Zacne 14 komentarzy
Hmmm… chyba najgorsze „moje dzieło”… pisałam je tuż przed i zaraz po egzaminie poprawkowym, więc… no cóż…
Ogólnie
to chciałam prosić o wybaczenie, że wjebuję te fragmenty piosenek, ale
ja po prostu patrząc na tekst słyszę muzykę i nie mogę się powstrzymać!
więc… czytajcie, komentujcie i polecajcie (tudzież odradzajcie) następnym…
***
- Marta, o
co ci, do kurwy nędzy, chodzi? – zawołał chłopak z farbowaną na blond czupryną.
Od dwóch
tygodni kompletnie go ignorowała i wręcz uciekała, gdy tylko do niej pochodził.
Co jest? Przecież było wszystko w porządku… Przecież nic kurwa nie zrobiłem!
Ja pierdolę… zachowuje się jakby kurwa była zajebiście obrażona, a ja, do
chuja, nie wiem, czemu!
- To, że nie
pamiętasz, bo byłeś za bardzo naćpany, to już nie moja wina – krzyknęła mu w
twarz i zamknęła się w swoim pokoju.
Po raz
kolejny zbyła go tym samym tekstem, jednak tym razem chłopak tak szybko nie
zamierzał się poddać. Był pierwszy tydzień września, a ona nie raczyła z nim
porozmawiać od czasu tego nieszczęśliwego wypadku w Donnington, gdy zginęło
dwóch nastolatków. A może jej faktycznie chodzi tylko o to ćpanie? Od
czasu koncertu w Anglii, chłopak powrócił do swojego starego sposobu dawkowania
działek, można nawet powiedzieć, że brał teraz więcej niż kiedykolwiek
wcześniej.
- Wpuść mnie
i wytłumacz w końcu, w czym masz ten jebany problem! – zapukał głośno w jej
drzwi i szarpnął z nadzieją za klamkę.
- Ja
pierdole… co wy kurwa wyczyniacie? Musicie mi się wydzierać, kurwa, pod
pokojem? – zniecierpliwiony Slash wyszedł ze swojej sypialni i spojrzał kpiąco
na McKagana.
Kurwa nie
wiem, o co im poszło, ale dzięki ci kurwa, Stwórco, że to nie na mnie jest tak
wkurwiona! Żaden z piątki chłopaków nie wiedział, o co tak
naprawdę chodziło Marcie. Hudson, podobnie jak Duff, myślał, że poszło o dragi,
ale musiałaby się wpieniać na prawie każdego z nas… przecież ze mną
normalnie rozmawia i jest jak zawsze, z Izzym… no wiadomo. Coraz częściej
śmieje się i żartuje ze Stevenem, który nagle odzyskał cały swój popierdolony
humor… Więc co, kurwa ten ciul Duff zrobił? Podszedł do drzwi i łupnął w
nie kilka razy pięścią, wołając:
- Marta…
otwórz mi te pierdolone drzwi… przecież ODE MNIE nic nie chcesz – zaśmiał się
pod nosem i po chwili dziewczyna odblokowała zamek.
- Co, Slash?
– nie zaszczyciła McKagana nawet jednym krótkim spojrzeniem.
- Wiesz, że
cię uwielbiam… - uśmiechnął się do niej słodko i odgarnął z oczu swoje loki –
zrobisz coś dla mnie?
Brunetka nie
pomyślała ani przez chwilę, że Saul ją wrabia, toteż pokiwała niecierpliwie
głową i powiedziała, że nie ma problemu.
- Ok… więc
weź tego dupka na chwilę do siebie i wytłumacz mu, o co się tak wkurwiasz jakbyś
miała jebany okres, bo ja już nie wyrabiam… - szarpnął Duffa za koszulkę i
prawie siłą wprowadził go do pokoju Marty, która z nerwami patrzyła na
gitarzystę.
- Ja cię
kiedyś zabiję! Przysięgam…
- Tak,
Dziecino, wiem… też cię kurewsko ubóstwiam, wiesz? – zaśmiał się i przelotnie
cmoknął ją w policzek.
McKagan
usiadł na jej łóżku i z nadzieją spojrzał na jej rozsierdzone oblicze.
Westchnęła ciężko i usiadła na fotelu naprzeciwko. Pierdolę, ten palant jest
już na haju! Jest dopiero dziesiąta, a ten dupek wpakował w siebie co najmniej
dwie dobre działki! Ledwo nad sobą panowała, żeby nie wybuchnąć. Tyle czasu
pracował nad ograniczeniem tego świństwa i jeden pieprzony dzień zniweczył całe
wysiłki i łamał jej serce… nie tylko jej zresztą; jak Joan usłyszała, że Duff
znów się pogrąża w tym gównie, załamała się i nawet nie chciała rozmawiać z nim
przez telefon, bo każdorazowo wybuchała płaczem.
- Pamiętasz
może ten nieszczęsny koncert w Donnington? A raczej to jak siedziałeś już w
hotelu?
- Co masz na
myśli? – zapytał ostrożnie i dodał – W barze powiedzieli nam, co się stało na
koncercie i poszedłem do siebie, bo chciałem być sam… co w tym dziwnego?
Co do
cholery? Nie pamięta nawet, że u niego byłam czy tak genialnie udaje? Rzuciłam mu
uważne spojrzenie i zauważyłam, że chłopak próbuje sobie coś usilnie
przypomnieć.
- Byłaś
wtedy ze mną, prawda? Mówiłaś, że to nie moja wina…
- Mhm… -
mruknęła – Nic więcej nie kojarzysz?
