cię tu nie trzyma? A ja? Jeff? Co z Duffem? Co z Axlem? Co z całą resztą znajomych i przyjaciół?!
          - Co mi po znajomości z Axlem albo Bachem? To nie zmienia faktu, że jestem sam… a wy… ty i Jeff… wy macie Duffa – zabrał jej ręce ze swoich policzków i odwrócił wzrok – nie jestem wam potrzebny do szczęścia… macie swoje życie, swoją rodzinę i tyle. Co z tego, że otaczają mnie ludzie? Co z tego, że jesteś z Jeffem przy mnie? Co z tego, że jesteś – złapał jej dłoń i przyłożył sobie w okolice serca –skoro tu jest jedna wielka pieprzona pustka? Co z tego, że jesteś przy mnie skoro czuję się tak kurewsko samotny? Co z tego, że ci zależy? To nie wystarczy, żeby naprawić wszystko, co sam schrzaniłem! To nie wystarczy, żebym przestał być jebanym, zimnym skurwysynem!
                                               No I don't know where I'm going
                                               But, I sure know where I've been,
                                               Hanging on the promises
                                               In the songs of yesterday,
                                               And I've made up my mind,
                                               I ain't wasting no more time.
                                               Here I go again.

                                               Tho' I keep searching for an answer,
                                               I never seem to find what I'm looking for.
                                               Oh Lord, I pray you give me strength to carry on,
                                               'Cos I know what it means
                                               To walk along the lonely street of dreams.

                                               And here I go again on my own,
                                               Going down the only road I've ever known
                                               Like a hobo I was born to walk alone.
                                               And I've made up my mind,
                                               I ain't wasting no more time.

                                               I'm just another heart in need of rescue
                                               Waiting on love's sweet charity,
                                               And I'm gonna hold on
                                               For the rest of my days,
                                               'Cos I know what it means
                                               To walk along the lonely street of dreams.

          - Co mam zrobić, żeby… żebyś się tak nie czuł? – cały dobry humor, który miała, ulotnił się praktycznie w jednej chwili – Izzy?
          - Nic… nic nie możesz zrobić – westchnął ciężko – to przecież nie jest twoja wina – przymknął oczy i wtulił się w dziewczynę, słuchając bicia jej serca – to ze mną jest jakiś pieprzony problem, którego sam nie rozumiem… pieprzony problem, z którym nie umiem sobie poradzić… wszystko mi się sypie, bo jestem skończonym debilem! Nie potrafię odnaleźć się w tym cholernym świecie. Nie potrafię stworzyć normalnych relacji z ludźmi! Nie jestem w stanie nikogo wpuścić do swojego życia na stałe! Nie jestem w stanie w cokolwiek się zaangażować… tylko ty… tylko tobie się udało przebić przez ten jebany mur, który sobie zbudowałem… i cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwa, Siostrzyczko Isbell – jego łamiący się głos przyjmował coraz bardziej żałosny ton – widzisz… nawet małą, słodką Siostrzyczkę Isbell stracę, bo mi cię Duff kradnie…
          - Zawsze będę TWOJĄ siostrzyczką – szepnęła mu do ucha – zawsze będziesz moim ukochanym braciszkiem – pogładziła go po plecach i dodała – i na pewno nie pozwolimy z Jeffem, żeby najlepszy wujek na świecie był smutny i samotny.
          - A zamierzasz się sklonować? – wymamrotał i bardziej się przytulił – albo znajdziesz mi kogoś takiego jak ty? Wtedy może się poddam? Przestanę walczyć z życiem… pozwolę komuś dostać się do mnie… tylko… wątpię, żeby jakakolwiek dziewczyna mnie chciała…
          - Izzy… głowa do góry… bo jeszcze pomyślę, że to wszystko przez ten ślub i będzie mi przykro…
          - Wybacz… nie jestem zbyt… trzeźwy – bąknął i obejmując ją mocno w talii, przyciągnął ją do siebie – pierdolę od rzeczy…
          - Mhm… - nawet nie próbowała komentować tego, że nawet nie minęło południe, a on wypił już całą butelkę wódki - dziękuję, że w końcu coś mi powiedziałeś… i… Izzy? – poczochrała mu włosy i po chwili zapytała – pomożesz mi jutro chociaż trochę z przygotowaniami?
          - Z przyjemnością… będziesz najpiękniejszą panną młodą jaką ktokolwiek, kiedykolwiek widział…