Pytanie
trochę zaniepokoiło chłopaka i wstał, podchodząc do okna. Co mam pamiętać?
Kurwa… czemu czuję się jakbym zrobił coś, czego nie powinienem?!
- Ja
pierdole… Byłeś naćpany i najebany do granic możliwości… czemu ja się dziwie,
że niczego sobie nie przypominasz? – warknęła bardziej do siebie niż do niego –
Pocałowałeś mnie…
- Co kurwa
zrobiłem? – wykrzyknął, gwałtownie się do niej odwracając.
- Całowałeś!
Takie trudne słowo? – powiedziała z ironią i dodała – to, że miałeś mojej
zgody, chyba się domyślasz?
O kurwa…
całowałem ją i nic nie pamiętam?! Jak do kurwy nędzy, mogę TEGO nie pamiętać?
Przecież… Duff stał jak sparaliżowany i zaczął intensywnie
myśleć o tym, co właśnie usłyszał.
- Ale… ale
tylko to, prawda? – zapytał z przestrachem i przełknął głośno ślinę.
- Sądzisz,
że gdybyś mnie tknął to jeszcze bym tu była? – zadała pytanie retoryczne i wybuchła
śmiechem – Naprawdę sądzisz, że teraz byś tutaj stał jak gdyby nigdy nic?
Przecież ON by cię zabił! – powiedziała rozbawiona, mając na myśli Stradlina.
McKagan
musiał przyznać jej rację – gdyby Izzy dowiedział się, że basista ją
wykorzystał z miejsca zatłukłby go gołymi rękami. W sumie to byłby skłonny
zabić każdego, kto tylko bez pozwolenia Marty, dostawiałby się do niej. Kurwa,
co ja zrobiłem? Co ja najlepszego zrobiłem? Przecież… przecież gdyby ona była
pijana…gdyby nie ogarniała do końca, co się dzieje… gdybym bardziej… gdybym
nalegał… o kurwa!
-
Przepraszam… ja… ja nie…nie wiem, jak m-mogłem…jak… - zaczął się jąkać – Marta,
ja bym n-nigdy… nie bez pozwo…
- No jak
widać, jednak „byś” bez pozwolenia! – przerwała mu ostro.
- Ja nie
byłem sobą! Ja… to przez dragi! Przegiąłem wtedy… ja…
Dziewczyna
popatrzyła na niego z politowaniem i pozwoliła sobie na toczenie tej
idiotycznej gry.
- Tak masz
rację… nie byłeś sobą, przecież byłeś na haju, nie? – Duff gorliwie
pokiwał głową, nie wiedząc, do czego ona zmierza – Więc posłuchaj mnie teraz
uważnie… Nie wiem, jaki jest prawdziwy Duff McKagan, bo on jest wiecznie na
haju! Bo wiecznie pakuje w siebie to gówno! Wiesz, kiedy byłeś normalniejszy i
bardziej realny niż teraz?! Jak miałeś pieprzone dziesięć lat i nie wiedziałeś,
co to jest heroina! Nie wiem, jak mogłam ufać facetowi, który w najmniejszym
stopniu nie jest sobą! Który ukrywa swoje prawdziwe „Ja”, pod toną koki i
innych świństw! Już wolałam patrzeć na te twoje drżenie rąk na głodzie niż
przebywać z tobą, gdy jesteś naćpany! Skąd mam wiedzieć, czy przy następnej
okazji, gdy będziesz schlany i nie będziesz kontaktować, nie będziesz chciał
czegoś więcej ode mnie?! Skąd mam wiedzieć czy za chwilę nie będziesz chciał
się zabawić moim kosztem?!
Miała w
dupie to, że prócz nich w domu był jeszcze Slash i chyba Steven. Miała gdzieś
to, że któryś może usłyszeć jej krzyk. Po prostu chciała wydusić z siebie całe
te negatywne emocje, cały ból, jaki sprawiał jej ten chłopak. Ostatnim razem,
gdy wyrzucała mu, że rani ją i Joan, wiedziała, że przesadziła i żałowała tego.
Teraz z premedytacją szukała słów, które ukłują McKagana, które sprawią, że
poczuje się jak skurwysyn, którym zresztą był, które sprawią, że będzie miał
wyrzuty sumienia. O ile ma coś takiego jak sumienie!
- M-marta… -
chłopak ukrył twarz w dłoniach, a dziewczyna poczuła dziwną satysfakcję –
błagam cię… ja tego nie chciałem! – Tylko, czego nie chciałem?! - Ja…
nie wiem, dlaczego wtedy tak się naćpałem… nie wiem! Chciałem zapomnieć o tych
dzieciakach, chciałem nie czuć bólu… Kurwa… Przepraszam! – ostatnie słowo
wykrzyczał, zrywając się z miejsca.
Podszedł do
niej szybkim krokiem i przyklęknął przy niej, żeby mieć głowę na podobnym
poziomie co ona. Chwycił ją za dłonie i ponownie wydukał przeprosiny, tym razem
szepcząc. Marta siedziała nieruchomo i zastanawiała się, co zrobić. Już raz
udało ci się wymusić na nim zmianę… czemu tym razem nie spróbować ostrzej?
Czemu by nie wykorzystać jego hmmm… skruchy?
- Duff, nie
wybaczę komuś, kto ciągle będzie taki sam. Kto ciągle będzie robił dokładnie to
samo… coraz częściej i częściej… - poparzył na nią pytająco – Przyjmę te
przeprosiny, jeśli… jeśli postarasz się zmienić, tak jak ostatnim razem…
Przełknął
głośno ślinę i pokiwał głową na znak, że się zgadza. Podniósł się z klęczek,
widząc, że Marta chce wstać i popatrzył na nią z wdzięcznością.