          Wysoka szczupła kobieta krytycznym wzrokiem spoglądała na siedzącą przed nią brunetkę. Od godziny próbowała jakoś ładnie ułożyć długie i gęste włosy, ale ciągle coś gdzieś się psuło. Z początku próbowała loków, później zdecydowała się na zostawienie ich rozpuszczonych. Później próbowała upiąć je w kok, ale było ich za dużo.
          - Jak tak dalej pójdzie to Duff czekając na ciebie zejdzie na zawał – mruknęła i zaczęła prace nad kolejną fryzurą – kiedy Stradlin przyjdzie z tą suknią? Lepiej by było, gdybyś już ją założyła…
          - No… powinien zaraz przyjść – powiedziała trochę nerwowo i zaczęła skubać sweterek, który miała zarzucony na ramiona.
          Nie dość, że coraz bardziej stresowała się czekającą ją uroczystością, to jeszcze ciągle w głowie miała obraz, który nawiedzał ją coraz częściej w snach. Coraz częściej gnębił ją jeden sen… sen, który albo ciągle się powtarzał, albo był kontynuacją poprzedniego koszmaru. Tak naprawdę nikt nie wiedział, co teraz dręczyło ją, gdy tylko zamykała oczy. Duff ciągle myślał, że to koszmary o Polsce i tym co tam przeżyła. Izzy nie dał się nabrać i wiedział, że coś jest nie tak, ale nie chciała mu wprost powiedzieć. Bała się zdradzić, co jej się śni, bo bała się, że sny staną się rzeczywistością.
          - Wow! – usłyszała cichy gwizd i szybko odwróciła głowę – wiesz, że jak tylko Duff cię w tym zobaczy – zmierzył wzrokiem bieliznę, którą miała na sobie – to… od razu mu stanie?
          - Izzy! – zarumieniła się, zasłaniając się swetrem i spojrzała przepraszająco na Kate – ani słowa więcej! – zawołała, widząc, że jej brat już otwiera usta.
          - Ale Marta, to samo chciałam ci powiedzieć! – Kate wybuchła śmiechem i mrugnęła porozumiewawczo do Stradlina – mój wujaszek ślini się jak tylko pojawiasz się w pokoju, a co dopiero jak zobaczy cię tylko w tym!
          - Jesteście okropni! – zarumieniła się bardziej i spojrzała na nich, próbując okazać jakieś oburzenie – na pewno nie chcecie się bliżej poznać? – zażartowała.
          - O nie! Może i uwielbiam muzyków, ale… - rozbawiona kobieta zlustrowała wzrokiem Izzyego, który przyglądał się jej z ironicznym uśmieszkiem – za tych panów to ja dziękuję! Zapamiętaj kochana… nigdy żadnych związków z byłymi, obecnymi i przyszłymi członkami Guns n’Roses… no… może za wyjątkiem Duffa – zaśmiała się.
          - Kurwa… wiedziałem, że wybrałem zły zespół! – burknął gitarzysta, udając rozczarowanie – mogłem się wkręcić do Motley Crue… albo do Aerosmith… miałbym takie powodzenie jak Tyler – mruknął, patrząc triumfalnie na bratanicę swojego przyjaciela.
          -Widzicie? Idealnie do siebie pasujecie!
          Izzy zaśmiał się pod nosem i zmierzył wzrokiem sylwetkę Kate, skupiając się głównie na jej długich, zgrabnych nogach i na wyeksponowanym przez obcisłą sukienkę z dekoltem biuście. Owszem… ciało miała niezłe… głupia nie była… jeśli chciała to potrafiła być czuła, ale jeśli sytuacja tego wymagała, to potrafiła zamienić się w przebojową, szaloną diablicę. Mrużąc oczy, powiedział tylko, że dziewczyna jest za wysoka, dokładnie w tej samej chwili, gdy panna McKagan zawołała:
          - Wybacz, on jest za niski jak na mój gust.
          - O tak… z pewnością… przypomnę ci, że może nie jestem taki jak Sixx, ale na pewno wyższy od Tylera! – odparował, czując się urażony, że nie doceniła jego stu osiemdziesięciu centymetrów.
          - Oszukujesz… ale teraz uciekaj, bo muszę przygotować pannę młodą. No… już cię tu nie ma – zaczęła wyganiać Stradlina, który ciągle złośliwie się uśmiechał.
          Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze kilka godzin, ale przy tak niesfornych włosach zaczęła się bać, że nie zdąży przygotować na czas panny młodej. Musiała jeszcze zająć się makijażem, bo nie chciała oddawać brunetki w ręce swoich ciotek. Była przekonana, że ona zrobi wszystko tysiąc razy lepiej niż Carol, Jane i Jennifer razem wzięte.

          Westchnął i spojrzał na kobietę, która miała być świadkiem na ślubie jego siostry. Zaczęli się niepokoić, bo zostało im dwadzieścia minut, żeby dowieźć Martę na czas do kościoła i się nie spóźnić. Tyle, że ona jeszcze nie była gotowa i Kate nawet nie była w stanie powiedzieć, ile jeszcze zajmie jej przygotowywanie brunetki. Poprawił krawat i wyciągnął papierosa. Zaśmiał się z własnej głupoty, gdy zauważył nerwowe drżenie rąk. On się denerwuje i stresuje? On?! Na nie swoim ślubie? Czuje zdenerwowanie, mimo że jest tylko świadkiem? Czuje się bardziej zestresowany niż na swoim własnym ślubie?!
          - O ja, kurwa, pierdolę – szepnął, krztusząc się i upuszczając zapalonego papierosa.
          Wpatrywał się w brunetkę, która pojawiła się na szczycie schodów i nie mógł wykrztusić słowa. Nie docierało do niego, że Carol, Kate i Joe wybuchnę li śmiechem, widząc jego reakcję. Nie docierało do niego, że zrobił z siebie głupka, gapiąc się na pannę młodą jak na ósmy cud świata. Nie było przesadą stwierdzić, że miał przed sobą najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział. Nie było przesadą stwierdzić, że wyglądała jak anioł. Przesadą nawet nie było stwierdzenie, że w tej chwili kurewsko zazdrościł swojemu przyjacielowi. Bo taka była prawda. Oniemiały patrzył na pannę młodą i czuł złość na Duffa, że to właśnie on zwiąże się z taką kobietą; że to właśnie Duff będzie miał szczęście spędzić z tą kobietą najlepsze lata swojego życia; że to jemu ułożyło się tak wspaniale życie. W tej chwili nie mógł sobie wyobrazić bardziej idealnej partnerki. Wyglądała perfekcyjnie w każdym calu. Otrzeźwił go dopiero Joe Perry, który gwizdnął z podziwem i mruknął:
          - No to Duff nam chyba z wrażenia zawału dostanie – zaśmiał się i otoczył ramieniem zawstydzoną dziewczynę – wyglądasz prześlicznie… to zaszczyt zaprowadzić cię do ołtarza…
          - Zaszczyt dla mnie – cmoknęła go w policzek – dziękuję, że się zgodziłeś.
          - Byłbym skończonym idiotą, gdybym odmówił – podał jej ramię i szepnął tak, żeby tylko ona usłyszała – dolaliście czegoś Stradlinowi do herbatki, że jest taki otumaniony? Czy to twoja zasługa, hm?
          - Och… Joe! Możemy już jechać? Bo w końcu się spóźnimy…

54 komentarze:

  1. Wspaniale, jak zwykle. Uwielbiam twój sposób pisania, twój sposób opisywania Duffa, Marty i Izzy'ego. Może znajdź mu jakąś dziewczynę, żeby nie był taki smutny i znerwicowany. Żeby przestał zazdrościć Duffowi, bo przecież Izzy, jest tym, który najbardziej z nich wszystkich zasłużył na to by kochać i być kochanym.

    shiris

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty szybko lecisz z tymi rozdziałami! :D
    Mama McKagana chora? O nie... Uwielbiam tą kobietę! Biedna :C Chociaż, powinni powiedzieć Duffowi, że ona jest chora. Nie dziwię się, że się zdenerwował.
    Izzy... Co z tym Izzym? Znajdź mu jakąś fajną pannę! :D Może nie Kate... Ona była/jest groupie, no nie? :D
    Dobrze by było, jakbyś szybko dodała rozdział 40, bo muszę wiedzieć jak będzie wyglądał ślub i co Duff powie na wygląd Marty! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fuck... powinnam uprzedzić czyteników, że... 40. zacznie się d sceny już na weselu... hah
      no Kate... yyyyy.... na pewno groupie była.. a czy jest dalej? zajebiscie dobre pytanie :D (czemu może nie Kate? ahhaha)

      Usuń
  3. Super, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Że co? Już się skończyło?
    Widzę, ze lubisz nam zaostrzać apetyty:)

    Co do rozdziału: cudny jak zawsze :)I jak zawsze przez to do pracy niewyspana pójdę ^^ (cóż, nocą czyta się najlepiej). I dołączam się do innych: "stwórz" Stradlinowi dziewczynę:)Taki biedny tu jest:) Jak dla mnie może być i Kate.
    Chyba tyle na dziś:) nie jestem biegła w pisaniu komentarzy.
    Z niecierpliwością czekam na rozdział 40 (rozpieszczasz nas ostatnio, na co wcale nie narzekam).

    OdpowiedzUsuń
  5. O boże , o boże nie wierze!!! :D
    dodajesz rozdziały co pare tygodni a nie lat! Kurde kocham Cie! Wyjdź za mnie <3
    Piszesz tak... w taki sposób... no i właśnie twoje opowiadanie należy do takich co się nie nudzą, albo wleczą w nieskończoność... Błagam oby tak dalej..
    I kurwa ja się pytam, co ten Duff sobie wyobraża?! Tak tak Duffy, Marta Cię "męczyła" przez ten rok ;P
    Dobra pisz, żeby było szybciej, żebym sie jarała, i żebyś powiadamiała!
    Jakieś plany na sylwester? tak z ciekawości :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak mam Cię powiadamiać? :D gg? jakiś mail? czy co? bo nie ogarniam "nowych" ludzi :P
      nie... planów nie mam xd
      jakie lat? xd tylko 4miesiące! :D
      yyyyy o co chodzi z Duffem i tym co on sobie wyobraża?

      Usuń
    2. Oj ogarniasz wolno ;/
      WHatever, jak dla mnie to wieczność !! :D
      Hmm.. masz skype? fb?
      Spoko na blogu mnie powiadamiaj :D
      WIesz że kocham twoje opwiadanie <3

      Usuń
  6. o Boże, jak to cudownie że jesteś na blogspocie.
    Kurczę, ja Cię uwielbiam mimo że Cię nie znam, ale z wnioskuję twój charakter z twoich opowiadań. Mogę Ci szczerze powiedzieć, że twój blog zmienił moje życie, a ty jesteś moja mentorką w pisaniu i ideałem wyobraźni. O mamo..
    :)
    jeżeli możesz mnie powiadamiac to: na moim blogu, albo gg: 44491103

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeny. Ślub. Jak ja dobrze rozumiem Izzy'ego! Dziwne uczucie w Ciebie wstępuje, gdy widzisz dobrze znaną ci dziewczynę w sukni ślubnej. Każda panna młoda wygląda wyjątkowo, zjawiskowo i w ogóle.
    Grr, jestem zła na rodzinę Duffiacza, że pozostawili go w niewiedzy. Nie fair.
    Jak zawsze, rozdział mi się bardzo podoba, nie mogę wytknąć mu żadnych błędów, Izzy się wreszcie wyspowiadał ze swoich zmartwień... czego chcieć więcej? Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i dziękuję za poświęcenie mi sporo czasu na GG, bo wiem, że bywam męcząca.
    Pozdrawiam serdecznie i do napisania!

    OdpowiedzUsuń
  8. No dobra, to przeczytałam. Jakoś nie mogłam zabrać się za czytanie tego rozdziału. Ostatnio, to w ogole ciężko mi się za co kolwiek zabrać, ale dobra, przecież, to nie jest ważne. Ważne jest to, że ja tu teraz siedzę i ryczę. No totalnie, to mnie ten rozdział rozwalił. W ten sensie pozytywnym oczywiście. Zaczęłam juz ryczeć, jak na lotnisku Duff podszedł do matki id o niej "mamusiu.." to było takie.. jeny.. a potem "dobiłam" się, jak Izzy ryczał Marcie, że czuje się taki samotny. Tak mi się go szkoda wtedy zrobiło.. i dobra, no.. ryczę i tyle. I myslę, co mam napisać, bo w sumie, to nie wiem teraz. Ale wiesz, dla Ciebie postaram się skrobnąć coś większego, aby tam nie było, że pierdole bez sensu, komentarz długi, ale tak naprawdę, to nie ma w nim nic znaczęcego.

    Na początku, to napiszę, że nie czytałam wczęsniej z niego tylko parę scen, haha. I jednak Perry prowadzi Martę do ołtarza. Ah, mi tam Izzy bardziej pasuje, ale wiem.. on jest świadkiem.

    Dobra, to może sobie obgadam trochę ludzi. Nie wiem, kogo mam wziąć pierwszego. To może Stradlina? Moje życie ostatnio kręci się jakoś wokół Izzy'ego. Przeraża mnie to powoli. Jeszcze tylko brakuje, aby Izzy zaczął mi się śnić. Hmm, ale dobra, bo znów nie piszę o tym, co powinnam pisać. To tak.. Izzy czuje się samotny w tłumie? Takie mam wrażenie. Bo jest wokół niego dość spora grupka osób, niby wszyscy go kochają.. taaa, jakby to była terapia grupowa, to by mu mówili "Kochamy cie, Izzy" "Izzy, nie jesteś sam" "Jesteśmy z tobą Izzy" "Zawsze możesz na nas liczyć, Izzy" (tak było w tym kiepskim reality show, gdzie Adler był na odwyku i mu wszyscy tak mowili, haha) Ale tak naprawdę, to Stradlin nic z tego nie czuje i nic mu po tych wszystkich wyznaniach. Nie dziwię się. Bo tak.. jak powiedział, ma 30 lat, nie ma żony, nie ma dzieci, nie ma pracy, nie ma żadnego pomysłu na siebie. I co? Ma się pocieszać tylko tym, że ma Martę, Jeffa, Duffa i resztę? Jednak, to jest dość marne pocieszenie, kiedy mu przychodzi siedzieć samemu w pustym domu i patrzeć się tylko w butelkę wódki. Ale przeraziłam się, że on ma myśli samobójcze! Co prawda, to jak narazie jest troche za dużym tchórzem, aby coś zrobić ze swoim życiem (coś złego, coś nieodwracalnego) ale jak on już o tym myśli, jak on już mówi o tym Marcie... to już nie jest dobrze. Bo jednak zawsze mi się zdawało, że Izzy chce ja chronić przed złem, a wiesz, takie wyzania do takiej dziewczyny po przejściach, jak Marta, to jest już naprawdę poważna sprawa.
    I teraz też mnie naszła wizja Stradlina na weselu. To wcale nie jest miła wizja. Wiedzę go jak siedzi przy stole, marynarkę ma przewieszoną przez krzesło, krawat zdjęty, przed nim butelka wódki, papierosy... i tak tesknym wzrokiem patrzy się na to, jak marta tuli sie właśnie do Duffa w czasie tańca. O Boziu, to jest naprawdę smutna i przerażająca wizja. Ale też realna, bo jakoś nie wyobrażam sobie go innaczej na tym weselu. No chyba, że w ogole zawinie stragan i go nie będzie, co też jest calkiem możliwe.
    Jakby tam była Claudia, ale jej nie będzie, ale jakby była, to mam jeszcze wizję, jak ona się przysiada do Izzy'ego i zaczyna mu marudzić, bo teraz mam wrażenie, że oboje są tak bardzo zgorzchniali. Slasha im tam jeszcze do spółki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej no! płaczesz przeze mnie? ROSE! czemu cie wzruszylo "Mamusiu"? albo eee... "rozmowa" marty i Izzyego?
      taaaak Izzy... taki jest sens tego co mówił... otaczają go ludzie ale on czuje się samotny i pusty w środku i no nie ma za bardzo na to wpływu tak naprawde... co do myśli hm. samobojczych no to... Marta chciala szczerosci wiec uslyszala co Izzy czuje.. coz... nie martw sie kochanie wątek stradlina jakos rozwinę :D (z wielka przyjemnoscia oczywiscie :D)
      Stradlin na weselu! cholera... czyzbym musiała dopisać pare slow/zdan do rozdziału 40.?