- Auć!
Kurwa, za co? – złapał się za policzek, w który Marta z całej siły go uderzyła.
- Ostatnim
razem jak ci przywaliłam, pewnie nawet nie poczułeś… no i nie pamiętasz –
powiedziała bez cienia jakichkolwiek emocji i wykorzystując jego chwilowe
zaskoczenie i odrętwienie, zamachnęła się i oberwał w drugą stronę – a to, za
ćpanie… - i wyszła z pokoju, zostawiając skołowanego chłopaka z zaczerwienioną
od jej rąk twarzą.
Zeszła do
kuchni, w której zastała Stevena, Izzy’ego, który dziwnie się jej przyglądał i
Slasha, który właśnie wyrzucał przez otwarte okno peta. Jak tylko zobaczył
dziewczynę, wyszczerzył zęby i wyskoczył szybko przez okno. Tak… dobrze, że
uciekasz… władowałeś mnie w jakąś jebaną rozmowę z naćpanym McKaganem… nie
daruję ci tego, Hudson! Pomyślała i spojrzała na Izzy’ego.
- O co
poszło tym razem? – zapytał Stradlin.
- Ze
Slashem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie i widząc, jak chłopak przecząco
kiwa głową i wskazuje podbródkiem na sufit, powiedziała – tym razem prawie się
pogodziliśmy…
- Prawie?
Poirytowane
spojrzenie Marty, wywołało u Izzy’ego niekontrolowany napad śmiechu – tak
strasznie lubił jak marszczyła czoło, podnosiła brwi i starała się przybrać
groźną minę. W sumie czego on tak naprawdę w niej nie lubił? Chyba jej
zszarganej psychiki, koszmarów nocnych i całej jej przeszłości, zanim do nich
nie trafiła, czyli wszystkiego, na co nie miała sama wpływu.
- Kazałam mu
ograniczyć dragi, jeśli chce ze mną rozmawiać…
Jakie to
szczęście, że mnie nie stawia takiego ultimatum… chyba był kurwa oszalał bez
możliwości gadania z nią! Biedny, kurwa, McKagan! Odetchnął w
duchu i szybko powiedział jej to, co o tym myślał.
- Słuchaj,
Stradlin… jeśli bardzo chcesz, to mogę przestać całkowicie z tobą gadać, póki
nie wyleczysz się ze WSZYSTKICH nałogów! – rzuciła mu spojrzenie, które z
założenia miało być groźne, ale wyszło jak wyszło.
- Och, nie
irytuj się, moja mała panienko Isbell… - wiedział, że nie lubiła, jak tak do
niej mówił, ale w obecnej chwili po prostu nie mógł się powstrzymać.
- Idiota… -
podeszła do niego, usiadła mu na kolanach i cmoknęła w czoło – tak przy okazji…
też mógłbyś się wziąć za siebie i przestać tyle brać… - szepnęła tak, by tylko
on to usłyszał.
Popatrzył na
nią ze smutkiem i już chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu nagłe wejście
Axla do kuchni. Rzucił im krótkie cześć i zapalając papierosa, zapytał, czy
Erin jeszcze się nie pojawiła.
- Kurwa…
mówiła ostatnio, że będzie o jedenastej i ma już kurwa godzinę spóźnienia!
- Rose! –
usłyszeli przerażony głos Slasha z ogródka. – Rose, do chuja… wyjdź na zewnątrz
– w jednej chwili pojawił się przy oknie i zachowywał się co najmniej dziwnie –
Tam… Everly… no… - urwał, gdy Axl wybiegł z domu.
Hudson
wdrapał się na parapet i po chwili wyciągnął butelkę Danielsa z szafki.
Powiedział tylko, że dziewczyna ich wokalisty szła do nich cała zapłakana i że
gdy do niej podszedł, nie chciała nawet wejść do nich, ciągle powtarzając, żeby
zawołał jej faceta. Kurwa… ona po raz pierwszy chyba płakała… nawet jak Axl
jej kilka razy przypierdolił to dzielnie nie okazywała uczuć… co się musiało
stać, że beczała jak bóbr?!
- Axl? –
zawołał kudłaty gitarzysta, gdy usłyszał trzask drzwi zewnętrznych.
- Dajcie
nam, kurwa, święty spokój! – odkrzyknął drżącym głosem, przy akompaniamencie
szlochu swojej ukochanej – Powiedzcie Tylerowi, że nie pojawimy się na tych
jebanych koncertach, które pozostały do końca!
- Co, kurwa?
– wyszeptał Adler, patrząc na wszystkich po kolei.
Marta
poderwała się z kolan Izzy’ego i szybko złapała Slasha, który wpadł w szał i
chciał zrobić awanturę swojemu przyjacielowi. Powiedziała tylko, by się
uspokoił i dał mi trochę czasu.
- Coś
musiało się stać… Hudson, do cholery, postaraj się go zrozumieć! Przecież bez
powodu, by się tak nie zachowywał…
- Jasne… -
warknął – Chuj odwołuje trasę i jeszcze każe nam ich powiadamiać! – dopił do
końca whisky i rzucił do Izzy’ego – Stary… idziemy do Perry’ego, im szybciej
się dowiedzą tym lepiej… najwyżej Rudy, będzie wszystko odszczekiwać!