      Usuń
    2. Co mnie tak to wzruszyło? Bo to jest takie piekne, jak taki dorosły, zuuntowany facet pochodzi do matki i tak do niej "mamusiu" z troską. Dlatego tak się wzruszyłam.

      Usuń
  9. No to teraz coś o Duffie. Zmartwił się matką.. i właśnie ta scena na lotnisku, kiedy tak do niej podbiegł tak zaczął mówic. W sumie, to jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, nie myslałam o tym, ale teraz właśnie zobaczyłam, jak Duff bardzo kocha matkę. I to naprawdę, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... i jak jest z nią związany i w ogole. Nie dziwię się mu, ze się wkurzył na to, że nikt nie chciał powiedzieć mu prawdy, bo to jednak nie jest takie fajne, kiedy żyjesz sobie w słodkiej nieświadomosci, ze coś niedobrego dzieje się z osobą, która kochasz, z rodzicem. Wymówka, że Duff ma swoją rodzinę, to raczej jest słaba wymówka. No ja nie wiem, bo tak głupio wyszło. Nie mówię o tym, ze powinni mu powiedzieć od razu, ale chociaż go jakoś przygotować na to, prawda? A nie, on niczego nieświadomy przyjechał, zobaczył co się dzieje, a potem jeszcze jego brat się czepia, że zachowuje się jak gówniarz. Ciekawa jestem, jakby się zachował Jon, jakby był na miejscu Duffa. Na pewno by tego gładko nie przyjął, prawda? No właśnie. To nie ma co się tu dziwić, ze McKagan właśnie tak reagował.
    I jak go Jon tak złapał... i tam było, że Marta zobaczyła w oczach Duffa desperacje, to aż mnie ciarki przeszły. Nawet nie chcę wiedzieć, co wtedy Duffowi mogło przyjść do głowy, co mu się takiego przypomniało i w ogole. Ale dobrze, że Marta ogrnęła temat i "uratowała" swojego luby, haha.
    Tak w ogole, jak czytałam te scenki w domu McKaganów, to miałam wrażenie, że to jest o mojej rodzinie. Mój Staruszek też ma duża rodzinkę, dużo rodzeństwa.. bo aż 6, i jest dość duża rożnica wieku między ostanimi dziecmi, a pierwszymi. Więc wychodzi potem na to, że ja np jestm tylko o 5 lat młodsza od swojego wujka. I też zawsze tak jest "TO JEST DLA CIEBIE WUJEK MATEUSZ, A NIE MATEUSZ" a ja mam zawszę tą samą wymowkę, co Alice, bo oni mi kazali tak do siebie mówic, haha.

    I co tu moge jeszcze napisać? Rozczulają mnie te chwile, kiedy Duff i Marta są sam na sam. To jest takie urocze, piekne, co między nimi jest. Własnie, takie prawdziwe, jak to powiedział Jon. Kiedy czytam te scenki, to mam wrażenie, że Duffa i Marte to może tylko śmierć rozdzielić (Nie daj boże, czyli Ty Duffowo, bo Ty tu jesteś bogiem, aby tak się stało) Chociaż.. pewnie, jakby Duff zrobił naprawdę jakiś skok w bok, to by mu Marta tego nie wybaczyła. A sama śmierć by i tak nie dała rady ich rozdzielić. Aczkolwiek jedno jest pewne - Duff naprawdę zmienił się przez ten czas i właśnie, stał się dorosłym, odpowiedzialnym facetem, a nie jakimś tam szczeniakiem, któremu tylko zabawa w głowie. Ale też tak sobie myslę, że ostatecznie pojawienie się Jeffa sprawiło, że Duff właśnie już tak gruntownie zmienił się na lepsze.

    No to chyba napisałam wszystko, co chciałam napisac.
    I nie zadawaj mi teraz jakiś głupich pytań, haha.
    I nie pytaj się, jakie to są głupie pytania.
    Wiesz, ze Cię kocham za tego bloga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha jedno z głupich pytań to... co Cię tak Izzy ostatnio opętał? :D
      Ty wiesz że ja Cię nienawidzę, za to co wymyśliłaś... ale i tak Cię kocham Rosie :P

      czem chwile Marta-Duff są rozczulające? nie rozumiem zupełnie no!
      no wiadomo co Duffowi się przypomnialo jak go Jon złapał żeby go USPOKOIĆ
      no rodzina... wiadomo że zawaliła i że mieli obowiazek mu powiedziec no ale jednye usprawiedliwienie to takie ze chcieli zeby duff jak najdluzej radowal sie nowa rodzina zanim zacznie sie zamartwiac stanem mamy (co jednoczesnie przycmi radosc z zalozenia wlasnej rodziny xd)

      Usuń
    2. Tak mnie opętał, że aż dziś mi się snił! Masakra, to przez Ciebie!

      Usuń
    3. Eeej, kobieto, i Ty narzekasz?! Ja jestem w niebie jak mi się śnią Gunsi xD

      Usuń
    4. Nie narzekam, ale co za dużo to nie zdrowo, nie? Nie ma już tym żadnej niespodzianki, ani tajemnicy, haha

      Usuń
    5. co za dużo to niezdrowo? oj Rose... chyba zawriowałaś! :D

      Usuń
    6. Nie zwariowałam, ale wiesz.. jak się ma obok spiace dziecko, a tu taki sny.. rozumiesz :D

      Usuń
    7. oj Adaś by zrozumiał! hahahaha

      Usuń
    8. No właśnie, śpiące! Jak śpi to chyba dobrze, hm? :D a Ty w tym czasie możesz śnić o Izzy'm na wszelkie sposoby.

      Usuń
    9. hahaha nie wiem o czym myśli Parlay... ale Rose... tak w nawiazaniu do naszej dzisiejszej rozmowy... ty wiesz co ja myślę :D

      Usuń
    10. O czym ja myślę... xd Hahah skomentuję to tak:
      ...............................

      Usuń
    11. Ta wymiana zdań zaczyna mnie przerażać!

      Usuń
    12. mnie przeraża wczorajsze snucie planów o przyszłości dust-n-bones ♥

      Usuń
    13. Dlaczego? Bardzo ciekawa wizja tego, co się ma dziać. Chociaż... niektóre momenty może naprawdę były przerażające.

      Usuń
    14. moemnty? te za które chciałaś mnie besztać gdybym je napisała? hahaha
      btw... zastanawiam się kiedy wprowadzić dla Ciebie specjalnie MAGICZNY sen :D

      Usuń
    15. Nie wiem o co chodzi, ale słowa "sen" i "magiczny" na tym blogu przyprawiają mnie o przyjemne niecierpliwe mrowienie kręgosłupa :3

      Usuń
    16. kręgosłupa? jesteś pewna? xd

      Usuń
    17. ........ Nie wiem co odpowiedzieć.........
      ...........
      ............... xd

      Usuń
    18. hahahahaha xd
      powinnam zapisać się na leczenie! Ale to wszytsko przez Rose!

      Usuń
    19. Jasne... bo jak coś się dzieje, to oczywiście Rose winna... Koniec świata też nie nastąpił przez Rose!

      Usuń
  10. Pamiętam, jak przypadkiem trafiłam na tego bloga.. Czytałam z zapartym tchem, nie mogąc doczekać się, co stanie się w następnym rozdziale. Gdy czytałam na początku, chciałam, żeby Marta związała się ze Slashem XD Przy niej się zmieniał, więc jakoś mi tak do siebie pasowali.. Przyznam się, że jak już Marta była z Duffem, czekałam na jakąś zdradę ze strony Marty, mimo, że to totalnie nie w jej stylu.. A co do tego rozdziału.. cóż mogę powiedzieć? Idealny. I już ślub!<3 Jeju, tak szybko wszystko zleciało..

    pozdrawiam.
    /caro

    OdpowiedzUsuń
  11. "nie doceniła jego stu osiemdziesięciu centymetrów" - DLACZEGO MAM GŁUPIE SKOJARZENIA?!!?!?!?!? XD XD
    A tak poważnie, czy, jak to mówią urolodzy: odkładamy jaja na bok, to nie bedzie przesada, jesli powiem, ze to jest jeden z najlepszych rozdziałów jakie się tutaj pojawiły, naprawdę <3 Tak podoba mi się końcówka, reakcja izzy'ego, no i JOEJOEJEOJEOJEOEJOEJEO <3 <3 <3 <3 Mój mąż ma epizodzik w Twoim opowiadaniu, och <3 <3 xd
    Jestem pojebana, wiem XD
    Ale naprawdę, jest idealnie <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku kocham cię! :D super się czyta i bardzo się cieszę, że wróciłaś i tak szybko dodajesz rozdziały. nie musisz mnie powiadamiać o nowościach, bo regularnie sprawdzam czy czegoś nie dodałaś. :) co do opowiadania to treść jest zajebista. uwielbiam sposób w jaki przedstawiasz Izzy'ego i innych. nie mogę się doczekać ślubu, no i jak już inni piszą: niech Izzy znajdzie sobie jakąś dziewczynę. :p cieszyłabym się jakby to była Lucy, bo jest taka podobna do Marty. Właśnie co z nią? Pracuje u Izzy'ego? Bo chyba nie wspominałaś, albo mam krótką pamięć. :D W każdym razie masz wielki talent i z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały. Prosiłaś o ocenę i żeby się ujawnili czytelnicy to proszę. :) to mój pierwszy komentarz na twoim blogu, ale wiedz, że przeczytałam wszystko i po tym co przeczytałam piszę: JESTEŚ WIELKA! :D takie podsumowanie tego wszystkiego. Mam nadzieję, że będziesz pisać dalej i serdecznie pozdrawiam. Szczęśliwego nowego roku!
    Twoja fanka Natalia :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie mogę sie doczekać już kontynuacji masz super pomysły i mam nadzieje ze jeszcze długo bedziesz kontynuowała pisanie opowiadania bo jesteś w tym najlepsza!!! Mam tylko nadzieje ze znajdziesz izzy'emu jakąś dziewczynę on tez chce być szczęśliwy:) uwielbiam czulego duffa i oby sie pogodził ze slashem ps slash tez ma kogoś sobie do pary znalesc hihi Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Cholera...Zajęło mi to jakieś 12 godzin...! Dobra nie ważne. Wcale się nie dziwie, że ludzie płaczą przez chorobę Pani McKagan - też mi się zrobiło smutno, więc Martuś to jest LUDZKA rzecz :P
    Nie wiem czemu, ale nie lubię Jona...działa mi na nerwy jakoś, niby jest miły, uprzejmy, pomocny, taki dobry starszy brat, ale coś mi w nim nie gra. Mam wrażenie, że nie będzie z nim tak kolorowo.
    Nie dają mi spokoju te sny, wiem że to będzie bardzo ważny wątek i pewnie wypłynie z tego kolejna tragedia. Jeffreyem jestem zauroczona i czekam aż podrośnie, bo podejrzewam, że będzie wszystkich rozstawiał po kątach(Serio odzywają się we mnie jakieś instynkty macierzyńskie. WEŹ TY WYMYŚL STRADLINOWI JAKĄŚ DUPĘ ZNAJDŹ, BO ON W JAKĄŚ DEPRESJE NAM POPADNIE! No i przede wszystkim ślub...czekałam na to 40 rozdziałów...Wiesz, że jak coś tam skomplikujesz to będę musiała wsiąść w pociąg i Cię zabić?
    Kocham sposób w jaki opisujesz czułość między Martą a Duffem...No i Whitesnake :D Here i go again on my own...
    Ale, żeby nie było tak kolorowo, było kilka literówek :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobra. Ja zapowiadałam, że mój komentarz będzie nieskładny i w ogóle bardziej emocjonalny niż z sensem, ale weź pod uwagę to, że bardzo dawno Cię nie czytałam, przez ostatni tydzień ciągle siedzę i coś swojego piszę, czytam Tolkiena i poszłam na hobbita dwa razy w ciągu trzech dni, więc jestem trochę niezdolna do standardowego myślenia, zwłaszcza, że zaraz sylwester, a jeszcze w tle mi grają zajebiste soundtracki, a ja muszę skomentować, bo będę ostatnią szmatą jeśli tego nie zrobię wreszcie :)
    Na wstępie, muszę Ci powiedzieć, że cholernie się stęskniłam za Tobą, bo myślę, że nie czytałam dużo dłużej niż Ty nie pisałaś. Za Twoim stylem, za fabułą. Z resztą przyznam, że uzupełniając te ostatnie rozdziały, miałam niezły ubaw kiedy myliły mi się imiona i musiałam odkopywać jakieś informacje z zamierzchłych czasów w swojej głowie hahhahaha W każdym bądź razie, czytało mi się bez większych problemów, trochę tylko literówek, no i rozpraszają mnie strasznie teksty piosenek, których nie znam, bo wtedy od razu je sprawdzam i ogarniam co to... Ale to akurat pozytyw chyba, tylko że mnie rozprasza :D
    Odnosząc się bezpośrednio do tego rozdziału, który właśnie komentuję, to ja też nie rozumiem kompletnie ludzi śpiących w samolotach. Przecież kurwa się nie da, chyba, że się zamknie w jakimś sześcianie z dźwiękoszczelnego szkła i... Ale to jest bardzo mało prawdopodobne, więc nie rozumiem tych mutasów, serio.
    Ściślej do fabuły (hahahahha w tym jestem mistrzem!)
    Mój odwieczny kompleks Izzy'ego w Twoim opowiadaniu. On jest tu zbyt podobny do mnie, jeśli chodzi o problemy, sposób myślenia itd. Ja się z nim cholernie utożsamiam, więc napiszę to po raz kolejny
    Wkurwia mnie to, że Marta i Duff są tacy w chuj szczęśliwi i ty tak pięknie to opisujesz jak oni to i to i tamto i tacy uroczy, och , ach, i zawsze po zajebistym seksie Marta idzie do tego biednego stłamszonego przez życie Izzy'ego, który nic nie ma poza problemami. A jak ktokolwiek na szczęście zasługuje to on.
    I ja wiem, że to się nie stanie, ale bądź co bądź to nawet bym się ucieszyła jakby Duffa przejechał pociąg, a Marta byłaby z Izzym. Ale chociaż znajdź mu jakąś pocieszycielkę, bo się tam przejdę i sama go pocieszę!
    No.
    I niepotrzebnie się martwiłaś, w kondycji dalej jesteś świetnej :)
    A co do informowania to chyba już się przekonałaś, że mnie lepiej na blogu :)
    /please-tomorrow