Bez słowa
wyszedł z kuchni, a Stradlin wzruszając ramionami udał się za nim. Steven
spojrzał na dziewczynę tak, jakby chciał usłyszeć od niej, że to tylko głupi
żart. Jednak Marta milczała, siadając z powrotem przy stole. Wciągnęła z
rąk perkusisty wino i upiła kilka łyków. Może powinnam do nich zajrzeć? Ale,
co im powiem? „Cześć, powiecie mi co się stało, że odwołujesz trasę?” Cholera…
może faktycznie poczekam, aż Erin się uspokoi i Axlowi opadną nerwy?
- Ej Adler,
rusz dupę… mamy parę spraw do załatwienia – nieświadomy niczego Duff wkroczył
do kuchni i wyciągnął z niej swojego przyjaciela, zostawiając brunetkę samą.
Zaczęła
przygotowywać jakiś szybki obiad, który chłopcy mogliby zjeść tez na zimno i
jak tylko skończyła, zaparzyła herbatę w dwóch kubkach. Położyła to na tacy i
wyciągnęła dwa talerze, na których ułożyła w sumie kilkanaście naleśników.
Podeszła ostrożnie do sypialni Axla i cicho zapukała. Była prawie pewna, że
chłopak ją ochrzani i nawet nie pofatyguje się by otworzyć drzwi. Jednak rudowłosy
po kilku chwilach wydobył z siebie ciche „wejdź”. Nieporadnie nacisnęła klamkę
i przestąpiła przez próg. Axl siedział z głową odwróconą w kierunku okna, a na
jego kolanach leżała Erin, która zmęczona płaczem usnęła. Rose bezwiednie
gładził ją po głowie i ramionach, jednak robił to jak maszyna, tylko po to by
zająć czymś ręce.
-
Przyniosłam wam coś do jedzenia… - powiedziała cicho i położyła tacę na stoliku
– Axl… co się stało? – usiadła koło niego i zauważyła na jego policzku
zaschnięte łzy.
- C-chyba
już wiem jak… jak się czułaś… - odwrócił zamglony wzrok od okna i spojrzał na
nią – chyba wiem, co przeżywałaś, jak… jak straciłaś d-dziecko… - powiedział
zachrypniętym głosem i zaprzestał gładzenia włosów Everly.
O Boże! Ona
też poroniła?! Spojrzała na twarz dziewczyny, pełną cierpienia;
takiego samego cierpienia, jakie pojawiało się u Marty za każdym razem, gdy
tylko pomyślała o swojej ciąży. Boże… to jest tak niesprawiedliwe! Przecież
on tak cieszył się na to dziecko…
- T-tak mi
przykro… - wyszeptała przez łzy – ja…
- Wiem… -
przerwał jej i po kilkunastu minutach dodał – Co ja takiego zrobiłem, że mam
takiego chujowego pecha? Albo… albo Erin… spotkała ją kara, bo chciała je
usunąć? I chuj z tym! Przecież w końcu je zaakceptowała i pokochałaby, gdyby
się urodziło!
- Axl… ja…
nie wiem, co powiedzieć… strasznie wam współczuję… i… gdybym tylko mogła coś…
- Dzięki… -
znów jej przerwał – Nie obraź się, ale… mogłabyś nas teraz zostawić?
- Ja…
oczywiście… a chłopcy? Powiesz im? Slash strasznie się wkurzył…
-Jak chcesz
to, sama im powiesz… obojętne… byleby mi tu nie przyłazili…
Jego
zrezygnowały i pełen bólu ton, sprawił, że dziewczyna nie mogła się powstrzymać
i po prostu podeszła do niego i kładąc mu pocieszająco dłoń na ramię,
pocałowała go w czoło. Sama była zdziwiona swoim zachowaniem – po raz pierwszy
zdecydowała się na jakikolwiek gest sympatii czy jak w tym przypadku
współczucia wobec Axla, który, mimo że z każdym dniem był coraz milszy, ciągle
ją przerażał. Jak wychodziła podziękował jej jeszcze za herbatę i naleśniki i
ponownie wbił wzrok w okno i w ogród. Poszła do góry po swój szkicownik i
ołówki i usadowiła się na schodach przed domem. Od jakiegoś czasu zaczęła
szkicować portrety członków Guns n’Roses i jako, że do Axla jeszcze nie doszła,
zajęła się właśnie nim. Rysowała jak zawsze szybko i z uczuciem, jednak teraz
nie była w stanie się skupić i nie umiała powstrzymać łez.
- Kurwa! –
zawołała z nerwami i zgniotła kartkę, na której kończyła cieniować chłopaka
trzymającego malutkie dziecko.
W jej
mniemaniu zepsuła ten rysunek, no i kilka łez spadło na papier, więc już
kompletnie nie dało się go uratować. Cisnęła tym szkicem na oślep przed siebie
i ukryła twarz w dłoniach. Trwała w bezruchu przez kilka minut, gdy usłyszała,
że ktoś otwiera bramę.
- Nie wiem,
czy będzie chciał z tobą gadać, Joe! – zawołał kudłaty chłopak, który szedł w
towarzystwie swojego przyjaciela z zespołu i z gitarzystą Aerosmith – Ale moż…
Marta?! – zauważył skuloną dziewczynę na schodach i razem z Izzym szybko do
niej podeszli, zostawiając Perry’ego z tyłu.
- Zostawcie
go w spokoju, proszę… - powiedziała tylko i spojrzała z nadzieją na Slasha.
- Powiedział
ci, co odpierdala? – fuknął tylko i zniecierpliwiony chciał wejść i zrobić mu
awanturę, której nie zdążył zrobić rano.
- Slash,
kurwa, uspokój się! – powiedzieli jednocześnie Izzy i Marta, która jeszcze
dodała – Stracili dziecko… rozumiesz? Wiesz jak on się teraz czuje?! Jak czuje
się Erin?- i poderwała się ze schodów, wchodząc szybko do środka.