    OdpowiedzUsuń
  17. No dobra, a więc zrobiłam sobie przerwę od kochanej poezji i nauczyłam się solówki Dizzy'ego z Estranged :D Teraz już mogę obdarować Cię moim upośledzonym komentarzem, wybacz za to opóźnienie :* Jestem zUa. Idę po siekierę.

    Zacznę tak bardziej ogólnie. Hmmm co ja kocham w tym opowiadaniu... No właśnie... To dobre pytanie. Wszystko! *.* Nie wiem no, nie potrafię tego opisać słowami, ale... W tym rozdziale niby nie działo się tak dużo jak w poprzednim, bo wiadomo, jest takim jakby wprowadzeniem do następnego, jak sama napisałaś. Ale... Nosz kurwa, mimo to każda, najdrobniejsza sytuacja jest tak ciekawie opisana, a zarazem nie za długo, bo jak to czasem bywa - człowiek jest po prostu znudzony. U Ciebie jest i-de-al-nie. Opisów tyle co trzeba, nie ma zbędnych dialogów, sytuacji, wszystko tu ma swoje miejsce i jakiś sens. No... Chodzi mi o to, że każda scena coś wnosi, coś co jest kurewsko ciekawe i daje nam masę nowych informacji o bohaterach, takich, których jeszcze nie znaliśmy... I jest po prostu fantastyczne, no! (a tak na marginesie zauważyłam, że często używasz anafor, hehe, ja też, bardzo lubię anafory!) <- Boże, zjedzcie mój mózg, bo majaczę x__x
    Haha, to takie pierdolenie na początek, teraz postaram się sklecić już coś konkretnego xD

    Od początku. Hmm, Duff, Duff. Boi się, że Marta go wystawi. Boi się, że nie będzie im się układać i szczerze mówiąc nie za bardzo rozumiem te jego obawy... W sumie... Nie wydaje mi się, żeby istniała taka siła, która byłaby zdolna ich rozdzielić xd Tym bardziej, że jest jeszcze Jeff. No właśnie, Jeff! A ja chcę więcej scen z McKaganem małym i dużym! :c Jeeeeeeja, żesz na orzeszki, przepraszam za tą małą słabość, ale taki Duff z dzidzią to... *u* Zawsze tylko Jeff i Marta, Marta i Jeff... a ja chcę zobaczyć punka Duffa w skórzanych gaciach, który sobie nakręca karuzelkę z króliczkami! xDD No proszę Cię, czy to nie byłoby cudowne? Sama powiedz! :D

    To, że nie powiedzieli Duffowi o chorobie mamy to trochę dziwne... Zwłaszcza Matt... Chociaż, jak sama już napisałaś, nie chcieli go martwić itd, w sumie zrozumiałe... Ale jednak... Ja bym się wkurwiła. KAŻDY by się wkurwił. No cóż, więc w ich rodzinie może nie być już tak różowo... Czuję to ;_; Chociaż z drugiej strony jak tak opisywałaś tą sytuację w domu to tak czytam czytam i myślę 'Łojezu! oO'. Jaki młyn. Wchodzą, wychodzą, normalnie ruch jak na marszałkowskiej, oni tam mogą hotel otworzyć! I... sami sobie płacić...? Nie... Whatever xd Hah, ja mam małą rodzinę, więc sobie czegoś takiego nie wyobrażam, niestety. Ale tak sobie myślę, że to musi być zajebiście fajne dla takiej Marty, która nigdy nikogo nie miała, a tu nagle JEBS! I dostaje giga rodzinę w pakiecie z seksownym wytlenionym olbrzymem. Dobry deal, też tak chcę :c
    Haha, chociaż równie dobrze być na miejscu Alice... Twój wujek się nieźle umiejscowił i robi wesele pełne muzyków *____* Jaka przyjemna wizja, hyhy. xd Czuję, że tam może być spora rozpierducha, tylu świrów skumulowanych w jednym miejscu xD I napierdalająca zewsząd muzyka, o taaak. Ja chcę taki ślub. Ale dobra, dobra, nic nie mówię, czekam na kolejny rozdział!
    I dalej nid wiem o co chodzi z suką Claudią. Jakież to dziewczę ma motywy, żeby tak brata traktować?! Takiego kochanego brata? Z nią też mogę się zamienić :D A Joan... Ja pierdolę, trzymajcie mnie, gdzie jest Joan?! Wiesz... Wcześniej myślałam, że to chodzi o tą tajemną sprawę, jak się okazało o ojca, ale... Wyszło na to, że to dotyczy tylko Duffa i Matta, więc... Nie wiem, nie wiem, kompletnie nie mam pomysłu! Niech ona wraca albo niech Slash zarzuci sobie na ramię woreczek na kijku i pójdzie jej szukać... Bo ja mam złe przeczucia. A on ją przecież kocha, durny :c
    'Miniaturka Duffa' aaaaaaa *________* Ty chcesz, żebym ja zawału dostała?! Nie wyjeżdżaj z takimi słodkimi porównaniami no! *___* Powinni małego farbnąć, powiadam. Na blondoczarny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. anafory są zaaaaaajebiste!!!!!!!!
      każda scena coś wnosi? xd noo nie wiem hahaha ale n=o kurwa ten rozdział chujowy bo ta oficjalna druga część była ciekawsza ale sie zrobił z tego 40. xd
      nie istnieje siła ktora mogłaby ich rozdzielić? czyżbyś zapomniała o MNIE? :D
      karuzela z króliczkami... wtf i've just read?!
      hahahah młyn! nooo wiesz... jak się ma 7 rodzenstwa z czego większosc ma własne rodziny... hahaha maaasakra! gdzies czytalam ze duff ma około20paru bratankow/siostrzenic itp... czaisz?! xd
      tak... Alice... wujaszek rockman i kuzynka groupie czego chciec wiecej?
      Joan nie ma ni wspolnego z... tajemną sprawą xd matta i duffa :D
      zawału od miniaturki duffa? bardziej bym sie sklaniala ku "czy chcesz zebym zaśliniła monitor" :D

      Usuń
    2. Ach no kierwa tak myślałam, że niewiele pojmiesz z tego mojego bełkotu, mówiłam żebyś nie liczyła na wiele! :p
      No karuzeeela no! Dla dzidziów! Taka nad łóżeczkiem. :D
      Zapomniałam o Tobie! :o Może po prostu dlatego, że... Nie podejrzewam Cię o takie... okrucieństwo xD
      No z tą rodziną no łooooohoooohoo :O <-ej, Tobie też się ta buźka kojarzy? xD (musiałam, przepraszam, nie panuje nad tym co piszę ;_; )
      O ślinieniu nie wspominałam, bo to już na tym etapie chyba oczywiste, nie? -.- Mokry ekran :(

      Usuń
  18. Cornshucker, hahahaha. Chociaż ten fragment jest nieco... niepokojący to tak nawiasem mówiąc zawsze rozwalała mnie ta piosenka. Głęboka niczym rów mariański. I ten zajebiście fałszujący Duff na wstępie, hahahahhahahahaaha uwielbiam jak on fałszuje, no uwieelbiam.
    A wracając do fragmentu - NI CHUJA NIE MAM POJĘCIA o kim mówi. x__x Strasznie zagmatwane... Minęły jakieś dwa tygodnie...? I... Hm, nie zrozumiałam, co ta osoba niby robiła w nocy? Jaki cel osiągnęła? Budowała machinę zła? Hmm z jednej strony koleś się cieszy, że sobie popieprzy, a wcześniej, że w końcu pospał... Nie czaję, jakaś tępa jestem xD No i kto to do cholery? Slash? Nie... Steven? oO Też jakoś nie bardzo... Nie wiem, aczkolwiek intrygujące xd
    No, chyba nie muszę pisać, że scenka z McKaganami jak zawsze wspaniała ;> Oni się tak fajnie... przekomarzają przed pieprzeniem xD Ale to dopiero teraz, wcześniej Marta była taka bardziej... Wystraszona? Onieśmielona? No wiadomo, były różne momenty, ale mam wrażenie, że tak całkowicie się przełamała dopiero po urodzeniu Jeffa i owszem, jest napalona! Niech się nie zapiera! Siedział sobie taki Duff, zawsze bał się jak ona zareaguje, a teraz... Łup Jeff i nagle sama się do niego przykleja xd Wreszcie zmądrzała! A z tym parkiem... Hah, gdyby dała mu się wtedy przelecieć... to by było ciekawe :d
    Co do Stradlina... Kurde, tak mi go szkoda, bo... No, czasem się czuję zupełnie tak jak on. Niby wszędzie jest masa ludzi, ale wszyscy są zajeci sobą, wszyscy mają swoja robotę, jakieś wyznaczone (spełnione lub nie) cele w życiu, a ja siedzę i nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, co ze mną będzie w przyszłości i chuj mnie trafia... Tylko że ja jestem jeszcze młoda i to tylko takie gdybanie, bo może mi się cośtam ułoży, a on już ma trzydziechę na karku... No, niby nie tak dużo, ale jakby nie patrzeć większą część życia przepierdolił... Ale rozumiem go, rozumiem, że nie potrafi się otworzyć na ludzi, tym bardziej że ma już swój ideał dziewczyny, która, mimo że jest dla niego jak siostra zaprząta wszystkie jego myśli... No cóż... Ja myślę, że powinien go po prostu bardzo, bardzo zdrowo jebnąć jakiś amor i się 'wyleczy' z Marty :D Ale że w nim się do tej pory nikt nie zakochał to... Patologia! :( Przecież taki Izzy to człowiek-(prawie)ideał! Hm, no myślę, że w tej sytuacji to trochę jego wina, po prostu nie starał się po tej nieudanej sytuacji z Anniką (tak to się pisze?). Ale z tym samobójstwem to mnie zastrzeliłaś! :O No Jeffrey co ty pierdolisz D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak krecisz z tym Cornschuckerem ze nie ogarnelam o co w koncu ci chodzi i co wiesz a czego nie :P co podejrzewasz a co wykluczasz :D
      Jak to jak zawsze wspaniałe? hahaha przekomarzanie sie... nie moge sie powstrzymac nooo! Marta napalona? to jak nazwiesz duffa?
      nie przypadkowo piszę o stradlinie jako o... "samotnym w tumie znajomych"
      czy izzy sie nie stara? hmmm... no wiesz.. .ciezko sie starac jak ciagle porownujesz wszystko do pewnego wzoru... :D
      no co jeffrey pierdoli? no prawde pierdoli! :D