- O chuj… -
szepnął Joe i spojrzał zaskoczony na Hudsona, który stał jak sparaliżowany –
Ja… w takim razie sam was wytłumaczę przed Tylerem…
Zaproponowali
mu, skoro jechał taki kawał drogi, żeby wszedł i się z nimi napił i po kilku
próbach w końcu zaciągnęli go do kuchni. Na stole leżały naleśniki, które kilka
godzin wcześniej zrobiła Marta i które zaczęły w szybkim tempie znikać z
talerza. Siedzieli w prawie kompletnej ciszy, co chwila popijając whisky i
odpalając kolejne papierosy. Izzy po jakimś czasie przeprosił ich i udał się na
piętro. Nacisnął klamkę do pokoju Marty i nie pytając, czy może, wszedł do
pomieszczenia. Podszedł do siedzącej na łóżku dziewczyny i bez słowa objął ją.
- Izzy… to
jest tak niesprawiedliwe – wyszeptała mu do ucha – tak strasznie
niesprawiedliwe… - jej głos tylko z pozoru był opanowany – On tak się cieszył…
tak kurewsko się cieszył… i Erin… przecież też je chciała…
- Wiem…
wiem, Kochanie… ale nikt nie miał na to wpływu… tak samo jak… jak z tobą… -
poczuł jak jej dłonie nerwowo zaciskają się na jego koszuli i jak bierze kilka
głębokich oddechów, by się uspokoić – chodź do nas na dół… przecież nie
będziesz tu sama siedzieć… - odsunął się lekko i spojrzał na nią.
- Ja… -
zaczęła i chciała szybko znaleźć jakąś wymówkę.
- No chodź…
nie będziesz mi tu płakać w samotności… - i pociągnął ją za rękę, wyprowadzając
z sypialni.
Udali się do
salonu, w którym aktualnie siedział Joe Perry, Slash i Duff, który zgubił
gdzieś Adlera. McKagan został już wtajemniczony w zaistniałą sytuację i
siedział ze spuszczoną głową, co chwila upijając spore łyki wódki. Hudson
rozmawiał z ich gościem, jednak ta konwersacja w ogóle się nie kleiła. Po
kilkudziesięciu minutach kudłaty gitarzysta poszedł do siebie po akustyka i
zaczął grać najbardziej smętne piosenki, jakie przyszły mu na myśl. Po chwili dołączył
się do niego Izzy i zaczęli grać You See Me Cryin’. Marta nie wiedziała,
co ze sobą zrobić, więc zaczęła śpiewać:
You See Me Crying
Don't let it get you down
You See Me Crying
I'm back to the lost and found
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
You See Me Crying
Say you're a ladies man
You See Me Crying
So hard to understand
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
You See Me Crying
Please say you'll stick around
And I got to be your lover, honey
Let me take ya to town
And I'll show you everything around
And I'll never ever let you down
'Cause my love is like a merry-go-round
Don't let it get you down
You See Me Crying
I'm back to the lost and found
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
You See Me Crying
Say you're a ladies man
You See Me Crying
So hard to understand
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
Honey, what you done to your head
Honey, what's the words that I said
You See Me Crying
Please say you'll stick around
And I got to be your lover, honey
Let me take ya to town
And I'll show you everything around
And I'll never ever let you down
'Cause my love is like a merry-go-round
Kiedy
skończyli grać i śpiewać w salonie pojawił się blady jak ściana Axl, który
omiótł pomieszczenie wzrokiem i jak gdyby nigdy nic usiadł w fotelu.
- Stary… ja…
- zaczął Slash.
- Wiem… jest
wam w chuj przykro… ale nie chcę tego słuchać, ok? – spojrzał na Martę i dodał
– Erin znów zasnęła i… chcę, żeby z nami jakiś czas mieszkała…
- Jasne… nie
powinna być sama – powiedział szybko Izzy i spróbował uśmiechnąć się
pocieszająco do swojego przyjaciela.
Perry
patrzył na wokalistę Guns n’Roses i nie bardzo wiedział, co mu powiedzieć.
Lubił go i w sumie współczuł mu, że tak się to wszystko skończyło. Widział, jak
się cieszył, przez te dwa tygodnie odkąd się dowiedział, a teraz takie
nieszczęście. Gitarzysta sam miał małego syna i nie wyobrażał sobie, że mógłby
go stracić tak po prostu z dnia na dzień. Będzie musiał poważnie pogadać ze
Stevenem, który nieźle się wkurzył, jak dowiedział się, że chłopcy rezygnują z
końcówki trasy i kazał mu coś z tym zrobić, bo inaczej wyciągnie z tego konsekwencje.
Ale w tej sytuacji, chyba zmięknie… w końcu nie co dzień ktoś dowiaduje się,
że stracił dziecko.. fakt, że nienarodzone, ale kocha się tak samo!
- Rose…
wytłumaczę wszystko Tylerowi i nie przejmuj się tymi koncertami… - Joe wstał,
pożegnał się z zespołem i skinął Marcie głową.
Zapadła
grobowa cisza, której nikt nie ośmielał się przerwać. Rose patrzył się tępo w
swój fortepian, Slash i Izzy nie wiedzieli czy mają dalej grać, zostawić Axla
samego, czy zacząć rozmowę. A Duff patrzył się na Martę, która na wszystkie
możliwe sposoby chciała uniknąć jego wzroku. No czemu się tak patrzysz?
Kurwa, Duff! Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi! Chcesz coś powiedzieć? Czy,
kurna, co chcesz? Rzuciła mu pytające spojrzenie i uniosła brwi. Jednak on
tylko kiwnął głową i spojrzał wymownie na swoich przyjaciół z zespołu. Wstał i
udał się w kierunku schodów na piętro, nie mówiąc ani słowa. Pierdoli mu się
w mózgu od tych dragów… pomyślała i pokręciła niecierpliwie głową.
- Mam
prośbę… nie pierdolcie przy Erin o tej ciąży i nie mówcie jak nam kurewsko
współczujecie, dobra? Nie chcę, żeby cały czas płakała…
Izzy i Slash
tylko kiwnęli głowami i wciąż milczeli. Stradlin nawet, gdyby wiedział, co ma
powiedzieć, nie wiedział czy w ogóle byłby w stanie. Znał Axla od małego i po
raz pierwszy widział go w takim stanie i po raz pierwszy, zobaczył w nim kogoś
innego niż artystę-wariata, który nie panuje nad swoją furią. Po raz pierwszy
zobaczył człowieka, który cierpi tak samo jak inni!
- Pójdę do
siebie… - powiedziała po kilkunastu minutach Marta i powlekła się do swojej
sypialni.
Włączyła
sobie płytę, którą wczoraj pożyczyła od Slasha i zatopiła się w dźwiękach Cry
Me A River z płyty Rock In A Hard Place Aerosmith. Przysunęła
sobie fotel do ściany i wchodząc na niego wydobyła tubę na rysunki, która
leżała na szafie. Wyciągnęła z niej kartkę formatu B1 i rozłożyła ją na
podłodze. Przyklęknęła i zaczęła szkicować dwie postacie, które ostatnim razem
jej się nie udały. Kiedy miała kontury gotowe, usłyszała pukanie do drzwi. Ktoś
tu, kurwa puka? Co za nowość! Chłopcy prawie nigdy nie pukali, mimo, że
Marta wielokrotnie ich o to prosiła. No tak… po co się kłopotać, skoro i tak
zawsze wlezą, kiedy im się podoba… W uchylonych drzwiach zobaczyła
McKagana, który dzierżył w dłoni butelkę wódki i paczkę papierosów, czyli stałe
atrybuty członków Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata.
- Mogę? Nie
przeszkadzam?
- Przecież i
tak już przeszkodziłeś… - powiedziała niezbyt miło, ale szybko się
zreflektowała – no przepraszam…wchodź – uśmiechnęła się i wstała z klęczek i
zaczęła zwijać szkic, próbując położyć do na szafę.
- Pomogę ci!
– zaoferował się chłopak, gdy widział, że dziewczyna nie sięgnie aż tak wysoko
i że chce wejść na fotel.
Bez
problemów umieścił rysunek na swoim miejscu i zapytał ją czy się z nim napije.
Kiwnęła tylko potakująco i uważnie mu się przyjrzała. Wyczuwała, że chyba chce
jej coś powiedzieć, bo strasznie dziwnie się zachowywał.
- O co
chodzi? – zapytała prosto z mostu i próbowała spojrzeć mu w oczy.
- No bo…
chciałem… no… - zachowywał się, jakby dopiero co nauczył się mówić i nie bardzo
wiedział, jak użyć co poniektórych słów – masz… napij się – przerwał i podał
jej butelkę.
Wzięła wódkę
i upijając, łyk skrzywiła się. Jak on może pić litrami takie świństwo?
Przecież przy tym to nawet Daniels smakuje jak najlepszy napój na świecie! Zaśmiała
się w duchu, ale szybko przypomniała sobie, że chłopak chyba coś przed nią
ukrywa i waha się czy jej nie powiedzieć tego wszystkiego. No… wydusisz z
siebie w końcu coś sensownego, czy zamierzasz tu siedzieć i czekać aż sama się
domyślę?
- Wiesz… to
może ja ci wino przyniosę – poderwał się szybko z łóżka.
- Nie trze…
- nie zdążyła dokończyć, bo chłopaka już nie było – Duff! – zawołała za nim,
ale nie zawrócił.
Po kilku
minutach wrócił z butelką wina i z kolejną wódką, dla siebie. Podał Marcie
Nightrain’a i usiadł z powrotem na swoim miejscu, nawet się nie odzywając.
Dziewczyna powoli zaczęła się irytować, ale nie chciała na siłę wyciągać z
niego każdego słowa. A widząc, jak chłopak desperacko chce oddalić w czasie
powiedzenie czegoś sensownego, opadła na miejsce koło niego i oparła się
wygodnie o ścianę. Kiedy już myślała, że Duff się przełamie, wymyślił, że
skończyły mu się fajki i koniecznie musi po nie iść. Jak małe dziecko, które
coś zbroiło! No przecież chyba nie boi się powiedzieć tego, co chce!
- Duff,
usiądź i wyduś w końcu z siebie to, co chcesz mi powiedzieć! – rzuciła
niecierpliwie, jak basista zaczął krążyć po pokoju z zapalonym papierosem w
dłoni.
- No tak…
no… - zaczął, jednak jego wzrok spoczął na gramofonie, który od kilku chwil
przestał grać – To może zmienię płytę? – wygrzebał spośród płyt, pierwszy album
zespołu Ramones i od razu go włączył – uwielbiam ich… miałem wtedy dwanaście
lat, wiesz?
- Skończ
pierdolić! – przerwała mu ostro i dodała – powiedz, o co ci kurwa chodzi…
teraz!