      Usuń
    2. Z tym ludziem to... Prosto mówiąc: ni chuja nie wiem kto to jest! O. I jasne xD
      Tak, Marta jest napalona a Duff... O kurwa! :o Kim w takim razie jest Duff?! Nie pomyślałam o tym, masz rację. Duff to... Seksoholik...? Eeee... Nie... Jakoś tak nie pasuje do niego... Nie wiem! Bo... seksoholik to taki bardziej Jagger, co poszedł na terapię, żeby się wyleczyć i wylądował w łózku z terapeutką...
      >.<
      Zabiłaś mnie tym pytaniem.

      Usuń
  19. Co się śniło Marcie? Czemu to dziewczę ciągle ma jakieś koszmary? Myślałam, że urodzenie Jeffreya było takim momentem, w którym się od tego odcięła... Ech, mimo wszystko, cokolwiek to było mam nadzieję że sie nie sprawdzi i wszyscy dożyją końca ślubu xd Swoją drogą ja miałam koszmary praktycznie codziennie przez... 5 lat? Masakra, to było straszne, coś od czego nie mozesz się uwolnić i jeszcze do tego zatruwa twoją biedną główkę jak się obudzisz... W każdym razie przeszło mi całkowicie, najgorszym koszmarem jest dla mnie kradziesz mojego jednorożca, całe szczęście.
    Haha podoba mi się ta wymiana zdań Kate-Stradlin xd I reakcja Izza na Martę w bieliźnie i w sukni... Hahahaha, a to że Duffowi stanie to nie ulega najmniejszej wątpliwości, oby tylko nie w kościele! :o Szkoda mi go, jak się tak będzie musiał przed księdzem pilnować... Jeszcze ten garnitur, to gówno. :( Hmm a Izzy w Motley Crue? Hah, wyobraziłam to sobie, wytapirowany, pomalowany Izzy w obcisłych, lateksowych majtach u boku Sixxa... Haha, nieee. No i fajnie, że Joe poprowadzi Martę do ołtarza. Wczoraj tak przerzucam kanały, nagle Canal+, leci jakiś film, patrzę, a tam Steven *.* A potem Joe, grali tam koncert czy coś w ten deseń xd zobaczyć Erosmyf przypadkowo zawsze spoko :d

    No, to chyba tyle o rozdziale, zapewne o czymś jeszcze zapomniałam znając mnie xD Generalnie jest tak, że teraz siedzę i się skręcam w oczekiwaniu na 40... Trochę szkoda, że pominęłaś ślub, bo już liczyłam na jakąś kompromitującą akcję z Duffem w roli głównej, on ma do tego talent... :D A co do wesela to pozostaje wiele niewiadomych... Co do tego kto się pojawi itd... Co ze Slashem, ze Stradlinem... W każdym razie nie mogę się doczekać, choleeeernie nie mogę się doczekać! :( No dawaj już ten 40! D: I poza tym cieszę się, że tak ostatnio lecisz z rodziałami, normalnie mam wyszczerz jak u Stevie'ego :D Haha, nie no, poważnie, kocham Cię.
    (i czekam jeszcze na wątek Lucy :3)

    Ave!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co sie ma sprawdzac? jakie dozycie konca slubu? wtf? co ty do mnie piszesz? xd
      wymiana zdan stradlin kate hahahahaha no coz... kolejna rzecz przed ktora nie moglam sie powstrzymac :D (teraz mam jeszcze lepsze skjarzenia zwlaszcza po komentarzu Satanje ♥♥♥♥)
      noooo... na slubie ma mu stac? sadze ze bylo by to calkiem mozliwe :P nie wiem...nie opisywalam ceremonii :D
      ehm... nie wiem co powiedziec na Izzyego w lateksowych obcislych majtach xd

      Usuń
    2. A cholera woe o czym ta dziewczyna śni, to już się na zapas stresuję no :c co do tego skojarzenia to... Że też ja na to nie wpadłam! xd hahahaha.
      Nooo pamiętam ślub Stradlina, gdy prawie mu stał jak Marta była tylko świadkiem.. To co dopiero teraz xd
      Wieeeem, wieeem, ja ciągle to słyszę: nie wiem co powiedzieć... Statystycznie najczęstsza reakcja ludzi na mą głupotę heh.

      Usuń
    3. xd czytając to "Nooo pamiętam ślub Stradlina, gdy prawie mu stał jak Marta była tylko świadkiem.. To co dopiero teraz" musiałam to ogarnąć 5 razy zanim dotarło do mnie że mówisz o Duffie xd ahahahahahahaha
      no jak mogłaś nie wpaść na budzące skojarzenia 180cm! (pomine ze było by to traumatyczne... co innego 18! :D)

      Usuń
    4. Z tym traumatycznym to... widzę, że chyba za bardzo się wgłębiasz w to zdanie, już snujesz jakieś wyobrażenia xd
      Faktycznie brzmi jakbym mówiła o Izzy'm, hahaha, no nie, ten to się chociaż potrafi hamować, więc wiesz ;p W przeciwieństwie do Blondwieszaka ;__;

      Usuń
  20. Hmmm.. Na miejscu Duff'a też bym się wściekła na całą rodzinę... jak mogli go tak oszukiwać i zatajać przed nim, że jego własna matka jest chora. :<
    Podoba mi się to,że miedzy Duffem i Martą się wszystko układa, ale czy długo ich związek wytrzyma bez spięć itd.?

    Jestem ciekawa co Izzy tak dokładnie czuje do Marty i czy ten ślub mu tak przypadkiem nie przeszkadza... ;]

    I tak w nawiasie... dzięki za wzmiankę, książka faktycznie jest bardzo dobra XDDD Dzięki <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Skoro tylko dzisiaj w radio przez cały dzień leci Top Wszech Czasów (Trójka <3) najwyższy czas nadrobić zaległości w czytaniu Twojego opowiadania! Oj, dzieje się, dzieje! Mam nadzieję, że opiszesz sukienkę Marty... Kate + Stradlin... to było genialne;)Jestem ich fanką!
    Tylko te koszmary Marty... Czuję, że nie będzie kolorowo za niedługo...

    OdpowiedzUsuń