Spuścił
wzrok i zaczął wykręcać sobie ręce. Zastanawiał się nad tym, co powinien, a
czego nie powinien mówić tej drobnej brunetce. Zastanawiał się, co powiedzieć,
żeby jej nie zirytować, albo nie wystraszyć; co rzec, aby nie wkurwić Izzy’ego
i Slasha, którzy zachowywali się jak jacyś jebani strażnicy…
- Ja… Marta…
bo chodzi o to, że… kurwa! Lubię cię, wiesz?
- Lubisz? No
przecież wiem… ale chyba nie nad tym myślałeś i nie z tym męczyłeś się przez
czterdzieści minut!
- No bo… -
lekko się zarumienił i nawet nie spojrzał na dziewczynę – zastanawiam się czy…
czy nie lubię cię za bardzo…
Marta
wypuściła głośno powietrze i rzuciła mu pytające spojrzenie. Czy on ma na
myśli to samo, o czym pomyślałam?! Co innego, do cholery, może znaczyć „Chyba
za bardzo cię lubię”? O kurwa… tego się nie spodziewałam… Przez kilka minut
dziewczyna wpatrywała się w niego jak w obrazek. Zupełnie ją zaskoczył i nie
wiedziała, co ma odpowiedzieć. I jeszcze to jego zakłopotanie! To ja się w tym
domu rumienię, a nie kurna facet! I to jeszcze Duff… Nie rozumiała jak
McKagan mógł powiedzieć jej coś takiego, było to wręcz nienormalne, odbiegające
od jakichkolwiek norm…
- Ale… ale
co masz na myśli? – zapytała, chcąc upewnić się, czy jej obawy się potwierdzą.
- Przecież
wiesz… dlatego tak długo milczałaś… zresztą nieważne - spojrzał na nią żałosnym
wzrokiem, który przypominał zbitego psa i bez słowa wyszedł..
Panna Isbell
siedziała jak sparaliżowana i dopiero po kilku chwilach dotarło do niej, że chłopaka
już nie ma u niej w pokoju. Zawołała za nim otwierając drzwi, ale nie usłyszała
odpowiedzi. Rozejrzała się po korytarzu i szybko podbiegła do jego pokoju i bez
pukania otworzyła drzwi; jednak pomieszczenie było puste, podobnie jak łazienka
i kuchnia, do których następnie zajrzała. Cholera, gdzieś ty polazł? I w
ogóle czemu uciekłeś zamiast wytłumaczyć mi, o co ci chodzi?
-
Widzieliście Duffa? – zapytała Slasha i Izzy’ego, którzy wciąż siedzieli w
salonie, gdy Axl wrócił do Erin.
- Wybiegł
chwilę temu… znów się pokłóciliście? – zapytał Stradlin.
- Nie… on…
po prostu urwał w połowie i spierdolił! – gitarzysta uniósł pytająco brwi, a
Marta zaproponowała – pójdziemy na spacer? – kiwnął tylko głową i wstał –
Slash, nie masz nic przeciwko, prawda? –upewniła się, bo dotarło do niej, że
Hudson zostanie sam.
- Jasne,
jasne… z nim można cię spokojnie zostawić – zaśmiał się i otworzył kolejną
butelkę Danielsa.
Dziewczyna
uśmiechnęła się do niego i wyprowadziła za drzwi swojego przyszywanego brata.
Udała się z nim do parku, który zawsze mijała, gdy szła do Joan i usiadła na
oparciu ławki. Zapytała, czy Izzy zauważył dziwne zachowanie Duffa.
- Co masz na
myśli? – spojrzał na nią uważniej i przysiadł obok.
- A co on
miał na myśli, mówiąc, że „lubi mnie za bardzo”? – odpowiedziała pytaniem na
pytanie.
- Co, kurwa,
powiedział?! – rzucił zaskoczony i nerwowo zacisnął pięści.
Nie
spodziewał się, że McKagan będzie miał taki tupet. Doskonale wiedział, że od
jakiegoś czasu chłopak wodził wzrokiem za Martą, gdy ona tego nie widziała;
doskonale wiedział, że Duff robi wszystko, by tylko się do niej zbliżyć, by
zaufała mu jeszcze bardziej niż teraz. Co za jebany… jebany skurwiel! Ja
pierdolę… niech ja tylko tknie, to mu, kurwa, flaki wypruję!
-
Wiedziałeś? – zapytała ostrożnie.
- Mogłem
tylko podejrzewać, ale myślałem… myślałem, że to moja wyobraźnia i chorobliwa
zazdrość… - przerwał na chwilę i odpowiedział na niezadane pytanie – zazdrość,
że ktoś zabierze mi mój największy skarb… - widząc, że się rumieni i spuszcza
wzrok, zmarszczył brwi – Wydawało mi się, że Mała Siostrzyczka Isbell, nie
zawstydza się za każdym razem, jak coś ode mnie usłyszy?
- Stradlin,
czy ty chcesz dziś zarobić? – wykrzywiła usta we wrednym uśmieszku.
-
Oczywiście, Kochanie – ucałował ją w czoło i po chwili spoważniał – a wracając
do Duffa… on coś od ciebie chce?
Mata
spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. Tak bardzo chciała wiedzieć, o co
chodzi młodemu basiście. Czemu najpierw robił wszystko, by odwlec to, co chciał
jej wyznać, a gdy już to zrobił, uciekł, nawet nie tłumacząc słowa? Czy to
dlatego pocałował ją w Donnington? Czy ta dziwna siła przezwyciężyła działanie
narkotyków i nakłoniła go do tego?
- A ty?
- Ja… ja nie
wiem – dziewczyna popatrzyła bezradnie na chłopaka i położyła głowę na jego
ramieniu – lubię go… naprawdę… i strasznie się o niego martwię i mi na nim
zależy, ale… Izzy…. Kurwa… nie wiem!
Objął ją
ramieniem i zamyślił się. Wiedział, że najszybszą i najlepszą terapią dla tej
małej byłby facet… facet, który bezwarunkowo pokochałby ją i zaakceptował jej
przeszłości; facet, który sprawił, by poczuła się szczęśliwa… Ale kurwa
Duff?! Pierdolę! Przecież to jedna z najgorszych opcji, jaką tylko mogę
wymyślić! Tylko ja byłbym gorszy! I może Axl… Ale… ten chuj jest przecież taki
sam jak my… tak samo by ją skrzywdził… tak samo wykorzystał… tak samo porzucił,
jak każdą do tej pory… Pobawiłby się nią z tydzień i powiedział, żeby
spierdalała…
- Słuchaj…
jeśli on kiedykolwiek, bez twojej WYRAŹNEJ zgody cokolwiek zrobi, to obiecuję,
że gówno będzie mnie obchodzić to, czy będziemy mieć dalej w zespole basistę
czy zakopię go sześć stóp pod ziemią…[wybaczcie nie mogłam się powstrzymać I
had to put her six feed under… - przyp. aut.]
- Hej… bez
nerwów – uspokoiła go szybko i wstała z ławki – on niczego nie zrobi… po za tym
chyba jestem w stanie się jakoś sama obronić?
- Nie byłbym
tego taki pewny…już raz sobie nie poradziłaś! Nie pamiętasz?!– rzucił
bezmyślnie, a Marta tylko zerwała się ze swojego miejsca i zaczęła od niego
uciekać.
O kurwa,
Stary! Chyba przegiąłeś! Izzy przeklął sam siebie i rzucił się w pogoń za
dziewczyną. Dogonił ją po chwili i od razu zatrzymał. Nie odwracając jej
przodem do siebie, objął i wtulił twarz w jej włosy. Wyszeptał ciche
"przepraszam" i przycisnął ją bliżej do siebie.
- Kurwa… nie
chciałem, żeby to tak zabrzmiało… po prostu chcę cię chronić… A Duff… jest
zwykłym skurwielem… jak ja… jak Slash… jak każdy z nas!
- Nie mów
tak… jesteście najwspanialszymi ludźmi, jakich miałam okazję poznać - odwróciła
się do niego i przytuliła z całych sił do jego klatki piersiowej – Kocham cię
najmocniej na świecie!
I kurwa za
co, Malutka? Za Brownstone’a, którego w siebie ładuję razem ze Stevenem? Za
dziwki, na które chodzę? Za traktowanie kobiet jak szmaty? Za upijanie się do
nieprzytomności ze Slashem? Popełniłaś błąd… ale jestem kurewskim egoistą i nie
pozwolę ci tego naprawić… westchnął ciężko i zaczął nucić:
Have I ever told you
How good it feels to hold you?
It isn't easy to explain
And tough I'm really trying
I think I may start crying
My heart can't wait another day
When you kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta to say:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you
I can't live without you
I love everything about you
I can't help it if I feel this way
Oh I'm so glad I found you
I want my arms around you
I love to hear you call my name
Oh tell me that you feel,
tell me that you feel,
tell me that you feel the same
How good it feels to hold you?
It isn't easy to explain
And tough I'm really trying
I think I may start crying
My heart can't wait another day
When you kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta,
kiss me I just gotta to say:
Baby I love you, come on baby,
Baby I love you
Baby I love, I love only you
I can't live without you
I love everything about you
I can't help it if I feel this way
Oh I'm so glad I found you
I want my arms around you
I love to hear you call my name
Oh tell me that you feel,
tell me that you feel,
tell me that you feel the same
Gdyby ktoś w
tej chwili patrzył z daleka na nich, pomyślałby jedno – wariaci! Stali na samym
środku opustoszałego, ciemnego już parku i poruszali się w rytm znanej tylko
sobie melodii i tulili się do siebie, jakby byli parą, która widzi się po raz
ostatni. A jednak nie byli ani parą, ani tym bardziej nie widzieli się po raz
ostatni… ot po prostu potrzebowali wzajemnej bliskości i chcieli w bawić się
swoim towarzystwem.
- Nie wiem
czy to dobry pomysł, że śpiewam – zaśmiał się chłopak, wyczuwając, że dziewczyna
jest strasznie zmęczona i zapewne śpiąca – nie dość, że fałszuję, to jeszcze
nie możesz mnie słuchać!
Oderwał ją
od siebie i spojrzał w jej piękne, duże oczy. Prócz wcześniej wspomnianego
znużenia, zobaczył w jej niebiesko-szarych tęczówkach zaufanie, bezwarunkowe
szczęście i bezgraniczną miłość. Miłość do mnie! Kurwa… coś pięknego… coś
czego nigdy bym się nie spodziewał i czego nigdy od nikogo bym nie wymagał… uśmiechnął
się szeroko i odgarnął jej włosy z twarzy, zakładając je za ucho. Kurewsko
Ci dziękuję, że kazałeś mi wtedy się przy niej zatrzymać…że kazałeś wziąć ją do
nas i się nią zaopiekować… powiedział w myślach, patrząc na niebo.
- Ej!
Nieprawda! Uwielbiam jak śpiewasz i wcale nie fałszujesz – zawołała i
odwzajemniła uśmiech – tylko strasznie chce mi się spać… wczoraj znów się co
chwila budziłam…
- Ech,
Młoda, Młoda… - ucałował ją w czubek nosa i dodał – wracamy?
- Jasne… -
odparła i chłopak objął ją jedną ręką i ruszyli w kierunku domu
Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz